Kilkudniowe
Dystans całkowity: | 19089.00 km (w terenie 2528.00 km; 13.24%) |
Czas w ruchu: | 1177:00 |
Średnia prędkość: | 16.22 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.50 km/h |
Liczba aktywności: | 184 |
Średnio na aktywność: | 103.74 km i 6h 23m |
Więcej statystyk |
Nieważne czy czarny, czy czerwony każdy zapiaszczony :-)
-
DST
69.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
05:23
-
VAVG
12.82km/h
-
VMAX
45.30km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pasterz nasz, Ola, wodziła dziś swe stado w teorii czarnym szlakiem rowerowym.
W praktyce znów wyszła rzeźnia plegająca na oraniu hektarów piasku, brodzeniu, harpagańskich zjazdach i wyrypiastych wjazdach. Wszystko to przy super pogodzie.
Były gleby, była jazda obowiązkowa na czuja, było poszukiwanie zaginionych szlaków, wypychy, jazda na czołówkach czyli pełny zakres rażenia.
Odgłosy, jakie wydaje mój rowerek przyprawiałyby moje serce o ból, gdybym je miał. Oznaczają pewnie też to, że wkrótce czeka go wizyta w serwisie. Ze 2x musiałem dokręcać dziś korbę :-/
A tak w ogóle to zabawa jest przednia. Jazda, na przemian z nałogowym żarciem przy mnóstwie ciętego humoru. Loża Szyderców w osobie Domina pracuje pełną parą. Niesforne stadko baranów i owieczek nieustannie usiłuje się wyrwać spod tyrańskich rządów naszego pasterza. Wracamy codziennie ciemną nocą, zmachani jak konie po westernie i nieustannie wołamy o więcej. Zupełnie jak na ustawce. Tylko trwającej tydzień :-)
Link do pełnej galerii
Zaczyna się super.
Potem jak zwykle: oranie piachu.
Aże z Domina para poszła i musiał się człowiek odstresować ;-)
Do zjazdu!
Szczebrzeszyn jeszcze raz.
Radecznica.
Kopiec Zaburski.
Standardowo doczekaliśmy nocy i wypychu po piachu (3w1).
Tak bede siedzieć! Nie wstane!
Przygotowania do nocnego finiszu asfaltami.
Rowerowo dzień zakończony z takim wynikiem.
Odprawiliśmy jeszcze rytuał palenia kiełbasy ;-)
Kategoria Kilkudniowe
Tytuł zastępczy
-
DST
96.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:41
-
VAVG
16.89km/h
-
VMAX
39.80km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zastępczy by nie popełnić za dużo byków ;-) Dlatemu, że dziś na początek start do Szczebrzeszyna. Nim jednak do tego doszło Domino robi serwis hamulca tylnego u Edyty.
Potem jazda na czuja i sesja foto z owadem. Pogoda się poprawia, znikają mgły i słoneczko zaczyna ładnie przygrzewać.
Wbijamy na szlaki: zielony i czerwony - oba piesze. Zaczyna się oranie piachów na przemian ze śmiganiem między błotkami.
Spotykamy po drodze dwoch bikerów, którzy szukają tego samego zielonego szlaku co my. Kawałek jedziemy razem aż wykorzystując czuja trafiamy wreszcie zaginiony w akcji szlak zielony. Nasi tymczasowi towarzysze odbijają nim w swoją stronę a my dalej z czujem za przewodnika jedziemy w stronę Zamościa.
Wszyscy sumiennie pracują nad jakością dzisiejszego jeżdżenia czyli: Ola artystycznie popełnia glebę, Domino z entuzjazmem wypełnia obowiązki członka Loży Szyderców szydząc z "upadłej" a Edyta i ja wszystko to uwieczniamy.
Cel osiągamy zahaczając po drodze o Mokre (kurchany, rezerwat), około 15:00. Na rynku obiadek i powrót.
Większość asfaltami ale było też oranie piachu w drodze nad Zalew Nielisz. Stamtąd na czołówkach, przez Szczebrzeszyn i Turzyniec wracamy na kwaterę, gdzie czeka Jagaryba.
Była cicha nadzieja, że popełni karną ucztę powitalną ale skończyło się na zupie.
Link do pełnej galerii
Dzień zaczyna się nieco ponuro.
W Szczebrzeszynie jednak zaczyna się już przejaśniać.
A potem już standardzik.
Szyderca przy pracy ;-)
Chwila na wybyczenie na łączce u gryzoni.
Kiedy inni wypoczywają robię sesję foto "kuniowi"...
... i "zięciołowi".
A potem jest już Zamość. Smaczny obiadek. I końcówka dnia.
Ruszamy jak na westernie, ku zachodzącemu.
I kończymy w ciemnościach z takim wynikiem.
Kategoria Kilkudniowe
Robaczki wy moje jedźcie już bo mi przeszkadzacie
-
DST
88.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
06:14
-
VAVG
14.12km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start dziś prawie planowy. Pogoda marzenie. Słoneczko, niemal bezwietrznie, kilkanaście stopni na plusie. Kurtki nawet nie zabieram ze sobą, a czapka i rękawiczki szybko wędruja do plecaka po pierwszym podjeździe.
Do południa męczył mnie baniak. Potwornie. Zarzekałem się większość dnia, że dziś nie popełnię błędów dnia poprzedniego ale wieczorem zdecydowałem się jednak sprawdzić czy poszło o ilość, czy o markę.
Zaś rowerowo dzień bardzo udany. Przez większość dnia oraliśmy piachy po parkach krajobrazowych i narodowych wzdłuż szlaków niebieskich, czarnych, zielonych i czerwonych. Wjazdy, zjazdy. Bajkowe widoki kolorowego, jesiennego lasu. W Józefowie regeneracyjna pizza i wizyta w kamieniołomie, gdzie też wspinamy się na wieżę widokową.
Na koniec powtórka z wczorajszego nocnego powrotu czyli jakieś 15 km na czołówce.
Zaś wszystko to pod światłym przewodnictwem Oli, której wodzenie na manowce wychodzi wręcz mistrzowsko. "Jej robaczki" podążają za Nią wiernie i wytrwale świadome tego, że opór jest bezcelowy :-)
Link do pełnej galerii
Ruszamy...
... i bardzo szybko kończy się to prowadzeniem.
Na całe szczęście pojeździć jednak się udaje.
Kolorki bajeczne. W naturze wyglądają o niebo lepiej.
Pasterz nasz knuje a owieczkom się wydaje, że mają coś do gadania ;-)
To jest to, czego chcą zakazać. Roślinka ładna. Za to produkt końcowy paskudny.
Goła baba zawsze się sprzeda ;-) Tu, co prawda, z kamienia ale za to lokalnie wydobywanego...
... w okolicach Józefowa.
Wieża widokowa nad kamieniołomem.
Nocne łażenie po Czartowym Polu.
Kościółek na wodzie w Zwierzyńcu.
Wynik za dzień.
Kategoria Kilkudniowe
Samiec Alfa ;-)
-
DST
61.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:56
-
VAVG
15.51km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na początek dojazd do Edyty na zbiórkę ekipy wyjazdowej na Roztocze.
Potem kilka godzin w samochodzie i lądujemy w Zwierzyńcu. Na miejscu kwaterowanie i jedziemy szukać paszy. Znajdujemy całkiem fajne miejsce gdzie wciągamy przyzwoity obiadek. A potem Ola zaczyna nas wodzić na manowce szlakiem czerwonym. Po drodze różne atrakcje typu piaski, bagienka, lasy, kładki, budowle. Pogoda jak zamówiona. Szybko zmuszeni zostajemy do ograniczenia wdzianka i tak praktycznie do samego końca jazdy pozostaje, nawet po zachodzie Słońca.
Dzień może dystansowo mało obfity ale czasu z dnia zostało niewiele po przyjeździe. Jutro ma być ambitniej.
Co do "alfy" to o detale u Domina ;-)
Link do pełnej galerii
Rowerki spakowane. Za chwilę ruszamy.
Przygotowania do wykorzystania reszty dnia.
Idziemy jeść :-)
A potem przedsmak tego, co nas czeka przez resztę tygodnia.
Robimy sobie zdjęcie z "kunioma".
Wypychamy po piasku.
Gnamy przez pola.
Mkniemy po drogach.
Przebywamy rzeki.
Testujemy lokum zastępcze.
Nawet prawie udało nam się wejść w szkodę.
A wracamy już prawie nocą.
Kończymy dzień z takim oto wynikiem.
Wydzielając sobie nagrodę za wysiłek :-)
Kategoria Kilkudniowe
Wyrypa na śniadanie, nocą z sakwami dymanie
-
DST
114.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
07:15
-
VAVG
15.72km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś miałem już być w pracy ale dzień wczorajszy nieco mnie umordował i straciłem kontakt z przytomnością coś koło 22:00. Mowy o wieczornym powrocie nawet nie było.
Rano żądam urlopu i potem już cały dzień mój czyli zmarnować go nie wypada.
Tak się składa, że Monika ma jeszcze do sprawdzenia jeden wariant trasy więc jest okazja jeszcze troszkę pobuszować po okolicy :-)
Nim jednak zaczynamy drapanie się tu i tam, trafiamy do kwatery głównej Niradhary i Kajmana. Spędzamy u nich dłuższą chwilę na rozmowie, i w moim przypadku, zabawach z psem :-) Czas jednak w miejscu nie stoi i nasi gospodarze muszą się zająć czymś tak przyziemnym, aczkolwiek koniecznym, jak praca. Nas również pogania tykający zegar a trasa sama się nie przejedzie. Serdeczne pożegnanie i ruszamy.
Nie będę pisał, gdzie byliśmy i w jakiej kolejności by nie zepsuć Monice Orientu ale powiem tak, cytując "klasyków": "cenka opada" :-) Warto się na Orient wybrać i zobaczyć gdzie wylądują lampiony. Na prawdę warto! Szkoda, że nie mogę o tym napisać :-)
Potem Monika uderza na kwaterę rozpocząć pakowanie a my z Tomkiem wjeżdżamy od drugiej strony na coś, na co wjeżdżaliśmy w sobotę. I zjeżdżamy, wlawszy sobie po Żywcu na animusz, tym zjazdem, co wjeżdżaliśmy w sobotę. Czad! Na jednym z zakrętów mocno mnie wynosi i tak o centymetry mieszczę się w łuku. Przód piszczy, tył zablokowany a ja sunę po asfalcie i tak się zastanawiam, czy już szukać drzewa, którego będę się w locie łapał, czy może jednak uda się wejść w zakręt :-) Udaje się i spotykamy się z Tomkiem na dole. Wracamy na kwaterę przed 17:00. Pakuję sakwy i żegnam się z Moniką i Tomkiem. Oni "Cytrynką" z trzema rowerami a ja na własnych kołach.
Ruszam bokami w stronę Oświęcimia by potem już wbić na trasę przez Babice i Imielin do Mysłowic. Stamtąd już znajomym terenem przez Sosnowiec do Będzina i do domu. Po drodze kilka postojów. Na pierwszym poległa TA BUŁKA, co to ze mną 3 dni jeździła w plecaku. Potem była jeszcze kawa na Orlenie w Imielinie i dwa krótsze postoje na podładowanie akumulatorów: w Mysłowicach i w Będzinie. Generalnie jechało się całkiem dobrze pomimo tego, że w ciemnościach większość, a sporą część pod zimny wiatr.
Przedłużony weekend dobiegł końca i jutro powrót do szarej rzeczywistości. Jednak te kilka dni śmigania po górach tak naładowały mi akumulatory, że nic to praca. Przetrzymam :-)
Nowo poznane osoby z kręgu BS, wspaniałe widoki, dobra pogoda, mnóstwo jeżdżenia... Tyle fajnych rzeczy na raz... Jak w raju :-)
Monika, Tomek: dzięki za zaproszenie do wyjazdu. Cieszę się, że uległem Waszej kuszącej propozycji :-)
Funio. Obrońca Niradhary i Kajmana. Wbrew pozorom bardzo przyjazne stworzenie.
Kategoria Integracja BS, Kilkudniowe
Góra Żar jest dla mięczaków
-
DST
84.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
05:24
-
VAVG
15.56km/h
-
VMAX
61.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na śniadanie razem z Tomkiem fundujemy sobie wjazd na Górę Żar. Startujemy po 8:00 i sam podjazd z Międzybrodzia zajmuje nam jakies 40 min. Kilka razy od różnych osób słyszałem, że to poważny podjazd. Pojawiła się okazja to zweryfikować i skorzystałem.
Wjazd niczego sobie ale do zarżnięcia jeszcze było daleko.
Potem chwila na foto na górze i super zjazd. Na moście odkrywam pane. Na parkingu nieopodal zabieram się za serwis i na tym przyłapują nas Monika i (w cywilu) Kuba, (służbowo) k4r3l. Od tego miejsca zaczyna sie objazd wariantu trasy więc detale, mapy i foto po oriencie pod koniec października. W każdym bądź razie k4r3l zaprowadził nas na trzy fajne podjazdy. Może nieco krótsze ale za to zdecydowanie bardziej wymagające, bez wypłaszczeń, o nachyleniu powyżej 12%. Bardzo mi się podobały i udało się je wszystkie wjechać.
Widoki obłędne przez cały dzień, których niegodne pozostałości znalazły się na zdjęciach. Takież same zjazdy. Troche dają sie we znaki zimne podmuchy ale jedziemy twardo. Dzionek mija błyskawicznie na sprawdzaniu lokalizacji, zaznaczaniu ciekawszych miejsc, rozmowach, foceniu i przede wszystkim, jeździe. Na koniec dnia spotykamy jeszcze Krzyśka na szosie jednak wspólna droga wypada nam tylko przez krótki odcinek. Przed zachodem żegnamy się najpierw z Krzyśkiem, a potem z K4r3l-em i w trójkę robimy przedostatni podjaz i ostatni zjazd.
Miałem dziś jechać do domu zaraz po wyskoku na Żar ale jakoś tak się potoczyło... :-)
I wcale nie żałuję. Poznana kolejna osoba z BS, kilka rewelacyjnych wjazdów i zjazdów zaliczonych. Tak się powinno dziać jeśli weekend ma być zaliczony do udanych. Ten zdecydowanie jest.
Kategoria Kilkudniowe
Hardware horror
-
DST
33.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:56
-
VAVG
8.39km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzis start raczej pozny ze wzgledow roznych, zas glownie ze wzgledu na Tomka, ktory wybral sie pobiegac rano i przy powrocie z Gory Zar nieco zagial droge.
Poczatek lagodny ale to byla tylko taktyczna zmylka w wykonaniu Moniki. Potem zaczyna sie ostry podjazd i tak juz potem jest przez wiekszosc dnia tzn. podjazdy. Choc i zjazdy sie trafiaja w wiekszosci, niestety schodzone ze wzgledu na niestabilnosc podloza. Jedynie Tomek je zjezdza na full-u.
U mnie dzis dzien technicznego horroru. Na jednym ze zjazdow wielki kamulec uderza w tylna przerzutka, ktora za ta przyczyna wkreca sie w kolo i wygina hak. Wszystko to przy nieduzej predkosci wiec udaje sie nie urwac niczego. Nastepuje akcja serwisowa. Udaje nam sie z Tomkiem naprostowac hak (prawie idealnie) i wozek tylnej przerzutki (nieco mniej idealnie) ale na tyle dobrze, ze dalsza jazda jest mozliwa. Niektore biegi nie wchadza zbyt dobrze ale jechac sie da.
Troche udaje nam sie ujechac nim znowu zabieram sie za serwis. Najpierw jednak nastepuje dlugi fajny zjazd po kamieniach i goracy posilek. Dopiero ruszajac z postoju orientuje sie, ze z tylu mam pane :-/ Tym razem idzie sprawniej i wkrotce rozpoczynamy kolejny wypych. Tzn. pchamy glownie my: Monika i ja. Tomek wiekszosc i wjezdza, i zjezdza.
Do 18:00 walczymy z dosc wymagajacym terenem. Ostatnie 9 km juz asfaltem o szarowce i ciemmosci.
Co do dokladnych tras, miejsc, zdjec, mapek itp. to jak nie zapomne, to zrobie edita i uzupelnie po pazdziernikowym Oriencie, ktory organizuje Monika, a do ktorego dzis objezdzalismy miejscowki.
Kategoria Kilkudniowe
DP Porąbka
-
DST
83.00km
-
Czas
03:35
-
VAVG
23.16km/h
-
VMAX
50.50km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+5 na starcie. Generalnie sucho. Wyjechałem poza oknem startowym ale udało się spóźnić bardzo minimalnie. W ogóle bardzo dobre warunki do jazdy i całkiem sprawny dojazd do pracy. Dziś jedynie piechota nieco spowalniała włażąc w tor jazdy.
Po pracy ruszam na spotkanie z Tomkiem. Umowilismy sie na rynku w Myslowicach. Docieram pierwszy bo wczesniej koncze prace. Tomek sie zjawia niedlugo potem. Maly futrunek, mini serwis i ruszamy. Cisniemy asfaltami. Ruch spory i czasem nieco trzeba sie schowac przed szarzujacymi tirami. Jedzie sie nawet calkiem fajnie do Oswiecimia. Tam na rondzie Tomek wola zeby stanac. Okazuje sie, ze flak na tyle. Poza serwisem wciagamy nieco kalorii i jedziemy dalej. Robi sie ciemno. Temperatura nieco spada. Predkosc rowniez. Na miejsce docieramy juz bez przygod nieco po 20:00. Zakupy na szybko w centrum i robimy ostatnie 2,5 km. Po drodze zaskakuje nas Monika i truchtem eskortuje pod sama kwatere.
Kategoria Praca, Kilkudniowe
Nyndza
-
DST
4.00km
-
Czas
00:11
-
VAVG
21.82km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
... czyli kilometrów tyle co nic ale jednak przejechane.
Dziś dzień powrotu ze zlotu w Wilkasach więc lwia część dnia spędzona w samochodzie.
Rowerowanie dopiero od Sarnowa, gdzie się ewakuowałem z Darkowego samochodu, do domu. Wszystko to w okolicach 22:00. Rano paręset metrów po ośrodku, których jednak nie wliczam choć może w sumie dałoby to całe 5km za dzień ;-)
EDIT:
Galeria
Pakowanie.
Upychanie.
Ostatni rzut okiem przed wyjazdem czy aby wszystko zabrane.
A potem dystansowa "nyndza".
Kategoria Kilkudniowe
Robta co chceta czyli wystepy solowe
-
DST
145.00km
-
Teren
55.00km
-
Czas
07:27
-
VAVG
19.46km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzis dzien na wystepy solowe czyli kazdy robi co chce. Ekipa wczoraj zakonczyla dzis wiec piatek robia "lajtowy". Nie bralem udzialu w tych wydarzeniach bo mialem plan w piatek pojezdzic troche. Prawie wyszlo. Powroty na raty o dzikich porach budzily mnie kilka razy i tez musialem nieco odespac wiec start wyszedl mi dwie godziny pozniej. Ruszam na Bogaczew i dalej na Paprotki. W Marcinowej Woli foce cmentarz z czasow pierwszej wojny swiatowej. Przez Cierzpiety i Gore docieram do Orzysza. Tam foto, meldunek z trasy i jadedalej. Tym razem do Bemowa Piskiego. Przy calej drodze tablice "Teren poligonu wojskowego" i "wstep wzbroniony". Na miejscu Radlerek i nieco kalorii. Zasiadam na przystanku do konsumpcji. Zjawia sie dwoch miejscowych chlopakow. Chwile rozmawiamy. Oni pytaja o dzisiejszy dystans, ja o te tablice. Podobno to drugi pod wzgledem wielkosci poligon w Polsce i trzeci w Europie. Ciekawe.
Jade dalej. Przez Mostoly i Chrusciele do Elku. Po drodze prawie zywego ducha. Tylko czasem ktos z miejscowych w lesie i sporadycznie rowerzysta rasowy. Elk osiagam o 16:00. Miasto widziane od strony jeziora robi sympatyczne wrazenie. Dalej jak w kazdym polskim miescie: ruch, ludzie, handel. Norma. Wyciagam troche gotowizny i ruszam w droge powrotna. Krece przez Woszczele, Stare Juchy i potem w strone Milek i dalej przez Bogaczew do Wilkas.
Kilometrowo wyszlo ciut wiecej niz planowalem ale akurat to daje na plus. Mialem dzis pojezdzic i pojezdzilem. Pogoda generalnie dobra choc jak dla mnie nie zaszkodziloby tak o 5 stopni wiecej na "+".
Niestety dzis juz ostatni dzien mykania rowerkiem po tych okolicach. Jutro wracamy do szarej rzeczywistosci.
EDIT:
Galeria
Na solowym wypadzie wiele się nie działo. Głównie widoczki.
Widoczki.
Czasem jakiś śmieć w naturze.
Potem znowu widoczki.
Trochę historii po drodze.
Trochę cywilizacji - Orzysz.
Trochę "źwierza".
Byczenie na słoneczku w lesie.
Potem Ełk.
A potem już gonitwa przez łąki, pola, lasy i asfalty żeby na kwaterę wrócić o jakiejś ludzkiej porze. Dojeżdżam jednak już po zachodzie słońca z takim oto wynikiem.
Kategoria Kilkudniowe