limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2016

Dystans całkowity:1855.00 km (w terenie 321.00 km; 17.30%)
Czas w ruchu:109:27
Średnia prędkość:16.95 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:74.20 km i 4h 22m
Więcej statystyk

DPD

  • DST 34.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:41
  • VAVG 20.20km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 30 czerwca 2016 | dodano: 30.06.2016

Od samego rana bardzo przyjemnie. Dużo słońca, lekki wiaterek. Start 6:08. Kręci mi się jakoś odczuwalnie lepiej. Punkty kontrolne pozaliczane w dobrym czasie. Przejazd spokojny i bez sensacji. Na Zagórzu dziś całkiem sporo rowerzystów.

Powrót z pracy bez gięcia szybko przez Mec, Środulę, Stary Będzin. Objeżdżając skrzyżowanie przy stadionie spotykam Mariusza. Chwilę rozmawiamy. Znów zasygnalizował nielichą wyrypę a ja nie wiem nawet czy mam jeszcze jakiś lipcowy weekend wolny. Ale nie wszystko na raz. Na razie trzeba przeżyć ten najbliższy :-) Żegnamy się i kręcę dalej do domu przez Zamkowe, lasek grodziecki, lasek gródkowski i finisz "913".  W domu jeszcze tylko smarowanie Rzeźnika i czas przygotować się do weekendu. Jutro z rana start do Lubomierza.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 19.63km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 29 czerwca 2016 | dodano: 29.06.2016

Przed wschodem słońca mgły, które znikają jak Słońce zaczyna pracować. Na starcie już ładnie przejrzyście i sucho. Lekki wiaterek. Chyba ze wschodu. Temperatura taka, że nie trzeba na termorurkę zwracać uwagi. Start 6:08. Kręcę spokojnie, bez ciśnienia. Punkty pośrednie pozaliczane w przyzwoitym czasie. Szybki stop na foto hotelu. Przejazd spokojny. Ruch na droga mniejszy. Mało też rowerzystów.

Powrót z pracy bez większego gięcia. Kręcę przez Mortimer i Reden w stronę Zielonej i dalej na czarny szlak do Łagiszy. Potem dalej wzdłuż torów i terenem aż pod źródełko w Psarach. Stamtąd reszta asfaltem z małym wjazdem do wsiowego Lewiatana w celu uzupełnienia zapasu izobroników. Przyjemnie ciepło i słonecznie. Zauważalny wiatr z zachodu.


Kategoria Praca

Sprawdzić czy nadaję się do roboty

  • DST 50.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 18.99km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 czerwca 2016 | dodano: 28.06.2016

Lada dzień miał mi się skończyć okres zdatności do pracy i chciał, nie chciał, musiałem się pofatygować i zrobić badania okresowe. Prosto z domu turlam się przez Gródków, Łagiszę, Zieloną, bieżnię na P3 od strony Łęknic i Gołonóg do przychodni nieopodal Huty Katowice. Start uczyniłem jak do pracy czyli 6:02. Na miejscu jestem kilka minut przed 7:00. Zapinam rower i potem 5,5h nie moje. Głównie czekanie. Wynik taki, że przez cztery lata powinienem się jeszcze nadawać do roboty. Z papierkiem potwierdzającym ten fakt kręcę do pracy przez Gołonóg, Reden, Mortimer i Zagórze. Załatwiam resztę formalności, wciągam nieco paliwa i o zwykłej porze rozpoczynam powrót. Tym razem kręcę przez Mec, Środulę, Stary Będzin i stadion pod Biedronkę na dolnej Syberce by tam obejrzeć nowe arty, które zasygnalizował noibasta w jednym ze swoich wpisów. Ze 2 lub 3 nawet fajne ale poprzednia galeria chyba jednak była ciekawsza. Robię trochę foto i przez Zamkowe wybijam się na ścieżkę do Grodźca. Potem skrótem w stronę kolejnej ścieżki do Wojkowic. Tym razem odpuszczam teren bo podejrzewam, że po nocnych opadach może być trochę bagienka i w związku z tym nieco nadrabiam asfaltem. Trochę też i dlatego, że chcę dobić do 50km. Udaje się to osiągnąć z lekkim zapasem. W domu jestem niewiele później niż zwykle. Rano trochę bałem się, że może mnie zlać bo niebo było zachmurzone ale udało się dotrzeć do celu na sucho. Powrót zakończony w całkiem ładnym słoneczku. Bez upałów ale przyjemnie. Warunki do kręcenia całkiem niezłe.


Kategoria Praca

DPO PTTK ZD

  • DST 50.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 czerwca 2016 | dodano: 27.06.2016

Powrót do rutyny czyli koniec urlopu. Zrywam się niemal tuż po budziku. Za oknem tak sobie. Mglisto. Słońca nie widać wcale. Temperatura chyba w okolicach tej z wykresu ICM-u. Nim wyruszyłem słońce rozproszyło wilgoć w powietrzu i towarzyszyło mi przez kawałek drogi. Ruszam 6:14. Chciałem wcześniej ale jakoś tak znowu... Niby już wakacje ale jakoś tego nie widać na drogach. Ruch jak zwykle. Punkty kontrolne pozaliczane nieco po czasie. Wjeżdżając na Zieloną jeszcze było słoneczko, wyjeżdżając już nie. Pochmurno. Pewnie będzie padać jak ICM wieszczy. Trochę mnie to niepokoi bo dziś spotkanie klubowe i przyjdzie trochę pojeździć po południu. Droga przebiega w miarę spokojnie. Na miejscu jestem z zapasem 1 min.

Po pracy toczę się do sosnowieckiego Decathlonu zaopatrzyć się w pokrowiec na plecak. Potem niezbyt spiesznie kręcę w stronę centrum i ściany płaczu. Na bankomacie kartka, że nieczynny. Zaginam więc na plac przy fontannie i dzwonię do Prezesa czy już jest. Nie ma go. Jedzie busem. Ruszam więc na stawiki zrobić małe kółko w celu strawienia choć kilku minut. Kiedy wracam pod fontannę jest jakiś kwadrans do 17:00. Zjawia się Paweł a po nim jeszcze kilku klubowiczów. Chwilę rozmawiamy przy fontannie i potem przenosimy się do oddziału. Głównie omawiamy plany na lipiec, Waldek opowiada o swojej wyprawie do Mongolii, załatwiamy różne klubowe sprawy i nagle znikają 2,5 godziny. Kończymy nasiadówkę, żegnamy się i ruszamy każdy w swoją stronę. Solo kręcę w stronę Pogoni i dalej do Będzina. Stąd kieruję się na Łagiszę i Sarnów. Niby daleko do zachodu słońca ale niebo zaciągnięte chmurami i ogólnie jakoś tak mroczno. Całą drogę jadę na włączonych lampkach. Po drodze wstępuję do wsiowego Lewiatana i robię małe zakupy. Przy okazji testuję też mikro plecaczek z Decathlonu. Dość dobrze sprawdza się na małe zakupy stanowiąc kompaktowe rozszerzenie pojemności plecaka głównego samemu będąc po złożeniu wręcz mikroskopijnym pakiecikiem. Na wyjściu czuję jakieś drobne kropelki ale do domu już tylko 1km więc staczam się już bez ciśnienia. Jest po 20:00. Dziś dzień poleciał błyskawicznie.


Kategoria Praca

Bobolice

  • DST 108.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:20
  • VAVG 20.25km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 czerwca 2016 | dodano: 26.06.2016

Dwa dni przerwy i w niedzielę ruszam z Przemkiem i Michałem do Bobolic. Umówiliśmy się mniej więcej o 7:40 "Pod Dębami" przy Pogorii 4. Na miejscu jestem spóźniony tylko 2 min. ale chłopaków jeszcze nie ma. Kilku rowerzystów przemknęło obok mnie nim ich ujrzałem. Szybkie powitanie, wrzucam Garminowi na tapetę cel i ruszamy. Trasa mało finezyjna. Głównie asfalty. Jedziemy przez Chruszczobród i Zawiercie. Jest dość gorąco i wilgotno ale utrzymując prędkość powyżej 20km/h chłodzenie działa całkiem nieźle. Jedynie na kilku podjazdach lekko się podgotowujemy. Postoje krótkie na tankowanie i kręcimy dalej. Miejscami dość intensywnie. Za Górą Włodowską przejeżdżamy nad torami i skręcamy na cmentarz wojsk austriackich z czasów Pierwszej Wojny Światowej. Kilka foto i by nie wracać na asfalty kręcimy wzdłuż torów terenem. Ciężka, kamienisto-piaszczysta droga po skręcie do lasu staje się nieco lepsza ale i tak na pewnym odcinku trzeba się przedzierać przez dość wysokie trawy. Wybywamy jednak z niej prawie pod zamkiem w Bobolicach. Podjeżdżamy pod obiekt, zasiadamy na zewnątrz restauracji i zamawiamy nieco dopingu. Jurajskie Pszeniczne całkiem całkiem. Tylko ceny tu trochę ambitne. Potem Michał zostaje z rowerami a my z Przemkiem idziemy na zamek. Wiele może do zwiedzania nie ma ale warto wyjść na taras widokowy. Morze drzew i czubek zamku w Mirowie. Robimy trochę foto i wracamy do Michała. Pogoda zmienia się mniej więcej tak, jak ICM zapowiadam. Jedziemy do Żarek z zamiarem zjedzenia tam obiadu i przeczekania burzy ale lokal był zamknięty (chyba jakaś uroczystość rodzinna). Szukamy wg wskazówek Garmina innej opcji ale okazuje się, że pod wskazanym adresem jest coś zupełnie innego niż jadełko. Odpuszczamy poszukiwania i już pod zaciągniętym niebem kręcimy do Myszkowa i dalej na Siewierz. Daleko nie udało nam się ujechać. Dorwał nas najpierw deszcz a potem chyba nawet deszcz z gradem lub marznącym śniegiem. W każdym bądź razie zmoczyło nas nieźle a schować nie było się za bardzo gdzie. Kawałek jechaliśmy w takich warunkach by ostatecznie spróbować schronić się za drzewami by nas osłoniły przed zacinającym opadem. Okazało się, że przystanęliśmy przy sklepie. Szybko chowamy się do środka. Leje konkretnie. Korzystając z okazji zakupuję 2 słodkie bułki i puszkę Coli i zabieram się za podreperowywanie budżetu energetycznego. Przed opadnięciem z sił uratował mnie chyba wczorajszy makaron zjedzony w ilości ogromnej. Bułki i Cola nieco przedłużyły jego działanie. W międzyczasie opad ustaje. Żegnamy się z panią w sklepie i jedynym, poza nami, klientem i ruszamy. Drogi mokre ale specjalnie na to nie zwracamy uwagi bo w butach już i tak jest nieciekawie. Myszków szybko zostaje w tyle. W Siewierzu dalej rozgrzebane ulice ale dla rowerków MTB to nie problem i nie musimy robić objazdów. Omijamy rynek kierując się od razu pod zamek. Tu rozłożona scena, jakieś kramy ale ludzi jak na lekarstwo. Pewnie przepłoszyła ich ulewa. Mijamy to wszystko w drodze na szlak rowerowy do Podwarpia i dalej kręcimy w stronę Wojkowic Kościelnych i Pogorii 4. Wspólnie jedziemy jeszcze do miejsca, gdzie się spotkaliśmy. Żegnamy się szybko, bo na horyzoncie wisi kolejna ulewa. Michał z Przemkiem jadą na Sosnowiec a ja przez Preczów i Sarnów do domu. Nie udaje mi się uniknąć deszczu. Zaczyna się na podjeździe do Sarnowa. Prę twardo do przodu by choć górkę i światła przeskoczyć, a może i dociągnąć rzutem na taśmę do domu ale odpuszczam zaraz za światłami i zjeżdżam na przystanek autobusowy. Leje mocno i równo. Czekam. Czekam. Czekam. Nie chce się uspokoić. Wyciągam w końcu kurtkę, zarzucam plecak, zarzucam kurtę na siebie i plecak i ruszam do boju. Od razu dostaję zacinającym deszczem w twarz ale już teraz się nie zatrzymuję aż do domu. Oczywiście deszcz ustaje. Jednak mimo tego, że mnie zlało 2x (chłopaków pewnie też) to jednak wyszło fajne niedzielne kręcenie.

Link do pełnej galerii



Jadą.


Od ostatniego razu pojawił się tu murek. Jeszcze w budowie.


Samostrzał na zamku.


Sala "garniturowa" ;-p


Czyżby Mirów też miał być odtworzony?


Po burzy.



Kategoria Jednodniowe

Za mapami + biznesowa dokrętka do Katowic

  • DST 71.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:37
  • VAVG 19.63km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 22 czerwca 2016 | dodano: 22.06.2016

Dziś plan miałem taki żeby przejechać się i w końcu zakupić nieco map laminowanych bo w planach jeszcze kilka wyjazdów, gdzie takowe mogą się przydać. Na pierwszy ogień idzie Empik w czeladzkim M1. Kręcę przez lasek grodziecki i Zamkowe by mieć niezbyt pod górkę i w miarę spokojnie po drodze. Kotwiczę przy M1 i idę zobaczyć co jest. Okazuje się, że całkiem sporo z tego co chciałem. Właściwie to brakuje mi tylko jednej mapy. Jadę więc przez Syberkę do centrum Będzina do księgarni. Tu też nie znajduję tej mapy co chciałem. W sumie to nie problem bo i tak miałem pojechać powrót przez Dąbrowę Górniczą a tam w C. H. Pogoria też jest Empik. Przedostaję się tam przez Koszelew. Mapa jakby na mnie czekała. Ostatnia sztuka na półce. Na szybko wciągam zimną Pepsi i spokojnie przez Zieloną kręcę w teren i dalej do Łagiszy. Stamtąd do Sarnowa i dalej standardową trasą do domu. Przyjemnie ciepło. Lekki wiaterek. Miałem też po drodze wrażenie, że może być burza ale wytrzymało do powrotu bez opadów.

Po wizycie u dentysty okazało się, że jak się sprężę to zdążę jeszcze dziś załatwić wizytę u protetyka. Wizyta jest w moim interesie więc się sprężam i kręcę do Katowic. Lecę najkrótszą drogą przez Przełajkę i Siemianowice Śląskie. Na miejsce udaje się dotrzeć na czas wykręcając nienajgorszy, jak na moje możliwości, czas. A wszystko to na świecącej rezerwie paliwa. Powrót już na spokojnie przez Bytków, Wojkowice i Rogoźnik. Jako, że druga część dzisiejszego kręcenia dystansowo jest większa, to cały dzień idzie na konto Błękitnego Rumaka pomimo tego, że zacząłem na Srebrnej Strzale, która z tego przebiegu ma 30km.


Kategoria Inne

Oddać przyczepkę

  • DST 65.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:18
  • VAVG 19.70km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016

W ciągu dnia zdzwaniam się z Moniką, a przez Nią z Tomkiem, i umawiam na oddanie przyczepki. Po sygnale Tomka, że już jest na miejscu potwierdzam przybliżoną godzinę mojego przyjazdu i zbieram się do startu. Ostatecznie wybywam nieco przed 16:00. Kręcę przez Preczów, Antoniów, Ząbkowice i znów niepotrzebnie dookoła obok "ceramiksów". Garmin pokazuje, że jest stamtąd skrót terenowy ale próba jego odnalezienia kończy się fiaskiem. Wracam na asfalt i po drodze wbijam nieco na pałę w las. Tym razem eksploracja skuteczna i nieco przybliżam się do celu. Jeszcze tylko ostatnie rondo i kawałek prostej, i jestem w Kosmicznej Bazie. Zastaję Tomka przy operacji rowerka. Witamy się, odstawiam trzecie koło i dłuższą chwilę rozmawiamy. Że jednak jest już bliżej zachodu słońca jak dalej żegnam się i ruszam w drogę powrotną. By nie klepać tej samej trasy kieruję się mniej więcej na Kazimierz i dalej Dańdówkę. Prowadzenie powierzam Garminowi. Po drodze robię sobie odcinek terenowy. Osiągnąwszy Dańdówkę lecę prosto do centrum Sosnowca i pod kwadrat Maćka. Oddaję mu pendrive-a ze zdjęciami. Chwilę rozmawiamy. Chyba wpadła bramka dla nas bo wszędzie wokół słychać okrzyki radości. Rozmawiamy jeszcze przez chwilę a potem się żegnam i kręcę standardową trasą przez Milowice, Czeladź i Wojkowice do domu. Kawałek terenu od Orlenu w Wojkowicach, który wczoraj wyglądał po ulewie tragicznie, dziś jest przyzwoicie przejezdny. Chyba dzięki meczowi drogi miałem niemal puste.


Kategoria Inne

Podać foto, popłakać przy ścianie i załatwić zaopatrzenie

  • DST 45.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 20.93km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 20 czerwca 2016 | dodano: 20.06.2016

Dziś jeżdżenie nie do końca planowane. Ruszam nieco przed 16:00 na początek do Sosnowca na spotkanie z Maćkiem żeby podać mu pendrive-a z moimi zdjęciami. Kręcę przez Wojkowice, Czeladź i Milowice. Kilometr terenu po drodze okazał się strasznie błotnisty po nocnych deszczach i resztę kręcenia odprawiam asfaltami. Maciek wytacza się z rowerem. Wymieniamy się pendrive-ami i bokami kręcimy w stronę Pogoni sprawdzić czy jest dostępny Litovel ciemny. Nie ma. Ale bywa. Cóż, może przy innej okazji. Żegnamy się i Maciek jedzie odebrać sakwę od Janusza a ja solo kręcę przez Zagórze do Dąbrowy Górniczej pod ścianę płaczu. Potem na bieżnię wzdłuż Pogorii 3 i dalej przez Preczów i Sarnów do domu. Po przerwie zarzucam sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjazd do domu. Cały dzień pochmurny. Do 9:00 padało. Do 14:00 pojawiały się drobne mżawki. Temperatura taka sobie.


Kategoria Inne

Strzelce Opolskie - Psary

  • DST 66.00km
  • Teren 45.00km
  • Czas 04:05
  • VAVG 16.16km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016

Powrót zrobiliśmy w dwóch grupach Maciek i Paweł polecieli razem w stronę Gliwic i dalej na Chorzów bo im bardziej pasował tamten kierunek. Pożegnaliśmy się jeszcze w Strzelcach Opolskich. Z Dominikiem kręciliśmy w kierunku na Tarnowskie Góry. Dałem Garminowi opcję kolarstwo górskie i pociągnął nas dość sporo po terenie. Tempo nie było za szybkie ale też i nie było ciśnienia na prędkość. Poza tym od samego rana była niezła lampa co nieco studziło zapędy do naginania. Trasa była spokojniejsza niż wczoraj i poza Tarnowskimi Górami to obyło się bez jeżdżenia w ruchu miejskim. Garmin wyprowadził nas polami do Kozłowej Góry skąd już bez nawigacji, znaną drogą pojechaliśmy wzdłuż zbiornika Kozłowa Góra do Wymysłowa i stamtąd przez Rogoźnik i Strzyżowice do mojej wioski. Tu łapię kontakt z Maćkiem, który mówi, że mają jeszcze jakieś 16km do Chorzowa i szacuje czas powrotu na mniej więcej 15:00. Ja w domu byłem nieco po 13:00. Żegnam się z Dominikiem i on tnie na Dąbrowę Górniczą a ja skręcam do siebie. W domu od razu dekontaminacja sakw, plecaka, siebie i tak się jakoś do końca dzień potoczył. Niby tylko 11 dni ale mam wrażenie, że mnie ze 3 tygodnie nie było. Tyle wrażeń...




Kategoria Kilkudniowe

Międzygórze - Strzelce Opolskie

  • DST 191.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 09:25
  • VAVG 20.28km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 czerwca 2016 | dodano: 21.06.2016
Uczestnicy

Piątek zrobiliśmy bezrowerowy planowo a dodatkowo sprzyjała temu pogoda tzn. lało większość dnia. W sobotę start miał być o 7:00 ale trochę się poobsuwało i ostatecznie ruszyliśmy przed 8:00. W planach był tylko asfalt by szybko i jak najdalej zajechać tak więc też i sporo ruchliwszych dróg po drodze. Na początek jedziemy na Kłodzko. Dalej kolejno Ziębice i Grodków, gdzie zjadamy obiad. Niezły ale prawdę mówiąc rozbestwiliśmy się na wikcie w restauracji w Międzygórzu i jednak to nie było to. Ale siło dodało. Dalej kierowaliśmy się na Niemodlin i z musu do Opola. Niestety znów była do pokonania Odra i wybór był taki, że albo kręcić do Krapkowic albo do Opola. W Krapkowicach już byliśmy na tym wyjeździe więc pozostało Opole. Źle nam się jechało przez miasto bo po pustawych górskich drogach trzeba było się ponownie przyzwyczaić do nerwowego, miejskiego ruchu ale jakoś się udało zostawić miasto za sobą. Będąc jeszcze w Opolu zarezerwowaliśmy sobie nocleg w Strzelcach Opolskich więc wiadomo było gdzie nam trzeba dociągnąć. Przez kawałek jechaliśmy terenem ale szło to opornie i jak dobiliśmy do "94" to bez większych dyskusji pociągnęliśmy poboczem do celu. Końcówkę jechało się już ciężko. Nogi dawały znać o sobie. Udało się jednak osiągnąć nocleg jeszcze za dnia. Potem z Dominem tylko zrobiliśmy jeszcze szybki kurs do Biedronki po znieczulenie i wikt i na dziś było koniec jeżdżenia. Trochę się zastanawialiśmy czy nie iść na zniszczenie i nie jechać do bólu aż do domu ale o ile ja miałem około 60km, to chłopaki mieli więcej i mogła to być już mordęga. Tak to zostało na drugi dzień tyle, że na finiszu jeszcze dnia powinno zostać.


Link do pełnej galerii


Powrót zaczął się zjazdem ale potem już tak różowo nie było.




Kłodzko w oddali.


Chwila oddechu na Przełęczy Łaszczowej. Podjazd był dość długi.


Pogoda dopisywała cały dzień. Nawet nas trochę upaliło.


Grodków.






Trochę korciło by dobić do 200 ;-)


Kategoria Kilkudniowe