limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w kategorii

Kilkudniowe

Dystans całkowity:19089.00 km (w terenie 2528.00 km; 13.24%)
Czas w ruchu:1177:00
Średnia prędkość:16.22 km/h
Maksymalna prędkość:62.50 km/h
Liczba aktywności:184
Średnio na aktywność:103.74 km i 6h 23m
Więcej statystyk

Brzeg - Pęgów

Poniedziałek, 2 czerwca 2014 | dodano: 02.06.2014
Uczestnicy

Dziś udaje się ruszyć przed planem czyli nieco po 8:30. Jedziemy na zamek Piastów po zaległą pieczątkę dla Maćka. Potem przenosimy się pod kościół św. Mikołaja i potem dalej pod wieżę ciśnień. Tym ostatnim miejscem zamykamy eksploracje Brzegu i ruszamy dalej. Niestety wiatr wciąż nam nie ułatwia. Celujemy do Jelcza-Laskowic. Jazda zrywami. Po postoju ruszamy z kopyta ale po kilku kilometrach pod wiatr prędkość spada. Chwila przerwy, start, zryw i znów przerwa. Po prostu opór na jazdę.  Po drodze Krzysiek robi się na ludzi wpadając na wizytę w zakładzie fryzjerskim. W Jelczu jesteśmy już nieco zmarnowani. Zdobywamy potwierdzenie na plebanii kościoła św.  Stanisława Biskupa i Męczennika. Podjeżdżamy jeszcze pod znajdujący się po drugiej stronie ulicy pałacyk,  który okazuje się być siedzibą władz gminy, burmistrza i jeszcze kilku innych urzędów. Bardzo reprezentacyjne i zadbane miejsce. Z Jelcza jedziemy prosto do Wrocławia. Zaczynają się pojawiać pierwsze kropelki deszczu, niegroźne jeszcze. Etap do Wrocławia był chyba najsprawniej dziś przejechanym odcinkiem. Niedaleko AWF-u zaczyna padać i już nie przestaje aż nie kończymy jazdy na dziś.  Nim jednak doszło do lądowania przyszło nam trochę pokręcić się po mieście.  Nim dotarliśmy pod Halę Ludową przez przypadek udaje się podjechać pod drewniany kościółek. Potem Hala i fontanna i zaczęliśmy przebijać się na Rynek. Tam zdobywamy potwierdzenie w punkcie informacji furystycznej i focimy się na szybko. Deszcz się rozpędza i w związku z tym rezygnujemy z podjechania pod wieżę ciśnień z tarasem widokowym. Kierujemy się na Uraz. Ruch na drodze duży ale spory kawałek przyjeżdżamy ścieżką rowerową.  Potem jednak dobre się kończy i przychodzi jechać razem z samochodami. Zostaje nam do Urazu kilkanaście kilometrów kiedy decydujemy się na wcześniejsze zakończenie kręcenia. Znajdujemy nocleg w Pągowie w kampingu. Prognoza na jutro podła ale może uda się jednak pojechać jakiś konkretny dystans.

Link do pełnej galerii


Dzień zaczynamy od brzeskiego zamku.


Kolejna wieża ciśnień. Jeszcze w Brzegu.


W drodze.


Jelcz-Laskowice.


Jelcz-Laskowice.


Wrocław.


Wrocław.


Wrocław.


Amur w Pęgowie :-)


Kategoria Kilkudniowe

Odrowąż - Brzeg

Niedziela, 1 czerwca 2014 | dodano: 01.06.2014

Start lekko obsunięty w czasie. Trochę udaje się zyskać minutek przebijając się kładką zamiast wracać na most w Krapkowicach. Lądujemy dość sprawnie przy zamku w Rogowie Opolskim. Udaje się potwierdzić bo miejsce jest hotelem. Po foceniu ruszamy walczyć z kilometrami i wiatrem w drodze do Opola. Podjeżdżamy pod Wieżę Piastowską ale niestety nie udaje się tam wejść bo ogrodzone jak do remontu. Przenosimy się na rynek gdzie trwa impreza masowa. Aplikujemy sobie herbatkę/kawę z ciachem i jedziemy do Muzeum Wsi Opolskiej, gdzie udaje się zdobyć potwierdzenie. Jedziemy dalej w stronę Lewina Brzeskiego szukając okazji do obiadania. Jak na zawołanie znajduje się BIDA! W użycie wchodzą kotlety farmerskie czyli kawały mięcha wielkości sporego talerza. Walka z obiadem zajmuje nieco czasu. Porzucamy myśl jechania główną drogą i wracamy nieco by wbić na boczne. Dzięki temu trafiamy pod zamek w Dąbrowie. Niestety nie da się go zwiedzić więc tylko focimy i jedziemy dalej. Po zażartej walce z wiatrem docieramy do Lewina Brzeskiego. Tam dłuższa przerwa dla mnie na ulubionego Earl Greya i ptysia a dla Krzyśka lody i espresso. Tu już szukamy noclegu by dziś zakończyć wcześniej.  Po kilku sesjach łączności nocleg rezerwujemy w Brzegu. Docieramy tam dość wcześnie ale trochę czasu schodzi na kręceniu sie po mieście.  Udaje się potwierdzić na zamku. Lotem chwilę błąkamy się szukając sklepu. Ostatecznie jazdę kończymy nieco po 20:00.
Plan na jutro nieco podgonić, pojeździć po Wrocławiu i znaleźć nocleg za miastem. Ile z tego wyjdzie, to się okaże w praniu.

Link do pełnej galerii


Idziemy na skróty przez Odrę.


Do zamku w Rogowie.


W przelocie w jednej z wiosek kolejny pałacyk.


Potem Opole.




Bidny obiad ;-)


Zamek w Dąbrowie.


Lewin Brzeski.


Zamek w Brzegu.


Kategoria Kilkudniowe

Gorzyczki - Odrowąż

Sobota, 31 maja 2014 | dodano: 31.05.2014
Uczestnicy

Dzień zaczął się prawie planowo. Start rozpoczynamy z lekkim poślizgiem o 9:15. Jedziemy do Chałupek na most na Odrze skąd rozpoczynamy nasz rajd wzdłuż rzeki Odry. Dziwnie jest przejechać przez przejście graniczne jakby go nie było.  Po sfoceniu się jedziemy po potwierdzenie do hotelu i dalej do pałacu-klasztoru w Krzyzanowicach. Tam poza foceniem i potwierdzeniem raczymy się też plackiem z rabarbarem. Odkrywam też,  że na teren parku wjeżdżamy bramą dla pospólstwa. Główna jest zamknięta na głucho. Niedaleko jest kolejny punkt czyli zamek w Tworkowie, a właściwie jego ruiny. Potwierdzenie zdobywamy jednak na plebanii ponieważ w kasie nie ma nikogo a na terenie przy zamku trwają przygotowania do Nocy Świętojańskiej. Walcząc z wiatrem i kilometrami docieramy w końcu do Raciborza, gdzie dłuższą chwilę bawimy na dziedzińcu zamku. Jednak nie zwiedzamy go bo nie trafiliśmy na odpowiednią godzinę.  Pokonawszy kolejne kilometry i liczne pagórki jedziemy do Brzeźnicy gdzie znajduje się zabytkowy młyn.  Chwilkę się motaliśmy nim go odnajdujemy.  Foto i jedziemy dalej. Kolejnym punktem do odwiedzenia są ruiny zamku Łubowice. Poza zdjęciem nic więcej nie udaje się osiągnąć. Wkrótce potem opuszczamy województwo śląskie wyjeżdżając do opolskiego. Tablice miejscowości stają się podwójne czyli w jezyku polskim i niemieckim.  Wiatr i kilometry zdążyły wyssać z nas sporo sił i zaczęliśmy szukać miejsca, gdzie się da zjeść obiad. Niestety lokalów gastronomicznych jak na lekarstwo. Na oparach docieramy do pizzerii w Landsmierzu. Wyboru nie ma poza pizzami. Nieco jesteśmy rozczarowani ale niesłusznie.  Pizza na głowę i siły wracają więc dalej kręcimy do Kędzierzyna-Koźla. Tam w planie jest śluza i wieża ciśnień. Udaje nam się odnaleźć obydwa punkty ale jest na tyle późno, że nie bardzo jest się gdzie potwierdzić więc tylko foto. Podjeżdża jeszcze pod zrujnowany zamek ale wiele tam nie ma. Dzień powoli się kończy i kierujemy koła w stronę zarezerwowanego noclegu w Odrowążu. Po drodze mamy jeszcze Krapkowice i decydujemy się odnaleźć zamek. Udaje się tylko dzięki temu, że szukamy zamku na ul. Zamkowej a sam zamek jest oznaczony tabliczką informacyjną bo zamku nijak nie przypomina. Potem jeszcze zakupy w Biedronce i jedziemy na nocleg. Cel osiągamy około 21:00. Plan był odbić do Opola ale wiaterek i mnogość punktów skutecznie go pokrzyżowały.

Link do pełnej galerii


Pierwszy poranny start zaczynamy dziarsko pomimo tego, że na początek podjazd.


Most graniczny na Odrze w Chałupkach.


Krzyżanowice.


My w Tworkowie. Jak zwykle przed imprezą :-/


Przed nami droga jeszcze daleka. Nie tylko tego dnia.


Zamek w Raciborzu to jeszcze nie koniec naszej dzisiejszej jazdy.


Kolejnym punktem był sprytnie ukryty młyn w Brzeźnicy.


Za którym jeszcze najeżdżamy ruiny zamku w Rudniku.


Śluzę w Koźlu.


Tamże wieżę ciśnień.


I na koniec coś, co zupełnie nie przypomina, a jest zamkiem w Krapkowicach.


Kategoria Kilkudniowe

DP - wszystko przez Pawła

  • DST 84.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:17
  • VAVG 19.61km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 maja 2014 | dodano: 30.05.2014

+8 na starcie ale w centrum Dąbrowy Górniczej musiało być sporo chłodniej bo wydychane powietrze zamieniało się w parę. Przejazd generalnie spokojny. Pierwsze kilometry dziś z obciążeniem bo bezpośrednio po pracy ruszam na spotkanie z Krzyśkiem i potem Maćkiem i razem jedziemy do Katowic na pociąg. Tam dołączy do nas Paweł. W związku z tym do pracy z bagażem wyprawowym. Nie sprawiał jednak większego problemu jeśli chodzi o zrywność czy prędkości. Jedynie bardziej staram się uważać na różnego rodzaju garby i dziury żeby nie ryzykować rozwalenia dość obciążonego i nieamortyzowanego tylnego koła. No i sterowność nieco inna.

Po pracy na początek na spotkanie z Krzyśkiem przed dworcem PKP w Sosnowcu. Razem jedziemy po Maćka. We trzech jedziemy do Katowic na dworzec kolejowy gdzie spotykamy się z Pawłem.  Drużyna w pełnym składzie.  Pakujemy się do pociągu do Rybnika, który startuje z kwadransem opóźnienia. Potem jeszcze okazuje się, że nie dojedziemy do celu.  Był wypadek śmiertelny przed Czerwionkami-Leszczyny i albo pakujemy się do autobusu,  co z rowerami przy tej liczbie pasażerów jest nieprawdopodobne,  albo jedziemy do celu na rowerkach. Pada na to drugie. Idzie sprawnie ale obsuwa w czasie nie do nadrobienia. W Rybniku jesteśmy przed 20:00. Na nocleg dobijamy przed 22:00. Wszystko przez Pawła.

Link do pełnej galerii


Pod dworcem PKP w Sosnowcu spotykam się z Krzyśkiem.


Razem jedziemy po Maćka.


We trzech jedziemy na dworzec kolejowy do Katowic, gdzie spotykamy się z Pawłem.


Chyba przez ten pociąg zmuszeni jesteśmy do wcześniejszego skorzystania z naszych kół.


Pierwszy nocleg wspólnie z rowerkami :-)


Kategoria Praca, Kilkudniowe

Kraków - Trzebinia - Powrót

  • DST 105.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:27
  • VAVG 19.27km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 kwietnia 2014 | dodano: 26.04.2014
Uczestnicy

Dziś rajd na trasie Kraków - Trzebinia. Nasz przyjazd do Krakowa z dnia wczorajszego miał dać nam czas odpocząć przed tym rajdem. W przeciwnym wypadku trzeba by się ratować pociągiem albo wyjechać o 5:00 rano. A tak wyspaliśmy się (prawie) i na miejsce zbiórki mieliśmy ledwo kilka kilometrów. Niestety pogoda się rozsypała i już na starcie deszczyk. Na miejsce docieramy na mokro. Rejestracja i oczekiwanie na start też w deszczu. Kiedy ruszamy pogoda dalej podła. Jedziemy niemal dokładnie tą drogą, którą przyjechaliśmy na start. Potem jednak zaczyna się robić ciekawie. Na początek dość długi błotny kawałek przez pola. Przejazd miał być rekreacyjny ale czoło bardzo szybko rozpoczęło niemal sprint. Asfaltowa część do Puszczy Dulowskiej to bardzo żwawa jazda połączona ze ściganiem kolejnych króliczków. O dziwo, rowerkiem z sakwami udało mi się całkiem wielu pozostawić w tyle. Część przez puszczę do mety również w tempie mało rekreacyjnym. Na mecie melduję się na ponad 20 min. przed kolejną osobą z klubu. Reszta zjeżdża się przez ponad godzinę. Jedziemy z mety pod pałac w Młoszowej gdzie już przygotowany jest całkiem spory festyn połączony z losowaniem nagród, rowerów itp. Nie czekam na losowanie tylko robię sobie mały objazd okolic (nieco terenu). Wracam pod pałac akurat jak tłum rowerzystów zaczyna się rozjeżdżać. Dołączam do połączonych sił Cyklozy i Ghostbikers i razem jedziemy do centrum Trzebini i potem dalej do domu. Po drodze troszkę niegroźnych deszczyków i całkiem ładnej pogody. Do Maczek docieramy w grupie. Potem zaczynają się pożegnania. Kończy sie tym, że z Mariem dojeżdżam do Będzina, gdzie zahaczamy o myjkę. Rowerek po minucie spłukiwania wygląda o niebo lepiej. Miałem wracać przez lasek grodziecki ale skoro maszyna wygląda dobrze to decyduję się jednak na asfalty i przez Grodziec i Gródków wracam do domu (po drodze odprowadzając Mariusza na Syberkę gdzie jeszcze z daleka machamy do Wojtka, który odprowadzał Martę).
W domu wszystko do prania. Dzwonię do Moniki i do Darka by się dowiedzieć jak im przebiegł powrót. Można powiedzieć, że mieli bardziej pod górkę z pogodą niż my ale dotarli szczęśliwie. Kolejny udany rowerowo dzień.


Body count przed startem z Fortu 39.


Na miejscu startu spotykamy znajomych z Ghostbikers, z których część (w tym Mario) przyjechali na rowerkach z Będzina.


Potem było dużo jeżdżenia. Tutaj po przebrnięciu błotnistego odcinka specjalnego.


Do mety nie bardzo miałem czas na robienie foto bo tempo było dość wyśrubowane.


Pod pałacem grochówka, herbatka lub kawa, koncert itp.


Była okazja umyć rowerki dzięki straży pożarnej.


W trakcie mojego solowego objazdu okolic Młoszowej trafiam na taki oto obiekt.


Spod pałacu jest znów sporo jeżdżenia i dopiero niezły kawałek dalej pojawia się okazja sfocenia grupy Ghostów i Cyklozy.


Ostatnie miejsce, gdzie jesteśmy w większości. Tu zaczynają się pierwsze pożegnania.


Na Zagórzu grupka już mocno przetrzebiona i wkrótce odbyły się jeszcze kolejne pożegnania.


Na wyjeździe z Będzina żegna mnie tęcza.


W domu ląduję z takim oto wynikiem.

Link do pełnej galerii


Kategoria Kilkudniowe

DP - Do Krakowa

  • DST 104.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:18
  • VAVG 19.62km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 25 kwietnia 2014 | dodano: 25.04.2014
Uczestnicy

Mocne +9. Coś tam zawiewało ale nie bardzo miałem czas zwracać uwagę jak mocno i z którego kierunku bo start dziś wyszedł mi mocno poza krawędzią okna startowego. Spóźniony na miejscu ponad kwadrans. Ruch też zupełnie inny niż o mojej normalnej porze startowej. Dużo intensywniejszy. Na szczęście dojazd bez sensacji.

Po pracy tym razem nie do domu. Umówiłem się z Moniką i Tomkiem pod moją pracą i razem jedziemy do Mysłowic na spotkanie ekipy z klubu na wspólny wyjazd do Krakowa. Z lekkimi zakosami docieramy na miejsce zbiórki gdzie czeka już Darek. Wkrótce też dojeżdżają pozostali klubowicze i w 11 osób ruszamy w drogę do Krakowa. Jedziemy głównie ulicami i to dość ruchliwymi ale tym razem zależy nam tylko na tym, by sprawnie dojechać. Po drodze męczą nas deszcze. Jednak jedziemy dość szybko i sprawnie głównie drogą nr 780. Na kilkanaście kilometrów przed celem rozbijamy się na dwie grupy. Przypadkowo. Część prowadzi Andrzej część ja na GPS-a. Oczywiście jest ciekawie bo losuje nam trochę terenu, którym jeszcze nie jechaliśmy. Bagno, deszcz, ciemności. Udaje się jednak w końcu osiągnąć miejsce noclegowe w postaci Fortu 39. Miejsce nam już znane, klimatyczne i idealne dla zgranych grup na wyjazdy integracyjne. Dzień się jednak nie kończy. Po rozlokowaniu zabieramy się za grilla i tak schodzi co niektórym nawet do 3 w nocy.
Generalnie, pomimo tego, że zmokliśmy to rowerowo dzień bardzo udany.


Ekipa się zbiera.


A potem już jedziemy.


Po drodze różne dziwa :-) Czyżby trofea upolowanych motocyklistów? ;-)


Mały postój niedaleko zamku Lipowiec.


Z takim wynikiem melduję się w Forcie 39.


Potem ognisko.


W trakcie którego niektórzy usiłowali powalczyć z rąbaniem drewna. Z takim sobie skutkiem.

Link do pełnej galerii


Kategoria Praca, Kilkudniowe

Dojazd po powrocie z Roztocza

Niedziela, 13 października 2013 | dodano: 13.10.2013
Uczestnicy

Rowerki wczoraj po, oczywiście nocnym, powrocie od razu trafiły do samochodu Edyty.
Dziś rano tylko pakowanie i jeszcze przed wschodem słońca ruszamy w drogę powrotną. Ze względu na fakt, że było dość wcześnie, drogi dość puste i udało się w nasze strony zawitać przed 11:00. Jedziemy na początek przed kwaterę główną Domina gdzie tenże ewakuuje się. Ja również żegnam się z ekipą i już na własnych kołach, obładowany sakwami wracam przez Zieloną, Preczów i Sarnów do domu.
Piękny, słoneczny dzień. Bardzo zdatny do jeżdżenia jednak nie mam już dziś sił na większe kręcenie. Czas rozminować sakwy i nieco dychnąć przed jutrzejszym standardzikiem do pracy.
Bardzo fajnie spędzony tydzień. Wyjeżdżona ekipa o dowcipie ostrym niczym promień lasera, śmigająca gdzie tylko koła wjadą albo da się je wepchnąć, to najlepsza możliwa kompania do takiego wypadu. Do tego pogoda jak zamówiona, teren przestronny i rozmaity. Oj! Będzie co wspominać. Warto się na Roztocze wybrać. Jest co zobaczyć i jest gdzie pojeździć. A już w takim składzie, to wręcz grzech nie pojechać :-) Mam nadzieję, że jeszcze będzie niejedna okazja podobną imprezę razem popełnić :-]


Kategoria Kilkudniowe

Statywika nie znalazłem :-(

  • DST 91.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:09
  • VAVG 17.67km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 października 2013 | dodano: 12.10.2013
Uczestnicy

Wstawanie i starty z dnia na dzień coraz oporniejsze. Zmęczenie materiału daje o sobie znać. Czemu tu się jednak dziwić skoro pasterz nasz gna swoje stadko jakby to było stado chartów a nie zwykłe owieczki i barany ;-)
Zaczynamy od razu oraniem piachów jadąc zobaczyć cerkiew w Radrużu. Na miejscu chwilkę nam schodzi na zwiedzaniu.
Potem kawałek asfaltem pod wiatr i jeszcze jedna cerkiew, tym razem w Prusiu. Potem piachy i Monastyr, bunkry, piaski i w końcu docieramy do Bełżca. Tutaj odwiedzamy miejsce upamiętniające obóz zagłady. Bardzo przygnębiające.
W Bełżcu zjadamy też późny obiad i zaczynamy powrót do kwatery. Z małym falstartem ze względu na przedniego kapcia u Edyty. Sprawny serwis i równym tempem kręcimy do Narolu i dalej przez Hutę-Złomy i Nowe Brusno znajomą drogą na kwaterę. W Hucie sprawdzam czy nie znajdę przypadkiem zaginionego statywu do aparatu. Niestety musiałem go posiać gdzieś indziej.
Dziś pogoda mało słoneczna a wręcz bardziej pochmurna i zdecydowanie wietrzna. Na szczęście dość ciepło.


Link do pełnej galerii


Na dzień dobry zaczynamy od orania piachów.


Zwiedzamy cerkiew w Radrużu.


Tę oto.


Potem trochę jeździmy.


By zobaczyć kolejną cerkiew.


Potem jeszcze koncek piachu.


Budda Jedzący.


Kolejne miejsce pochówku.


Ruiny pustelni.


Tu chłopaki dyskutowali jak blisko bunkra musiał być przeciwnik by uznać, że bunkier to już historia.


Domino twierdził, że w Górach Izerskich Ola pokazała im wszystkie rodzaje deszczu. Wg niego Roztocze miało pokazać nam wszystkie rodzaje piasku.


W drodze do Bełżca. Nowe zastosowanie bunkra.


Zabawy liścioma :-)


Bełżec - miejsce hitlerowskiego obozu zagłady.


Nocny serwis rowerowy.


Nocne śmiganie.


Nocne zwiedzanie.


Podsumowanie dnia.


Kategoria Kilkudniowe

Jeździć mi tu! Ale już!

  • DST 101.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 05:48
  • VAVG 17.41km/h
  • VMAX 59.70km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 października 2013 | dodano: 11.10.2013
Uczestnicy

Start dziś raczej oporny. Reszta ekipy będzie obstawała przy opinii, że to przeze mnie. Może odrobinę na początku, bo grzebałem krzynkę przy tylnym hamulcu. Potem jednak zamulanie uskuteczniała cała reszta bawiąc się w zakupy. Tak na dobre ruszyliśmy kilka minut po 10:00 i od razu z kopyta.
Tego dnia było sporo asfaltu sprzyjającego rozwijaniu niezłych prędkości. Choć i w terenie było kilka miejsc, gdzie można było rozpuścić rumaki. Nie obyło się bez orania piachów, przebijania się przez błotka (choć tych raczej tak śladowo dzisiaj), wypychów i innych atrakcji terenowych. Poza atrakcjami z kategorii Natura, były też elementy z kategorii Historia i Budowle. Historia w postaci miejsc upamiętniających okres II Wojny Światowej: cmentarze wojskowe, mogiły AK i inne. Pod kategorię Historia i Budowle podpadały bunkry Linii Mołotowa.
Punkt kulminacyjny dnia nastąpił w okolicy Rezerwatu Szumy. Stamtąd nastąpił powrót przerwany tylko smacznym obiadkiem w Suścu. Potem było śmiganie na czołówkach do kwatery.
Pogoda dopisuje w 100%. W ciągu dnia słoneczko i cieplutko. Po zachodzie chłodniej ale nie na tyle by potrzebne były ekstra warstwy ocieplające.
Czas płynie bardzo szybko i niemal byłbym gotów się założyć, że dziś dopiero czwartek. Tymczasem jutro ostatni pełny dzień śmigania po Roztoczu. W niedzielę koniec dobrego :-(


Link do pełnej galerii


Jak co dzień: wyruszamy.


Ruiny cerkwi. Dobrze, że mi je palcem pokazali bo bym między drzewami przeoczył ;-)


Cmentarz w środku lasu.


Bunkier w środku pola.


Cerkiew we wsi.


Kolejny cmentarz.


Trochę jeżdżenia.


Kolejny cmentarz...


I cerkiew.


Ponownie "Szumy".


Wypych. Obowiązkowo.


Cmentarz AK niedaleko Czartowego Pola.


Cienie się wydłużają.


Te "babi"...


Tyleśmy dziś pojeździli.


Kategoria Kilkudniowe

GastroCzwartek na obczyźnie i Relokacja

  • DST 38.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:16
  • VAVG 16.76km/h
  • VMAX 46.60km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 października 2013 | dodano: 11.10.2013
Uczestnicy

Dziś start dość późny i jeżdżenie mocno leniwe. Nim jednak doszło do startu wywalam pogięte ogniwo z łańcucha. Potem w drodze jeszcze 2x dokręcam korbę. Serwis chyba nieunikniony.
Na początek jeżdżenia nasz Pasterz wybiera stawy. Tam kotwiczymy na dłuższą chwilę przy okazji rozprawiając się z zapasami na dalszą drogę.
Potem kolejna przerwa przy wieży widokowej, gdzie rytuał marudzenia jest kontynuowany.
Nieco konkretniejsza jazda przebiega wzdłuż żółtego szlaku rowerowego biegnącego przez Roztoczańskk Park Narodowy. Po drodze sporo postojów fotograficznych na zdjęcia wygłupowe. Zabawa na całego.
Chwilę kotwiczymy w karczmie "Nad Szumami". Stamtąd wracamy raczej żwawo do Zwierzyńca, gdzie w "Młynie" popełniamy GastroCzwartek na obczyźnie. Troszkę nam schodzi więc bez marudzenia wracamy na kwaterę. Tam pakowanie i ruszamy samochodami do Horyńca-Zdroju.
I tu następuje chodzenie. Nie wiem ile tego jest ale zdecydowanie za dużo jak na rowerową wyrypę. Oficjlnie zgłaszam niezadowolenie zupełnie zresztą zignorowane :-P
Chyba mam podejrzenia o co chodzi z rozkręcającą się korbą. Jutro rano sprawdzę teorię.


Link do pełnej galerii


Zaczynamy spacerowym kręceniem po stawach.


Potem leniwe opierdzielanie się na punkcie widokowym.


Równie leniwe opierdzielanie się na wieży widokowej.


Potem trochę śmigania żółtym szlakiem.


Bardzo fajnie się tym szlakiem śmigało.


Dziewczyny mierzyły "kapelusze". Jagaryba koniecznie chciała ten wyżej sprawdzić ;-)


"Qniom" też nie można było przepuścić.


Robimy sobie "portret rodzinny". Sami paranienormalni ;-)


"Nad Szumami" znów robi się leniwie choć miało być też i gastronomicznie ale nie wyszło.


Wracamy do Zwierzyńca.


I w sprawdzonej mecie celebrujemy GastroCzwartek.


Rowerowanie kończymy jeszcze, o dziwo, za jasności z takim, raczej skromnym, wynikiem.


Następnie odbywa się relokacja zgrupowania do Horyńca-Zdroju, gdzie podstępem zostaję wmanewrowany w chodzenie.


Kategoria Kilkudniowe