Sierpień, 2014
Dystans całkowity: | 1348.00 km (w terenie 117.00 km; 8.68%) |
Czas w ruchu: | 64:52 |
Średnia prędkość: | 20.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.70 km/h |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 56.17 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
To samo co wczoraj tylko w innym gatunku :-)
-
DST
122.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
06:12
-
VAVG
19.68km/h
-
VMAX
57.70km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozpoczęta wczoraj po powrocie integracja zakończyła się dziś dla mnie coś koło 1:00. Chłopaki zmęczyli się jakieś półtorej godziny później. Z tego też powodu ogólnie pobudka później (poza Tomkiem, który już koło 6:00 był na nogach - co ta praca z człowiekiem robi...).
Od razu zapowiedziałem, że ja będę godzinę jadł. Conajmniej. Porcja płatków, półtorej konserwy z ćwiartką chlebka, litr mleka, duży zielony ogórek, kawcia i słoiczek marynowanych pieczarek miały mi zapewnić paliwo na planowany powrót. Łącznie z pakowaniem i pobieżnym smarowaniem zeszło nam do 12:00. Trasa powrotna była mojego pomysłu i zakładała na początek wjazd na przełęcz kocierską. Stamtąd zjazd do Andrychowa i dalej przez Zator, Chrzanów i Jaworzno do Kazimierza Górniczego. Po drodze jedna sporo się pozmieniało ze względów różnych. I tak pierwszy odpadł pan_p, który od wczoraj usiłował namówić nas na wjazd na Czupel. W końcu po drodze do Łękawicy zawraca i rusza by pomysł swój zrealizować. We czterech: Waldek, Tomek, Dominik i ja, jedziemy zwalczyć przełęcz. Miodzio wjazd. Jednak jakieś pół kilometra od hotelu robimy sobie przerwę na poboczu bo Domino stwierdził, że jaj nie czuje a bez jaj nie ma jazdy. W sumie miał chłopak rację bo i my też skorzystaliśmy na odzyskanie czucia ;-)
Potem z Tomkiem szybciutko przeskakujemy przełęcz i robimy błyskawiczny zjazd. Już raz miałem okazję tędy zjeżdżać ale dziś to było coś innego bo na zadnim kole dwie sakwy, które sprawiały, że po puszczeniu Dźwigni Tchórza rowerek natychmiast leciał 50km/h i ciągle przyspieszał. Niestety trzeba było się hamować bo zakręty tam raczej dość ciasne na takowy zaprzęg. Ładne składanie się w wirażach odpada przy osakwionym kole. Za duże ryzyko, że się koło rozsypie pod przeciążeniem. Ale i tak zjazd miodzio. Do samego Andrychowa powyżej 35km/h. Czad! Tu się kompresujemy czekając chwilę na Domina i Waldka, którzy podjechali pod hotel podziwiać widoki. Potem kierujemy się na Zator jednocześnie rozglądając się za okazją do obiadu. Jedna próba po drodze kończy się fiaskiem i decydujemy, że jemy w Zatorze. Po drodze na horyzoncie coraz bardziej w oczy rzucają się chmurki w barwie ołowianej. Dojeżdżając do Zatoru jezdnie mamy już dość solidnie zlane a w powietrzu zamierający opad. Zakotwiczamy w restauracji na rynku. Tu dopiero orientuję się skąd mi ta nazwa wydawała się znajoma. Rok wcześniej w tym mieście był jeden z punktów do zaliczenia oznaki Szlaku Wiślanego. Dopiero jak zobaczyłem kościół, to trybiki wskoczyły na swoje miejsce.
Wciągamy obiadek (u mnie to: czerwony barszczyk z uszkami, karp po zatorsku z dodatkami, izobronik w ilości nielegalnej i herbatka). Nim nie usiadłem do stołu, to wydawało mi się, że nie jestem głodny. Jednak obiadek wszedł bardzo sprawnie. Po tymże postoju kontynuujemy jazdę kierując się do Chrzanowa. Przejazd sprawny i na miejscu jesteśmy po 18:00. Tu Tomek chyba dostał wezwanie, do przyspieszenia powrotu więc odbiera z mojej sakwy część balastu jaką dla niego wiozłem i żegna się. W końcu mógł też przejść z trybu kręcenia "ekono mode" na "turbo" i rozwinąć normalną dla siebie prędkość przelotową ;-)
My rzeźbimy do Jaworzna. Na niebie coraz mniej ciekawie. Jezdnie mokre. Na 9 km przed Jaworznem Waldek stwierdza, że on już pojedzie sobie wolniej prosto do domu. Wspomniał coś też o jakimś barze po drodze ale nie drążyliśmy tematu. Po upewnienie się, że jest pewny co do swojej decyzji, we dwóch z Dominem ruszamy prosto do Dąbrowy Górniczej. Przez Jaworzno. Tomek: tu jest rynek w trójkącie. Jest foto. Tu też rozkręca się deszczyk, który jeszcze ignorujemy. Deszczyk miał nam to olewanie ewidentnie za złe i zamienia się w ulewę. Parkujemy na przystanku autobusowym w oczekiwaniu aż się uspokoi do etapu deszczyku. Nawiązuję też łączność z Marcinem. Jest 7 km od centrum Jaworzna. Jednak nie czekamy na niego bo on potem i tak inaczej pojedzie niż my więc nie ma sensu tracić czasu.
Robi się ciemno ale ciśniemy ile się da, a da się całkiem sporo pomimo już niezłych rozlewisk po drodze. Kilka przelatujemy z rozpędu nabierając w niektórych wody w buty. Ma to ten plus, że potem już człowiek nie kombinuje tylko tnie na krechę przez wszystko co na drodze i tym samym oszczędza czas.
Burzę doganiamy ponownie już na krawędzi Sosnowca. Znów ratujemy się przystankiem. Tym razem opad trwa znacznie dłużej. Przychodzi też info od Tomka, że dotarł do domu przed 20:00 i przed burzą przebijając się fajnymi rowerowymi autostradami w terenie. My czekamy aż znów będzie tylko padało. Kiedy to następuje ratuję żabkę, która usiłowała przekicać na drugą stronę jezdni i ruszamy dalej. Udaje się przez Kazimierz dotrzeć do Dąbrowy Górniczej. Obawiając się, że pod mostem na Starocmentarnej może być wody ciut dużo skręcamy do przejścia podziemnego. Będąc w trakcie korzystania z budowli tejże nabieram podejrzenia, że znów zaczęło lać. Na wylocie okazuje się, że się nie pomyliłem i bębnienie po daszku było faktycznie opadem. Tu też odzywa mi się ssanie. Wciągam resztki słodkich zapasów. Doczekawszy się zelżenia opadu jedziemy pod kwadrat Domina, gdzie się żegnamy. Solo ciągnę pod molo na Pogorii 3. Knajpy pozamykane, żywego ducha. Cała ścieżka dla mnie. Korzystam z niej do Świątyni Grillowania, gdzie przeskakuję pod tamę na Pogorii 4 i dalej przez Preczów i Sarnów jadę do domu. Nie udało mi się dogonić czwarty raz burzy ale jej sygnały świetlne docierały do mnie praktycznie z każdego kierunku, w który spojrzałem (Antoniów, Ujejsce, Strzyżowice).
Lądowanie kończę równo o 22:00. Trochę czasu zajmuje mi rozminowanie sakw i ciepły prysznic. Potem już wpis. Foto i mapki w poniedziałek.
Link do pełnej galerii
Ruszamy na początek delikatnie.
Most w remoncie więc praktykujemy kładkę.
Pierwsze starcie z podjazdem na Kocierz.
Jezioro Żywieckie.
Gdzieś po drodze w locie na przełęcz pstryknięte w czasie jazdy.
Waldek dociska.
Może dlatego, że tu nie mieszkam, to mi się takie widoczki ani trochę nie nudzą.
Przerwa na "oddrętwienie".
Z przełęczy było dużo akcji w postaci zjazdu i samej jazdy. Tu restauracja na rynku w Zatorze gdzieśmy obiadali.
Chrzanów. Tu Tomek włącza tryb "turbo".
Jaworzno. Dopiero zaczyna pokapywać. Ulewa była kilka kilometrów dalej.
Sosnowiec. Kolejna nasiadów na przystanku. Deszcz był ciepły i nie przeszkadzał termicznie ale potężnie ograniczał widoczność.
Widok z przejścia podziemnego.
Foto żabulca niedaleko siedziby RZGiW przy Pogorii 4. Fajna z mordy bestia :-)
Dzień w liczbach.
Kategoria Kilkudniowe
Duuuuuużo rzeźni pływającej w miodziu
-
DST
103.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:46
-
VAVG
17.86km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start dziś miał być o 7:30 ale się obsunął do 8:00 głównie przeze mnie. Na początek bez kombinowania jedziemy asfaltami do Bielska-Białej przez Kobiernice i Kozy. Dotarcie do miasta zajęło nam niecałą godzinę. Pod dworcem spotykamy się z Waldkiem i Marcinem, którzy przyjechali pociągiem. Niedługo potem zjawiają się Mariusz z Pawłem. Wspólnie ruszamy do Porąbki przebijając się przez Przełęcz Przegibek. Na kwaterze Marcin i Waldek zostawiają nieco balastu i ruszamy w stronę ruin zamku Wołek. Paweł z Waldkiem i Marcinem robią wizytację lokacji. Dalej mamy kawałek offroadwy w poszukiwaniu niebieskiego szlaku. Krzaki, błoto, strumienie czyli bardzo rzeźnicki kawałek, na którym Tomek zalicza kapcia. Wydostawszy się niebieskim szlakiem na asfalt z kolei Mariusz stwierdza, że coś ma nie tak z tylną przerzutką. Okazuje się, że urwała się linka. Ratuję sytuację zapasową a Tomek z Mariuszem robią serwis. Kolejny punkt zwrotny to kamieniołom w Kozach. Wspinam się z Waldkiem na punkt widokowy nad jeziorkiem i focimy. Potem zjeżdżamy do centrum Koz. Waldek zalicza kapcia. Pora już mocno zdatna do konsumpcji obiadu więc obieramy kierunek na Kobiernice w poszukiwaniu zdatnego do tego celu miejsca. Obiadek jemy w zajeździe przy Lukoilu. Ze względu na porę rezygnujemy z pomysłu wjazdu na Chrobaczą Łąkę i jedziemy do Kobiernic, gdzie Paweł i Mariusz odbijają na północ do domu. My jedziemy do Andrychowa, gdzie skręcamy na Targanice i dalej na Przełęcz Targanicką. Wjazd dość wymagający ale potem jest nagroda w postaci pięknego zjazdu do centrum Porąbki. Zakupy w Lewiatanie i wracamy na kwaterę by praktykować nieco integracji.
Pięknie zużyty rowerowo dzień.
Link do pełnej galerii
"Kupimy" się pod dworcem w Bielsku.
Potem długi wjazd i Przegibek.
Miodzio zjazd i kręcimy na kwaterę by Marcin z Waldkiem mogli zostawić trochę balastu.
Dalej wjeżdżamy pod ruiny zamku.
A potem zaczyna się rzeźnia :-) Wypych przez krzaki.
Zjazd w błotku.
Wypych w błotku.
Pierwsze udokumentowane chodzenie w powietrzu.
Profesjonalne wyszydzenie kapcia u Tomka.
Profesjonalne wyszydzenie zerwanej linki u Mariusza. Niestety brak dokumentacji i szydzenia z kapcia Waldka :-/
Kamieniołom. Nie zauważyliśmy z Waldkiem, że chłopaki zjechali nad wodę i pocisnęliśmy na górę.
Ale za to mają stamtąd foto.
Potem było obiad, pożegnanie, Andrychów i wjazd na Przełęcz Targanicką. Zabił mnie Tomek. Ja kręcę już 1/1 a on mi tekst, że musi na moment stanąć bo mu nie chce z blatu zrzucić. A brakowało do przełęczy może z 200m. Normalnie robot.
Potem miodziowy zjazd do Porąbki, zakupy, powrót na kwaterę i integracja. Tu podsumowanie w liczbach.
Kategoria Kilkudniowe
DP Porąbka
-
DST
86.00km
-
Czas
03:53
-
VAVG
22.15km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+6 na termometrze. Niby podobnie jak wczoraj ale w powietrzu dużo więcej wilgoci i odczuwalnie sporo mniej co też i nogi zauważyły bo podawalność dużo słabsza. Nad polami mgiełki a nad tym wszystkim piękne słoneczko. Dziś start mocno poza krawędzią okna startowego - 6:24. Wszystko przez pakowanie. Dziś po pracy start w stronę Beskidu Małego i balast początkowy większy niż zwykle a co za tym idzie, pakowanie nieco dłuższe. Przejazd w miarę spokojny. Na Zielonej Policja urządziła dmuchanie ale mną nie byli zainteresowani. W centrum wyprzedza mnie jakiś biały kombiak jak na mój gust nieco za blisko i leci za nim wyrwana odruchowo "..urwa". Reszta drogi spokojna. Obsuwa na mecie: 8 min.
Po pracy jadę na Mec na spotkanie z Dominem i razem ruszamy w stronę Beskidu Małego. Kolejno przez Mysłowice, Imielin, Oświęcim,
Po pracy ruszam na Mec, na spotkanie z Dominem i razem jedziemy w Beskid Mały do Porąbki kolejno przez Mysłowice, Imielin, Oświęcim i Kęty. Po drodze kilka razy wyprzedzamy kolumny samochodów. Niektóre pojazdy kilka razy :-) W Kętach motam się raz i raz GPS wpuszcza nas w kanał. Wg niego jest ścieżka. W terenie jest płot z drutem kolczastym. Generalnie fajna jazda choć po drodze, kiedy słońce chowa się za chmurami i temperatura spada o jakieś 2-3 stopnie nogi obniżają podawalność i z początkowej średniej 27km/h robi się ledwo 23. Finalnie wychodzi za dzień 22,2. Nienajgorzej. Na miejscu jesteśmy około 19:00. Zakupy i ostatni atak na podjazd do kwatery w szkole. Potem już integracja, gra zespołowa i ogólnie świetna zabawa.
Ślepemu źle ale technika wspomaga ;-) Jest drut.
Wynik za dzień.
Droga prosta i nudna. Jedyny plus to fakt, że nas nie dotyczyły korki :-)
Kategoria Praca, Kilkudniowe
DPD
-
DST
37.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
01:53
-
VAVG
19.65km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+8 ale ze znamionami rześkości. Zamglenia na starcie i słoneczko ładne na finiszu. Dziś lekko poza oknem - 6:18 - bo wczoraj wgrałem sobie na kartę kompilację mapy Topo 2011 Garmina i UMPpcPL i przed wyjazdem zużyłem ze 3 minutki na wymianę nośnika. Po pracy przełączę się na UMP i popatrzę sobie czy pokaże mi ścieżki, którymi zamierzam dziś wracać. Na miejscu z 2 minutowym poślizgiem. Przejazd spokojny.
Po pracy ruszam przez las zagórski w stronę Dąbrowy Górniczej. Średnio trafiony pomysł bo po ostatnich deszczach sporo kałuż i dość miękko, a na Srebrnej Strzale opona na kole napędowym już nie ma tego bieżnika co za nowości i w błotku robi puste obroty czasem. Jednak udaje się dość sprawnie, choć niezbyt szybko, przebyć te 3 km terenu. Reszta asfaltami. Standard pod molo na Pogorii 3. Ścieżką wzdłuż zbiornika na Piekło i potem ścieżką wzdłuż Pogorii 4 do Preczowa i dalej przez Sarnów do domu. Ładne słoneczko ale też i trochę wiaterku. Już niestety nie te upały, które tak bardzo mi pasowały. Ludzi nieco więcej niż wczoraj ale do letnich tłumów bardzo daleko. Nie ma tych co tylko plażing&smażing, tzn. tylko jakieś nieliczne niedobitki.
Po powrocie do domu obydwa rowerki trafiają kolejno na stojaczek i poddane zostają czemuś, co u mnie jest raczej rzadkością czyli czyszczeniu. Oprócz tego oba smarowaniu a dodatkowo Srebrna Strzała doczekuje się ściągnięcia linek hamulcowych coby odzyskać jakąś kontrolę nad miejscem zatrzymania ;-)
Kategoria Praca
DPDZ
-
DST
39.00km
-
Czas
01:53
-
VAVG
20.71km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10. Pochmurno i mokro ale bez deszczu. Jednak odgłosy opon samochodowych na mokrej jezdni skłaniają mnie do wdziania kapci od chodzenia w wodzie. Jednak okazuje się na finiszu, że asekurowałem się mocno na wyrost. Dojechałem właściwie suchy. Te kilka kropel, które gdzieś po drodze złapałem nie miało znaczenia dla całokształtu jazdy. Start na krawędzi okna - 6:15. Przejazd spokojny i na mecie prawie punktualnie.
W ciągu dnia jezdnie wyschły i temperatura nieco podskoczyła. Powrót na krótko choć generalnie trzeba było równo cały czas kręcić by jednak nie wystygnąć. Trasa standardem pod molo i dalej przez Zieloną, Preczów i Sarnów do domu. Tu dokładam drugą sakwę i jeszcze robię zawijasa do wsiowego Lewiatana. Srebrna Strzała zdradza objawy zjechania klocków hamulcowych. Trzeba będzie ściągnąć trochę linki na obu hamulcach.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
34.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
18.89km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10 i deszczyk. Niespecjalnie ciekawe warunki do jazdy. Wskakuję w kapcie do chodzenia w wodzie, na klatę polarową kurtkę, pełne rękawiczki i start na krawędzi okna startowego - 6:15. W sumie jedzie się nieźle. Trochę tylko po nogach zimno bo zbierają najwięcej wody ale da się wytrzymać. Standardem przez Łagiszę, Zieloną i Dąbrowę Górniczą. Przejazd spokojny.
Dzień cały dziś ślimaty. Na wylocie coś jakby grubsza mżawka. Jezdnie mokre. Trochę wiatru. Generalnie warunki średnio nastrajające do jeżdżenia. Do tego kapcie od chodzenia w wodzie nie wyschły do końca i zakładanie mokrych średnio przyjemne. Pocieszałem się tym, że i tak za moment byłyby mokre. Powrót bez gięcia: Mec, Środula, Stary Będzin, Syberka, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Na chwilę w Grodźcu deszczyk się nieco rozkręcił. Do domu docieram jednak chyba bardziej suchy niż do pracy. Mimo tego cały komplet ciuchów leci do prania. Prognoza na jutro również mało sympatyczna :-/
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
46.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
02:22
-
VAVG
19.44km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+6. Ładny wschód słońca i zdecydowany koniec lata. Start na krawędzi okna - 6:15. Kręcenie takie, by się nie spóźnić ale też i nie zagotować. Zresztą nogi tak sobie podają pomimo weekendowej przerwy. Dojazd spokojny.
Upałów już raczej się nie spodziewam więc temperaturka po pracy jednak mimo wszystko nieco mnie zadowalała choć podejrzewam, że było może ledwo +20. W słoneczku nieco cieplej ale to z kolei co jakiś czas ginęło za chmurami. Powrót robię sobie nieco wędrowny. Kolejno: Plejada, Pogoń, Czeladź z elementami terenu i ogólnie gięciem, lekko zahaczam o Wojkowice i dalej przez Strzyżowice na górkę paralotniarską w Górze Siewierskiej. Tam strzelam panoramkę z tabletu i kilka foto aparatem. Jakiś paralotniarz próbował wystartować ale wiatr był chyba za silny bo mu się nie udało. Drugi czekał na sprzyjające warunki. Jak mnie już wypizgało na tej górce to ruszyłem do domu. Na zjeździe jeszcze trochę domarzłem ale to tylko jakieś 3 km więc dało się przeżyć. Generalnie fajne zaginanie powrotu. Dość spokojne. Gdzie się dało to unikałem ruchliwszych dróg.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Czas
01:42
-
VAVG
21.18km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+6 na starcie. Zamglenia i później ładne słoneczko. Odczuwalnie mało sympatycznie. Na klacie dziś ląduje kurtka polarowa a na łapkach pełne rękawiczki. W Łagiszy GPS zawołał jeść więc stanąłem, wymieniłem akumulatory i przy tej okazji zarzuciłem rękawiczki bez palców licząc na to, że po tych kilku kilometrach jestem już rozgrzany i dłonie nie będą marznąć. Kilkaset metrów dalej wracam do pełnych rękawiczek. Zauważalnie niższa temperatura podziałała też na podawanie nóg. Blat był w użyciu w dużo mniejszym stopniu niż jeszcze całkiem niedawno. Zdecydowanie lepiej jedzie się w takiej temperaturze na młynkach. Chyba przyjdzie się już przyzwyczaić do wożenia podwójnego kompletu ciuchów :-/ Chyba już oficjalnie można pogrzebać lato.
Dziś pogoda strasznie pokręcona. Rano zimno. W ciągu dnia piękne słoneczko ale w pracy trzeba siedzieć. Przed wyjściem zaczyna kropić ale szybko przestaje natomiast ze słoneczka nici. Przesłonięte dywanem chmur. Jakoś tak niewyraźnie ten piątek się rozwija. Wracam bez większego zaginanie jedynie wybierając nieco spokojniejszą drogę. Na początek standardem w stronę Pogorii 3. Przy parkingu odbijam na Zieloną skąd lasem jadę do Łagiszy i dalej przez Sarnów do domu. Momentami jakieś kropelki leciały ale dopiero jak dotarłem do domu to się nieco bardziej rozkręciło. Gdyby się słoneczko utrzymało to bym sobie pojeździł bo generalnie zimno nie było.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
39.00km
-
Czas
01:42
-
VAVG
22.94km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień, poza tym, że od +10 to zaczął się jednak dość pozytywnie tzn. nie zmokłem choć prognozy ICM-u raczej były odmiennego zdania. Poza tym, że już nie tak ciepło to zupełnie bez słońca. Dywan chmur, z którego przed 6:00 nieco pokapało. Start 6:06. Kilkaset metrów od domu pojawiły się niezbyt gęste kropelki i towarzyszyły mi przez około kilometr. Do Zielonej mokre asfalty. W Dąbrowie Górniczej opadów nie było bo całkiem sucho. Kropelki ponownie pojawiły się jak już byłem kilkaset metrów od mety. Przejazd bardzo spokojny. Dziś udało się wdrożyć plan startu w oknie. Mam nadzieję, że procedura wejdzie w tryb powtarzalności.
W ciągu dnia popadało ale potem zrobiło się nawet całkiem przyjemnie. Sporo słoneczka, nieuciążliwy wiaterek, fotogeniczne chmurki. Standardem pod molo na Pogorii 3, na Piekło, wzdłuż Pogorii 4 do Preczowa i przez Sarnów prosto do domu. Lekkie zagięcie z dwoma postojami na cyknięcie foto Pogorii 4 i generalnie niespieszne kręcenie. Zaczęło się to, co zauważył Noibasta: wraz ze spadkiem temperatury wzrosło zapotrzebowanie na paliwo. Dziś zabrałem sobie za mało do pracy i brakło go wcześniej niż do tej pory. Znak, że trzeba już znów zacząć o poranku zahaczać o piekarnię i zabierać zapas pączków.
Kategoria Praca
DPDZ
-
DST
39.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
21.67km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ledo +10 ale odczuwalnie chłodniej. Zamglenia na starcie i słoneczko przebijające zza chmur na finiszu. Rozruch dziś o 6:15 i bez specjalnej presji na miejscu z kilkoma minutkami zapasu. Nogi już zauważają spadek temperatury i bo podawanie już nie to samo co tydzień temu. Przejazd spokojny.
Po pracy bez specjalnego pośpiechu standardem na molo przy Pogorii 3 i dalej ścieżką wzdłuż zbiornika do Świątyni Grillowania, przeskok przez dzikie przejście przez tory na Pogorię 4 i dalej prosto przez Preczów i Sarnów do domu. Zabieram dodatkową sakwę i zaginam małe kółeczko do wsiowego Lewiatana. Pogoda zmieniła się na tyle, że już mam wrażenie wczesnej jesieni :-( Podobały mi się te ciepełka w granicach +30 w dzień i +17 o poranku. Chyba już można się z nimi pożegnać aż do następnego lata.
Kategoria Praca