Wrzesień, 2016
Dystans całkowity: | 1336.00 km (w terenie 319.00 km; 23.88%) |
Czas w ruchu: | 71:13 |
Średnia prędkość: | 18.76 km/h |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 49.48 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Dojazd i (dez)integracja
-
DST
102.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
05:21
-
VAVG
19.07km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
W piątek wziąłem urlop by spokojnie dojechać do Ustronia razem z Michałem i Przemkiem na weekend w górach. Spotykamy się pod fontanną przy PTTK-u o 12:00 i od razu ruszamy w drogę bo nikt się nie zapowiadał, że chce jechać z nami. Kręcimy trasę przez Tychy, Goczałkowice i Skoczów. Trochę nam trasę pokrzyżowały przebudowy torów, które wiązały się z przekopaniem kilku leśnych duktów głębokimi rowami w miejscach, gdzie były wcześniej wygodne przejazdy. Było całkiem sporo terenu włącznie z eksploracjami o różnym stopniu sukcesu. Pogoda dopisywała cały dzień. Było cieplutko, słonecznie. Cały dzień jazdy "na krótko". Dotaczamy się do Ustronia w całkiem niezłym czasie. Jesteśmy w centrum kilka minut po 17:00. Jedziemy się zakwaterować, potem na zakupy i potem zaczęła się (dez)integracja.
Link do pełnej galerii
Tu był fajny przejazd przez tory. Teraz jest głęboki rów :-(
W Goczałkowicach pierwszy dobry widok na góry :-)
Ścieżka wzdłuż Wisły. Trochę nudna trasa ale przynajmniej prosta i szybka do celu.
Kategoria Kilkudniowe
DPD
-
DST
37.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
01:44
-
VAVG
21.35km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie do końca dowierzałem prognozom ICM-u ale jednak się sprawdziły i rano było przyjemnie ciepło. Był też dywan wysokich chmur, które sprawiły, że ciemności i szarówka utrzymywały się dłużej. Jadę w krótkich spodenkach i lekkiej bluzie z długim rękawem i nawet trochę się podgotowałem na finiszu. Ruszam o 6:12. Kręcę równo ale bez ciśnienia. Czasy na punktach kontrolnych niezłe. Przy DorJan-ie jestem o 6:46 więc jeszcze nieco z tempa odpuszczam. Ostatecznie na mecie ląduję z zapasem 5 min. Bardzo przyjemny dojazd do pracy.
Powrót w bardzo przyjemnych warunkach termicznych "na krótko". Słoneczko ładnie podawało. Nawet w cieniu było komfortowo. Wracam niespiesznie przez Mortimer, Reden i Zieloną gdzie wbijam na czarny szlak do Łagiszy. Ciągnę nim aż do lasku obok Urzędu Gminy w Psarach i tam przerzucam się na teren do Strzyżowic. Potem już prosta do domu. Trochę korciło zagiąć ale dałem sobie ostatecznie na luz. Jutro jedziemy do Ustronia więc będzie czas się wyszaleć.
Kategoria Praca
DPDZD
-
DST
38.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
19.83km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomimo powtórzenia kolejności procedury przedstartowej z wczoraj wyjeżdżam jednak minimalnie później - 6:09. Na dworze nie dość, że już ciemno, to jeszcze do tego mgły i to dość gęste. Robię stopa przy pobliskiej piekarni. Zajmuje mi to 3 min. a GPS dolicza po utracie sygnału około 1km, co na finiszu dostrzegam sprawdzając przejechany dystans. Na dobre ruszam w drogę o 6:12. Jedzie się nawet nieźle pomimo mgieł i konieczności ciągłego przecierania okularów. Czasy na punktach pośrednich są umiarkowanie dobre z tendencją do zbliżania się do granic bezpieczeństwa. Ostatecznie przy DorJan-ie jestem 6:49 czyli szału nie ma ale zdążę na czas. Na finiszu jestem z zapasem niecałej minuty. Po drodze trochę irytowali mnie "kierownicy", którzy przy tak kiepskiej widoczności jechali tylko na nędznych ledach z przodu i zupełnie nieoświetleni z tyłu. Tym by się rozmowa edukacyjna z policjantem przydała.
Powrót pod wysokimi chmurami, między którymi usiłowało przebić się słoneczko. Temperatura neutralna. Do tego wiatr z południowego zachodu. Dość zauważalny. Wracam przez Mec, Środulę, Stary Będzin, nerkę, Zamkowe, Grodziec i Wojkowice. W domu chwila przerwy na drzemkę i potem standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Na powrocie z zaopatrzeniem wyprzedziła mnie króliczka. Ładnie, równo jechała ale potem ona w lewo, ja w prawo i tyle z pogoni było. W ogóle w czasie jazdy całkiem przyjemnie ale dzień ogólnie jakiś taki ciężki. Chyba organizm zaczyna reagować na jesienną zmianę natężenia światła i temperatury.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
38.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
19.83km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poprzestawiałem kolejność czynności przedstartowych i zwalczyłem grawitację poduszki uzyskując dzięki temu bardo dobry czas startu. Na jezdni jestem już o 6:01. Zahaczam o pobliską piekarnię i ruszam niespiesznie w drogę. Jest chłodno ale nie jakoś tak tragicznie. Niebo z wysokimi, niegroźnymi chmurami, chyba lekko podwiewa. Kręcę bez ciśnienia bo rezerwa czasowa jest ogromna. Punkty kontrolne zaliczam w rewelacyjnym czasie. Na miejscu jestem z zapasem 10 min. Bardzo przyjemny dojazd do pracy. Pasuje mi ten brak presji czasu.
Powrót w ładnym słoneczku. Przyjemnie. W cieniu jednak już nie. Ale i tak się fajnie kręciło. Wracam przez Mec, Środulę i Stary Będzin. Na ścieżce małobądzkiej spotykam Mariusza jadącego do domu dokładnie w przeciwną stronę. Pogaduchy. Dość długie. Kończymy jak na pobliskim budynku zaczyna wyć alarm. Kręcę dalej przez nerkę na Zamkowe i stamtąd na ścieżkę do Grodźca. Po drodze robię wjazd na Dorotkę ale nie pod sam kościół na szczycie tylko ścieżką dookoła by zrobić foto budowy centrum logistycznego Lidl-a przy "86", które rośnie wręcz w oczach. Potem zjeżdżam do Grodźca aż pod Biedronkę i wbijam na ścieżkę w stronę Wojkowic. Tak się czasem zastanawiam czy kiedyś te porozrzucane odcinki połączą się w jeden ciąg rowerowy... Na razie trzeba wiedzieć jak się z jednego na drugi przemieścić. Kręcę do wojkowickiego Orlenu i odbijam w teren na prostą do domu. Powrót przyjemny i spokojny. Żeby tak jeszcze z 5 stopni na plus więcej było to pogoda byłaby idealna jak na tą porę roku.
Kategoria Praca
DP PTTK ND
-
DST
41.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:49
-
VAVG
22.57km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranne grzebanie wciąż idzie mi ciężko co skutkuje startem dość późnym - 6:17. Niebo bezchmurne. Jedynie na wschodzi widzę pióropusz dymu z Huty Katowice i drugi, pary z chłodni elektrowni w Łagiszy. Na wstawaniu tak ciemno, że widać ładnie Oriona i rąbek Księżyca. Na starcie już dość widno. Temperatura nieco wyższa niż w czwartek i piątek ale jednak chłodno. Jadę ubrany "na długo", w rękawiczkach i czapce. I wcale nie było mi jakoś gorąco. Zapas na marudzenie mam minimalny więc po drodze bez focenia. Kręcę równo ale jeszcze daleko od maksimum. Punkt kontrolny na Zielonej zaliczam w górnych granicach bezpiecznego czasu przelotu. Przy DorJan-ie jestem o 6:49 więc wbijam na "ścieżkę" rowerową. Za stadionem jest wylot drogi osiedlowej, a za nim wykopana wielka dziura prawie na całą szerokość ciągu pieszo-rowerowego. Ogrodzona siatką więc wpaść raczej trudno ale źle się to objeżdża. Na dodatek obok jeszcze rozłożona rura odprowadzająca wodę. Objeżdżam to trawnikiem i robię głupi manewr próbując na sporej prędkości przejechać po tej plastikowej rurze. Niestety pod zbyt ostrym kątem. Kończy się to tym, że przednie koło ślizga mi się po wilgotnym plastiku i rowerek kładzie się na trawie, a ja z rozpędu wyskakuję do przodu przebiegając kilka kroków by uratować się przed upadkiem. Nieco utemperowany tą wpadką jadę dalej już nieco spokojniej zwłaszcza, że mam jeszcze w zapasie kilka minut. Ostatecznie na mecie jestem o 6:58. Mimo słabej temperatury jednak przyjemny dojazd do pracy. Trochę tylko żal, że już jeżdżenie na krótko chyba przejdzie z kategorii normy do kategorii incydentów.
Z pracy wyjeżdżam nieco później i kręcę bez większego gięcia i naginania do siedziby PTTK w Sosnowcu na spotkanie Cyklozy. Na miejscu są już Prezes i Paweł. Wkrótce potem zjawiają się kolejni klubowicze i kiedy są już wszyscy, którzy się zapowiedzieli zaczynamy obrady. Na pierwszy ogień idą ustalenia co do najbliższych wyjazdów. Potem propozycje na rok przyszły. W międzyczasie cieszę oko nowym rowerkiem Krzyśka, do którego przymierzał się już przed Krasnobrodem ale nie wyrobił się z zakupem. Widać, że właściciel ma z niego radochę. Pewnie niedługo będę miał okazję zobaczyć go w akcji. Potem jeszcze sprawa nieco cieplejszych strojów klubowych i innych gadżetów z logo Cyklozy. Czas szybko leci i robi się zarówno ciemno jak i chłodno. Około 19:00 kończymy posiedzenie i stopniowo się rozchodzimy. Solo kręcę przez Milowice, Czeladź i Wojkowice do domu. Nawet przyjemnie się jedzie. Jedynie odcinki pokonywane przy czołówce niezbyt komfortowe. Na miejscu jestem ciut przed 20:00.
Kategoria Praca
Smutna Góra
-
DST
102.00km
-
Teren
35.00km
-
Czas
05:53
-
VAVG
17.34km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wykonanie tej niedzieli było pomysłem Michała. Miało być delikatnie, regeneracyjnie, rozruchowo. Cóż, raczej nie piszę się na ostry rozruch :-) Ale dzionek bardzo udany. Zaczynam startem o 9:13. Zahaczam po drodze o piekarnię i potem żwawo kręcę na miejsce zbiórki pod fontanną. Tam czekają już Michał i Przemek. Wkrótce potem zjawia się Mariusz z Oskarem, nieoczekiwany Domino i na koniec spóźniony Prezes. 10:15. Nie spodziewamy się nikogo więcej więc ruszamy. Prowadzi Michał.
Kierujemy się do Mysłowic korzystając gdzie się da z terenu i bocznych dróżek. Bez większych problemów docieramy nad zbiornik Dziećkowice. Leśną drogą jedziemy wzdłuż jeziora w stronę Smutnej Góry. Nim tam jednak docieramy do celu na dłuższą chwilę parkujemy w Pizzerii robiąc sobie postój karmieniowo-pojeniowy. Tam mija coś około godziny na wesołych pogaduchach.
Wjazd na Suchą Górę nie zajmuje nam zbyt wiele czasu bo to niecałe 300m nad poziomem morza. Robimy pamiątkowe foto i zaczynamy zjazd w stronę drugiego brzegu zbiornika. Leśną drogą między brzegiem jeziora i Przemszy kierujemy się do Jaworzna na czarny szlak rowerowy. Nimże docieramy w okolice Trójkąta Trzech Cesarzy gdzie przerzucamy się na czerwony szlak do Milowic.
Po drodze Prezes wymyśla nam małą eksplorację. Udaje się tak połowicznie. Tzn. docieramy na powrót do szlaku ale ścieżka okazuje się raczej średnio przejezdna dla rowerów.
Czerwony szlak wykorzystujemy aż do Stawików. Gdzie ostatecznie się rozjeżdżamy. Prezes stwierdza też u siebie kapcia na tyle. Robimy z Dominem zwyczajowe szydzenie i Domino też zwija się w drogę. Ja zostaję z Marcinem i czekam aż się załata. Potem kręcimy przez Środulę do Decathlonu. Ja pilnuję rowerków a Marcin idzie kupić nowy laciek i potem robi szybką wymianę. Powoli rodzi się pomysł dogięcia dystansu do setki.
Turlamy się sprawnie do Będzina. Korzystając z kilku bocznych ścieżek przerzucamy się na kierunek do Łagiszy. Tu znów trochę marudzenia. Marcin musi zneutralizować deficyt energetyczny i w tym celu zajeżdżamy pod łagiską Biedronkę. Ja pilnuję rowerków, Marcin robi zakupy a potem konsumuje. Zagięcie do setki krystalizuje się w konkretny plan, który realizujemy od razu.
Przez Sarnów jedziemy do Psar i odbijamy do Malinowic. Trzymając się asfaltów dojeżdżamy do Dąbia i tu skręcamy na Górę Siewierską. Mamy do przewalczenia dłuższy ale niezbyt stromy podjazd. Przez chwilę myślałem nad tym by podjechać na górkę paralotniarską i podziwiać zachód słońca ale czasu było mało a do tego zrobiło się już zauważalnie chłodniej. Zjeżdżamy pod mój kwadrat gdzie żegnam się z Marcinem. Jemu też uda się dogiąć do 100km. Jakąś godzinę później melduje wykonanie zadania :-)
Trochę się dziś kręcenie przeciągnęło bo miałem nadzieję wrócić około 16:00 do domu ale w sumie fajnie wyszło i niedzielę udało się wykorzystać do maksimum. Pomimo porannego chłodu dzień okazał się całkiem przyjemny i dość ciepły. Najważniejsze zaś, że spędzony z super ekipą na wesołym kręceniu.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
Senioriada
-
DST
58.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
03:37
-
VAVG
16.04km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plany na dziś były zupełnie inne ale się rozsypały i w związku z tym był
czas by wziąć udział w klubowym zabezpieczaniu tegorocznej
sosnowieckiej Senioriady w zakresie przejazdu rowerowego.
Zaczynam
dojazdem na miejsce zbiórki czyli do parku sieleckiego. Ruszam nieco
później niż planowałem - 9:15. Udaje mi się jednak, pomimo dnia
targowego w Będzinie, dojechać sprawnie i z zapasem na miejsce. Tu już
czekają pierwsze osoby z grupy pieszej i rowerowej. Jest też już kilku
klubowiczów. Do godziny startu obydwie grupy jeszcze się powiększają. Na
początek zagajenie ze strony organizatora dnia dzisiejszego a potem
nasz klubowy kolega, Grzesiek Onyszko, opowiada o historii "pomnika
hydraulików". Potem się rozdzielamy. Piesi idą swoją trasą a my jedziemy
swoją.
Prowadzi Maciek z Pawłem. Ja z Michałem zamykam peleton a
reszta klubowiczów robi za blokujących na przejazdach. Trasa częściowo
ulicami, częściowo szlakami zatacza koło i po około 2 godzinach
spotykamy się z grupą pieszą pod Pałacem Schoena. Tu dłuższa przerwa na
zwiedzanie i potem finisz z dojazdem do miejsca startu w parku
sieleckim.
Kilka osób deklaruje się, że odwiedzą nas na
poniedziałkowym spotkaniu klubowym. Może nawet będą z nami częściej
jeździć. Żegnamy się i z tatą Prezesa i jego bratem jadę na Zagórze.
Dalej solo przez Dąbrowę Górniczą na Zieloną i czarnym szlakiem przez
Łagiszę dokręcam do mojej wioski. Po drodze jeszcze tylko postój na małe
zakupy we wsiowym Lewiatanie i kończę jazdę na dziś.
Jutro jeżdżenia bardziej kameralne pomysłu Michała.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
DPD
-
DST
38.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
21.11km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Udaje mi się dziś nieco przyspieszyć start ale jeszcze nie jest idealnie. Ruszam o 6:15. Sucho, bezchmurnie, bezwietrznie i zimno. Para bucha z ust przy każdym oddechu. Na polach mgiełki. Jadę bez większego ciśnienia ale ze świadomością, że nie ma czasu na marudzenie i postoje. Zresztą nie bardzo są powody do postojów bo jest grubo przed wschodem słońca i warunki do focenia są słabe. Punkty kontrolne zaliczam w górnych granicach bezpiecznego czasu przelotu. Na DorJan-ie jestem o 6:50. Na mecie ostatecznie z zapasem 2 min. Sama jazda sprawia frajdę ale już warunki nie. Nogi mówią, że w takiej temperaturze nie da się podawać tak jak należy. Na początku też strasznie po uszach było mi zimno. Dopiero po około 4km zaczęły pracować jak radiatory odprowadzając nadmiar ciepła i przestały dawać się we znaki. Niestety chyba niedługo w regularne użycie trzeba będzie wdrożyć czapeczkę :-/
W ciągu dnia ładnie świeciło słoneczko i nawet było omalże ciepło. Jednak nim wyszedłem niebo zaciągnęło się dywanem wysokich chmur i zrobiło się tak nijako. Powrót rozpoczynam kawałkiem terenowym przez lasek zagórski. Potem zwykły odcinek w stronę mostu ucieczki porzucając ten kierunek nieco wcześniej. Przejeżdżam przez przejazd kolejowy niedaleko Lidl-a. Tu jakiś nierozgarnięty "kierownik" zajeżdża mi drogę mimo tego, że sygnalizuję skręt w lewo, gdzie prowadzi droga z pierwszeństwem przejazdu. Chyba jednak wyczułem przeciwnika bo mimo wszystko byłem w gotowości użyć klamek i do tego też zostałem zmuszony by nie zostać trafionym. Kręcę dalej już spokojnie w stronę oczyszczalni ścieków i w teren wzdłuż torów na Ksawerę. Potem kawałek asfaltem by wbić na ścieżkę na wale Czarnej Przemszy. Porzucam ją przed targiem jadąc między domki jednorodzinne i lawiruję by obrać kierunek na Grodziec. Ścieżką podciągam się za browar i dalej aż pod kościół by zrobić zjazd do Biedronki. Stamtąd już standardowa droga ścieżką do Orlenu i potem terenowo-asfaltowa prosta do domu. Przyjemnie się jechało choć czasem gdzieś po plecach powiało chłodem. Jakoś nie mogę się ciągle przyzwyczaić do tej dość nagłej zmiany pogody :-/ Dołuje konieczność owijania się taką ilością ciuchów. Bardzo to niekomfortowe.
Kategoria Praca
SOD
-
DST
22.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
01:28
-
VAVG
15.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dnia poprzedniego okazało się, że muszę zażądać urlopu na dziś i w związku z tym nie było dojazdu do pracy. Po południu miałem jednak odebrać z serwisu Błękitnego. Transportuję się zbiorkomem do Będzina i przed 17:00 odbieram rowerek.
Zrobiony tylny hamulec, który był padł na Roztoczu, a i już i wcześniej niedomagał. Zaplecione na nowo całe tylne koło na grubszych szprychach. Wymieniony pancerz od przedniej przerzutki na odcinku od manetki. Do tego zwyczajowe regulacje. Oczywiście trzeba rowerek ciut objechać.
Kręcę na początek przez Syberkę pod M1 i dalej do Czeladzi. Stamtąd standardową drogą w stronę wojkowickiego Orlenu jednak po drodze wpadam na pomysł by zahaczyć o Rogoźnik więc w locie modyfikuję trasę i jadę w stronę dawnej KWK "Jowisz". Na tamtejszym polu paintball-owym słyszę odgłosy walki. Chyba jakaś ekipa ASG. Ja dalej prosto w ślepą uliczkę i kawałkiem terenu przebijam się pod Orbitalną gdzie obieram kierunek do Rogoźnika. Za kościołem skręcam do Strzyżowic.
Po drodze cieszę oko barwami zachodzącego słońca i wpadam na pomysł by wdrapać się na górkę paralotniarską w Górze Siewierskiej więc jeszcze raz modyfikuję trasę. Terenem wbijam się pod cmentarz w Strzyżowicach i dalej obok wapiennika kieruję się do celu. Niestety nie udaje mi się zdążyć na sam zachód. Mam jedynie okazję podziwiać chmury pokolorowane zaszłym już słońcem. Ale i tak widok ładny. Trochę focę ale w sumie nie ma nic spektakularnego.
Ruszam w drogę powrotną do domu. Ostatnie 3km to sam zjazd. Zmarzłem na nim dość mocno choć prędkość tylko nieco przekraczała 40km/h. Po prostu tak spadła temperatura jak słoneczko się schowało. A i kiedy świeciło też upałów nie było. Ogólnie dzień pogodny ale chłodny.
Kategoria Hamulec, Inne, Koło, Pancerz, Serwis, Szprycha
DPD
-
DST
39.00km
-
Czas
01:53
-
VAVG
20.71km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
I powtórka z wczoraj jeśli chodzi o godzinę startu. Dziś obsuwa spowodowana smarowaniem Rzeźnika i przebierankami z okazji opadu, który, miałem nadzieję, nie pojawi się mimo zapowiedzi ICM-u. Nie walczę o czas bo pośpiech przy dzisiejszych warunkach na drodze może się źle skończyć. Generalnie deszczyk nie jest specjalnie groźny, coś ledwo ponad mżawkę, niemniej jednak namacza okolicę i gromadzi się w koleinach. Czasy pośrednie mam zbliżone do wczorajszych. Tyle dobrze, że jakby mniejszy ruch na drogach i do celu docieram bez ekscesów. Na miejscu jestem ze stratą 5 minut i pewną ilością wody w butach. W sumie jednak przyjemny dojazd. W pracy co niektórzy wykazują oznaki niedowierzania, że przy takiej pogodzie chce się jeździć. Cóż... cykloza to nielekkie schorzenie...
Po pracy zrobiło się wizualnie nawet przyjemnie: trochę słoneczka momentami przesłanianego przez chmurki, sucho. Niestety termicznie było słabo. Wiał raczej chłodny wiatr. Powrót robię niespieszny z lekkim zagięciem. Początek to standardowa droga do Będzina przez Mec i Środulę. Potem również standardowo do Grodźca przez Zamkowe. W Grodźcu zaczynam wygięcie zjeżdżając do Biedronki i dalej ścieżką do Wojkowic. Wspinam się pod kościół i skręcam w stronę Strzyżowic pokonując podjazdy na odcinku do "913" i potem jeszcze jeden na ul. Belną. Stamtąd zjazd do piekarni po mały bonus i powrót do domu. Przyjemnie się jechało. Trochę szkoda, że nie było tak z 5 stopni cieplej. Ale i tak jest poprawa w stosunku do warunków porannych.
Kategoria Praca