limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:1662.00 km (w terenie 9.00 km; 0.54%)
Czas w ruchu:88:39
Średnia prędkość:18.75 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:69.25 km i 3h 41m
Więcej statystyk

DPDZ

  • DST 38.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 23.27km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 31 sierpnia 2015 | dodano: 31.08.2015

+14. Na polach trochę mgieł. Wiatr niewyczuwalny. Bez chmur. Bardzo przyjemne warunki do jazdy. Miałem do pracy pokręcić na Srebrnej Strzale ale pewne okoliczność sprawiły, że start się obsunął na 6:18 więc aby nadrobić straty poleciałem Rzeźnikiem. Przejazd sprawny i spokojny choć miałem wrażenie, że dziś jakby już więcej samochodów. Na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej jestem po KŚ. W parku Hallera sprzątanie po weekendowych imprezach idzie pełną parą. Na hotelu znowu pojawiają się rusztowania czyli coś się dzieje. Na mecie jestem z zapasem 3 min. Srebrnym musiałbym pieruńsko się naszarpać żeby dać radę w takim czasie.

Po pracy temperaturka i warunki jak najbardziej to intensywnej jazdy ale dziś powrót bez zaginania. Kolejno Mec, Środula, Stary Będzin. Przed nerką decyduję się na zmianę kierunku i zamiast przez Grodziec wracam przez Sarnów. Zjeżdżam więc w przejście podziemne przy nerce i potem w drugie pod Al. Kołłątaja i kieruję się na Łagiszę. Kątem oka rejestruję jakiegoś zawodnika, który po chodnikach próbuje mi dotrzymać tempa. Standardowa procedura na sprawdzenie czyli wrzucam blat na przodzie, zostawiam sobie dwa kółka na tyle w rezerwie i włączam młynki. Gdzieś tak przy 36km/h mi się zgubił. Albo skręcił w inną stronę albo doszedł do wniosku, że nie da rady. Rozpędzony tym testem już dalej też kręcę dość żwawo ale już nie aż tak bardzo. Szybko przelatuję standardową trasę do domu. Tu odstawiam Rzeźnika, zapinam sakwy na Błękitnego i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Na wyjściu ze sklepu wita mnie pulsowania powietrza. Moment zajmuje mi zorientowanie się co się dzieje. Dzieje się klasyczny pokaz wieśniactwa-buractwa. Jakiś egzemplarz przyjechał po 2 piwa i fajki Hammerem. Zostawił go na parkingu przed sklepem z opuszczonymi szybami i na full rozkręconymi jakimiś prymitywnymi dźwiękami obfitującymi w basy. One to powodowały, że razem z powietrzem wibrowała też gleba. Cóż, kasę może i człowiek ma ale gustu i taktu za grosz. Na szczęście wystarczy, że wrzucę sakwy na bagażnik i się stamtąd zwinę bym nie musiał tej żenady cierpieć, co czynię z wielką ulgą sprawnie docierając na kwadrat.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 36.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 21.60km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 sierpnia 2015 | dodano: 28.08.2015

+13. Przed startem ładny spektakl słoneczka z chmurami. Pomimo tego, że poświęcam chwilę udaje się ruszyć wcześniej niż wczoraj - 6:10. W związku z tym kręcę o wiele spokojniej. Wszystkie punkty kontrolne przejechane grubo przed czasem. Im bliżej mety tym wolniej kręcę. Po drodze robię foto w Parku Hallera, gdzie trwają końcowe przygotowania do weekendowych imprez masowych. Potem kolejne foto hotelu. Reszta drogi ze standardowymi postojami na światłach. Na miejscu z zapasem kilku minut.

Po pracy spotykam pod Firmą Prezesa. Wymieniamy się zdjęciami z objazdu województwa i potem kręcimy razem do Lidla na Zagórzu i dalej pod kwadrat Prezesa. Bez większych gadek żegnamy się i solo lecę przez Mortimer i Reden na Zieloną. Czarnym szlakiem do Łagiszy i dalej do przejazdu pod "86". Na drugiej stronie trasy porzucam szlak i przez pola jadę w stronę mojej wioski po drodze przecinając szlak żółty. Potem zagięcie przy Dino i Lewiatanie i lądowanie w domu. Miałem pozaginać nieco ale ostatnio męczy mnie apetyt i tym razem znów skłonił mnie do skrócenia objazdu. Opcji na jutro było tyle, że nie skorzystam z żadnej i oleję wszystkich po równo ;-p Plan jest taki by w końcu się wyspać i najeść do oporu. Może nawet uda się go zrealizować.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 37.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 22.89km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 27 sierpnia 2015 | dodano: 27.08.2015

+10 ale odczuwalnie przyjemniej niż wczoraj. Pewnie z powodu dużo niższej zawartości wody w powietrzu. Udaje mi się wystartować kilka minut wcześniej - 6:14. Dzięki temu mogę kręcić spokojniej. Przekłada się to na niższą średnią ale za to przejazd był bardzo spokojny i przyjemny. Na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej trafiam na szlaban przed odjazdem IC. W Parku Hallera składali scenę. Od kolegi dostałem link do plakatu, który wyjaśnia o co chodzi. Potem jeszcze foto hotelu i dwa postoje na światłach. Na miejscu z zapasem 3 min.

Po pracy miały być objazdy ale, że się Prezesowi poprzesuwało to nic z tego nie wychodzi. Podjeżdżam tylko do niego zostawić notes z pieczątkami do weryfikacji na odznakę, chwilę rozmawiamy jeszcze o sprawach klubowych i potem ruszam do domu. Bez gięcia pod molo na Pogorii 3. Chciałem jechać bieżnią ale jak zobaczyłem te tłumy to zrobiłem zwrot na Zieloną i przez Preczów i Sarnów potoczyłem się bez specjalnego naginania do domu gdzie padłem jak ścięty. Ciągle jeszcze wyłazi tygodniowa szarpanina z wiatrem. Wszystko wskazuje na to, że sobota pójdzie cała na odespanie.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 64.00km
  • Czas 03:07
  • VAVG 20.53km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 sierpnia 2015 | dodano: 26.08.2015
Uczestnicy

+9. U mnie niemożebne mgły. W dalszej drodze były podobne strefy. Start mi się znów obsunął i wypadł o 6:20. Założyłem, że będę miał spore opóźnienie i ruszam niezbyt intensywnie. Jednak w miarę toczenia się akcja nabiera tempa i ostatecznie udaje się zajechać równo o czasie. Po drodze bez stania na "dworcu", postój na foto hotelu i trzy spowolnienia na światłach. Pomimo tego, że udało się dojechać sprawnie to przyjemność z jazdy średnia. Przemarznięte kolana i ciągle osiadająca na okularach wilgoć sporo ujmowały z komfortu jazdy.

Po pracy dziś spotkanie nieplanowane Cyklozy. Pojawiło się trochę propozycji wyjazdowych i imprez do obstawienia i trzeba było to obgadać w większym gronie na żywo bo telefoniczne zajęłoby nam to pewnie z tydzień. Tak więc po pracy na początek pod fontannę przy PTTK. Po drodze, jak się później okazało, prawie rozjechałem Kosmę100 ;-) Na miejscu zbiórki szybko formuje się grupa zaskakująco liczna jak na nagle zwołany zjazd. Ruszamy bez większego gięcia do Parku w Chorzowie, gdzie rozkładamy się na trawce w cieniu. Waldek robi serwis mięknącego tylnego koła. Serwis robi też Mariusz, jednak bez powodzenia. Skonała mu tylna przerzutka. Trochę szkoda ale przy takim kilometrażu to niespecjalnie dziwne. Udaje się ustalić co i jak z imprezami, udaje się zaplanować najbliższe wyjazdy a do tego jeszcze dzielimy się wrażeniami z naszych niedawnych akcji. Np. Ela opowiadała jak to deptała po Hiszpanii prawie 600km. Dla mnie kosmos ale widać było, że się jej ta wyprawa bardzo udała i podobała. Mówiła też, że tereny świetne dla rowerzystów. Hm. Kolejne miejsce do zjechania na liście. Czas nam szybko poleciał i w końcu musieliśmy się ruszyć bo jednak do domu każdy miał te kilka km. Przez park jadę z wszystkimi ale na wylocie żegnam się i odbijam w kierunku mniej więcej północnym do Siemianowic Śląskich. Raz tylko zatrzymany przez szlaban na przejeździe kolejowym sprawnie przemieszczam się do Wojkowic gdzie przekraczam granicę. Klinkierkiem przemycam się do Rogoźnika i przez Strzyżowice do domu lekko zaginając w próbie osiągnięcia dziennego przebiegu na poziomie 65km. Nie do końca wychodzi. Brakło jakieś 300m ale już nie dokręcam.

Link do galerii



Szybkie poranne foto hotelu.


Przez Stawiki jedziemy do Chorzowa. Prowadzi Prezes. Ja zamykam.


Serwisowo u Waldka.


Opowiadaniowo.


Gdzieś w Siemianowicach trafiam Szwedzkiego. Focę. A co!


W siemianowickim "zamku" remont.


W Wojkowicach staję na "stopie", patrzę w lewo... a tam żarówa słońce centralnie w oczy.


Podsumowanie dnia wg Garmina.


Kategoria Praca

DPDZ

  • DST 36.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 21.18km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 sierpnia 2015 | dodano: 25.08.2015

+16. Sporo chmurek przez które miejscami prześwituje słońce. Wiatr ledwo zauważalny. Ogólnie dużo przyjemniejsze warunki do jazdy niż wczoraj rano. Startuję też nieco wcześniej niż wczoraj jednak ciągle trochę na krawędzi - 6:17. Z tego też powodu początek kręcę dość intensywnie. Dopiero osiągając punkt kontrolny na wysokości ścieżki rowerowej wzdłuż wałów Czarnej Przemszy na Zielonej wiem już, że można nieco zluzować. Przez "dworzec" w Dąbrowie Górniczej przejeżdżam po 30 sekundach stania na szlabanie przed KŚ. Potem foto hotelu, któremu zdjęli już całkiem rusztowania. Chwila stania na światłach na Alei Róż i jeszcze krótsza na światłach na Mortimerze. Reszta drogi płynie i bez przerw. Na miejscu z zapasem 3 min. Od czasu kiedy zrobili rondo na Zagórzu jakoś lepiej się tamtędy jedzie. Zobaczymy jak będzie kiedy wróci normalny, powakacyjny ruch.

Rano na sucho. Powrót niestety nieco kapany. Sugerując się prognozą ICM-u zabrałem kurtkę polarową i kapcie od chodzenia w wodzie. Trochę się przydały choć bez nich też by nie było źle. Trochę pokapało. Im miałem bliżej domu tym bardziej sucho było. Jednak mając na starcie dość mokre jezdnie wracam bez gięcia przez Mec, Środulę, Stary Będzin, ścieżką do nerki i dalej przez Zamkowe, Grodziec i Gródków do domu. Potem zmiana dwóch kółek i na Błękitnym robię jeszcze zagięcie do wsiowego Lewiatana przy zamierającym opadzie.
Powrót dziś zaskoczył mnie w kilku miejscach. Po pierwsze namalowali przejazdy dla rowerów na ścieżce małobądzkiej i obniżyli krawężnik na ulicy Słowiańskiej. Może nie wyszło im idealnie ale jest o niebo lepiej od tego co było. Potem kolejna zmiana na ścieżce od Zamkowego do Grodźca. Logo Będzina, które było namalowane odwrotnie i dość niechlujnie przemalowane i teraz przypominają te oryginalne. Ciekawe, czy miał z tym coś wspólnego e-mail, który im posłałem ze zdjęciami przed wyjazdem? ;-p Na koniec podjeżdżając pod górkę przed kościołem w Grodźcu zauważyłem, że ruinka po prawej stronie, od bardzo dawna opisana "grozi zawaleniem" w końcu albo runęła albo jej w tym pomogli. Teraz jest tam rumowisko. Tydzień mnie nie było a tu zmiany, zmiany, zmiany... Jakieś wybory idą? ;-p






Poprawione logo na ścieżce z Zamkowego do Grodźca.


Runęło albo w końcu wyburzyli. Grodziec.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:33
  • VAVG 22.58km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 24 sierpnia 2015 | dodano: 24.08.2015

+12. Troszkę chmurek, troszkę słońca i ten cholerny wschodni wiatr, który mi nieco utrudniał. Wstałem niby z zapasem czasu choć po powrocie z objazdu województwa mało spania. I to przełożyło się na zamulanie przedstartowe, którego skutkiem było potężne opóźnienie. Ruszam 6:33. Jestem w tak czarnej, że nie ma szans dotrzeć na czas. Mimo tego kręcę na tyle intensywnie, na ile pozwalają nogi, a pozwalają, o dziwo, na całkiem sporo. Może też trochę pomogło i to, że dziś balast mniejszy. Do Będzina średnia 30km/h, którą udaje się utrzymać mniej więcej pod Izbę Wytrzeźwień w Sosnowcu. Potem podjazdy na Środulę i dalej za cmentarzem więc spada. Trochę czasu uciekło też na światłach. Finalnie na mecie obsuwa o 12 min.

Poskładałem cały ślad z objazdu województwa śląskiego.

Po pracy szybko przez centrum Zagórza, Mortimer na Reden pod ścianę płaczu. Dalej w stronę Mostu Ucieczki i na Zieloną, gdzie przerzucam się na czarny szlak do Łagiszy. Potem pod "86" przy torach i znów wbijam na szlak dociągając nim pod ośrodek zdrowia. Tu przerzucam się na teren do Strzyżowic i kończę stamtąd zjazdem do domu. Początek asfaltowy leciało mi się znakomicie. Ale to tak zawsze mam jak wrócę z górskiego lub sakwowego wyjazdu. Nogi przyzwyczajone do wysiłku to pusty rower cisną jak złoto. Miałem potem jeszcze zrobić zagięcie do wsiowego Lewiatana ale męczy mnie spanie i znużenie. Jakiś makaronik na ruszt i w kimę odbudować siły.


Kategoria Praca

Garnek-Psary

Niedziela, 23 sierpnia 2015 | dodano: 24.08.2015


Link do pełnej galerii



Ostatni dzień objazdu województwa. Dziś jedziemy do oporu byle wylądować we własnym legowisku. Startujemy kilka minut po 8:00 i na początek długa, nudna prosta do Św. Anny. Jeszcze chłodnawo ale twardo jadę na krótko. Przez to tłukę na młynkach na blacie. Daje to taki efekt, że się rozgrzewam i przy okazji udaje się ten odcinek przelecieć szybko. Potwierdzamy się jedziemy dalej. Dziś dzień długich przelotów. Kolejny punkt to Koniecpol. Drogi trochę nam nie pasują i trzeba nieco kombinować. 2x dziś robimy skróty, które okazują się prowadzić terenem z lekkim piaskiem. Na szczęście większość udaje się przejechać. Prowadzenia raptem kilkaset metrów. W Koniecpolu trochę problemów z potwierdzeniem, bo to niedziela, dość wcześnie i nie wszystko jest otwarte. Powtórka jest potem w Szczekocinach. Szukamy tu miejsca obiadowego ale najbliższe jest jakieś 3 km albo pizza na miejscu. Pizzy mówimy stanowcze nie i z zapasem drożdżówek i innych kawałków jedzenia ruszamy w kolejny teren na Podlipie i Dąbrowice. To właśnie przed Podlipiem trzeba nam kawałek poprowadzić. Przed wjazdem tym terenem do lasu robimy postój karmieniowy, który wystarcza aż do konkretniejszego jedzenia. Od Podlipia ładny asfalt do Dąbrowicy, którego mój Garmin nie ma w bazie. Dziwne. Przed Łanami Wielkimi o mały figiel nie zjeżdżam do rowu. Zmęczenie i znużenie dają znać o sobie. Zjeżdżamy do lasu, wyciągam się na szyszkach i mrowisku i na moment urywa mi się film. Prezes powiedział potem, że jakieś 10min. przerwy mieliśmy. Pomaga i to bardzo. Mózg się resetuje i jazda idzie jakoś lepiej. Nawet przez chwilę ganiam króliczka. Docieramy w końcu do Żarnowca, gdzie znów problem z potwierdzeniem. Weekend nie jest dobrym okresem na zaliczenia. Jakoś się udaje. Spotykamy też krajana. Człowiek z Dąbrowy Górniczej jest tu na weselu. Też rowerzysta choć nie tym razem. Zainteresowały go nasze sakwy i chwilę porozmawialiśmy. Z Żarnowca kręcimy do Pilicy. Był też taki plan, że miał nas przechwycić Domino ale nadał, że mu padł rower. Po okolicach krążył za to Robredo i nawet próbowaliśmy się zjechać ale nie zgraliśmy się w czasie. Pomimo tego, że wystartował z domu później to w Pilicy był sporo przed nami. Potem jeszcze próbowaliśmy zjechać się w Kosmicznej Bazie ale też nie wyszło. Cóż, on na pusto jest nieporównywalnie szybszy od nas. W Pilicy robimy dłuższy postój na wciągnięcie GigaPizzy na dwóch. Przyjęła się doskonale. Zresztą nie pierwszy raz tam ten rarytas wciągamy więc wiadomo było, że będzie ok. Posileni kręcimy już bez kołowania prosto do Podzamcza i dalej na Niegowonice zaliczając tamtejszy wjazd i zjazd. W Niegowonicach znów trochę problemów z potwierdzeniem. Za to ostatni punkt do potwierdzenia to pewnik. Telefonicznie umawiamy się z Moniką, że najedziemy jej Bazę po stempelek. Dopadamy Bazy na chwilę przed pojawieniem się jej Dowódczyni więc staczamy się jeszcze do sklepu po tańsze od barszczu coś musująco-gazowanego na symboliczne oblanie zakończenia rajdu wokół województwa. Potem zasiadamy wygodnie i opowiadamy o tym jak nam szło. Monika wbija nam pieczątki. Potem tematy się rozszerzają i tak sobie konwersujemy aż robi się prawie 21:00. Wdziewamy dłuższe rękawy i żegnamy Kosmiczną Bazę i jej obsadę :-) Bez ociągania się lecimy w stronę centrum Dąbrowy Górniczej po drodze odbijając nieco tak, by przez Most Ucieczki wbić się na kierunek mola na Pogorii 3 i dalej na Zieloną. Tu sobie robimy ostatnie wspólne foto z ręki, żegnamy się i ruszamy w swoje strony. Kręcę już spokojnie bo robi się chłodniej i nogi nieco protestują przeciw zbyt intensywnemu pociskaniu. W domu ląduję sporo po 22:00 ale nim doszło do spania to jeszcze zmusiłem się do przeprowadzenia dekontaminacji sakw i odpalenia prania. I tak dzień następny będzie słabiutki bo od razu do pracy. Nie udało się pojechać tak, by był choć jeden dzień przerwy na regenerację.


Ten... osioł... robił nam dziś za budzik. Razem z całą menażerią (tabunem owiec, kóz, perliczek, pawi i co tam jeszcze żyło), zaczął produkować hałas około 5:00.


Święta Anna.


Ładna prosta... do zjeżdżania. Jak trzeba tam się wciągnąć z sakwami to już nie jest tak różowo.


Radoszewice. Pałac prywatny więc tam nie będzie potwierdzenia. W zasięgu wzroku brak kościoła czy sklepu a potem na naszej drodze również ani tego, ani oznaczenia domu sołtysa.


Rynek w Koniecpolu.


Nakło. Myśleliśmy, że to z datą nad wejściem, to tamtejszy pałac. Prezes jednak uzyskuje info, że jesteśmy w błędzie i dostaje namiar.


Pałac w Nakle wygląda tak. Zajmuje się nim teraz fundacja, która powoli doprowadza budynek do świetności. Na poddaszu są pokoje dla gości. Dużo jeszcze pracy do finiszu ale najważniejsze, że sprawy toczą się w dobrą stronę.


Rynek w Szczekocinach. Byłby fajny, gdyby nie trasa przelotowa przecinająca go po przekątnej.


Kościół w Żarnowcu. Wygląda jakby swoje lata miał ale nie znalazłem żadnej tablicy informacyjnej. Kiedyś lenia przemogę i doczytam jego historię :-)


Siedzimy przed pizzerią na rynku w Pilicy i podziwiamy rynek w oczekiwaniu na pizzę.


Na horyzoncie znajome widoki.


Niby już blisko ale jak się wjedzie ze złego końca tego miasta, to do domu można jeszcze mieć ze 40km ;-)


Docieramy do Kosmicznej Bazy w Łośniu.


Ostatnie wspólne foto z Prezesem na tym wyjeździe na Zielonej. Tu się żegnamy i rozjeżdżamy.


Podsumowanie ostatniego dnia.


Kategoria Kilkudniowe

Pawełki-Garnek

Sobota, 22 sierpnia 2015 | dodano: 24.08.2015


Link do pełnej galerii

Start dziś nieźle obsunięty. Ruszamy coś koło 8:30. Może nawet później. Na dziś umówiliśmy się z Robredem i Mariotruckiem, że się gdzieś zjedziemy i kawałek pokręcimy razem. Po kilku sesjach łączności zjeżdżamy się w Przystajni. Dłuższą chwilę rozmawiamy, robimy szybkie foto i jednak razem nie pokręcimy. Chłopaki już byli w Parzymiechach a my dopiero tam mieliśmy pojechać. Poza tym Mario ma "dedlajana" i musi być w domu około 17:00-18:00, co wyklucza dłuższe błąkanie się po północy województwa. Obdarowuję ich mapami i żegnamy się. Dziś kolejny dzień walki z wiatrem. Do tego jeszcze długie, nudne proste. Na początku dnia jazda szła mi strasznie opornie. W którymś momencie wkurzyła mnie któraś z kolei długa prosta i zacząłem jechać mocno siłowo napierniczając młynkami ile tylko się dało. I tak praktycznie do końca dnia. Prezes w końcu nawet nie miał sił by mi się ogona trzymać. Dopiero po zachodzie słońca, kiedy mi nieco pary uszło, jechaliśmy mniej więcej równo. Po drodze do Mykanowa nieco nas pokapał drobny deszczyk. Dzięki Prezesowej udaje mam się dostać nocleg w Garnku, gdzie docieramy przed 21:00 już po zachodzie słońca. Piwo dowiozłem sobie zimne ale jak się okazało, mogłem się nie fatygować bo na miejscu wybór był na prawdę bogaty. Cóż, "na zaś" będzie wiadomo, że tam jest full-wypas w tej materii :-)


Nocleg.


A tuż obok obiekt ze szlaku architektury drewnianej. Zerknięty tylko przez płot.


Chyba jakiś pałac ale nieco zrujnowany.


Zjazd na rynku w Przystajni.


Starokrzepice.


Dominowe włości. A tu ani czerwonego dywanu, ani łuku triumfalnego, że o bufecie nie wspomnę. Porażka.


Danków.


W kierunku Mykanowa tęcza czyli pada :-/


Dzień z niezłym wynikiem dystansowym. Tempo podłe.


Kategoria Kilkudniowe

Kuźnia Raciborska-Pawełki

Piątek, 21 sierpnia 2015 | dodano: 24.08.2015


Link do pełnej galerii

Start dziś znów przed 8:00. Miało być cieplej ale trochę trwało nim temperatura skłoniła mnie do zrzucenia bluzy. Miało też mniej wiać. Może i wiało słabiej ale tylko odrobinkę. Na długich prostych przez otwarte pola była nieustanna walka i podła prędkość. Jednak szło nam lepiej niż wczoraj. Z punktów obowiązkowych przejechaliśmy przez: Rudy, Pilchowice, Sierakowice, Łącza, Chechło, Bycinę, Toszek, Dąbrówkę, Wielowieś, Potępę i Lubliniec. Udało się dziś zerknąć do kilku drewnianych kościółków, sfocić różne inne cuda typu zwierzaki, roślinki, widoczki i budowle. Dystansowo najlepiej jak do tej pory na objeździe. Minus taki, że ostatnie 9km w ciemnościach. Nocleg znów namierzony przez Prezesową a cel sprawnie osiągnięty dzięki nawigacji.


Rudy. Cystersi.


Trochę terenu.


Rachowice.


Takich widoczków mieliśmy na objeździe mnóstwo. Było też sporo krowich pozostałości na asfaltach. Na szczęście nie trafiliśmy w żadne świeże ;-p


Poniszowice.


Zamek w Toszku.


Wielowieś.


Jeden z bardzo licznych inspektorów.


Krupski Młyn.


Zapadające nad Lublińcem ciemności.


Wynik nawet nienajgorszy jeśli chodzi o dystans. Rośnie szansa na wyrobienie się z objazdem do niedzieli.


Kategoria Kilkudniowe

Gorzyczki-Kuźnia Raciborska

Czwartek, 20 sierpnia 2015 | dodano: 24.08.2015


Link do pełnej galerii


Start ponownie obsunięty w stosunku do planu ale ruszamy wcześniej niż wczoraj. Na początek do Chałupek. Potwierdzenie uzyskujemy sprawnie. Podjeżdżamy jeszcze do mostu granicznego na foto i bez ociągania kręcimy dalej do Tworkowa. Tu dłuższą chwilę poświęcamy na wejście na teren ruin zamku. Trwają prace nad umocnieniem tego co jeszcze stoi i przygotowania do remontu wieży. Trzeba będzie tu wrócić za kilka lat i ocenić efekty. Dychnąwszy ruszamy do kolejnego punktu czyli do Krzanowic. Jedzie się opornie. Początkowo wiatr pomagał ale już na tym etapie był zmorą. Po potwierdzeniu zasiadamy na rynku i robimy karmienie. Ja zestawem firmowym w postaci bułka x2, cola, nektarynka x2. Na trochę to wystarcza ale nie na tyle ile normalnie powinno. Dociągamy do kolejnego punktu w Pietrowicach Wielkich. Jazda idzie cieniutko. Średnia podła. Na zjazdach nawet mocno kręcąc nie udaje się ciągnąć dłużej więcej jak 22-25km/h. Na dodatek było trzeba rano wystartować w polarowej kurtce. Potem nieco się ociepliło ale i tak cały dzień w bluzie z długim rękawem. Nie tak powinno wyglądać lato. W Raciborzu jesteśmy po 13. Tu konkretnie zamulamy. Marcin spotyka znajomego przodownika rowerowego, Pana Stanisława Żółcińskiego, i lądujemy na dłużej w oddziale PTTK. Potem zwiedzamy pobliskie muzeum. Na koniec zaś udajemy się do poleconej przez Panią w PTTK restauracji Swojskie Jadło. Wciągamy pyszny obiadek, który jednak przepaliliśmy znów wcześniej niż powinien był wystarczyć. Ale daje nam on dość sił by przez Nędzę osiągnąć Turze, gdzie jest kolejny punkt obowiązkowy. Tu zaczynamy nieco martwić się o nocleg. GPS pokazuje najbliższe noclegi ponad 10km dalej i to niekoniecznie w pożądanym kierunku. Ostatecznie jedziemy do Kuźni Raciborskiej bo stamtąd da się ruszyć w trzy kierunki. Prezes dostaje info od Prezesowej, że jest w Kuźni hotel. Nocleg, jak do tej pory, najdroższy ale opcje wymagają konkretnego kręcenia co w połączeniu z faktem, że minęła 20:00 i jest po zachodzie słońca, mocno zachęca nas do skorzystania z gościny hotelu Gracja.


Poranek ładny ale chłodny.


A za czasów mojej młodości... ;-p Pamiętam jak jechałem tędy do wtedy jeszcze Czechosłowacji. Trzepali autokar niemiłosiernie. Teraz... Ech... Na coś ta Unia jednak się przydaje.


"Samostrzał" na tle ruin zamku w Tworkowie.


I tak cały dzień. Nawet składając się do pozycji aerodynamicznej na zjazdach prędkości podłe :-(


Długi łuk w stronę Raciborza, pod górę, po otwartych polach, przy silnym wietrze. Z sakwami to mordęga.


Muzeum w Raciborzu, któreśmy sobie pozwolili zwiedzić. Naprzeciw jest oddział PTTK.


Miejsce godne polecenia jeśli chodzi o posiłek w Raciborzu.


Spotkany pod Urzędem Miejskim Radny, aktywista rowerowy, polecił nam drogę przez rezerwat utworzony na terenie dawnych stawów cysterskich. Wygodna, spokojna ścieżka pośród majestatycznych drzew. Niektóre z oznaczeniem "Pomnik Przyrody".


Jedno z owych drzew.


Turze. Tutaj kończy się spływ "na bele czym". Podobno niedługo ma też być baza noclegowa.


Dzień kończymy z wynikiem raczej słabym.


Kategoria Kilkudniowe