Sierpień, 2014
Dystans całkowity: | 1348.00 km (w terenie 117.00 km; 8.68%) |
Czas w ruchu: | 64:52 |
Średnia prędkość: | 20.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.70 km/h |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 56.17 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
DPD
-
DST
34.00km
-
Czas
01:38
-
VAVG
20.82km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10. Początkowo mgły i zamglenia. Na finiszu ładne słoneczko. Dziś odczuwalnie cieplej. Wyjazd nieco bliżej okna startowego - 6:17. Drogi miejscami mokre po nocnych deszczach. Przejazd spokojny i bez specjalnego naginania.
Gdzieś około 13:00 odkryłem, że na dworze pada. Zachwytu mojego ten fakt nie wzbudził :-/ Do 15:00 nieco opad osłabł ale niestety nie ustał. Ruszam więc do domu najkrótszą możliwą drogą czyli Mec, Środula, Stary Będzin, ścieżka małobądzka, Zamkowe, Grodziec, Gródków. Raz kapie mocniej raz słabiej ale generalnie deszcz z przedziału "kropienie" niż padanie. Trochę po drodze nasiąkam ale nie jest tragicznie. W butach nie ma bagna czyli nie jest źle. Na sucho jednak mi powrót nie uszedł. Rezygnuję z dodatkowego kółka do wsiowego Lewiatana. Może jutro...
Kategoria Praca
DPSOD
-
DST
42.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
23.33km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10 na starcie. Ładne słoneczko. Trochę łapki przez pierwsze 4 km marzły. Chyba czas zacząć się do tego przyzwyczajać. Start nieco poza oknem - 6:18. Nie mam jednak zupełnie ochoty na podganianie i kręcę sobie spokojnie. Przejazd bez sensacji.
W trakcie pracy zwalniam się na godzinkę odstawić Srebrną Strzałę do serwisu. Zaordynowana wymiana ośki w tylnym kole i suportu. Trzeszczy już od bardzo dawna i skoro rowerek jest macany przez serwisanta to i niech to od razu załatwi. Powrót zbiorkomem.
Zbiorkomem z pracy do serwisu. Tu okazało się, że jednak oś jest ok. To po prostu moje rajdy przez poulewowe rozlewiska wypłukały cały smar zarówno z suportu jak i tylnej piasty co skończyło się tym, że kulki w tyle zardzewiały i pozbawione smarowania tłukły się niemiłosiernie momentami się klinując. Suport z kolei poza brakiem smarowania miał już luzy. Operacja przeglądu skończyła się więc na wymianie suportu, kulek i przesmarowaniu obu miejsc. Oczywiście od razu jazda testowa. Na początek standardem przez Łagiszę do Sarnowa i do Psar. Tu jednak zmieniam nieco trasę i wyginam przez Malinowice i do Dąbia i dalej na Brzękowice, potem Wał, Góra Siewierska i zjazd do Strzyżowic i do domu. Jest różnica. Poza trzeszczeniem niemłodej już ramy (ewentualnie sztycy, ciągle nie mogę tego źródła hałasu namierzyć) reszta pracuje cicho, pewnie i gładko. Tak czasem się zastanawiam czy by jakichś cieńszych oponek nie założyć do Srebrnej Strzały i nie zrobić z niej czegoś w stronę roweru tylko do jazdy asfaltem ale za to szybszego. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że czasem korci mnie pociągnąć gdzieś w teren (dziś też się kawałeczek trafił), to chyba na zastanawianiu się poprzestanę.
Kategoria Praca, Serwis, Suport
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:37
-
VAVG
21.65km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+16 ale po wczorajszych opadach wrażenie rześkości. Na niebie dywan chmur. Bez deszczu. Wiaterek. Start poza oknem - 6:21 i duży opór na jazdę. Dodatkowo po drodze niewspółpracujące światła, rozlewisko na Zielonej i szlaban przy przejściu dla pieszych na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej. Wszystko to sprawia, że na miejscu z 6-cio minutową obsuwą. Przynajmniej przejazd spokojny.
Od kilku już dni coś strzela Srebrnej Strzale w kościach. Nabieram podejrzeń, że to może być znów złamana ośka w tylnym kole. W związku z tymi podejrzeniami decyduję się na powrocie zahaczyć o serwis i zweryfikować je. Przez Mec, Środulę i Stary Będzin docieram do serwisu. Ich diagnoza jest niestety zgodna z moimi podejrzeniami jednak Strzały nie zostawiam na operację bo na szybko ośkę by wymienili ale gdyby się okazało, że jest coś więcej to bym musiał rowerek zostawić i wracać zbiorkomem. Decyduję się wrócić na rannej Strzale i przyprowadzić ją rano w poniedziałek. W międzyczasie sprawdzę sobie zapiski czy przypadkiem czegoś jeszcze nie trzeba obejrzeć i ewentualnie wymienić. Zrobię też ogląd szczegółowy przy czyszczeniu. Mam wrażenie, że chyba też suport będzie walnięty bo też irytująco coś w jego okolicach pstryka. Jak już to będę ruszał to pewnie też wymienię wolnobieg z łańcuchem żeby mieć za jednym zamachem spokój. Nieco delikatniej kręcąc wracam przez Łagiszę i Sarnów do domu. Niby mówili mi żebym już za mocno nie katował rowerka w czasie jazdy ale nogi jakoś tak same się rozkręcały i wcale nie jechałem spacerowo. Na dworze pochmurno i bez upałów ale jeszcze dość przyjemnie. Jednak chyba już należy się zacząć powoli przyzwyczajać do myśli, że lato rychło będzie historią.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
35.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
01:34
-
VAVG
22.34km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+13 na starcie i pochmurne niebo. Start poza oknem startowym - 6:25 więc od razu jazda z sercem. O dziwo, kręciło się dziś bardzo dobrze. Dąbrowę Górniczą Centrum osiągam jednak już dość późno a na światłach na Alei Róż jestem 6:58. Spóźnienie nieuniknione ale jeszcze próbuję je zminimalizować osiągając efekt 3 minut po czasie. Może gdyby nie światła i inne drobne przeszkody po drodze to by się udało dociągnąć równo na 7:00.
W ciągu dnia ładne słoneczko a na wyjściu z pracy chmury. Na szczęście wysokie, niedeszczowe. Powrót przez ścianę płaczu w centrum Dąbrowy Górniczej, Ksawerę, wertepkami do Łagiszy i dalej przez Sarnów do domu. Jechało się bardzo fajnie ale jakoś nie miałem pomysłu na wyginanie trasy powrotnej więc nic na siłę i dziś bez ekstra kilometrów.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
40.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:16
-
VAVG
17.65km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+16. Pochmurno ale raczej odczuwalnie przyjemnie. Dziś wstawanie mocno oporne i start przez to sporo poza oknem - 6:26. Przed startem jeszcze trochę pokapałem łańcuch smarem żeby nieco uspokoić sumienie, że rowerek jakoś tam serwisowany. Niestety coś gdzieś w czasie jazdy czasem stuka i zastanawiam się czy sypie się suport czy coś w tylnej piaście. Cóż... rozsypie się, to będę wiedział. Oby tylko na powrocie do pracy a nie na dojeździe. Ruch na drogach inny niż normalnie podczas jazdy a różnica w czasie tylko 6 minut. Przejazd spokojny. Na miejscu obsunięty jakieś 12 min. :-(
Po pracy powrót zagiąłem sobie przez teren błąkając się nieco po lesie zagórskim i wypadając ostatecznie przy cmentarzu na Kazimierzu. Stamtąd bez gięcia w stronę Pogorii 3 i dzikim przejściem przeskok na Pogorię 4. Jakoś tak bardzo mi się nie chciało jechać i tempo mocno spacerowe. Jednak w Preczowie wyprzedza mnie parka króliczków w ciuchach WELTOUR-a i tak mi się jakoś nagle zachciało jechać. Ustawiłem się tak z 5m za nimi i nieco żwawiej potoczyłem się do świateł w Sarnowie. Tam się nieco odsunęli ode mnie bo mi się auta powciskały ale jak zacząłem się zbliżać to mi odjechali do Malinowic czyli mnie zupełnie nie po drodze. I znowu mi się wyłączyła chęć do jechania. Resztę drogi, noga za nogą, do wsiowego Lewiatana, gdzie wpadam na małe zakupy i ostatni kilometr do domu też spacerowo. Jakiś ten dzień dziś nędzny.
Kategoria Praca
DP D na mokro
-
DST
34.00km
-
Czas
01:47
-
VAVG
19.07km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nim słońce dosięgnęło termometru ten wskazywał +17. Od samego rana praktycznie lampa. Start znów poza oknem - 6:21. Nie pozostaje nic innego jak włożyć trochę uczucia w kręcenie. W centrum Dąbrowy Górniczej jestem 6:44. Nie ideał ale wystarczy by się wyrobić na czas. Po drodze foto budowy hotelu i prosto do pracy z postojem na światłach na Mortimerze. Generalnie spokojny dojazd.
Przed końcem dnia w pracy wystartowała ulewa. Przeczekałem jakieś 30 min. nim zelżał do zwykłego deszczyku, wdziałem kapcie od chodzenia w wodzie i ruszam. Bez kombinowania na początek kataraktami Lenartowicza, potem nieco suchszym płaskowyżem Lenartowicza. Na światłach przeskakuję w stronę potoku na Dworskiej i dalej z jego biegiem przebijam się przez zalew przy cmentarzu. Kawałek dalej wjeżdżam na chodnik mając po lewej potok Zuzanny, którego brzegiem wydostaję się na płaskowyż przy Środuli. Stamtąd zjazd kolejną rzeką w stronę izby wytrzeźwień gdzie przychodzi mi przebrnąć kolejne 2 rozlewiska. Przeskakuję na drugą stronę torów i zmierzam obok Domu Złego Ghostów na nieco bardziej suchy szlak w postaci ścieżki rowerowej wzdłuż Małobądzkiej, którą to docieram do Syberki. Przemknąwszy obok Biedronki przemykam nielegalnie przez pasy przy Nerce i wbijam się w osiedle Zamkowe pokonując różne rodzaje przeszkód wodnych w postaci strumieni i rozlewisk. Zwalczywszy te przeciwności losu docieram do ścieżki rowerowej do Grodźca i podążam nią (przebywając kolejne rozlewiska) aż do browaru i dalej na samą górkę gdzie po zjeździe odbijam w stronę Gródkowa. Tu ponownie przychodzi powalczyć ze strumieniami i rozlewiskami w drodze ku podstawowóce gródkowskiej. Skręcam na "913" w stronę Pyrzowic i ciągnę nią do domu walcząc z nurtem spływającego spod tartaku cieku wodnego. Chwilę przystaję na migających światach na przejeździe kolejowym ale nie stwierdzam obecności pociągu więc dochodzę do wniosku, że to deszczyk musiał coś namieszać w instalacji i pokazuje bzdury. Do domu docieram zlany do gołej skóry ale w sumie jechało się całkiem przyjemnie. Woda w kałużach była zadziwiająco ciepła, sam deszcz również. Po domem jeszcze tylko oblewam Srebrną Strzałę wodą z podlewaczki by spłukać piach.
Kategoria Praca
Z Olkuszem do Tarnowskich Gór + rzeźnickie trio
-
DST
133.00km
-
Teren
25.00km
-
Czas
06:17
-
VAVG
21.17km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomysł na dzisiejszy rowerowy dzień również sprzedał mi Robredo. Wczoraj wspomniał, że ekipa z Olkusza wybiera się do Tarnowskich Gór i będzie można do nich dołączyć przy molo na Pogorii 3 około 9:00. Kusząca propozycja. Zastrzegam się jednak, że mogę się nie pozbierać na tą godzinę ale będę próbował.
Prawie się udało. Niestety rano trochę dłużej zeszło mi na obdrapywaniu z grubszego błota Błękitnego Rumaka i smarowanie jego łańcucha i amorka. Startuję tak, że znów nie trafię idealnie na 9:00, a miałem szczery zamiar być na kilkanaście minut wcześniej. Ze świateł z Gródkowa do Łagiszy dzwonię do Roberta czy już ruszyli. Mówi, że nie muszę cisnąć bo tu start się nieco obsunie. Mimo tego zapewnienia nie daję sobie na luz i na miejsce docieram jakoś tak 9:08-9:10. Sporo rowerzystów ale ja szukam znajomych. Szybko wypatruję Olgę, Domina, Andrzeja, Ola, Robreda. Powitanie, pogaduchy i ruszamy. Na początek wzdłuż Pogorii 3 na Piekło i stamtąd wzdłuż Pogorii 4 (asfaltem) do Wojkowic Kościelnych. Po drodze dwie awarie. Jedna u Ola w postaci kapcia i u kogoś jeszcze z tyłu chyba coś podobnego. Pechowcy serwisują reszta odpoczywa. Potem przez światła w Wojkowicach jedziemy na Marcinków i dalej do Przeczyc i w stronę drogi Siewierz-Tarnowskie Góry. Proponuję pojechać bocznymi równoległymi i tak też czynimy. Po drodze wjeżdżamy na teren dawnej jednostki wojskowej w Mierzęcicach. Teraz to już tylko kilka ruin obranych ze wszystkiego co dało się wykorzystać. Na chwilkę podjeżdżamy pod ogrodzenie lotniska w Pyrzowicach i akurat udaje się zobaczyć lądowanie.
Wracamy na trasę i przez Przeczyce jedziemy do Ożarowic. Tu niestety jeden z uczestników na szosie ma pecha przecinając oponę w poprzek. Nie bardzo jest z tym co zrobić a zapasowej opony nikt nie ma. Pechowiec wraca autobusem. My dalej jedziemy w stronę Miasteczka Śląskiego - Brynicy i w Świerklańcu wracamy na drogę "78" , którą to docieramy w końcu do miejsca docelowego. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze przy pałacu w Nakle Śląskim. Jest możliwość zwiedzania ale nas nieco goni czas więc nikt się nie decyduje.
W Tarnowskich Górach Robert, Dominik i ja odłączamy się od grupy. Zjadamy objadek w sprawdzonej mecie i ruszamy asfaltami ("11") do Bytomia. Teraz tempo mamy dość konkretne i Bytom osiągamy dość szybko z jednym tylko postojem na izotoniki i dopompowanie kół.
Z Bytomia "79" ruszamy na Chorzów. Na estakadzie zjeżdżamy z trasy i kierujemy się trochę "na czuja" w stronę Siemianowic Śląskich. Idzie dobrze i miasto przelatujemy bez stania wbijając w końcu w teren do Czeladzi. Po drodze Robredo stwierdza, że mu Endomondo nie zastartowało i brakuje mu do setki jakieś 30 km. Trzeba dogiąć. Proponuję przejazd przez Sosnowiec ale Domino mocno krytykuje pomysł narzekając na liczbę świateł po drodze. Mówię "będzie pan zadowolony" i zaczynam ciągnąć chłopaków wertepami. Na początek wzdłuż Brynicy do Milowic gdzie po pierwsze stwierdzam kapcia na przodzie i go łatam wyszydzony profesjonalnie przez Domina i amatorsko ale z uczuciem przez Robreda, po drugie koło hali sportowej wbijamy na czerwony szlak wiodący do Trójkąta Trzech Cesarzy i podążamy nim na Stawiki i dalej porzucając go na drodze do Mysłowic. Tu zaginamy w stronę Dańdówki gdzie ponownie wbijamy w teren i kręcimy wzdłuż "S1" kolejno przebijając się przerz Klimontów, Zagórze (obok mojej fabryki), przecinamy szlak na Kazimierz i wylatujemy w Dąbrowie Górniczej na Starocmentarnej. Stąd już prosta droga na molo przy Pogorii 3 gdzie to zasiadamy do pewłnowartościowych izotoników. Trochę odpoczywania i rozmów aż Robredo zwija się do domu. Nie skusił się na podjechanie do Freya i Jagiryby, do których dołączyli Olga i Olo, i którzy właśnie zabierają się do odpalania grilla. Jedziemy tam we dwóch z Dominem.
Jak zwykle jest wesoło. Żarty, taplanie w wodzie (Domino utrzymywał, że pływa), Jagaryba pływała na 100%, na Freya nie zwróciłem uwagi ale chyba też mu wychodziło pływanie. My z Olem nie zbliżaliśmy się do wody. Czas leciał szybko i doczekaliśmy wszyscy wschodu księżyca. Trochę prób sfocenia tegoż faktu ze skutkiem raczej miernym ze względu na mikrość sprzętu fotograficznego. Kiedy robi się już dość ciemno Olga rusza do domu. Jakieś 30 min. później ja również decyduję się na powrót. Żegnam się z ekipią, która ani myślał się zwijać i kręcę w stronę Piekła, potem wzdłuż Pogorii 4 do Preczowa i dalej przez Sarnów do domu. W Preczowie nieco odcina mi zasilania i ratuję się resztką coli (która tak dzisiaj jak i wczoraj trzymała nas na chodzie).
W domu jestem po 22:00. Porządnie wyciorany, upaprany błotem i zdecydowanie śpiący. Weekend rowerowo bardzo pozytywny :-) Dobrze, że jutro do pracy to choć nogi trochę odpoczną.
Link do pełnej galerii
Olkusz + my zbieramy się do startu na molo.
Wesołe kręcenie na rondzie niedaleko "13".
Spóźnione szydzenie po glebie.
Olowe ostre zrobiło "pst" i trzeba mu było się zabrać za serwis.
Teren jednostki wojskowej w Mierzęcicach.
Rzut oka na pas startowy. Udało się trafić na lądowanie.
Profesjonalne szydzenie z kolejnego kapcia.
Tarnowskie Góry.
Tu się żegnamy z ekipą z Olkusza uprzedni wciągnąwszy obiadek.
Chłopaki się "kompresują".
Potem dużo jeżdżenia, krótka nasiadówa w knajpie nieopodal mola na izobronkach i lądujemy na grillu Jagiryby i Freya.
Potem było znęcanie się nad księżycem. Podobno super zresztą.
Znęcanie takie sobie bo i sprzęt niezbyt zaawansowany.
Nowoczesne grillowanie przy użyciu smartphone-ów.
Domino stwierdza, że to będzie jego zdjęcie profilowe.
Podsumowanie dnia w cyferkach.
Kategoria Jednodniowe
Kameralnie, z nutami rzeźni i mnóstwem miodzia do Pszczyny
-
DST
157.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
07:53
-
VAVG
19.92km/h
-
VMAX
48.20km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj Robredo telefoniczne przekazał mi info, że jest plan na pokręcenie do Pszczyny. Start z Sosnowca-Pogoni o 11:30. Jak dla mnie bomba. I pośpię i pojeżdżę.
Wtałem z zapasem czasu na jedzenie, pakowanie i inne czynności przedstartowe. Nie wziąłem tylko poprawki na to, że sprzęt może niedomagać. Wyprowadzając Błękitnego Rumaka mam wrażenie, że tył coś za miękki. Przeprowadzam badanie organoleptyczne za pomocą macania i czarny scenariusz staje się faktem. Decyzja jest szybka. Akcja może już nie tak bardzo. Wymieniając dętkę dzwonię do Roberta, że mam obsuwę i wstępnie umawiamy się, że będę ich gonił a gdybym nie dogonił to poczekają na mnie przy giełdzie w Mysłowicach. Ruszam jakieś 20 minut spóźniony i nie udaje mi się ekipy dogonić. Zdzwaniamy się ponownie. Czekają przy giełdzie a ja dopiero na wysokości cmentarza na Pogoni :-/
Tracę trochę czasu na światłach w Sosnowcu. Około 12:00 w końcu widzę kilku rowerzystów na przystanku. Swoi. Ze znajomych są Marlena i Robredo. Z nowych twarzy poznaję Ewę. Szybkie powitanie i od razu ruszamy. Dziś kameralnie. Tylko nasza czwórka.
W tym miejscu też okazuje się, że znany jest tylko punkt docelowy czyli Pszczyna. Trasy nie ma jednak nikt obeznanej w detalach i istnieją tylko mgliste jej zarysy. Będzie ciekawie. Odpalam nawigowanie na Garminie, Robredo na smartphonie i ruszamy. Motanie i miąchanie zaczyna się niemal od razu i towarzyszy nam do samego końca wyjazdu. Właściwe planowanie i nawigowanie były całkowitą katastrofą co pozwoliło nam się dobrze bawić i sporo najeździć :-] Było sporo długich odcinków terenowych. Niektóre tablice miejscowości pojawiały się zadziwiająco często. Podobnie z drogowskazami. Ile zbędnych kółek udało nam się zrobić, to nie wiem bo nie oglądałem jeszcze śladu, ale na pewno niejedno. Generalnie jednak cel osiągamy. Może nie tą drogą, co sobie wyobrażaliśmy ale jednak. Zasiadamy w pizzerii, którą kiedyś sprzedał Dominowi i mnie Rysiek. Tym razem próbuję inną potrawę i jestem bardzo zadowolony z wyboru. Do tego jeszcze pszeniczny izotonik. Pstrykamy kilka foto upamiętniających nasz pobyt w tymże mieście i ruszamy w drogę powrotną. Trochę na GPS-a, trochę z pamięci udaje mi się dociągnąć nas do Tychów w miarę bez kluczenia. Potem jednak się motam i robimy nieco extra objazdów. Mysłowice trochę nam się ciągną i podobno jechaliśmy autostradą. Jakoś przeoczyłem oznaczenia oznajmiające ten fakt. Jak na autostradę to ruch tam był nędzny i po mojemu to nie była autostrada ;-) A nawet jeśli była, to trudno. Już i tak jest po fakcie.
Mysłowice są chyba najbardziej pagórkowatym odcinkiem naszej dzisiejszej wycieczki. Kiedy dobijamy do Sosnowca jesteśmy już praktycznie w domu. Pierwsza opuszcza nas Ewa. Na Ludwiku odbija do siebie. Z Robertem eskortujemy Marlenę do Będzina. Opuszcza nas na światłach przy stadionie skręcając na Syberkę.
Z Robredem jadę do Dąbrowy Górniczej. Na Mydlicach robimy jeszcze kółeczko podjazdowe i w końcu żegnamy się. Robert jest już w domu. Ja mam jeszcze nieco do ukręcenia. Jadę w stronę Górniczej i zjeżdżam do ronda w centrum miasta skąd chcę dotrzeć pod molo na Pogorii 3. Udaje się to choć próbował mnie przyblokować pociąg wywołując opuszczenie szlabanu. Objeżdżam bokiem pod Mostem Ucieczki.
Nad plażą jestem już po zachodzie słońca. Dojadam ostatniego batona i z tym zapasem sił ruszam wzdłuż Pogorii 3 na Pogorię 4 i dalej przez Preczów i Sarnów do domu.
Po drodze chyba znów mieliśmy okazję pojeździć po krawędzi burzy. Ciemne chmury dość często pojawiały się na horyzoncie ale ewentualne deszcze nie trafiy w nas. Mieliśmy bardzo fajną pogodę.
Nie obyło się też bez awarii. Poza moim przedstartowym kapciem, tegoż złapał Robredo. Dziura konkretna bo widać było ją gołym okiem a syk ulatującego powietrza był bardzo dobrze słyszalny. Robert robi szybką wymianę. Potem jeszcze było wjechanie w kufer. Dość z uczuciem zatrzymałem się na skrzyżowaniu bo był ustąp a z niezbyt dużej odległości nadjeżdzał samochód. Marlena akurat odwróćiła głowę sprawdzić czy jest wolne i wjechała w mój bagażnik. Nieco sobie kolano stłukła i do końca przejazdu już je odczuwała ale dała radę.
W ogóle to było dużo fajnego jeżdżenia. Sporo wesołości. Ogólnie super spędzona sobota. Jak to Ewa mówiła a Robredo potem powtarzał: "Jest rower, jest zabawa". Było jej sporo.
Foto i mapka jak tylko będzie chwila. Dziś jeszcze tylko mycie i spać by spróbować zdążyć jutro pod Molo na Pogorii 3. Podobno będzie tam ekipa, która jedzie z Okusza do Tarnowskich Gór. Mam nadzieję, że uda się wypocząć i zdążyć na oznaczoną godzinę.
Link do pełnej galerii
Się jedzie :-)
Się serwisuje :-|
Się foci widoki.
Dalej się foci widoki.
Się nabiera wyglądu "pro".
Się foci prawie u celu.
Się foci u celu.
Się foci w nieśmiertelnym miejscu u celu.
Się kończy dzień przy takim wyniku.
Kategoria Jednodniowe
DPOD
-
DST
52.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:12
-
VAVG
23.64km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+16. Niebo zachmurzone. Zamglenia. Jednak mimo tego odczuwalnie przyjemnie. Start nieco poza oknem - 6:19. Przejazd dość sprawny i na miejscu z zapasem 3 minutek. Po drodze dość sporo śladów po opadach.
Po pracy tym razem zagięcie powrotu przez Kazimierz Górniczy, Gołonóg, Antoniów, Ujejsce, Wojkowice Kościelne, Pogorię 4, Przeczyce i Sarnów. Troszkę drobnych eksploracji po drodze. Jazda spokojna, bez ciśnienia na tyle by się nie pozbawić tlenu ale też i nie marudzić za bardzo. Po drodze było kilka króliczków ale na krótkich dystansach bo skręcali mi ciągle nie tam gdzie ja jechałem ;-)
GPS znów dziś na minusie. 300m od domu jełop z komórką przy uchu wymusza pierwszeństwo. Szkoda, że nie trafił na jakiegoś ciężarowego. Przynajmniej by kretyna ubyło jednego z drogi. A tak jeszcze kogoś może trafić.
Kategoria Praca, GPS-
DPODZ
-
DST
54.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:26
-
VAVG
22.19km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+17. Dywan chmur. Odczuwalnie bardzo przyjemnie. Start dziś poza oknem - 6:22 - więc od razu kręcenie dość żwawe, choć nie tak bardzo jak wczoraj. Udaje się jednak do "dworca kolejowego" w Dąbrowie Górniczej dojechać o czasie, który daje nadzieję na punktualne dotarcie do pracy. Po drodze przystanek na sfocenie miejsca budowy hotelu obok Nemo. Potem bardzo ekspresowy przejazd do centrum Zagórza i na miejscu jestem minutę przed 7:00.
Dziś powrót z pracy zdecydowałem się nieco pozaginać. Na początek obok Plejady i przez Chemiczną do Czeladzi. Tu nieco zaginam by nie rzeźbić znów tych samych asfaltów. Od świateł na "94" kręcę w stronę mostku na Brynicy i dalej przez Przełajkę do Wojkowic. Nieco terenem i bokami docieram pod Netto. Klinkierkiem wzdłuż Brynicy jadę do Rogoźnika. Przez park i wzdłuż zbiornika kręcę do Góry Siewierskiej i stamtąd zjeżdżam do domu. Opróżniam sakwę i jeszcze małe kółeczko do wsiowego Lewiatana. Miejscami chyba padało bo asfalt był mokry np. w Górze Siewierskiej. Chmury były nieco dwuznaczne w kolorach ale akurat mnie nie kapnęło nic. Bardzo fajnie się kręciło na powrocie, bez ciśnienia, prawie spacerowo.
GPS -3 na powrocie :-(
Kategoria Praca, GPS-