limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:1686.00 km (w terenie 271.00 km; 16.07%)
Czas w ruchu:89:29
Średnia prędkość:18.84 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:62.44 km i 3h 18m
Więcej statystyk

DPD

Środa, 31 lipca 2013 | dodano: 31.07.2013

Rano rześko ale ile w liczbach to nie wiem, bo nie sprawdzałem. Wyjechane dużo za późno i nieco trzeba mi było naginać by spóźnienie było w granicach przyzwoitości ;-)
Poza tym bez sensacji. Podobno dziś w okolicy dzień rowerowy :-]

Po pracy prosto do domu. Co prawda była opcja pokręcenia się w okolicy Nikiszowca w Towarzystwie Edyty, Domina, Jagiryby i kilku innych znajomych ale zdecydowałem się odmówić sobie i odespać w końcu weekendowe szaleństwa. W związku z tym bez większego zaginania przez Dąbrowę Górniczą, wzdłuż Pogorii 3 od strony Łęknic na Pogorię 4 i dalej przez Preczów i Sarnów do domu.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 44.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 30 lipca 2013 | dodano: 30.07.2013

Nie zerkałem ile na termometrze ale ICM zeznawał, że ma być przynajmniej +20 i odczuwalnie spokojnie tyle mogło być. A może i więcej. Zapowiadali też chmury. I też były. Niektóre nawet widowiskowe. Zastanawiałem się, czy uda się na sucho dojechać bo tak prognoza obiecywała ale widok za oknem jakoś nie przekonywał.
Ruszam na krawędzi okna startowego. Wiatr miał być w plecy ale czasem miałem wrażenie, że wieje prosto w gębę. Czyżbym tak szybko jechał? ;-)
W okolicach Będzina zaczęła się mżaweczka i do końca jazdy już nie chciała ustać. Wręcz nawet powoli się rozkręcała.
Niedawne upały musiały trochę zmęczyć społeczeństwo bo naród na drogach nieco rozkojarzony dziś.
Noibasta też chyba dziś miał start spóźniony ;-)

Po pracy wyglądało, jakby zaraz miała się zwalić na ziemię cała chmura. Wiało też, jakby się ktoś powiesił. Mimo tego ruszam wertepkami do Dąbrowy Górniczej. Dalej pod molo na Pogorii 3, przeskok na P4 i dalej do Kuźnicy Piaskowej. Stamtąd przez Dąbie-Chrobakowe i Malinowice do domu z zawinięciem przez wertepki obok osiedla w Malinowicach. Rzeźbienie pod wiatr sprawiło, że tempo spacerowe. Na Pogoriach zadziwiająco mało ludzi.


Kategoria Praca

DP - wrócił Garmin :-) DZ

Poniedziałek, 29 lipca 2013 | dodano: 29.07.2013

Nie sprawdziłem przed startem ile dziś termometr pokazywał. Prognoza obiecywała +20 stopni. Odczuwalnie było chyba nawet więcej. Wyjechałem mocno spóźniony i może udałoby mi się dojechać o czasie gdyby nie zator w sklepie, gdzie robiłem upgrade śniadania.
Po weekendowych harcach dziś nie miałem natchnienia do szarpania się w czasie jazdy i dlatego też bardzo nie zdziwił mnie fakt, że na zjeździe z Lenartowicza nie udało się dobić do 50 km/h.
Dziś planuję leniwy dzień. Powrót spacerowy i wybyczenie z odespaniem.

Plan ze spacerowym tempem i odespaniem tak średnio wypalił. Za to w trakcie pracy dociera do mnie mój GPS. Może tak nie do końca. Ten poprzedni to był eTrex Legend HCx. Ten co przyjechał to eTrex Vista HCx. Pierwszą różnicę (poza kolorem obudowy) jaką zauważyłem to opcja mierzenia ciśnienia atmosferycznego. Muszę się nad tym pochylić i sprawdzić o co chodzi.
Powrót przez Dąbrowę Górniczą z hakiem koło bankomatu, potem objazd Pogorii 3 od strony Łęknic. Zagięcie na Piekło i wzdłuż Pogorii 4 do Preczowa i dalej przez Sarnów do domu. Lampa. Wczoraj w grupie w podobnych warunkach jechało mi się o niebo lepiej. Chyba zmęczenie wyłazi. W domu zabawa z wgrywaniem mapy do GPS-a. Po 21:00, jak już się zrobiło chłodniej, małe kółeczko do wsiowego Lewiatana.


Kategoria Praca

Bydlin-Morsko i do domu

  • DST 96.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 08:00
  • VAVG 12.00km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 lipca 2013 | dodano: 28.07.2013
Uczestnicy

Start dziś nieco wcześniej ale wiele to nie daje, jeśli chodzi o tempo. Warunki terminczne jak dnia poprzedniego a do tego niektórym doskwierają jeszcze wydarzenia integracyjne ostatniej nocy. Szybko też zostaje namierzony otwarty sklep spożywczy gdzie następuję intensywne uzupełnianie cieczy wszelakich. Nim jednak do tego doszło zdążyliśmy podjechać pod ruiny zamku w Bydlinie.
Wracamy w granice naszego województwa i wspinamy się na zamek w Smoleniu, a właściwie do jego ruin.
Szlakami i asfaltami kierujemy się w następnej kolejności do zamku w Pilicy. Prace stoją, wszystko się sypie a gdzieś tam po sądach przewalają się papierami czyje to właściwie jest. Może uda im się to ustalić nim budowla rozsypie się do imentu.
Potem następuje intensywny kawałek asfaltowy do Podzamcza :-) Co niektórzy cisną ile wlezie. Czekamy z Pawłem na resztę ładnych kilka minut. Pod zamkiem uruchomione zostaje dłuższe byczenie w cieniu. Niektórzy decydują się też na obiadek w Karczmie Jurajskiej. Domino, Pan_P i ja twardo chowamy się w cieniu zamku co jakiś czas przenosząc się wyżej w miarę ruchu słońca. Jedyne co nas irytuje, to głos spikera który prowadził festyn na temat bezpieczeństwa w górach. Strasznie dużo i głośno gadał. Irytujące.
Upał przejść nie chce więc ruszamy. I zaczynają się schody. A właściwe żywy piasek szlaku czerwonego konnego. Sporo trzeba deptać z buta bo koła zapadają się po szprychy.
Dobijamy w końcu (częściowo wertepami, częściowo asfaltami) do zamku w Morsku.
Do tego miejsca zdążyły nas już opuścić 4 osoby. Jeszcze w Bydlinie 3 naszych towarzyszy ruszyło prosto do domu.
Potem Marek odbił do Zawiercia. Ocenił, że jego zapas sił jest zbyt skromny by jeszcze walczyć dalej. Trochę szkoda ale szacunek, że potrafił się przyznać, że nie daje rady i prawidłowo oszacować siły. Niektórzy zaciskają zęby i gną aż przegną. Umieć się wycofać przed momentem przeforsowania też trzeba umieć. Inna sprawa, że pogoda stawiała wysoko poprzeczkę.
W Morsku zasiadamy znów do uzupełniania cieczy czekając aż zrobi się 17:00 i upał nieco zelżeje. Tutaj też opuszcza nas kolejna trójka. W 6 jedziemy dalej. Rezygnujemy ze szlaku Orlich Gniazd i decydujemy się wracać do domu. Na początek kierujemy się na Myszków i potem dalej do Siewierza. W każdym z tych miast dłuższe postoje głównie pojeniowe. W Siewierzu to jakbyśmy byli już u siebie. Standardową drogą czyli szuterkiem jedziemy na Pogorię 4 i asfalcikiem do najbliższej knajpy wlać jeszcze nieco płynów. Z Domino decydujemy się dodatkowo na zapiekanki. Zaczyna się inwazja komarów i dojadamy wykonując dzikie tańce w próbie ubicia atakujących nas gadzin.
Jedziemy dalej. Obok RZGW żegnam się z chłopakami (Filip pożegnał się już wcześniej bo jeszcze miał kawał do Katowic) i solo jadę przez Preczów i Sarnów do domu. W Sarnowie światła nieczynne. Pewnie coś od gorąca padło.
W sumie wyszedł fajny weekend rowerowy. Co prawda celu nie udało się zrealizować (nie przejechaliśmy całego szlaku) ale biorąc pod uwagę intensywność integracji i dzienne temperatury to i tak uważam, że udało się przejechać niemało :-)
Dzięki wszystkim, którzy wzięli udział w tym rajdzie. Myślę, że podejmiemy kolejną próbę przejechania tego szlaku jeszcze raz w nieco bardziej łaskawych warunkach i Was tam nie zabraknie :-)

Link do pełnej galerii


Pełny skład przed pożegnaniami.


Pod ruinami w Bydlinie już tylko grupa, która dotarła w pobliże Morska.


Potem już tylko zaczynają się objazdy.


Wracamy na teren województwa śląskiego.


I wdrapujemy się na zamek w Smoleniu. Gdyby ta warownia została odrestaurowana to by robiła imponujące wrażenie. Czasem aż szkoda, że zostawia się te budowle w stadium ruin. Wielka szkoda.


Mogiła pomordowanych w czasie II Wojny Światowej Romów.


Pilica.


Tradycyjne miejsce oddechu w Podzamczu. Gdyby tylko ten spiker tak nie nadawał...


Potem trochę "z buta" konnym.


I 6 wspaniałych rusza do domu.


Niedziela zakończona z wynikiem takim sobie ale 3 dni kręcenia w upale zniechęciło mnie do dokrętek.


Kategoria Kilkudniowe

Kraków-Bydlin - opór na jazdę

  • DST 80.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 08:00
  • VAVG 10.00km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 lipca 2013 | dodano: 28.07.2013
Uczestnicy

Dziś w planie około 80 km. Nim jednak start nastąpił musiałem doprowadzić do porządku tylne koło czyli wymiana szprychy. Chwilkę mi to zajmuje ale po serwisie jest ogromna różnica na plus.
Potem już ruszamy w stronę Wawelu i Rynku. Pogoda robi się wymagająca temperaturowo, tzn. mnie pasuje ale widać, że niektórym słoneczko daje do wiwatu.
Dalej jedziemy czerwonym szlakiem. Trochę asfaltu, trochę terenu. Czasem się gdzieś rozjeżdżamy ale w sumie wszystko idzie do przodu. Na jednym z postojów pojeniowych Domino stwierdza u siebie kapcia. Ogląd opony ujawnia odłamek szkła. Wymiana przebiega sprawnie i ekipa rusza dalej. Kolejny punkt pośredni to zamek Korzkiew. Teren robi się zróżnicowany. Zjazdy, podjazdy, piachy, kamienie jednym słowem: wyrypa. Tradycyjnie tworzą się dwie grupy: wyrywna i reszta. Przeskakuję raz do jednej, raz do drugiej a czasem solo między nimi lub przed nimi pomykam. Tak, żeby jakaś akcja ciągle się działa, żeby droga nudna nie była i czasem, żeby foto ustrzelić.
Po drodze walczymy nieco na gruntowych droga Ojcowskiego Parku Narodowego.
Mijamy kolejne zamki ze szlaku Orlich Gniazd. Postoje na foto i pojenie mnożą się tego dnia dość intensywnie. Pogoda wręcz zachęca do leniwego tempa, czemu zrywami stawiamy opór, by jednak w końcu się poddawać ;-)
Po drodze dłuższa przerwa na obiadek i potem dalej przez Olkusz do Bydlina, gdzie kwaterujemy.
Dystans nie był jakiś specjalnie ambitny i przy 5 stopniach mniej dałoby się go o wiele szybciej zrobić. Jednak ciepełko bardzo rozleniwiało i jak już się postój uczynił, to ciężko było się z niego zebrać. Potem jeszcze długo w noc wydarzenia integracyjne ;-)

Link do pełnej galerii


Przedstartowe foto. Towarzystwo nieco "zmęczone".


Ale jedzie twardo.




Domino ogłasza sukces w sprawie wymiany kapcia ;-)


Przy Zamku Korzkiew dłuższy odpoczynek.


Bywało też trochę terenowo. Pokrzywy na tej Jurze jakieś takie zjadliwe strasznie. Jak się zdarzyło ręką albo nogą przejechać po chaszczach porastających pobocza, to potem dość długo we znaki dawało się nieprzyjemne mrowienie :-/


A chwilę potem obiadek :-)


Dobrze jest przeczekać upał w zacienionym miejscu z czymś zimnym do popijania :-)


Potem przemykamy przez Olkusz i focimy się na tle zamku w Rabsztynie. Z daleka.


I z bliska.


W końcu docieramy na kwaterę w Bydlinie, gdzie jeszcze dość długo potem trwa integracja.


Kategoria Kilkudniowe

DP Krakow

  • DST 100.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:45
  • VAVG 17.39km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 lipca 2013 | dodano: 26.07.2013

Na starcie było coś koło +13 ale odczuwalnie sporo więcej. Jechało się nawet całkiem całkiem. Wyjechane z opóźnienie i takoż dojechane. Trochę ciążyły dziś sakwy bo po pracy od razu na miejsce zbiórki pod fontanną i ruszamy do Krakowa. A przez weekend traska z Krakowa do Częstochowy i jak będzie jeszcze dość czasu to powrót do domu :-)

Po pracy czesciowo wertepkami pod fontanne na zbiorke grupy jadacej dzis do Krakowa. Na miejscu robie oglad tylnego kola i okazuje sie, ze do wymiany jest opona. Rundka do plastrow miodu i powrot pod fontanne wykonac serwis. Zbieraja sie ludzie, foto przedstartowe i okazuje sie, ze jeszcze trzeba zrobic serwis kapcia.
Wertepkowo-asfaltowym szlakiem docieramy do Trzebini, gdzie na rynku raczymy sie bronkami. Potem wbijamy w Puszcze Dulowska i pedzimy nia do zamku Tenczynek. Tam foto i dalej w strone Minkowa. Po drodze robi sie ciemmo. Terenowo-wertepkowym szlakiem tluczemy sie dalej. Za ciemmosci docieramy w koncu na nocleg (po drodze uczyniwszy zakupy) do fortu. Ale dzien jeszcze sie nie konczy. Poza bronkami jeszcze grill. Kiedy sie to skonczy, to sie okaze. W kazdym razie jest wesolo :-)

EDIT

Link do pełnej galerii


Przyjeżdżam na Plac Ćwierka, przyglądam się kołu, które mnie całą drogę z pracy wnerwiało i takie coś zauważam. Dobrze, że plastry miodu po drugiej stronie ulicy.


Przedfalstartowe foto.


Pofalstartowy kapeć.


A potem już szarża...


... taka, że aż się kurzyło.


Zakończona przerwą na pojenie na rynku w Trzebini.


Potem Puszcza Dulowska, "kopułki" w Alwerni i wspinaczka asfaltem pod Tenczynek zakończona foto.


Robi się noc i zaczyna jeżdżenie z czołówkami i na czuja.


Zakończone lądowaniem po 22:00 na noclegu w forcie.


W trakcie jazdy znów odzywa się bicie tylnego koła. Inspekcja wykazuje walniętą szprychę.


Dzień przechodzi w głęboką noc a integracja trwa.


Kategoria Praca, Kilkudniowe

DPD + GastroCzwartek - Pizzeria w Grodźcu

  • DST 100.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 25 lipca 2013 | dodano: 25.07.2013

+13 na starcie. Początek standardowy do Będzina. Robię upgrade śniadania i od Ronda Unii Europejskiej odbijam w stronę Dąbrowy Górniczej i jadę na oddział do Gołonoga. Tam trochę schodzi na różnych zadaniach prawie do 10:00. Potem powrót na Zagórze. I tym sposobem uzbierało się prawie 30km.
Pogoda marzenie do jazdy. Miejscami trochę wiaterek kręci ale niech mu będzie. Cała reszta jest bardzo ok :-)

Po pracy na początek wertepkami w stronę Placu Papieskiego do agencji reklamowej zamówić kamizelki z logo klubu. Potem przez Kukułek, Grota-Roweckiego do Czeladzi i dalej przez Wojkowice do domu. Przepakowanie stuff-u z sakwy do plecaka i rundka na do Pogorii 3 na molo. Dziś GastroCzwartek więc ustawka cykliczna pomysłu Domino. Dziś na celowniku pizzeria w Grodźcu. Jednak żeby za prosto nie było to na początek kółeczko na zaostrzenie apetytów. Jedziemy przez Zieloną do Łagiszy. Przejeżdżamy pod trasą Katowice-Częstochowa i wertepkami dojeżdżamy do Psar przy stadionie. Stamtąd przez lasek na wertepki, którymi przedzieramy się na Brzękowice-Wał i dalej do Góry Siewierskiej. Na górce paralotniarzy chwila oddechu i dalej jedziemy wertepkami w stronę cmentarza w Strzyżowicach. Tu wibjamy na asfalt i zjeżdżamy na tamę na Rogoźniku. Stąd już prawie prosto do pizzerii przez Strzyżowice, wertepkami do Wokowic i dalej wertepkami do Grodźca. Objeżdżamy bokiem Paricnę, wyjeżdżamy przy stadionie i wspinamy się do celu.
W pizzerii dłuższa chwila odpoczynku. Wesołe rozmowy w oczekiwaniu na jedzonko. Samo jedzonko smaczne ale porcje zdecydowanie za małe jak na wyjeżdżonych rowerzystów. Jednak nie decyduję się na drugie danie. Może innym razem.
Około 21:00 ruszamy w drogę powrotną. Żegnam się z ustawkowiczam, którzy uderzają w stronę Grodźca i Będzina. Sam jadę do Gródkowa i dalej do Psary. Obok swojego skrzyżowania stwierdzam, że małe zagięcie trasy pozwoli dobić do 100km.
Tak też czynię.
Super dzień na rowerku w wesołym towarzystwie. Dziś zebrała się taka grupa, że wiadomo było, że można pocisnąć i w terenie prędkość była całkiem słuszna nawet na podjazdach :-)
Dzięki wszystkim obecnym. Do następnego razu :-)

Link do pełnej galerii


Chwila oddechu na górce paralotniarzy w Górze Siewierskiej.


Sprawdzamy, czy w Rogoźniku jest jeszcze woda ;-)


Dziebko przedzierania się przez krzory w Grodźcu.


Talerze zostały szybko pozamiatane :-)


Takie tam... przejazd kolejowy w Gródkowie.


Zeznanie licznika co do osiągów z dnia dzisiejszego. Wynik poprawny bo zmieniłem parametr konfiguracyjny dotyczący obwodu koła.


Kategoria Praca

DPD PTTK

  • DST 71.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 21.85km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 lipca 2013 | dodano: 24.07.2013

+11 na starcie. Mocno rześko :-) ale jechało się w sumie całkiem sprawnie. Bez sensacji po drodze.

Po pracy wertepkowo do Dąbrowy Górniczej, na Piekło przez Łęknice wzdłuż Pogorii 3 i potem wzdłuż Pogorii 4 do Preczowa. W Preczowie mijam na asfalcie żabkę, zawracam, wrzucam ją w trawę boby inaczej mokra plama z niej została i potem podganiam do bikera na MTB, który był mnie minął przy tej czynności. Równym, choć niespecjalnie szybkim, tempem podciągam się za nim do Psar. Niestety odbił na Malinowice a mnie tam było nie po drodze więc już solo do domu. Kilka drobiazgów zrobionych i pora jechać do sosnowieckiego PTTK-u na spotkanie przedwyjazdowe. Tym razem przez Wojkowice, Czeladź, Milowice. Jedzie się fajnie ale nieco się spóźniam. Na różnych ustaleniach co do wyjazdu w najbliższy weekend i na Wilkasy oraz innych spraw schodzi do 20:00. Z Marcinem jedziemy potem przez Pogoń do Będzina i rozjeżdżamy się przy targu. Ja uderzam na Grodziec i dalej przez Gródków do mojego wsiowego Lewiatana i do domu. Marcin zawija na Pogorię 3.
Jutro GASTROUSTAWKA :-]


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 50.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 19.74km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 23 lipca 2013 | dodano: 23.07.2013

Na termometrze coś koło +14. Na wyjeździe odniosłem wrażenie, że jest wiaterek mniej więcej z kierunku północny-wschód (pewnie Amiga będzie miał lekką jazdę). Niezbyt ciepły. Start z lekkim opóźnieniem ale jazda szła w miarę sprawnie i udało się dojechać niemal punktualnie. Po drodze różne wykopki. Na Środuli chyba modernizują ciepłociąg.

Po pracy spokojny powrót. Na początek wertepkami do Dąbrowy Górniczej, potem wzdłuż Pogorii 3 od strony Łęknic na Piekło. Asfaltem dookoła Pogorii 4 z odbiciem na Kuźnicę Piaskową. Dalej Dąbie, Goląsza Górna, Góra Siewierska w zakosach. Wjeżdżam na górkę paralotniarzy i chwilę sobie tam kotwiczę robiąc kilka foto i wcinając końcówkę tego co ze śniadania zostało. Potem zjazd z zagięciem przez Strzyżowice by dorzeźbić do 50 km.
Trochę na powrocie przyszło poszarpać się z wiaterkiem ale przynajmniej nie taki chłodny jak rano. I teraz jakby bardziej z zachodu. Pewnie znowu Amiga będzie miał w plecy ;-)


Kategoria Praca

DPDZ

  • DST 39.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 19.18km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 22 lipca 2013 | dodano: 22.07.2013

+16 na starcie. Wyjechane z opóźnieniem i takoż przyjechane. Dzień jakoś opornie się zaczął.

Po pracy na początek na Mec na pocztę wyprawić Garmina do serwisu. Mam cichą nadzieję, że przed Wilkasami wróci. Może. Potem do Dąbrowy Górniczej wyszarpać nieco gotowizny z bankomatu. Dalej przez "dworzec" kolejowy na Zieloną i stamtąd zaczynam rzeźbienie terenowe. Tak mnie jakoś dziś naszło. Na początek wzdłuż torów do Łagiszy, tam przeskakuję pod trasą Katowice-Częstochowa i dalej do Psar. Obok pizzerii "La Strada" do lasku, za ośrodkiem zdrowia skręcam w polną dróżkę i jadę nią do Strzyżowic po drodze odbijając w prawo na równoległą. Potem zjazd do domu. Zrzut balastu i jeszcze kółeczko do wsiowego Lewiatana.
W sumie fajnie się terenem turlało spacerowym tempem i gdyby tego terenu było więcej to bym sobie jeszcze nim pojeździł bo na asfalty jakoś dziś nie miałem ochoty. Ale że nie było terenu więcej, a mnie się nie chciało giąć na siłę, to dystansik zamknął się na niecałej czterdziestce.
Z wyliczeń wychodzi, że licznik nieco zawyża. Rozmiar koła wpisałem na oko i przy każdym wpisie muszę sobie wynik przemnożyć * 0,0353 i to co wyjdzie, odjąć. Wtedy jest prawie idealnie w stosunku do tego co Garmin mierzył.


Kategoria Praca