Listopad, 2015
Dystans całkowity: | 712.00 km (w terenie 10.00 km; 1.40%) |
Czas w ruchu: | 36:59 |
Średnia prędkość: | 19.25 km/h |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 39.56 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
DPNDZ
-
DST
38.00km
-
Czas
02:17
-
VAVG
16.64km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+4. W nocy i przed startem padało. Do tego był silny wiatr, na szczęście dla mnie, sprzyjający. Wystartowałem o 6:05. Dziś występ w zestawie gumowym, choć na finiszu doszedłem do wniosku, że można było sobie go spokojnie odpuścić. Jednak dałem się wystraszyć słupkom na ICM-ie. Było mokro, ze dwa razy przez chwilę padało ale generalnie dojechałbym na raczej suchy. No nic. Powrót ma być w lepszych warunkach. Kręciło się nawet przyjemnie. Trochę tylko zmarzły palce u stóp. Czasu dziś specjalnie nie kontrolowałem bo starszy GPS w kieszeni a zegarek pod rękawem więc nie było jak za bardzo w locie się weryfikować. W sumie sprawdziłem tylko czas ze 2x. Raz na światłach na "86" jeszcze niedaleko domu. Potem drugi raz czekając aż przejedzie pociąg do Zawiercia w Dąbrowie Górniczej. Dziś bez foto hotelu. Za dużo grzebania w bagażu za aparatem. Reszta drogi byłaby spokojna gdyby nie jeden świr w busie, który wyprzedzał mnie dużo za blisko między światłami na Alei Róż a tymi na Mortimerze. I tak potem stał na tych drugich. Reszta drogi spokojna. Na miejscu 2 min. po czasie.
Po pracy zupełnie inne warunki. Sucho. Wiatr chyba silniejszy. I jest zdecydowanie chłodniej. Chwilę po starcie zatrzymuję się by jednak uzupełnić przyodziewek o "komin". Od razu lepiej. Kręcę niespiesznie przez Mec i Środulę w stronę Starego Będzina. Nawet na zjazdach ciężko się rozpędzić bo wieje prosto na twarz. Tak więc kręcę niemal spacerowo ścieżką do nerki. Tam przejściami podziemnymi przebijam się na kierunek Łagiszy i dzięki temu mam wiatr z boku. Jedzie się odrobinę lżej ale szału nie ma. W Sarnowie znów robię zwrot na wiatr ale tu tylko kawałek do świateł jest pod górkę. Reszta to większość z lekkim spadem lub po płaskim więc da się jechać. Niestety prędkość dalej podła. W domu zamieniam sakwy na większe i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem staczam się ostatecznie do domu. Nie wiem... Może to już jakaś choroba ale mimo raczej słabych warunków jakoś nie wyobrażałem sobie innej formy dojazdu do pracy niż rowerem. Nawet przez myśl mi nie przeszło by iść na autobus tylko jak deszcz zaczynał mocniej za oknem hałasować, to zastanawiałem się czy to już dość mocne na zestaw gumowy, czy jednak próbować w zwykłym. Zaś na powrocie autentycznie cieszyło mnie to, że tylko wieje i jest ciut powyżej zera. Ciekawe z czego będę się cieszył w styczniu albo lutym?
Kategoria Praca
DPOND
-
DST
42.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:57
-
VAVG
21.54km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś nieco zimniej niż wczoraj bo zmarznięta trawa chrzęściła pod butami. Jezdnie suche, bez wiatru, chmury. Ruszam 6:05. Dziś zrobiłem sobie dzień dziecka i do pracy full-em więc jedzie się bardzo przyjemnie i zauważalnie szybciej. Pomimo późniejszego startu, w stosunku do dnia wczorajszego, jestem na punkcie kontrolnym na Zielonej o minutę wcześniej niż wczoraj, czyli łącznie 3 min. krócej ten odcinek na full-u mi się jedzie. Po drodze foto hotelu. Światła na Alei Róż bez stania. Na Mortimerze już nie. Potem spokojnie ścieżką na Szymanowskiego i prosto do mety. Ląduję z zapasem 8 min. Bardzo przyjemny dojazd do pracy.
Po pracy jeszcze udaje się załapać na kawałek zachodzącego słońca. Kręcę powrót przez Mortimer, Reden i Pogorię 3. Ruszam bieżnią w stronę Świątyni Grillowania z zamiarem dojechania na Piekło ale przy przystani jachtowej mi się odwidziało i robię pełną pętlę po bieżni. Dawno mi się to już nie zdarzyło. Potem przez Zieloną, Preczów i Sarnów kręcę do domu. Bez specjalnego ciśnienia ale i tak dziś jedzie mi się szybciej niż zwykle. Na większe gięcie już jednak się nie piszę bo powoli stopy marzną. Mimo wszystko przyjemny powrót z pracy. Finisz już o ciemnościach.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
34.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
17.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś start jeszcze później - 6:03. Odrobinę cieplej niż wczoraj. Trochę chmur na niebie. Bez opadów. Jedzie mi się dziś całkiem dobrze. Czas sprawdzam dopiero na Zielonej - 6:28. Nieźle. Nie wiem który już raz zastanawiam się nad fenomenem sterowania oświetleniem ulicznym w tych okolicach. Powoli dochodzę do wniosku, że latarnie tutaj podłączone są do jakiegoś generatora liczb losowych. Świecą lub nie tak przypadkowo, że trudno uchwycić prawidłowość. Na dobrą sprawę mogłoby ich tu w ogóle nie być bo są całkowicie bezużyteczne. Przy okazji odkrywam, że coś mi się sypie czołówka. Świeci raz słabiej, raz mocniej, raz wcale. Lekkie puknięcie w komorę na akumulatory i jest ok by za chwilę znów się coś rozjechało. Chyba czas kupić nową.
Na "dworcu" przejeżdżam już po podniesieniu szlabanu KŚ chyba na Gliwice. Potem foto hotelu i 2x światła. Reszta drogi już spokojna. Na miejscu z zapasem 2 min. Całkiem przyjemny dojazd do pracy.
Dziś wracam bez gięcia. Standardowo przez Mec (światła działają), Środulę, Stary Będzin, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Odrobinę zaginam przy Dino by zjechać z "913". Dość duży ruch szczytu popołudniowego zniechęca do pchania się między samochody. Zjeżdżam jeszcze za szarości. Ciemno robi się jednak bardzo szybko. Powrót kręcony spokojnie. Chłód jakby bardziej mi się dawał we znaki niż rano. Zmęczenie.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
40.00km
-
Czas
02:15
-
VAVG
17.78km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Qrka wodna, zimno. Ruszam o 5:58. Wszystko wokoło pokryte szronem. Na szczęście jezdnie suche, co wykazały próby hamowania. Mimo tego wciąż mam włączoną czujność. Chyba jest też lekki wiaterek. Jedzie się dobrze choć niezbyt spiesznie. Dodatkowo lewe kolano daje znać, że warunki pracy są cieniutkie. Po drodze foto hotelu. Światła udaje się przejechać bez stania. Na tych na Alei Róż jakiś nerwus z Dąbrowy Górniczej trąbi, nie wiem czy na mnie, czy na kogoś innego. Z kolei przy stacji na Mortimerze jak zwykle wyprzedzają mnie dużo za blisko. Również jakiś "kierownik" z Dąbrowy. Reszta drogi spokojna. Na finiszu jeszcze postój na foto oszronionego wąwozu po torowisku. Lądowanie z zapasem 3 min.
Pod koniec dnia niebo zaciągnęło się chmurami. Start z pracy jeszcze za jasności ale lądowanie już nocą. Dziś kręcę powrót przez Mortimer, Reden, Pogorię 3 i Pogorię 4, Preczów i Sarnów. Niezbyt spiesznie bo trochę podwiewa. Lekko cieplej się zrobiło. Ale niewiele. Między tamą a budynkami RZGW zatrzymuję się na dłuższą chwilę i podziwiam wschód księżyca. Jednak w całej okazałości nie udało się go obejrzeć bo nim dół się uniósł nad horyzont, czubek już ginął w chmurach. Potem jeszcze w Preczowie przystaję na chwilę zrobić zdjęcie łuny nad szklarniami w Borach Malinowskich. Pod domem ostatnie foto z parametrami jazdy wg Garmina. Zimno, ciemno ale jeździ się nawet jeszcze nieźle. Asfalty wciąż suche.
Link do pełnej galerii
Poranne foto hotelu.
Szron, wszędzie szron, jak okiem sięgnąć szron.
Wschodzący Księżyc.
Miało być jeszcze foto łuny nad szklarniami i stan licznika ale BS się już wysypuje przy próbie dodania kolejnych zdjęć :-/ Kiszka.
Kategoria Praca
DPNDZ
-
DST
37.00km
-
Czas
02:07
-
VAVG
17.48km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś start zaplanowałem na wcześniejszą godzinę. Plan udało się zrealizować. Ruszam 5:50. Tak wcześnie ponieważ spodziewałem się, że wczorajszy opad śniegu stopnieje i zamarznie więc będzie trzeba więcej czasu na jazdę (wolniej i ostrożniej). Moje zdziwienie jest bardzo pozytywne bo na jezdni okazuje się, że jest mokro. Próba hamowania wypada bardzo dobrze. Po drodze jeszcze potem zrobiłem kilka prób i za każdym razem przyczepność była całkiem dobra. Mimo tego jadę ostrożnie, a mając zapas czasu, też niezbyt spiesznie. Punkty kontrolne zaliczane na początku z zapasem 20 min. Jednak im bliżej mety tym bardziej zapas malał. Robię postój na foto hotelu i coś tam chyba nawet z tego zdjęcia będzie. Światła prawie bez stania i potem już spokojnie ścieżką za rondo na Zagórzu i Szymanowskiego do mety. Na miejscu mam jeszcze 12 min. w zapasie. Trochę stopy przemarzły. Poza tym całkiem przyjemny dojazd do pracy. W pracy mówią, że wyglądam w ciemnościach jak ufo ;-p
W ciągu dnia ładnie się wypogodziło. Słoneczko ładnie świeciło wytapiając resztki wczorajszego śniegu. Wychodzą po 15:00 jeszcze załapałem się na kilka minut jazdy w dziennym świetle. Dziś najkrótszą drogą przez Mec (światła nie działają już któryś dzień z kolei ale ruch jest płynny), Środulę, Stary Będzin, nerkę, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Tempo spokojne, niespieszne. Zresztą temperatura jest taka, że nie ma się co szarpać bo albo braknie oddechu albo zacznie wychładzać pęd powietrza. Finisz już przy zapadających ciemnościach. W domu moment na ogrzanie i zarzuciwszy sakwy ruszam jeszcze na małe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem, przy pełnych ciemnościach (choć to dopiero 17:00) staczam się do domu. Zimno, sucho, bez wiatru. Da się jeździć choć już nie tak dynamicznie, jak jeszcze całkiem niedawno. A tu jeszcze ponad 4 miesiące będzie trzeba się męczyć :-(
Kategoria Praca
DPND
-
DST
37.00km
-
Czas
02:07
-
VAVG
17.48km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranek na zdecydowanym minusie. Już na starcie (6:03) widzę, że jezdnia pokryta przymarzniętą wilgocią. Próba hamowania nie wypada najgorzej ale nie daję się nabrać na ten chwyt i jadę ostrożnie. Na skrzyżowaniach słyszę jak samochody piłują nim złapią przyczepność. Kręcę spokojnie również z tego powodu, że jest po prostu zimno. Jak tylko się na zjeździe rozpuściłem z hamulcami to mi zaraz zaczęły marznąć stopy i dłonie. Tak więc trzeba balansować na granicy przegrzania i zmarznięcia. Pierwsze punkty kontrolne przejechane wcześniej niż zwykle ale im bliżej "Zielonej" tym bardziej jestem bliski czasów przelotu letniego. Za "dworcem" w Dąbrowie Górniczej (po krótkim postoju na szlabanie) jestem jeszcze w czasie ale po światłach na Alei Róż czas zaczyna uciekać. Ostatecznie ląduję na mecie o 7:04. Po drodze widzę niebieskie i pomarańczowe koguty na "94" ze świateł z Alei Róż. Pewnie dzwon. Potem jeszcze przed samą pracą wymijam się z pełną lawetą. Będą mieli dzisiaj żniwa, oj, będą mieli.
W ciągu dnia słoneczko ładnie świeciło i dzięki temu asfalty zrobiły się dość suche. Przed wyjściem zadzwonił Prezes. Umówiliśmy się w centrum Zagórza. Spotykamy się gdzieś kwadrans po piętnastej i spokojnie kręcimy w stronę centrum Dąbrowy Górniczej. Pojawił się zachodni, zimny wiatr. Momentami trzeba z nim trochę powalczyć. Na chwilę wchodzę do ProLine-a i potem dalej we dwóch kręcimy na Ksawerę. Stąd pod targ w Będzinie. Po drodze rozmawiamy na ile pozwalają nam samochody i szum wiatru w uszach. Przy targu Marcin miał już zawracać ale specjalnie nie musiałem go namawiać żeby zagiął w stronę Łagiszy. Potem jeszcze raz ściągam go z kierunku na Zieloną i razem jedziemy do Sarnowa. Tu już bez pogadanek żegnamy się i on zjeżdża w stronę Preczowa i Pogorii 4 a ja do świateł na "86" i dalej prosto do domu. Jadę od świateł prosto pod wiatr. Do tego ostatnie 2 km jeszcze pod zacinający śnieg. Na chwilę wchodzę do piekarni i jak wychodzę to na zewnątrz regularna zadymka. Na szczęście do domu jakieś 300m więc to już nie jest wielki problem. Sęk w tym, że jak się to wszystko nie stopi i nie zniknie w nocy, to jutro będę musiał wziąć pod uwagę jazdę zbiorkomem do pracy :-(
Kategoria Praca
DPOND
-
DST
54.00km
-
Czas
02:49
-
VAVG
19.17km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nieco chłodniej niż wczoraj. Obstawiłbym +5. No może +7. Jezdnie mokre ale bez opadów na starcie. Wiatr chyba trochę pomagający. Ruszam 6:12. Kręci mi się bardzo dobrze i punkty zaliczam w czasie. Na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej trafiam na szlaban ale pociąg już rusza więc stania mało. Po drodze focę hotel choć widoczność kiepska. Może coś tam wyszło. Na granicy Dąbrowy Górniczej i Sosnowca pojawia się deszczyk. Nic wielkiego ale przez te kilka kilometrów do finiszu jednak kurtka trochę nasiąka i nogi zaczynają się wychładzać. Dziś dzień szalonych e-"L"-ek i "kierowników" zlewających pierwszeństwo rowerzysty na ścieżce. Na szczęście nie było sytuacji kryzysowych bo po prostu na nich uważałem żeby się pod koła nie dostać. Na miejscu z minutą zapasu lekko nasiąknięty wodą. W butach jednak sucho więc ogólnie nie było źle. Dojazd raczej przyjemny. W pracy chcieli się zakładać czy będę dziś na rowerze ;-) Szaleni.
W trakcie dnia dociera potwierdzenie, że przesyłka jest do odbioru. W związku z tym plan powrotny ulega przewidywanej korekcie o dodatkowe kilometry. Przez Stawiki, Morawę i Szopki kręcę do centrum Katowic. Po drodze ruch taki sobie. Spodziewałem się gorszego. Męczą mnie tylko te wszystkie światła. Przez nie jest stosunek jazdy przerywany. Poza tym ok. Bez problemów docieram pod galerię przy dworcu, zapinam na chwilę rower i szybko odbieram paczkę. Mocowanie dodatkowego balastu idzie sprawnie i kilka minut później wracam prosto do domu. Trochę się pozmieniało w centrum Katowic od mojej ostatniej tam bytności więc jadę trochę na czuja ale udaje się bez problemów wybić na Spodek i potem dalej przez Pętlę Słoneczną w stronę Placu Alfreda. W Siemianowicach Śląskich jakoweś zatory, które udaje mi się jednak rowerkiem przejechać bez problemu. Do Bańgowa jeszcze ruch dość konkretny ale jak tylko porzucam "94" to już jest spokojnie. Na Przełajce pojawia się krótki, zupełnie niegroźny deszczyk. Zanika nim dojeżdżam do Wojkowic. Rezygnuję ze skrótu terenowego przy wiadukcie spodziewając się tam bagienka po niedawnych opadach i fakcie, że stacjonowały tam jeszcze niedawno pojazdy uczestniczące w remoncie jezdni w tej okolicy. Spacerowo podjeżdżam pod kościół i skręcam za nim w stronę Strzyżowic. Zjazd, podjazd, skręt w prawo, zjazd, zakręt w lewo i jestem już na prostej do domu. Kilka minut niespiesznego kręcenia i osiągam metę. W sumie przyjemne kręcenie. Popołudniowa jazda raczej na sucho, przy umiarkowanych podmuchach i przyzwoitej temperaturze.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
40.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+5 na starcie. Wietrznie ale sucho. Przez chmury prześwituje na początek nieco jaśniejsze niebo a potem również rozjaśniają się od wschodzącego słońca. Start 6:11 czyli tak mniej więcej o czasie. Wiatr trochę pomaga na początku więc jedzie mi się bardzo dobrze. Światła na "86" zaliczone o jeden cykl wcześniej. Na Zielonej jestem 6:33 czyli standard. Dziś robię dla odmiany foto hotelu i udaje się jeszcze przelecieć na zielonym światła na Alei Róż. Na Mortimerze krótka chwila stania a potem już spokojnie ścieżką za rondo w Zagórzu. Finisz z zapasem 3 min. Bardzo przyjemny i bardzo spokojny dojazd do pracy. Taki listopad może być aż do końca marca.
Chyba mój biomet w trakcie pracy padł na ryj bo na wyjściu marzyłem tylko o tym, by się walnąć spać. Cała droga powrotna niezbyt spieszna. Powrót przez Mortimer, Reden, P3, P4, Preczów i Sarnów. Przyjemne kręcenie bez sensacji. Różnica w stosunku do poranka taka, że słabszy wiatr i mokre jezdnie. Temperatura chyba bez zmian. Na Mortimerze pod DorJan-em w pip autokarów, jeszcze więcej policyjnych furgonetek, sporo ludzi. Ktoś coś wie w tym temacie? Na Pojezierzu pustawo. Spotkałem ledwo kilku rowerzystów i biegaczy.
Kategoria Praca
DPNDZ
-
DST
38.00km
-
Czas
02:14
-
VAVG
17.01km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na starcie +10. Jezdnie mokre. Zauważalny wiatr. Bez opadów. Startuję 6:10 i od razu wiem, że będą odcinki, na których przyjdzie mi siłować się z wiatrem. Po koło 3 km pojawiają się pierwsze, jeszcze niegroźne, opady. Przelotne w większości. Punkt kontrolny na Zielonej zaliczam minutę przed czasem więc jest dobrze. Na "dworcu" trafiam na szlaban ale pociąg już przejeżdża więc stania nie było chyba więcej jak minuta. Zaczyna konkretniej padać i tak już zostaje do mety. Z tego też powodu dziś nie focę hotelu. Na finiszu jestem równo o 7:00. Mam wrażenie, że mnie mocno zlało ale w trakcie przebieranek odkrywam, że to odczucie było fałszywe. Nasiąknięte nogawki spodni wychładzały uda. Poza tym reszta ciuchów względnie sucha. W butach też sucho. Przyjemny dojazd do pracy.
W ciągu dnia, jak to ostatnio często, popadało. Na wylocie jednak bez opadów, które pojawiały się potem na chwilę w formie niegroźnej. Ruszam bez gięcia do domu w niezbyt spiesznym tempie. Inaczej się nie da. Żeby zrobić tempo spieszne musiałbym się mocno nawalczyć z wiatrem. A tak można było sobie kręcić spokojnie i bez nerwów. Wracam przez Mec, Środulę, Stary Będzin. Na ścieżce niedaleko stadionu z przeciwka nadjeżdża Mariusz. Wymieniony napęd, naprawiona przerzutka, w końcu znów może jeździć. Dłuższą chwilę zajmuje nam rozmowa. Ujawnia nieco detali z wyrypy na Skrzyczne. Bez wątpienia było ciekawie. Zapadające ciemności kończą nasz zjazd. Żegnamy się i ruszamy każdy w swoją stronę. Przez przejścia podziemne przy nerce przebijam się na kierunek Łagiszy i dalej do Sarnowa. Stąd już prosta droga do domu. W momencie zwrotu na zachód poczułem w pełni siłę wiatru. Tempo iście spacerowe. W domu jestem już o pełnych ciemnościach. Chwila dłuższa na złapanie oddechu. Potem zakładam na Strzałę sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjazd do domu. Niby pogoda słaba bo ciągle mokro i ostatnio zaczęło wiać ale jednak jeździ się całkiem nieźle i udaje mi się nie zmoknąć jakoś tragicznie. Albo też już się przyzwyczaiłem, że sucho nie musi być. Generalnie jak na listopad to warunki całkiem niezłe.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
40.00km
-
Czas
01:46
-
VAVG
22.64km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś bardzo przyjemny dojazd do pracy z nutą zawałową przed finiszem. Startuję lekko obsunięty pomimo tego, że wstałem z zapasem. Ruszyłem o 6:13. Jezdnie mokre ale bez opadu. Również wiatru nie zauważam. Dywan chmur nie jest tak szczelny jak wczoraj i chyba wisi nieco wyżej. Miejscami nawet prześwituje jaśniejszy kawałek nieba. Na początku toczę się z uczuciem i dzięki temu trafiam na "zielone" na "86" o 6:22. Punkt kontrolny za mostem na Czarnej Przemszy zrobiony minutę przed czasem. "Dworzec" dziś bez szlabanów. Potem foto hotelu. Chwila stania na czerwonym na Alei Róż i rzut na taśmę na późne zielone na Mortimerze. Potem już spokojnie ścieżką, na której tym razem żaden kierowca nie próbował mnie zabić. Objeżdżam rondo i skręcam w Szymanowskiego. Za kościołem z prawej strony wyjeżdża kombiak i zatrzymuje się na skrzyżowaniu. Chyba go jednak wyczułem bo zacząłem mu się przyglądać uważniej. I się nie pomyliłem. Rusza jakby chciał mi zajechać drogę. W ostatniej chwili się zreflektował i gwałtownie stanął. Blisko może nie było ale lekko ciśnienie podskoczyło. Końcóweczka do mety już bez sensacji. Ląduję z zapasem 3 min.
W ciągu dnia coś kapało więc jezdnie dalej mokre ale na moim powrocie tylko tyle. No może jeszcze trochę wiatru z zachodu ale niezbyt uciążliwego. Kręciło mi się bardzo dobrze i nawet całkiem żwawo. Trochę nawet się zagotowałem. Wracam przez Mortimer, Reden, bieżnię na Pogorii 3, Piekło, bieżnię na Pogorii 4, Preczów i Sarnów. Na pojezierzu pustki. Na P3 trzech piechurów w sumie widziałem, na P4 jedną pieszą i rowerzystę. Teraz fajnie się tam jeździ. Przez moment widać było zachodzące słońce kiedy to zeszło poniżej pułapu chmur a jeszcze nie zdążyło schować się za horyzont. Finisz już przy zapadających ciemnościach.
Kategoria Praca