Maj, 2015
Dystans całkowity: | 1380.00 km (w terenie 205.00 km; 14.86%) |
Czas w ruchu: | 68:38 |
Średnia prędkość: | 20.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.70 km/h |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 51.11 km i 2h 32m |
Więcej statystyk |
122,5% planu
-
DST
245.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
10:23
-
VAVG
23.60km/h
-
VMAX
61.70km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień dzisiejszy jest efektem mojego nieopatrznego, wczorajszego telefonu do Mariusza czy ma plany na sobotę. Powiedział, że ma. W ruch poszedł standardowy zestaw pytań technicznych: gdzie, kto, skąd start, o której, jaki plan? Jak usłyszałem plan to byłem zastrzelony. Ale i apetyt zrobił się ostrzejszy od lasera.
I tak zaczęło się tym, że wystartowałem z domu trochę po 5:00 przy temperaturze w okolicach +8. Nie rewelacja ale gacie były na krótko. Nim się nie rozgrzałem to tak trochę niewyraźnie. Potem już było ok. Na początek do Sosnowca (przez Wojkowice, Czeladź, Milowice) na spotkanie przy Lidlu. Nadjeżdżam równocześnie z Robredem. Chwilę później zjawia się Mariusz. Już wczoraj Robert wieszczył, że poza nami nikogo nie będzie i się sprawdziło. Poczekaliśmy kilka minut ale nikt inny nie przyjechał, nikt nie dzwonił...
Ruszam na początek do Siewierza. Droga ograna już tak, że aż nudna. W Siewierzu pierwszy postój bo mnie się już paliwo skończyło. Dalsza trasa wiedzie do Koziegłów ale postój robimy nieco wcześniej w Koziegłówkach. Pączusie, drożdżóweczki, soczek. Podładowani kręcimy dalej. Co trochę górki, wjazd, zjazd. Jest miodzio z nutą rzeźni czyli to, co z chłopakami zawsze w zestawie :-)
Większość dzisiejszych zdjęć robiłem w locie bo stania było bardzo mało i o to chodziło bo plan był ukręcić 200km. Szybko jednak do rozważenia weszła opcja 300km. Jednak nie została wdrożona do realizacji raz z powodu tego, że od samego początku wiadome było, że jest "deadline" - Mariusz musiał być na 21:00 w domu (taki "lajf"). Dwa, posypała się po 15:00 pogoda. Ale i tak plan został przekroczony o zauważalne %%%.
Przelatujemy kolejne miejscowości docierając w końcu do Mstowa. Tu trochę konsultacji z mapą i moje użerki z nowym GPS-em. Jeszcze kilka rzeczy muszę opanować w jego obsłudze ale generalnie udaje się obrać kolejny cel czyli Garnek. Miejscowości pośrednie oddalone są od siebie przeciętnie o 10-20km więc przelot z jednej do drugiej nie zajmuje dużo czasu. Większą część drogi prowadzi Robredo nadając równe tempo. Na niektórych odcinkach zmienia go Mariusz i czasem ja. Jedzie się bardzo dobrze. Przynajmniej mnie. Nie miałem dziś takiego momentu gdzie bym poczuł, że mnie odcina. Jedynie pod koniec, przed Bolesławiem trochę męczyło mnie spanie ale udało się potem to zwalczyć.
W Garnku bez postojów. Kierujemy się na Świętą Annę i stamtąd do Koniecpola. Tu usiłowaliśmy znaleźć miejsce do obiadu. Było co prawda dość wcześnie (około 12:00) ale już zapotrzebowanie na solidny posiłek było. Jednak udaje nam się przy rynku znaleźć tylko kurczaki z rożna i zamkniętą pizzerię. Robimy więc tylko foto przy fontannie i ruszamy dalej do Lelowa. Tu przy rynku trafiamy od razu na czynny lokal i na dodatek z fajną ofertą obiadową. Niedrogi, dwudaniowy zestaw. Całkiem smaczny. Z nową energią ruszamy dalej. Na liczniku już mam coś ponad 140km.
Kolejny punkt zwrotny to Pilica. Po drodze miodzo podjazd. Chłopaki straszyli, że pół godziny wjazdu a nie wiem czy nam to 10 min. zajęło i jeszcze miałem trochę biegów w zapasie. Ale fajny był. Zapomniało mi się jaka nazwa tego miejsca. Za to z góry widać było na horyzoncie spory kawałek zachmurzonego nieba. Niewesoło. Do Pilicy rewelacyjny zjazd i parkujemy na rynku przy pompie z (kiedyś) wodą. Jak ostatni raz tu było to jeszcze trwał remont. Ładnie to teraz wygląda. Wdziewamy kurtki bo robi się chłodniej i za radą Mariusza czekamy na przejście burzy. Trochę nam to czasu zabiera ale nie na tyle by się poczuć jakoś specjalnie stratnymi. Pogaduchy, żarty, docinki, odpoczynek. W żadnym razie czas niezmarnowany. Kiedy przestaje padać ruszamy dalej. Po drodze robimy przerwę na pozbycie się kurtek bo nagle zrobiło się cieplej.
Za Pilicą zdjęć już niewiele bo jezdnie mokre a spod koła Mariusza leciała taka fontanna, że musiałem jechać za nim z 10m przynajmniej żeby tego wszystkiego na gębę nie zbierać. Z tego też powodu aparat wyjmowałem niezbyt często. Przez jakiś czas było ładnie i słonecznie, choć mokro. Za Bolesławiem zaczęliśmy się zbliżać do ołowianych chmurek nad naszymi okolicami. Za Sławkowem pojawiły się pierwsze kropelki. Pierwszy wdział kurtkę Mariusz jeszcze nim deszczyk się rozkręcił. Potem i my z Robredem dozbrajamy się bo temperatura odczuwalna zauważalnie spada. Dość silny wiatr i deszcz mocno wychładzają. Nogi dostają popalić.
Mimo tych niedogodności jedziemy dość równym, choć ciut mniejszym, tempem. Wspólną jazdę kończymy przy ExpoSilesia w Sosnowcu. Tu Mariusz odbija do siebie. Robert i ja jedziemy przez centrum w stronę Zielonej. Robert jednak chce dobić do 250km a ja tylko w miarę szybko dotrzeć do domu więc przy "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej żegnamy się. Przez Zieloną, Preczów i Sarnów jadę do domu. Trochę korciło mnie żeby dobić do 250km ale powiedziałem sobie, że jak będzie brakować 2km to dognę. Jak więcej, to nie. Na światłach w Sarnowie miałem trochę ponad 241km. Stamtąd do domu mam jakieś 4,4km więc werdykt był taki, że nie doginam. Zresztą w butach miałem już lodowate bagno a kolana było bardzo wychłodzone. Marzyłem tylko by dotrzeć do celu i wejść pod gorący prysznic. Jeszcze będzie okazja zrobić 250km. Dziś warunki były takie pół-na-pół. Termicznie nienajgorzej do czasu deszczu. Za to kondycyjnie dla mnie bardzo dobrze. Pomimo niezłego, jak dla mnie, tempa przyjechałem do domu nawet niebardzo wykończony.
Sobota wykorzystana rewelacyjnie. Robert, Mariusz, dzięki za wspólną jazdę. Z Wami to zawsze jest i wesoło, i wymagająco a błogie lenistwo dnia następnego jest jak najbardziej usprawiedliwione i wręcz wskazane :-)
Link do pełnej galerii
Na Pogorii 4.
Zjazd do Siewierza.
Jeden z licznych podjazdów.
Koziegłówki.
Poraj.
Taki znak prawie zawsze oznacza miodzo!
Robreda korciło by "zniszczyć szosę" ale w końcu mu odpuścił.
Mstów.
Jak na tablicy stoi.
Święta Anna.
Kontrolne foto w Koniecpolu.
Po obiadku w Lelowie foto i w dalszą drogę.
Robi się gęsto na horyzoncie.
Czekamy w Pilicy aż przestanie padać.
Potem już spory kawałek drogi wszystko płynie.
Przelatujemy przez Bolesław.
Mariusz wieszczy deszcz i wdziewa ochronę. Niedaleko dalej z Robredem zmuszają nas do tego warunki.
Podsumowanie dnia wg Garmina.
DPD
-
DST
38.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
01:54
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
O 5:00 +3. Na starcie o 6:12 +7. Termicznie słabo choć odczuwalnie nie było źle. Za to dla odmiany słoneczko w pełnej sile rażenia. Kręcenie dość spokojne i takiż przejazd. Postoje na "dworcu" w D. G., na foto hotelu i światłach na Alei Róż. Budowę ronda w Zagórzu omijam przez działki. Na miejscu z zapasem minutek. Trochę się przegrzałem czyli chyba temperatura cały czas rosła i te zapowiadane na popołudnie +20 jednak nie jest takie niemożliwe :-) Będzie okazja zakręcić coś ekstra.
Po pracy jeszcze nie upały ale już przyjemnie na tyle, że występ w krótkim wdzianku spokojnie można zrobić. Nim wybyłem zadzwonił Prezes, że jest w pobliżu i kawałek mnie może odprowadzić bo dobija do 2k km. Startujemy razem w stronę Zielonej trochę kręcąc tu i tam. Po drodze gadki na tematy, jakże by inaczej, powiązane z rowerem. Rozjeżdżamy się w parku. Ja wbijam na czarny szlak do Łagiszy i ciągnę nim aż do Urzędu Gminy w Psarach. Potem przerzucam się na teren w stronę Strzyżowic i potem zjazd do domu. Pogoda ładna ale na jutro wykrystalizowały się konkretne plany i lepiej dziś się oszczędzić by jutro zaszaleć :-) W domu tylko czyszczenie rowerka, shake łańcucha w benzynie i smarowanie amorów.
Kategoria Praca
DP - telewizor na rower - D
-
DST
38.00km
-
Teren
4.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
20.73km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+7. Pochmurno ale sucho. Trochę delikatnego wiaterku zupełnie nieprzeszkadzajacego. Start 6:11. Zadziwiające pustki na drodze w porównaniu do dnia wczorajszego. Z tego też powodu przejazd wyjątkowo spokojny. Przymusowy postój przy szlabanie na "dworcu kolejowym" w D. G. Potem foto hotelu i światła na Alei Róż i następne na Mortimerze. Dziś ścinam przed budową ronda na Zagórzu i przejeżdżam przez działki do ul. Kosynierów. Spokojniej. Na miejscu z zapasem minutek. Po drodze drażnił mnie odgłos czegoś trącego o asfalt jak skręcałem w lewo ale na pierwszy rzut oka nie było w oponie żadnego kamyczka ani nic się nie przykleiło. Za którymś razem jednak już mnie to tak zirytowało, że przystanąłem dla dokładniejszego oglądu. W przedniej oponie znalazłem kolec. Wyglądał na dość gruby i głęboko wbity. Pozostałość po wczorajszych eksploracjach. Zadziwiające tylko było, że powietrze nie zeszło. Postanowiłem nie ruszać aż nie dojadę na miejsce. Na finiszu okazało się, że kolec był gruby ale krótki i chyba nie sięgnął dętki bo po wyjęciu ciśnienie się utrzymało. Może wulkanizatorka nie będzie potrzebna. GPS zaliczył dziś dwie wpadki. Jedna na drobnej dziurze przy zablokowanych amorach, druga na zjeździe również na delikatnym uskoku przy odblokowanych amorach. Łącznie uciekł z pomiaru jakiś 1km. Potem na dużo większych wertepach było ok. Bardzo dziwne i jeszcze bardziej irytujące.
W ciągu dnia dociera do mnie przesyłka, którą zamówiłem i opłaciłem wczoraj. I oto jest! Nowy Garmin. Bardzo wypaśny. I bardzo duży. Przed wyjazdem zmieniam układ kokpitu i oczywiście pierwsze testy. Ruszam w teren z pracy do Dąbrowy Górniczej. Potem wzdłuż Pogorii 3 od mola do Piekła i przeskok na Pogorię 4 i powrót asfaltem do Preczowa i dalej przez Sarnów do domu. Po drodze kilka postojów by pozmieniać ustawienia nowej nawigacji i przy okazji sprawdzić niektóre nowe funkcje.
Kokpit ze starym Garminem.
Kokpit w nowym wydaniu.
Pierwsze kilometry odmierzone nowym komputerem :-)
O wiele wygodniejszy w użyciu dzięki ekranowi dotykowemu. Większy wyświetlacz więc też i lepiej widać mapę. Poza tym mapa wbudowana bardziej aktualna i chyba na całą Europę bo jak na chybił-trafił sprawdziłem kilka lokalizacji to się okazało, że mapa tam sięga. Choć swoją cenę to miało. Teraz tylko przetestować urządzonko w boju na dłuższej trasie :-)
Kategoria GPS-, Praca
DPOD
-
DST
70.00km
-
Teren
13.00km
-
Czas
03:44
-
VAVG
18.75km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+8. Na niebie chmurki ale spośród nich przebija się też nieśmiało słoneczko. Przyspieszający wiatr. Start 6:13. Po chwilowym uspokojeniu ruchu, wraz z wejściem nowych przepisów o karach, już ani śladu. Kierowcy po staremu nap....ją ile wlezie i gdzie tylko się da. Dziś też kilku wyprzedzało dużo za blisko jak na prędkość, którą jechali. GPS zaliczył fail-a. Wyłączył się po przejechaniu nieco ponad 1km na zupełnie gładkiej drodze. Wkurzające. Poza tym przejazd bardzo przyjemny i dość sprawny. Na światłach w Gródkowie udało się przelecieć na pełnej prędkości dzięki czemu czas na Zielonej całkiem niezły. Potem chwila postoju w oczekiwaniu aż na peronie zaparkuje pociąg KŚ. W kolejności foto hotelu i foto robót przy rondzie w centrum Zagórza. Na miejscu z zapasem minutek.
Po pracy pogoda taka sobie. Zauważalny wiaterek, dywan chmur. Dziś miałem biznesa w Boguchwałowicach więc powrót nieco wyciągnięty. Na początek standardem w stronę Pogorii 3, którą objeżdżam od strony Łęknic. Dalej przez Piekło objazd terenowy Pogorii 4 do Wojkowic Kościelnych gdzie porzucam teren na rzecz asfaltu i przez Podwarpie kieruję się na czerwony szlak rowerowy do Siewierza. Potem kawałek asfaltu i znów szlak, tym razem zielony. Przez rynek wybijam się z Siewierza w kierunku Tarnowskich Gór. Po drodze do Boguchwałowic czynię trochę eksploracji. Nie pierwsze dziś, zresztą. Z Boguchwałowic jadę do Przeczyc. Tam wciąż jeszcze walczą z asfaltem. W Przeczycach koło remizy skręcam do Toporowic i za "S1" wbijam w teren w stronę Dąbia. Miałem już prosto asfaltem dociągnąć do domu ale obok szkoły znów wbijam w teren. Teraz wszystko zarośnięte i trochę się motam nim trafiam gdzie chciałem. Po drodze robię jeszcze 2x eksploracje by się przekonać czy gdzieś dojadę i gdzie ewentualnie. Pierwsza eksploracja daje jakiś wynik, druga nie. Kończę z terenem na chwilę w Brzękowicach na Wale i kręcę na nowe osiedle w Górze Siewierskiej gdzie jeszcze kawałek terenu zaliczam na odcinku od masztu komórkowego do drogi Strzyżowice-Góra Siewierska. Tam już tylko błyskawiczny zjazd do domu.
Po drodze GPS zaliczył jeszcze 2 pady. Jeden na końcówce terenu przy Pogorii 4 i potem na zjeździe czerwonym szlakiem w stronę Siewierza. Łącznie na pewno ponad 1km uciekł z dystansu. Na finiszu licznik pokazał coś koło 69,5km więc razem z tym co się nie zliczyło to 70km wyszło na 100%.
Pogoda generalnie słaba. Cały dzień we wdzianku na długo i jakoś nie przypominam sobie, żebym się gdzieś zgrzał. Nawet na podjazdach nie udało się zagotować. Na odsłoniętych grzbietach wiaterek dość mocno wychładzał. Ale i tak przyjemne kręcenie powrotne.
Kategoria GPS-, Praca
DPD
-
DST
34.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
19.43km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+12. Pochmurno. Widać, że wilgoć wisi w powietrzu. Bezwietrznie. Jezdnie miejscami mokre. Start 6:13 czyli jest zapas i nie trzeba naginać. Przelot spokojny. Standardowo foto hotelu. Budowę ronda objeżdżam chodnikami. Na miejscu równo o czasie.
Po pracy warunki nienastrajające do objazdów czyli drobny opad i ołowiane niebo. Bez gięcia do domu: Mec, Środula, Stary Będzin, Zamkowe, Grodziec, Gródków. Na szczęście udało się raczej na sucho dojechać bo deszczyk ustał tak gdzieś w okolicach Będzina. Rozgrzebana ścieżka na odcinku od Zamkowego do Browaru powoli zaczyna wracać do stanu poprzedniego.
Kategoria Praca
DPDZ
-
DST
37.00km
-
Czas
01:47
-
VAVG
20.75km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10. Niebo zachmurzone. Podmuchy niewyczuwalne. Start 6:16. Kręci się przeciętnie ale za to spokojnie. Trochę opóźniaczy po drodze w postaci szlabanu na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej dla ruszającego z peronu IC. Potem przerwa na foto hotelu i chwila na zadumę na czerwonym na Alei Róż. Przy budowie ronda nie eksperymentuję i zjeżdżam wcześniej na chodnik. Na miejscu lekko po czasie.
Po pracy pogoda jak rano czyli pochmurno, sucho, bez większych podmuchów. Może trochę cieplej bo dało się jechać w krótkim rękawku. Powrót bez gięcia: Mec, Środula, Stary Będzin, nerka, Zamkowe, Grodziec, Gródków. Bez ciśnienia bo jakieś znużenie mnie w pracy dopadło i trzymało. Może niewyspanie. Trudno zgadnąć. W domu zmiana sakw i jeszcze zagięcie mniejsze do wsiowego Lewiatana. Przy okazji wyszło na jaw, że nowy obiekt handlowy przy piekarni w Psarach to market Dino. Trochę na finiszu pojedynczych kropelek poleciało ale skończyło się bezdeszczowo.
Kategoria Praca
Między dżumą a cholerą czyli wybiórczo
-
DST
20.00km
-
Teren
14.00km
-
Czas
01:27
-
VAVG
13.79km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na termometrze jakieś +15. Chmurki na niebie choć przez chwilę wydawało się, że wyjrzy słońce. Na początek oddać głos w wyborach, które, jak zwykle, nic nie zmienią. Potem można było się już oddać przyjemnościom kręcenia. Na początek objeżdżam sobie od wschodu lasek gródkowski. Potem wbijam w jego północną część, której jakoś do tej pory nie złożyło się eksplorować. Całkiem fajne ścieżki tam są i bardzo przyjemny las liściasty. Zatoczywszy kilka zawijasów wybywam w stronę Gródkowa i kręcę mniej więcej w kierunku Parciny jednak tam nie dojeżdżając. Robię zwrot w stronę Wojkowic i dalej polami do Strzyżowic. Tu krótki zjazd asfaltem i podjazd terenowy w stronę Rogoźnika. Wertepkami wybywam przy Rejonowym Zarządzie Dróg z rowerzystą na plecach. Kawałek jedziemy razem w stronę Strzyżowic. On dalej asfaltem a ja w lewo w teren i dalej pod cmentarz w Strzyżowicach. Stąd już prosto na górkę paralotniarską w Górze Siewierskiej. Robię sobie chwilę postoju na wciągnięcie krztyny paliwa i jednocześnie na podziwianie panoramy. Przyglądam się też rowerkowi. Ufajdany koszmarnie bo wczorajsze deszcze rozmiękczyły błotka. Trochę przerażało mnie czyszczenie opon. Oblepione były potwornie. Zakończywszy popas zjeżdżam do asfaltu, na którym to Rzeźnik rozpędza się sporo ponad 40km/h a błotko natychmiast zaczyna lecieć we wszystkie strony załatwiając częściowo problem czyszczenia. Jednak na finiszu i tak z pół godziny zajmuje szorowanie rowerka. Niektóre rodzaje błota trzymały się wyjątkowo zawzięcie.
Kategoria Inne
Do Lidla
-
DST
20.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:03
-
VAVG
19.05km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10. Pochmurno. Lekko podwiewa. Zebrałem się w miarę wcześnie żeby zdążyć do Lidla tuż po otwarciu i załapać się na ciuchy rowerowe. Do celu prawie najkrótszą drogą omijając targ przez lasek grodziecki i Zamkowe. Trochę męczył mnie po drodze opad mżawkowy. Akcesoria rowerowe już nieźle oblężone ale wybór jeszcze mam spory. Najbardziej zależało mi na spodenkach na szelkach. Są trzy różne wzory kolorystyczne i wybieram po jednym z każdego w rozmiarze XL. Takie też koszulki w tej samej ilości i 2 pary rękawiczek bo obecne już trochę zdarte. Jeszcze rzuciłem okiem na plecaki ale nie takiego szukam jak były dostępne więc dorzuciwszy trochę spożywki do zakupów wybywam w drogę powrotną. Tym razem przez okolice targu. Ruch tam potworny i trzeba uważać żeby nie trafić pod koła. W Łagiszy już spokojnie. Potem znów trochę ruchu na odcinku od świateł w Sarnowie do zjazdu na Malinowice.
Kategoria Inne
DPD
-
DST
35.00km
-
Teren
4.00km
-
Czas
01:41
-
VAVG
20.79km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10. Pochmurno ale bez opadów. Jezdnie schnące. Minimalny powiew. Start lekko obsunięty ale jeszcze w granicach tolerancji - 6:16. Przejazd spokojny. Korciło mnie dziś zmienić trasę i jechać przez Będzin ale ostatecznie poleciałem standardem by zrobić przy okazji foto hotelu. Na miejscu z zapasem minuty. Dziś wdzianko na długo bo wczoraj nieco mi nogi zmarzły. Jak na maj to temperatury raczej podłe.
Po pracy dalej pochmurno ale przez dzień nie padało więc nieco bardziej sucho. Wiaterek nierejestrowalny. Bez gięcia przez Mec i Środulę do Będzina. Ścieżką wzdłuż Małobądzkiej jadę aż do nerki i przejściami podziemnymi przebijam się na Łagiszę kręcąc sobie delikatnie chodnikami gdzie się da. W Łagiszy przy wiadukcie kolejowym skręcam w teren w stronę przejazdu pod "86" i ciągnę dalej terenem aż do klinkierówki nieopodal przejazdu kolejowego w Gródkowie. Potem małe wygięcie obok wsiowego Lewiatana i zjazd do domu. W sumie przyjemnie się jechało ale jakoś zabrakło ochoty na większe objazdy.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
37.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
20.56km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10. Pochmurno. Jezdnie mokre. Start 6:09. Już ludziom przeszła ostrożność jeśli chodzi prędkość. Pomimo kiepskich warunków niektórzy jechali z wielką fantazją. Pomimo tego przejazd spokojny. Standardowo foto hotelu. W centrum Zagórza zmiany w okolicach budowy ronda. Kawałek asfaltu już gotowy i w związku z tym poprzestawiane słupki i inaczej się tam jeździ. Ale do końca prac jeszcze daleko. Finisz w mżawkowym opadzie z zapasem minutek.
GPS na Zielonej raczył był paść.
Po pracy pochmurno ale jezdnie suche. Jedynie w terenie mokro więc w takie warunki się nie pchałem. Powrót bez większego gięcia a jedynie z urozmaiceniami. Na początek standardem przez Mec i Środulę do Będzina. Potem 12% na Syberkę i przez kładkę nad "86/94" do M1 w Czeladzi. Objeżdżam hipermarket i jadę do Czeladzi równoległą do "94". Omijając rynek, przez osiedle wbijam na kierunek do Wojkowic i tamże dojeżdżam. Przy Orlenie jeszcze większy bałagan niż był. Roboty wciąż w toku. Przebijam się za wiadukt kolejowy i skręcam w teren do domu. Powrót kręcony spokojnie, niespiesznie. Generalnie przyjemny. Trochę tylko nogi wychłodniały.
Kategoria GPS-, Praca