Lipiec, 2012
Dystans całkowity: | 1757.00 km (w terenie 334.00 km; 19.01%) |
Czas w ruchu: | 93:06 |
Średnia prędkość: | 18.87 km/h |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 73.21 km i 3h 52m |
Więcej statystyk |
Nad Morze - Dzień 04
-
DST
115.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
06:15
-
VAVG
18.40km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś start po 10:00. Po kilkunastu kilometrach asfaltami wśród lasów i pól zaczęło się kopanie w piasku, liczenie bocianów i wymijanki ze sprzętem rolniczym.
Początkowo chcieliśmy do Żnina dociągnąć ale po drodze plany się zmodyfikowały. W Gnieźnie spędziliśmy dość sporo czasu. Po drodze też nam tenże uciekał. Głównymi sprawcami były zabytkowe kościółki. Niektóre z nich nawet udało się odwiedzić a wszystkie napotkane ofocić. Jeden od wewnątrz. Pozostałe były już zamknięte.
W Gnieźnie dzwonię o nocleg i się okazuje, że jest i to całkiem niedrogi. Decydujemy się na pozostanie w Biskupinie na dwa noclegi. Zrobimy sobie krótką trasę bez sakw. Ja dodatkowo muszę kupić nową kasetę i łańcuch. Poprzednie mają tak na oko około 5000 km. 5 i 6 spiłowane w szpileczki i teraz muszę się szarpać albo na młynkach 3-4 albo ciężkim deptaniu na 3-7.
W Pyzdrach spotykamy grupę fotograficzną z PTTK Oddział Sosnowiec. Wręcz nie do uwierzenia. Chwilę rozmawiamy. Focimy się wzajemnie. Potem pożegnanie i jedziemy dalej.
Większość drogi asfaltami i to takimi, gdzie można się nieźle rozbujać. Było sporo odcinków, gdzie lecieliśmy sporo ponad 30 km/h i to nawet pod górki. Marcin pilnował zmian. Co 5 km zmienialiśmy się w roli prowadzącego i jazda szła dość sprawnie. Jedynie odcinki leśne i polne delikatniej żeby znowu na wertepach czegoś nie rozwalić.
Jutro małe kółeczko po okolicy. Próba zakupu łańcucha i kasety. Jak się uda, to przejażdżka kolejką wąskotorową i może coś jeszcze.
Po drodze utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny z Moniką i Tomkiem nawzajem informując się o naszych postępach. Mają dużo bardziej ostre tempo. Dziś np., kiedy my już pakowaliśmy się do pokoju oni jeszcze jechali i mieli w planach zwalczenie 20 km.
Zdjęcia są i to całkiem sporo ale na razie łącze marne i nie ma jak upload-u zrobić.
Uzupełnienie wpisu o zdjęcia.
Przekraczamy Wartę.
Sosnowiczan spotykamy pół Polski dalej :-)
Gniezno.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Nad Morze - Dzień 03
-
DST
97.00km
-
Teren
35.00km
-
Czas
06:22
-
VAVG
15.24km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start opóźniony przez przymusowe serwisowanie mojego nieszczęsnego koła. Zakładam szprychę. Zakładam nową oponę bo poprzednia się wytarła od obręczy ale sytuacja się nie zmienia. Kółko dalej bije. Decyduję się na wymianę koła i w tym celu trzeba nam dociągnąć do Ostrowa Wielkopolskiego. Jakieś 20 km. Przy recepcji ośrodka Lido spotykamy Witka (którego tradycyjnie przechrzciłem na Waldemara - ta moja pamięć do imion). Okazuje się, że wraca do Ostrowa i zaoferował się na przewodnika. Droga szybko leci na rozmowach okołorowerowych i nie tylko. Witek podprowadza nas prosto przed drzwi serwisu i tam się żegnamy na jakiś czas wymieniając się numerami telefonów i z zapowiedzią, że zjemy później obiad. Sympatyczny serwisant ogląda mój rower i stwierdza, że niestety nie mają gotowych kółek 26 cali z tarczami i wskazuje drogę do konkurencji o jakieś pół kilometra. Jedziemy. Opona, która tarła od jakiegoś czasu, daje się coraz bardziej we znaki. W drugim serwisie historia się powtarza. Jedziemy do centrum na Kaliską. Tam się okazuje, że to punkt obsługi rowerków z górnej półki. Kółko jest, owszem, ale za 3 tysie czyli pewnie karbon. Nie dla mnie. Zaplecenie trochę by trwało więc jedziemy w jeszcze jedno miejsce na skrzyżowaniu ul. Królowej Jadwigi i al. Słowackiego. I sukces. Kółko nie tanie bo łącznie z bagażnikiem wydałem ponad 400 pln ale najważniejsze, że rowerek w końcu jedzie i nie muszę się bać, że mi cały bagaż rymsnie w czasie jazdy.
Zanim jednak wystartowaliśmy z serwisu ponad blisko 3 godziny wędrowaliśmy po Ostrowie Wielkopolski z Witoldem jako przewodnikiem. Poznaliśmy przemiłą Panią w PTTK, która zasypała nas zarówno wiadomościami o mieście jak i okolicach, w które się udajemy. Część z nich, niewielką niestety, udało nam się odwiedzić. Potem jednak presja czasu i ciemności zmusiły nas do pośpiechu. Samo miasto robi bardzo dobre wrażenie. Te 3 godziny to zdecydowanie za mało ale dzieki temu, że mieliśmy przewodnika, bez błądzenia udało nam się zobaczyć co ciekawsze miejsca w centrum oraz zjeść smaczny obiadek.
Pod serwisem żegnamy się z Witkiem i serwisantem, który uleczył Nowego Rumaka, i za wskazówkami jedziemy dalej w drogę. Większość asfaltami i to niezłymi, więc jest okazja się rozbujać. Lecimy gdzie się da po 30-35 km/h. Ciężko się rozpędzić z takim bagażem ale potem się leci już całkiem ładnie.
Czasem udaje się coś sfocić - szybowce, pałacyk.
Docieramy do Pleszewa już o zmierzchu. Tam udaje nam się znaleźć nocleg dzięki Garminowi ale mamy jeszcze 24 km do przejechania. Foto na rynku i gnamy dalej już bez zatrzymywania. O ciemnej nocy jedziemy polami i lasami. Po drodze kopiąc w piasku. Docieramy na miejsce o północy totalnie zmordowani. Niestety zasię słaby i nie ma jak wrzucić od razu wpisu więc pozostaje go tylko skomponować i poczekać na okazję do wgrania.
Po drodze kilka sesji komunikacyjnych z Moniką i Tomkiem. Też narzekają, że im planu się nie udaje wyrobić i nocleg odprawiają gdzieś na ściernisku.
Plan na dzień następny to dociągnąć do Żnina. Trochę ponad 110 km ale po drodze sporo atrakcji (m. in. Gniezno, Biskupin) i może trochę czasu brakować.
Pałac w Antoninie. Nasz przewodnik Witek i my.
Spotkanie na szlaku z cyklistami z PTTK-u z Ostrowa Wielkopolskiego wytyczającymi trasę na zlot w Antoninie.
Serwis rowerowy w Ostrowie Wielkopolskim, który uratował wyprawę poprzez dostarczenie nowego kółka i bagażnika do rowerka.
Przed muzeum w Ostrowie Wielkopolskim.
Spotkanie w PTTK. Przemiła pani tam urzędująca zasypała nas propozycjami miejsc wartych zobaczenia. Niektóre z nich udało się odwiedzić po drodze.
Konkatedra.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe, Serwis
Nad Morze - Dzień 02
-
DST
117.00km
-
Teren
26.00km
-
Czas
06:40
-
VAVG
17.55km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano plan wstać tak, żeby wyjechać o 8:00. Okazuje się, to nierealne bo mój bagażnik wymaga interwencji. Giąłem, giąłem i przegiąłem. Pękła jedna z rurek. Decyduję się wybyć do centrum Kluczborka i zapolować na kogoś chętnego do odsprzedania choćby używki. Niestety jedyny potencjalny dawca nie miał właściciela a inni nie mieli odpowiedniej konstrukcji. W międzyczasie zjawił się właściciel miejsca, gdzie stacjonowaliśmy i z Marcinem uskutecznili prowizorkę za pomocą gwoździa.
Wróciwszy z bezowocnych łowów zamontowałem zdezelowany podzespół. W drodze powrotnej odkryłem, że pękła jedna ze szprych. Tak więc i ją trzeba było wymienić. Obsuwa czasowa zrobiła się spora. Wyruszyliśmy na 1 z dzisiejszych etapów około 11:30. Jazda początkowo delikatna w obawie, że bagażnik się rozleci i nas kompletnie uziemi.
Potem jednak tempo się nakręcało i nawet po wertepkach pozwalaliśmy sobie czasem zaszaleć. Na gładkich asfaltach były odcinki, gdzie z tobołami lecieliśmy całkiem sporo. Nawet po 40km/h.
Focenie tu, focenie tam. Sweet focie w celu uwiecznienia pobytu do KOT-u.
Po drodze dwie burze. Jedna przeczekana pod sklepem. Akurat stanęliśmy zrobić zakupy i się posilić jak lunęło. Było to w Komorznie. Druga burza dorwała nas za Kobylą Górą. Fartownie stała w pobliżu wiata przystankowa. Ona toż nam uratowała zadki od zmoczenia.
Po drodze było trochę mykania w terenie. Zwłaszcza końcówka była super. Przepiękny las po deszczu. Pachnący. W kolorach zachodzącego słońca. Nic tylko tam zostać. Niestety nas gonił czas. Chcieliśmy dotrzeć dziś do Ostrowa Wielkopolskiego. Niestety awarie, burze itp. skutecznie nas spowolniły. Dotarliśmy do 3 z dzisiejszych etapów do Dębnicy. Tam pytamy Garmina, gdzie śpimy a on odpowiada, że jest coś takiego w Antoninowie o 6 km. Potwierdzamy u jednej z mieszkanek to info i kierujemy się za radami GPS-a do celu. Pod koniec, w ciemnościach trochę nam się w lesie ścieżka zamotała, ale w końcu trafiamy. 3-osobowy domek mamy do swojej dyspozycji.
W drodze do Dębnicy odkrywam, że znowu rozleciała się jedna szprycha. Czyli jutro wymiana. Jak dotrzemy do Ostrowa, to mam nadzieję kupić nowy bagażnik i może uda się "na już" wycentrować tył.
W Kobylej Górze dostaliśmy "szacuna" za dotarcie z Sosnowca do tego miejsca. W ogóle jak się ludziom mówi, że nad morze kręcimy to robią oczy. Nie wiem, czy nasze słowa są ich w stanie przekonać, że to jednak da się zrobić jeśli tylko sprzęt nie padnie i człowiek się nie rozsypie.
Zdjęcia, jak uda się coś wcisnąć. Dziś internet z gwizdka wyjątkowo podły.
Edit 2012.08.05: Link do pełnej galerii
Muzeum w Kluczborku.
Żniwa w toku a my w drodze.
Przekraczamy kolejne granice.
Wizytujemy budowę autostrady.
Udaje się przeczekać kolejną burzę.
Leśne klimaty po burzy.
Kategoria Kilkudniowe
Nad Morze - Dzień 01
-
DST
146.00km
-
Teren
32.00km
-
Czas
08:16
-
VAVG
17.66km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na początek start do Czeladzi na spotkanie z Marcinem. Na rynku zjeżdżamy jednocześnie. Robimy focię startową i ruszamy w drogę. Do Wojkowic eskortuje nas jeszcze Tata Marcina. Tam się żegnamy i we dwóch jedziemy dalej.
Pogoda rewelacyjna.
Trasa jak na mapie więc opisywać nie będę. Jedynie bardziej charaktersytyczne elementy.
Charakterystycznym elementem zaś było to, że mi się sp..suł bagażnik. Niby taki ładny, taki nowy, taki aluminiowy a się był pogiął na 15 km przed Kluczborkiem. Musiałem wszystkie bety zdjąć, zdemontować błotnik żeby nie tarł i zapakować wszystko od nowa. I potem jazda tempem emeryckim. A mieliśmy już grubo ponad 18 km/h średnią :-/
Jutro będzie trzeba pokombinować z nagięciem trasy tak, żeby o jakiś większy hipermarket zahaczyć w nadziei, że uda się tam kupić nowy. Nie będzie to niestety łatwe, bo jutro niedziela :-|
Poza tym po drodze tradycyjnie popisy Garmina czyli hardcore po lesie. Extra śmieszne pętelki po kilkaset metrów.
Ale muszę też oddać Garminowi, że jak zapytałem, gdzie jemy to pokazał nam drogę do bardzo fajnego miejsca i obiadek był naprawdę smaczny i obfity a za przyzwoite pieniądze. Tak samo Garmin spisał się, kiedy przyszło szukać noclegu. Bezbłędnie podprowadził pod drzwi miejsca, gdzie udało nam się zanocować.
Po drodze focenie miejsc i zdarzeń różnych. Głównie kościoły i pałace ale był też i pogrzeb. Na wesele się nie załapaliśy bo zaczynało się później (tam gdzie jedliśmy obiad). Foto, jak uda się załadować choć kilka, to będą nieco później. Niestety internet z gwizdka pozostawia wiele do życzenia.
Plan na dziś wykonany generalnie choć z niejaką obsuwą czasową. Miało być dojechane do 18:00 i byłoby, gdyby nie bagażnik. Były takie miejsca polesie, gdzie kilometrami się zasuwało wyżej 25km/h. Nie mówiąc już po asfalcie. Zanim mi padł bagażnik to średnią miałem 18,4km/h i była na wzroście. Dopiero po awarii się wszystko posypało.
Plan na jutro był taki, że przebijamy za Ostrów Wielkopolski, do Bieganina konkretnie. Ze względu na konieczność wymiany bagażnika, i dzisiejszej prognozy pogody na jutro start może się opóźnić i przejazd zakończyć na Ostrowie Wielkopolskim. Zobaczymy co jutrzejszy dzień przyniesie.
Poza tym w ogóle fajny rowerowo dzień. Z Marcinem jechało mi się bardzo dobrze. Równe tempo, zmiany, postoje jak trzeba, zero marudzenia :-)
Focia przedstartowa w Czeladzi.
Nakło Śląskie. Pałacyk.
Atak na kanapkę w trakcie przerwy po 50 km-ach.
Tworóg. Dawniej zamek.
Krupski Młyn.
Dzień dobry.
Już nie pamiętam gdzie to jest ale miejsce ładne.
Spsuty bagażnik :-(
Jeden z budynków w Kluczborku.
Link do pełnej galerii.
Kategoria Kilkudniowe
DPOD
-
DST
40.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Klimat jak w lesie tropikalnym. Ciepło, mgła, bez wiatru. Wyjechane z opóźnieniem to i dojechane z opóźnieniem.
Po pracy z Marcinem odebrać kamizelki z logo klubu. Wertepkami częściowo. Potem pod bankomat i dalej pod Plazę. Potem do plastrów po szprychy (Marcin) i rogi (ja). Stamtąd odprowadzam Marcina do domu a ja przez D. G., Zieloną, Preczów (terenowo) i Sarnów do domu. Po drodze jeszcze wjazd do sklepu.
Gdzieś po drodze GPS zaliczył zwisa i tak na oko to mi uciekło z 10 km przynajmniej. A może i więcej ale piszę to co się na liczniku ostało.
Jutro start nad morze więc dziś bez większego jeżdżenia. W planach futrunek i pakowanie.
Kategoria Praca
DPOD - PTTK i nieudana ucieczka przed deszczem
-
DST
41.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:51
-
VAVG
22.16km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zero słoneczka, ponuro ale ciepło +17. Jechało się przyzwoicie. Dziś wyjechane przed czasem to i zajechane takoż.
I się mi przypomniało z wczoraj jak mnie piechota wq... przy powrocie do domu. Dojeżdżam do pasów i widzę, że gościu stoi i czeka. Jestem od pasów z 5m i ten mi włazi. No i pozostaje tylko zostawić kreskę na asfalcie. A ten jeszcze mówi, że myślał, że przed nim zdążę przejechać. Żesz, qrna. Ciągle to samo. Jak piechur wejdzie na pasy to ma pierwszeństwo i mu trzeba ustąpić. Żadne tam zdążę. A baran wchodzi na pasy i staje. I tak ze 3x wczoraj :-/
Po pracy do PTTK. Częściowo wertepkami. Mieliśmy omówić pierwszy etap wypadu nad morze z chętnymi ale poza Marcinem i mną nie było innych chętnych więc szybko się zwinęliśmy. Jeszcze krótka rozmowa z Tomkiem na temat tego czy uda się nasz i ich wyjazd na północ Polski zgrać ale nic z tego nie wyszło. Ich plan jest nieco inny niż nasz. Może powrót uda się dograć ale to się zobaczy jak już będziemy nad morzem.
Marcin uderza do siebie a ja przez Pogoń, Będzin do siebie. Przed Łagiszą zaczyna się deszczyk. Chwilę siadam na przystanku w nadziei, że ustanie ale jedynie nieco słabnie. W niegroźnym pokapywaniu jadę do domu najkrótszą drogą przez Gródków. Na światłach pakują jakiegoś zmasakrowanego blaszaka na lawetę.
Powrót nie uszedł mi na sucho ale też nie zlało mnie do suchej nitki. Mogło być gorzej.
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
40.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Star spóźniony o jakieś 10 min. przynajmniej. Musiałem sobie w Srebrnej Strzale przerzutki podregulować bo ostatnia jazda rowerkiem była nieco kłopotliwa.
Pogoda jakaś taka nijaka. W prognozach stoi, że niby padać ma po południu :-/
Qrde. Jak ja nie lubię przeciskać się między kropelkami. Za duży na to jestem. Zawsze w jakąś trafię.
Powrót uszedł mi na sucho. Najpierw do ProLine w D. G. po akumulatorki Sanyo Eneloop AA 2000 mAh szt. 4. Dalej przez Mydlice do Będzina zedrzeć skalpu i zrobić zapas puszek dla domowego tygrysa na czas mojego wyjazdu nad morze. Z pełnymi sakwami powrót do domu przez Łagiszę i Sarnów. W Łagiszy myknął obok mnie jakiś rowerkowiec na czymś ala Wigry 3 tylko wersja współczesna i na mniejszych kołach + przerzutki. Nawet nieźle pocinał ale jak skończyły się podjazdy i wyszedłem na płaskie to w końcu miałem miejsce rozbujać Srebrną Strzałę i szybko się od niego oderwałem. Ale fajnie że człowiek się pojawił bo była okazja przydepnąć. Tak to bym się turlał nóżka za nóżką.
Kategoria Praca
DPOSD - 2 noc cykliczna
-
DST
78.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
03:41
-
VAVG
21.18km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie wiem ile na termometrze ale na dworze przyjemnie. Na skrzyżowaniu śmignął mi przed oczami rowerkowiec. Jak tylko autobus i osobówka co przede mną stały ruszyły, to ja za nim bo w moim kierunku jechał. Po jakimś kilometrze dogoniłem, wyprzedziłem i rurka przed siebie :-) Chyba nawet nie próbował się na kole utrzymać bo go już potem nie widziałem. Zresztą darłem ile fabryka dała bo się dało :-)
Po pracy przez D. G. do Będzina po bagażnik i z nabytkiem do domu. Tam futrunek, montaż bagażnika i mały test.
O 20:30 start na Drugą Noc Cykliczną. Docieram równo o 21:00 a tam przy molu ćma ludzi. Większość błyska, świeci i odblaskuje. Sporo znajomych twarzy z BS, PTTK, Ghostbikers i różnych imprez. I jeszcze więcej nieznajomych twarzy.
Objazd zrobił wrażenie. Taka masa ludzi w objeździe P4, na wertepkach i asfalcie. Piękne widowisko. Lądowanie peletonu na Zielonej. Tam niektórzy załapali się na grilowanie.
Gdzieś około 23:15 żegnam się z najbliższym otoczeniem i uderzam do domu przez Łagiszę i Gródków. Jechało się całkiem fajnie, sprawnie.
W sumie, to nie byłem zdecydowany zjawić się na tym evencie ale w końcu ciekawość przemogła. Były zapowiedzi tu i tam, że będzie sporo uczestników. I faktycznie frekwencja chyba wszystkich nieco zaskoczyła. Jak to się będzie dalej tak rozwijać, to w sierpniu będzie ta impreza przypominała liczebnie ZMK.
Link do pełnej Galerii
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
55.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
02:30
-
VAVG
22.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10 na starcie. Dziś z plecaczkiem. Po pracy do serwisu po bagażnik i kilka innych drobiazgów. Jechało się zadziwiająco dobrze.
Po pracy spotykam się z Marcinem. Jedziemy wertepkami na Plac Papieski i dalej do agencji reklamowej zamówić kamizelki z logo klubu. Na razie 10 szt. bo tyle na pewno się rozejdzie a potem zrobimy listę chętnych i zamówimy w razie czego więcej. Teraz byle tylko mieć na wyjazd nad morze coś identyfikującego nas jako ekipę.
Dalej turlamy się do Będzina przez Chemiczną i Stary Będzin do "mojego" serwisu, gdzie nabywam nowe rękawiczki, smar i bidon oraz zamawiam na jutro bagażnik.
Dokonawszy tych czynności uderzamy najpierw wałami Czarnej Przemszy na Zieloną, potem dalej wzdłuż Cz. Przemszy na P4 i asfalcikiem gnamy do Wojkowic Kościelnych. Włączył mi się naginacz i tak pod 30 całą drogę starałem się ciągnąć. Trochę wiatr przeszkadzał ale chyba średnia na tym kawałku wiele poniżej 30km/h nie spadła. Na końcu asfaltu chwilę dychamy, gadamy o wjeździe i nie tylko, futrunek i się żegnamy. Marcin wertepkami objeżdża P4 w stronę chyba domu a ja uderzam na Przeczyce, Toporowice, Dąbie, Brzękowice Dolne, Goląszę Dolną, Strzyżowice i do domu. Gdzie się dało to starałem się też lecieć ile się dało. Jakiś taki dobry dzień do jeżdżenia. Tak się zastanawiam, czy większa prędkość nie brała się też przypadkiem z tego, że dziś bez bagażnika i sakwy...
Kategoria Praca
Ogólnie? Częstochowa z Klubem - dzień pod znakiem zapałki
-
DST
106.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:15
-
VAVG
20.19km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień pod znakiem klubowej wycieczki do Częstochowy.
A właściwie z Częstochowy.
Na początek jadę do D. G. przez Sarnów, Preczów, Zieloną.
Zbieramy się w Dąbrowie Górniczej pod Pałacem Kultury i jedziemy na dworzec kolejowy na pociąg. Druga grupa jedzie z Sosnowca. Spotykamy się w pociągu.
Z dworca w Częstochowie jedziemy pod katedrę, gdzie kończą zlot grupy rowerowe na pielgrzymkę. Całkiem spory tłumek się zebrał. Msza, focenie i wszyscy razem, pilotowani przez Policję, jedziemy pod klasztor na Jasnej Górze.
Z klasztoru jedziemy zwiedzić Muzeum Kolei. Nieduże to muzeum ale jedno pomieszczenie bardzo klimatyczne. Mnóstwo starych, oryginalnych urządzeń. Muzeum jest prowadzone społecznie przez pasjonatów.
Kolejny punkt programu to muzeum-fabryka zapałek. Miejsce równie klimatyczne jak muzeum kolei. Na początek krótki film dokumentalny z pożaru fabryki na początku XX wieku a potem z procesu produkcji. Potem zwiedzanie fabryki (już niepracującej ale w razie czego gotowej do ponownego rozruchu). Tylu zapałek w jednym miejscu jeszcze nie widziałem :-) Jak komuś tamtędy droga wypadnie, to warto zahaczyć. Zapałka przestaje wtedy być takim prostym, banalnym patyczkiem "z siarką".
Z fabryki ruszamy w drogę powrotną. Pogoda się zrobiła już całkiem ładna, słoneczna choć bez upałów. W końcu jest okazja rozkręcić nieco tempo. I tak sobie lecieliśmy na Woźniki. Po drodze dłuższy przystanek na pizzę i inne różności w Nieradzie. Dalej już bez większych przerw przez Woźniki, lasy na południe od Woźników, Bibielę, Zendek (pierwsze pożegnania), Mierzęcice, Przeczyce na P4 (gdzie kolejne pożegnania). Wzdłuż P4 do Marianek, gdzie z kolei ja żegnam się z grupą, która uderza na Zieloną a ja już prosto przez Preczów i Sarnów do domu.
Wypad całkiem fajnie się udał choć na początku było sporo stania i czekania. Zero awarii. Grupa ładnie się trzymała w komplecie. Co prawda założenia na ten wyjazd były inne ale odbyta forma się sprawdziła.
Foto pod katedrą.
Udało nam się wbić na front przejazdu więc była okazja sfocić peleton od przodka.
Muzeum kolejnictwa.
Las zapałek.
Wystarczyło wejść na chwilę do lasu...
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne