limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2017

Dystans całkowity:910.00 km (w terenie 105.00 km; 11.54%)
Czas w ruchu:49:47
Średnia prędkość:18.28 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:41.36 km i 2h 15m
Więcej statystyk

OZ

  • DST 38.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 17.95km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 31 października 2017 | dodano: 31.10.2017

Dziś wolne więc mogłem sobie spokojnie poczekać aż temperatura nieco podskoczy i usunie ewentualne miejsca oblodzone. Że było poniżej zera miejscami to widziałem doskonale na przykładzie oszronionych traw na polach. Po 10:00 krótka wizyta u stomatologa a potem już mogłem swobodnie wybyć na 2 koła. Ruszam ciut po 12:00. Słoneczko nawet ładnie się przebija między chmurami i na początku mam wrażenie, że zdecydowanie za grubo się ubrałem. Mimo dość silnego wiatru i niezbyt wysokiej temperatury (momentami wydychane powietrze pozostawiało wyraźny kłębek pary) szybko czuję jak się zaczynam gotować. Ale tak miałem tylko do momentu wjazdu do Góry Siewierskiej. Tam już, na odsłoniętym terenie i przy większej prędkości okazało się, że jednak nie przesadziłem z ciuchami. Przez Brzękowice-Wał staczam się do Goląszy Dolnej i dalej do Dąbia. Kieruję się w stronę Chrobakowego ale ostatecznie zmieniam plan bo wiaterek ładnie pcha. Płaską, prostą lecę do Warężyna i dalej do Kuźnicy Piaskowej gdzie przekraczam "86" w drodze na bieżnię przy Pogorii 4. Niąże kręcę aż do Piekła. Stamtąd przez Łęknice na Zieloną i do Łagiszy. Tu stan licznika wciąż jeszcze mnie nie zadowala i doginam przez Grodziec i Gródków wracając do mojej wioski. Ostatecznie osiągam cel dnia dzisiejszego, czyli wsiowy Lewiatan. Tu dwie sakwy zaopatrzenia i wracam prosto do domu. Takie trochę większe zagięcie po zakupy :-) Po bieżniach dziś ładnie się jechało. Pusto, ledwo kilku rowerzystów spotkałem, może ze dwóch rolkowców i ze 4 spacerowiczów.


Kategoria Inne

DPD

  • DST 36.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 17.01km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 30 października 2017 | dodano: 30.10.2017

Zmiana czasu. Na kij to komu? Może ta władza pozostawi po sobie choć tą jedną sprawę załatwioną sensownie czyli wycofa zmianę czasu i ustali, że zostajemy z letnim czasem. Wstawanie bezproblemowe, procedura przedstartowa też i start w nienajgorszym czasie. Na kołach jestem o 6:07. Wieje i to konkretnie ale już nie tak bardzo jak wczoraj. Za to dalej z kierunku mniej więcej północno-zachodniego czyli w drodze do pracy pomaga. Kręcę trasę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Jedzie się dość spokojnie. Mimo pomagającego wiatru prędkość taka sobie bo z kolei jest nie za ciepło i nie da się pobierać wydajnie utleniacza. Na miejscu jestem ostatecznie z zapasem 2 min. Trochę się zagotowałem bo w ruch poszyły cieplejsze spodnie i polarowa bluza. Wszystko to ze względu na prognozowany spadek temperatury po południu i przewidywane opady śniegu.

Powrót zaczynam przy ładnym słoneczku i pod wiatr głównie z zachodu. Kręcę bez ciśnienia i dzięki temu jedzie się nawet całkiem przyjemnie. Przez Mortimer i Reden skradam się w stronę ronda budowanego na zbiegu ul. Kolejowej i Marii Konopnickiej. Kółko już wyasfaltowane ale roboty jeszcze trwają i przejazdu dla samochodów nie ma. Rowerkiem da się jednak przebić. Kręcę dalej prosto w stronę Zielonej. Tu dopada mnie pierwsza zamieć śnieżna. Na szczęście trochę osłaniają mnie drzewa i do tego mam podmuchy z boku więc jakoś da się jechać. Nim wydostałem się spomiędzy drzew opad ustaje ale i tak jestem cały pokryty biały, mokrym ...wnem. Otrzepuję się i kręcę dalej na czarny szlak do Łagiszy. Gdzieś zza drzew przebija się ładne słoneczko. Nim dojeżdżam do Sarnowa szaleje już kolejna zamieć. Znów grube płatki mokrego śniegu tną po twarzy i oblepiają mnie całego. Jadę chodnikami bo widoczność nędzna a ruch niemały. Na swojej wiosce widzę drugiego dziś rowerzystę. Pierwszego widziałem jeszcze w Dąbrowie przy budowie ronda. Więcej rowerkowców nie stwierdziłem ze 100% pewnością. Na Zielonej widziałem dwóch osobników ubranych na sportowo w jaskrawych ciuchach ale nie rzuciły mi się w oczy rowery bo akurat stali w zagłębieniu terenu. Potem jeszcze na swojej wiosce widziałem w oddali migającą lampkę ale za daleko było by stwierdzić czy to był rowerzysta czy inny powód migania. Na chwilę wstępuję po drodze do piekarni i kiedy wychodzę jest już po zadymce. Spadły śnieg od razu topnieje. By się nie uflejać dalej jadę chodnikami aż do OSP w Psarach. Tam już wracam na asfalt i bez wydziwiania kręcę prosto do domu. Może to masochizm ale mimo wszystko fajnie się jechało powrót. Udało mi się też nie przemoknąć i nie przemarznąć. Momentami jedyni było trochę chłodno po dłoniach jak zgarniałem z siebie to białe ...wno. Jutro wolne więc bez regularnego kręcenia ale w planach mam chociaż zagięcie do wsiowego Lewiatana. Zobaczymy jak wyjdzie bo prognoza na jutro też taka sobie.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 40.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 19.35km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 26 października 2017 | dodano: 26.10.2017

Nici z wczesnego wyjazdu. Na kołach jestem o 6:14. Jest znacznie cieplej niż wczoraj ale za to jezdnie są mokre. Wiatru jakoś nie zauważam. Naszło mnie znów na odmianę i kręcę dojazd przez Będzin. Dzięki temu udaje mi się na miejsce dojechać z zapasem 4 min. Na ul. Lenartowicza od strony skrzyżowania na Mecu zdarty asfalt i pełno maszyn. Wygląda na to, że wreszcie koniec robót i pojawi się w końcu nowy dywan. Dzisiejszy dojazd całkiem przyjemny i sprawny.

Wracam z pracy niezbyt spiesznie i czasem odrobinę wyginając. Na początek przez Mortimer na Reden zahaczyć o ścianę płaczu. Potem do parku Haller i na rondo w centrum żeby przedostać się przez "dworzec kolejowy" w stronę Zielonej. Stamtąd czarnym szlakiem do Łagiszy i grzecznie asfaltem prawie pod dom. Prawie bo zamiast do domu skręcam w stronę Strzyżowic zajechać do stomatologów i zarezerwować wizytę. Zamiast wracać prosto do domu gnę jeszcze przez Strzyżowice i kawałek przez lasek na Wale. Potem już prosto zjazd do domu. Przyjemne, niespieszne i spokojne kręcenie powrotne. Aż trudno mi uwierzyć, że prognozy na jutro wieszczą mokrość :-(


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 17.80km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 25 października 2017 | dodano: 25.10.2017

Nie wyszło mi znów z wcześniejszym startem i na kołach jestem o 6:13. Pierwsze wrażenie jest takie, że temperatura odczuwalna jest znacznie niższa niż wczoraj. Powiedziałbym w okolicach +5. W czasie jazdy jest jednak całkiem przyjemnie. Odnoszę wrażenie, że lekko podwiewa ze wschodu. Dziś wracam na wariant przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą bo w Będzinie dzień targowy i może być mały młynek przed Nerką. Miejscami trafiają się potoki samochodów jednak ogólnie droga spokojna. Na "dworcu kolejowym" w D. G. jestem w momencie kiedy przy peronie parkuje KŚ do Gliwic. Szlabany idą właśnie w górę więc nie ma stania. W Parku Hallera batmany wyprowadzają pieski spacerując po drodze rowerowej. Na miejscu jestem 4 minuty po czasie.

W ciągu dnia nieco popadało ale na wyjściu już tylko świadczyły o tym mokre jezdnie. Trochę jednak zmienia to mój plan powrotu i kręcę przez Mortimer i Reden w stronę Mostu Ucieczki. Stamtąd wzdłuż Pogorii 3 do Preczowa i przez Sarnów do domu. Jakoś nie miałem dziś chęci na objazdy. Droga spokojna. Na P3 pustki. Ledwo kilka osób spotkałem. Termicznie jakby lepiej niż rano ale bez szaleństw.


Kategoria Praca

DPDZD

  • DST 40.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 15.48km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 października 2017 | dodano: 24.10.2017

Dziś pozbierałem się odrobinę sprawniej i na kołach jestem o 6:13. Trochę zmęczyła mnie rutyna dojazdów i dziś zafundowałem sobie małe szaleństwo w postaci zmiany trasy dojazdowej. Co prawda ta też znana i oklepana ale o poranku nie jechana już od bardzo dawna. Kręcę dziś przez Będzin. Spodziewałem się raczej sporego ruchu po drodze ale jedynie na odcinku "913" do świateł na "86" trochę gęsto. Potem tak umiarkowanie aż do Lenartowicza, gdzie przez chwilę też ładny potok pojazdów. Generalnie jednak dojazd bardzo przyjemny i spokojny. Chyba było dość ciepło bo na miejscu stwierdzam, że się lekko podgotowałem. Pogoda, jak na razie, całkiem niezła. Sucho, nieuciążliwe podmuchy wiatru, jak na tą porę roku to raczej niezimno.

Powrót mogę sobie zrobić dziś bez ciśnienia i z lekkim gięciem. Wracam przez centrum Zagórza, Mortimer i Reden. Przy Urzędzie Miejskim w Dąbrowie trafiam na moment kiedy cały Urząd wychodzi z pracy. Ruch jak diabli, ciężko się przecisnąć. Gdyby nie to, że wspomagam się chodnikami, to bym stał i stał. I tak jednak by uniknąć jednego z zacisków jadę inaczej niż planowałem i w efekcie trafiam na bieżnię przy Pogorii 3 w okolicach Łęknic. Objeżdżam do Piekła i wracam bieżnią wzdłuż Pogorii 4. Schodzę z niej na moment w piachy i za kilka chwil później znajduję pierwszego maślaczka. Skoro jest jeden, to jest i szansa na następne. Kręcę się tak zakosami zmierzając w stronę celu. Ostatecznie wynajduję jeszcze kilka grzybków nim kończę ten spacerek. Będzie wkładka do jajecznicy :-) A jakby jutro wpisu nie było tzn., że się jednak pomyliłem :-p Wracam na bieżnię i dociągam nią do Preczowa. Potem już standard przez Sarnów do domu. Tempo od Pogorii 4 spacerowe bo nieco się wychłodziłem i zaczęło mnie gnębić spanie. W domu zostawiam zbiory, plecak i zapinam sakwę do Srebrnego. Robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana i potem zjazd do domu. Upałów już dziś nie było ale jak na koniec października i tak całkiem przyjemnie. Będąc w ruchu nie ma właściwie na co narzekać. Jedynie posiedzieć i pogapić się na widoki nie da się za długo bez konkretnego przyodziewku.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 19.27km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 października 2017 | dodano: 23.10.2017

Usiłowanie wyjechania z zapasem czasu spełzło na niczym. Na kołach jestem o 6:16. Jezdnie odrobinę wilgotne. Wieje nawet dość ciepły wiaterek, niezbyt mocny i wg ICM-u z północy. Kręcę z przeciętnym entuzjazmem z góry zakładając spóźnienie. Potem jeszcze podwyższam limit przewidywanego spóźnienia, kiedy kilka razy po drodze przychodzi mi manewrować na odcinkach pokrytych mokrymi liśćmi. W ciemnościach wolę nie ryzykować i znacznie zwalniam w takich miejscach. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Poza światłami nic mnie dziś nie spowalniało. Na mecie jestem ostatecznie ze stratą 5 minut. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.

Nie wiem czy to z racji tego, że powrót miałem w części pod wiatr, czy faktycznie spadła temperatura ale wrażenie miałem takie, że jest jednak chłodniej niż rano. Na szczęście powrót na sucho więc w sumie warunki były całkiem niezłe. Tempo bez ciśnienia ale też i bez zaginania. Krótko przez Mec, Środulę, Stary Będzin, "ścieżkę rowerową" wzdłuż Małobądzkiej, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Po drodze do Grodźca zamajaczył mi w oddali króliczek ale go nie ścigałem. Raz, że był dość daleko, dwa, że nie miałem jakoś dziś weny do takich harców. Powrót przyjemny i spokojny.


Kategoria Praca

DPDZD

  • DST 38.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 19.16km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 października 2017 | dodano: 20.10.2017

Dziś nieco sprawniejszy rozruch. Trochę na to wpływ miała dość gęsta mgła i wybrany na dojazd rowerek. Wytaczam się o 6:11. Mleko w powietrzu. Co chwila przecieranie okularów. Światło z czołówki niewiele daje. Wręcz bardziej mnie oślepia niż oświetla drogę, ale i tak na kilku odcinkach z niej korzystam bo przynajmniej jadący z przeciwka widzą wcześniej białą plamę i rezygnują z wyprzedzania. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Po drodze tylko dwa krótkie odcinki bez mgły. Jeden na fragmencie "913" biegnącej przez las w Gródkowie i drugi w centrum Dąbrowy Górniczej. Mimo tego jechało się nawet całkiem przyjemnie. Na miejscu byłem chyba ciut po czasie.

Do 13:00 na dworze było raczej mało optymistycznie, głównie mgliście. Potem jednak w końcu słoneczko zdołało ogrzać atmosferę i opary znikły ujawniając bezchmurne niebo. Dzięki temu znów były warunki do powrotu "na krótko". Tym razem rzeźbię przez Mec, Środulę, Stary Będzin, Zamkowe, Grodziec i Wojkowice. Tempo niespieszne. W Grodźcu o mały figiel bym dwa razy w ludzi wjechał. Najpierw jakaś nierozgarnięta babcia bez oglądania się wokoło włazi mi na drogę rowerową. Kawałek dalej starszy facet powtarza ten sam manewr. Z daleka już widzę, że mi wlezie w tor jazdy więc mu krzyknąłem. Ten zamiast się zatrzymać jeszcze bardziej skręcił mi pod koła. Minęliśmy się o centymetry. Najgorsze było to, że nie miałem jak manewrować bo pod kołami gruby dywan liści. Zero sans na hamowanie albo gwałtowny zwód. Potem już reszta drogi spokojna. W domu robię chwilę przerwy i godzinę później wytaczam się zrobić standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Jest już zauważalnie chłodniej więc w użycie idzie kurtka. Słońce jest dość blisko horyzontu. Kiedy wracam z balastem jest już po zachodzie słońca. Warunki na powrocie były całkiem przyjemne jak na październik. Niestety weekend nie zapowiada się już tak różowo :-/


Kategoria Praca

DPD

  • DST 34.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 18.72km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 października 2017 | dodano: 19.10.2017

Ciężkie wstawanie, ciężki rozruch, ciężka jazda. Oby cały dzień taki nie był. Ruszam o 6:16. Sucho. Chyba cieplej niż wczoraj. Ciemno. Bez mgieł. Bez wiatru. Kręcę standard przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dziś jakoś spokojniej na drogach. Nie cisnę w ogóle z góry zakładając, że będę spóźniony. Tak też jest w istocie. Na mecie mam 7 minut w plecy. Mimo tego przyjemny dojazd do pracy choć kilka razy łapało mnie spanie. Chyba przesilenie jesienne i psychiczne przygotowanie do niedalekiej zmiany czasu. Może już jednej z ostatnich.

Ładne lato tej jesieni wciąż trwa i oby tak do wiosny. Co prawda upałów nie ma ale jest ładne słoneczko, nie wieje. Wracam spacerowym tempem ciesząc się pogodą, która ma się spaprać w weekend. Przez centrum Zagórza i Mortimer kręcę do centrum Dąbrowy Górniczej i dalej do "dworca kolejowego". Stamtąd na Zieloną i czarny szlak do Łagiszy. Przedłużeniem terenowym przez pola przebijam się do remizy w Psarach i stamtąd prosto do domu. Przyjemna, spokojna przejażdżka powrotna.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 52.00km
  • Teren 9.00km
  • Czas 02:47
  • VAVG 18.68km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 października 2017 | dodano: 18.10.2017

Start znów taki, że jazda po bandzie. 6:16. Mgieł dziś też trochę jest ale nie tak gęste jak wczoraj. Nie mam czasu zwracać uwagi na to, czy jest wiaterek. Termicznie poniżej +10. Dziś przejazd bez podnoszenia ciśnienia. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Rzutem na taśmę załapuję się na stanie na szlabanie przed lądującym przy peronie pociągiem KŚ do Gliwic. Potem trochę świateł i ostatecznie na mecie mam jakieś 3 min. spóźnienia.

Na powrocie pogoda już nie taka super jak wczoraj ale jeszcze całkiem niezła, jak na jesień. Ruszam jeszcze przy ładnym słoneczku ale wraz z upływem czasu na niebie pojawiają się jakieś chmurki, które sprawiają, że słońce jest zamglone i nie przygrzewa już tak ładnie. Mimo tego zebrało mi się na objazdy. Najpierw przez las zagórski jadę w stronę przejazdu pod "94". Dalej przez Łęknice jadę na Piekło i wzdłuż Pogorii 4 do zjazdu na Preczów. Chwilę się waham czy jechać prosto do domu, czy jednak objazd ale ostatecznie wybieram objazd. Spacerowym tempem przetaczam się do Wojkowic Kościelnych i stamtąd zaczynam gięcie do domu. Najpierw do Przeczyc i stamtąd w stronę Toporowic. Za "S1" odbijam w teren i dociągam nim do Dąbia. Tu trochę asfaltu i znów wbijam w teren. Przetaczam się po wertepkach w stronę Góry Siewierskiej. Wybywając z terenu widzę króliczka zmierzającego do lasu drogą na Strzyżowice. Włączam młynki i gdzieś na zjeździe go doganiam i wyprzedzam. Siedział mi potem do samego domu za plecami czyli ja robiłem za króliczka :-) Bardzo fajne kręcenie powrotne. Takiej jesieni bym sobie życzył aż do wiosny.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 34.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 19.81km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 października 2017 | dodano: 17.10.2017

Start straszliwie grzebany i wyjazd dość późny - 6:18. Na dworze sporo mgieł, które towarzyszą mi przez pierwsze 4,5km. W Łagiszy gdzieś znikają. Potem jeszcze ze 2x na chwilę mam je po drodze ale już nie tak gęste. Temperatura odczuwalna poniżej +10 i wdzianko "na długo" zdecydowanie jest na czasie. Krótkie spodenki jadą w plecaku na popołudniowe ciepełka. W Łagiszy też ktoś chyba na mnie trąbi i potem miga awaryjnymi ale nie rozpoznaję pojazdu zatopiony we własnym wszechświecie ;-p Tak mi przychodzą do głowy Mariusz i Damian. Ostatnio się skarżyli, że nie odmachuję jak migają czy coś tam innego z samochodami robią, żeby zwrócić na siebie uwagę. A tłumaczę, że po primo, jestem deczko ślepawy, po secundo pojazdy zwane samochodowymi interesują mnie tylko wtedy, kiedy wchodzą w mój tor jazdy, ewentualnie nie próbują wziąć mnie na maskę. W Dąbrowie Górniczej jestem na przejeździe przy "dworcu kolejowym" już po KŚ do Gliwic więc bez stania. Na zjeździe od świateł na Alei Róż jakieś bezmózgie stworzenie za kierownicą podjeżdża do mnie tak blisko, że bez problemu mógłbym urwać lusterko. A drugi pas był cały wolny. Eh... Reszta drogi spokojna. Na miejscu jestem z 3 min. obsuwy. Przyjemny dojazd do pracy. Przetrzebiło straszliwie rowerzystów. Widzę tylko tych, którzy jeżdżą cały rok.

Po południu przepiękna pogoda. Znów wracam "na krótko". Dziś nie muszę się spieszyć więc tempo zgodne z rytmem terenu: gdzie było z górki to rowerek leciał sam, gdzie pod górkę, wjeżdżałem delikatnie na młynkach i bez pośpiechu. Wracam dość zbliżoną drogą co dojazd. Mała różnica, że tym razem dotaczam się do centrum nie przez park tylko przez Aleję Kościuszki. Potem na Zieloną i czarny szlak do Łagiszy. Tam dalej w teren i wracam na czarny szlak. Niespodzianką jest to, że rozjeżdżony przez ciężki sprzęt. Teraz coś robią po zachodniej stronie szlaku. Wielkie wyrobisko, spychacze, koparki, wywrotki. Jak popada to chyba będzie lepiej ten kawałek terenu omijać. Szlakiem dotaczam się do asfaltu i skręcam na prostą do domu.

W domu zdecydowałem się obejrzeć klocki tylnego hamulca. Niby trzyma jeszcze ale coś tam już trze i klamka wpada dalej niż uznaję za właściwe. Zdejmuję koło, wyciągam zawleczkę i klocki mam w ręce. Nie są zdarte do blachy ale wiele nie zostało. Zakładam nowe. Jak już miałem rowerek rozkraczony to zabrałem się za jego czyszczenie. Przy tej okazji odkrywam urwaną szprychę w tylnym kole :-/ Cóż było robić? Zabieram się za wymianę. Trochę zabawy z centrowaniem i potem testy. Potem jeszcze smarowanie i na dziś koniec z rowerkiem.


Kategoria Praca, Serwis, Szprycha, KlockiT