DNOPNOD
-
DST
59.00km
-
Czas
03:11
-
VAVG
18.53km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Obudziłem się równo o 2:00 i byłem wyspany. Po prostu. Usiłowanie dodrzemania choć do 4:00 nie wyszło. Skoro tak to zbieram się sprawniej niż zwykle z niecnym zamiarem mocnego powyginania dojazdu.
Wychodzę na dwór i pełne zaskoczenie. Cieplutko. Lekki wiaterek z kierunku, którego jeszcze nie jestem w stanie zidentyfikować. Jezdnie lekko mokre.
Zaczynam od podjazdu do Brzękowic Dolnych i potem długi zjazd do Dąbia. Tam zwrot w stronę Warężyna i dalej na drugą stronę "86". Przy Kamieniu Ornitologa wbijam na bieżnię P4 i ciągnę nią aż do przejazdu na P3. Tu mi też wyskakuje znikąd cichociemny biegacz. Mało go nie rozjechałem. Bieżnią P3 jadę tylko kawałek. Potem zjeżdżam na asfalt i wyginam w stronę dworca w Gołonogu. Udaje się bez stania na szlabanie przebić na drugą stronę. Stąd w stronę Mostu Ucieczki i dalej pod dworzec w centrum Dąbrowy Górniczej. Od tego miejsca już zwykła trasa przez Mortimer i centrum Zagórza. Tu jeszcze lekko doginam przez Kosynierów.
Przyjemnie, spokojnie, miejscami nawet dynamicznie. W trakcie jazdy ustaliłem, że wiatr wiał z południa. Najbardziej stawiał mi opór na bieżni przy P4 ale dawało się go zwalczyć młynkami.
Coś na finiszu pochrzaniło mi się też z przerzutką przednią. Przestała wrzucać na blat. Na szczęście nie był aż tak bardzo niezbędny więc nie robiłem przerw by sprawdzić w czym rzecz. Może uda się na to przed powrotem zerknąć.
W powrót startuję już po zachodzie słońca. Wszystko przez to, że trochę mi zajęło dojście do tego, czemu przednia przerzutka robi fochy. Nie był to jednak czas zmarnowany i na powrocie mogę się cieszyć pełnym zakresem biegów.
Trasa z powodu całkiem przyjemnych warunku znów wygięta.
Początek to ścieżka przy Blachnickiego i środulska górka. Dziś udaje mi się przekroczyć tory w kierunku Chemicznej bez najmniejszych przeszkód. Z Pogoni kręcę do Czeladzi na Piaski i potem w stronę centrum gdzie odbijam ku przeprawie przez Brynicę na czerwonym szlaku. Stamtąd przez Przełajkę do Wojkowic. Tu się chwilę łamałem czy już ciągnąć prosto do domu, czy jeszcze pozaginać. Ostatecznie pozaginałem. Pokręciłem bokami w stronę parku w Wojkowicach i potem skręciłem do Rogoźnika. Przy kościele zaczynam czuć już ssanie rezerwy więc gięcia koniec. Zwrot do Strzyżowic, zakrzywienie Belną i zjazd prosto do domu.
Przyjemnie, spokojnie i niespecjalnie spiesznie. Większość drogi wiatr nie przeszkadzał.
Kategoria Praca
komentarze