limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1707.00 km (w terenie 196.00 km; 11.48%)
Czas w ruchu:90:30
Średnia prędkość:18.86 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:68.28 km i 3h 37m
Więcej statystyk

DPD

  • DST 36.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 21.60km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 29 maja 2013 | dodano: 29.05.2013

+10 na starcie. Na finiszu dochodzę do wniosku, że musiało chyba nieco wiać z kierunku wmordewindu bo na zjeździe na Lenartowicza nie udało się dobić nawet do 45 km/h. Początek zresztą oporny. Dopiero po jakichś 4 km jazda zrobiła się nieco lżejsza. Światła: 3 czerwone/1 zielone.

Po pracy pogoda zrobiła się niewyraźna. Jakieś chmury. Jakieś pokapywanie. Jakoś dziwnie. Tak więc zamiast planowanego dłuższego powrotu, krótszy z załatwieniem paru drobiazgów. Na początek do Dąbrowy Górniczej pod Centrum "Pogoria" na spotkanie z Marcinem. Zostawiam mu kamizelkę klubową dla Maćka i chwilę rozmawiamy. Potem Marcin podjeżdża ze mną jeszcze pod bankomat. Wstępnie się umawiamy, że wieczorem zdecydujemy czy jedziemy do Bytomia na nocny objazd i rozjeżdżamy się w swoje strony. Ja przez Zieloną, Preczów do Sarnowa do weterynarza. Potem bez postojów do domu.
Przedurolopowe przygotowania sprawiają, że rezygnuję z wypadu do Bytomia. Dzwonię do Marcina ale też mówi, że się nie wybiera. Może innym razem. Pokusa jest ale czasu wąsko na wszystko co zostało mi jeszcze do zrobienia a do wyjazdu na 2 tygodnie jednak trzeba się trochę przygotować. Może jutro coś się uda ukręcić jak pogoda pozwoli.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 37.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 20.94km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 maja 2013 | dodano: 27.05.2013

+6 na starcie. Zdecydowanie "na długo". Coś musiałem wczoraj przy zgrywaniu śladów pomerdać na GPS-ie bo dziś się zresetowały ustawienia i musiałem trochę czasu przed startem zmarnować na ponowną konfigurację. Nici wyszły ze spokojnej jazdy i trzeba było gdzie się dało cisnąć. W sumie może to i dobrze, bo wczoraj poczułem efekty sobotniej gleby. Jakiś taki ponaciągany jestem. Mając mało czasu nie było okazji przejmować się tym, że coś tam boli tylko trzeba było kręcić żeby się w czasie zmieścić.
Jazda bez ekscesów ale też i bez zielonej fali. Całe szczęście, że tych świateł po drodze mam całe 4 szt.

Po pracy bez zaginania bo i pogoda nie zachęca. Przez Dąbrowę Górniczą, Łęknice, Piekło, Preczów i Sarnów do domu. Nieco wmordewindu i tempo generalnie spacerowe.


Kategoria Praca

Cyklozy Szlaku Techniki ciąg dalszy przez gliwickie Huzy wodzony

  • DST 165.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 08:43
  • VAVG 18.93km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 maja 2013 | dodano: 25.05.2013

Dziś tylko parametry rowerowego dnia. Opis jutro, jak odeśpię.

Odespane. Czas wpis uzupełnić :-)

Na początek mapka:



Sobota stanęła pod znakiem klubowej wycieczki Cyklozy Sosnowiec do Rud. Wycieczka z cyklu Szlak Zabytków Techniki. Tym razem muzeum kolei wąskotorowej.
Marcin załatwił nam super przewodników z Turystycznego Klubu Kolarskiego PTTK im. Władysława Huzy w Gliwicach w osobach Prezesa tegoż Klubu czyli Alfreda i jednego z klubowiczów czyli Artura. Dzięki ich znajomości miasta i okolic poza samym muzeum była okazja zobaczyć kilka innych miejsc wartych uwagi oraz przewieźć się szlakami i duktami leśnymi po lasach i polach.
Dla mnie zaczęło się od wyjazdu z domu do Gliwic. Rowerkiem. Reszta ekipy sposobami różnymi (głównie koleją) dotarła do celu. Spotykamy się pod dworcem kolejowym kilka minut po 9:00. Zajeżdżając widzę już Alfreda i Artura oraz Edytę, która właśnie się z nimi witała. Kilka minut rozmowy i z dworca wyłania się reszta dzisiejszego składu pod wodzą Prezesa Cyklozy :-) Powitania. Wstępne słowo i ruszamy.
Po kilku kilometrach po mieście funduję sobie glebę, a właściwie to asfalt. Na skręcie gdzieś mi się albo omsknęło koło na krawężniku, albo za mocno ściągnąłem klamkę od przedniego hamulca i robię salto przez kierę nakrywając się rowerem. Szybko się zbieram na nogi i robię ocenę strat. Dziura na rękawie kurtki, dziura na nogawce. Złamań brak. Można jazdę kontynuować. Punkt obowiązkowy programu wykonany czyli wycieczka już na 100% będzie udana :-)
Prowadzenie przez Alfreda i asekurowany na końcu przez Artura sprawnie przebijamy się przez miasto i zaczynamy przedzierać się przez ścieżki leśne.
Pierwszym miejscem, które najeżdżamy jest rezerwat "Las Dąbrowa". Małe kółeczko po tymże lesie, objaśniające słowo Alfreda na temat charakteru lasu i kilka foto na przewróconym drzewie. Jedziemy dalej.
Kolejny przystanek robimy przy obelisku upamiętniającym pomordowanych więźniów obozu. Obelisk jest niekompletny. Jego część znajduje się w Muzeum w Gliwicach. Na fali "rozliczania" się z komunizmem komuś nie spodobała się gwiazda na obelisku i ją strącił. Prawdopodobnie gdyby nie interwencja rowerzysty z kluby "Huzy" to skończyłaby na złomowisku. Osobiście nie rozumiem tej manii niszczenia pomników i obelisków. TO JEST historia. Lepsza, gorsza ale historia i nic jej nie zmieni. Pomnik powinien pozostać. Zwłaszcza, że niektóre z nich, mimo symboli "znienawidzonego" ustroju, upamiętniają zdarzenia, które oprócz tego, że były związane z polityką upamiętniają także ludzkie tragedie, których nie powinno się zapominać.
Podążając dalej szlakami leśnymi wypatrujemy krzyża leśniczego. W końcu udaje się go znaleźć. Jest to pamiątka wystawiona przez księcia raciborskiego w miejscu zamordowania leśniczego z jego lasów. Kto ciekaw historii tego krzyża, niech namówi Alfreda na wycieczkę w to miejsce :-) Na pewno wtedy ją usłyszy.
Podążając dalej leśnymi duktami mijamy kilka bunkrów. Alfred objaśnia nam ich przeznaczenie. Kto ciekaw to? Niech pyta Alfreda :-)
Chwila wytchnienia wypada nam w Łączy. Izotoniki, małe co nieco. I dalej w drogę.
Poprzez lasy jedziemy na miejsce gdzie kiedyś stała leśniczówka. Tam chwila zdjęć na foto i kierujemy się do leśniczówki w Starej Kuźni. Niestety nie było czasu by umówić się z leśniczym więc obiekt oglądamy tylko z zewnątrz. Za to robimy małe kółeczko ścieżką edukacyjną i wspinamy się do ambony myśliwskiej :-)
Stamtąd kierujemy się do Kotlarni. Przy kopalni piasku robimy chwilę postoju na sesję fotograficzną przy starych parowozach. Imponujące maszyny i chyba niedawno odnawiane, bo nie wyglądają na zniszczone.
Przychodzi czas by poważnie zająć się uzupełnieniem braków energetycznych. Koledzy z Gliwic zachwalają restaurację "Złoty Bażant". Skoro zachwalają to jedziemy sprawdzić. Jak się okazuje, zachwalają jak najbardziej słusznie. Solidny, dwudaniowy obiad z izotonikami za naprawdę przyzwoite pieniądze.
Nafutrowani ponownie zagłębiamy się w lasy. Początkowo kręcenie idzie delikatnie bo kolana obijają się o pełne brzuchy ;-) ale w końcu się rozkręcamy docierając do kapliczki św. Marii Magdaleny. Tu Alfred opowiada o fantastycznych i rzeczywistych historiach dotyczących tego miejsca (m. in. związanymi z pożarami okolicznych lasów). Po detale odsyłam do Alfreda :-)
Wiedzeni dalej przez kolegów z Gliwic docieramy do klasztoru Cystersów w Rudach Wielkich. Tam chwila postoju. Pieczątkowanie książeczek. Zdjęcia i pod groźbą deszczu (coś zaczęło pokropywać), jedziemy do głównego celu dzisiejszej wycieczki czyli muzeum kolejki wąskotorowej w Rudach.
Alfred zmuszony zostaje do wykonania serwisu przebitej dętki i wraz z Arturem zostają na stacji muzeum. My korzystamy z okazji i odbywamy mały przejazd kolejką uprzednio sfociwszy zgromadzone w muzeum okazy. Trochę szkoda, że nasza wycieczka nie miała miejsce w niedzielę bo byłaby okazja przejechać składem ciągnionym przez parowóz. No cóż, nie zawsze się udaje.
Dzień powoli się kończy. Spada też temperatura. Kierujemy się ponownie w stronę Gliwic zahaczając o jeszcze jeden lokal gastronomiczny. Sensację wzbudza hamburger zamówiony przez sobowtóra Marcina :-) Przy okazji posiłku Artur wykonuje akcję serwisową na przebitej dętce.
Ostatnie miejsce postoju robimy na wspólne foto przy przydrożnej kapliczce i potem już bez przerw jedziemy pod dworzec kolejowy w Gliwicach. Tu następują pożegnania. Edyta z Maćkiem wracają samochodem do Sosnowca. Koledzy z Gliwic dają nam wskazówki jak najlepiej wystartować w stronę Zabrza i żegnają się z nami. W sześciu jedziemy przez Zabrze do Bytomia. Tam z kolei ja żegnam się z chłopakami, którzy dalej jadą razem do Czeladzi a ja solo przez Piekary Śląskie, Dobieszowice, Rogoźnik i Strzyżowice do domu. Docieram nieco przed 23:00 totalnie wypompowany ale zadowolony z dzisiejszego rowerowego dnia.


W trakcie solowej podróży do Gliwic przyuważam w Bytomiu na garażach graffiti.


Dzisiejsza ekipa śmiganiowa.


Rezerwa "Las Dąbrowa".


Obelisk. Jednak ludzie pamiętają.


Początkowo krzyża szukaliśmy w innym miejscu. Ale w końcu się znalazł.


Trochę szkoda, że nie serwują tu normalnych obiadów tylko "gotowce" ale miejsce na izotonika bardzo w sam raz :-)


Cisza i spokój.


Leśniczówka.


Lokomotywy w Kotlarni.


"Złoty Bażant".


Kapliczka św. Marii Magdaleny.


Klasztor Cystersów.


Teren muzeum kolei wąskotorowej w Rudach.


TO jest hamburger :-)


Początek końca - pożegnania.


Mój rowerowy dzień w liczbach.

Link do pełnej galerii.


Kategoria Jednodniowe

PD

Piątek, 24 maja 2013 | dodano: 24.05.2013

Rano zbiorkomem do pracy. Powrót rowerkiem zostawionym wczoraj. Pogoda nędzna: pochmurno, chłodno, mokro, coś tam z nieba kapiącego. Zero ochoty na objazdy. Tylko powrót do domu przez Dąbrowę Górniczą, Zieloną, Preczów i Sarnów. Nawet na zjazdach jakoś mi się nie chciało kręcić. Tempo generalnie spacerowe.


Kategoria Praca

DPSZD

Czwartek, 23 maja 2013 | dodano: 23.05.2013

Na termometrze poniżej +10. Dla pewności otwieram okno, by przekonać się czy faktycznie tak chłodno. Niestety jest. Odczuwalnie nawet jeszcze mniej. Czyli dziś "na długo". Jedzie się zadziwiająco dobrze. Na starcie tylko jeszcze zamieniam rękawiczki na pełne bo po dłoniach zimno. Dziś czerwona fala ale mimo tego czas dojazdu nienajgorszy. Pewnie z powodu wiatru w plecy, który poczułem jak czekałem na światłach na Mecu. Zimny :-(

Po pracy zbiorkomem do Będzina do serwisu po odbiór Srebrnej Strzały. Przestawienie nieco tylnego koła na osi żeby nie tarło o ramę jak zawieszę ciężką sakwę z jednej strony tylko. Potem podjeżdżam pod Lidla po małe zaopatrzenie i potem przez Łagiszę i Sarnów prosto do domu. Po rozładowaniu balastu jeszcze chwila dłubania przy tylnym hamulcu żeby był bardziej brzytwiasty i szybki test. Jest ok :-)


Kategoria Praca, Serwis

DPSOD

Środa, 22 maja 2013 | dodano: 22.05.2013

Nie zerknąłem ile rano na termometrze ale po wczorajszych opadach wilgoć sprawiła, że odczuwalny chłodek. Mimo tego jechało się całkiem dobrze. Niedaleko domu złapałem "125" i podciągnąłem się 2 przystanki w tunelu. Niestety potem "125" skręca i skończyło się dobre. W tunelu nie dość, że jechało się łatwiej to było też cieplej.
Przed wyjazdem łatanie dętki i wymiana opony na przodzie. Oryginalna Meridowa oponka miała już przebieg grubo ponad 15 tys. km. Jeszcze nie była łysa ale już nieco pocięta i za często na niej łapałem kapcie. Na przodzie wylądowała Schwalbe, którą kupiłem w zeszłym roku razem z nowym kołem w Ostrowie Wielkopolskim. Jej przebieg to jakieś 1000 km więc powinna na trochę wystarczyć. Nieco węższa niż oryginalna.

Po pracy przez Dąbrowę Górniczą do serwisu do Będzina. W końcu paczka znalazła drogę do celu i mogłem się zaopatrzyć w nowe pedałki na łożyskach maszynowych do Błękitnego Rumaka. Od razu instalacja na miejscu i nieco zagięty powrót przez Syberkę, Czeladź, Wojkowice i Strzyżowice do domu. Zmiana pedałków sprawiła, że rowerek wydaje mniej irytujących odgłosów czyli wychodzi na to, że stare albo niedosmarowane albo na etapie rozsypywania się. Zmiana jednak głównie z powodu tego, że były niesymetryczne i jak mi się źle ustawiły na starcie to potrafiła stopa ujechać. Poza tym były już też nieco pogięte w wyniku kilku gleb.
Na powrocie nieco przyszło się pozmagać z wiatrem. Na szczęście zaznaczone w prognozie możliwe burze nie miały miejsca albo miały miejsce tam, gdzie mnie nie było. Cała droga w każdym bądź razie uszła mi na sucho.


Kategoria Praca, Serwis, Pedały, Opona

DPD

Wtorek, 21 maja 2013 | dodano: 21.05.2013

Na starcie +9. Odczuwalnie dużo chłodniej niż wczoraj. Dłonie na początku marzną. Poza tym wrażenie z jazdy takie, jakby opornie szła. Nie za ciepły wiaterek miejscami. Na polach mgły.

Dziś w pracy nieco dłużej ze względu na rodzaj zadania do wykonania. Wyjeżdżam dopiero przed 19:00. Zaraz na wyjściu coś miękko mi się wydaje w przednim kole. No i oczywiście. Znowu kapeć. A jeszcze rano było ok. Pewnie w Będzinie znowu gdzieś szkło zaliczyłem :-/ Kilka tyrpnięć pompką i jadę przez Dąbrowę Górniczą, Zieloną, Preczów i Sarnów do domu. Na ostatnim zakręcie przednie koło idzie zupełnie nie tak jak powinno. Znowu miękko. Chyba czas zmienić oponę na przodzie bo na tej coś to ostatnio za często ta sama historia.


Kategoria Praca

DPS

  • DST 29.00km
  • Czas 01:23
  • VAVG 20.96km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 20 maja 2013 | dodano: 20.05.2013

+14 na starcie. Przed wyjazdem popadało i połowę drogi przyszło mi jechać celując między koleiny żeby się za bardzo nie ufajdać. Ale i tak okulary na mecie upaprane.
Dziś jeden "miszcz" kierownicy pokazał co potrafi w lasku w Gródkowie. Wyskoczył zza tira "na czołowe". Zmieścił się ledwo ledwo.

Po pracy przez Dąbrowę Górniczą do Będzina do serwisu. Tam zostawiam Srebrną Strzałę do przesunięcia tylnego koła na ośce żeby nie tarło o ramę. Zbiorkomem do domu i jeszcze małe kółeczko na Błękitnym Rumaku do wsiowego Lewiatana.


Kategoria Praca, Serwis

Goczałkowice - Kraków i do domu

  • DST 130.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 07:07
  • VAVG 18.27km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 maja 2013 | dodano: 19.05.2013

Trasa z Goczałkowic (pogięta ale jak bardzo to sam muszę na śladzie z GPS-a obejrzeć) do Krakowa. Potem pociąg do Katowic i rowerowy powrót do domu. Detale nieco później. Jest już po północy i rano trzeba mi się do pracy zebrać.


Ślad z trasy nieco potrzeszczały ale to ze względu na fakt, że były określone punkty do zaliczenia. Poza tym staraliśmy się trzymać w miarę blisko rzeki Wisły.


Dzień zaczynamy od solidnego śniadania. Jajecznica z 5 jaj na głowę na boczku. Wystarczyła niestety ledwo ledwo do 12:00.


Ruszamy planowo o czasie z Goczałkowic.


Środek lata.


Pierwszy punkt na dzisiejszej trasie do potwierdzenia. Kościół w Grzawie.


Podjeżdżamy do zabytkowego kościoła w Górze. Nieprogramowy ale blisko więc korzystamy z okazji.


Wbijamy do Małopolski przez most na Wiśle. Przy tej okazji jednemu panu taki ładny Mercedes zgasł przy wyprzedzaniu naszej mini-kolumny :-p


Kolejny punkt do potwierdzenia to muzemu w Oświęcimiu.


Rynek w Oświęcimiu.


I kolejny punkt programu.


Nad Wisłą chwila oddechu na pojenie i karmienie.




Promujemy się po raz pierwszy.


Promujemy się po raz drugi.


I docieramy do kolejnego punktu trasy - klasztoru w Tyńcu. Tu chwila oddechu. Podziwiamy panoramę a potem zjeżdżamy nad Wisłę i robimy postój posiłkowy. Tym razem kiełbaska z grilla i napój izotoniczny ;-)


Darek i Paweł objaśniają sobie elementy krajobrazu :-)


A Andrzej przeprowadza suszenie :-)


Zbliżamy się do Wawelu "autostradą" wzdłuż Wisły. Im bliżej celu tym ruch większy. Pod samym zamkiem ścisk.


Chwilkę stajmy obok Smoka.


W oczekiwaniu aż Darek załatwi pieczątki zabawa aparatem przy bramie Wawelu. Z rowerem, walizką i psem (lub którymkolwiek z tych elementów) nie można wejść dalej :-/ A ja do tego jeszcze uzbrojony ;-)


Potem małe zakupy (izotoników), serwis mojego kapcia na tylnym kole (od klasztoru ze 3-4 razy musiałem dopompowywać powietrze bo schodziło - znowu szkło, tak jak dnia poprzedniego tylko wtedy na przodzie) i ładujemy się do pociągu. Na całe szczęście stary "kanarek" więc jest gdzie się ulokować. Potem jeszcze dosiadło się kilka osób z rowerami i w przedziale było 13 tych pojazdów.

Po ponad dwóch godzinach jazdy o 22:45 ląduję w Katowicach. Przez Pętlę Słoneczną, Plac Alfreda, Siemianowice, Bańgów, Przełajkę i Wojkowice docieram do domu formalnie już dnia następnego (tzn. kilka minut po północy).


Tak wyglądała moja rowerowa niedziela w liczbach.

Link do pełnej galerii


Kategoria Kilkudniowe

Wisla - Goczalkowice

  • DST 122.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 06:02
  • VAVG 20.22km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 maja 2013 | dodano: 18.05.2013

Start na poczatek do Katowic na pociag do Wisly. Tam jedziemy do schroniska Przyslop i stamtad potem przez Ustron, Skoczow, Strumien (wzdluz Wisly) do Goczalkowic. Tam instalujemy sie na kwaterze, zakupy i jedziemy na zapore i
potem powrot przez Zabrzeg. Pogoda dopisuje w 100%. Jedynie na Przyslopie nieco pomzylo.


Tak się prezentował pierwszy etap trasy wzdłuż rzeki Wisły.



Tak rozpoczął się mój dzień. Dywan chmurek. Tu widok Dorotki od strony Przełajki.


Po krótkiej walce z pagórkami i wiatrem docieram do Katowic. Na dworcu kolejowym czekają na mnie już Andrzej, Darek i Paweł. Jedziemy do Wisły. Oczywiście tradycyjnie zero szans na ulokowanie się w części dla rowerzystów bo już zajęta. Całe 4 miejsca. Stawiamy rowerki w przejściu i kicamy na rozkładanych siedzeniach. Komfort średni ale jak sobie pomyślę, że mógł być wagon z przedziałami...


Chwila na foto przy Jeziorze Czerniańskim i potem dalej do schroniska na Przysłopie.


Podjeżdżamy szlakiem wzdłuż Czarnej Wisełki. Stromo, coraz stromiej.


Izba Leśna przed schroniskiem.


Foto pamiątkowe na Przysłopie i potem ZJAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAZD :-D
Oj! Trzymałem się klamek, trzymałem. Były miejsca, gdzie z łatwością można było zakończyć jazdę w rzece.


Przez Wisłę jedziemy do muzeum w Ustroniu by potwierdzić pieczątką kolejny punkt na trasie.


Potem ekspresowy przejazd szlakiem rowerowym wzdłuż rzeki Wisły do Skoczowa by zdążyć przed 14:00 do kolejnego punktu na trasie - muzeum. Tam zajadamy obiadek i jedziemy dalej.


W drodze do Wisły Małej.


W kościółku kolejny punkt do zaliczenia szlaku wzdłuż Wisły.


Kierujemy się na Strumień. W tle zbiornik goczałkowicki i Beskidy na horyzoncie.


Nie mogłem się oprzeć by sfocić to miejsce :-)


Zdjęcie przy fontannie w Goczałkowicach po tym, jak już pozbyliśmy się bagażu na kwaterze.


Taki widoczek mieliśmy z zapory na zbiorniku w Goczałkowicach.


Uzupełnianie mikroelementów następowało kilkakrotnie w czasie trasy ;-)


Bilans soboty.

Link do pełnej galerii


Kategoria Kilkudniowe