limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2016

Dystans całkowity:848.00 km (w terenie 65.00 km; 7.67%)
Czas w ruchu:49:10
Średnia prędkość:18.24 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:44.63 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Kategoria: Erzac

  • Czas 02:40
  • Aktywność Chodzenie
Środa, 30 listopada 2016 | dodano: 30.11.2016

No nie da się. Po prostu się nie da nic nie robić. Skoro jeżdżenie na razie jest nieco problematyczne to trzeba jakoś inaczej zużyć energię. Wymyśliło mi się, że najprościej będzie trochę pochodzić. Do pracy zbiorkomem. Potem jeszcze zbiorkomem z pracy do centrum Dąbrowy Górniczej i stamtąd z buta do domu. Trasa przez "dworzec kolejowy" na Zieloną. Stamtąd na czarny szlak rowerowy i nim do Łagiszy. Potem chodnikami do Sarnowa na światła na "86" i dalej prosto do domu. GoogleMaps twierdzą, że to jakieś 12,9km ale skoro trzymam się tego, że wpisuję pełne zaliczone km-y, to końcówka leci do śmieci. Tempo zbliżone do przewidywanego przez Google ale mogłoby być lepiej gdyby nie opad śniegu lekko zacinający pół drogi w gębę. W sumie szło się dobrze, nie było ani za zimno, ani za ciepło. Mankament tej aktywności jest taki, że zabiera pieruńsko dużo czasu i albo się z tym pogodzę albo skrócę dystans. Na razie wszystko wskazuje na to drugie, bo okazuje się, że nogi wprawione w rowerowaniu z chodzeniem mają niejaki opór. Ponieważ to nie to co lubię najbardziej więc aktywność trafia do nowej kategorii: erzac. Po drodze nawet trafił się pieszy króliczek ale to już było jak miałem jakieś 9km w nogach i jego tempo było deczko za mocne.


Kategoria Praca, Erzac

DPN PTTK D

  • DST 42.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 14.91km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 listopada 2016 | dodano: 28.11.2016

Nie było tak tragicznie jak ICM wieszczył. Miało być poniżej zera, ze śniegiem, wiatr dość silny z północnego zachodu. Sprawdził się tylko wiatr. Biorąc poprawkę na zapowiedziane tragiczne warunki zbieram się wcześniej na koła i ruszam o 5:55, choć w planach miałem start 10 min. wcześniej. Jezdnie przed domem suche. Dalej były miejscami mokre ale nigdzie nie trafiłem na oblodzone. Widocznie wczorajsze opady zdążyło wysuszyć nim spadła temperatura. Odczuwalnie było coś około zera. Mimo niezłego stanu dróg jadę jednak delikatnie i asekuracyjnie. Zresztą za bardzo pocisnąć się nie da bo nogi mówią, że się zemszczą za takie usiłowania. Płuca też nie wykazują chęci do przechłodzenia. Tak więc toczę się spokojnie, niemal spacerowo. Prędkości nabieram jedynie na zjazdach. Ze względu na wcześniejszy start początkowe punkty kontrolne zaliczam w bardzo dobrym czasie. Jednak im bliżej mety tym czasy bardziej zbliżone do tych ze standardowego przejazdu w lepszych warunkach. Wniosek z tego taki, że jak się na jezdni zrobi bagienko albo ślisko to będę potrzebował więcej czasu w zapasie i nawet start o 5:45 może być zbyt późny. Ostatecznie jednak na mecie jestem z zapasem 5 min. Po drodze tylko jedno łykanie serca w Preczowie jak mi prawie przed nosem człowiek z posesji chciał wyjechać. Na szczęście się zreflektował w ostatniej chwili. Poza tym raczej spokojnie. Tylko jakby większy ruch na drogach. Rowerzystów spotkałem dziś 1 i 1/2.Z

Z pracy wychodzę dziś później bo po 16:00. Powód jest taki, że dziś spotkanie Cyklozy i to ważne, bo wyborcze więc trzeba się stawić. Przez dzień trochę podsypywało i miejscami widać tego efekty. Jezdnie są przeważnie mokre albo z cieniutką warstewką śniegowego błota. Gdzie się da jadę chodnikami ale są też odcinki, gdzie muszę jezdnią. Kręcę obok parku na Środuli i dalej w stronę Kombajnistów. Samochody jadą ślimaczym tempem, nawet rowerem ich wyprzedzam. Przy rondkach widzę czemu. Jedni mają problem z hamowaniem, inni z ruszeniem. Słychać jak piłują. Przejazd do centrum Sosnowca zajmuje mi około 40 min. Asekuracyjnie jechałem spacerowym tempem i udało się dotrzeć do celu bez ekscesów.

Spotkanie rozkręcało się powoli i dziś głównie formalności wyborcze nowego zarządu klubu. Niestety tym razem nie udało mi się wymigać i zostałem wkręcony do zarządu. Na szczęście tylko jak wypełniacz a nie funkcyjny więc może jakoś to przeżyję ;-p Prezesem dalej jest Prezes czyli tu po staremu. Waldek awansował ze Skarbnika na Zastępcę Prezesa, Strażnikiem Mamony został Krzysiek. Piątym członkiem zarządu został Andrzej. W sumie można było to załatwić w 5 min. ale formalności papierowe rzecz święta i zeżarły sporo czasu. Kończymy o 19:30. Nim się pozbierałem było 10 min. później.

Początkowo myślałem przebijać się chodnikami przez Sosnowiec i Będzin do Łagiszy i stamtąd dopiero asfaltami ale jak zobaczyłem, że kierunek na Milowice jest mokry to wyskoczyłem na asfalt i pociągnąłem w tamtą stronę. Aż pod Kamień było ok. W parku przy Kamieniu nieco chrzęściło pod kołami ale najgorzej było jak przecinałem osiedle - ślisko i z górki. Potem wracam na bardziej wyjeżdżony asfalt i aż do świateł na "94" jest ok. Potem znów zaczyna być ślisko. Na światłach przed szpitalem widzę, że z prawej wyjeżdża osobówka. Nie byłem pewien czy mnie widzi i czy się zatrzyma więc lekko ściągnąłem hamulce... i ktoś mi wyrwał asfalt spod kół. Glebka. Na szczęście niegroźna, bo przy małej prędkości i z lądowaniem na lewym pośladku i plecach, chronionych plecakiem. Rzucam "urwą jego macią" dla zasady. Zbieram się sprawnie ale muszę kawałek podejść do krawężnika bo z oblodzonej jezdni nie mam szans ruszyć. Muszę się od czegoś odepchnąć. Ten drobny incydent ostatecznie utwierdza mnie w przekonaniu, że jutro lepiej jechać zbiorkomem. Dopóki jezdnie nie wyschną dam sobie spokój z dojazdami do pracy. Może tylko coś po okolicy. Resztę drogi kręcę jeszcze wolniej, o ile to w ogóle możliwe.  Do domu dotaczam się już bez niespodzianek nawet niezmarznięty ale za to głodny. Chłód i młynkowanie wyżarły mi rezerwy. Zerkam jeszcze na prognozy ICM-u i pojawia się nadzieja w czwartek. Ma sypać a potem padać i temperatura idzie na plus. Jest więc promyk nadziei, że w piątek będzie dało się pojechać. A tymczasem 3 dni przerwy :-(


Kategoria Praca

Po Sosnowcu

  • DST 56.00km
  • Czas 04:02
  • VAVG 13.88km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 listopada 2016 | dodano: 26.11.2016
Uczestnicy

Dziś ostatnia wycieczka z cyklu Poznaj Swoje Miasto prowadzona przez naszego klubowego kolegę, Grzegorza Onyszko.

Wstaję rano i za oknem widzę tą samą paskudną mgłę co wczoraj wieczorem. Niechęć do wyjścia na zewnątrz jest potężna ale mimo wszystko się zbieram i wyjeżdżam tylko odrobinę później niż planowałem. Pierwsze 3km to nieustanne przecieranie okularów. W Wojkowicach opar wisi trochę wyżej i jazda nie jest już tak uciążliwa. Przez Czeladź i Milowice dotaczam się na miejsce zbiórki nie zaliczając tym razem spóźnienia.

Zaskakuje mnie bardzo liczne zgromadzenie przy fontannie. Spodziewałem się, że przy takiej pogodzie mało komu będzie chciało się ruszyć i objazd zrobimy w kameralnym gronie. Tymczasem na miejscu jest chyba ze 20 osób i po mnie przyjeżdżają jeszcze następne. Pogaduchy trwają prawie do 10:20 kiedy to zaczyna swoje dowodzenie Grzesiek. Chwilę potem robimy serię pamiątkowych zdjęć z niezłą kolekcją flag i w końcu ruszamy.

Tempo nie jest jakieś drastycznie duże ale chyba nikomu to nie przeszkadza. Jest okazja porozmawiać w przerwach między opowiadaniami naszego przewodnika. Zatrzymujemy się w miejscach, przez które nie jeden raz przejeżdżałem i jakoś nigdy nie wydawały mi się specjalnie interesujące. Tymczasem okazuje się, że były to np. punkty graniczne z czasów zaborów. Obecnie nie ma już po nich śladu albo trzeba bardzo dobrze wiedzieć na co patrzeć lub gdzie szukać, by je odnaleźć.

Sporo czasu spędzamy na wielowyznaniowym cmentarzu w Starym Sosnowcu zwiedzając między innymi Mauzoleum Rodziny Dietlów. Nasz przewodnik opowiada o kilku znamienitych mieszkańcach Sosnowca, którzy zostali pochowani na tym cmentarzu a przyczynili się do powstania i rozbudowy miasta.

Jak się okazało już nie raz, z opowiadań Grzegorza, Sosnowiec w dużej mierze zawdzięcza rozwój również Żydom zamieszkującym te tereny. Ślady ich wpływów na miasto rozsiane są po wszystkich dzielnicach. Tym razem przekonujemy się o tym podjeżdżając pod szpital żydowski powstały 1912 roku, co upamiętnia tablica umieszczona na budynku.

Mieliśmy zwiedzać dziś cerkiew prawosławną przy dworcu PKP w centrum ale nie wyrobiliśmy się z czasem i niestety trzeba było zrezygnować z tego punktu programu. Wcześniej jednak podjeżdżamy od tylnej strony dworca, gdzie ustawiona jest zabytkowa lokomotywa oraz wycofany z użytku samolot MIG-21. Tu również trochę opowieści o historii Sosnowca (szturm kosynierów na dworzec w roku 1863 i inne).

Niestety zaczyna nas powoli wykańczać pogoda. Jest listopad, temperatura tylko kilka stopni powyżej zera i sporo wilgoci w powietrzu. Przy trybie zwiedzania, czyli częste postoje i krótkie odcinki do przejechania, zaczynamy w końcu marznąć. Dwa ostatnie punkty programu zaliczamy, można by powiedzieć, po łebkach. Najpierw przejeżdżamy pod bazylikę w centrum gdzie niektórzy zwiedzają ile się da, a da się nie za wiele bo ciągle jeszcze trwają prace renowacyjne po pożarze sprzed 2 lat. Potem jedziemy pod pomnik Jana Kiepury naprzeciw dworca PKP. Tutaj kończymy oficjalnie wycieczkę kilkoma zdjęciami.

Część uczestników żegna się i rozjeżdża. Całkiem spora grupka idzie razem z nami do pobliskiego baru na ciepły posiłek. Z klubu zostaje nas czterech: dwóch Marcinów, Grzesiek i jak. Zjadamy obiadek rozgrzewając się w ciepełku a potem ruszamy na niespieszne zagięcie mniej więcej w stronę domu.

Trochę bocznymi uliczkami, trochę terenowymi skrótami docieramy pod dom, w którym urodził się Jan Kiepura. Stamtąd dalej korzystając z bocznych dróg i terenowych skrótów przebijamy się w stronę Mydlic i dalej pod Makro. Tu się dzielimy. Prezes jedzie mnie odprowadzić kawałek w moją stronę a Grzesiek i drugi Marcin kręcą mniej więcej w stronę Zagórza.

My we dwóch jedziemy ponownie przez Mydlice ale inną trasą i bokami w stronę świateł na Koszelewie i dalej przez Ksawerę w stronę Czarnej Przemszy. Tu uskuteczniamy sprawdzenie przejezdności terenowego skrótu do Łagiszy. Jest przejezdny. Z Łagiszy już asfaltami jedziemy do Sarnowa. Na skrzyżowaniu, gdzie mnie droga wypada w stronę Psar, a Prezesowi w stronę Pogorii 4 chwilę zatrzymujemy się na moment uspokojenia oddechu rozmową a potem, nim wystygniemy, żegnamy się i każdy z nas rusza w swoją stronę.

Mam jeszcze króciutki podjazd do świateł, długą łagodną prostą opadającą lekko do zakrętów przed gimnazjum, gdzie krótki podjazd i znów lekko opadająca prosta do skrzyżowania z moją ulicą. W domu jestem nieco przed 17:00 nawet niewyziębiony.

W sumie wyszła fajna sobota rowerowa. Dystans nie powala na kolana ale nie to było akurat głównym celem dzisiejszego jeżdżenia. Za to udało się nieco pofocić, zobaczyć coś nowego starego w mieście i, najważniejsze, spotkać się z w większym gronie klubowiczów i innych rowerowych znajomych. W sumie cieszę się, że nie dałem się pokonać porannej niechęci do wybycia na dwór :-)


Link do pełnej galerii














Kategoria Jednodniowe

DPOND

  • DST 44.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 22.00km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 25 listopada 2016 | dodano: 25.11.2016

Zastanawiałem się wczoraj co oznaczają na wykresach ICM-u drobne, zielone kreseczki w tabelce opadów o wartości poniżej 1mm. Myślałem, że będzie mgła. Na żywo okazało się jednak, że to nie mgła, ale też i nie mżawka. Po prostu drobne kropelki w powietrzu delikatnie osiadające na wszystkim. W sumie nieistotne dla przebiegu akcji. Ruszam o 6:06. Minimalnie chłodniej niż wczoraj i chyba odrobinkę podwiewało ze wschodu. Kręcę standard przez Sarnów i Preczów. Punkty kontrolne zaliczam w niezłym czasie i na wysokości Zielonej przestaję cisnąć. Po drodze bez ekscesów i sensacji. Ląduję na mecie z zapasem 5 min. Całkiem przyjemny dojazd do pracy.

Na wyjściu jezdnie suche, bez słoneczka ale też i nie jakoś specjalnie mroczno. Za to zauważalnie chłodniej niż rano. Dziś nie muszę się spieszyć z powrotem więc wracam z prędkościami zgodnymi z rytmem terenu. Kręcę na Reden i dalej na bieżnię przy Pogorii 3. Niąże dotaczam się się do Świątyni Grillowania i (jeszcze) dzikim przejazdem przez tory przeskakuję na Pogorię 4. Tym wariantem bieżni przetaczam się przez Marianki i Ratanice aż do Kamienia Ornitologa gdzie obieram kierunek do Kuźnicy Piaskowej. Jest już od kilkunastu minut po zachodzie słońca ale widoczność jest jeszcze całkiem dobra i lampki na razie są odpalone tylko dla zasady. Stąd też już jadę prosto do domu przez Dąbie i Brzękowice. Zjazd do Strzyżowic już w mocnym mroku. Ostatnie 2km są też odcinkiem, na którym najbardziej zmarzłem. Gdyby było tak z 5 stopni cieplej może bym się pokusił o większe zagięcie a tak to chciało mi się tylko tle. Ale i tak przyjemny i bardzo spokojny powrót z pracy.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 38.00km
  • Czas 01:39
  • VAVG 23.03km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 24 listopada 2016 | dodano: 24.11.2016

Niestety wróżby ICM-u sprawdzają się. Zgodnie z nimi pojawiły się chmurki, co przekłada się na dłuższe ciemności na dojeździe. Na szczęście pozostałe warunki jeszcze są takie jak wczoraj czyli około +5, prawie stojące powietrze, suche jezdnie. Zamiarowałem dziś zebrać się sprawniej by mieć rezerwę czasu na haczenie o ścianę płaczu w centrum Dąbrowy Górniczej i jakimś cudem to się udało. Ruszam o 6:02. Jedzie się bardzo dobrze. Na punkcie kontrolnym na Zielonej jestem o 6:27. Rewelacyjny czas. Za "dworcem" o 6:32. Nieco spuszczam z tempa. Robię zagięcie pod ścianę i potem wjeżdżam pod szkołę górniczą i skręcam w stronę świateł na Alei Róż skąd kontynuuję standardem. Na rondzie w centrum Zagórza chwila nerwów bo ja wjeżdżam na nie pełną prędkością a jakaś księżniczka próbuje przede mną zdążyć ruszyć. Na szczęście reflektuje się w porę, że nie da rady i mnie przepuszcza. Ale gotów już byłem złapać się mocno za klamki. Na ul. Szymanowskiego już położony chyba na gotowo asfalt na odcinku od kościoła do ul. Lenartowicza. Dzięki temu da się pocisnąć nawet pod górkę. Na miejscu jestem z zapasem 7 min. Brakło niecałe 300m do 19km na dojeździe więc do statystyk na razie idzie o 1km mniej. Wyrówna się na powrocie :-) Przyjemny dojazd do pracy.


Dziś również wychodzę wcześniej z pracy. Tym razem muszę się sprężyć by zdążyć na wizytę u stomatologa. Kręcę jednak w kierunku Dąbrowy Górniczej a nie jak wczoraj, na Będzin. To po temu, że chcę zahaczyć jeszcze o targ na Redenie. Warunki są właściwie takie same jak rano. Jedyna różnica taka, że jest jasno choć pochmurno. Kręcę żwawo przez Starocmentarną i załatwiam co potrzebuję. Potem Most Ucieczki, bieżnia na P3, przeskok na P4 i przez Preczów i Sarnów prosta do domu. Cały czas na obciążeniu. Dojeżdżam ze sporą rezerwą czasu. Nawet przyjemnie się goniło powrót :-)


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 23.60km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 23 listopada 2016 | dodano: 23.11.2016

Warunki o poranku niemal takie same jak wczoraj. Może tylko ciut chłodniej i miejscami lekkie mgiełki na polach. Startuję znów o 6:08. Jezdnie suche. Jedzie się bardzo dobrze i sprawnie. Trochę tylko czasem brakuje mi blokady na tylnym amortyzatorze jak trzeba nieco pocisnąć pod górkę. Zamiast tego zmuszony jestem kręcić szybkie młynki. Na skrzyżowaniu na Zielonej jestem zauważalnie wcześniej niż wczoraj. Jednak ciut większe koła i amortyzacja dają nieco plusów do prędkości. Ostatecznie jestem na miejscu z zapasem 5 min. przy lepszym czasie przejazdu niż wczoraj o jakieś 6 min. Obyło się bez ekscesów. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.

Dziś wychodzę z pracy dużo wcześniej ale niestety nie w celu pokorzystania z super pogody. Muszę szybko się przemieścić do domu by zdążyć się ogarnąć przed pogrzebem. Kręcę więc energicznie najkrótszą drogą kolejno przez Mec, Środulę, Stary Będzin, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Pośpiech, pośpiechem ale trudno nie zauważyć, że na ul. Szymanowskiego kładą kolejną warstwę asfaltu. Kolejne roboty napotykam w Gródkowie. Drogowcy zdzierają połacie nawierzchni na "913". Chyba będą się posuwać w stronę Strzyżowic bo po drodze widzę oznaczone sprayem wycinki. Trochę ich działalność spowalniała ruch ale tylko samochodom. Rowerkiem zawsze można się gdzieś bokiem przemknąć. Jestem w domu z całkiem niezłym czasem.


Kategoria Praca

DPOND

Wtorek, 22 listopada 2016 | dodano: 22.11.2016

Dzisiejszy poranek bardzo przypomina wczorajszy choć są różnice i to na plus. Niebo całkowicie bezchmurne. Jezdnie suche miejscami tylko ze śladowymi ilościami wilgoci wytrąconej z powietrza. Wiaterek odczuwalny z południa lub południowego wschodu. W kilku miejscach przyszło mi się z nim zmierzyć. Ogólnie jednak nie był jakiś strasznie męczący. Ruszam również jak wczoraj - 6:08. Pod kurtką lżejsza warstwa i ta konfiguracja jest w sam raz. Czasy pośrednie mam takie sobie ale w granicach bezpiecznych. Nim docieram do Zielonej wymijam się z Mariuszem. "Dworzec" w Dąbrowie Górniczej przejeżdżam za pociągiem KŚ. Potem trochę stania na światłach. Ul. Szymanowskiego jeszcze ciągle przypomina tor do slalomu giganta. Dalej dłubią przy studzienkach. Chyba będzie jeszcze jedna warstwa asfaltu na części już zrobionej bo niektóre studzienki wystają zauważalnie ponad poziom jezdni. Na miejscu jestem z zapasem 1 min. Bardzo przyjemny dojazd do pracy.

Pogoda jest wręcz niesamowita jak na tą porę roku. Bezchmurne niebo, odczuwalnie sporo powyżej +10, nieznaczny wiatr. Bajka. Lekki objazd był jak najbardziej wskazany. Całkiem żwawo kręcę przez Mec i Środulę do Będzina. Potem przez Zamkowe do Grodźca i Wojkowic. Bokami przemieszczam się w pobliże Orbitalnej i tam skręcam do Rogoźnika. Z Rogoźnika wracam już powoli do domu czyli do Strzyżowic. Tu jeszcze małe zagięcie i ostatecznie lądowanie w domu. Robię jeszcze małe smarowanie Rzeźnika. Przy tej okazji przyuważam, że linka od blokady dumpera trzyma się na ostatnich włóknach. Kilka pstryknięć blokadą i ostatecznie się urywa. Chciałem ją wymienić ale się okazało, że posiałem gdzieś imbusa :-(


Kategoria Praca

DPDNZD

Poniedziałek, 21 listopada 2016 | dodano: 21.11.2016

Sobota, zgodnie z wróżbami ICM-u, była do kitu i nie jeździłem. Niedziela, zgodnie z wróżbami ICM-u, była całkiem niezła ale miałem napad lenia i też nie jeździłem. Poniedziałek, również zgodnie z wróżbami ICM-u, całkiem ciepły, jak na listopad. Szczątki chmur, lekki podmuch z południowego wschodu, co odczułem momentami, i całkiem ciepło. Ruszam 6:08. Jezdnie mokre, czego się nie spodziewałem bo wróżby ICM-u nic o tym nie mówiły. Kręcę standard przez Sarnów i Preczów. Przed oczami spektakl świetlny w wykonaniu chmur, nieba i schowanego jeszcze za horyzontem Słoneczka. Trochę spowolniło mnie to gapienie się na kolorki i punkty pośrednie zaliczam w raczej słabym czasie. Cały czas trzymam się na krawędzi okna przelotowego. Po drodze ze 2-3 razy miałem wrażenie, że mi "kierownicy" wyjadą, ale na szczęście obeszło się bez drastycznych akcji. Ul. Szymanowskiego przypomina na razie przechylony do poziomu tor zjazdowy do slalomu giganta. Na każdej studzience, a jest ich od dzwona na tej ulicy, słupek. Rowerem jedzie się między tym bez problemów ale samochodami muszą uważać. Na mecie jestem równo o 7:00 nieco zagotowany.

Warunki powrotne bardzo przyjemne. Wiało chyba sprzyjająco przez większość drogi. Niezbyt mocno. Niebo tylko ze strzępami chmur. Powrót jak na westernie, prawie w stronę zachodzącego słońca. Ładne kolorki były ale nawet nie przymierzałem się do focenia. Trochę mi na czasie zależało. Dlatego też i wariant krótszy przez Mec, Środulę, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Nim osiągnąłem dom jeszcze zahaczyłem o stomatologów umówić się na wizytę. Potem w domu chwila przerwy i po zapadnięciu całkowitych ciemności standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Potem zjazd z balastem do domu. Wciąż całkiem ciepło. Na jutro chyba będę musiał wdrożyć lżejszy zestaw bo dziś na powrocie dość konkretnie się zagotowałem.


Kategoria Praca

Okienko Pogodowe

  • DST 64.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:08
  • VAVG 15.48km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 listopada 2016 | dodano: 18.11.2016
Uczestnicy

W czwartek rano zerknąłem na prognozę pogody w okolicach soboty. ICM zapowiadał pogodową nędzę czyli deszcz cały dzień. Za to piątek miał być dość ciepły, może nawet słoneczny i tylko trochę wietrzny. Jako, że jeszcze mi się ostało niemało urlopu to na szybko zdecydowałem się wziąć jeden dzień z przeznaczeniem na rowerowanie.

Dzwonię jeszcze tego samego dnia do Prezesa czy pracuje w piątek. Pracował. Rano jednak usłyszałem sms-a i po sprawdzeniu okazało się, że jednak Marcin ma wolne. Umawiamy się przy Orlenie w Wojkowicach o 9:30. Wciągam nieco paliwa, zbroję się do wyjazdu i ruszam na spotkanie.

Od razu zderzenie z silnym, południowym wiatrem. Spowalniał mnie o dobre 10km/h. Pod Orlenem jestem pierwszy więc czekam. Marcin ma dalej i też trochę walki z wiatrem ale w końcu dociera. Teraz już we dwóch kręcimy bez napinek. Na początek przez całe Wojkowice aż do Bobrownik.

Trochę na GPS-a a trochę na moją pamięć kręcimy w stronę Piekar Śląskich i dalej Radzionkowa. Po drodze mamy Kopiec Wyzwolenia w Piekarach Śląskich. Zawsze jakoś mi się udało go ominąć będąc w tych stronach więc dziś się na niego wspinamy. Można by wjechać bo stromo nie jest ale zabrania tego regulamin a po drugie jednak ścieżka jest wąska. Poza tym nie będziemy robić wiochy. Grzecznie wprowadzamy rowerki na szczyt i robimy kilka foto. Długo tam się zostać nie da bo wiatr na górze hula konkretnie. Szybko wychładza więc schodzimy i kontynuujemy jazdę.

Jest po drodze trochę odcinków terenowych. Na początek jedziemy do Rezerwatu "Segiet". Ścieżki są nieco zdradliwe bo przykryte liśćmi i niejeden raz mieliśmy z tego tytułu niespodzianki. A to ukryte kamienie, a to jakieś bagienko, gałązki. Na szczęście udało się to przejechać bez problemów choć niezbyt szybko. W sumie to nam się w ogóle nie spieszyło. Jedyne założenie na dziś to wrócić za jasności a poza tym rzeźbienie trasy "na żywca".

Punktem zwrotnym były Domy Celne z Reptami Śląskimi. Tak stało na mapie GPS-a (OpenStreetMap). W realu to po prostu domy mieszkalne, które kiedyś może miały taką funkcję ale teraz nic o tym nie świadczy. Znajdują się niedaleko kościoła w Reptach. Za tymiż domami skręcamy znów w teren i do parku przy centrum rehabilitacyjnym, przy którym też w końcu się wyłaniamy z lasu.

Asfaltami dotaczamy się do zamku w Starych Tarnowicach. Tu chwila na foto, Marcin bierze pieczątkę i robi rozpoznanie w temacie ewentualnego zwiedzania. Mniej więcej w tym czasie obydwaj stwierdzamy, że czas by zassać nieco paliwa. Pora jest taka, że spokojnie można zasiąść do wczesnego obiadu. Jedziemy na rynek w Tarnowskich Górach, gdzie znamy sprawdzony już punkt karmieniowy. Dziś w zestawie dnia pieczarkowa, rybka z ziemniaczkami i surówką z białej kapusty. Pasuje. Do tego gorąca herbatka i szybko akumulatory zostają doładowane.

Jest już po 13:00, kiedy ruszamy dalej. Plan był wstępnie taki, że jak będzie czas to jedziemy w stronę Zendka i dalej do Siewierza ale już wiemy, że za dnia tej trasy nie zrobimy więc skracamy. Jedziemy nad zalew Chechło i stamtąd lasami w stronę Świerklańca. Wypadamy spomiędzy drzew przy mostku na Brynicy. Kawałek jedziemy "78" i w Niezdarze zjeżdżamy w boczne drogi i pola by wybić się nimi do Sączowa. Tu już nieco siły nas opuszczają. Dzień pogodny, słoneczny i niespecjalnie zimny ale wiatr wysysa energię. Przejeżdżamy pod A1, przecinamy "913" i bocznymi drogami docieramy do Twardowic skąd znów terenem w stronę Rogoźnika.

Rezygnujemy jednak z tego kierunku i wbijamy na "913". Wjazd pod cmentarz w Strzyżowicach i długi zjazd aż do Psar. Przy kościele przerzucamy się skrótem na ul. Szkolną, gdzie żegnam się z Marcinem i wracam do domu.

Wyszło bardzo fajne, spokojne kręcenie. Jak na listopad to bardzo ładny dzień. Trochę wiatr utrudniał ale nie na tyle by zniechęcić do kręcenia. W domu jestem na tyle wcześnie, że mam jeszcze prawie godzinę do zachodu słońca. Dzięki temu udaje mi się umyć Rzeźnika, który dziś jeszcze trochę dozbierał błotka, igiełek i innych ozdóbek do tego, co mi się dokleiło wczoraj na ul. Szymanowskiego i wcześniej w Preczowie.



Link do pełnej galerii



Na kopcu.


W rezerwacie.


Domy Celne.


Park przy Centrum Rehabilitacji.


Zamek w Starych Tarnowicach.


Selfie trening nad Chechłem.


Średnia nędzna ale kręcenie bardzo przyjemne.


Kategoria Inne

DPD

  • DST 37.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 20.75km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 listopada 2016 | dodano: 17.11.2016

"Drastyczna" zmiana pogody ;-p Zrobiło się zauważalnie cieplej. Nie patrzyłem na termometr ale odczuwalnie to tak z +5. Trochę wiało ale akurat niezbyt przeszkadzająco. Jezdnie nieco mokre. Ogólnie o wiele lepiej niż wczoraj. Startuję o 6:05. Od razu widać, że są lepsze warunki bo nogi podają bardzo ładnie, nie ma problemów z napowietrzaniem, prędkość większa i tym samym zaliczanie punktów kontrolnych idzie bardzo sprawnie. Na Zielonej jestem o 6:32 więc nieco zrzucam z tempa. Światła na Alei Róż i Mortimerze bez stania. Spory kawałek ul. Szymanowskiego zakwalifikowałem dziś jako odcinek terenowy. Drogowcy już drą młotami pneumatycznymi asfalt wokół studzienek wykańczając to, czego nie zebrała wczoraj maszyna. Z boku czekał już zestaw do układania asfaltu. To będzie chyba szybka akcja z tą jezdnią i podejrzewam, że do końca tygodnia położą nową nawierzchnię. Na miejscu jestem z zapasem 7 min. Przejazd ogólnie przyjemny i prawie spokojny. Jedynie jeszcze w mojej wiosce jakieś durne babsko zajechało mi drogę. Najpierw stała na skrzyżowaniu od strony Malinowic czekając diabli wiedzą na co, a jak byłem już od niem może z 5 metrów to nagle ruszyła i wyjechała centralnie przede mnie zmuszając mnie do gwałtownego redukowania prędkości. Oby karma ją dopadła gdzieś po drodze.

Końcówka dnia w pracy dość nużąca z powodu małej ilości światła słonecznego. Już w południe miałem wrażenie, że jest wieczór. To bardzo męczące. W powrót ruszam trasą prawie jak wczoraj. Drogowcy zrobili kawał solidnej roboty i ul. Szymanowskiego na odcinku od Lenartowicza aż za kościół już z nowym asfaltem. Jeszcze tylko będą musieli poprawić przy studzienkach i będzie idealnie. Dziś też kręcę chodnikami ale tempo żwawsze. Raz, że cieplej, dwa, że dziś Rzeźnikiem a nim się wszelkie nierówności wybiera o niebo lepiej niż Weteranem. Na Redenie zahaczam o ścianę płaczu i potem zaginam na targowisko. Z balastem już niespiesznie w stronę bieżni i dalej za Świątynią na Pogorię 4 a potem prosta przez Preczów i Sarnów do domu. Lądowanie już grubo po zachodzie słońca. Przyjemny i spokojny powrót z pracy. Trochę podwiewało mniej więcej z południa ale akurat ten kierunek wiatru jest dla mnie mało przeszkadzający. Zdopingowany prognozą ICM-u na temat nędzy w sobotę wziąłem na jutro urlop z zamiarem wykorzystania jak największej części dnia na rowerowanie. Zobaczymy na ile się zdobędę ;-)


Kategoria Praca