GarminMontana
Dystans całkowity: | 376.00 km (w terenie 37.00 km; 9.84%) |
Czas w ruchu: | 21:55 |
Średnia prędkość: | 17.16 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 53.71 km i 3h 07m |
Więcej statystyk |
DNPD
-
DST
34.00km
-
Teren
4.00km
-
Czas
02:17
-
VAVG
14.89km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dojazd na mokro. +3 na termometrze. Od cholery wody na jezdniach. W powietrzu mgła i deszcz. Na ścieżkach i chodnikach zlodowaciały śnieg śliski jak 100 bandziorów. Z tego też względu prawie cała trasa asfaltami mimo tego, że pełno na nich rozlewisk. Za to nie było ślisko.
Trasa przez Będzin z opcją 11-go Listopada i Kościuszki. Wystartowane coś koło 5:50. Na mecie 8 min. zapasu.
Na moście na Czarnej Przemszy widzę jak rowerzysta zalicza glebę. Wołam czy wszystko ok. Kciuk w górze i za chwilę wstaje wołając, że to już druga dzisiaj i żebym uważał w stronę ronda UE bo tam ślisko jak diabli.
Jadę kawałek ścieżką wzdłuż rzeki ale faktycznie przyczepność słaba. Zjeżdżam na asfalt przy bibliotece. Przy okazji GPS mi się wyłącza nie naliczając jakichś 300m. Znowu to felerne miejsce. Zastanawiam się czy to nie jakiś błąd w mapie. W wolnej chwili zrobię aktualizację i przy okazji test. Podobne klocki mi GPS robił przy Trójkącie Trzech Cesarzy. W innych miejscach działa bez zarzutu. Numer robi jak jadę ulicą. Jak chodnikiem to jest ok. Dziwne.
Przejazd spokojny ale zdecydowanie nie nadaje się do zaliczenia do przyjemnych.
Powrót również po mokrym choć jakby odrobinę mniej. Jest cieplej co przekłada się na większą ilość wody w powietrzu. Głównie pod postacią mgły, ale były też miejsca, gdzie trochę kapało. Generalnie nie jeden raz musiałem okulary przecierać.
Trasa przez Mortimer, Park Hallera, Zieloną, Preczów i Sarnów. Gdzie jeszcze śnieg nie stopniał, to przeważnie był rozchlizdany. Kilka razy jazda w drifcie i walka o utrzymanie równowagi.
Sam przejazd spokojny i nieco żwawszy niż wczoraj.
Kategoria GarminMontana, Praca
DSODZD
-
DST
34.00km
-
Czas
01:44
-
VAVG
19.62km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Startuję przed 11:43. Cel: serwis.
W tamtą stronę Błękitnym (9km). Zostawiam Błękitnego na wymianę oleju w tylnym hamulcu i odbieram Mamuta. Mamut po konkretnym przeszczepie: kaseta, łańcuch, korba, suport, przerzutka tylna, linka do tylnej przerzutki, pancerz przy tylnej przerzutce, wymiana oleju w tylnym hamulcu.
Powrót objazdowy żeby sprawdzić jak wszystko chodzi. Trasa: Sosnowiec-Pogoń, Czeladź, Wojkowice, Strzyżowice i do domu. Potem jeszcze zwykłe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie.
No miodzio teraz rowerek chodzi. Zwłaszcza cieszy mnie bezbłędnie pracująca tylna przerzutka.
Cały dzień pogoda optycznie dość przyjemna. Organoleptycznie już nie aż tak. Było sporo słoneczka, które jednak nie zdołało podgrzać atmosfery jakoś znacząco. Trochę też wiało zimnym powietrzem. Ale przynajmniej było sucho. Ogólnie niezłe warunki do jazdy choć dla mnie raczej w tempie spacerowym.
Większość trasy na Mamucie więc dzień idzie na jego konto.
Kategoria GarminMontana, Hamulec, Inne, Kaseta, Korba, LinkaP, Łańcuch, Pancerz, PłynHamulcowy, PrzerzutkaT, Serwis, Suport
Najpierw do Niemca, potem do Francuza
-
DST
60.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
03:09
-
VAVG
19.05km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do tego pierwszego po chemię, do drugiego po sportowe.
Zbieram się na koła jakoś przed 9:00. Słonecznie, przyjemnie, gdzieniegdzie ślady wczorajszych burz ale niegroźne.
Pierwsza runda to zagięcie do będzińskiego Kauflanda. Tam przez Wojkowice, Czeladź, Syberkę. Powrót przez Łagiszę i Sarnów. W domu dłuższa chwila na sprawy różne i potem drugie kółko do sosnowieckiego Decathlonu. Tam przez Gródków, las gródkowski, Łagiszę, Zieloną, centrum Dąbrowy Górniczej i Mydlice. Powrót przez Będzin, Grodziec i Wojkowice.
Przy okazji odkrywam, że w okolicach Ronda Unii Europejskiej w Będzinie jest albo jakiś bug w mapie, albo tajemnicze oddziaływanie na GPS-a, bo mi się wyłącza.
Pierwszy raz mi się wykrzaczył jak jechałem z Syberki ul. Piłsudskiego i skręciłem w 11-go Listopada. Pod sklepem zaskoczył mnie wyłączony GPS. Wtedy mi się przypomniało, że już kiedyś miałem problem z Garminem w tym miejscu. Wracając z zakupów tym razem jadę 11-go Listopada przez rondo w stronę Urzędu Miasta. Znów się wyłącza. Aż postanowiłem to sprawdzić. Wracam przez rondo w stronę Kauflanda i jest ok. Ale jazda w odwrotną stronę znów skutkuje wywaleniem się urządzenia. Robię jeszcze jeden nawrót. Tym razem przy Czarnej Przemszy wbijam na Piłsudskiego i jadę do ronda wjeżdżając w 11-go Listopada w kierunku Urzędu Miasta. Nic się nie dzieje. Dziwne.
Na drugiej rundzie wracam znów przez Będzin i pomny wcześniejszych eksperymentów obserwuję co Garmin zrobi. Znów przejeżdżając przez rondo od Kauflanda do Urzędu Miasta nawigacja się wywala. Podobne akcje już obserwowałem w okolicach dojazdu do Trójkąta Trzech Cesarzy w Sosnowcu.
Przy okazji odkrywam też, że w okolicy nie słyszeli o kryzysie w gospodarce. Ciągle się coś buduje. Np. dziś zadziwiła mnie potężna hala budowana patrząc od Syberki za M1 i JASFBG. Przybyło też ścieżek w Czeladzi. Własnymi oczami mogłem rzucić na odrestaurowaną wieżę ciśnień naprzeciw byłej kopalni "Grodziec". Do tego pełno wszędzie nowych i budujących się domów jednorodzinnych. W jednym z wsiowych budowlanych, który najechałem w potrzebie, ruch jak w ulu.
Kategoria GarminMontana, Inne
92 na 100
-
DST
92.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
05:57
-
VAVG
15.46km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Święto Niepodległości. W sumie też dobry pretekst by pokręcić.
Zbieram się na koła około 7:40 i ruszam przez Strzyżowice, Rogoźnik, Bobrowniki, Dobieszowice i Piekary Śląskie do Bytomia. Pogoda przyjemna. Słonecznie, minimalny podmuch, temperaturę obstawiłbym na +12, +14. Toczę się na miejsce bez problemów i szybciej niż zakładałem. Na miejscu zbiórki nie ma nikogo. Ruszam na mały objazd okolic rynku i kiedy wracam pod miejsce zbiórki natykam się na Prezesa z obstawą. Witamy się i chwilę później przenosimy na miejsce zbiórki grupy bytomskiej.
Szybkie foto i ruszamy w drogę. Prowadzą Bytomiacy więc mogę się wyluzować i jechać sobie spokojnie w ogonku, jak to zwykle. Trasa początkowo podobna do mojej dojazdowej. Jedziemy pod bunkier w Dobieszowicach. Tu chwila postoju, foto i ruszamy dalej. Już teraz inaczej niż ja jechałem. Terenem przebijamy się w stronę Wojkowic i przy Netto przerzucamy się na teren wzdłuż Brynicy.
Wybywamy z terenu na asfalt na granicy Przełajki i Wojkowic obierając kierunek o Czeladzi i dalej do Milowic. Tu, przy hali sportowej, czeka całkiem spory tłumek rowerzystów. Silna grupa z Cyklozy ale nie tylko. W sumie jest nas około 100 osób. Kręcimy w stronę Stawików wykorzystując czerwony szlak.
Na stawikach zbiorowe zdjęcie, rundka dookoła jeziorka i potem dalej szlakiem do Mysłowic. Na chwilę przystajemy na rynku. Poza foceniem odbywa się też wspólne śpiewanie hymnu. Robimy też kilka kilometrów po mieście odwiedzając punkty związane na różne sposoby z historią pogranicza zaborów. Koniec objazdu wspólnego planowo wypada na Trójkącie Trzech Cesarzy. Udaje się nam tam dotrzeć około 14:00.
Focenie grup przybyłych na miejsce. Ognisko. Rozmowy. Czas miło płynie. Około 14:40 zbieram się z Maćkiem, Grześkiem i Markiem do powrotu. Chcę do domu dotrzeć jeszcze za jasności. Kręcimy kawałek wspólnie wykorzystując m. in. czerwony szlak. Na Ostrogórskiej żegnam się z chłopakami i solo kręcę dalej. Przez Mościckiego wybijam na kierunek do Pogoni i potem dalej przez Będzin do lasu grodzieckiego. Stamtąd do lasu gródkowskiego i na żółty szlak by dotrzeć do ul. Szkolnej w mojej wiosce. Stamtąd jeszcze lekko wyginam w stronę DINO bo skusiły mnie ładne kolorki na niebie wyświetlane przez zachodzące słoneczko. Nawet kilka foto strzeliłem. Potem już zjazd prosto do domu.
Przyjemnie spędzona niedziela na rowerze. Co prawda ktoś mi podrzucił pomysł, żeby zrobić 100km na 100-lecie ale nie znalazłem w sobie chęci do walczenia po nocy o te 8km i ostatecznie jest, ile jest. Ale i tak fajnie się jeździło. Był też okazja spotkać wielu rowerowych znajomych, których nie widziałem od bardzo dawna.
Link do pełnej galerii
Rynek w Bytomiu.
Wspólne foto przy bunkrze w Dobieszowicach.
Wylot z terenu w Wojkowicach.
Grupa bytomska w Milowicach.
Wspólne foto na Stawikach.
Peleton w Mysłowicach.
Cykloza na TTC.
Okołozachodowe słońce prawie pod domem.
Przebieg za dzień.
Na zjeździe na podwórko taki kwiatek. Roślince pomyliły się pory roku :-)
EDIT:
Uwaga ku pamięci odnośnie wyłączenia się Garmina. Znów w tym samym miejscu. Ruszając z TTC włączam GPS-a ale za rondem na Niwce przy kościele zauważam, że się wyłączył. To już drugi raz w tej okolicy. Zaczynam podejrzewać, że może być jakiś błąd w mapie i w trakcie zapisywania śladu urządzenie się wykopyrtuje.
Kategoria GarminMontana, Jednodniowe
Klubowo, roboczo wokół TTC + bonus przewodnicki
-
DST
80.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:00
-
VAVG
16.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zbieram się około 8:00 w drogę. Jadę na zbiórkę na stadionie na Niwce. Marcin prowadzi dziś rajd a kilku klubowiczów, w tym też i ja, robimy za pomocników.
Warunki takie sobie. Pochmurno. Ponuro. Bez wiatru. W perspektywie jakieś tam możliwe opady. Na starcie sucho. Kręcę bez ociągania trasą podobną jak do pracy przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dopiero od centrum Zagórza już inaczej czyli gdzie się da, ścieżką rowerową, gdzie nie da, asfaltami. Niemożebnie mi utrudniają przejazd światła i w efekcie jestem na miejscu kilka minut po 9:00.
Lekkie zaskoczenie. Jestem piąty z klubu. Uczestników... trzech. Dziwnie trochę. Czekamy jeszcze bo może ktoś tam jednak się pojawi ale po 9:30 zapada decyzja o starcie. Foto powitalne, przemowa Prezesa i ruszamy. Prowadzi Marcin z Andrzejem. Ja z Maćkiem i Michałem zamykamy. Tempo niespieszne. Część w terenowych ścieżkach otaczających Trójkąt Trzech Cesarzy. Czasem gdzieś się zatrzymamy chwilę pomówić o tym co akurat jest na trasie.
Podjeżdżamy do Trójkąta od strony mysłowickiej i trafiamy akurat na przeprawę łodzią na brzeg sosnowiecki. Chwila rozmów, kilka zdjęć i jedziemy dalej. W sumie wyszło około 20km objazdu. Wracamy na stadion gdzie zasysamy pyszny żurek z chlebkiem. Oj! Przydała się ta ciepła strawa. Nie sądziłem, że tak mnie te 20km wyssie z sił.
Wydarzenia mają jeszcze trochę potrwać ale mam jeszcze trochę rzeczy do zrobienia i nie zostaję dłużej. Wracają też Andrzej i Maciek. Andrzej odbija na Mysłowice. Ja jadę z Maćkiem. Po drodze zagaduje nas rowerzysta o kierunek i drogę na Pogorię. Maciek macha ręką, woła "Chodź z nami". I już jedziemy we trzech.
Czerwonym szlakiem przebijamy się na Ostrogórską, gdzie żegnamy się z Maćkiem. We dwóch, niestety jakoś tak nie złożyło się wymienić imionami, z kolegą z Mikołowa kręcimy lekkimi zakosami w kierunku, który go interesował. Co prawda nie planowałem, że tą trasą będę wracał ale w sumie co mi za różnica?
Ostatecznie skończyło się na nielichych zakosach. Kolega wolał boczne i terenowe drogi więc tak giąłem, żeby jechać po ścieżkach albo po terenie ograniczając asfalt do minimum. Tym sposobem przelecieliśmy przez Środulę opodal górki narciarskiej. Potem na Zagórzu zawinęliśmy pod mural z ułanami. W centrum Zagórza odbijamy przez działki do lasu zagórskiego i wypadamy z niego na Redenie. Potem Most Ucieczki i molo na P3. Stamtąd na Zieloną. Tu odkrywam bibliotekę na wolnym powietrzu. Fajny pomysł. Focę.
Tak od słowa, do słowa, gdzie by chciał jeszcze kolega z Mikołowa pojechać i wyszło, że ma znajomych w Siemoni i w sumie to by może do nich zajechał. To właściwie dokładnie w moją stronę więc dalej jedziemy razem. Przeciągam kompana po terenach w postaci czarnego szlaku do Łagiszy, wokół i przez las gródkowski. Ostatecznie wypadamy na "913" przy psarskim DINO.
Ostatni niecały kilometr tą drogą do granicy Strzyżowic i tu się żegnamy. Troszkę mży. Mam nadzieję, że jednak koledze udało się mimo wszystko nie zmoknąć.
Ja wpadam do domu. Odstawiam Rzeźnika. Wciągam zakupioną rano drożdżówkę z gorącą kawą i wytaczam Błękitnego. Robię nim standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Potem zjazd do domu. Kapie zauważalnie mocniej i raczej nie zanosi się, że szybko przestanie.
Gdzieś w okolicy granicy Dąbrowy z Sosnowcem orientuję się, że GPS jest wyłączony. Sprawdzam na śladzie gdzie się urwało. Mniej więcej wtedy jak spotkaliśmy się z przybyszem z Mikołowa. Czyżbym go przez przypadek wyłączył? W sumie nie zarejestrowało się około 10km więc dystans i czas nieco przybliżone ale chyba nie rypnąłem się o wiele. Przy rocznym przebiegu to i tak nie ma większego znaczenia. Zresztą zwykle obcinam wszystko co nie jest pełnym kilometrem z przebiegu (nawet jak tego jest ponad 900m), więc jak raz sobie dodam te kilka km... :-)
Link do pełnej galerii
Kategoria GarminMontana, Inne
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
20.57km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powoli zbliża się przedweekendowe spowolnienie. Gotów do startu jestem o 6:02 ale jeszcze GPS się buntuje i stwierdza, że rozładowana bateria. Dziwne, bo wczoraj pokazywał prawie naładowaną do pełna. Jak się jednak zastanowiłem przez chwilę to wyszło mi, że to urządzonko mam już od jakiegoś czasu i po prostu akumulatory mogły się już wyślizgać od użytkowania (zapasowy zastrajkował w ten sposób już jakiś czas temu). Na szybko zakładam zwykłe akumulatory AAA i ruszam. Na kołach jestem 6:06. Warunki takie trochę nie wiadomo w którą stronę. Słońce trochę schowane za chmurami ale czasem przebija. Wieje jakby ze wschodu czyli dla mnie przeciwnie. Temperatura taka, że zaczynam jazdę bez rękawiczek ale po 4km jednak je zakładam. Na finiszu jednak czuję, że lekko się zagotowałem. Trasa jak wczoraj, przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przejazd spokojny i przyjemny. Na miejscu z zapasem kilku minut.
Wracam znów nieco pogiętą trasą. Przez Mortimer wyginam w stronę Mydlic i dalej na Koszelew. Tu skręcam na Ksawerę i jadę w stronę Czarnej Przemszy, za którą to wbijam na ścieżkę rowerową na wałach. Tak mi się umyśliło zobaczyć na żywo foconą przez Noibastę plażę. Organoleptycznie badanie widoku wywołało wniosek, że na fotach Noibasty wygląda ona lepiej niż w rzeczywistości. Prace wrą. Widać, że jeszcze sporo jest do zrobienia choć większość to już wykończeniówka. Chwilę postałem, strzeliłem foto i kręcę dalej. Przy mostku dla pieszych skręcam w prawo i kieruję się w stronę będzińskiego targu. Potem kierunek Łagisza i dalej do Sarnowa. Przeskok przez światła i prosta do domu. Przyjemne, spokojne i niespieszne kręcenie powrotne. Temperatura już, już prawie taka jak lubię :-)
Kategoria GarminMontana, Praca
DPDZ
-
DST
40.00km
-
Czas
02:03
-
VAVG
19.51km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Prognoza ICM-u wskazywała, że rano może być około +5. Nie wyglądało ale profilaktycznie założyłem długie spodnie i bluzę. Decyzja była bardzo trafiona. Tuż po starcie - 6:14 - nawet zastanawiałem się czy od razu nie wdziać kurtki i pełnych rękawiczek. Jednak postanowiłem dać sobie czas na rozgrzewkę i po około 3km było na tyle ok, że w efekcie dojechałem już bez przebieranek. Generalnie jechało się nawet dobrze ale już nie tak szybko. Powróciły dawno zapomniane sensacje w postaci przemarzniętych palców u stóp, przemarzniętych uszu i protestującego lewego kolana. Definitywnie muszę przesunąć godzinę startu na wcześniejszą bo nie ma szans jechać pod takim obciążeniem, jak jeszcze tydzień temu, przy obecnych temperaturach. Do tego w powietrzu było całkiem sporo wilgoci i miejscami lekkie mgły co potęgowało uczucie chłodu. Zachód słońca przesunął się znów w czasie i tym razem dopadam go mniej więcej na torowisku "dworca kolejowego" w Dąbrowie Górniczej coś tam usiłując na szybko sfocić. Potem postój przy hotelu. Stawiają rusztowania czyli z zewnątrz będzie jakaś akcja. Reszta drogi sprawnie choć już nie tak szybko. Na miejscu z poślizgiem 5 min.
Po pracy jest na tyle ciepło, że można jechać na krótko. Ale też szału nie ma. Nogi już nie podają tak fajnie. Na początek kręcę pod kwadrat prezesa odebrać opaski odblaskowe. Potem do centrum najechać sklep elektroniczny. Udaje się nabyć potrzebny element więc mogę już spokojnie wracać do domu. Przez Mydlice, Koszelew, Ksawerę wybijam się na kierunek Grodźca. Na ścieżce gonię króliczka, który wyprzedzony jakoś nie walczył. Szkoda. Z Grodźca szybki zjazd do Gródkowa i "913" do domu. Tu chwila przerwy i potem zagięcie do wsiowego Lewiatana.
Dziś Montanie coś się pomerdało. Pokazał, że przejechałem w ciągu dnia grubo ponad 40 tys. km. Prezes świadkiem. W domu obejrzałem sobie ślad i wytropiłem przyczynę błędu. Z jakiegoś powodu wpisał się do pliku błędny punkt o współrzędnych [0.0;0.0]. Efekt był taki, że do kilometrażu dodało odległość tam i na powrót. I to chyba więcej niż raz. Wywalenie tego punktu dało faktyczny przebieg i czas jazdy.
Kategoria Praca, GarminMontana