limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:2356.00 km (w terenie 186.00 km; 7.89%)
Czas w ruchu:124:50
Średnia prędkość:18.87 km/h
Maksymalna prędkość:56.20 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:90.62 km i 4h 48m
Więcej statystyk

DPSD

  • DST 35.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 16.67km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 30 czerwca 2014 | dodano: 30.06.2014

+15 na starcie. Jak wstawałem o 4:30 to było mokro ale nie padało. Na wyjściu (6:05) już lekko kropiło ale uznałem, że dojadę niezbyt mokry. Po 4 km wiedziałem już, że nie ma takiej opcji. Próbowałem jeszcze rzeźbienia szuterkiem bo spod kół by tak nie chlapało ale szuterek był w lesie i leciało z drzew więc wyszło na zero. Potem próbowałem jeszcze trzymać się chodników bo niby kostka bardziej sucha ale po tym, jak mnie mało co jakaś księżniczka w czerwonej pandzie nie zgarnęła to sobie dałem spokój i wyjechałem na asfalty. A tam jak w Amazonii... Rozlewiska, rzeki i strumienie, bajorka. Po jakichś 8 km w butach miałem już bardzo nieciekawie w związku z czym zupełnie przestałem się przejmować tym, że pada. Do pracy dojeżdżam 3 minutki po czasie.
Dzisiejsza pogoda przypomniała mi, że kiedyś w Decathlonie przyglądałem się butom dla nurków z myślą o zastosowaniu ich do jazdy w deszczu. Właśnie temat powraca.

Powrót też nie uszedł mi na sucho ale i tak było o niebo lepiej niż rano. Deszcz z tych, co je Paweł nazywa, że "kida". Z ciuchów jedynie kurtka nie wyschła ale to akurat nie problem bo polarowa i nawet mokra daje ciepło w ruchu. Powrót bez większego gięcia. Przez Środulę do Będzina pod ścianę płaczu przy Kauflandzie i potem do serwisu, po zwijkę. Naczytałem się u Amigi co to się może z oponą powyrabiać, sam też miałem w tym miesiącu podobne przejścia i zdecydowałem, że jednak na wyjazd z Mariuszem zabiorę zapas. Za daleko jedziemy żeby ryzykować, że w sobotę czy niedzielę coś nas uziemi. Jednak w "moim" serwisie mają taką, co to trochę za droga jak na zapas więc za doradztwem właściciela jadę do konkurencji czyli do Olimpijczyka. I tam trafiam nieco tańszą Kendę. Dokonawszy zakupu ruszam do domu. Przez Zamkowe wybijam się na ścieżkę do Grodźca i tu czuję, że mi siada zasilanie. Coś dziś cały dzień głodny byłem ale udawało się uratować z tego stanu. Jednak w końcu mnie dopadło. Noga za nogą wlokłem się pod górkę przedzierając się na dodatek przez rozlewiska na ścieżce. Wczołguję się na kolejne górki, mijam Gródków i zawijam jeszcze na chwilę do sklepu bo kilka drobiazgów. Potem już do domu wyskoczyć z mokrych ciuchów. O tym, że powrót nie był taki zły świadczy fakt, że w butach jednak wody nie było. Nieco tylko skarpetki zawilgły. Do jeżdżenia ta pogoda nie nastraja. Niewielu rowerzystów dziś po drodze spotkałem.


Kategoria Praca

Radosna Improwizacja do BIDY

  • DST 93.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:31
  • VAVG 20.59km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 czerwca 2014 | dodano: 29.06.2014

Dziś znów problemy z wygrzebaniem się z domu pomimo tego, że wstałem dość wcześnie. W efekcie jestem na molo przy Pogorii 3 10:03. Mariusz już czeka. W trakcie jak rozmawiamy pojawia się Domino i przez chwilę też jest Wallace. Z Mariuszem wstępnie obgadujemy rajd na Dęblin i umawiamy się na dogadanie detali we wtorek. Potem we dwóch z Dominem ruszamy na zaplanowany wczoraj obiad w BIDZIE |-) Mykamy jak się da to terenem, gdzie się nie da to asfaltem. Przy remizie strażackiej w Tucznawie robimy pierwszego stopa na Radlerka i przy tej okazji przydybuje nas MTB Team Banimex w składzie 4 zawodników. Domino robi im śledztwo gdzie jadą i jak już ustala ich cel, to rzuca pytanie: "Jedziemy z nimi na kamieniołom?" A pewnie! Chłopaki po zawodach to dziś pewnie jechali delikatnie. I dobrze bo ja na sztywniaku to na wertepach, zwłaszcza na zjazdach, miałem wrażenie, że mi się mięśnie kręcą dookoła kości. Tak telepało. Częściowo znanymi mi już ścieżkami jedziemy do kamieniołomu w Niegowonicach. Tam trochę kręcenia bo Team chciał obejrzeć sobie ścieżki z zawodów. Na szczycie chwila podziwiania panoramy i potem zjazd do asfaltu. Zawodnicy jadą swoje a my z Dominikiem swoje czyli do Bidy. Nim wbijamy w teren robimy jeszcze jednego stopa przy Lewiatanie na Radlerka i potem jedziemy do Łaz Błędowskich i dalej przebijamy się do Bolesławia i do BIDY. Chwilę po tym, jak wybiliśmy z terenu i wjechaliśmy na asfalt Domino mówi, że ma coś miękko w kołach i faktycznie tył za bardzo dobija. Robimy przerwę serwisową. Domino łata ja szukam w oponie problemu. Znajduje się znów drobny okruch szkła. Paproch usunięty, dętka połatana ciągniemy prosto do celu. Tam zamawiamy obiadek. Tym razem zdecydowałem się na rosołek (całkiem konkretna micha) i opiekane pierogi z kapustą. Zestaw w sam raz. Doskonale rozprawił się z głodem i dał zapasik sił na dalsze kręcenie nie będąc jednocześnie uciążliwy. Domino zdecydował się na placek po zbójnicku. Konkretna porcja mięcha. Zbieramy się już do startu powrotnego i tu nagle słyszę: "Nie spiesz się". Kapeć na przodzie tym razem. Wszczynamy ponownie serwis jak poprzednio: ja szukam problemu w oponie, Domino łata. Uprzednio robię jedno zdjęcie szydercze z nieco nieprofesjonalnie wyciągniętym palcem ale w końcu to nie ja jestem Szydercą w tym składzie a trochę głupio wygląda szydzenie z samego siebie (o ile w ogóle da się to zrobić). Serwis przebiega sprawnie i ruszamy w drogę powrotną. Na początek serwisówką wzdłuż "94" do Sławkowa. Wspomniało mi się, że tam wczoraj i dziś odbywa się piknik z historią w tle. Na rynku zastajemy śpiewający chór (całkiem dobrze im to wychodziło, trzeba przyznać) i postacie w mundurach niemieckich i polskich (chyba ułani) oraz niemiecki motor z przyczepą. Kilka foto i jedziemy dalej. Porzucamy serwisówkę i jedziemy na niebieski szlak, którym kiedyś jechaliśmy z Jadwigą i Prezesem. Tym razem jednak obywa się bez skakania przez tory. Wybijamy się na Kazimierzu i ciągniemy na Pogorię 3 zasiąść do Radlerków. Trochę nam schodzi na pogaduchach. Po 17:00 zwijamy się każdy do siebie. Ja przez Zieloną, Preczów i Sarnów docieram na kilkanaście minut przed ulewą. Chyba nocne jeżdżenie już dziś odpuszczę.

Link do pełnej galerii.



W kamieniołomie.


Z góry ładny widoczek.


Amatorskie szydzenie.


Chór w Sławkowie.


Ułani.


Ukręcone na dziś. Chodziło mi po głowie zagięcie do setki ale w końcu sobie darowałem. I dobrze bo niedługo po powrocie zaczęło padać.



Kategoria Jednodniowe

Mikołów - Ochojec - Zmagania u Waldka

  • DST 121.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:49
  • VAVG 17.75km/h
  • VMAX 49.20km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 czerwca 2014 | dodano: 28.06.2014

O planach klubowych na dziś powiedział mi Waldek. Szybko sprawdzam na stronie klubu co i jak i zapowiadam się, że będę.
Rano straszne parcie na niewstawanie i w efekcie wstaję na tyle późno, że przygotowania kończę dość mocno po czasie. Ruszam na miejsce zbiórki wiedząc już, że się spóźnię. I to niemało. Na początek do Wojkowic pod kościół (ten od strony Grodźca). Dalej leci Czeladź, na dojeździe do której śmigam sobie obok "króliczka". Docieram mniej więcej na Milowice kiedy mam pierwszy tel od prezesa. Jednak hałas jak sprawia, że nawet nie próbuję z nim rozmawiać. Potem jeszcze jeden telefon ale nie odbieram bo jestem ładnie rozpędzony. Pod fontanną jednak poza potłuczoną butelką po piwie zastaję pustkę. Dzwonię do Prezesa i okazuje się, że przed chwilą ruszyli i poczekają niedaleko Stawików. Szybko się zjeżdżamy i już w komplecie jedziemy na Muchowiec. Po drodze Maciek zaczyna dbać o jakość wyjazdu robiąc efektowną glebę z przewrotką godną mistrza Aikido. Potem jeszcze czterokrotnie Maciek zadbał o jakość wycieczki łapiąc tyleż razy kapcia. Kontynuując jego wysiłki w utrzymaniu jakości wycieczki gubimy się z Prezesem na powrocie z Mikołowa.
Generalnie zaś przejazd spod Muchowca do Mikołowa to całkiem fajna trasa. Nasz przewodnik Marcin też nam kilka razy zamotał podróż ale na tyle fajnie, że nikt nie miał mu tego za bardzo za złe ;-)
Najważniejsze, że cel osiągnęliśmy. Mowa była o ogrodzie botanicznym w Mikołowie. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi ale na miejscu sprawa się wyjaśniła. Chodziło o Sroczą Górę. Już tam raz kiedyś z klubem byliśmy wracając z jednej z naszych eskapad. Miejsce znane ale i tak dobrze było tam pojechać bo trasa inna. W ogrodzie nieco odpoczywamy, uzupełniamy płyny i po 14:00 ruszamy. Planu dzisiejszego jeszcze nie koniec bo jak się okazało, na Ochojcu jest seria inscenizacji bitew z okresu II Wojny Światowej. Wracamy częściowo już znanymi ścieżkami, częściowo zupełnie dla nas nowymi. Po drodze z Prezesem zostajemy z tyłu bo wymieniałem baterie w GPS. Grupa nam się urywa. My strzelamy ekstra kółko próbując dogonić ekipę. W końcu po kontakcie telefonicznym uzgadniamy, że spotkamy się na Ochojcu i ruszamy wg GPS-a drogami. Jak się później okazało wyprzedziliśmy chyba wszystkich pomimo tego, że wyszedł nam niezły objazd. Z grupą ponownie spotykamy się, przy odgłosach solidnej kanonady, na inscenizacji. Może nie taki rozmach jak w Wyrach ale widać, że i tu przygotowanie solidne zarówno w umundurowanie jak i sprzęt.  Oglądamy jeden z epizodów i potem żegnamy się z naszymi kolegami i przewodnikiem z Katowic. Jedziemy w stronę Janiny. Szybko jednak kolejny postój i trzecia już pana u Maćka. Tym razem robimy dokładny przegląd opony i znajduję drobniutki płatek szkła, który uszkadzał dętki. Łatanie i można lecieć. Do Mysłowic poszło szybko i sprawnie. Tam focimy Szwedzkiego, którego przyuważył Marcin i jedziemy na Stawiki, gdzie żegnamy parę naszych towarzyszy. Dzielimy się na 2 grupy. Prezes z Adrianem lecą na chwilę na Zagórze. Reszta (Maciek, Domino i PanP + ja) jedziemy skrótami na działkę Waldka, gdzie ma się odbyć świętowanie urodzin Prezesa. Trochę nam na tym schodzi aż robi się prawie ciemno. W międzyczasie mocuję na kasku nową czołówkę. Powoli towarzystwo się rozchodzi. Z Dominem i PanemP jedziemy w stronę Zagórza i dalej do Dąbrowy Górniczej. Marcin odbija wcześniej by się dostać do Kazimierza. We dwóch docieramy w okolice targu w D. G. gdzie się żegnamy. Solo jadę pod molo na Pogorii 3 i dale na Zieloną skąd już najkrótszą drogą do Preczowa, Sarnowa i do domu.

Link do pełnej galerii



Pierwsza pana u Maćka i Szydercy przy pracy.


Potem trochę jeżdżenia.


Nasz przewodnik i mapa okolic Mikołowa.


Zbieramy się na koła po dłuższym odpoczynku.


Kolejny element ustawek czyli jazda obowiązkowa " na="" czuja="" bardzo="" udana="" bym="" powiedzia>

Inscenizacja w Ochojcu.

Radziecki atak.


Trzecia pana Maćka. Drugiej nie widziałem bo miał ją wtedy, kiedy my z Prezesem byliśmy zagubieni w akcji. Czwartą Maciek zgłosił jak do domu dojechał.


Takie małe nic a tyle problemów sprawiło.


Szwedzki.


Foto zastępcze. Mniej więcej oddaje to, co się potem działo.


Kilometrów na dziś tyle. I wystarczy.



Kategoria Jednodniowe

DPOD

  • DST 51.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:13
  • VAVG 23.01km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 czerwca 2014 | dodano: 27.06.2014

+9. Ładne słoneczko i lekkie mgły na polach czyli będzie po południu ciepełko :-) W sam raz na koniec tygodnia. W związku z postępem w kwestii godziny wyjazdu (dziś start 6:07) przejazd najspokojniejszym wariantem do Dąbrowy Górniczej czyli przez Sarnów, Preczów i Zieloną. Na odcinku od Preczowa do Zielonej dosyć konkretne mgły. Na tymże odcinku nogi też jakoś nie chciały podawać. Musi wilgoć i ogólne wrażenie chłodu sprawiły, że nie mogłem wejść na obroty. Odcinek od centrum D. G. do pracy już na właściwych obrotach. Nawet światła koło zjazdu do Nemo były dziś współpracujące. Generalnie przyjemny dojazd do pracy.

Po pracy sprawnie pod molo na Pogorii 3. Po drodze trochę zmian się uwidoczniło. Trochę połatanych dziur, w innych miejscach posunięte do przodu prace. Przy molo dzwonię do Mariusza, czy dziś rowerkiem ale okazuje się, że jest jeszcze w pracy i wstępnie umawiamy się na niedzielę by coś pokręcić i pogadać przy okazji o najbliższym lipcowym weekendzie. Potem objeżdżam P3 od strony Łęknic. Przy klubie jachtowym odbijam na Piekło i asfaltem objeżdżam Pogorię 4. Po drodze w oczy rzucają mi się nowe znaki pod tytułem zakaz kąpieli. Na regulaminach wcześniej to było napisane ale ludzie zlewali i pewnie to było powodem ustawienia nowych blach. Asfalcik pokonuję głównie na młynkach przy prędkości między 27 a 33 km/h jeszcze z rezerwą mocy i zapasem oddechu. Na podjeździe do Pogorii 4 dzwonię do Prezesa, który był mnie napadł akurat w czasie jazdy. Przypomina mi o jutrzejszym wyjeździe klubowym, o którym wcześniej powiedział mi Waldek jak rozmawialiśmy nim jeszcze z pracy wyszedłem. Potem ruszam w dalszą drogę. Na tymże wjeździe stoi sobie radiowóz a za nim sznurek samochodów. Tak się zastanawiam o co chodzi. Czyżby zrobiła się jakaś chryja o to, że ludzie tam do wody ciągną? Oj! Będzie chyba o to wojna. I tak sobie myślę, że tylko patrzeć jak na wylocie tej krótkiej uliczki ktoś zrobi płatny parking i zacznie czesać amatorów wywczasu nad wodą. Ja sobie objeżdżam spokojnie ten kram i jadę dalej w stronę świateł i na Marcinków. Osiągnąwszy Preczów śmigam obok remizy strażackiej w stronę Toporowic. Tu pierwszy kawałek terenowy czyli skrót do ul. Dąbrowskiej i dalej do Dąbia. Potem jeszcze jeden kawałek terenowy by się dostać do Strzyżowic i dalej prosto do domu. 4 tygodnie w tych okolicach nie jeździłem i zmiany, zmiany, zmiany... Niekoniecznie wszystkie na lepsze.


Kategoria Praca

DPDSOZ

  • DST 48.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 21.33km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 25 czerwca 2014 | dodano: 25.06.2014

+12 na starcie. O wiele mniej rześko niż wczoraj. Chmurki z prześwitującym słabo słońcem i wiaterek z kierunku nieoznaczonego. Dziś znów lekka poprawa w kwestii godziny startu ale do ideału jeszcze trochę brakuje. Bezpieczne ramy czasowe osiągnięte ponownie w okolicach "dworca kolejowego" w Dąbrowie Górniczej. Spokojny dojazd do pracy bez sensacji.



Zebrałem się dziś w sobie i połączyłem wszystkie ślady z wakacyjnego wyjazdu żeby mieć ogólny pogląd jak to wyglądało. Takie "mniejsze pół" Polski objechane.


Popołudnie dziś znów nieco pokręcone jeśli chodzi o użycie rowerków. Z pracy zwijam się tak szybko jak tylko mogę i wracam najkrótszą drogą do domu. Trochę pokapuje na początku ale niegroźnie. Potem dalej miejscami drogi mokre. To jeszcze na Srebrnej Strzale. W domu pakuję plecak i na zbiorkom do Będzina. Jadę odebrać Błękitnego po serwisie. Założone zapasowe kółko po uprzedni jego wycentrowaniu. Przednia piasta przejrzana gruntownie i jest ok. Do tego reszta rowerka też przejrzana. I to czuć jak się jedzie bo wszystko pracuje cicho, bez jęków, trzeszczenia, brzęczenia czy co tam jeszcze elementy składowe rowerka za odgłosy są wstanie wywołać. Po prostu ideał. Tylko szum nowiutkich opon na drodze. Ze starego kółka uratować da się tylko tarczę, bębenek i zacisk. Reszta tak ściorana, że nadaje się na złom. Z serwisu podjeżdżam na ścianki z graffiti obok Biedronki na dole Syberki. Jest tan nowa galeria, którą już jakiś czas temu przyuważyłem i nawet wczoraj w przelocie obejrzałem ale nie było wtedy czasu na focenie. Dziś podjechałem i te ciekawsze pstryknąłem (czyli większość). Ładnie wykonane choć mam wrażenie, że galeria z roku poprzedniego jakoś bardziej oko przyciągała. Potem bez zaginania ponownie przez Zamkowe i dalej przez Grodziec (a nie jak godzinę wcześniej przez lasek grodziecki) i Gródków do domu. Tu odstawiam Błękitnego i ponownie w użycie idzie Strzała. Z sakwami kółko do wsiowego Lewiatana. Błękitny teraz trochę będzie odpoczywał do pewnej imprezki, którą zaplanował Mariotruck :-)

Link do galerii z Art-ami.


I tak ze 3 arty dla wyrobienia pojęcia jak to wygląda.







Kategoria Praca, Opona, Serwis, Koło

DPDS

  • DST 42.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 23.55km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 czerwca 2014 | dodano: 24.06.2014

+10 i wrażenie, że dziś o wiele bardziej rześko. Może i coś wiało ale nie miałem za bardzo czasu zwracać na to uwagi bo znów plan wyjechania z zapasem minutek nie wypalił i cała podróż do pracy po krawędzi okna przelotowego. Z nowości, które się urodziły jak mnie nie było, to zrobili asfalt na Robotniczej w D. G. Już wczoraj miałem okazję nim śmignąć. Pewnie będą się spieszyć by przed lipcem uruchomić bo to dojazd  na Zieloną i do Pogorii 3. Tylko została im jeszcze cała Bolesława Limanowskiego do zrobienia. Na razie wszystko śmiga objazdem. Poza tym spokojny dojazd do pracy.

Po pracy najkrótszą drogą do domu w żwawym tempie. Wszystko to z powodu nieco dłuższego zasiedzenia w pracy a chciałem się jeszcze wyrobić z odstawieniem do serwisu Błękitnego. W domu zmiana rumaków i rzutem na taśmę odstawiam Błękitnego na wymianę tylnego kółka, zmianę opon i ogólny przegląd. Te 2 tys. km w niecałe 3 tygodnie nieco dały mu popalić. Napęd jest co prawda ok ale pojawiły się luzy na przedniej piaście a tylne koło ma już tak zjechaną piastę w miejscu zaczepień szprych, że lada moment i tak by się rozleciało. Na szczęście mam zapasowe kółko więc tylko wystarczy je zamienić po uprzednim wycentrowaniu zapasu. Powrót zbiorkomem. Odbiór jutro więc historia się powtórzy. Po pracy słoneczka nie za dużo ale ciepło i trochę wrogiego wiaterku.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 38.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 21.92km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 czerwca 2014 | dodano: 23.06.2014

+12 na starcie. Słoneczko, lekkie chmurki, jakiś tam podmuch. Start nieco obsunięty choć bardzo starałem się dziś wyjechać wcześniej by się nie spóźnić. Na szczęście światła dość współpracowały, nie nadziałem się na pociąg, samochody nie nastawały na moje zdrowie i życie... Prawie jak w bajce ;-) Gdzieś w okolicach "dworca kolejowego" w Dąbrowie Górniczej udaje mi się wbić w bezpieczne ramy czasowe i na miejsce docieram punktualnie. Chyba wypakowana na full sakwa pomogła utrzymać przyzwoite tempo. Na pusto jakoś tak dziwnie mi się jedzie.

Po pracy na początek pod ścianę płaczu. Jak już wziąłem co miałem wziąć, to tak sobie pomyślałem, że w sumie mogłem pojechać do tej drugiej bo i tak do ProLine się wybierałem. Ehh... przyzwyczajenie. Tak więc spod ściany do ProLine po dwa podzespoły do komputerka. Stamtąd do serwisu w Będzinie umówić się na odstawienie Błękitnego na robotę przy kołach i potem przez Zamkowe i Grodziec do domu. Na powrocie kapkę wiało ale i tak jechało się fajnie. Może dlatego, że sakwa znów wypchana na full i ładnie tył dociążała :-)


Kategoria Praca

Biznesowo do Maćka

  • DST 31.00km
  • Czas 01:27
  • VAVG 21.38km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 czerwca 2014 | dodano: 19.06.2014

Błękitny czeka na przypływ gotówki by powędrować do serwisu na oporządzenie kółek. Tymczasem w użycie wchodzi Srebrna Strzała. Na początek wyciągnąłem zakupiony jeszcze przed wyjazdem stojaczek serwisowy z Lidla i zrobiłem mu pierwszy test przy użyciu Strzały, w której to poczyściłem nieco przerzutki i przedni hamulec oraz nasmarowałem te pierwsze. Bardzo wygodne narzędzie ten stojaczek. Potem było trochę marudzenia, jakiś przelotny deszczyk i w końcu dzwonię do Maćka, czy go zastanę w domu. Mówi, że będzie więc wrzucam do sakwy fragment jego bagażu, który znad morza przywiózł mój brat i do tego zdjęcia z wyjazdu, i ruszam w stronę Sosnowca. Bez kombinowania do Będzina i dalej przez Pogoń do centrum. Kawałek ścieżki, o którym pisał Noibasta faktycznie ma minusy, ale ma też i plusy. I to nawet dodatnie. Tym razem twórcy stanęli na wysokości zadania i obok przejść dla pieszych są też na tej ścieżce przejazdy dla rowerów czyli nie trzeba zsiadać. Wystarczy uważać, by nie zostać trafionym ale można na legalu przejechać. Jedyne co mnie zastanawia w tych przejazdach, to jak to będzie kiedy spadnie deszcz i te ładne, granitowe krawężniki zrobią się śliskie. Albo zimą, kiedy jeszcze do kompletu zamarzną. Miałem jakiś czas temu okazję przekonać się, że nawet całkiem suchy taki krawężnik może być niezłą pułapką. Wystarczy wjechać na niego pod zbyt ostrym kątem i przednie koło nagle pracuje jakby było na lodzie. Zero kontroli. Ścieżka jednak ma swój koniec (mniej więcej na wysokości klubu im. Jana Kiepury) i dale już pędzę jezdnią. Pod balkon Maćka przejazd zajął mi jakieś 35 min. czyli raczej w normie. Telefon zgłoszeniowy i okazuje się, że Maciek jednak nie wytrzymał i wsiadł na rower :-) Chwilę czekam aż ściągnie z niedalekich okolic. Oddaję bagaż, zdjęcia i w zamian dostaję zdjęcia zrobione przez Maćka (czyli takie, na których jest mnie trochę więcej). Przy okazji trochę pogaduch. Potem jedziemy przez Stawiki na czerwony szlak pod Halę Sportową w Milowicach. Tam znów chwila rozmowy i w końcu się żegnamy. Maciek zagina do domu a ja już bez kręcenia przez Czeladź i Wojkowice do siebie. Jakoś tak łyso z prawie pustą sakwą. Jednak prędkość powrotna raczej słaba. Jakowyś podmuch z kierunku mniej więcej zachodniego nieco spowalnia. W domu jeszcze za jasności.


Kategoria Inne

Z

  • DST 2.00km
  • Czas 00:07
  • VAVG 17.14km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 czerwca 2014 | dodano: 18.06.2014

Dystansowo dziś nędznie. Tylko kółeczko do wsiowego Lewiatana. W końcu dopadło mnie zmęczenie. W planach było jeszcze podrzucenie zdjęć Maćkowi ale jeszcze się z nimi nie uporałem więc akcja odbędzie się jutro.



Kleszczów -Psary

  • DST 140.00km
  • Czas 06:30
  • VAVG 21.54km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 czerwca 2014 | dodano: 17.06.2014

Dziś ostatni dzień naszej podróży po Polsce. Zbieranie się na koła szło mi dziś wyjątkowo opornie i ruszamy dopiero około 9:30. Pierwszy cel to Wola Jedlińska gdzie wjeżdżamy na "42" i ciągniemy nią do Radomska. Jesteśmy cały czas w kontakcie z Prezesem, który około 6:00 rano wystartował z Sosnowca by nas przechwycić po drodze. W Radomsku wbijamy ponownie na "91" i jedziemy nią w stronę Częstochowy. Ze względu na budowę ronda na wjeździe na trasę ruch jest na niej raczej skromny. Na granicy województw śląskiego i łódzkiego wita nas Marcin. Uwieczniamy ten moment na zdjęciu i ruszamy dalej tym razem prowadzeni przez Prezesa. Wkrótce zjeżdżamy z krajówki i przez Garnek, Św. Annę, Janów jedziemy do Żarek. Po drodze kilka postojów na potwierdzenia, pojenie bądź karmienie. Gdzieś między Złotym Potokiem a Czatachową znika mi z oczu Paweł i jeszcze nie pojawiają się Maciek z Marcinem więc skręcam w lewo na szlak w stronę ruin zamku Ostrężnik. Ruin nie znajduję ale za to robię fajne kółeczko po ścieżkach, które ładnie podnoszą ciśnienie podjazdami i zjazdami. Niemrawy dla mnie do tej pory dzień nabiera w końcu nieco kolorów. Z resztą ekipy spotykam się wkrótce i jedziemy dalej razem. W Żarkach Prezes rusza do przodu poszukać paszopodajni. Ruszam za nim ale gdzieś mi znika z oczu. Że byłem ładnie rozpędzony to skorzystałem z impetu i poleciałem dalej do Myszkowa. Dzwoni Prezes. Ustalamy, że skoro oni już zasiedli do jadełka, to zjedzą a ja polecę sobie dalej do Siewierza i tam wszamam obiadek. Droga na rynek poleciała błyskawicznie. Zamawiam obiadek i zjadam go a chłopaków jeszcze nie ma. Przenoszę się na ławeczkę i czekam. W końcu są. Chwila oddechu dla nich i jedziemy dalej. Obok zamku skręcamy na most na Czarnej Przemszy i jedziemy w stronę Wojkowic Kościelnych i dalej na Pogorię 4. Po drodze spotykamy Marka z córkami. Młodsza w przyczepce, starsza na rowerze. Choć nie ma chyba jeszcze 10 lat to bez problemu utrzymuje prędkość sporo powyżej 20 km/h. W takim składzie dojeżdżamy do knajpy na Ratanicach gdzie zasiadamy na dłuższą chwilę. Paweł się pożywia, my radlerkujemy i wszyscy rozmawiamy. Tak sobie czas płynie. Kiedy robi się prawie 19:00 opuszczamy lokal i ruszamy w stronę Marianek. Kawałek dalej żegnam się z Mackiem, Pawłem i Marcinem i solo kręcę przez Preczów i Sarnów do domu. Na końcówce doginam do 140 km.

Link do pełnej galerii


Pierwsze kilometry w toku.


Po drodze do Radomska mijamy drewniany kościółek. Podjechałem od frontu doczytać co i jak z nim ale nie było żadnej tablicy informacyjnej. Albo nie dość dokładnie szukałem.


Radomsko przelatujemy bez postojów i focenia. Dopiero jak spotykamy Prezesa, to uwieczniamy moment. Tak się złożyło, że na granicy województw. Spory dystans człowiek wykręcił żeby nas powitać.


Święta Anna - sanktuarium.


Tu robił coś Jan Kiepura. Tylko nie pamiętam co.


Efekt mojego zaginania.


Odnajdujemy się w Siewierzu.


A po drodze na Pogorię 4 spotykamy jeszcze Marka z córkami.


Uczesanie w stylu "Kask Rowerowy" :-)


Powiedziałem Prezesowi jak zjeżdżaliśmy z "91", że jak w domu będę miał na liczniku 170 km to mu dam w zęby. Chyba wziął sobie to do serca. Było "tylko" 140 ;-)


Kategoria Kilkudniowe