Wybiórczo i Pogapić Się
-
DST
57.00km
-
Teren
25.00km
-
Czas
04:11
-
VAVG
13.63km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś do załatwienia wybory więc zbieram się raczej wcześnie, jak na niedzielę. Sprawę głosowania mam załatwioną przed 9:00. Teraz czas na przyjemności.
Kręcę w stronę stadionu "Iskra" Psary, gdzie znajduje się punkt zapisów do Bike Atelier Road Race. Sam nie zamierzam startować, to nie moja bajka, ale jest okazja pokręcić się po okolicy pod pretekstem strzelania foto zawodnikom. Zjawiam się jednak na tyle wcześnie, że jeszcze niewiele się dzieje. Starty dopiero o 11:00. Trzeba czas zabić.
Chwilę kręcę się po Parku Żurawiniec po trasie KIDO. Czasu jednak wciąż dużo więc decyduję się na wyskok na Dorotkę i strzelenie kilku foto okolicy (elektrowni w Łagiszy, magazynów w Psarach i innych). Wracam akurat przed startem jednej z grup. Focę. Mają przed sobą jedno kółeczko liczące 19km. Nie powinno im to długo zająć. Stoję przy mecie i czekam aż zjadą. Foto. Starty PRO zaczynają się o 12:00 więc znów jest czas na marudzenie.
Jadę do pobliskiej piekarni, zakupuję nieco kalorii i udaję się w ustronne miejsce na konsumpcję. Przy okazji cieszę uszy śpiewem skowronków.
Przed 12:00 podjeżdżam pod metę i strzelam kilka foto startujących grup. Potem kręcę w stronę Malinowic i dalej do Dąbia złapać kolarzy na granicy Dąbia i Toporowic. Pierwszej grupy mi się nie udaje dorwać ale drugą już tak. Kilka foto i kręcę w inne miejsce.
Wertepkami przenoszę się na drogę ze Strzyżowic do Góry Siewierskiej. Kilka foto i kręcę do Góry Siewierskiej, na zjazd do Twardowic. Znów kilka foto i transfer do kolejnego miejsca. Wybieram skrzyżowanie z Dąbia na Dąbie-Chrobakowe. Kilka foto i jeszcze jedna zmiana lokalizacji. Ustawiam się kawałek przed metą. Robię kilka zdjęć grupce kolarzy i przez park wtaczam się na stadion. Zwycięzcy chyba już są znani. Nie czekam jednak na dekorację. Głód i pragnienie namawiają mnie na powrót.
Wertepkami kręcę w stronę Strzyżowic w ostatniej chwili odbijając na ul. Kasztanową. Na jej wylocie przy ul. Szkolnej zatrzymuję się na chwilę pogadać ze strażakami zabezpieczającymi wyścig. Kiedy ostatni zawodnicy nas mijają oni mogą już zejść z posterunku a ja kręcę do domu na zimne piwo.
Przyjemnie spędzone pół niedzieli. Ostatni dzień wolny. Jutro do pracy.
Link do pełnej galerii
Stadion "Iskra" Psary. Początek zapisów na miejscu.
Widok z Dorotki. Browar w Grodźcu.
Start pierwszej grupy.
I ostra walka na finiszu.
Start jednej z grup PRO.
Jedna z grup złapana na granicy Dąbia i Toporowic.
Widok na Dąbie i Łagiszę.
Na drodze ze Strzyżowic do Góry Siewierskiej.
Na zjeździe z Góry Siewierskiej w stronę Twardowic.
Na zjeździe do Dąbia-Chrobakowego.
Przed metą na granicy Psar i Malinowic.
Trochę się tych kaemów nazbierało.
Kategoria Inne
Z
-
DST
3.00km
-
Czas
00:09
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miało być dziś więcej ale skończyło się tylko na standardowym zagięciu do wsiowego Lewiatana. Na powrocie dorwał mnie deszcz. Zmoknąć mocno nie zmokłem, ale zmarzłem i przeszła mi ochota na kręcenie choć po deszczu znów wyszło słońce.
Kategoria Inne
Znowu w życiu mi nie wyszło ;-)
-
DST
139.00km
-
Teren
35.00km
-
Czas
07:34
-
VAVG
18.37km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na szczęście nic specjalnie istotnego, ale jednak...
Mieliśmy z Michałem plan pojechać nad jezioro Turawskie, okrążyć je, wszamać obiadek w Opolu i wracać. Plan rozwaliła nam pogoda. ICM wieszczył, że wtorek to ostatni sensowny dzień na długą jazdę. Potem ma lać, wiać i być zimno. Tak więc umówiliśmy się na ten dzień wciąż pilnie śledząc prognozy. Jeszcze w poniedziałek było optymistycznie do końca dnia bez opadów. Rano już pojawiły się pierwsze pogróżki. Im dalej w trasę, tym mroczniejsze wróżby.
Michał dojeżdża do mnie i razem jedziemy dalej. Tym razem to nie ja będę miał +40 do wszystkich :-) Trasa na mapce. Generalnie kręcimy w stronę Zawadzkiego, choć inaczej jak na dwusetce Mamutem. Po drodze trochę terenu bardzo błotnistego. Rowerki robią się wzorcowo uflejane. Ale zabawa jest przednia.
Kiedy docieramy do Zawadzkiego robimy postój kawowy przy Orlenie i badamy sprawę prognoz pogody. Nie są optymistyczne. Prognozy wieszczą opady jeszcze wcześniej niż było to o poranku. Nie uśmiecha nam się wracać w burzy więc decydujemy się na odpuszczenie jeziora Turawskiego. Będzie innym razem, kiedy pogoda będzie bardziej sprzyjająca.
Żeby nie wracać znów nudnymi asfaltami, których użyliśmy by lecieć szybko do celu, wybieramy wariant terenowy mniej więcej równoległy do naszej dotychczasowej trasy. Strzał w dziesiątkę. Cicho, spokojnie. Nie cała trasa, oczywiście, ale spore odcinki. Jest trochę błota, trochę ładnych szutrów, trochę innych różności. Trafił się też kawałek wypychu w Reptach Śląskich, w parku.
Drobne opady męczyły nas na odcinku od Rept do Piekar Śląskich. Założyłem pokrowiec na plecak ale okazało się to grubą przesadą. Po prostu sobie kapało i tyle. Zupełnie niegroźnie. Choć irytująco. Pomni jednak prognoz nie lekceważymy ostrzeżeń i kręcimy do domu raczej z zaangażowaniem. Odprowadzam Michała do Czeladzi, gdzie chwilę poświęcamy jeszcze na gadki i ładowanie kalorii. Potem się rozjeżdżamy.
Solo kręcę do Grodźca. W mojej wiosce jeszcze lekko wyginam by nieco podbić wynik za dziś ale 140km nie udaje mi się przebić. Mógłbym ale zniechęciły mnie kolejne kropelki. Do domu docieram na sucho ale wciąż pod ostrzegawczym opadem. Ostatecznie nie lunęło.
Przyjemnie spędzony dzionek. Mimo niezrealizowania planu było przyjemne śmiganie. Noga lekko napiernicza ale po skończeniu wpisu znieczulę się kolejnym bronkiem i powinno być ok.
Link do pełnej galerii
Pierwsze postartowe.
W drodze do Miedar.
Wjazd do opolskiego.
Źródełko przy żółtym szlaku w Zawadzkiem.
Leśna autostrada gdzieś na powrocie.
"Ruła", którą kładą od Toszka.
W tym miejscu na chwilę zwątpiliśmy w GPS-a. Ale dobrzy ludzie zrobili obejście bokiem.
Park w Reptach Śląskich.
Rezerwat Segiet. Foto ani trochę nie oddają klimatu miejsca. Tam trzeba pojechać.
Kopiec w Piekarach Śląskich.
Wynik za dzień
Kategoria Jednodniowe
Pojeździć z Przemkiem
-
DST
68.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
04:06
-
VAVG
16.59km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj Michał mi powiedział, że umówił się z Przemkiem na małe pokręcenie w okolicach do południa. Tak nie do końca byłem pewien, że się pozbieram więc na 100% się nie obiecywałem ale Przemka dawno nie widziałem i był to dobry powód by się zmobilizować jednak do ruszenia 4 liter.
O dziwo, rozruch poszedł sprawnie. Smarowanie łańcucha Mamutowi przed startem, choć przemyśliwałem wcześniej jechać na Rzeźniku. Jednak wczorajsza burza z pewnością dołożyła nieco błota w terenie i zdecydowałem nie flejać kolejnego rowerka. Mamut nieczyszczony po Jaworznie doskonale nadawał się w teren.
Kręcę najkrótszą trasą przez Będzin na miejsce spotkania na Grota-Roweckiego. W oczekiwaniu na kompanów przez dłuższą chwilę towarzystwa dotrzymuje mi Filip, który tędy pomykał zrobić swój przelot. Wspomniał coś o dystansie pod 200. Ciekaw jestem, czy mu się uda i czy go nie zleje pod koniec dnia. Niestety na to ma spore szanse przy tym dystansie.
W końcu zjawiają się zdrowo spóźnieni Przemek i Michał. Chwila gadki i ruszamy. Kierunek wytycza Przemek. Rogoźnik. Lecimy na Czeladź. Od świateł na "94" prowadzę ja. I tak stopniowo dokładam po drodze terenu. Przez Przełajkę wjeżdżamy do Wojkowic od strony dawnej kopalni "Jowisz". Bocznymi drogami i terenowo przedostajemy się w pobliże Netto i dalej kręcimy do Rogoźnika.
Nad zbiornikiem chwila oddechu i dalej terenowo kręcimy w stronę Góry Siewierskiej i na górkę paralotniarską. Znów się trochę pozmieniało. Jedną z dróg dojazdowych na szczyt zaorali. Druga po deszczach nieźle śliska. Nie przeszkadza nam to jednak wedrzeć się na szczyt. Tu już kilku paralotniarzy przymierza się do startu. Ostatecznie nie doczekaliśmy się tego momentu nim ruszyliśmy dalej.
Zjeżdżamy do ul. Belnej i jedziemy terenem w stronę Parku Żurawiniec a z niego obok magazynów do Chaty z Zalipia. Tam na drugą stronę "86" i przez Sarnów do Preczowa. Zajeżdżamy do "Pod Dębami". Niestety mało miejsca więc odbijamy na Ratanice. Tu nie ma problemu i parkujemy każdy z jednym ciemnym, zimny Litovel-em. Chwilka schodzi na pogadankach.
W powrót ruszamy około 13:00. Przez Marianki w stronę tamy i przed nią zjeżdżamy na asfalt. Jezdnią do Parku Zielona. Przy mostku na Czarnej Przemszy żegnam się z Michałem i Przemkiem. Oni kręcą wałami w stronę Będzina. Ja czarnym szlakiem do Łagiszy. Potem wretepami do Stachowego i dalej przez pola do żółtego szlaku. Na asfalt wybywam niedaleko podstawówki w Psarach. Stąd już bez gięcia prosto do domu.
Bardzo przyjemnie spędzona połowa niedzieli. Dobrze było zobaczyć znów Przemka na kołach. Michał obiecał przypilnować go by był na nich częściej. Jak okoliczności pozwolą to może jutro znów coś razem zakręcimy.
Kategoria Inne
Wokół Jaworzna za Mariotruckiem
-
DST
102.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
05:59
-
VAVG
17.05km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakoś w tygodniu Mariusz dał mi info, że jedzie z Oskarem w sobotę na rundkę wokół Jaworzna. Parametry startu: Lidloza koło domu, 8:00. Powiedziałem, że jak będę, to jadę.
Zbieram się dziś sprawnie. Trochę wahania przy doborze ubioru bo na dworze mgły, które wieszczą ładną pogodę na później ale na razie od wilgoci chłodnawo. Ostatecznie wdziewam zestaw klubowy na krótkich spodenkach i bluzie z rękawem. Termicznie było ok ale po jaworznickich szlakach wszystko nadawało się tylko do prania tak upaćkane bryzgami spod koła Mamuta.
Traska na mapie.
Towarzystwo sprawdzone i kameralne. Oprócz Mariusza, Oskara i mnie zjawił się jeszcze Wojtek i Mariusz. Obaj z Będzina. Mariusza nie pamiętałem ale okazało się, że razem jechaliśmy na Turbacz w mojej i jego życiówce.
Tempo zmienne, w zależności od podłoża i tego ile było gadane po drodze, ale bez szaleństw. Spora część trasy to odcinki, które już przy różnych okazjach jechałem ale tym razem połączone w ładną pętelkę. Dopiero jak wgrałem ślad do GPS-ies.com to zobaczyłem jak to się ze sobą łączy. Ogólnie dobrze, że ktoś prowadził.
Foto z trasy nie za wiele, tak tylko kilka żeby mieć wyjazd w pamięci.
Na końcówce trasy, od Będzina do mojej wioski troszkę sobie poszarżowałem Mamutem podnosząc średnią powyżej 17km/h. Miało to nieco zgubne skutki, jak w domu wprowadziłem sobie zimnego Kasztelana. Poskładało mnie do drzemki błyskawicznie :-)
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
Do Tychów +Z
-
DST
106.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:56
-
VAVG
17.87km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mieliśmy z Michałem plany wyjazdowe na weekend ale nam je pogoda rozłożyła choć urlop wzięty. Skoro nie da się pojechać tego, co miało być, to choć pokręcimy się po okolicy.
Miało być dziś nie za daleko więc rzuciłem propozycję Paprocan. Przyjęła się. Umawiamy się na 8:00 na BP. Niestety startuję z poślizgiem około 15 min. i mniej więcej z takim jestem na miejscu przedzierając się przez Będzin i Sosnowiec. Jest nas trzech. Nowa dla mnie twarz, to też Michał.
Pogoda jak ruszałem była zupełnie niezachęcająca. Pochmurno, widać było w powietrzu wodę, jezdnie powoli schły. Naubierałem się dość konkretnie ale już w drodze doszedłem do wniosku, że jest nawet całkiem przyjemnie i w Mysłowicach chowam kurtkę i zakładam koszulkę. Od razu lepiej.
Przewodzenie obejmuje Michał i ruszamy, podobno, niespiesznie w stronę lasów murckowskich. Trasa na mapce więc nie będę opisywał. Jak można było się spodziewać, w lasach bagienko. Miejscami spore bo tu i tam jeździ ciężki sprzęt (wycinki, budowy). Wybór na dziś Mamuta okazał się bardzo trafny. Nie miałem najmniejszych problemów z przedarciem się po różnych przeszkodach. Chłopaki też dawali radę ale czasem trochę im się odrywałem przy tych okazjach. Generalnie jednak jechaliśmy równo i bez ciśnienia.
Dotaczamy się do Paprocan nieco później niż plan zakładał. Mamy też lekkie ssanie. Zamiast robić objazd, jedziemy coś zjeść. Trochę schodzi z czekaniem na posiłek. W międzyczasie konferujemy z tyskimi rowerzystami. W efekcie kończy się czas i nie robimy objazdu zbiornika.
Jedziemy w stronę fabryki Fiata gdzie z Michałem, z którym miałem jechać w góry, żegnamy się. On ma jeszcze do załatwienia coś w Tychach. Z drugim Michałem kręcę powrót do Mysłowic. Na 14:00 raczej się nie wyrobimy ale wiele spóźnieni nie będziemy. Droga przelatuje szybko i bez problemów. Żegnamy się kawałek przed dworcem i solo kręcę powrót do domu wybierając nieco inny wariant powrotny.
W międzyczasie zrobiła się nawet przyjemna pogoda. Pojawiło się słoneczko. Na niebie zawisły ładne chmurki-baranki. Delikatnie dmuchało. Przyjemnie się kręciło.
Do domu docieram z lekkim napierniczaniem lewej nogi. Zaczęła po 80km i tak mnie resztę trasy męczyła. Robię więc chwilę przerwy by się porozciągać w pozycji poziomej i kiedy nieco ból łagodnieje zabieram sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Na powrocie za plecami miałem ołowianą chmurkę. Ostatecznie jednak nie spadł z niej żaden istotny opad. Potem rozmawiałem jeszcze z Michałem, który miał to szczęście, że przeczekał w Tychach opad pod dachem.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
DODZD
-
DST
44.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:09
-
VAVG
20.47km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Obowiązkowy urlop dwutygodniowy zaczął się słabą pogodą. Budząc się w zwykłych, dla wstawania do pracy, ramach czasowych słyszę za oknem szum deszczu. Czyli można spać dalej. Niestety wyspać zdążyłem się nim przestało padać. Potem jeszcze dłuższe zamulanie w oczekiwaniu na przeschnięcie dróg i dopiero wtedy zbieram się do startu. Jest prawie południe.
Wyprowadziłem Błękitnego i od razu zauważyłem, że zdecydowanie za lekko się ubrałem. Zmieniam bluzę klubową na cieplejszą kurtkę. Potem jeszcze bandankę na czapkę. I w takim zestawie przekręciłem całą trasę. Przez odcinki pod wiatr wcale mi nie było ciepło.
Generalnie plan miałem pojechać do sosnowieckiego Decathlonu ale prostą drogą byłoby za krótko więc sobie trochę dołożyłem. Przez Dąbie i Toporowice do Przeczyc i dalej do Wojkowic Kościelnych. Potem wzdłuż Pogorii 4 na dziki przejazd na Pogorię 3 i bieżnią do Parku Zielona. Stamtąd przez centrum Dąbrowy Górniczej w stronę Makro i zjazd do celu.
Realizuję zaplanowane zakupy i ruszam w drogę powrotną przez Będzin. Zaczynają się popołudniowe powroty z pracy i na drogach robi się gęściej. Udaje mi się wydostać żywym z miasta ale dalej ryzykuję życiem kierując się na światła na "86" i dalej na "913", którą to ciągnę do domu.
Tu chwila przerwy. Zostawiam plecak, zakładam sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu.
Kategoria Inne
200 na Fatbike-u
-
DST
203.00km
-
Teren
60.00km
-
Czas
10:41
-
VAVG
19.00km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
200 nie niby nie dystans ale na fatbike-u...
Tak mi chodziło po głowie ukręcenie 200km ale na pozostałych rowerkach już to robiłem i wiedziałem, że się da. Interesowało mnie czy dam radę na Mamucie. Dzisiejszy dzień dowiódł, że dałem radę.
Na początku tygodnia rozpuściłem wici do sprawdzonych wyrypowiczów z tematem. Odzew był pozytywny od każdej osoby. Niestety dwóch kandydatów do popełnienia tego szaleństwa nie miało możliwości w tym terminie. Ostatecznie zebrało nas się 6 osób. Monika z Dominem, Mariusz, Michał, Marcin i ja. Czekaliśmy tylko do piątku na ostateczne prognozy pogody i kiedy okazały się zachęcające ustalamy miejsca zbiórki. Jedno pod zamkiem w Będzinie, gdzie zjeżdżamy się w czterech: Marcin, Michał, Mariusz i ja.
We czterech kręcimy "94" do Bytomia i na rynku czekamy chwilę na Monikę i Dominika. Foto, żarty i ruszamy w drogę.
Trasa na mapie więc nie będę w detalach opisywał. Tylko refleksje z trasy.
Do Zawadzkiego było ok. Potem zaczęła dawać o sobie moja lewa noga i przy jakichś 70km było już kiepsko. I tak to się ciągnęło aż do 154km (o 14 dłużej niż zwykle). Przez ten czas marudziłem, zamulałem, przystawałem itp. Była to okazja do ciągnięcia łacha z każdego, w tym i mnie, przy użyciu całkiem grubych żartów. Ale to wiadomo było, że tak będzie. Towarzystwo wyrypowe ale też i ze specyficznym poczuciem humoru, który dawał czasem pozytywną szpilę do kręcenia, a czas zwyczajnie robił dobrą atmosferę.
Było trochę odcinków terenowych. Niektóre nawet całkiem wymagające, zahaczające o off-road. Ma to o tyle znaczenie, że Domino i Monika byli na rowerkach zupełnie nie terenowych ale bez problemu dawali radę. Jedynie na piasku im nie szło za dobrze. Reszta przejechana bez problemu. Oberwało mi się kilka razy za trasę ale w sumie to mam wrażenie, że ekipa miała radochę z jazdy.
Na asfaltach poczynaliśmy sobie (kiedy nie zamulałem) całkiem dynamicznie. Co jakiś czas strzelałem foto odczytu z Garmina by sobie utrwalić jak nam idzie. Początek nawet trochę mnie przeraził kiedy po ponad 50km GPS stwierdził, że mam na fatbike-u średnią powyżej 23km/h. No nie takiej się spodziewałem. Jednak późniejsze kawałki terenowe i moje problemy z dyspozycją sprowadziły wartość do bardziej sensowej wielkości. Ostatecznie wyszło 19km/h za całą trasę. To i tak o 4km/h lepiej niż zakładałem.
Było trochę wygłupów choć nie zawsze utrwalonych na foto. W ogóle foto w większości z ręki w czasie jazdy więc niektóre lekko nieostre.
Ogólnie sobota spędzona bardzo przyjemnie, w super towarzystwie.
Link do pełnej galerii
5:00 rano. Niektórym pora dnia nie służy ;-)
Tak, to jest toi-toi. Na środku pola. I to nie jedyny. Mariusz podsumował, że mają tu niezły socjal.
Jedno ze strzelanych w czasie jazdy foto. Wstępny etap akcji.
Na szczęście był tylko jeden odcinek z przerzucaniem rowerów.
W czasie jednej z przerw Monika nie oparła się pokusie sprawdzenia jak to jest na takich kołach.
Piasków było niewiele. Tu moje grube oponki pokazały moc.
Małe co nieco na odcinku między Przystajnią a Lisowem.
Po 154 kilometrze noga przestała napierniczać i mogłem wyrywać się do przodu postrzelać foto ekipie.
Woźniki.
Żegnamy się z Moniką i Dominem w Mierzęcicach.
Potem chłopaki odbijają w mojej wiosce w stronę świateł na "86".
Ostatecznie tyle stwierdzi Garmin ukręconych km za dziś.
Kategoria Jednodniowe
DPD
-
DST
39.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:09
-
VAVG
18.14km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zapowiada się dziś o wiele pogodniejszy dzień niż wczoraj. O poranku w mojej okolicy dość gęste mgły więc też i odczuwalnie chłodno. Zbieram się na koła o 6:12 po uprzednim doluftowaniu tyłu Mamuta i pokapaniu smarem łańcucha. Jedzie się dobrze jak już wyjeżdżam z gęstych mgieł i nie muszę ciągle przecierać okularów. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie i raczej pustawo na drogach. Na miejscu jestem z niewielkim zapasem czasu. Przyjemny dojazd do pracy. Przed Zieloną robią kawałek asfaltu od mostu nad Czarną Przemszą do remontowanej w roku minionym jezdni w parku.
Znowu zlało mnie na powrocie choć zaczęło się całkiem fajnie. Wychodząc z pracy widzę chmurki w barwach apokaliptycznych mniej więcej w kierunku, w którym będę wracał ale jeszcze żyję nadzieją, że może jednak się uda. Kręcę do lasu zagórskiego i tam mnie dopada pierwszy rzęsisty deszcz. Pokrowiec na plecak, na grzbiet kurtka i jak tylko nieco zelżało jadę dalej. Już do końca przejazdu nie przestało kapać. Momentami tylko zmieniała się intensywność.
Kręcę przez Reden w stronę Mostu Ucieczki posiłkując się chodnikami. Dzięki temu mnie wody trafia do butów. Zaskakuje mnie widok dojazdu do parkingu przy molo na P3. Będzie rondo. Strzelam foto. Potem kręcę na samo molo i focę chmurki nad zbiornikiem. Bieżnią przetaczam się pod przejazd pod torami na P4. Jeszcze nie jest gotowy. Foto i w drogę na Piekło.
Tu samostrzał na tle zbiornika i wiszących na horyzoncie opadów, w których to stronę będę musiał kręcić. Deszcz przesuwa się falami. Nie ma szans na dojechanie na sucho. Gdzieś już na mojej wiosce zbieram solidnego bryzga spod kół. Jego mać poszła. Gdyby człowiek trochę zwolnił to może tylko bym to na nogi wziął a nie też na gębę. Cóż. W niektórych za grosz emaptii.
Do domu dotaczam mokry ale w sumie zadowolony z przejazdu. Nie zmarzłem. W butach umiarkowanie mokro. Plecak nieprzemoczony. Mogło być gorzej.
Link do pełnej galerii
Na wlocie do lasu zagórskiego takie oto pogróżki na niebie.
Przebudowa na dojeździe do mola przy Pogorii 3.
Kotłuje się nad pojezierzem.
Przejazd z P3 na P4 jeszcze niegotowy.
Tam w to po lewej na horyzoncie za chwilę będę kręcił.
Prawie pod domem.
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
42.00km
-
Czas
02:23
-
VAVG
17.62km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jednak prognozy się sprawdziły i około 6:00 zaczęło kapać. Niezbyt mocno. Startuję o 6:13. Od razu decyduję się na trasę przez Będzin i las mydlicki zakładając, że zmieszczę się w czasie. Jednak w Gródkowie zaczynam robić tyły czasowe zatrzymując się na przystanku i zakładając pokrowiec na plecak. Kropelki przyspieszają. Trochę czasu ucieka na przekraczaniu Alei Kołłątaja i podjazd pod Koszelew. Potem światła obok Makro i ostatecznie notuję 6 minut straty na mecie. Jechało się nawet nieźle choć warunki do przyjemnych miały daleko. Ale mogło być gorzej. W butach sucho. Tyle dobrego, że dojazd spokojny.
Na powrocie dalej pochmurno ale niemal nie ma kropelek. To skłania mnie jednak do wypadu do centrum Sosnowca w poszukiwaniu dętek do Mamuta. Toczę się zwykłą trasą przez Blachnickiego, Środulę, Kombajnistów i Ludwik w stronę ronda na Ostrogórskiej.
Trafiam poszukiwany asortyment w MK Bike. Biorę 2 dętki i trójkąt pod ramę żeby było ją gdzie wozić. Zwykłe podsiodłówki są za małe na taki kawał gumy, jaki wchodzi do kółek Mamuta (26x4,0).
Skoro udało mi się dokonać zakupu to nie mam nic więcej do roboty w Sosnowcu więc zaczynam odwrót do domu. Kręcę w stronę Pogoni i ścieżką od Klubu Kiepury aż do będzińskiej Nerki. Tam na chwilę odbijam do serwisu skreślić się z listy na dętki do fatbike-a.
Na trasie do Będzina zaczynają rozpędzać się kropelki. Kiedy ruszam z serwisu kapie już dość regularnie choć, na szczęście, nie za mocno. Jednak na Zamkowym decyduję się na założenie pokrowca na plecak. Ścieżką kręcę do Grodźca i potem zjeżdżam do Gródkowa. Poboczami i chodnikami dotaczam się do wsiowego Dino i uciekam z "913" na spokojniejsze ulice.
Do domu docieram nieco nasiąknięty. Ciuchy od razu idą do prania. Mimo tego kapania jednak jechało się nawet nieźle. Na dłuższą trasę byłoby to męczące ale na powrót z pracy do domu warunki oblecą. Jeździłem przy gorszych. Trochę tylko martwi mnie to, że powoli wykańczam kolejne buty.
Kategoria Praca





















