limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPOD

  • DST 51.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:44
  • VAVG 18.66km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 20 czerwca 2018 | dodano: 20.06.2018

Rozruch przeciętny. Na kołach jestem o 6:11. Na bagażniku mała sakwa z balastem, który raczej nie powinien za dużo wstrząsów doznawać, więc kręcenie spokojne i ostrożne jeśli chodzi o unikanie nieciągłości w jezdniach. Warunki przyjemne choć na niebie dywan chmur. Za to nie wieje. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Nim przekroczyłem "86" 2x zirytowali mnie "kierownicy" w dostawczakach. Wyprzedzali zdecydowanie za blisko przy prędkościach, które rozwijali. Poza tym spokojnie i przyjemnie. Na przejeździe rowerowym uprzejmi kierowcy przepuszczają mnie na drugą stronę Mieroszewskich. Na miejscu z zapasem kilku minut.

Powrót w bardzo przyjemnych warunkach. Temperatura znacznie powyżej +20. Momentami jakieś podmuchy. Słoneczko obecne choć nie paliło zbyt mocno przesłaniane delikatnie przez chmurki. Trasa powrotna mocno gięta. Początek interesowny. Kręcę przez Mortimer na Reden do ściany płaczu. Potem przetaczam się bokami do dąbrowskiego OBI, gdzie załatwiam drugi biznes. Od tego momentu kręcenie dla przyjemności. Terenem wzdłuż torów przebijam się spod oczyszczalni ścieków na Ksawerę. Kawałek asfaltem i wbijam na wały Czarnej Przemszy. Jadę zobaczyć jak tam na miejskiej plaży w Będzinie. Powiem tak: pustawo. Ledwie kilka osób i to niezbyt piaskiem zainteresowanych. Przetaczam się przez ten twór i wylatuję przy targu. Osiedlem kręcę w stronę Grodźca na drogę rowerową pod browar. Stamtąd znów uciekam na boki by przetoczyć się mniej więcej po trasie dawnej linii tramwajowej nr "25". Kieruję się w stronę stalowej, nitowanej wieży ciśnień naprzeciw dawnej KWK Grodziec. Bokami, oczywiście. Potem wbijam na drogę rowerową do Wojkowic. Znów bokami przetaczam się w stronę wojkowickiego parku przy urzędzie miasta skąd kieruję się do Rogoźnika. Tu zaskakuje mnie od granicy miejscowości nowa droga rowerowa. Z ciekawości wbiłem na nią i przejechałem kawałek aż za kościół by zobaczyć gdzie mnie doprowadzi. Wychodzi na to, że przez cały Rogoźnik można spokojnie rowerkiem przejechać aż do parku nad jeziorem. Bardzo dobra inicjatywa. Nie jadę jednak do końca ścieżką tylko wracam na asfalt i kręcę pod cmentarz by potem zjechać do tamy i wzdłuż jeziora pokręcić do Góry Siewierskiej. Po drodze podjeżdżam do źródełka. Zatrzymuję się tyle co na foto i zamoczenie rąk. Dłużej się nie da bo pełno tam komarów i innych latadeł. Zwijam się dalej. Mimowolnie rejestruję, że pozmieniały się tablice oznaczające miejscowości. Dawniej dojeżdżając do "913" po prawej stała tablica "Siemonia". Teraz jest "Góra Siewierska". Albo się granice pozmieniały albo ktoś odkrył, że oznaczenia są skopane. Dalsze kręcenie uskuteczniam w stronę strzyżowickiego cmentarza, za którym wbijam w teren kręcąc na górkę paralotniarską. Po drodze postój na kilka foto. Piękny stamtąd widok. Dziś trochę zamglony bo bezwietrznie ale i tak daleko było widać. Na samej górce dwóch rowerzystów i fotograf z towarzyszem. Chwilę postałem, pogapiłem się, cyknąłem panoramkę komórką i staczam się już do domu. Ponad 3km prawie samego zjazdu więc w domu jestem błyskawicznie. Przyjemnie się kręciło powrót. Obyło się bez sensacji.



Kategoria Praca

DPD

  • DST 36.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 czerwca 2018 | dodano: 19.06.2018

Przedstart taki sobie. Na kołach jestem o 6:09. Warunki całkiem przyjemne i bardzo zbliżone do wczorajszych. Kręcę standard przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Właściwie spokojnie. Na chwilę mnie tylko zirytowała księżniczka w żółtym Matizie przy DorJan-ie. Gdybym nie zwolnił to by mnie na przejeździe mogła trafić. Poza tym spokojnie. Na miejscu z zapasem 6 min.

Na powrocie przyjemnie cieplutko. Trasa bez finezji przez Mortimer, Reden, Most Ucieczki, bieżnię przy P3, Preczów i Sarnów. Na Pogorii, o dziwo, raczej pustawo, jak na tą porę roku i warunki. Mnie pasowało bo przynajmniej nie musiałem slalomować. Powrót przyjemny i spokojny.


Kategoria Praca

DPD

Poniedziałek, 18 czerwca 2018 | dodano: 18.06.2018

Start w miarę sprawny. Na koła wytaczam się o 6:09. Warunki całkiem niezłe. Spokojnie można jechać we wdzianku "na krótko". Jakiś tam drobny ruch powietrza istnieje ale zupełnie nie przeszkadza. Trochę chmurek na niebie ale słoneczko widać. Dopiero na finiszu go ubyło. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przelot spokojny, przyjemny i szybki. Na miejscu jestem z zapasem 9 min.

W ciągu dnia zrobiło się całkiem milusio jeśli chodzi o temperaturę. Trochę podwiewało miejscami ale zupełnie nie przeszkadzało mi to utrzymać ładne tempo na powrocie. Trasa bez finezji przez Mortimer, Reden, Łęknice, Piekło, Preczów i Sarnów. Przyjemnie, bez ekscesów z moim udziałem. W Sarnowie za to spotykam "kierowniczkę" dopadnięta przez Policję w tajniackim wozie. Potem jeszcze raz widzę Policję, tym razem w zwykłym radiowozie. Straszne dziś zagęszczenie tej służby w mojej okolicy. Mormalnie miesiącami ich nie widzę. Może to ma coś wspólnego z tym, że w Dąbrowie Górniczej jakowaś akcja uświadamiająca miała być w mieście. Może to ogólnowojewódzkie?


Kategoria Praca

Na Śląskie Święto Rowerzysty

  • DST 56.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 15.41km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 czerwca 2018 | dodano: 17.06.2018
Uczestnicy

Dziś wyjazd rekreacyjno-towarzyski. Zbieram się na koła spokojnie i wytaczam o 9:33. Kręcę na zbiórkę klubową pod siedzibą PTTK w Sosnowcu na 10:20. Trasa przez Będzin żeby nie kombinować. Na miejscu jestem z zapasem czasu. Kilka osób już czeka i kolejne przybywają.

Kapeć nieco opóźnia nasz start ale udaje się nadrobić stratę w locie. Przetaczamy się za przewodnictwem Prezesa do centrum Katowic. Tam już czeka całkiem spory tłumek rowerzystów. Dowodzi Czarny Kot. Powitanie, ogłoszenia parafialne i ruszamy w drogę do Parku w Chorzowie. Kolumna długa i ścieżka rowerowa ledwo nas mieści ale udaje się bez sensacji dotrzeć na miejsce. Meta w skansenie.

Tu trochę atrakcji wszelakich. Osobiście czekam na prelekcję naszego klubowego kolegi Waldka, który ma opowiadać o swojej zeszłorocznej wyprawie po dawnych republikach radzieckich. Rozpoczyna się ta opowieść planowo o 12:40 i jakoś tak dwie godzinki znikają jakby ich nie było. Waldek ma niezłą gadanę, zawsze jakieś przygody i super foty więc zawsze warto.

Chwilkę po prelekcji Waldka zbieramy się już w nieco okrojonym składzie do powrotu. W 9, a potem w 7 osób kręcimy do Siemianowic Śląskich i dalej do Czeladzi. Odłączam się od grupy w momencie kiedy skręcają na Piaski. Ja dalej lecę w stronę szpitala i potem do Wojkowic, skąd prosto do domu.

Fajnie było niedzielę tak na spokojnie pokręcić bo był czas porozmawiać ze znajomymi, z których niektórych widziałem już całkiem dawno. Dopisała też pogoda. Na początku miałem wiaterek w twarz i temperatura rosła ale potem przybyło trochę chmurek i zrobiło się bardziej komfortowo.


Link do pełnej galerii











Kategoria Inne

DPDOZD

  • DST 49.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:29
  • VAVG 19.73km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 15 czerwca 2018 | dodano: 15.06.2018

Przy piątku przedweekendowe spowolnienie i leniwy rozruch. Efekt taki, że startuję o 6:19. Warunki ciut lepsze niż wczoraj bo widać trochę słońca i dywan chmur nie jest taki zwarty. Wieje dla mnie raczej pomagająco. Temperatura taka, że mogłaby być wyższa. Kręcę wariant krótki przez Będzin. Na drogach spokojnie. Na miejsce docieram omalże o czasie. Przyjemny dojazd do pracy. Zwłaszcza, że ostatni w tym tygodniu :-)

Na powrocie bardzo przyjemne warunki. Trochę słoneczka, trochę wiatru. Turlam się powoli przez Środulę i Pogoń w stronę Czeladzi. Stamtąd do Wojkowic i prostą do domu. Tu chwila przerwy, zarzucam na Błękitnego sakwy i robię nieco dłuższe zagięcie przez Goląszę Dolną, Dąbie i Malinowice do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjazd do domu. Przyjemne kręcenie powrotno-zaopatrzeniowe.


Kategoria Praca

DPD

Czwartek, 14 czerwca 2018 | dodano: 14.06.2018

Rozruch nieco powolny i ostatecznie na kołach jestem o 6:10. Pogoda taka sobie. Dywan chmur. Temperatura w okolicach +15. ICM twierdził, że ma podwiewać z północy ale jakoś tego nie zauważyłem. Generalnie jechało się bardzo dobrze. Światła współpracowały jak dawno już nie. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przejazd spokojny i przyjemny. Na miejscu z zapasem 10 min.

Powrót w nieco lepszej termice. Dalej jednak sporo chmur na niebie. Słoneczko walczyło by się przebić. Trochę wiało jakby z zachodu. Wracam przez Mortimer i Reden w stronę Mostu Ucieczki i dalej bieżnią do Świątyni Grillowania. Przeskok na P4 i przez Preczów i Sarnów, bez gięcia do domu. Od Preczowa do granicy Psar króliczek. Przyjemny i w miarę sprawny powrót do domu.

Z rowerowych spraw to jeszcze nie koniec. Trochę irytowała mnie rozregulowana przerzutka więc wrzuciłem rower na stojak i zacząłem badać temat. Tak jeszcze coś mnie tknęło by sprawdzić lekkie bicie tylnego koła. No i wypatrzyłem. Zerwana szprycha. Poszło w miarę sprawnie. Kilka kółeczek przed domem dla testów. Może nie ideał ale jest lepiej niż było.


Kategoria Praca, Serwis, Szprycha

DPD

  • DST 33.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 20.20km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 czerwca 2018 | dodano: 13.06.2018

Wczoraj, niestety, nierowerowo. O poranku sprawdziły się prognozy i lunęło. Dziś warunki bardzo dobre do jazdy. Trochę chmurek z prześwitującym słoneczkiem, nie wieje, temperatura może nie za super ale da się jechać "na krótko". W drogę ruszam o 6:12. Ruch intensywniejszy jedynie na "913", potem spokojnie. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Na miejscu mam jakieś 3 min. zapasu. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.

Pogoda taka trochę nijaka. Dywan wysokich chmur przesłania słoneczko. Temperatura odczuwalna w okolicach 18 stopni. Czasem troszkę podwiewa. Sucho. Generalnie da się jechać, choć we wdzianku "na krótko" nie jest zbyt komfortowo. Kręcę powrót w wersji krótkiej: centrum Zagórza, Makro, przez las na Mydlice, Warpie, Nerka, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Na światłach przy Makro dopada mnie Prezes ale na gadki nie ma czasu bo chwilę potem robi się zielone. Marcin wbija na "94" i leci do Katowic. Powrót raczej spokojny bo większość bokami. Przyjemnie i niespiesznie.


Kategoria Praca

DPD

Poniedziałek, 11 czerwca 2018 | dodano: 11.06.2018

Po weekendzie rozruch bardzo mozolny. Ostatecznie wytaczam się na koła o 6:17. Warunki są całkiem przyjemne. Nie wieje. Temperatura na wdzianko "na krótko". Ruch na "913" dość spory. Za światłami na "86" mam już luźniej i spokojniej. Toczę się dziś przez Będzin bo o cały 1km krócej i jest szansa, że się nie spóźnię. Dojeżdżam na metę minutę przed czasem. Przyjemna i spokojna droga do pracy.

W ciągu dnia zrobiło się całkiem ciepło. Może nawet odrobinę przedburzowo. Na powrocie jednak w bardzo przyjemnych warunkach. Dużo słońca. Trochę zauważalnego wiatru, który dla mnie przez pół drogi był przeciwny. Po prostu przyjemnie. Kręcę powrót niespiesznie przez Mortimer, Reden, Łęknice, Piekło, Preczów i Sarnów. Nawet króliczki nie były w stanie wykrzesać ze mnie odrobiny entuzjazmu. Przetoczyłem się dostojnie, jak na paradzie, prawie przez całą drogę. Zdecydowanie weekend dał mi popalić.


Kategoria Praca

Powrót z Chłosty 2018

  • DST 141.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 07:49
  • VAVG 18.04km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 czerwca 2018 | dodano: 10.06.2018

Dzionek rozpoczynam wcześnie. Trochę z nawyku a trochę bo chciałem zobaczyć wschód słońca. Nie wyszło. Jest trochę chmur a poza tym, słońce wzeszło za górą. Przez chwilę było widać tylko lekką poświatę. Temperatura w miarę przyjemna spada dopiero bliżej 6:00. Trochę wieje.

Zbieramy się do powrotu zanim większość gości schroniska wstała. Pożegnaliśmy się jedynie z Pawłem, który spał z nami w jadalni i też zerwał się wcześnie. Waldek odpłynął wczoraj a z Marcinem wymieniliśmy pożegnalny uścisk dłoni jeszcze wczoraj.

Zaczynamy kozacko o 6:00 z minutami zjazdem trawersem po trawie przy tyczkach oznaczających niebieski szlak. Po wjechaniu między drzewa kozaczenie się kończy. Szlak po wczorajszych opadach jest śliski i przy tym też jest dość stromy. Im niżej, tym bardziej. W paru miejscach próbujemy jeszcze pojechać ale więcej jest wsiadania i zsiadania, a potem to już nawet ciężko się idzie. I tak jakieś 2-3km.

Potem docieramy do asfaltu i tempo akcji wzrasta. Na zejściu straciliśmy około 400m z wysokości. Zjazdem tracimy chyba ze 200 kolejnych. Przetaczamy się przez uśpioną Złatną i Ujsoły. Ruch na drodze jeszcze szczątkowy. Sprawnie kręcimy odwrotną drogę aż do Węgierskiej Górki. Tu obieramy kierunek na Buczkowice.

Od razu robi się wyrypiasto. Pierwszy podjazd oznaczony, że zimą tylko w łańcuchach i już wiemy, że będzie grubo ale że to dopiero początek to atakujemy śmiało i z animuszem. Miejscami trzeba na "jedyneczkach" ale da się wbić bez postoju. Do Buczkowic droga ciągle a to w górę, a to w dół. Raz podjazd jest stromy, raz taki jest zjazd.

Z Buczkowic ustawiam od razu GPS-a na Bieruń. 55km. Odwijały się te kilometry straszliwie mozolnie. Może przez to, że wzrastała temperatura, dość mocno operowało słońce a i my byliśmy też nieco sponiewierani wczorajszym dojazdem i integracją. Po drodze sporo postojów. Gdzieś koło siedemdziesiątego kilometra zaczyna mnie napierniczać lewa noga. Co jakiś czas muszę przystanąć i rozmasować. Ze 2 lub 3 razy też rozkładamy się całkiem na glebie by chwilę dychnąć. Nieco to pomaga ale na krótko. Ogólnie jazda męcząca.

Od Bierunia prowadzi już Michał. Lecimy bezpośrednio do Mysłowic. Tzn. chcielibyśmy ale jazda dalej jest mozolna głównie przeze mnie. Ostatecznie jednak docieramy do Mysłowic nieco przed 16:00. Michał jest już prawie w domu. Żegnamy się bez zbędnego marudzenia. Solo, własnym tempem i przy licznych postojach jadę przez Sosnowiec i Będzin do domu. W Sosnowcu wybieram nieco inny wariant drogi niż zwykle i udaje mi się ładnie objechać centrum bez kombinowania niedawno powstałą drogą rowerową. Przyda się to "na zaś". W Będzinie słyszę odgłosy imprezy masowej. Tak myślę, że Dni Będzina bo pasowałoby to do cyrku, który rozstawiony był już w sobotę rano, i do chorągiewek porozwieszanych na słupach. Omijam to jednak z daleka. Chcę już tylko do domu.

Zamulanie jednak nie ustaje. Nóżka, za nóżką przetaczam się "913" pod podstawówkę w Gródkowie i przysiadam tam na przystanku. Od Grodźca pojawia się króliczek. Ignoruję go. Jednak kiedy gdzieś z prawej strony wyskakuje drugi okazuje się, że jeszcze trochę energii mi zostało. Gonię go i przed tartakiem wyprzedzam na podjeździe. Trochę walczył ale jak zapiąłem blat to chyba dał za wygraną albo skręcił gdzieś w bok. Drugiego dopadam przed kościołem w Psarach. Ten chyba po prostu jechał swoje bo nie zauważyłem żeby zerwał się do boju. Tym sposobem finisz nieco dynamiczniejszy niż się spodziewałem i jakoś nawet tak noga mnie nie szarpała.

Ogólnie wyjazd mega pozytywny. Dużo improwizacji w trasie, improwizowana integracja i nocleg. Spotkanie z dawno niewidzianymi znajomymi, z którymi już niejedną szaloną akcję robiliśmy. Nic to, że ściorałem się dokumentnie. Warto było bo wspomnienia są bezcenne.



Link do pełnej galerii










Kategoria Kilkudniowe

Na metę Chłosty 2018

  • DST 133.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 07:22
  • VAVG 18.05km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 czerwca 2018 | dodano: 10.06.2018

Plan był taki, że jedziemy na metę Chłosty 2018 przywitać znajomych i wracamy. Wyszło pół na lepsze pół.

W sumie miało nas jechać czterech ale jakoś mi uciekło docisnąć panap czy jedzie, czy nie i w końcu o nim zapomnieliśmy. Może będzie miał nam to za złe i trzeba go będzie ułagodzić hojną ofiarą z trunków. Miał też jechać mariotruck ale na dwa dni przed startem zepsuł piastę w tylnym kole. Ostatecznie zostaliśmy we dwóch czyli Michał i ja. Ułatwiło to o tyle, że nie było dylematu gdzie i o której się umówić.

Zbieram się na nogi o 2:00. Jedzenie, mycie, pakowanie i ruszam o 3:09 na spotkanie z Michałem. Drogi puste. Czasem jakiś pojedynczy samochód albo wracający z imprez. Poza tym wszystko wymarłe. Jest też całkiem przyjemnie termicznie. Jadę we wdzianku "na krótko" od samego początku wspomagając się tylko rękawiczkami. Dzięki temu przetaczam się przez Będzin i Sosnowiec w bardzo dobrym czasie i na BP w Mysłowicach jestem o 3:55. Michał nie każe na siebie długo czekać. Wciąga na szybko bana i ruszamy. Trasa jak na kresce widać bez finezji. Miało być szybko a wariant przez Oświęcim, Kęty, Porąbkę, Węgierską Górkę, Milówkę i Ujsoły wydawał się najlepszy.

Na metę Chłosty chcemy się dostać od strony Glinki. Od razu widzimy, że podjazd jest siarczysty. Gdybyśmy byli wypoczęci nie było w perspektywie powrotu to byśmy powalczyli. Początek to ażurowe płyty na przemian z asfaltem. Stromo ale do wjechania. Jednak nie szarpiemy się i część wprowadzamy oszczędzając siły na powrót. Potem już typowy szlak czyli czasem zryte przez traktory, czasem bagienka, kamienie, korzenie. Ogólnie dużo do pojechania ale też i trochę wypychu. Idzie mi to słabiutko i przez to drapiemy się na górę ponad godzinę. Michał, widziałem, że ma więcej energii i solo były szybciej ale jak to dobry kumpel trzyma się w zasięgu wzroku. To pomaga i mobilizuje.

W końcu osiągamy cel. Kiedy tylko wybywam na polanę widzę całkiem sporo turystów wokół samotnej chatki schroniska. Część to wyrypowicze. Rozglądam się za znajomymi, o których wiedziałem, że idą. Dostrzega mnie Paweł i woła. Chwilę potem siedzimy we trzech i raczymy się browarkiem wymieniając wrażenia i dopytując o pozostałych.

Niedługo potem zjawia się Marcin, a jakiś czas po nim Waldek. Szybko zbieramy się wesołą gromadkę i oczywiście zaczynają się opowieści, pytania, krążą browarki i eksperymenty chemiczne Waldka. Jest coraz przyjemniej. Miło siedzi się na trawce. Jednak z Michałem dalej mamy w planach powrót choć już nas namawiają by zostać. No nie powiem, miłe sercu zachęty padają na podatny grunt. Jeszcze do 14:00 się wahamy ale kiedy zaczyna na horyzoncie wisieć chmura, z której leje potężnie, a potem deszczyk sięga i schroniska, decydujemy się zostać. Wiadomo, że nocleg będzie w warunkach opakowania zastępczego ale Michałowie i mnie to nie straszne. Zresztą Paweł i Marcin też nie planowali nocować ale wiadomo, że coś tam się znajdzie.

Skoro tak, to już integracja idzie na całego. Poza dostępnym w schronisku browarkiem w ilościach zdecydowanie zadowalających, są też cięższego kalibru działa w pocie czoła przeniesione przez Chłostowiczów po 50km szlaku. Szybko i wesoło czas leci. Mięknę w okolicach 22:30. Rozciągam się na ławce w jadalni i tylko co jakiś czas przerywam sen na zmianę pozycji. Może nie było super wygodnie ale i tak dało się odpocząć w cieple i na łeb nie kapało.




Link do pełnej galerii














Kategoria Kilkudniowe