limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPOD

Wtorek, 24 września 2019 | dodano: 24.09.2019

Odrobinę poprawiam start ale jeszcze nie jest idealnie. Na razie 6:09.
Od razu rzuca się w oczy i na inne zmysły zmiana pogody. Niebo zaciągnięte szczelnie chmurami co przekłada się m. in. na większe ciemności o poranku. Do tego czuć, że powietrze jest cieplejsze i niesie z sobą więcej wilgoci. Przez to przejrzystość powietrza jest mniejsza. Wieje ze wschodu, czyli dla mnie raczej niepomagająco. Znajduje to odzwierciedlenie w czasie przelotu.
Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą przebiegła spokojnie. Na miejsce zataczam się równo o 7:00. Chyba trochę za ciepło się ubrałem bo jestem lekko podgotowany.

Jesień. Taka przyjazna. Słoneczko, lekki wiaterek, umiarkowanie ciepło, sucho. W sam raz pogoda do jeżdżenia. Początkowo zamiarowałem szybkie dotarcie do domu ale akcja potoczyła się w kierunku lekkiego wygięcia.
Zaczynam standardowym odcinkiem przez las zagórski na Reden. Tu, na światłach, widzę króliczka. Doganiam go przed Mostem Ucieczki. On śmiga pod niego, ja na Łęknice. Trudno. Kręcę swoje w stronę przejazdu między P3 a P4 i na wylocie z dzikiego przejazdu widzę znów mojego króliczka. Ciutkę zwiększam kadencję i kawałek za przybytkiem RZGiW siedzę mu na kole. Niestety jechał trochę za mało intensywnie, jak na moją dyspozycję więc go wyprzedzam i swoim tempem systematycznie się oddalam.
W okolicach Ratanic widzę kolejnego króliczka. Znów nieco podkręcam kadencję i dość szybko udaje mi się go dogonić. Ten też, niestety, jedzie o jakieś 3-4km/h wolniej niż mi odpowiada więc i jego zostawiam w tyle. Więcej okazji do pościgu nie było.
Przy Kamieniu Ornitologa odbijam na Kuźnicę Piaskową i przez Warężyn dotaczam się do Dąbia-Chrobakowego. Stamtąd do Malinowic, gdzie na zakręcie odbijam w teren, którym to dociągam do Strzyżowic. Korciło mnie wykończyć przez ul. Kasztanową ale odpuściłem. Staczam się już prosto do domu.
Bardzo przyjemny, i momentami dynamiczny, powrót do domu.


Kategoria Praca

DP PTTK ND

Poniedziałek, 23 września 2019 | dodano: 23.09.2019

Chyba muszę przestawić budzik na pół godziny wcześniej bo nijak nie wychodzi mi start tak, jak bym chciał. Dziś podobnie, ruszam dopiero o 6:18.
Mało czasu, więc wybór pada na trasę przez Będzin. Kręcę z zaangażowaniem ale ostatecznie i tak mam na mecie 2 minuty straty. Plus przejazdu taki, że w miarę spokojnie.
Warunki niezłe, trochę chmurek, raczej bez wiatru, chłodno. Słoneczko pracowało nad ładnym wschodem słońca ale nie bardzo mogłem się skupić na obserwacjach bo utrzymanie się w oknie czasowym angażowało większość mojej uwagi.


Po pracy umawiam się z Marcinem na Orionie i razem kręcimy bokami w stronę centrum Sosnowca do siedziby PTTK. Dziś spotkanie klubowe. Jesteśmy sporo przed czasem ale kiedy nadchodzi wyznaczona godzina nagle robi się niezły tłok. Dawno już tylu uczestników nie było. Spotkanie trwa około 1,5h. Dużo było po wakacjach do powiedzenia o wyjazdach odbytych, trochę też o zbliżających się niebawem i w nieco dalszej przyszłości. Rozchodzimy się prawie przed 19:00.
We dwóch, z Marcinem, ruszamy już w ciemnościach na czerwony szlak do Milowic. Stamtąd do centrum Czeladzi, gdzie się rozjeżdżamy. Solo kręcę przez Wojkowice do domu. Nawet sprawnie i spokojnie poszło.
Warunki były takie, że deczko się zgrzałem. Mogłem spokojnie kurtki nie zakładać. W domu jestem równo o 20:00.


Kategoria Praca

DPD

Sobota, 21 września 2019 | dodano: 21.09.2019

Dziś nietypowo sobota w pracy. Procedura poranna jak zwykle. Wytaczam się o 6:09. Zimno. Bezchmurnie. Raczej bez wiatru. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą bardzo spokojna. Różnica w natężeniu ruchu między dniem powszednim a sobotą jest powalająca. Do pracy zataczam się z rezerwą 2 min.

Dzień w pracy długi i ruszam w drogę powrotną tak, że finisz na 100% w ciemnościach. Przetaczam się przez las zagórski w stronę Redenu i dalej na bieżnię od strony Łęknic. Tu już mam ładne widoki pozachodowe. Kilka foto i lecę dalej. Przejazdem na P4 i do Preczowa. W locie kilka foto. Z Preczowa do Sarnowa i bez gięcia prosto do domu. Na miejscu spotykam ponownie ślicznego pajączka na bramie wjazdowej. Możliwe, że już się spotkaliśmy, bo jakiś czas temu w tym samym miejscu fociłem podobnego.
Przyjemnie się kręciło powrót. Spokojnie, bez przygód. Chyba dobrze też, że poleciałem przez Łęknice bo nad P3 niosły się dźwięki jakiegoś umpa-umpa. Możliwe, że w okolicach mola toczyła się impreza masowa. Albo wesele w którejś z knajp.


Kategoria Praca

DPDZDZD

Piątek, 20 września 2019 | dodano: 20.09.2019

Rozruch dziś mi się zupełnie nie kleił i skończyło się to startem o 6:20. Nawet na trasę przez Będzin mało czasu ale ją właśnie wybieram, bo obsuwa będzie jeszcze w miarę do przyjęcia. Kręcę raczej z zaangażowaniem. Wiele to nie daje bo temperatury już nie te, które lubię i podawanie nóg jest słabsze. Tyle dobrze, że przejazd spokojny. Jedynie dwa postoje na światłach i lekkie spowolnienie na Lenartowicza, gdzie pozdzierali miejscami asfalt. Jak będą go dziś kłaść, to na odcinku od Mecu do Biedronki będą zaciski. Ostatecznie metę osiągam z czterominutową obsuwą.

Powrót w kierunku Dąbrowy Górniczej. Przez Mortimer i Aleję Kościuszki kręcę pod Pałac Kultury, gdzie mam się spotkać z Tomkiem by odebrać zamówione klocki hamulcowe. Chwilę rozmawiamy przy tej okazji. Potem kręcę dalej przez "dworzec kolejowy" (stojąc chwilę przy szlabanie) do parku Zielona i stamtąd na czarny szlak do Łagiszy. Przez Stachowe przetaczam się w stronę parku Żurawiniec i terenem kręcę w stronę Strzyżowic. Stamtąd zjazd do domu. Zakładam sakwy i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjeżdżam do domu. Okazuje się jednak, że zabłysnąłem sklerozą i powtarzam standardowe kółko do Lewiatana by odebrać zostawioną kartę. Eh... dobrze, że nogi jeszcze jakoś służą bo głowa zaczyna zwalniać.
Pogoda taka trochę dziwna. Powietrze chłodne i zdecydowanie dmuchające z zachodu. Na niebie chmury niby ołowiane ale jakby takie nieburzowe. Do tego gdzieś po ich krawędziach przebija słońce. Ogólnie warunki już zupełnie nieletnie.


Kategoria Praca

DPD

Czwartek, 19 września 2019 | dodano: 19.09.2019

Dziś od samego rana opornie. Najpierw nie chciała mi się brama otworzyć. Nim się z tym uporałem, to zaczęło kapać. Przestało gdzieś po 1km ale za to w międzyczasie zorientowałem się, że znów zacina się przednia przerzutka.
Wyjechałem dość późno, o 6:14, ale nie bardzo nogi chciały podawać i nie udało mi się zmieścić w czasie. Na miejsce docieram z trzema minutami obsuwy.
Po drodze pod górkę zrobił mi szlaban na "dworcu kolejowym" w centrum Dąbrowy Górniczej, gdzie musiałem chwilę odstać aż przejedzie pociąg. Potem jeszcze chwila stresu na rondzie w centrum D. G. Jak zwykle od strony Będzina gnająca blaszana trumna. Tym razem z zaspaną księżniczką. Hamowała z piskiem opon tuż przed oznaczeniem "ustąp". Asekuracyjnie też zwolniłem, bo nie miałem pewności, czy się zatrzyma.
Ostatecznie jednak docieram do pracy żywy i w jednym kawałku.


Powrót też nie zaczął się za różowo. Nie zdążyłem dojechać nawet do lasu zagórskiego jak grzmotnęło ze 3x a potem zaczęło lać. Wyszło na to, że test wczorajszego zakupu z Decathlonu przyszło zrobić szybciej, niż się spodziewałem. Akcesorium nieźle się sprawdziło i kapanie, które towarzyszyło mi przez Reden, Most Ucieczki i Zieloną, nie dało rady mnie namoczyć. Nim ruszyłem czarnym szlakiem do Łagiszy już się nieco przetarło i mogłem schować extra warstwę ochronną.
W tempie spacerowym przetaczam się na Stachowe i dalej ciągnę w stronę ul. Wiejskiej. Finisz do domu asfaltem. Trochę zniechęciła mnie do dalszych objazdów siwa chmura ciągnąca mniej więcej z południowego zachodu. Ostatecznie nie popadało.
Powrót spokojny i nawet przyjemny.


Kategoria Praca

DPD

Środa, 18 września 2019 | dodano: 18.09.2019

Dziś dojazd nietypowy. Na początek kręcę do oddziału w Będzinie więc mogę sobie pozwolić na późniejszy start. I tak też czynię. Rozpoczynam o 6:34. Na miejscu jestem przed 7:00. Około godziny zajmuje mi załatwienie tego, co było do załatwienia i potem dalej do Sosnowca przez las mydlicki. Dojazd przyjemny i umiarkowanie spokojny. Późniejsza pora wyjazdu oznacza większy ruch na drogach ale, na szczęście, obyło się bez ekscesów. Pogoda wietrzna. Na dojeździe wiaterek pomagał. Na powrocie czeka mnie walka.

Powrót w tempie znacznie stateczniejszym niż rano żeby się nie szarpać z podmuchami wiatru, który miałem na twarz przez większość drogi. Za ciepło nie było mimo ładnego słoneczka. Jedynie gdy miałem wiatr w plecy było przyjemnie.
Trasa przez centrum Zagórza i obok Makro w drodze do Decathlonu. Prawie godzinka deptania między alejkami, które za każdym razem jak tu jestem, a nie bywam za często, są poprzestawiane. Potem jeszcze się wykrzaczyła samoobsługowa kasa waląc bluescreen-em.
W powrót po zakupach ruszam na kierunku do Będzina, skąd dalej przez Łagiszę do Sarnowa. Za światłami uciekam w teren i wykańczam powrót ul. Kasztanową osiągając dzisiejszy wynik.
Przyjemny i spokojny powrót do domu mimo ewidentnej jesieni pogodowej.


Kategoria Praca

DPD

Wtorek, 17 września 2019 | dodano: 17.09.2019

Dziś jazda po krawędzi okna przelotowego. Ruszam o 6:14. Jezdnie miejscami jeszcze lekko wilgotne po nocnych opadach ale nie aż tak bardzo, jak się spodziewałem. Lekko dmucha z zachodu a na niebie dywan chmur.
Trasa przez Będzin. Było raczej spokojnie. Na miejscu jestem równo o 7:00
Dziś w użyciu cięższe buty, długie spodnie i kurtka. Na dojeździe lekko się zgrzałem ale na powrocie spodziewam się, że będzie w sam raz. Ma wiać dość zauważalnie z zachodu, czyli dla mnie prosto w twarz.


Powrót przez las zagórski, Reden, Most Ucieczki, Zieloną, las między Preczowem a Łagiszą, Sarnów i finisz od świateł asfaltem do domu.
Tempo nie za spieszne bo wiaterek zauważalnie przyspieszył i był zdecydowanie z kierunku przeciwnego. Czasem udawało się jednak przed nim nieco schować.
Słoneczko dawało radę czasem przebić się przez chmury ale ogólnie ciepło nie było. Wracałem ubrany dokładnie tak jak rano.
Bez zaginania bo w perspektywie wizyta u stomatologa.


Kategoria Praca

DPD

Poniedziałek, 16 września 2019 | dodano: 16.09.2019

Niedziela prawie nierowerowa. Prawie bo zabrałem się za wymianę dętki Mamutowi na tyle i łataniu tej wyjętej i jednej czekającej na ten zabieg. Potem jeszcze czyszczenie Rzeźnika. Jeżdżenia niemal nic poza testami czy wszystko ok po założeniu koła na fatbike-a.
Dziś zamiarowałem wybyć wcześniej i zagiąć dojazd ale nie wyszło. Ruszam o 6:06. Jest nawet na tyle przyjemnie, że w użycie idą krótkie spodenki. Trochę chmurek robiących niezłe tło dla wschodu słońca. Raczej bez wiatru.
Trasę dziś pogiąłem ale nie tak jak chciałem. Przyczyniła się do tego tylna przerzutka, która coś mi się zacinała. Chyba lekko zardzewiał dolny odcinek pancerza. Byłem już prawie w Sosnowcu, kiedy w końcu zaczęła działać poprawnie. Ale wcześniej kilka razy przystawałem i próbowałem regulować. Odbiło się to na czasie i trasie.
Przejazd przez Sarnów i Preczów. Tu odpuszczam Pogorie i ścinam na Zieloną wbijając na zwykłą trasę przez Dąbrowę Górniczą. Czas mam przeciętnie w normie. Ostatecznie na metę zataczam się z minutą obsuwy.


Powrót pod pochmurnym niebem, w lekkich podmuchach i niegroźnej, acz irytującej kropli. Doszło do tego, że po drodze nawet założyłem kurtkę. Powrót wybitnie niespieszny i z kilkoma postojami na użeranie się z tylną przerzutką. Trasa w części terenowa: las zagórski, Reden, Most Ucieczki, Zielona, czarny szlak do Łagiszy, wertepki na Stachowe, przez pola w stronę żółtego szlaku i finisz asfaltem spod podstawówki w Psarach. Spokojny powrót do domu. No, może poza jednym białym Volvo, które zamiarowało mnie wyprzedzać z prawej strony na skrzyżowaniu. Samochód bezpieczny ale co z tego, jak za kierownicą narwaniec...


Kategoria Praca

Chatka Shreka

  • DST 134.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 08:08
  • VAVG 16.48km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 września 2019 | dodano: 14.09.2019
Uczestnicy

Jak mi się dziś nie chciało jechać! Ale pojechałem. Nie trafił się żaden niezależny ode mnie pretekst, by odpuścić. Pogoda dopisała. Sprzęt mi się nie wykrzaczył. Nie zaspałem. W ogóle wszystko było za wyjazdem. Więc się pozbierałem i ruszyłem z domu chwilę po 7:00. Haczę jeszcze o piekarnię by nabyć porcję drożdży na drogę i ruszam na miejsce zbiórki.

Umówieni jesteśmy na stacji BP w Mysłowicach. Zjawiam się lekko przed czasem. Są już: Michał, Przemek, Mariusz i nowy Mariusz. Potem dociera Tomek i na końcu Marcin. Dzwonię jeszcze do Witka, który tak na 2x się zapowiadał, ale ostatecznie kontuzje sprawiły, że odpuścił wyjazd. Maciek dał znać wcześniej, że ma inne plany.

Ruszamy w drogę. Prowadzi Michał więc zupełnie się nie interesuję jak jedziemy. Będzie koło przede mną i to wystarczy. Na pewno dotrzemy do celu i trasa będzie jak trzeba.

Poranek słoneczny ale rześki. Taki też był cały dzień. Trochę w okolicach środka dnia, było omalże ciepło ale poza tym raczej umiarkowanie. W lasach, w cieniu zdecydowanie ciągnęło chłodem. Z porannego wdzianka tylko zdjąłem na jakiś czas bandankę robiącą za szalik i rękawiczki.

Przejazd w tempie niespiesznym. Nie obyło się bez kilku gleb. Jedna wyglądała dość poważnie ale skończyła się tylko na drobnych otarciach. Pechowcem był nowy Marcin. Przesiadł się na nowy rowerek i jeszcze nie wyczuł siły hamowania nowych hamulców. Potem jeszcze orła wystrzelił Marcin, ale dość kontrolowanego więc obyło się bez strat. No może poza drobną rysą na dumie.

Docieramy do celu przebijając się zarówno przez miasta jak i przez teren. Celem była Chatka Shreka. Tam chwilkę dychamy grubo żartując. Kiedyśmy już się nagadali, nafocili i napoili ruszamy w drogę powrotną. Oczywiście będzie inna niż dojazdowa. Jeszcze podjeżdżamy pod Chatkę Fiony, gdzie również odbywa się porcja marudzenia (choć krótsza) i dopiero zaczyna się powrót właściwy. Prowadzi Mariusz i też jest ciekawie. Sporo terenu.

Po drodze, przez przypadek, wpadamy do restauracji Stara Chata w Łaziskach Górnych. Spadła jak z nieba bo już zastanawialiśmy się, czy będzie okazja coś zjeść na trasie. Zasiadamy znów na dłuższą chwilę. Obiadek smaczny i obfity więc znów mamy paliwo na kręcenie. Tylko, że się nie chce. Trzeba się ponownie rozkręcić.

Dzień powoli chyli się ku końcowi a my mamy jeszcze spory kawałek do przejechania. Tempo systematycznie spada ale w końcu docieramy w znajome rejony - lotnisko Muchowiec. Stąd jedziemy do Mysłowic, gdzie się dzielimy na dwie grupy. Z Mariuszami wracam do Sosnowca. Reszta grupy ma jeszcze jakieś plany integracyjne. My jednak rezygnujemy. Ja mam jeszcze sporo do domu i niestety wrócę już za ciemności.

Nóżka za nóżką przetaczamy się pod stadion na Stawikach, gdzie się rozjeżdżamy. Solo kręcę powrót czerwonym szlakiem do Milowic i dalej przez Czeladź i Wojkowice do domu. Na finiszu nogi już słabo podają mimo tego, że staram się jechać na młynkach by je rozgrzać. W domu jestem ciut przed 20:00.

No nie chciało mi się jechać ale warto było. Może nie najeździliśmy się jakoś strasznie dużo ale za to było bardzo wesoło. Bardzo pozytywnie zużyta sobota.





Link do pełnej galerii.



Dojazdowe widoki.


Dojazdowe widoki.


Przy Chatce Shreka.


Chatka Shreka.


Tuśmy obiadali. Restauracja ma bardzo fajny wystrój.


Grupowe przy bunkrze w Wyrach.


Na powrocie w Czeladzi zaskakuje mnie zwinięty asfalt. Budują rondo.


Przebieg za dzień. Zupełnie nie oddaje pozytywnej energii zgromadzonej pod czas tej wycieczki.


Kategoria Jednodniowe

DPODZD

Piątek, 13 września 2019 | dodano: 13.09.2019

Start szedł dobrze do momentu kiedy mi się trochę rozjechał jeden element nowego zestawu bagażowego, który ma zastąpić plecak. Chwila szarpaniny nim się z tym uporałem i zrobiło się 16 po 6. Ostatecznie zaczynam kręcić 6:18.
Mało czasu na objazdy więc trasa krótka przez Będzin i kręcona raczej z zaangażowaniem. Dzięki temu udaje mi się dotrzeć na metę z zapasem 2 min. Przejazd spokojny i całkiem przyjemny.
Warunki rześkie. Na polach trochę mgieł. Raczej bez wiatru, słoneczko.


Wytaczając rower ze schowka tak jakoś dziwnie miękko po schodach się toczył. Na zewnątrz sprawdzam ciśnienie w kołach i odkrywam, że w tyle jest znacznie mniej luftu niż bym powiedział, że ma być. Przypomniało mi się też, że gdzieś w trakcie dojazdu coś mi od kołem strzeliło. Jednak nie byłem pewien czy problem zrobił się na dojeździe, czy jeszcze wczoraj, bo przed startem z domu nie sprawdzałem organoleptycznie ciśnienia. Wnosząc po prędkości powiedziałbym jednak, że na dojeździe było ok.
Dobijam trochę luftu podręczną pompką i jadę. Nawet jak zejdzie, to w końcu jest fatbike. Takim się jeździ na miękkich kołach. Stracę trochę na prędkości ale za to mniej będą się dawały we znaki nierówności.
Powrót nietypowy, gięty i częściowo terenowy. Początek to standard do ściany płaczu na Redenie. Potem przetaczam się w stronę oczyszczalni ścieków i dalej terenem wzdłuż torów w stronę Ksawery. Tu kawałek asfaltem by ponownie wbić w teren, który wyprowadził mnie na wyjeździe z Będzina do Łagiszy. Drogę jednak tylko przecinam i dalej terenem, przez las grodziecki, obok leśniczówki, jadę na przejazd pod "86" w stronę Grodźca. Bokami i częściowo wertepkami przetaczam się do kolba.pl dokonać zakupu parakordu.
Załatwiwszy swój sprawunek na wyjściu zagaduje mnie kolejny klient ze swoją towarzyszką zapytując o Mamuta. I troszkę nam schodzi na rozmowie. Okazuje się, że spotkałem ciekawą parę. Tandemem, z psem na przyczepce pojechali przez Litwę, Łotwę, Estonię i Finlandię na Nordkapp, a potem wrócili przez Norwegię, Szwecję, Danię i Niemcy. 8 miesięcy w drodze. To robi wrażenie. Dla zainteresowanych link do Ich strony.
Kiedy się pożegnaliśmy kręcę do domu. Ścieżką do Wojkowic i za Orlenem w teren na prostą do domu. W domu zostawiam testowane oporządzenie i zakładam na bagażnik sakwy by wykonać standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z zaopatrzeniem, bez gięcia, staczam się do domu.
Pogoda na powrocie tak jakby trochę się rozjechała. Niebo zaciągnęło się chmurami. Niedeszczowymi, na szczęście. Czasem między nimi przedzierało się słoneczko ale nie na długo. Troszkę też podwiewało.


Kategoria Praca