limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2018

Dystans całkowity:1413.00 km (w terenie 93.00 km; 6.58%)
Czas w ruchu:82:31
Średnia prędkość:17.12 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:61.43 km i 3h 35m
Więcej statystyk

DPOD

  • DST 38.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 15.72km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 września 2018 | dodano: 17.09.2018

Ciężki rozruch po weekendzie skutkuje późnym wybyciem na koła. Ruszam o 6:20. Spóźnienie murowane zważywszy na warunki. Jest dość chłodno, jeszcze nie ma słońca. Tyle dobrego, że nie wieje. Kręcę raczej z uczuciem w nadziei zminimalizowania spóźnienia. Mam nawet nikłą szansę na dojazd o czasie, bardzo nikłą. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą była dziś spokojna. Na odcinku od Mortimeru do centrum Zagórza króliczek, dobrze jechał ale ewidentnie mu się nie spieszyło bo często toczył się nie kręcąc, co zmuszało mnie do hamowania. W końcu nie wytrzymałem i go wyprzedziłem i pojechałem dalej swoje. Zresztą chyba odbijał gdzieś w okolicach zagórskiego ronda. Na miejscu jestem lekko zziajany. Niestety ze stratą 3 min. Swoje zrobiły światła na Alei Róż i na Mortimerze oraz szlaban na "dworcu kolejowym" w D. G. Mimo tego przyjemny dojazd do pracy. Powrót, mam nadzieję, będę sobie mógł zrobić spacerowy.

Popołudnie zaoferowało przyjemne, letnie warunki z dużą ilością słoneczka, lekkim wiaterkiem i przyjemną temperaturą. Na powrót nie mam żadnych planów więc staczam się powoli w stronę lasu zagórskiego. Przez sam las jadę spacerowo rozglądając się za grzybkami. Poza dwoma czy trzema niejadalnymi nic w oko nie wpada. Przez Reden przetaczam się pod Most Ucieczki i dalej kręcę w stronę Zielonej. Mostek ma już pokrycie więc można przebić się do parku choć jeszcze jest nie wykończony. Jeszcze nie wszystkie przejazdy są gotowe więc chwilę kluczę by odkryć którędy mogę się przedostać w stronę mostu na Czarnej Przemszy. Dziś nie jadę na czarny szlak. Wybieram równoległe ścieżki położone bardziej na północ. Zarzucam spojrzenia to na lewo, to na prawo ale jakoś grzybków nie widać. Jak już sobie pomyślałem, że z siodła raczej nic nie wypatrzę to w oczy wlazł przepiękny podgrzybek. Stop i rundka w las. W sumie było ich kilka. I jeden kozaczek. Kawałek dalej jeszcze jeden. I to niemal wszystko, co udało się znaleźć. Jeszcze dłuższą chwilę pokręciłem się po lesie ale wpadł tylko malutki podgrzybek. W sumie uzbierało się tyle, że powinno starczyć na solidną jajecznicę z grzybami :-) Z lasu wybywam na czarnym szlaku i toczę się przez Sarnów do Psar i do domu. Przyjemne spokojne bujanie powrotne z bonusem.


Kategoria Praca

Z Mysłowic do domu

Niedziela, 16 września 2018 | dodano: 16.09.2018

Po nierowerowym weekendzie w górach (ale bardzo udanym) powrót z Mysłowic rowerkiem z balastem. Jechało mi się zadziwiająco dobrze i płynnie. Nawet udało mi się urwać z dystansu 1km. Trasa przez Sosnowiec i Będzin. Dojeżdżając do nerki widziałem gdzieś w stronę Warpia czarny pióropusz dymu i w tle syreny. Jednak odpuszczam sobie sprawdzanie o co chodzi. Chcę tylko dokulać się do domu. Kieruję się w stronę Łagiszy. Po drodze widzę, że zmieniają dywan na odcinku od targu do prawie samej Łagiszy. W sumie, to się ten remont należał jezdni bo już zniszczona było dość mocno. Resztę dojazdu kręcę minimalną drogą odbijając przed Łagiszną na światła na "86". Finisz jazdy już przy ciemnościach.


Link do galerii














Kategoria Inne

DP do Mysłowic

Piątek, 14 września 2018 | dodano: 14.09.2018

Wypada na koła o 6:10. Jest bardzo przyjemnie. Decyduję się na jazdę we wdzianku "na krótko" i to jest dobry wybór. Słońce pokazuje się dość późno bo na horyzoncie sporo chmur. Kiedy jednak docieram na miejsce operuje już pełną mocą. Droga standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dość spokojna. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut.

W ciągu dnia zdrowo polało i popadało. Na wyjściu jest mokro i tylko pojedyncze krople czasem padną. Jadę do Mysłowic na zbiórkę do wyjazdu w góry. Gdzie się dało trzymałem się ścieżek i chodników z kostki bo na nic było mało wody. Tak dotarłem przez Środulę i Kombajnistów do Ludwika i na Ostrogórską. Tu już wbijam na asfalt. Wody więcej ale trzymając się między koleinami ujdzie. Goni mnie czas. Ostatecznie jestem u celu omalże na czas.


Kategoria Praca

DPOZD

  • DST 53.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:55
  • VAVG 18.17km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 września 2018 | dodano: 13.09.2018

Rozruch sprawny ale przez pakowanie betów na weekend wyzwala się poślizg i ruszam o 6:13. Po drodze jednak muszę jeszcze zahaczyć o piekarnię i ostatecznie toczenie na poważnie uruchamiam o 6:20. Będzie spóźnienie. Kręcę trasę bez udziwnień przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Chyba jest trochę cieplej. Przejazd generalnie spokojny. Na prostych wyciskam ile jestem w stanie rozpędzić dodatkowe kilogramy na bagażniku, ale jak tylko mam do pokonania jakieś nierówności typu krawężniki, dziury itp. muszę zwolnić by nie narażać tylnego koła na zbyt duże obciążenia. Jest trochę stania tu i tam na światłach, również na przejeździe kolejowym przy "dworcu kolejowym" w D. G. Ostatecznie na mecie jestem ze stratą 6 min. Przejazd przyjemny.

Na wyjściu z pracy przyjemne lato. Dużo słoneczka, wiaterek nieistotny, ciepło. Nic, tylko jeździć. Na początek kręcę do Mysłowic przez Środulę, Ludwik, Ostrogórską. Grzecznie, statecznie, z buta na przejściach. Balast na bagażniku nie pozwala na zbyt dynamiczne harce. Dotaczam się do Michała i zostawiam bagaż do zabrania jutro samochodem. Potem spacerowym tempem towarzyszę Michałowi w przechadzce na pocztę i z powrotem. Żegnamy się pod jego domem i ruszam w drogę powrotną. Wracam trochę innym wariantem na Ostrogórską i przy oczyszczalni odbijam na czerwony szlak w stronę Stawików i dalej do Milowic. Na pusto niemal się frunie. Szybko osiągam Czeladź. Tu odbijam w boczne uliczki i na mostek na czerwonym szlaku do Przełajki. Stamtąd pod wojkowicki Orlen i na prostą w stronę domu. Nim tam jednak docieram odginam jeszcze nieco trasę w stronę wsiowego DINO i robię szybkie zakupy uzupełniające. Potem doginam obok wsiowego Lewiatana. Przyjemne kręcenie powrotne. Spokojne, bez ekscesów. Rowerowo dzień rewelacyjny, poza tym też niezły. I to wszystko przed zachodem słońca :-)


Kategoria Praca

DPD

  • DST 36.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 20.97km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 września 2018 | dodano: 12.09.2018

I powrót do zamulonego startu. Dziś o 6:13. Chłodnawo. Nogi poczuły i podawały delikatnie. Ale przynajmniej sporo słoneczka bo chmur mniej niż wczoraj. Z racji obsuniętego wyjazdu trasa bez kombinowania czyli przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Raczej spokojnie i w sumie przyjemnie. Na miejscu z zapasem kilku minut.

Powrót bez większego gięcia za to w milusich, prawie letnich, warunkach. Kręcę standardowo do Będzina czyli przez Mec i Środulę. Przez Zamkowe wybijam się na kierunek do Grodźca. Od browaru bokiem w stronę ścieżki do Wojkowic z małym postojem sprawunkowym. Od wojkowickiego Orlenu standardowa prosta. Dziś trochę pakowania bagaży na weekend, które mam jutro podrzucić do Mysłowic. Spokojny powrót do domu.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 46.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 22.44km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 września 2018 | dodano: 11.09.2018

Rozruch na tyle sprawny, że na kołach jestem o 6:02. Dużo czasu w zapasie więc obowiązkowo na dojeździe trzeba dorzucić kilka kilometrów. Ale bez eksperymentów. Dojazd trasą niemal identyczną jak wczorajszy powrót do domu czyli kolejno: Sarnów, Preczów, Pogoria 4, Piekło, Łęknice, Reden, Mortimer, centrum Zagórza. Jechało się bardzo dobrze. Na dodatek wschodzące słoneczko i wysokie chmury wykonały piękny spektakl. Przejazd bardzo spokojny i przyjemny. Na miejscu z zapasem 2 min.

Przyszło mi dziś trochę dłużej w pracy posiedzieć i startuję dopiero o 16:30. Wciąż jest przyjemnie na dworze. Spokojnie można jechać "na krótko". Kręcę powrót lekko wydłużony by przeskoczyć dziś 7k km. Przez Środulę na Pogoń i stamtąd do Czeladzi. Przebiwszy się przez skrzyżowanie na "94" uciekam w boczne uliczki kierując się na czerwony szlak i do Przełajki. Stamtąd do Wojkowic. Tu leciutkie zagięcie by mieć pewność, że mi nie braknie km-ów do wyniku i potem powrót na prostą do domu. Spokojny i przyjemny powrót do domu.


Kategoria Praca

DPDZD

Poniedziałek, 10 września 2018 | dodano: 10.09.2018

Niby wstałem wcześniej i na rozruch było dużo czasu a jak przyszło co do czego, to wytaczam się o 6:14. Jest mocno rześko. Rękawiczki i bluza z długim rękawem to minimum ale dołem jeszcze krótkie spodenki. Na początku trochę marzną uszy i nogi. Potem już tylko nogi dają znać, że mogłoby być cieplej. Kręcę trasę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Tradycyjnie do świateł na "86" spory ruch. Zdecydowanie intensywniejszy niż w wakacje. Potem do Zielonej raczej pustawo. O Dąbrowy Górniczej umiarkowanie. Przejazd bez sensacji i całkiem przyjemny. Niestety na mecie z obsuwą 5 min.

Na powrocie jeszcze prawie lato. Już bez upałów ale przyjemnie. Dużo słoneczka, trochę wiaterku. Kręcę powrót na kierunku do centrum Zagórza i dalej przez Mortimer na Reden pod ścianę płaczu. Potem w stronę Łęknic i na P3 wzdłuż której jadę na Piekło. Tam wbijam na bieżnię przy P4. Wsiada mi na koło jakiś rowerzysta ale mam to dziś całkowicie gdzieś. Jadę swoje równo tak by sobie oddechu nie przyspieszać i ciśnienia nie podnosić. Nie wyprzedza. Może chciał skorzystać z osłony przed wiatrem. Nie wiem. Na Mariankach on jedzie dalej wzdłuż P4 ja odbijam na Preczów. Kątem oka widziałem, że ten co za mną jechał, był na szosie więc i tak dobrze, że się nie spinałem bo by mnie pozamiatał. Przez Preczów i Sarnów przetaczam się spokojnie prosto do domu. Tu zostawiam plecak, zakładam Błękitnemu sakwy i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem, bez kluczenia, prosto do domu. Przyjemnie się jeździło i w sumie warunki w sam raz na zaginanie ale ze względu na inne zajęcia trzeba było sobie darować. Dość sporo rowerzystów na powrocie.


Kategoria Praca

Z Mysłowicami

  • DST 75.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 15.00km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 września 2018 | dodano: 08.09.2018

Michał namówił mnie na wypad rowerowy z Mysłowicami. Mocno namawiać nie musiał bo i tak już był najwyższy czas coś w weekend pokręcić. Poza tym mieliśmy też coś do obgadania odnośnie wyjazdów więc sumarycznie wyszło przyjemne z pożytecznym.

Zbieram się zgodnie z planem i wyruszam z poślizgiem tylko jednej minuty. Kręcę na spotkanie z Michałem przy mysłowickim BP. Kręcę przez Będzin i Sosnowiec. Poleciało sprawnie i bez ekscesów. W 49 min. jestem na miejscu. Kilka minut później zjawia się Michał. Kręcimy na miejsce zbiórki po drodze dołączają do nas kolejni członkowie Rowerowych Mysłowic.

Przestaję w ogóle kontrolować gdzie jestem, jak jedziemy itp. Otacza mnie gromada ludzi, którzy wiedzą o co biega, których prowadzi kilku przewodników więc nic tylko cieszyć się jazdą. Tempo niespieszne bo jest kilkoro dzieci i nawet dwie przyczepki. I dobrze bo jakoś na razie nie mam ochoty na wyrypy w tempie charta.

Po drodze mamy dwa zaplanowane postoje. Trzymam się przeważnie końca peletonu czasem przystając razem z zamykającym w oczekiwaniu na maruderów. Przed pierwszym postojem jeszcze przychodzi nam wspomóc jednego z uczestników przy wymianie dętki. Na postoju też dopada nas deszcz. Niezbyt mocny ale towarzystwo szybko wdziewa warstwy ochronne. Toczymy się dalej.

Deszcz nie jest zbyt mocny i intensywny. Wkrótce zanika i nim docieramy do drugiego planowego postoju, gdzie serwowane są kiełbaski z grill-a warunki robią się całkiem przyjemne. Jakby ciutkę podskoczyła temperatura. Po obfoceniu się, najedzeniu itd. ruszamy w powrót. Kropelki się znów pojawiają ale nie są zbyt intensywne i duże. Znów zanikają.

Grupa powoli dzieli się na mniejsze, zmierzające w różne części Mysłowic. Nasza grupa też zaczyna się w trakcie jazdy kurczyć. Ostatecznie zostaję z Michałem, z którym jeszcze chwilę dyskutujemy o naszych GPS-ach. Potem żegnam się i rozpoczynam odwrót.

Do Sosnowca jadę tak samo. Na Ostrogórskiej odbijam na czerwony szlak i przetaczam się nim przez Stawiki do Milowic. Na Stawikach przygotowania do biegu, jak zrozumiałem, nauczycieli. Może źle zrozumiałem. W każdym razie mnie udało się jeszcze przejechać. Godzinę później wjazd miał być zablokowany na czas imprezy.

Z Milowic standardową drogą przez Czeladź i Wojkowice docieram do domu. Na kilkadziesiąt metrów od furtki zaczyna padać i to dość intensywnie. Już mnie to jednak w ogóle nie interesuje.

Dzień termicznie przeciętny. Wyruszyłem we wdzianku "na krótko" ale jak zaczęło pierwszy raz padać to w ruch poszła bluza z długim rękawem. Zostałem w niej do końca jazdy choć przez kawałek trasy miałem wrażenie, że jest mi w niej za ciepło. Słońce przebijało się bardzo słabo. Dzień raczej pochmurny. Ale i tak kręcenie bardzo przyjemne. Fajna atmosfera była na tym mysłowickim wyjeździe.


Kategoria Inne

DPD

  • DST 37.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 19.65km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 września 2018 | dodano: 07.09.2018

Po bardzo dobrze przespanej nocy rozruch całkiem sprawny ale i tak wytaczam się o 6:10. Biorę pod uwagę, że może być po południu ładna pogoda i w związku z tym okazja do pozaginania. Skutkuje to wyborem Rzeźnika na dojazd do pracy. Trasę kręcę standardową przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Po drodze trochę lekkich mgiełek. W Łagiszy widzę króliczka. Zmiana biegów, utwardzenie amorów i szybko zaczynam się do niego zbliżać. Niestety zjechał do sklepu. Wracam do własnego tempa kręcenia. Od Mortimeru, jak już wbiłem na ścieżkę, zrzucam mocno z tempa. Na miejscu z 5 min. rezerwy. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.

Z ekstra objazdów zrezygnowałem bo mi się zapomniało, że na powrocie też będę miał wypchany na maksa plecak. Ale przynajmniej zrobiłem sobie ten powrót leniwym i spokojnym dzięki zmaksymalizowaniu udziału terenu w trasie. Zaczynam od lasu zagórskiego. Po ostatnich opadach widać trochę więcej wilgoci. W miejscach, gdzie zwykle woda stoi, trochę jej było ale las ciągle jednak dość suchy. Wybywszy na Redenie toczę się w stronę Mostu Ucieczki i dalej w stronę Zielonej. Mostek jeszcze nie zrobiony więc objeżdżam park od strony Protoru i kieruję się na most na Czarnej Przemszy i dalej na czarny szlak do Łagiszy. Tam przeskakuję asfalt i dalej ciągnę terenem w stronę przejazdu pod "86" przy torach kolejowych. Na Stachowym wbijam na żółty szlak. I tu zaskoczenie. Niedawny zryty teren zamienił się w równiutki dywanik asfaltu. Ciągnie się aż do niedawno uruchomionego magazynu Gefco. Jedyny kawałek terenu na tym kierunku zaczyna się za zjazdem pod bramę magazynu i ciągnie do pierwszych domów w Psarach. Hm... Ciągle ubywa mi w okolicy odcinków terenowych. Jeszcze kilka lat i wypadnie kupić szosę :-( Z lekkimi esami przy ośrodku zdrowia by sfocić budowę przedszkola i żłobka (chyba wylali strop), wbijam w teren przed Malinowicami i kręcę w stronę Strzyżowic. Po drodze widzę wysypany między polami żwir. Czyżby powstawała jakaś nowa droga dojazdowa? Zmiany, zmiany, zmiany... Muszę tu częściej bywać i trzymać rękę na pulsie. Kiedy wybywam na ostatni asfaltowy odcinek w Strzyżowicach pojawiają się pojedyncze, grube krople wody. Na szczęście do domu niecały kilometr i nawet jakby lunęło to już bym się nie zatrzymywał. Rozeszło się jednak po kościach. Ogólnie przyjemny i spokojny powrót z pracy.


Kategoria Praca

DPD

Czwartek, 6 września 2018 | dodano: 06.09.2018

Rozruch mułowaty, wyjazd późny. Na kołach jestem o 6:14. Jest bardziej rześko niż wczoraj więc zdecydowałem się na bluzę z długim rękawem i to był raczej trafiony wybór. Od razu, kiedy ruszyłem słyszę irytujący odgłos. Na początku nie byłem go w stanie zidentyfikować ale po pierwszym hamowaniu przed skrzyżowaniem wiedziałem już, że to któryś hamulec. Przystaję na najbliższym przystanku poprawić zaciski na kołach ale to nie pomaga. Dwa przystanki dalej znów próbuję tego samego ale bez rezultatu. Strasznie mi ten odgłos na nerwy działa. Czasu jednak niewiele więc daję sobie spokój... aż do Łagiszy. W międzyczasie zidentyfikowałem źródło. Tym razem hamulec tylny. Zjeżdżam na chodnik i kilka minut gubię na regulacji ułożenia zacisku tylnego hamulca. Kiedy ruszam, jest ok. Pewnie gdzieś się coś przesunęło o jakiś ułamek milimetra przy wczorajszej przekładce opon. Na zegarku mam po tej operacji 6:38. Spóźnienie murowane. Trochę przykładam się do kręcenia by je zminimalizować. Na Robotniczej strefy mgły. Centrum Dąbrowy Górniczej udaje się przejechać płynnie. Reszta drogi spokojna. Na miejscu jestem z obsuwą 6 min. Ale dojazd przyjemny.

Na powrocie sporo słoneczka. Zauważalnie wieje ale podmuchy nie są zimne. Ogólnie przyjemnie. Kieruję się do powrotu na kierunku do Dąbrowy Górniczej na początek. Od razu na Szymanowskiego trafia się króliczek. Miałem wrażenie, że się napina. W każdym bądź razie jechał raczej siłowo. Szybko mu na koło wsiadam i nie odrywa mi się. Podejrzewam, że albo źle dobierał przełożenia albo w ogóle miał za ciężki rower. Tak czułem, że mogę go spokojnie wyprzedzić i pocisnąć ale mi się nie spieszyło więc mu trochę podyszałem za błotnikiem :-) Rozjeżdżamy się na Braci Mieroszewskich. Niespiesznie przetaczam się przez Mortimer i Reden. Tam chwilę kluczę po targu i dalej kręcę w stronę Łęknic. Potem przetaczam się do Piekła i wbijam na bieżnię przy P4. Na chwilę odbijam w piaski równolegle do bieżni i wypatruję maślaczków. Nie trafił się żaden ale mnie to zbytnio nie dziwi bo piaski bardzo suche. Wracam na bieżnię i toczę się nią do Preczowa. Tu znów widzę króliczka. Jest trochę ode mnie ale na podjeździe szybko go doganiam. Może dlatego, że był bardzo niemrawy jakby kończył trasę albo był na rowerowym spacerze. Też mogłem jego tempo spokojnie przeskoczyć ale wciąż mi się nie spieszyło więc jechałem tak ze 2-3 metry zanim by mu w koło nie wjechać. W Sarnowie on odbija w kierunku Łagiszy. Ja kręcę do świateł na "86" i dalej prosto do domu. Przyjemny i spokojny powrót do domu.


Kategoria Praca