limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2012

Dystans całkowity:1184.00 km (w terenie 152.00 km; 12.84%)
Czas w ruchu:66:38
Średnia prędkość:17.77 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:51.48 km i 2h 53m
Więcej statystyk

Na wykończenie roku + podsumowanie

Poniedziałek, 31 grudnia 2012 | dodano: 31.12.2012

Start przy +5 trochę po 14:00. Bez kombinowania wielkiego podjazd w stronę Góry Siewierskiej, skręt na Dąbie i dalej Twardowice. Stamtąd do Przeczyc i Wojkowic Kościelnych. Dalej wzdłuż Pogorii 4, przeskok na Pogorię 3, przez Zieloną, Łagiszę i Gródków do domu.
Zanim zaszło było ładne słoneczko. Ale też trzeba było się trochę z wiatrem naszarpać. Mimo wszystko jechało się całkiem przyjemnie. Generalnie pustawo. Pewnie wszyscy już ostrzą pazury na nocne zabawy :-)

Podsumowanie roku 2012
Różne rzeczy się działy związane z rowerem.
Wyprawa nad morze, 5 dni w Beskidzie Niskim, mnóstwo wycieczek jednodniowych, ustawek i solowego jeżdżenia. W sumie dało to ponad 14 tys. km świetnej zabawy na dwóch kołach w towarzystwie wspaniałych ludzi.
Nieco zorientowałem się w swoich możliwościach i na tej podstawie rodzą się nowe pomysły na przyszły rok. Te pomysły oraz planowane wypady klubowe sprawią, jeśli wszystkie się zrealizują, że przyszły rok może być conajmniej tak samo udany jak obecny.
Muszę tylko pohamować dziki pęd do kasowania kasków :-]


Kategoria Inne

Grudniowa Ustawka Oli czyli jak się robi setkę na mrozie

  • DST 102.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 05:43
  • VAVG 17.84km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 grudnia 2012 | dodano: 29.12.2012

Wychodzi na to, że grudzień rowerowo to całkiem niezły miesiąc. Ola na forum Ghostbikers zwołała ustawkę z kierunkiem uderzeniowym na Trzebinię. Nie chciałem sobie tej imprezy odmawiać :-)
Wczesna pobudka, futrunek coby mieć siły kręcić na zimnie, smarowanie tego i owego w rowerku i w końcu start. Wyruszyłem 7:50 na miejsce zbiórki na górce środulskiej. Docieram tylko kilka minut spóźniony ale okazuje się, że nie ja jeden i nie aż tak bardzo. Skład zebrał się jak zwykle doborowy i wesoły :-) Doczekawszy się Haibike-a ruszamy.
Detali trasy nie będę opisywał bo potemu, że nie do końca wiedziałem gdzie jestem tyle, że było mi to zupełnie obojętne. Poza tym jest ślad z GPS-a (dla dociekliwych).
Za to opiszę JAK było :-) A było... eh... słów brakuje. Na pewno było zimno. U mnie na starcie -7. Dlatego też wszystko oszronione. Do tego było słonecznie, co powodowało, że oszronienie i światło robiły cuda. Z racji tego, że było zimno było też pieruńsko ślisko czego dowodem były gleby. Może nie jakiś urodzaj ale jednak całkiem niemało. Z efektowniejszych to ta Domina, który jak gwizdnął to mu trzeba było pomóc wstać i potem do końca akcji kulał i nawet chciał nas porzucić i wracać do domu. My, pod pozorem tego, że nie zostawiamy nikogo, namówiliśmy Domina by z nami jechał i odprowadzimy go. Ale jakoś tak się trasa zaczęła giąć to tu, to tam i w końcu cały dystans do Trzebini i nazad biedak zrobił z nami :-)
Drugą glebę już na trasie powrotnej zrobił Olo pod którym ustąpił lód na kałuży. Wyfiknąwszy się uglebił też Freya, który oprócz potłuczonego nadgarstka odniósł niejakie straty w sprzęcie.
Inne gleby były na tyle pospolite i na tyle niegroźne, że nawet ich wszystkich nie pamiętam. Mnie osobiście udało się tego elementu ustawki uniknąć ale to tylko dlatego, że kierowany urazem sprzed kilku dni, kiedy to skasowałem kask, trzymałem się od lodu tak daleko, jak tylko się dało.
Z atrakcji to Olowi się kapeć przytrafił. Żeby było śmieszniej, dosłownie kilkaset metrów wcześniej jechaliśmy obok siebie i mówił, że obecne oponki uważa za rewelacyjne. Od czerwca nie miał ani jednego kapcia pomimo tego, że na swoim ostrzaku gania z nami sporo po terenie. Chyba sobie wykrakał. Nadział się na kolec akacji. Serwis był oczywiście okazją by Loża Szyderców mogła potrenować.
Z moich strat to posiałem gdzieś magazynek z akumulatorami od lampki. Pewnie gdzieś wypadł po drodze i nawet tego nie zauważyłem.
Co jeszcze było? A wesoło było. Banany na twarzach do samego końca.
Było też pyszne żarełko w "Puchatku" (tak chyba się to miejsce nazywało) w Trzebini.
Było focenie po drodze. Nie tak dużo jak by warto było ale też i niemało. Oszroniony poranek i słoneczko robiły piękne scenerie. Nawet zwykłe krzaki przyciągały oko.
Do kompletu ukręciłem dziś kolejną setkę kilometrów, która sprawiła, że przeskoczyłem w tym roku 14 tys. km. A rok się jeszcze nie skończył. O ile mnie jakaś choroba nie położy to pewnie coś pod setkę jeszcze dorzucę :-)
Warto było dziś się ruszyć na rowerek. Mimo mrozu to był dobry dzień do jeżdżenia. A już w takim towarzystwie to grzechem byłoby nie pojechać.
Wracając do domu na Zielonej spotkałem jeszcze Wallace-a. Był w połowie objazdu. Jak plan zrobił to też mu ładny dystansik musiał dziś wyjść. Pogadaliśmy trochę ale nie za długo bo wiadomo, człowiek stygnie jak się nie rusza. Dowiedziałem się przy okazji, że Mariotruck reanimował swój rowerek więc może spotkamy się jutro na jakiejś ustawce o ile się pozbieram :-) Pożyczyliśmy sobie dobrego nowego roku i każdy z nas pognał w swoją stronę.
Dojechałem już za ciemności zahaczając jeszcze po drodze o sklep.

Link do galerii




Na miejsce zbiórki przybywam równo z Olą. A potem jeszcze czekamy na resztę zapowiedzianych uczestników.


Lodołamacz :-)


Co jakiś czas chwila postoju dla sfocenia czegoś lub po prostu podziwiania widoków.


Gleba Domino.


Widoczki były bajkowe.


Bajkowe.


Terena wyglądał między innymi tak.


Nie. To nie jest podziwianie cudownego obrazu w kaplicy. To uważne studiowanie menu.


A tu już poposiłkowe knowania jak by tu nas jeszcze upodlić w terenie.


Balaton w Trzebini. Darowałem sobie wjazd na ten kawał lodowiska.


O dziwo, wyglebił Olo... poza tym lodem :-)


Teren wyglądał też tak. Trochę nawet miejscami rozmokło.


A tu full-squad. Moje foto niestety z krzokami bo mi brakło słupków by ustawić aparat a statywik gdzieś zakopany w sakwie był.


Gleba Ola i Freya. Olo już na nogach ale Frey jeszcze się próbuje zorientować co się właściwie stało :-)


Teren wyglądał też tak. Ścieżka wokół tej wody na dole to niezła jazda. Miejscami jest może metr do urwiska i to przy zakrętach. Ale widoki cudne.


Squad szczerzy się na żądanie :-)


Olowy kapeć i trening Loży Szyderców :-)


Ostatnie momenty ekipy razem. Jeszcze kawałek i zaczęliśmy się rozjeżdżać.


Zachód słońca zastał mnie na Pogorii 3.


I podsumowanie dnia wg GPS-a.


Kategoria Jednodniowe

Zamach na Strzelce Opolskie

  • DST 90.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:15
  • VAVG 17.14km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 grudnia 2012 | dodano: 28.12.2012

Zamachnąłem się. Porządnie. I nieskutecznie. Zamach był na to, by zrobić rundkę do Strzelec Opolskich. Po dystansie widać od razu, że zamach zakończył się niepowodzeniem. Fiasko zamachowi zgotował północny wiatr.
Do zamachu próbowałem znaleźć współzamachowców. Chętni byli ale większość nieczasowa bo w niewoli czyli w pracy. Jedyna wolna Ola długo się zastanawiała aż w końcu prognozy na dziś i wczorajszy wieczorny opad deszczu oraz planowana na jutro dłuższa ustawka sprawiły, że zdecydowała jednak odpuścić. I po prawdzie, to nie wiem czy nie była to słuszna decyzja. Jutro się okaże, czy moje nogi nie powiedzą mi grzecznie sp...adaj gdy zaproponuję im udział w zimowej ustawce. Się okaże.
Tak więc do zamachu przystąpiłem sam. Wystartowałem nieco po 8:30. Pogoda była wredna. Momentami nawet coś tam śladowo kapało (co widać też na foto jeśli przyjrzeć się mojemu kaskowi). Cały czas wiało z kierunku głównie północnego choć czasem miałem też wrażenie, że i z zachodniego. Generalnie wiało. Na zjeździe z Góry Siewierskiej do Twardowic, gdzie normalnie to się 50 km/h bez specjalnego napinania robi, ledwo jakieś 33 km/h udało mi się wycisnąć. Tak wiało! I do tego jeszcze leciał jakiś taki drobny śnieżek. Ciął po gębie strasznie.
Tak więc już się wyjaśniło, że rozruch rozpocząłem od wspinaczki pod Górę Siewierską i dalej pod Twardowice. Stamtąd pojechałem przez Siemonię i Sączów, gdzie pierwszy raz wbiłem w teren. Potem teren występował jeszcze kilka razy. Za Niezdarą wbiłem w las i ciągnąłem tamtędy aż do Miasteczka Śląskiego. Tam moment postoju na wciągnięcie pierwszej, nieco nierównej, ścieżki czekolady. Deficyt energetyczny zaczął się objawiać dużo wcześniej niż podejrzewałem, że może wystąpić. Spodziewałem się, że nie tak szybko to się stanie z powodu byczo wielkiego śniadania. Niestety walka z wiaterkiem i temperaturą zrobiły swoje.
Przebijam się przez Miasteczko, zrobiwszy kilka foto kolejnego kościółka ze szlaku zabytków drewnianych i wbijam w teren ciągnąc do Tworoga zielonym szlakiem (który gdzieś mi się po drodze zresztą zawierusza).
Tworóg osiągam nieco przed południem. W chwili gdy robiłem zdjęcie kościoła zegar wybijał południe. W tym samym czasie GPS powiedział, że do Strzelec Opolskich są jeszcze 33 km. Niby niedaleko. Do 15:00 bym dał spokojnie radę. Ale. Miałbym potem jeszcze jakąś godzinę dnia a to zdecydowanie za mało by wrócić o jakiejś sensownej porze do domu. Ze Strzelec do mnie to minimum 50km. Jazda po nocy mi się nie uśmiechała wziąwszy pod uwagę wiejący wiatr i temperaturę. Decyduję, że czas zaginać trasę do domu. Sprawdzam co jest mniej więcej na południe, południowy-wschód i wybór kolejnego punktu pada na Zbrosławice. Ruszam.
W Miedarach chwila przerwy na sesję komunikacyjną z Olą. Opowiadam jej o warunkach, na jakie nadziałem się w drodze by ułatwić jej decyzję na jaki wariant przejażdżki się zdecydować. I odradzam pomysł wzięcia udziału w Masie Krytycznej w Bytomiu. Nie wiem w końcu na co się zdecydowała ale swoje powiedziałem :-) Jeszcze tylko kilka słów na temat jutrzejszej ustawki i kończymy sesję. Rzeźbię dalej.
Po drodze dłuższy postój na wciągnięcie 0,5 litra gorącej herbatki z sokiem malinowym oraz tym razem dwóch ścieżek czekolady.
GPS jakimiś tajnymi, bocznymi uliczkami przepycha mnie przez Zbrosławice. Po drodze chciał mnie jeszcze w teren wpuścić i nawet się skusiłem, ale po 100 metrach dałem spokój. Błocko momentalnie oblepiło błotniki i amorek. Jeszcze drugie 100 m i musiałbym wszystko pozdejmować żeby koła się w ogóle kręciły. Wracam na asfalt.
Wiaterek, zimny bo zimny, jednak zrobił coś dobrego. Przesunął chmury i słoneczko ładnie wydobyło kolory z otoczenia. I nawet troszkę grzało. Ten fakt oraz to, że wiaterek miałem w plecy (a na plecach wdzianą przed Boruszowicami wiatróweczkę) sprawiły, że jechało się całkiem nieźle. Jeśli tylko nie występował dłuższy postój to nie było opcji by zmarznąć. No może trochę gębę owiało.
Dalej moje koła przetoczyły się kolejno przez Tarnowskie Góry (Repty), Radzionków, Kozłową Górę, Dobieszowice, Rogoźnik i Strzyżowice by w końcu dowieźć mnie do domu. Po drodze jeszcze foto różne. Stanie na przejeździe kolejowym i sesja łącznościowa tym razem z Marcinem. Szybka, bo nie chciałem wpieniać kierowców :-) Stanąłem na poboczu na długim prostym zjeździe gdzie dało się przycisnąć a wszyscy dawali po hamplach bo z daleka było widać moją kamizelkę ;-)
Ogólnie pomimo wrednego wiatru to jechało się nieźle. Za to w domu od razu atak na gorącą michę bo jednak kręcenie w takich warunkach zabiera sporo sił. W trakcie jak ładowały się foto do galerii ucinam jeszcze dodatkowo drzemkę. No dał mi ten dzień nieco w kość. Trochę szkoda tych Strzelec Opolskich ale czasem lepiej nie giąć by nie przegiąć. Będzie jeszcze okazja je popełnić.



Link do pełnej galerii z dziś


Na zdjęciu widać i pogodę jaką miałem na starcie i coś, co bardzo mnie zaskoczyło. Całkiem niedawno jeszcze tego nie było. Jechałem akurat od drugiej strony i sobie pomyślałem, że temu to się jazda skończyła ciekawie. Dopiero jak minąłem pojazd to się okazało, że to reklama. Jak dla mnie - skuteczna :-)


Nie wiem kiedy ten daszek ustawili (to w Niezdarze) ale chyba też całkiem niedawno bo go nie pamiętam. Oj zmieniają mi się okolice, zmieniają...


Las w drodze do Miasteczka Śląskiego. Na kasku wspomniane ślady opadów.


Drewniany kościółek w Miasteczku Śląskim.


Zielony szlak z Miasteczka Śląskiego do Tworoga, który mi się potem gdzieś posiał.


Do Tworoga docieram jak w westernie, w samo południe.


Miejsce, w którym zrezygnowałem z terenu zaproponowanego przez GPS-a. Bagno straszne. Choć by mi nieźle drogę skróciło. Ale miałem już dość wrażeń na dziś.


Oooooorła cieńńńń...


Prawie jak hodowla jemioły. Ciekawe czy da się nią też tak upalić, jak ziołem? ;-)


Aleja grozy. Wyobraźcie sobie: szklaneczka, tracicie panowanie nad kierownicą, z przeciwka ciśnie 30-tonowy TIR. A tu nie ma gdzie spieprzać...


Jeszcze ociupinka terenu w drodze do Zbrosławic.


A to już chyba centrum Zbrosławic. Tak mniemam po kebabie i po tym, że za plecami miałem jeszcze Żabkę i Biedronkę oraz chyba jakiś bank.


A tu jakoś nie mam żadnego komentarza :-)


Rozglądałem się za tą kopalnią ale ja chyba jednak mocno ślepawy jestem bom nie dostrzegł. Albo może widziałem tylko nie wiedziałem, że widzę.


A tu ładnie światełko kościół podkreśliło. W ogóle o zachodzie to jakoś tak zwykłe rzeczy magiczniej wyglądają.


Skoro czekamy na pociąg, to sobie foto strzelę.


I na koniec podsumowanie dnia wg Garmina.


Kategoria Jednodniowe

Rundka po kaski

Czwartek, 27 grudnia 2012 | dodano: 27.12.2012

Zbieram się o 14. +5 na termometrze. Na początek czyszczenie rowerka po wczorajszym wypadzie z Mariuszem. Potem smarowanie. W trakcie pokapuje. Pod koniec się rozpędza. Rowerek chowam i idę wszamać obiadek. Robi się po 15:00 ale za to rozpogadza się choć wiatr ciągle obecny.
Na początek do Będzina, do serwisu rowerowego. Jak podejrzewałem, pozamykany na głucho. Bez kombinowania stawiam na pewniaka i jadę do Decathlonu w Sosnowcu. Tam nabywam dwa kaski.


Ten jako podstawowy.


Ten jako zapas.

Może trochę przesadzam ale w tym roku skasowałem już dwa. Teraz bez skorupki na głowie to mi się jakoś tak dziwnie jeździ.
Po udanym zakupie, w nowym kasku, jadę przez Dąbrowę Górniczą - Mydlice, do Będzina (Ksawera) i dalej koło targu. Stamtąd do Łagiszy, Sarnowa i do domu z małym stopem w sklepie.
Po drodze różne obrazki. Jak zwykle świry za kierownicą które myślą, że jak będą szybsi o 0,5 sekundy to wygrają dłuższe życie.
W Łagiszy ładnie prezentował się Księżyc na tle oświetlonej elektrowni. Próbowałem zdjęcia robić ale nie miałem statywu a z ręki czy prowizorycznej podpórki nie wyszło nic wartego uwagi.
Pod gimnazjum w Psarach mijam lawetę ze skasowanym Tico. Z przodu po prawej ma zmasakrowane dokumentnie. Można powiedzieć, szczęście w nieszczęściu.
Poza tym całkiem przyjemna jazda wieczorno-nocna pomimo zawiewającego wiatru i mokrych dróg. Zanosi się na to, że jak pogoda się sprawdzi, to jutro rano będzie zdradliwa szklaneczka.


Kategoria Inne

A w kasku jeździ się po to, że...

  • DST 110.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 07:13
  • VAVG 15.24km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 grudnia 2012 | dodano: 26.12.2012

Dziś bajka o tym, po co jeździ się na rowerze w kasku. Nim jednak dojdziemy do tego punktu to trzeba zacząć od tego, że na forum Gostbikers umówiłem się z Mariotruckiem na kółeczko w zarysach obejmujące Pogorię 4, Siewierz, Zawiercie, Myszków, Koziegłowy, Cynków, Pogoria 4. Trochę to potem inaczej wyszło ale nie był to plan jakiś super sztywny, raczej punkty wyznaczające mniej więcej kierunek. Umówiliśmy się na 8:30 obok budynku RZGW przy Pogorii 4.
Wyjechałem o 8:00 i na miejsca dotarłem w 20 minut. Pozostały czas do startu zajęły mi widoczki w postaci chmur, które też uwieczniłem kilkoma foto.
W międzyczasie nadciągnął Mario. Mówił, że nadział się po drodze na sakramencki lód. Ruszamy. Nie ujechaliśmy kilometra, kiedy to wykonuję konkretną glebę. Na prostej drodze nieco się rozpędziliśmy i wjechaliśmy na odcinek pokryty lodem. Lekki ruch kierownicą i leżę. Podczas upadku solidnie przydzwoniłem czerepem o asfalt. Zbieram się na nogi i czas na ocenę strat. Film mi się nie urwał czyli nie jest tragicznie. Zdejmuję kask. Pęknięty. Konkretnie. Gdyby nie skorupka to baniak miałbym nieźle obity. Do kompletu jeszcze niewielka dziura na rękawie kurtki i nieco pogięty prawy pedał. Mogło być gorzej.
Jedziemy dalej. Omijamy oblodzony kawałek trawą. Potem już ścieżka mokra i bez lodu. Jedziemy w stronę Siewierza ścieżką rowerową i potem odbijamy w stronę Zawiercia na zielony szlak. Głównie rozmoczony ale jest też i trochę lodu. W paru miejscach z buta by obejść rozlewiska i cieki wodne. Do samego Zawiercia nie dojeżdżamy. Lasami, szlakami kierujemy się w stronę Myszkowa. Po drodze zaliczam drugą glebę ale tym razem bez strat. Wjechałem w kałużę i w ostatniej chwili zdążyłem tylko zakomunikować coś w stylu: "O! Lód". Kółko przednie ujechało i znowu wykładka. Po tym, to już każdą większą kałużę traktowałem dość podejrzliwie czy nie ma jakiejś pułapki. Raz czy dwa coś tam było ale udało się przebyć bez problemów.
Jedziemy do Myszkowa. Gdzie się da to bocznymi drogami. Do samego Myszkowa wjeżdżamy szlakiem żółtym. Miasto przejeżdżamy czerwonym. Potem rzeźbienie wertepami i asfaltami w stronę Koziegłów. Do samych Koziegłów nie dojeżdżamy. Przez Koziegłówki jedziemy do Rzeniszowa i dalej do Cynkowa by terenem przebić się do Strąkowa i dalej do Mierzęcic, Targoszyc i Toporowic. Stamtąd do Dąbia, przez Chrobakowe pod szklarnie. Dalej przez Sarnów z małym postojem na tankowanie i dalej prosto do Będzina. Pod zamkiem robimy końcowe foto i Mario jedzie myć rowerek a ja przez Zamkowe i lasek grodziecki wracam do siebie.
95 km ciszy i spokoju w drodze. Ledwo się człowiek do miasta zbliżył a tu zaraz się na drodze chamy pojawiły. Jeżdżą mocno przeginając z prędkością. Wyprzedzają na ciągłych i przed przejściami dla pieszych. Trąbią bez opamiętania. Niektórym chyba na nerwy podziałały te święta. Choć trzeba też przyznać, że byli kulturalni kierowcy i to całkiem sporo. Niestety ci gorsi zawsze robią opinię ogółowi.
Co do dnia, to był na rowerowanie całkiem w porządku. Co prawda na starcie coś tam kapnęło ale było za to ciepło. +5 stopni. Potem nawet słoneczko wychodziło i wiaterek jakoś nie dawał się we znaki. Po południu pogoda nieco się pogorszyła. Nadciągnęły chmury i pojawił się chłodny wiatr, który momentami nieźle nas spowalniał. Generalnie jednak jak na grudzień było całkiem ok.
Fajnie się jechało z Mariuszem. Postoje tylko te niezbędne na pojenie, wciągnięcie ścieżki czekolady czy inne czynności techniczne (oraz moje gleby). Spontaniczna jazda z wybieranymi w locie drogami. Tempo w sam raz. Bardzo się cieszę, że udało nam się razem to kółeczko popełnić :-) I zleciał ten czas bardzo szybko.

Plan na jutro: zakupić nową skorupkę. Obecna dołączy do pierwszej ku pamięci i przestrodze.

Galeria z dziś




Chronologiczne to na początku było focenie chmurek nad Pogorią 4.


Potem nadciągnął Mariusz i ruszyliśmy po przywitaniu.


Potem wyszła mi kasacja kasku :-/


Kasacja odbyła się w takich oto okolicznościach przyrody przy prędkości gdzieś ciut ponad 20km/h.


Potem długo, długo jazda aż do tego miejsca, gdzie do kolekcji dołączyłem drugą glebę :-/


Takich miejsc po drodze jeszcze trochę było. Niektóre dało się przebyć na kołach. Tutaj to akurat żółty szlak do Myszkowa.


Podjeżdżamy do Kozichgłówek.


Sanktuarium w Kozichgłówkach. Niestety nie zapamiętałem czyje.


Już blisko domu. Podjazd pod Targoszyce.


Końcowa fota niedaleko zamku w Będzinie.


Podsumowanie trasy wg GPS-a


Kategoria Jednodniowe

Opowieść z obrazkami o tym, jak niektórzy przedawkowali święta

  • DST 102.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 05:47
  • VAVG 17.64km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 grudnia 2012 | dodano: 25.12.2012

Jakoś nigdzie nie mogłem się doczytać o jakiejś ustawce na pierwszy dzień świąt więc sam ze sobą się ustawiłem, że wstanę rano i spróbuję uderzyć do Koszęcina.
Ustawka się udała :-p Wstałem rano i uderzyłem. Skutecznie.
Na początek wspinaczka do Siewierskiej Góry i dalej kierunek na lotnisko w Pyrzowicach. Objeżdżam je od wschodu zatrzymując się na chwilę jakby przypadkiem coś lądowało lub startowało to bym sfocił. Niestety wiało nudą i chłodem więc ruszam dalej. Teraz kolejny punkt to Strąków gdzie docieram po nieco terenowym kawałku leśnym. W Strąkowie obieram kierunek na Cynków i tu ponownie jest spory kawałek po oblodzonym terenie. Kiedy wybywam na asfalty robię zwrot w stronę Woźnik. Ładną, czystą jezdnią docieram na rynek i teraz zwrot w stronę wmordewindu czyli na zachód. Zaczynają się tereny mniej mi znane i wspomagam się mapą (by mieć obraz w skali makro) i GPS-em (by mieć obraz w skali "gdzie-ja-jestem"). Jazda idzie sprawnie. Postoje głównie na focenie, wciągnięcie ścieżki czekolady lub wyrównanie ciśnienia płynów.
W okolicach Piasku dziwnie mi tylne koło rzuca. Zjeżdżam na bok, kluczyk do szprych i po kilku minutach jest o niebo lepiej. Na wertepach nie było czuć, że coś jest nie tak ale na równej drodze od razu takie coś wychodzi.
Jadę dalej. Z mojego postoju serwisowego widziałem po lewej samochód na poboczu ale, że daleko to nie zwróciłem na niego uwagi specjalnej. Dopiero jak podjechałem, to okazało się, że ktoś już zdążył przedawkować święta. Te będą go kosztować trochę więcej niż przewidywał. Chwilę dalej, tym razem po prawej, leży w lesie martwy dzik. Pewnie go jakiś samochód trzepnął. Szkoda borostwora :-(
Do Koszęcina wiele się nie dzieje. Droga prosta, równa. Czasem tylko jakaś blaszanka gna jak szalona. Kierowcy to chyba strasznie mało bystre plemię. Żaden jeszcze nie odkrył chyba, że przed śmiercią nawet najszybszą furą nie uciekną.
W Koszęcinie robię zwrot na kierunek Tworóg ale w planie mam odbicie w Brusieku. Po drodze napotykam drewniany kościółek szlaku zabytków drewnianych. Robię kilka foto i jadę dalej.
Docieram do Brusieka, gdzie kolejny drewniany kościółek ze szlaku zabytków drewnianych. Znów kilka foto. Obok kościoła szopka z drewnianymi figurami. Też kilka foto i wbijam w teren w kierunku Mikołeska.
Super się jedzie lasami. Miejscami lód, miejscami kałuże i błoto ale w sumie jest przyjemnie. Zadziwiająco zielono.
Docieram w końcu do Boruszowic. Powoli zaczynają mi się ścieżki w czekoladzie kończyć tak więc i trasę czas powoli zapętlić do domu. Bez większego kluczenia jadę do Tarnowskich Gór i potem dalej przez Świerklaniec, Dobieszowice, Rogoźnik i Strzyżowice do siebie.
Docieram jeszcze "za jasności". Robię coś, czego już dawno nie robiłem, tzn. czyszczę rowerek. Może nie jakoś super dokładnie ale sporo syfu udaje się zmyć póki jeszcze nie przyschnął.
Ogólnie zadowolony jestem z dzisiejszego rowerowania. Całkiem dobre warunki do jazdy. Na jutro jakiś spokojniejszy dystansik. Może też w okolicy jakaś ustaweczka się wyłoni...



Link do galeryi z dzisiaj


Zaglądam czy zdjęcie wyszło. Wiecie, w trakcie jazdy to nie zawsze się uda :-)


Woźniki. Niby miasto a wymarłe jak wszystko do tej pory po drodze.


A tu jest bajka o takim, co przedawkował święta. Ewentualnie "miszcz" kierownicy nieucieka, bo już się nie da.


Niestety święta świętami ale życie nie zawsze toczy się dalej. Tym razem borostwór miał pecha.


Kilometrów przybywa...


Drewniany kościółek zabytkowy w Koszęcinie.


Może ja niebywały w świecie jestem ale takie znaki widzę pierwszy raz, tzn. te czarne łapy. Widzieliście gdzieś to już wcześniej?


Drewniany kościółek w Brusieku.


I szopka tuż obok.


Info dla tych, co nie wiedzą jak wygląda ścieżka czekolady. Wygląda tak. Trochę nierówna ale to wciąż ścieżka.


Pałacyk w Nakle Śląskim. Jak jechaliśmy z Marcinem nad morze, to był jeszcze w rusztowaniach. Teraz wygląda trochę lepiej.


Zbiornik Kozłowa Góra i rozmoknięty wał. Jazda po nim to masakra.


SPD-y i neopreny. Ha! Nie ma szans żeby dały radę przy takich warunkach w terenie. A trekkingi i stuptuty się sprawdziły. Ufajdane ale w butach sucho. Choć stopy i tak poczuły chłód. Ale przynajmniej nie przemokły.


Podsumowanie trasy wg GPS-a :-)


Kategoria Jednodniowe

Do bankomatu i po bułki

  • DST 50.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 02:46
  • VAVG 18.07km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 grudnia 2012 | dodano: 23.12.2012

Sobotę się wygrzewałem. Tego mi po prostu trzeba było. Ale dziś już nie było mowy o tym, by nie pojeździć. Zwłaszcza że była przy okazji i potrzeba załatwienia kilku drobiazgów.
Na początek do bankomatu. Oczywiście nie tego najbliższego bo jak tak można. Pojechałem do Dąbrowy Górniczej nieco wyginając trasę. Na początek do Góry Siewierskiej, dalej przez Twardowice do Nowej Wsi gdzie skręciłem na Zawadę nadziewając się przy okazji na lekki wmordewind, który towarzyszył mi dalej przez Sadowie, Targoszyce, Przeczyce (w hodowli ryb ruch - pewnie taśmowo mordują karpie), Marcinków i do Wojkowic Kościelnych do Pogorii 4. Tam wbijam na asfalcik i wiaterek przestaje być tak uciążliwy. Na ścieżce ślady innych bikerów choć po drodze udało mi się spotkać tylko Olę :-) Jadę, patrzę a tam ktoś się zatrzymuje. Że ja trochę ślepawy a w okolicznościach zimowych wszyscy poowijani jak terroryści to z daleka nie poznałem. Ale im bliżej tym bardziej nabieram podejrzeń, że to ktoś znajomy może być a kiedy wyciągnięta ręka sygnalizuje stop, sprawa jest już jasna. Chwilę porozmawialiśmy na przekór niesprzyjającym warunkom. Oj! Się będzie działo, jak tylko wypali coś z tego, czym Ola zagroziła :-] No nic, zobaczymy. Żegnamy się i Ola jedzie zaginać kółeczko w stronę Wojkowic Kościelnych a ja dalej przez Marianki, przeskakuję na Pogorię 3 i obok mola śmigam do centrum Dąbrowy Górniczej. Jeden bankomat opróżniony (poddałem się po trzech info, że "Transakcja nie może być zrealizowana"). Jadę pod drugi i tam biorę com miał wziąć i jadę w kierunku domu. Pod dworzec kolejowy w Dąbrowie i dalej w stronę oczyszczalni ścieków. Wzdłuż torów na Ksawerę i potem w stronę Czarnej Przemszy gdzie ścieżką jadę do Będzina pod nerkę. Tam przeskakuję przez Zamkowe w do lasu grodzieckiego. Na światłach przez "86" i przy "Pod Lwem" w teren w stronę lasu w Gródkowie. Wyjeżdżam koło podstawówki i skręcam w prawo. Jeszcze jeden mały odcinek wertepowy i już potem prosto do Lewiatana na mojej wiosce. Zebrawszy trochę balastu do domu.
Fajny dzień do jeżdżenia. Temperatura na wyjeździe u mnie była w okolicach -3. Wiaterek był ale do przyjęcia. Drogi miejscami czarne i mokre, miejscami przysypane lekko śniegiem ale nigdzie nie było jakoś tragicznie ślisko czy chlapowato.


Kategoria Inne

DPD

  • DST 34.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 17.89km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 grudnia 2012 | dodano: 21.12.2012

-7 na starcie :-/ Do tego miejscami zawiewało. Dla mnie bezproblemowa, spokojna droga do pracy. Dla innych niekoniecznie. W Będzinie przy Stadionie na czerwonym jeden drugiego uświadamiał, że jego uprawnienia do prowadzenia samochodu zostały mu wydane prawdopodobnie niesłusznie (mój wolny i ocenzurowany przekład :-] ). Poszło o to, że ktoś kogoś obtrąbił.
Na Mecu z kolei jeden koniecznie musiał przede mną zdążyć i popiszczał sobie oponami.
Mam wrażenie, że okres przedświąteczny działa ludziom na nerwy i rozsądek. Niekorzystnie.

Po pracy powrót uskuteczniłem częściowo wertepowy. Terenem do Dąbrowy Górniczej. Dalej obok mola na Pogorii 3 i Zieloną do Preczowa. Stamtąd przez Sarnów do domu.
Zimno mniej więcej takie samo jak rano. Odmianą było coś na podobieństwo śniegu sypiące cały czas po drodze przez Dąbrowę i Preczów z tendencjami do zacinania w twarz. Kolejny powód, dla którego zima jest przeze mnie nielubiana.


Kategoria Praca

DPOZND

Czwartek, 20 grudnia 2012 | dodano: 20.12.2012

-3 na starcie. Asfalty suche. Jakiś taki wiaterek z południa czasem dawał w mordę. Spadek temperatury ponownie sprawił, że nóg podawanie siadło. Światła dziś po drodze w większości niewspółpracujące ale poza tym dojazd bez ekscesów.

Po pracy przez centrum Dąbrowy Górniczej, obok oczyszczalni ścieków do będzińskiego Kauflanda przez Ksawerę, ścieżkę wzdłuż Czarnej Przemszy i obok Teatru Dzieci Zagłębia. Z balastem przez Łagiszę i Sarnów do domu.
W Łagiszy był jeden kandydat do tego by nie dożyć Końca Świata, nie mówiąc już o najbliższych świętach. Przede mną zahamował nagle samochód z piskiem opon a że ciemno było to nie widziałem do końca co się dzieje. Dopiero za chwilę zauważyłem faceta przebiegającego na pasach. Musiał w ostatniej chwili wpaść na jezdnię. Miał farta, że go kierowca zauważył. Było gorąco.
Tzn. w ogóle, to było zimno. Zimne podmuchy i spadek temperatury sprawiły, że przypomniałem sobie co to zmarznięte stopy. I tu jest doskonałe miejsce by zaznaczyć, że właśnie między innymi dlatego zimy nie lubię.


Kategoria Praca

DPD

Środa, 19 grudnia 2012 | dodano: 19.12.2012

+1 na starcie. Drogi miejscami nawet całkiem suche. Zamglenia nieznaczne. Wiaterku nie stwierdziłem. Ogólnie całkiem w porządku warunki do jazdy. Bezawaryjny i bezekscesowy dojazd do pracy.

Po pracy jakoś dziś zero chęci na objazdy. Podejrzewam, że spore znaczenie miał tu ten minimalny spadek temperatury jaki nastąpił od wczoraj. Tak więc bez specjalnego gięcia trasy przez Dąbrowę Górniczą do mola na Pogorii 3 gdzie przez chwilę oglądam popisy statystów od Hichcock-a. Ścieżką w stronę Pogorii 4, przez tamę i dalej Preczów i Sarnów do domu. Asfalty właściwie już suche. Wiaterku niewiele.
Zima, jaka by teraz nie była, jest nieustannie przeze mnie nielubiana.


Kategoria Praca