Październik, 2018
Dystans całkowity: | 846.00 km (w terenie 116.00 km; 13.71%) |
Czas w ruchu: | 45:31 |
Średnia prędkość: | 18.59 km/h |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 38.45 km i 2h 04m |
Więcej statystyk |
DPOND
-
DST
40.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:03
-
VAVG
19.51km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zebrało mi się na wyginanie na dojeździe. Zaczynam o 6:09 po szybkim smarowaniu łańcucha. Niebo bezchmurne. Nie wieje. Odczuwalnie jest chłodniej niż wczoraj i to przynajmniej o 10 stopni. W użycie idą długie spodnie i cieplejszy podkład pod bluzę oraz czapka. Ruszam w stronę Wojkowic. Mimo, że po drodze będę miał cmentarz w Psarach i potem na Środuli w Sosnowcu na razie nie spodziewam się tam jeszcze młynu. Przy wojkowickim Orlenie zmieniam kierunek na Grodziec wykorzystując do tego ścieżkę rowerową. Potem bokami, obok kolba.pl, objeżdżam wzgórze Dorotki i wbijam na ścieżkę spod browaru na zamkowe. Przez osiedle przebijam się do Nerki i zaraz potem w stronę Lidla gdzie wbijam na ścieżkę na 11-go Listopada. Tu już jestem na zwykłej trasie. Co prawda planowałem, że jeszcze powyginam, ale orientuję się, że nie mam już na to czasu. Trudno. Trzeba mi będzie przebić się przez wahadło przy środulskim cmentarzu. Kiedy jednak tam docieram okazuje się, że wahadło zniknęło. Zniknęły też drzewa przy cmentarnym murze razem z chodnikiem. Czyżby mieli tu zrobić jakiś solidny remont jezdni? Przydałoby się bo tu dziura na dziurze i po deszczach rozlewiska. Dzięki temu, że nie muszę stać udaje się wyrobić w czasie i na miejsce dotrzeć równo o 7:00. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Na wylocie ładne słoneczko, raczej bezwietrznie ale tak średnio termicznie. Modyfikuję wdzianko pod te warunki wrzucając pod bluzę lekką koszulkę a spodnie zamieniam na spodenki. Pod kask bandanka zamiast czapki i jakoś da się jechać. Nie mam ochoty dziś przepychać się z samochodami z powodów wiadomych. Ruszam od razu w stronę lasu zagórskiego. Drażni mnie jednak głośna praca tylnej przerzutki i tylnego hamulca. Gdzieś musiały połapać syf albo coś się rozregulowało. Przystaję w spokojnym miejscu i robię szybkie rzuty "okami". W efekcie czyszczę kółeczka od przerzutki i reguluję zacisk hamulca. Od razu rowerek toczy się ciszej. Teraz już spokojnie, niespiesznie kręcę spacerek przez las. Ostatnie opady trochę namoczyły część dróg i w kilku miejscach koło tylne uciekało na miękkim albo mokrych liściach. Jechało się jednak ten kawałek fajnie. Potem musiałem przebić się przez Reden i tu było widać natłok pojazdów. Przemykam się jednak sprawnie i kręcę w stronę Mostu Ucieczki. Jak na razie bez problemów. Kiedy przekraczam Most już jestem spokojny. Bez problemów kręcę przez Zieloną na czarny szlak do Łagiszy i potem dalej do Sarnowa. Przekraczam "86" na światłach. Wjazd do piekarni po ekstra kalorie i z zapasem kręcę w stronę domu. Coś mnie jednak ciągnie do wyginania i jeszcze zaliczam odbicie na ul. Kasztanową, potem do Strzyżowic na Belną i ostatecznie wracam na "913". Stąd już wracam do domu. Robi się coraz ciemniej i chłodniej. Wyszedł przyjemny i spokojny powrót z pracy.
Kategoria Praca
DPODZND
-
DST
51.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:32
-
VAVG
20.13km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ale ktoś będzie miał dziś wspomaganie na dojeździe! Wychodzę rano na taras tak jak wstałem i jest! Bardzo ciepły wiaterek. Zdecydowanie dziś wdzianko "na krótko". Zbieram się w miarę sprawnie i na kołach jestem o 6:06. Obstawiałbym, że jest tak gdzieś +16. Może nawet więcej. Wieje mocno ze wschodu ale powietrze jest ciepłe i po prostu jest przyjemnie. Na jezdniach trochę wilgoci. Postanawiam wykorzystać sprzyjające warunki i robię małe wygięcie na dojeździe. Ruszam w stronę Sarnowa i Preczowa. Dotaczam się do Pogorii 4 i przystaję na chwilę strzelić kilka foto wschodu. Potem przerzucam się na Pogorię 3 i tu też foto czy dwa. Potem kręcę pod Most Ucieczki i dalej na Raden. Starocmentarną dotaczam się do Expo Silesia i wracam na zwykłą trasę dojazdową tyle, że dziś kręcę chodnikiem zamiast ścieżką. I tu o mało nie wjeżdża we mnie rowerzysta. Dobrze, że wyprzedzałem go z dużym zapasem bo inaczej byśmy obaj leżeli. Niemniej "jego mać" mu rzuciłem odruchowo. Reszta drogi spokojna. Wiaterek jednak dość mnie spowolnił. Szacuję, że na jakieś 2-3 min. Ostatecznie na mecie jestem z obsuwą 5 min. Ale jechało się bardzo przyjemnie. Nawet nieco się zgrzałem.
Już rano wiedziałem, że powrót będę zaginał. Taką wspaniałą pogodę koniecznie trzeba było wykorzystać. Ruszam w stronę Mecu i przerzucam się przed światłami na ścieżkę w stronę parku na Środuli. Potem przebijam się na Pogoń i dalej do Czeladzi. Zwykłą trasą kręcę w stronę czerwonego szlaku, mostu na Brynicy i na Przełajkę. Stamtąd do Wojkowic, w stronę Bunkra Wojkowice i dalej ku parkowi gdzie odbijam do Rogoźnika. Bokami przetaczam się na drogę do Strzyżowic, gdzie lekko wyginam by mieć pewność, że przebiję 50km za dziś. Do domu docieram już po zachodzie słońca ale jest jeszcze całkiem jasno. Zostawiam plecak, zarzucam na Błękitnego sakwy i przy zapadających coraz szybciej ciemnościach robię standardowe wygięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjeżdżam prosto do domu. Z pracy wystartowałem jeszcze w komplecie całkiem "na krótko" ale gdzieś na Pogoni wrzuciłem jednak bluzę. Mam wrażenie, że po południu wiatr nie był już taki ciepły jak rano ale i tak było dość przyjemnie. Chyba jednak na jutro sprawdzi się prognoza ICM-u i rano będzie zauważalnie chłodniej niż dziś.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
37.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
21.14km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czas zombie nastał. Potrwa jakieś 2 tygodnie. Aż się nie przystosuję do nowego czasu. Niby w tą lepszą stronę ale, jak się okazało na starcie, niewiele to zmienia bo i tak rytm dobowy rozwalony. Zbieram się niby zgodnie z budzikiem tylko jakoś wszystko idzie opornie i ostatecznie na kołach jestem o 6:16. Mokro, prawie nie wieje, w powietrzu trochę drobnych kropelek, które znikają po jakichś 2-3 km. Jest mniej więcej tak ciepło jak ICM obiecywał i lżejszy podkład pod kurtkę sprawdził się. Jeśli dalej tak będzie, to rękawiczki i czapka pojadą w plecaku na powrocie. Ma być wtedy prawie +15. Oby. Trasę kręcę standardową przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Raczej staram się przykładać do jazdy bo marginesu czasowego właściwie nie mam. Dzięki temu udaje mi się dotrzeć na miejsce równo na 7:00. Po drodze dwie "jego macie" rzucone za kierownikami. Jedne jeszcze na początku jazdy kiedy to osobówka wyjechała mi prawie spod łokcia cisnąć się do wyprzedzania mimo pojazdów jadący z przeciwka. Druga kilkaset metrów od finiszu. Na pustej drodze jacyś budowlańcy wyprzedzają mnie tak, że mogłem im łokciem wytrzeć cały bok samochodu. A mieli cały przeciwny pas wolny. Poza tym przyjemny dojazd do pracy.
Prognoza ICM-u się sprawdza. Na wylocie słoneczko, minimalny podmuch, ciepło, sucho. Jednak mimo sprzyjających warunków nie robię objazdu. Po pierwsze to szybko zrobi się ciemno. Po drugie mam rozjechany czas. Po staremu to już bym dojeżdżał do domu a tu dopiero wsiadam na rower. Zmęczenie i znużenie. Kręcę bez większych objazdów do domu. Przez Środulę trochę inaczej, Stary Będzin, ścieżka wzdłuż Małobądzkiej aż do nerki, Zamkowe, ścieżka do Grodźca. Potem bokiem objeżdżam Dorotkę dążąc do ścieżki do Wojkowic i potem prosta do domu. Jechało się bardzo przyjemnie. Czapka i rękawiczki poupychane w kieszeniach, rozpięta kurtka. Przyjemnie. Jak rano będzie ciepło, to poważnie rozważę krótkie spodenki i jeszcze lżejszy podkład pod kurtkę. Powrót spokojny i umiarkowanie dynamiczny.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
39.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
20.35km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przy weekendzie lekko się włączyło grzebanie i na kołach jestem o 6:09. Ciemno. Właściwie nazwa wpisu powinna zaczynać się od DNP. Wiaterek taki jakby go nie było, jeśli porównać do wczoraj i przedwczoraj. Jezdnie lekko mokre. Kręcę trasę standardową przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Tu dopiero mała odchyłka i zamiast przez Park Hallera kręcę przez Aleję Kościuszki. Na światłach na Alei Róż trafia się "kierownik", który na "zielonym" zamiast jechać ogląda sobie coś na komórce (rejestracja RZ a na drzwiach miał nasmarowane CUTLINE). Potem jeszcze na ścieżce przy Braci Mieroszewskich wypada mi z osiedla osobówka. Gdybym go nie obserwował to by mnie zgarnął. Poza tym przejazd spokojny, przyjemny i niespecjalnie spieszny. Na miejscu mam kilka minut zapasu.
Wracam sobie na spokojnie i niespiesznie w kierunku na Dąbrowę Górniczą. Od Mortimeru zaginam jednak na Reden i tam pod ścianę płaczu. Potem na Łęknice i Piekło. Przy P4 chwilę eksploruję miejsce, gdzie w zeszłym roku trafiały się maślaczki. Tym razem nic w oko nie wpadło więc wracam na asfalt i zwykłą trasę. Przez Preczów i Sarnów do domu. Dziś jechało się powrót o niebo lepiej. Wiaterek tak słaby, że właściwie prędkość zależała tylko od tego jak bardzo chciało mi się cisnąć. A nie chciało mi się. Miałem jeszcze zrobić zagięcie do wsiowego Lewiatana ale mi się odechciało. Będzie powód ruszyć się z domu jutro.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
18.78km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Chyba udało mi się spacyfikować zaczątki przeziębienia. Co prawda odbyło się to kosztem przespania całego popołudnia i nocy ale lepiej tak niż jakbym się miał potem męczyć tydzień albo i dłużej. Wytaczam się na koła o 6:08. Poślizg wywołany smarowaniem łańcucha. Na zewnątrz wieje i ciemno. Wieje, na szczęście, nieco słabiej choć z kierunku tego samego więc powrót będzie ponownie oporny. Jest też trochę drobnych kropelek. Przez chwilę nawet chciałem zakładać pokrowiec jak w Łagiszy pokapało mocniej. Potem jednak opad ustał i pojawił się dopiero na Zagórzu. Trasa raczej spokojna. Jedyny dziwny manewr był bardziej niebezpieczny dla kierowcy niż dla mnie. W Łagiszy na ul. Dąbrowskiej, jadąc od Biedronki, na jej końcu jest ostry zakręt w lewo. Widać tam mało bo na rogu stoi budynek. Jakiś geniusz na blachach z Sosnowca zdecydował się tuż przed zakrętem, że jednak mnie wyprzedzi. Trochę musiał się zdziwić jak zobaczył na wysokości swoich oczu światła ciężarówki. Mam nadzieję, że trochę się wystraszył i następnym razem przemyśli swoje manewry na drodze. W tej sytuacji, gdyby jechali obaj szybciej, to ucierpiałby tylko ten w osobówce. A ja miałbym niezłe widowisko. Na miejscu jestem prawie równo o 7:00. Nie spieszyłem się zbytnio, a swoje też zrobił późniejszy o kilka minut wyjazd. Odczuwalnie było chłodniej niż wczoraj.
Na wyjściu z pracy mokro, wietrznie i pochmurno, ale nie pada. Ruszam w tempie niespiesznym w stronę Mortimeru. Choć przez chwilę zastanawiałem się czy by nie pojechać jednak w stronę Makro i Będzina. Ostatecznie wybrałem jednak kierunek na Dąbrowę Górniczą. Przetaczam się przez Reden, Most Ucieczki, bieżnię przy Pogorii 3 i kawałek przy Pogorii 4, potem Preczów i Sarnów. Tempo zdecydowanie spacerowe. Nie miałem ani krzty chęci szarpania się z wiatrem. Na dodatek po drodze pojawiło się trochę kropelek. W Preczowie zakładam pokrowiec na plecak i okazuje się, że to był dobry ruch bo kawałek dość intensywnie padało. Potem jeszcze raz opad nasilił się na ostatnim kilometrze przed domem. Kiedy przekroczyłem próg domu rozpadało się na dobre. Na Pogoriach pusto. Ledwo 3 osoby spotkałem.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
34.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
01:56
-
VAVG
17.59km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zawalczyłem mimo tego, że ciemno, mokro i wieje. Znalazłem w tym wszystkim plus nawet dodatni taki, że wiaterek popcha mnie mocno w stronę właściwą. Ruszam o 6:05. Pierwsze 300m to krótka walka a potem już jedzie prawie samo. Mam wręcz wrażenie, że jest ciepło. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Bez ekscesów. Czasem trochę kropelek na twarz poleciało ale do końca nie wiem czy z nieba, czy spod koła. Po za lekko wilgotnymi nogawkami dojeżdżam na sucho. Na miejscu 10 min. zapasu.
Przez cały dzień wiało tak, że ładnie wysuszyło okolice. Na wyjściu ładne słoneczko i silny wiatr. Jak się stało to było nawet przyjemnie ale wystarczyło tylko, że ruszyłem i od razu czuć było moc podmuchów. Większość trasy powrotnej pod wiatr więc nie była to łatwa jazda. Walką jednak też nie. Po prostu mozolne przebijanie się do przodu. Kręcę przez Mec i Środulę (zwężka jest dalej i niezłe korki się robią w szczycie). Ścieżka w Będzinie (ta namalowana) miejscami z pryzmami liści uwięzionych w kałużach więc trzeba uważać by się nie pośliznąć. W Będzinie na odcinku 11-go Listopada od ronda UE do skrzyżowania przy Al. Kołłątaja też jakieś zaciski. Na szczęście rowerem obskakuje to bez problemu. Uciekam z Nerki na Zamkowe i dalej do lasu grodzieckiego. Przeskakuję "86" na światłach i od razu w teren i do lasu gródkowskiego. Dopiero przy podstawówce wracam na "913" i kręcą nią już do domu, dalej mozolnie, nóżka za nóżką. Nie szarpałem się więc przejazd długi czasowo ale za to spokojny choć średnio przyjemny. Zwłaszcza, że mam odczucie jakby próbował mnie dorwać jakiś bakcyl. Czyżbym się załatwił wczorajszym powrotem w deszczu? :-/ W domu polopirynka, czosnek i spać. Może uda się spacyfikować problem.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
19.64km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start nocny ale w lepszych warunkach niż wczoraj. Odczuwalnie jest cieplej bo nie ma mgieł. Tylko jakaś śladowa wilgoć na jezdniach. Nie czuję wiatru więc albo wspomagający albo prawie żaden. Ale to ma się zmienić po południu. Trasa jak zwykle przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Na rondzie w centrum znów jakiś gamoń wpada od strony Będzina w ogóle nie zwalniając. Gdyby nie to, że razem z rowerzystą, który jechał przede mną, uważnie obserwowaliśmy tamten kierunek to by nas zgarnął jak nic. Dziś małe wygięcie pod ścianę płaczu czym dorzucam sobie kilkaset metrów dojazdu ekstra. Oczywiście wcale mnie to nie martwi :-) Na standardową trasę wracam na światłach na Alei Róż. Reszta drogi bez sensacji. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut. Przyjemny dojazd do pracy.
Powrót zapowiadał się na mokro. Trochę nadziei miałem, że jednak uda się na sucho, kiedy o 14:00 wciąż nie padało. Niestety tylko nieco się to przesunęło i pierwsze krople pojawiły się przed 15:00. Jadę w kropli. W centrum Zagórza zamierzałem skierować się w stronę lasu na Mydlicach ale zniechęcił mnie dość intensywny ruch na drogach. Ścieżką toczę się na Mortimer i potem na Reden. Tu na chwilę przystaję założyć pokrowiec na plecak bo deszczyk jakby lekko przyspieszał. Przez Most Ucieczki przetaczam się na Zieloną i na czarny szlak do Łagiszy. Potem już prosto przez Sarnów do mojej wioski i do domu. Przyjemnie nie było ale strasznie jakoś też nie. Wiatr niosący kropelki zacinał w twarz ale samych kropelek nie było zbyt wiele. W każdym bądź razie w butach miałem sucho. Pytanie jak będzie jutro. Na starcie ma mi nie padać ale za to solidnie wiać. Mimo to mam wielką ochotę zawalczyć.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
35.00km
-
Teren
4.00km
-
Czas
01:52
-
VAVG
18.75km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dobre się skończyło i czas wrócić do rutyny. Zbieram się dość sprawnie i na kołach jestem o 6:05. Środek nocy. Mgła. Zdecydowanie ciepło nie jest. Nie wieje. Na "913" dość sporawy ruch jak na tak wczesną porę. Kręcę zwykłą trasę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Tempo niespieszne bo mam rezerwę czasu a i widoczność kiepska. Dodatkowo na okularach osadza mi się ciągle wilgoć i muszę je regularnie przecierać. Ale jedzie się przyjemnie i bez ekscesów. Na miejscu mam kilka minut zapasu.
Na wyjściu ładnie, słonecznie. I bardzo ten widoczek okazał się zwodniczy. Ruszam z kurtką przypiętą do plecaka i rękawiczkami w kieszeni. Przejechałem tak może z kilometr i założyłem rękawiczki. Minąwszy Mec i szpital zatrzymuję się ponownie i doubieram jeszcze kurtkę. Nie ma szans z lekkim acz zimnym podmuchem. Przy cmentarzu na Środuli wahadło. Buduje się jakaś hala i chyba do niej podciągali media. Przez Będzin przetaczam się wzdłuż ścieżki przy ul. Kościuszki i 11-go Listopada. Potem Zamkowe i do lasu grodzieckiego. Całkiem tu sporo ludzi. Głównie kijkarze. Nie dziwię im się bo w ruchu jest nawet przyjemnie a słoneczko ładnie podkreśla jesienne barwy lasu. Ja tu jednak tylko przejazdem. Sprawnie przeskakuję światła na "86" i kręcę "913" do zjazdu do centrum dystrybucyjnego Lidla. Terenem do lasu gródkowskiego i potem jego bokiem do podstawówki. Tam wracam na trochę na asfalt by wbić ponownie w teren na żółtym szlaku i opuścić go niedaleko podstawówki w Psarach. Podjeżdżam tam pod drzwi szkoły by poczytać o wynikach głosowania. Mnóstwo papieru ponaklejane, jakieś tabelki, zestawienia, podpisy. Za dużo tego by studiować na szybko, a ja mam jeszcze plany wymagające dziennego światła, więc ruszam prosto do domu. Potem w "internetach" doczytałem się, że gminą dalej będzie dowodził dotychczas dowodzący Wójt. Doczytałem się też, ku miłemu zaskoczeniu, że przewidziany jest remont DW "913" na odcinku od świateł na "86" do Celin. Ma być poszerzona jezdnia do 7m, utworzony na całej długości ciąg pieszo-rowerowy, przepusty dla dzikiej zwierzyny, zatoczki autobusowe i inne udogodnienia. Na wszystko jest 90mln pln. Przetarg ma się rozstrzygnąć do 20 listopada tego roku a modernizacja ma się skończyć do 2021. Powiem, że czekam z zaciekawieniem co z tego wyniknie. Wzdłuż tej drogi chodnik i droga dla rowerów to byłoby miodzio bo jest ruchliwa w godzinach szczytu a sporo ludzi przy niej mieszka. Sam też korzystam przy dojazdach i powrotach z pracy więc jestem na 1111!% za!
Kategoria Praca
"Wybiórczo" pod osłoną nocy
-
DST
34.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
19.43km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Różnie na to mówią: popełnić wybór, dokonać obowiązku, skorzystać ze złudzenia władzy itp. Generalnie zacząłem kręcenie od odwiedzenia właściwego dla mojego miejsca zamieszkania lokalu wyborczego. Uczyniłem to, wzorując się na obecnie władających krajem, pod osłoną nocy. Zaczekałem aż słońce schowa się na dobre za horyzontem i przy świetle latarni, czyli kilka minut przed 19:00, popełniam głosowanie. O dziwo, cały czas ruch mimo późnej pory.
Teraz można już swobodnie potoczyć się dalej. Rundka niespieszna i asfaltowa częściowo przy czołówce. Na początek kręcę do Malinowic gdzie odbijam na Dąbie-Chrobakowe. Stamtąd do Dąbia i mini wspinaczka na Brzękowice-Wał. Przez nowe rejony Góry Siewierskiej przetaczam się do centrum miejscowości i dalej w stronę "913". Z niej korzystam tylko przez chwilę pogrążając się w mrokach drogi wzdłuż zbiornika rogoźnickiego. Potem przez park i bocznymi uliczkami wydostaję się za kościołem w Rogoźniku i kręcę dalej ścieżką do Wojkowic. W samych Wojkowicach też kilka zagięć by wylądować za Orlenem i wbić na ścieżkę do Grodźca. Grodziec zdecydowałem się zahaczyć by mieć pewność, że przynajmniej te 30km ukręcę. Wjeżdżam na skrzyżowanie, z którego mogę odbić do Gródkowa i tu już potem przy szkole zwrot w stronę domu. Nie oparłem się jednak pokusie dobicia do 34km i przy DINO jeszcze skręcam w stronę wsiowego Lewiatana. Dopiero stamtąd już zjazd prosto do domu.
Chłodnawo ale w sumie nawet przyjemnie. Wciąż raczej bezwietrznie. Widać nawet w nocy wiszące smugi wilgoci pomieszane ze spalinami z kominów i ognisk. Zwłaszcza jak Księżyc przebije się zza chmur. Poza tym dość pusto i spokojnie.
Kategoria Inne
Klubowo, roboczo wokół TTC + bonus przewodnicki
-
DST
80.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:00
-
VAVG
16.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zbieram się około 8:00 w drogę. Jadę na zbiórkę na stadionie na Niwce. Marcin prowadzi dziś rajd a kilku klubowiczów, w tym też i ja, robimy za pomocników.
Warunki takie sobie. Pochmurno. Ponuro. Bez wiatru. W perspektywie jakieś tam możliwe opady. Na starcie sucho. Kręcę bez ociągania trasą podobną jak do pracy przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dopiero od centrum Zagórza już inaczej czyli gdzie się da, ścieżką rowerową, gdzie nie da, asfaltami. Niemożebnie mi utrudniają przejazd światła i w efekcie jestem na miejscu kilka minut po 9:00.
Lekkie zaskoczenie. Jestem piąty z klubu. Uczestników... trzech. Dziwnie trochę. Czekamy jeszcze bo może ktoś tam jednak się pojawi ale po 9:30 zapada decyzja o starcie. Foto powitalne, przemowa Prezesa i ruszamy. Prowadzi Marcin z Andrzejem. Ja z Maćkiem i Michałem zamykamy. Tempo niespieszne. Część w terenowych ścieżkach otaczających Trójkąt Trzech Cesarzy. Czasem gdzieś się zatrzymamy chwilę pomówić o tym co akurat jest na trasie.
Podjeżdżamy do Trójkąta od strony mysłowickiej i trafiamy akurat na przeprawę łodzią na brzeg sosnowiecki. Chwila rozmów, kilka zdjęć i jedziemy dalej. W sumie wyszło około 20km objazdu. Wracamy na stadion gdzie zasysamy pyszny żurek z chlebkiem. Oj! Przydała się ta ciepła strawa. Nie sądziłem, że tak mnie te 20km wyssie z sił.
Wydarzenia mają jeszcze trochę potrwać ale mam jeszcze trochę rzeczy do zrobienia i nie zostaję dłużej. Wracają też Andrzej i Maciek. Andrzej odbija na Mysłowice. Ja jadę z Maćkiem. Po drodze zagaduje nas rowerzysta o kierunek i drogę na Pogorię. Maciek macha ręką, woła "Chodź z nami". I już jedziemy we trzech.
Czerwonym szlakiem przebijamy się na Ostrogórską, gdzie żegnamy się z Maćkiem. We dwóch, niestety jakoś tak nie złożyło się wymienić imionami, z kolegą z Mikołowa kręcimy lekkimi zakosami w kierunku, który go interesował. Co prawda nie planowałem, że tą trasą będę wracał ale w sumie co mi za różnica?
Ostatecznie skończyło się na nielichych zakosach. Kolega wolał boczne i terenowe drogi więc tak giąłem, żeby jechać po ścieżkach albo po terenie ograniczając asfalt do minimum. Tym sposobem przelecieliśmy przez Środulę opodal górki narciarskiej. Potem na Zagórzu zawinęliśmy pod mural z ułanami. W centrum Zagórza odbijamy przez działki do lasu zagórskiego i wypadamy z niego na Redenie. Potem Most Ucieczki i molo na P3. Stamtąd na Zieloną. Tu odkrywam bibliotekę na wolnym powietrzu. Fajny pomysł. Focę.
Tak od słowa, do słowa, gdzie by chciał jeszcze kolega z Mikołowa pojechać i wyszło, że ma znajomych w Siemoni i w sumie to by może do nich zajechał. To właściwie dokładnie w moją stronę więc dalej jedziemy razem. Przeciągam kompana po terenach w postaci czarnego szlaku do Łagiszy, wokół i przez las gródkowski. Ostatecznie wypadamy na "913" przy psarskim DINO.
Ostatni niecały kilometr tą drogą do granicy Strzyżowic i tu się żegnamy. Troszkę mży. Mam nadzieję, że jednak koledze udało się mimo wszystko nie zmoknąć.
Ja wpadam do domu. Odstawiam Rzeźnika. Wciągam zakupioną rano drożdżówkę z gorącą kawą i wytaczam Błękitnego. Robię nim standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Potem zjazd do domu. Kapie zauważalnie mocniej i raczej nie zanosi się, że szybko przestanie.
Gdzieś w okolicy granicy Dąbrowy z Sosnowcem orientuję się, że GPS jest wyłączony. Sprawdzam na śladzie gdzie się urwało. Mniej więcej wtedy jak spotkaliśmy się z przybyszem z Mikołowa. Czyżbym go przez przypadek wyłączył? W sumie nie zarejestrowało się około 10km więc dystans i czas nieco przybliżone ale chyba nie rypnąłem się o wiele. Przy rocznym przebiegu to i tak nie ma większego znaczenia. Zresztą zwykle obcinam wszystko co nie jest pełnym kilometrem z przebiegu (nawet jak tego jest ponad 900m), więc jak raz sobie dodam te kilka km... :-)
Link do pełnej galerii
Kategoria GarminMontana, Inne