Kwiecień, 2019
Dystans całkowity: | 989.00 km (w terenie 248.00 km; 25.08%) |
Czas w ruchu: | 55:08 |
Średnia prędkość: | 17.94 km/h |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 43.00 km i 2h 23m |
Więcej statystyk |
DPD
-
DST
37.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
18.50km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
O poranku jezdnie mokre, pochmurno, wieje nieco z północy ale nie pada. Ogólnie warunki do jazdy całkiem niezłe. Zbieram się na koła o 6:08. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie, niestresowo, przyjemnie. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut lekko podgotowany. Czapka okazała się lekką przesadą. W zupełności pod kask wystarczyłaby bandanka. Po drodze pustawo zarówno pod kątem samochodów jak i rowerzystów. Długi weekend w natarciu.
Po południu całkiem przyjemnie się zrobiło. Chmury, co prawda, nie zniknęły ale pojawiało się słoneczko. Jezdnie przeschnęły owiane północnym, raczej ciepłym, wiatrem. Miałem na powrocie nieco pozaginać ale dotarł zamówiony akumulator do UPS-a i brakło mi zacięcia by z tym balastem robić ekstra kilometry. Powrót może trasą nie za długą ale choć trochę terenową. Kolejno: las zagórski, Rreden, Most Ucieczki, Park Zielona, czarny szlak do Łagiszy, teren do Stachowego, czarny szlak do Parku Żurawiniec, teren do Strzyżowic i prosta do domu. Przyjemnie, niespiesznie, spokojnie.
Kategoria Praca
DP PTTK D
-
DST
42.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:56
-
VAVG
21.72km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na niedzielę ICM dawał nadzieję na prawie suchy poranek i na wtedy się szykowałem coś na szybko zakręcić. Jednak jak odemknąłem oka po 5:00 już kapało. I nie przestało aż do dziś. Tak więc niedziela niejeżdżona.
Dziś nawet nie rozważałem innej opcji na dojazd niż rower. Zbieram się umiarkowanie sprawnie. Owijam w warstwy przeciwdeszczowe i wytaczam o 6:10. Pochmurno, pada, lekko wieje ale nie jest tak źle, jak się spodziewałem, że może być.
Trasę zakładam przez Będzin ale dobrze naluftowane koła Mamuta sprawnie niosą i mam dość czasu żeby pojechać przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przelot bez sensacji i spokojny. Na metę zataczam się z rezerwą kilku minut bardziej spocony jak zmoknięty. W butach sucho. W sumie całkiem przyjemny dojazd do pracy.
W ciągu dnia opady nieco się uspokoiły i na spotkanie klubu kręcę po mokrych ulicach i przy nielicznych kropelkach. Docieram bardziej spocony jak mokry. Sprawy klubowe, wesołe gadki i 2 godziny przelatują błyskawicznie. Powrót na zwykłej trasie przez Milowice, Czeladź i Wojkowice. Trochę mżyło i koła podrywały krople z jezdni ale w sprawnej jeździe to nie przeszkadzało. Przyjemny powrót do domu. Strasznie fajnie mi się jeździ na naluftowanych balonach Mamuta :-)
Kategoria Praca
Żabie Doły. Lekko namaczane.
-
DST
74.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
04:19
-
VAVG
17.14km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakoś tak na początku tygodnia umówiliśmy się z Michałem na wspólne zakręcenie na Żabie Doły. Miejsce zbiórki: Pomnik Powstańców Śląskich w Katowicach. Godzina: 11:30.
Kiedy odemknąłem oka zaatakowany zostałem faktem, że kapie. Ale ICM uprzedzał i obiecywał, że później będzie lepiej. Nie zrażony tym jeszcze chwilę przysypiam. Potem śniadanko, pakowanie i inne formy marnotrawienia czasu nim nastaje godzina startu. Wcześniej jeszcze kontaktujemy się czy jedziemy, czy odpuszczamy. U mnie znośnie, u Michała też. Jedziemy.
Startuję 11:34. Kręcę trasę przez Wojkowice, Przełajkę, Bańgów do Siemianowic Śląskich. Tu widzę całkiem sporo Policji, Straży Miejskiej, Strażaków, gdzieniegdzie pogotowie. Tak wykombinowałem, że jakieś zawody. Im bliżej jestem Placu Alfreda tym wszystko w większym pogotowiu bojowym. Ruch już wstrzymany. Do Katowic pozwalają mi jechać tylko chodnikiem. Mnie pasuje.
Gdzieś na Wełnowcu jest pierwszy biegacz. Sporo odsadził stawkę. Na kilkaset metrów przynajmniej. Potem biegną pojedyncze osoby. Potem coraz więcej. Kiedy zjeżdżam w stronę Spodka drogą wali już cały tłum. Kiedy dotaczam się do pomnika i parkuję pod jego skrzydłami widzę jeszcze koniec peletonu. Zaczyna mżyć.
Myślałem, że to Michał będzie na mnie czekał. Tymczasem to ja czekam na niego. Ale niezbyt długo. Teraz prowadzi Michał. Przetaczamy się ścieżką do Parku w Chorzowie i jego alejkami, miejscami też odgrodzonymi dla kijkarzy, przebijamy się w stronę Starego Chorzowa i ostatecznie do Żabich Dołów.
Jeszcze mnie tu nie było. Niestety pogoda nam spłatała psikusa i z pewnością nie robi to miejsce takiego wrażenia jak przy słoneczku ale i tak postanawiamy coś niecoś pokręcić wokół zbiorników. Alejkami robimy objazd wykonując przy okazji nieco szagi. Zatoczywszy koło jedziemy dalej w stronę Bytomia. Cały ten czas mży prawie nieprzerwanie. Nieustannie muszę ścierać wodę z okularów.
W Bytomiu Michał stwierdza, że kończy mu się już czas i chce uderzać na Katowice. Mnie bardziej pasowało na Piekary Śląskie. Szkoda było się jednak już rozjeżdżać więc zaciągnąłem Michała na mój wariant dojazdowy do Bytomia i trochę piracąc po drodze wydostajemy się na czerwony szlak przez Brzeziny Śląskie do Dąbrówki Wielkiej i dalej terenem do Przełajki. Stamtąd przez Brynicę do Czeladzi i dalej do Sosnowca. Rozjeżdżamy się na Grota-Roweckiego chwilę wcześniej jeszcze pogadawszy.
Solo kręcę w stronę ścieżki rowerowej startującej przy Klubie Kiepury i przetaczam się nią aż do ul. Słowańskiej. Potem testuję drugą stronę do świateł na Stadionie. Reszta drogi już raczej opornie szła. Zaczęło mi się we znaki dawać lewe kolano więc nieustannie zmieniałem rytm kręcenia żeby znaleźć ten najmniej dokuczliwy. Przetaczam się niespiesznie przez Łagiszę do Sarnowa i dalej prosto do domu. Choć chodziły mi po głowie wygięcia to jednak szarpanie w nodze zniechęciło mnie skutecznie. Poza tym trochę też mi nasiąknęły wodą ciuchy i już miałem bardzo dużą ochotę zdjąć je z siebie. W domu od razu wszystko do prania a ja pod prysznic.
W sumie dobrze, że się umówiliśmy na kręcenie bo solo chyba bym sobie odpuści. A tak to była motywacja żeby nie być tym co się łamie :-) W efekcie wyszło całkiem fajne kręcenie mimo opornej pogody. Traska na Mamucie z dobitymi do dwóch atmosfer balonami. Trochę jak jazda na piłce plażowej ale za to miejscami całkiem dynamicznie. Dziś wykręciłem mój rekord prędkości na FatBike-u - 52km/h. I był jeszcze potencjał do podniesienia wartości.
Foty były ale nie za wiele, nie za efektowne więc odpuszczam wrzucanie.
EDIT (2019.05.01): Przy okazji wrzucania fot z Pikniku Europejskiego w Sosnowcu zmobilizowałem się i wrzuciłem też te kilka fot z Żabich Dołów.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
DPDSDZD
-
DST
47.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
23.50km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start tak sobie sprawny o 6:13. Jakby chłodniej niż wczoraj choć mam wrażenie, że podmuchy znacznie słabsze. Słonecznie. Trasę kręcę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Odkrywam po drodze, że są strefy z cieplejszym powietrzem. Przeważnie na odcinkach rozciągających się na osi wschód-zachód. Czyli pewnie słoneczko zdążyło tam już podgrzać atmosferę. Na metę zataczam się z rezerwą 3 min. przy w miarę spokojnym przejeździe.
Powrót z pracy krótki i szybko przez las mydlicki, las grodziecki i "913". Spieszyłem się do domu by odstawić Rzeźnika i zdążyć na zbiorkom do Będzina, gdzie w serwisie czekał Błękitny po przeszczepie manetek. Odbieram rowerek z serwisu i robię powrót przez Łagiszę i Sarnów do domu. Po drodze odkrywam, że położyli nowy dywan na odcinku przed Sarnowem. W końcu zniknęły te koszmarne dziury. W domu zostawiam plecak, zakładam sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zakupy. Z balastem zjazd do domu.
Ładnie się dziś śmigało, sprawnie, dynamicznie. Warunki iście letnie po południu. Aż trudno uwierzyć, że jutro ma być ledwo +10 i jakiś deszcz.
Kategoria Praca
DPS
-
DST
25.00km
-
Czas
01:05
-
VAVG
23.08km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch taki sobie i na kołach jestem o 6:14. Przynajmniej warunki niezłe. Jakby o nutę cieplej niż wczoraj choć dalej wieje dla mnie niepomagająco. Za to chyba więcej słońca.
Kręcę trasę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dziś ze dwa wnerwy na kierowników wyprzedzających zbyt blisko. Jeden przy stacji na Mortimerze i drugi na Szymanowskiego. Poza tym przyjemny dojazd do pracy. Po drodze całkiem sporo rowerzystów dziś widziałem.
Powrót w przyjemnych, letnich warunkach. Dużo słońca, ciepło. Jest wiaterek i to zauważalny ale jakoś nie zamierzam się poddawać jego oporowi. Kręcę na kierunku do Będzina (przez Mec i Środulę). W serwisie zostawiam rowerek na przeszczep manetek pod kątem przejścia z kasety "8" na "9". Reszta powrotu zbiorkomem i na dziś koniec kręcenia.
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
44.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:23
-
VAVG
18.46km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zbieram się sprawniej niż wczoraj i na kołach jestem o 6:07. Warunki nieporównanie lepsze. Co prawda wieje i jest pochmurno, ale wiatr jest omal-że ciepły i nie za bardzo przeszkadzający. Chmury są wysoko i nie zapowiadają deszczu.
Chciałem nieco poterenować na dojeździe ale okno czasowe za wąskie na ekstra manewry i cała trasa asfaltem przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie, bez ekscesów dotaczam się na metę ze stratą 2 min. Dziś w użyciu lekkie wdzianko: krótkie spodenki, lekka niegrzejąca bluza. W końcu ma być po południu ponad +20 stopni.
Pogoda powrotna całkiem przyjemna choć jeszcze bez upałów. Trochę wiało jeszcze nieciepłym powietrzem. Chmurki, słoneczko. Spokojnie dało się jechać "na krótko".
Wracam prawie tą samą trasą do centrum Dąbrowy Górniczej. Mam interes w C. H. Pogoria, którego nie załatwiam. Jest jednak rozwiązanie zapasowe. Załatwię to samo w C. H. M1 w Czeladzi. Tak więc przez Ksawerę, wały Czarnej Przemszy i Syberkę przebijam się do celu zapasowego. Tam temat udaje się rozwiązać i mogę już spokojnie i niespiesznie toczyć się do domu.
Korzystam z okazji i podtaczam się pod cmentarz żydowski i stamtąd przeskakuję "94" by dostać się w teren, którego nie opuszczam prawie aż do cmentarza w Psarach przy okazji przetaczając się przez Czeladź, Grodziec i Wojkowice. Od cmentarza chwilę gonię "szoszona". Na skrzyżowaniu się znów spotykamy ale to tylko dlatego, że się nie spieszył. Normalnie pościg fatem za kolarką nie ma zupełnie sensu. Chwilę potem jestem już w domu. Przyjemny i spokojny powrót z pracy.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
38.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:15
-
VAVG
16.89km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedzielę odpoczywałem po pustyni. W poniedziałek coś mnie zmuliło i jedyną formą aktywności, na jaką miałem siły się zdobyć, było czytanie. Dziś już lepiej i do pracy rowerkiem. Żeby nie było jednak za różowo to wtorek zaczął mi się tak, jakby był poniedziałek. Problemy ze startem kończą się wyjazdem o 6:16. Warunki niby takie jak wg ICM-u czyli około +5, dość silny wiatr głównie ze wschodu, trochę chmurek i sporo słońca. Jednak wrażenie z jazdy okazało się oporne.
Trasę kręcę przez Będzin, Warpie, Mydlice, las mydlicki i centrum zagórza. W lesie nagle mi się pod tyłkiem przesuwa siodełko. Rozkręciła się śruba. Chwila czasu upływa na ustawieniu. Spóźnienie, które już w Będzinie zacząłem zakładać jako pewnik, jeszcze tylko się powiększa. Ostatecznie jestem na miejscu tak po czasie, że nawet nie chcę wiedzieć ile. Zestaw "na długo" wcale nie okazał się przesadą.
Na powrocie cieplej ale wiele z wdzianka mi nie ubywa. Wieje mniej więcej ze wschodu. Jest sporo chmur choć nie jest ciemno. Nienajgorsze warunki do jazdy ale do ideału też daleko.
Kręcę niespiesznie przez las zagórski w stronę Gołonoga. Przychodzi mi trochę postać przy przejeździe i przeczekać aż pociąg przewali się we dwie strony - przetok. Potem przebijam się przez miasto w stronę stacji kolejowej i na przejeździe przekraczam tory - znów czekając na pociąg, tym razem KŚ. Na szczęście nie trwało to długo.
Asfaltami przetaczam się w stronę Piekła i tu wbijam na bieżnię i zaraz zjeżdżam na piasek leżący równolegle do ścieżki. Nim jadę ile się da w stronę tamy i dalej do Preczowa. Potem przez Sarnów asfaltowo i za światłami wbijam znów w teren. Ciągnę tak aż do Strzyżowic. Tu jeszcze małe zagięcie przez ul. Kasztanową i reszta drogi grzecznie asfaltem do domu.
Przyjemnie i niespiesznie kręcenie powrotne. Choć były też krótkie szybkie odcinki. Jak tak zerkałem na GPS-a to pokazywał, że lecę 31km/h na asfalcie. Mamutem. Jednak pod wiatr tempo było mocno spacerowe. Ale i tak fajnie się jechało.
Kategoria Praca
Pustynna Burza, pierwsza setka Mamutem i nowe profilowe
-
DST
100.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
07:50
-
VAVG
12.77km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
ICM rano twierdził, że sobota będzie najpogodniejszym dniem z weekendu świątecznego. Nie było rady, trzeba było to wykorzystać. Zdecydowałem się załatwić w sumie trzy sprawy jednym strzałem. Cztery. Po pierwsze pokręci coś w ogóle. Po drugie pojechać grubaskiem stówkę. Po trzecie przewieźć się po Pustyni Błędowskiej. Po czwarte zrobić sobie nowe foto do profilu na BS.
Start bez ciśnienia i wytaczam się przed 10:00. Słońca dużo więc witaminki "Dy" nałapię sporo. Ale mogło by być ciut cieplej albo słabiej wiać. Niestety to nie koncert życzeń więc jadę co jest. Trasa na mapce więc opisywać nie będę w detalach. Jakby jednak komuś wpadło do głowy powtórzyć coś z tego, to niech się zastanowi dobrze albo wyposaży w fatbike-a.
Pustynia wiadomo, ale były też i inne kawałki czystego off-road-u. Nawet na fulu bym się w nie nie pchał. Mamutem poszło gładko. W ogóle na grubych kołach Pustynia Błędowska to nie wyzwanie. Spokojnie da się ją przejechać. Zwłaszcza południową część. Część wojskowa jest lepiej posprzątana i bardziej piaszczysta ale też nigdzie nie deptałem z buta. Unikać trzeba jedynie szlaków wytyczonych przez quady. Tam jest żywy piach i jakkolwiek da się jechać na grubych kołach, to jest to jednak mordęga. Jak się tylko te szlaki przecina to nie ma problemu.
Ogólnie fajnie niespiesznie mi się kręciło. Gęsto stawałem strzelać foto. Później, jak już dotarłem do "wojskowej" pustyni również z powodu bólu w kolanie, który towarzyszył mi do końca jazdy. Powinienem był częściej robić krótkie przerwy wtedy by problemu nie było.
Kolano dalej napiernicza ale i tak cieszę się bardzo, że sobie to pojechałem. Od dawna mi taki manewr po głowie chodził. Jeszcze zanim nabyłem Mamuta. W końcu udało się go zrealizować.
Link do pełnej galerii
W drodze na pustynię.
Na Pustyni Błędowskiej. Część południowa. Nowe profilowe.
Ktoś tu na wąskich oponkach walczył. Obok odcisnąłem dla porównania ślad Mamuta.
Pustynia nie do końca jest pustynią. Ale piachu sporo.
Tu się przeprawiałem przez Białą Przemszę na północną część pustyni.
Selfik przed wjazdem na "wojskową" pustynię.
Po drodze było trochę takich gadżetów w piasku. Tak na 100% to nie byłem pewny czy na coś nie wjadę ;-p
"Wojskowa" za mną.
Widzicie jakąś ścieżkę? Nie? To dobrze widzicie. Jeden z kawałków kompletnego off-road.
Jakiś nieznany mi z nazwy ciek wodny, który również musiałem przebyć "z buta".
Garmin twierdzi, że stówka jest. GPS-ies tego nie potwierdza. Ja się będę trzymał wersji Garniaka.
Kategoria Jednodniowe
DPD
-
DST
34.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
01:42
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przy Wielkim Piątuniu start tak przymulony, że na kołach jestem o 6:18. Nie ma czasu na marudzenie i trasa krótka przez Będzin. Przynajmniej pogoda nie robi pod górkę. Jest jakby ociupinkę cieplej niż wczoraj. Nie czuję wiatru. Jest sporo słoneczka. Przyjemnie. Przejazd bez sensacji i w miarę sprawny. Na mecie mam minutę zapasu. Jeszcze rano we wdzianku "na długo" ale w plecaku jest zestaw "krótki" i tenże pójdzie w użycie na powrocie. Zaczął się okres wożenia plecaka pełnego ciuchów.
Powrót w zestawie "na krótko" wariantem spokojnym. Słoneczko podgrzało atmosferę na tyle, że większość ciuchów wraca w plecaku. Daje się odczuć wiatr z północy ale nie jest już zimny. Ledwo nie ciepły. Kręcę początek przez las zagórski w stronę Redenu. Tu obowiązkowy kawałek asfaltowy do bieżni przy Pogorii 3 i zjazd do parku Zielona. Potem spokojnie czarnym szlakiem do Łagiszy i terenem do Stachowego. Obok magazynów przebijam się do Psar i asfaltem kręcę prosto do domu. Po drodze mała akcja w wykonanie jakiegoś niezrównoważonego "taryfiarza". Najpierw sygnalizował skręt przy remizie strażackiej w lewo ale się rozmyślił zmuszając jadący za nim samochód do gwałtownego hamowania. Tym samym i mnie. Potem zamiast normalnie jechać to wlókł się z 5 na godzinę i jak go ten przede mną chciał wyprzedzić to mu zaczął zajeżdżać drogę z lewa na prawo. Jak to się tam dalej potoczyło to nie wiem bo mi w końcu odjechali ale z psyche tego "taksówkarza" zdecydowanie było coś nie tak. Reszta drogi do domu już spokojnie i niespiesznie. Dziś bez większych objazdów.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
41.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
01:51
-
VAVG
22.16km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start dziś przesunięty nieco w stronę zamulania. Ruszam o 6:08. Jakby o nutę cieplej. Nie czuję podmuchów. Słoneczka z minuty na minutę więcej.
Kręcę trasę bez finezji, asfaltową przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. W zasadzie spokojnie. Po drodze spotykam kolegę z pracy ale przejeżdżamy razem może z 300m. On wraca z pracy. Na Mortimerze rzucam okiem na rozbierany budynek Silmy (obecnie Expo Silesia). Widać, że coś się dzieje. Na sieci są zdjęcia i filmy z rozbiórki.
Na miejsce zataczam się z rezerwą 5 min. Przyjemny dojazd do pracy.
Coraz przyjemniejsze warunki są w porze powrotu z pracy. Dziś słoneczko, trochę jeszcze nie za ciepłego wiaterku, przyjemnie. Zaczynam powrót mniej więcej powrotem po własnych śladach. Załatwiwszy dwa drobiazgi w centrum D. G. kręcę dalej w stronę "dworca kolejowego" i do parku Zielona. Potem bieżnią przy P3 przetaczam się w stronę Piekła przy okazji zaliczając wizję lokalną budowy przejazdu pod torami między P3 i P4. Potem to samo od strony bieżni na Pogorii 4. Tak średnio mi jego lokalizacja pasuje, ale niech będzie. Reszta drogi bez finezji przez Preczów i Sarnów do świateł na "86". Przekroczywszy je wbijam w teren i przez Park Żurawiniec wytaczam się na terenowy skrót do Strzyżowic. Stamtąd zjazd prosto do domu. Przyjemny i spokojny powrót do domu. No może prawie spokojny. Jakieś tam drobne zgrzyty były.
Kategoria Praca