limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

  • DST 32.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 18.29km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 czerwca 2019 | dodano: 06.06.2019

Zbieram się średnio sprawnie i dojazd zaczynam o 6:10. Warunki przyjemne, słoneczko, bez wiatru, ciepło. Trasę kręcę przez Będzin przelatując przez las grodziecki. Niewiele to skróciło dojazd ale za to było spokojnie. Reszta trasy standardowa. Na mecie jestem minutę przed czasem bo dalej podle się czuję i kręcenie odprawiałem w tempie spacerowym. Zwłaszcza na podjazdach pod Środulę i pod Mec.

Powrót niemal tą samą trasą co wczoraj. Drobne odchyłki jedynie w okolicach Teatru Dzieci Zagłębia w Będzinie i potem w lesie grodzieckim. Na dystans jednak to nie wpływa zauważalnie. Pogoda przyjemna choć przez moją kiepską dyspozycję zupełnie nie uważam żeby było jakoś specjalnie ciepło, czy wręcz gorąco. Jest przyjemnie. Tempo powrotne raczej spacerowe. Bez sensacji.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 33.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 19.04km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 czerwca 2019 | dodano: 05.06.2019

Rozruch niespieszny zakończony startem o 6:08. Ciepło, przyjemnie, nieznaczny wiaterek, dużo słońca. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą w tempie spokojnym. Ciągle jeszcze jestem padnięty choć jakby dziś ociupinkę lepiej jest. Zanosi się jednak na to, że weekend będzie mocno regeneracyjny.

Powrót niespecjalnie spieszny ale za to krótkim wariantem przez centrum Zagórza, Makro, las mydlicki, Warpie, Namiarkowe, las grodziecki i finisz "913". Generalnie spokojnie mimo tego, że na "913" duży ruch szczytu powrotnego. Słonecznie ale wietrznie i wiaterek nie był specjalnie ciepły. W cieniu spadek temperatury był zauważalny.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 18.26km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 czerwca 2019 | dodano: 04.06.2019

Właściwie to powinienem leżeć i spać. Czuję się tak podle, że zupełnie nie miałem ochoty zbierać się do pracy. Jednak nie było wyboru. Start o 6:08. Od razu zakładam, że dojazd krótko i powrót też. Przez Będzin, Środulę i Mec. Spokojnie, nóżka za nóżką. Byle się dowlec.

Powrót w przyjemnych ciepełkach. Jeszcze nie te moje ulubione ale nie było źle. Trasa przez Mortimer, Reden, Zieloną, czarny szlak do Łagiszy i Sarnów. Tempo nędzne, takoż i samopoczucie. Zero chęci na objazdy. Byle dotrzeć do domu i walnąć się spać.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 50.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 02:34
  • VAVG 19.48km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 czerwca 2019 | dodano: 03.06.2019

Po sobocie byłem tak zwalcowany, że niedziela spędzona z dala od rowerka. Właściwie to tylko spanie, jedzenie i czytanie. A jeszcze ciągle czuję, że jestem niezregenerowany. Jednak do pracy inaczej jak rowerkiem to nie do pomyślenia przy takiej pogodzie.
Zbieram się w miarę sprawnie i wytaczam o 6:08. Przyjemnie rześko. Dużo słońca. Raczej nie wieje.
Kręcę niespecjalnie intensywnie. Tylko tyle, by się trzymać w czasie. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie i przyjemnie. Na miejscu stwierdzam, że czas dojazdu wyszedł całkiem niezły. Czyli jednak trochę udało się odpocząć. Jednak tydzień będzie tylko dojazd-powrót bo, być może, jak pogoda dopisze, to w sobotę znów będzie akcja górska.

Miało być tylko dom-praca-dom ale nieoczekiwanie wyszło, że dziś powrót z małym objazdem. Początek dość standardowy, przez las zagórski na Reden. Potem Most Ucieczki i bieżnie przy P3 i P4. Ta druga do Kamienia Ornitologa gdzie odbijam na Kuźnicę Piaskową i dalej przez Toporowice do Twardowic. Po drodze kilka skrótów terenowych. Oddawszy, co miałem dowieźć, wracam. Przez Górę Siewierską przetaczam się do Strzyżowic i ul. Kasztanową zaginam do wsiowego Lewiatana na małe zakupy uzupełniające. Potem już zjazd prosto do domu.
Warunki było całkiem niezłe choć wieszczone +30 raczej nie dawało się odczuć. Może to z powodu wiatru, który dmuchał mniej więcej z północy lub północnego wschodu. Nie był zbyt ciepły i trochę miałem go prosto w twarz. Za to było dużo słońca i jak nie wiało na gębę, to było bardzo przyjemnie. Powrót bez sensacji.


Kategoria Praca

Mamutem na Pilsko

Sobota, 1 czerwca 2019 | dodano: 02.06.2019
Uczestnicy

Pierwsza propozycja na weekend to był rajd rowerowy w Mysłowicach, w niedzielę. Ale później Marcin przysłał mi esa z zapytaniem czy bym w górki nie pojechał w sobotę. Dzwonię i gadamy dłuższą chwilę. Pomysł był jechać na Pilsko. :-) Okazja sprawdzić jak Mamutem się po górach śmiga. No trudno odmówić takiej pokusie. Umawiamy się wstępnie. W piątek, jak prognozy były już znane ustalamy, że wsiadamy w pociąg w Katowicach.

Zaczynam dzień wcześnie żeby zdążyć coś wszamać, spakować się i wyjechać z rezerwą czasową. Nie wychodzi. Toczę się dopiero o 5:10. Ale drogi puste, temperatura niezła, nie wieje. Jedzie się dobrze. Pod dworcem jestem równo o 6:00. Chwilę później jest Marcin. Bilety kupujemy do Żywca.

Mieliśmy jeszcze mieć kompana w Tychach ale przy kasie było zamieszanie i się na nasz pociąg nie załapał. Pojedzie następnym. Nasz jest "szybki" i mamy w Żywcu sporo czasu więc idziemy do ciastkarni na kawkę i ciasto. Potem wracamy na dworzec i czekamy na Fabiana. On też będzie jechał na grubym kole. Nawet grubszym niż moje, bo na oponkach 4,8.

Początek to asfaltowy dojazd przez Jeleśnię do Spotoni Wielkiej. Przy ostatnim sklepie robimy zakupy i wbijamy na szlak. Niestety, niemal od razu okazuje się, że jazdy nie będzie. Środkiem szlaku przez sporą część drogi płynie sobie strumyczek. Do tego była zwózka drewna więc ciężki sprzęt rozciapał podłoże. Mozolnie pniemy się z buta zielonym szlakiem. Ale ponieważ dobry wypych nie jest zły, a uczciwa wyrypa musi mieć i takie elementy, więc zupełnie nam to nie przeszkadza.

Kilka odcinków dało się pokręcić ale nie były one zbyt długie. Za to wniosek taki, że jest moc. Grube opony ładnie idą po kamieniach i korzeniach. Jak dla mnie rowerek jest bardziej stabilny. I nie spuszczałem powietrza z ustawień na asfalt. Gdybym jechał na miękkich oponkach to byłoby pewnie jeszcze lepiej. Kiedyś i taką konfigurację przetestuję.

Generalnie plan czasowo nam się rozjechał i jesteśmy dość późno na schronisku. Izotonik dla uzupełnienia płynów i ciepła zupa na rozgrzanie. Trafiamy przy tym postoju na rowerzystów z Sosnowca. Wypytujemy o szlaki, którymi jeździli. Wychodzi na to, że jeszcze są nieprzetarte miejsca po zimowych wiatrołomach.

Zbieramy się do ataku na sam szczyt. Znów prawie nic jazdy. Ścianka taka, że może quadem by dało radę ale rowerem zero szans. Na zjazd chyba też nie. Przynajmniej ja bym się nie odważył.

Szczyt osiągamy dużo później niż zakładaliśmy. Chwilkę dychnięcia, trochę foto i wrzucenie czegoś na ruszt. Kilka razy też służymy pomocą przy uwiecznieniu zdobycia szczytu za pomocą aparatów w komórkach. Ruch jest na szlaku do Pilska całkiem spory. Zgania nas z tej miejscówki szybko rosnąca, ciemna chmura. Na szczęście idzie z tej strony, gdzie nie będziemy zjeżdżać. My lecimy na stronę słowacką. Trochę kropelek nas pogoniło i profilaktycznie pozakładaliśmy "przeciwdeszcze", ale okazało się, że bardziej był strach jak potrzeba.

Zjazd kombinowany. Sporo dało się pojechać ale były też odcinki, gdzie trzeba było obchodzić albo skakać przez drzewa. Niektóre tak blisko siebie, że nie było nawet sensu na siodełko wsiadać więc trochę początkowego zjazdu, to zejście. Do źródełka Dudova już ładnie zjeżdżamy. Tu chwilka przerwy na pojenie i uzupełnienie bidonów i dalej ogień zjazdowy.

Trochę napompowane balony przeszkadzały przy dużej prędkości i musiałem mocno pracować rękoma i nogami, żeby mi obraz nie skakał. Zdecydowanie trzeba luftu upuścić na takie warunki. Ale i tak było zajedwabiście. W jednym miejscu trochę nam się trasa pomerdała i trzeba było wrócić ale to akurat nie był problem, bo było z górki.

Kiedy docieramy do asfaltów słowackich mamy już dość sporo opóźnienie w stosunku do planu. Mieliśmy jeszcze szlakami wbijać się na Krawców Wierch i stamtąd zjechać żółtym do Glinki ale obawialiśmy się, że możemy nie wyrobić się na ostatni pociąg. Tak więc ciśniemy wszystko asfaltami.

Są kozacki zjazdy. Udaje mi się znacznie podbić rekord prędkości na Fatbike-u. Teraz mam go na poziomie 73km/h :-) Przepięknie się leciało. Był też dość ostry, i wcale nie tak krótki, podjazd, z którego znów ładnie się leciało. Od przejścia granicznego cały czas w dół.

W Rajczy jesteśmy minimalnie po czasie pociągu ale podjeżdżamy sprawdzić czy może jednak się nie spóźnił trochę. Nie spóźnił się. Do następnego ponad 1,5h. Trudno. Wracamy do centrum i zasiadamy w pizzerii na ciepły posiłek i jeszcze jeden napój izotoniczny. Potem spokojnie na pociąg.

Tym razem będziemy jechać dłuuuuuugo. Z Fabianem żegnamy się Tychach. Z Marcinem jedziemy do Katowic i potem jeszcze razem do Sosnowca, gdzie żegnamy się po kilku minutach rozmowy. Solo kręcę przez Pogoń do Będzina i dalej najkrótszą drogą do domu. W Gródkowie na chwile przystaję na przystanku i nie zsiadając z rowerka przymykam na minutę czy dwie, oczy. Mózg się lekko resetuje i jakoś dociągam do domu ostatnie 2,5km.

W domu tylko foto stanu licznika z Garmina (bzdurnego bo wliczyło też podróż pociągiem, ale za to czas jazdy i Vmax prawdziwe), rowerek do garażu a ja pod prysznic. Nawet już nie miałem ochoty na izobronka. Nie wiem ile sekund zajęło mi zaśnięcie ale obstawiam, że poniżej 15.

To był piękny dzień. Oczyszczenie przez uczciwe upodlenie. Fajna trasa, super towarzystwo, pogoda dopisała, obyło się bez awarii i kontuzji. Mogę ze spokojem ducha przebimbać niedzielę :-)







Link do pełnej galerii



Niestety, koleje nie są przystosowane do wożenia "grubasów".


Ciśniemy do Sopotni Wielkiej. Nie tylko ja na facie.


Wypych zaczyna się dość szybko. Dobrze, że byłem w trekkingach, bo bardzo to ułatwiło akcję.


Takie przeszkody pojawiły się bardzo szybko.


Dało się jednak czasem też i pokręcić.


Pierwsze widoczki. Niestety było sporo wilgoci w powietrzu i wszystko było zamglone. Ale i tak cudnie.


Niestety były miejsca, gdzie nawet "grubasem" nie dało się podjechać. I to sporo ich było.


Kontrolne przy schronisku przed atakiem na szczyt.


Tu widać, że jest stromo a i tak nie wygląda to tak, jak było rzeczywistości. Zresztą na bardziej stromych odcinkach to bardziej martwiłem się, żeby się nie zsuwać niż żeby zrobić foto.


Zdobyczne, że szczytu.


Potem przylazła chmura i zaczęliśmy ucieczkę na słowacką stronę.


A tam śnieg.



Powywracane drzewa.


Wiatrołomy.


Potem do źródełka nie było czasu na foto bo ręce były potrzebne by się nie zabić na zjeździe.


Słowacka strona.


Wracamy do Polski.


Powrót do Katowic. Znów będzie trzeba oporządzić Mamuta.


W domu jestem już w niedzielę. Dystans błędny bo wliczyło pociąg ale czas jazdy i Vmax prawdziwe. Kaemów był 118.


Kategoria Jednodniowe

DPD

  • DST 34.00km
  • Czas 01:36
  • VAVG 21.25km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 31 maja 2019 | dodano: 31.05.2019

Przy piątku lekkie zamulanie na rozruchu i na kołach jestem o 6:10. Jezdnie miejscami wilgotne. Są chmurki ale jest też i sporo słoneczka. Minimalnie wieje. Ogólnie przyjemnie. Wystartowałem w długich ciuchach, bo jeszcze parował oddech rano, ale na finiszu jestem lekko podgotowany. Mam nadzieję, że prognozy się sprawdzą i powrót będzie w zestawie "na krótko".
Trasa dojazdowa, z racji tych kilku minut mniej, krótsza przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie, przyjemnie i niespecjalnie intensywnie. Na miejscu kilka minut zapasu.


Zrobiło się ładne lato na powrocie, który rozpoczynam dwie godziny później niż zwykle. Trochę mi to plany rozjechało choć i tak nie było w nich ekstra objazdów. Trasa maksymalnie krótka kolejno przez centrum Zagórza, las mydlicki, Warpie, Nerkę, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Niezbyt spiesznie, spokojnie.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 36.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 21.18km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 30 maja 2019 | dodano: 30.05.2019

Zaraz po przebudzeniu sprawdzam jak jest na dworze. Zaskoczenie. Jak na maj, to zimno. Oddech paruje. Nie ma rady, wdzianko na długo.
Rozruch sprawny i na kołach jestem o 6:05. Z tej okazji nieco dłuższy przelot dojazdowy. Trasa przez Sarnów, Preczów, pojezierze, Most Ucieczki, Reden, Mortimer i centrum Zagórza.
Przyjemnie, spokojnie, niespecjalnie spiesznie. Na miejscu z zapasem kilku minut. Trochę zmarzły mi uszy i stopy. Wydawało się, patrząc po drzewach, że nie wieje ale w trakcie jazdy jednak dawał się odczuwać pewien opór powietrza większy, niż bym się spodziewał po osiąganej prędkości. Słoneczko schowane za chmurami.


Na wyjściu pojawiły się jakoweś kropelki w ilościach raczej niegroźnych ale też i mało zachęcających do objazdów. Kręcę powrót przez Mec, Środulę, Stary Będzin, ścieżką małobądzką do Nerki, Zamkowe, las grodziecki i finisz przez Gródków "913". Nie za ciepło było więc w użyciu dalej długie wdzianko.


Kategoria Praca

DPDZD

Środa, 29 maja 2019 | dodano: 29.05.2019

Prognozy na dojazd nie są zbyt optymistyczne ale kiedy startuję o 6:07 jest nieźle. Jezdnie mokre ale chodniki suche. Minimalnie wieje. Niebo zaciągnięte chmurami. Temperatura znacznie mniej przyjemna niż wczoraj. Kurtka jest jak najbardziej wskazana.
Dojazd kręcę przez Będzin korzystając w wielu miejscach z chodników i ścieżek. Dzięki temu udaje się mniej uflejać i nie nabierać wody w buty. Przejazd spokojny i, w sumie, przyjemny.
Na finiszowych 2km pojawiła się gęstsza mżawka. Nie udało się jej jednak mnie przemoczyć. Na miejscu z zapasem kilku minut.


Nim rozpocząłem powrót z pracy jezdnie zdążyły wyschnąć. Wiało raczej zauważalnie ale jeszcze nie uciążliwie. Temperatura, niestety, niespecjalnie się podniosła. Nogi od razu powiedziały, że nie będzie podawania więc powrót w tempie spacerowym.
Trasa przez centrum Zagórza, Aleję Róż, Reden, na bieżnię przy P3. Ktoś staranował Świątynię Grillowania i nieco ją uszkodził. Quad? Sprzęt budowlany?
Przy przejeździe między P3 i P4 trwają prace. Na razie jeszcze nie da się przejechać. Od Piekła kręcę sobie kawałek piaskiem wzdłuż ścieżki przy P4. Potem przez Preczów i Sarnów asfaltem do świateł na "86". Tam uciekam w teren i przetaczam się nim aż do Strzyżowic. Lekko jeszcze wyginam by zahaczyć o stomatologów i umówić się na wizytę. Potem zjazd do domu.
Odkładam plecak, biorę sakwę i robię jeszcze zwykłe zagięcie do wsiowego Lewiatana na uzupełniające zakupy. Z zapasami zjazd prosto do domu i na dziś koniec kręcenia. Spokojnie, przyjemnie.
Niestety w domu sieknęło mnie znów lewe kolano i trzymało przez dłuższą chwilę. Ech... Jak tak dalej będzie, to w końcu przyjdzie odwiedzić jakiegoś konowała.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 39.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 22.29km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 maja 2019 | dodano: 28.05.2019

Sprawny rozruch skutkuje startem o 6:02. Skoro mam trochę czasu w zapasie to wybieram dłuższy wariant dojazdowy. Kręcę przez Sarnów, Preczów, pojezierze, Reden i Mortimer. Spokojnie, przyjemnie. Warunki bardzo przyjazne. Sporo słoneczka, jezdnie miejscami jeszcze mokre po wczorajszych opadach, lekki podmuch na twarz. Część trasy to slalom między ślimakami. Głowy nie dam, że wszystkie mi się udało ominąć bo czasem było dość gęsto.


W ciągu dnia, zgodnie z prognozami ICM-u, popadało. Na wyjściu z pracy mam jednak ładną pogodę. Słoneczko, lekki wiaterek i mokre jezdnie. Gdzie się da to jadę chodnikami i ścieżkami bo na nich prawie nie ma wody. Powrót bez większego gięcia przez Będzin, Łagiszę i Sarnów. Na więcej się nawet nie zamierzałem bo w prognozach stało, że jeszcze popada. Powrót spokojny i przyjemny.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 36.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:39
  • VAVG 21.82km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 maja 2019 | dodano: 27.05.2019

Powrót do rutyny. Sprawny rozruch i start o 6:06. Przyjemnie. W krótkim wdzianku jest ok. Słoneczko. Niegroźne chmurki. Lekki wiaterek. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą spokojna. Na miejscu ze sporym zapasem czasu.

Na wyjściu z pracy widzę takie trochę niepokojące chmury. Dodając do tego możliwość burz wg prognozy ICM-u nie zaryzykowałem objazdów większych niż konieczne by wrócić do domu.
Trasa przez Będzin, Grodziec i Wojkowice. Gdzie się dało, to ścieżkami. Dzięki temu spokojny i przyjemny powrót. Miałem wrażenie, że w Będzinie dopadły mnie jakieś zabłąkane kropelki. Żaden opad jednak mnie nie dopadł, choć niebo do końca jazdy było takie raczej dwuznaczne.


Kategoria Praca