Maj, 2016
Dystans całkowity: | 1226.00 km (w terenie 185.00 km; 15.09%) |
Czas w ruchu: | 64:04 |
Średnia prędkość: | 19.14 km/h |
Liczba aktywności: | 25 |
Średnio na aktywność: | 49.04 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:32
-
VAVG
22.83km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
To mi się podoba. Rano można się w ciemno ubrać na krótko i wiadomo, że będzie dobrze. Przyjemny poranek. Słoneczny, lekkie mgły nad polami, wiaterek chyba ze wschodu, miejscami mokre drogi po wczorajszych burzach. Rano chwila zabawy ze smarowaniem łańcucha i start 6:12. Kręcę spokojnie bez ciśnienia i bez problemu wbijam się w czas przelotu. Na drogach dość spokojnie. Światła wszystkie stane ale nie spowalnia mnie to jakoś zauważalnie. Po drodze całkiem sporo rowerzystów. Na miejsce docieram z zapasem 6 min.
W ciągu dnia przeszła w okolicach mojej pracy umiarkowana burza. Do godziny wyjścia zdążyło już dość przeschnąć ale w powietrzu dalej czuć było sporo wody. Do kompletu dywan chmur w barwach dwuznacznych. Bez gięcia ruszam przez Mec i Środulę do Będzina. Po drodze mam wrażenie, że ruch samochodowy jakiś taki dziś obfity i nieco nerwowy. Na szczęście droga powrotna bez ekscesów. Zajechałem do serwisu zapytać o platformy na maszynkach ale dziś nic nie załatwiam. Skoro tak, to bez gięcia dalej do domu przez Łagiszę i Sarnów. Liczę się z tym, że może mnie gdzieś po drodze dorwać ulewa. Do końca jednak wytrzymuje i do domu docieram suchą nogą.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:47
-
VAVG
20.19km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranek na tyle przyjemny, że nie sprawdzam odczytów termorurki. Słoneczko, lekki wiaterek, trochę niegroźnych chmurek. Przyjemne warunki do jazdy. Rozpoczynam o 6:08. Jedzie się bardzo przyjemnie mimo tego, że trochę mało spałem i nieco tu i tam organizm sygnalizuje przeciążenie wczorajszym dniem. Punkty pośrednie pozaliczane w dobrym czasie. Od Dąbrowy Górniczej już bez pośpiechu. W Parku Hallera sprzątają pobojowisko z weekendu. Trzeba przyznać, że ekipa do tego zatrudniona jest dość sprawna. Choć z drugiej strony szkoda, że ludzie to takie fleje. Cała trasa dziś bez ekscesów, spokojnie, ze stanymi światłami. Mimo tego na miejscu z lekkim zapasem minut. Przyjemny dojazd do pracy.
Powrót bez gięcia bo kilka rzeczy do zrobienia i jeszcze mnie dziś Prezes uświadomił, że jest spotkanie klubowe. Będzie ciasno z czasem. Kręcę przez Mec, Środulę, Stary Będzin do nerki i dalej przez Zamkowe do lasku grodzieckiego. Przez niego przebijam się do świateł na "86" i ciągnę do domu "913". Ruch spory, czasem wyprzedzają z mniejszym zapasem niż bym sobie życzył ale ostatecznie nie jest tragicznie. Od świateł pojawiają się pierwsze kropelki. Cały czas mam nad sobą chmurę wyglądającą raczej niepokojąco. W domu szybko zatapiam buty do prania i robię zagięcie standardowe do wsiowego Lewiatana. W okolicach Będzina robi się mroczno. Nim rozpakowałem sakwy w domu z kierunku będzińskiego widać błyskawice i padający deszcz. Dzwonię do Maćka z pytaniem jak tam w Sosnowcu. Zaczyna lekko padać. Nim się wygrzebałem dostaję info, że tam się rozkręca. Odpuszczam kurs na spotkanie. 45 minut później u mnie też pada i czasem błyska.
Kategoria Praca
Standardowa Rzeźnia Mariusza
-
DST
133.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
07:33
-
VAVG
17.62km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plany na długi weekend były. Jeden nawet ambitny. Niestety jak to bywa z planami montowanymi na ostatnią chwilę ten ambitny się rozsypał i zamiast czterodniowego wyjazdu skończyło się trzydniowym byczeniem i szybką akcją na zaproszenie Mariusza.
Założenia niedzieli były takie, że Mariusz odsypia nocny rajd na orientację i około 11:00 ruszamy pozbierać punkty po tymże rajdzie. Trochę źle zrozumiałem nasze dogadywanie się i skończyło się na tym, że osobno jedziemy do Chechła. Drogę komendami głosowymi podawał mi Mariusz i docieram na miejsce tylko po kilku drobnych zagięciach jakieś 10 min. po nim. Szybko wciągam 2 batony, trochę wody i ruszamy. Od tego momentu zupełnie nie przejmuję się tym gdzie jestem. Prowadzi Mariusz. Ja robię za statystę. Trasa fajna. Sporo lasami. Spokojnymi drogami. Trochę w terenie. Pogoda od samego rana dość przyjemna. Słoneczko, wiaterek ze wschodu (chyba) i lekkie oznaki zmiany pogody w stronę burzowej. Do 16:00 nawet udaje nam się unikać deszczu choć na horyzoncie obserwujemy niepokojące zaciemnienie i potem front burzowej chmury. Do punktów trafiamy w sumie bez problemów. Czasem tylko chwilkę trzeba poświęcić na odkrycie lampionu. W Domaniewicach pojawiają się pierwsze krople. Ubieramy się. Potem jednak zrzucam kurtkę bo bardziej się w niej pocę niż daje się we znaki deszcz. Stopniowo jednak opad przyspiesza. Po drodze do jednego z punktów w terenie trafiamy na rozlewisko. Pierwszy raz nabieram wody w buty. Od tego miejsca jest już z górki (dosłownie i w przenośni) więc dalej już nie przejmuję się specjalnie tym co na drodze nawet jak trzeba przejechać przez większą wodę. Ubieram suchą bluzę i kurtkę i da się jechać. W sumie jest przyjemnie. Od czasu do czasu przelatujemy przez kałuże by nabrać wody w buty. Woda w nich jest cieplejsza niż deszcz. Pozwala to utrzymać stopy w cieple. Przez około 2 godziny jedziemy w deszczu zbierając jeszcze 2 punkty po drodze. Potem już bez gięcia do Kosmicznej Bazy zostawić lampiony i odblaski. Stąd już bez objazdów prosto do Antoniowa i dalej na Piekło. Z Pogorii 4 asfaltem na Zieloną i ul. Krętą do Będzina. Stajemy na kilka minut na parkingu przy będzińskiej nerce by jeszcze chwilę pogadać. Potem pożegnanie i jedziemy każdy w swoją stronę. Przez Zamkowe jadę w stronę ścieżki rowerowej do Grodźca ale porzucam pomysł wspinania się na zbocza Dorotki. Przez lasek grodziecki kieruję się na światła na "86" i "913" ciągnę do domu. Dziś ruch tu mniejszy więc da się jechać tym bardziej, że nogi mimo wymagających warunków jednak podają dalej nieźle. W domu jestem trochę po 20:00. Mycie rzeźnika, prysznic, pranie i spać. Choć niedzielę udało się z tego weekendu uratować ;-) Wagon rzeźni z łyżką miodzia :-]
Podobno Polska w ruinie a tu ciągle coś się buduje. Moje niezamierzone gięcie.
Dzionek nawet ładny.
Tereny fajne.
Niestety na horyzoncie robi się mroczno.
Neohorror ;-) Dalej zbieramy punkty. Pogoda na razie wytrzymuje.
Z daleka podziwiamy front burzy. Najgorsze jest to, że w końcu będzie nam trzeba pod to wjechać :-/
Przy tym punkcie tylko trochę postraszyło.
Tu już padało równo i miałem za sobą pierwsze branie wody w buty.
Im dalej i bardziej mokro, tym weselej. Jest rzeźnia, jest zabawa :-)
Podjazd do tego punktu to najgorszy terenowy odcinek na naszej trasie. Ślisko tak, że zero jazdy i trudno iść.
Na finiszu piękny zachód słońca.
Odczyty pod domem.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
DPD
-
DST
35.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:40
-
VAVG
21.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bajkowe temperatury poranne c. d. Dziś taka różnica, że trochę podwiewa. Ruszam 6:09. Od samego początku jedzie mi się rewelacyjnie dobrze i punkty pośrednie zaliczam w doskonałym czasie. Jestem na tyle wcześniej na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej, że widzę stojący IC, którego normalnie nie spotykam. Za rondem w centrum zmieniam nieco kierunek i jadę pod ścianę płaczu na dąbrowskiej alei bankowej. Potem powrót na utartą trasę. Stojąc na światłach na Alei Róż, tym razem od strony strony Legionów Polskich, focę hotel. Podobno w czerwcu otwarcie. Ma jeszcze być na nim neon. Jak go zamontują to chyba już zakończę w miarę regularne focenie i zrobię filmik poklatkowy. Dalsza trasa już standardowa. Standardowe też stanie na światłach na Mortimerze. Potem już płynnie i bez przerywników prosto do pracy. Bardzo przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Na wyjściu z pracy macnęły mnie jakieś pojedyncze krople. Nad Firmą usadowiła się dwuznacznie wyglądająca chmura. Nie czekam aż coś się z niej urodzi i ruszam w stronę Mecu. Od razu jakoś dużo pojazdów na drodze. Co trochę jakieś drobne zatory. Na szczęście rowerkiem objeżdżam to sprawnie bokami. Dalej przez Środulę i Stary Będzin jadę do serwisu. Dostawa dotarła ale nierozpakowana czeka na chwilę luzu. Dziś masa ludzi rzuciła się na rowerki przed długi weekendem i to ma priorytet. Kupuję tylko kilka drobiazgów i zwijam się do domu. Od samego startu z pracy miałem do czynienia z dość silnym wiatrem z zachodu. Z tego też kierunku widać chmury cokolwiek niepokojące. A mnie tam akurat droga. Jednak nie miałem ochoty szarpać się z wiatrem i zrobiłem sobie zakosy m. in. przez lasek grodziecki i gródkowski. W tym drugim skorzystałem z żółtego szlaku. Dziś nieco dłuższego jego odcinka. Przebijam się na ul. Szkolną i resztę asfaltem prosto do domu. Nie padało. Ale chyba trochę się ochłodziło. Przyjemny powrót z pracy.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:43
-
VAVG
20.97km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano trochę chmurek ale warunki bardzo dobre do jazdy. Temperatury już nie sprawdzam bo wystarczy otworzyć okno i od razu wiadomo, że jest ok. Ruszam 6:11. Wczorajsza regeneracja (dużo spania) dała rewelacyjne rezultaty. Kręci mi się od samego początku bardzo dobrze. Punkty pośrednie zaliczone w bardzo dobrym czasie. Jedne światła udaje się przelecieć bez stania. Na miejscu z zapasem 8 min. Bardzo przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Po pracy wracam dziś przez Będzin. Wstępuję do serwisu dowiedzieć się czy dotarły w końcu jakieś porządne platformy na maszynkach. Nie dotarły. Mają być dzisiaj. Czyli jutro podejście powtórne. Z serwisu jadę na Zamkowe i kieruję się w stronę ścieżki do Grodźca jednak odpuszczam wdrapywanie się pod górkę. Skręcam do lasu grodzieckiego. Przy leśniczówce wbijam na czerwony szlak i kręcę pod przejazd pod "86". Potem polami jadę pod "Lwa" przerzucając się na żółty szlak. Wykorzystuję go do przebicia się za tory kolejowe i potem bocznymi dróżkami przebijam się pod wsiowego Lewiatana. Tu zakup zapasu napojów na cieplejsze dni i zjazd do domu. W końcu robią się przyjemne temperatury. Niestety są też minusy. Kilka przejazdów przez las i już jestem pogryziony przez jakieś gadziny :-/
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
01:53
-
VAVG
19.12km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rzeźnik mi dziś oddał wielkie usługi ratując przed wstrząsami głowę, w której dalej coś łupie. Co prawda już nie tak jak wczoraj ale jednak. Ruszam o 6:13. Przyjemny, słoneczny poranek. Trochę podwiewa z południa. Ze względu na samopoczucie kręcę niezbyt intensywnie zakładając, że mogę mieć spóźnienie. Jednak kontrola czasu na punktach pośrednich wykazuje, że jest całkiem nieźle nawet pomimo stania na wszystkich światłach. Na miejsce dotaczam się równo o 7:00. Miałem nadzieję, że odrobina wysiłku towarzysząca dojazdowi sprawi, że dyńka przestanie o sobie przypominać ale się przeliczyłem. Zapowiada się ciężki dzień w pracy.
Łupało w czerep cały dzień. Niezbyt mocno ale męcząco. Wytaczam się z pracy nieco zwalcowany i bez ochoty na gięcia i objazdy. Na dodatek jakoś nie uśmiecha mi się jazda pomiędzy samochodami więc od razu zaczynam "robić bokami". Spod Firmy kawałek terenem w stronę centrum Zagórza podrzucić Prezesowi płytkę z foto z soboty. Potem nieco eksperymentując ze ścieżkami wokół stadionu przy DorJan-ie wybijam się na kierunek Reden i dalej pod molo na Pogorii 3. Tu zwrot na Zieloną i na czarny szlak. Ten odcinek jedzie się najlepiej bo w cieniu drzew i z dala od samochodów. Kręcę niespiesznie osiągając w końcu Łagiszę. Przeskakuję asfalt i ciągnę dalej wzdłuż torów do przejazdu pod "86". Potem już polami do przecięcia żółtego szlaku i dalej w stronę remizy strażackiej w Psarach. Reszta asfaltem. Trochę jakby dyńka się uspokoiła ale dalej męczy spanie. Reszta dnia na wybyczenie.
Kategoria Praca
Klubowe urodziny
-
DST
48.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
03:00
-
VAVG
16.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś obchody 5 rocznicy powstania Cyklozy. Zlot na nieoficjalnej bazie klubu czyli u Waldka na działce o 15:30. Ruszam mniej więcej godzinę wcześniej. Kręcę przez Wojkowice i Czeladź do Milowic. Tam wbijam na czerwony szlak i wykorzystuję go aż nie przecinam drogi na Mysłowice. Stamtąd przebijam się obok placu zabaw za rzekę i po kilku zawijasach oraz długiej prostej docieram do celu. Na miejscu już impreza kręci się w najlepsze. Nie jestem ostatni. Po mnie jeszcze długo nadciągają kolejni klubowicze. Żarełko, coś do tego, żarty, toasty. Bardzo szybko czas ucieka. O 21:00, kiedy już powoli zaczyna się ściemniać ale jeszcze coś widać, żegnam się i ruszam w drogę powrotną. Z racji tego, że wracam nieco na nielegalu wybieram mocno odludną trasę czyli z Dańdówki jadę terenem aż na Zagórze pod PKM. Potem Szymanowskiego i chodnikami wzdłuż Braci Mieroszewskich do Expo. Tam skręcam na Starocmentarną. Pod "94" kręcę na Reden i dalej na Pogorię 3. Stąd jadę na Zieloną i na czarny szlak do Łagiszy. Miałem pociągnąć dalej terenem ale od jakiegoś czasu łupie mnie w czerepie i nie mam nastroju do włóczenia się po ciemku polami. Wytaczam się na asfalt i jadę do Sarnowa. Tam przez światła i długa prosta do domu. Gdyby nie to, że kac zaczął się wcześniej niż powinien powrót byłby całkiem przyjemny. Temperatury były bardzo przyjazne.
Kategoria Inne
Pożegnać ostatnie dni wolności...
-
DST
33.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:53
-
VAVG
17.52km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
... Prezesa.
Dziś Marcin postanowił popełnić błąd, który niejeden
facet już ma na rachunku i się ożenić. Choć akurat, w jego przypadku to
raczej wyjdzie mu na dobre, bo Prezesowa nie dość, że reprezentacyjna to
na dodatek sympatyczna :-) Z opowieści Darka dowiedziałem się, że
wczoraj zafundowali, jeszcze wtedy przyszłej, młodej parze śląski
zwyczaj tłuczenia zastawy. Zdjęcia z akcji wyglądały grubo. Dziś klubem
postanowiliśmy zrobić mu trochę wiochy już w trakcie tego ważnego dnia.
Ruszam równo w samo południe i kręcę dość dynamiczne na spotkanie pod
sosnowiecką "Żyletą". Mam na to 30 min. Trochę spowalnia mnie
tradycyjny, sobotni kociokwik przy targu ale ostatecznie porzucając
ścieżkę wzdłuż Małobądzkiej i ciągnąc asfaltem zjawiam się na czas. Tu
już kilku chłopaków czeka. Po mnie przyjeżdżają następni i zbiera nas
się niezła gromadka. Byłem trochę niewtajemniczony w detale ale szybko
się wyjaśniło o co chodzi. Na początek dmuchanie balonów i obwieszanie
nimi siebie i rowerów. Potem grupą jedziemy na most na Czarnej Przemszy.
Będzie tam przejeżdżała Młoda Para i tam im zrobimy pit-stop. Chwilę
czekamy nim się zjawiają. Pobieramy haracz. Focimy się i potem
poprzedzamy weselników. Daleko nie ujechaliśmy znajomi z Katowic robią
drugiego stopa, o wiele bardziej widowiskowego. Rozwaleni na środku
drogi, z rozrzuconymi rowerami, z taśmą w poprzek sprawiają, że nie ma
szansy na przejazd. Pan Młody musi obowiązkowo reanimować "ofiary".
Trochę trwa nim wstają na własne koła. Potem podjeżdżamy pod pałac Szena
(zapis fonetyczny bo nie chce mi się szukać właściwej pisowni, jakby
się człowiek nie mógł nazwać jakoś po ludzku typu Kowalski, Macaj, Dupa
czy jakoś tak). Jest focenie przed faktem i po fakcie. To drugie również
z lekkim zamieszaniem z naszej strony :-) Ogólnie wesoło. Potem Państwo
Młodzi, rodzina i goście udają się na część rozrywkową a my małymi
grupkami rozjeżdżamy się w swoje strony. Z Maćkiem, Markiem i Grześkiem
ruszamy w stronę Pogoni. Po drodze odłącza się Grzesiek i we trzech
jedziemy mniej więcej w stronę Milowic. Niespiesznie, rozmawiając
chłopaki odprowadzają mnie do kładki nad autostradą i tu się żegnamy.
Solo kręcę do Czeladzi używając trochę terenu na czuja. Z Czeladzi
standardem do Wojkowic pod Orlen, dalej w wertepki i prosta do domu.
Pogoda wytrzymała dziś cały dzień choć po południu pojawiło się nieco
chmurek. Ale nic z nich nie spadło. Temperatura była wręcz idealna do
wdzianka "na krótko".
Albo się obkupią albo nie jadą :-)
Obkupili się.
Po drodze trzeba było reanimować rannych.
Ale potem już wszyscy dali radę zrobić eskortę.
Młoda para.
Link do pełnej galerii
Potem
w domu z rowerowych spraw to zabawa z wymianą szprychy u Czarnego
Rzeźnika. Przy tej okazji pękła druga i trochę mi się operacja
przeciągnęła. Testy po poskładaniu wszystkiego wypadły dobrze. Pokonanie
krawężnika kilka razy nie wywołało powtórki więc jest nadzieja, że full
znowu trochę popracuje. Przy okazji nieco zmodyfikowałem mocowanie
błotnika i przyuważyłem, że nieco uszkodzony jest pancerz tylnej
przerzutki. Chyba musiałem gdzieś dobić. Zabezpieczam miejsce
uszkodzenia nieśmiertelną srebrną taśmą. Powinno wytrzymać do następnego
przeglądu. Taką mam przynajmniej nadzieję.
Kategoria Inne, Pancerz, Serwis
DPDZ
-
DST
38.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:02
-
VAVG
18.69km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+8. Wysokie chmury spomiędzy których przebija się słoneczko. Chyba lekki podmuch. Ruszam 6:08. Odważyłem się na krótkie spodenki. Lewe kolano nie protestuje ale nie jest za rewelacyjnie. Punkty pośrednie pozaliczane w dobrym czasie. Na miejscu z zapasem 5 min. Trochę wychłodzone nogi ale pocieszam się tym, że po południu powinno być pod +20 i powrót będzie przyjemniejszy. W miarę spokojny dojazd do pracy. Wydawało mi się, że dziś jakby nieco większy ruch na drogach.
Po pracy warunki już bardzo przyjemne. Bez jakiegoś ostrego słońca ale na tyle ciepło, że da się bez problemu jechać w zestawie "na krótko". Dziś bez gięcia przez Mec, Środulę, Stary Będzin, Zamkowe, Grodziec i Wojkowice. Tempo niezbyt spieszne. W domu zostawiam plecak i po chwili przerwy z sakwami robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Czas
01:46
-
VAVG
20.38km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś również termometr pokazał +5 ale po starcie okazuje się, że to takie cieplejsze +5. Słoneczko zaczyna się przebijać przez wysokie chmury. Minimalny podmuch. Start 6:11. Kręci się dobrze. Punkty kontrolne pozaliczane odrobinę później ale jeszcze w granicach przyzwoitości. Na miejscu z zapasem 1 min. i przy ładnie już operującym słoneczku. Nieco się podgotowałem. Jeśli prognozy się sprawdzą, to kurtka pojedzie w plecaku. Bardzo na to liczę bo już czas najwyższy, żeby zaczęło się robić konkretne lato.
Na wyjściu z pracy jakieś niezbyt gęste kropelki. Nad Firmą wisi ołowiana chmurka. Rozglądam się w którą stronę jest jasno i ruszam do Dąbrowy Górniczej. Przez Mortimer i Reden jadę pod molo na Pogorii 3. Kropelki tracą się gdzieś przed centrum Zagórza. Na bieżni jeszcze pustawo. Ciągnę nią swoim tempem do Świątyni Grillowania i skręcam na dzikie przejście na Pogorię 4. A tu niespodzianka. Pomiędzy torami usypana mała skarpa. Chyba było jakieś porządkowanie torowiska i to co ludzie roznieśli częściowo na tory zostało uprzątnięte i usypane między sąsiadującymi torowiskami. Trzeba się jakieś 0,5-0,75m wspiąć ale nie stanowi to większego problemu. Podejrzewam, że jak tylko zacznie się intensywny ruch w tym punkcie, to znowu zostanie ta skarpa rozdeptana. A wystarczyłoby zrobić tu normalne wypłytowane przejście pieszo-rowerowe. Coś jak na "Zieloną". Skoro ludzie tu chodzą tzn., że im tu pasuje i zamiast z tym walczyć lepiej ułatwić. Było by poza tym bezpieczniej. Cykam foto i jadę dalej. Przez Preczów i Sarnów do domu. Na skrzyżowaniu przed światłami od strony Łagiszy nadjeżdża jakiś "pro" ubrany na zielono. Prawie się zjeżdżamy na światłach. On rusza, kiedy robi się zielone a ja przelatuję za 3 samochodami. Oglądał się za siebie jakby się spodziewał, że będę mu na ogonie siedział. Ale mi się dziś nie chciało ścigać. Poza tym on na większych kołach i gładszych oponach to by mi raz dwa uciekł albo przynajmniej porządnie zmęczył. A już w pracy zużyłem się dostatecznie. Do podjazdu pod gimnazjum mam go w zasięgu wzroku. Podjazd zrobił chyba na stojąco. Jak wyjeżdżam na górkę to go już nie widać. Ja dalej spokojnie do celu. Przyjemnie się kręciło. Kurtka w plecaku. Trochę słoneczka ogrzewało ładnie nogi. Przyjechałem o wiele mniej zmachany niż wczoraj.
Kategoria Praca