limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Kameralnie, z nutami rzeźni i mnóstwem miodzia do Pszczyny

  • DST 157.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 07:53
  • VAVG 19.92km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 sierpnia 2014 | dodano: 09.08.2014

Wczoraj Robredo telefoniczne przekazał mi info, że jest plan na pokręcenie do Pszczyny. Start z Sosnowca-Pogoni o 11:30. Jak dla mnie bomba. I pośpię i pojeżdżę. 
Wtałem z zapasem czasu na jedzenie, pakowanie i inne czynności przedstartowe. Nie wziąłem tylko poprawki na to, że sprzęt może niedomagać. Wyprowadzając Błękitnego Rumaka mam wrażenie, że tył coś za miękki. Przeprowadzam badanie organoleptyczne za pomocą macania i czarny scenariusz staje się faktem. Decyzja jest szybka. Akcja może już nie tak bardzo. Wymieniając dętkę dzwonię do Roberta, że mam obsuwę i wstępnie umawiamy się, że będę ich gonił a gdybym nie dogonił to poczekają na mnie przy giełdzie w Mysłowicach. Ruszam jakieś 20 minut spóźniony i nie udaje mi się ekipy dogonić. Zdzwaniamy się ponownie. Czekają przy giełdzie a ja dopiero na wysokości cmentarza na Pogoni :-/
 Tracę trochę czasu na światłach w Sosnowcu. Około 12:00 w końcu widzę kilku rowerzystów na przystanku. Swoi. Ze znajomych są Marlena i Robredo. Z nowych twarzy poznaję Ewę. Szybkie powitanie i od razu ruszamy. Dziś kameralnie. Tylko nasza czwórka.
W tym miejscu też okazuje się, że znany jest tylko punkt docelowy czyli Pszczyna. Trasy nie ma jednak nikt obeznanej w detalach i istnieją tylko mgliste jej zarysy. Będzie ciekawie. Odpalam nawigowanie na Garminie, Robredo na smartphonie i ruszamy. Motanie i miąchanie zaczyna się niemal od razu i towarzyszy nam do samego końca wyjazdu. Właściwe planowanie i nawigowanie były całkowitą katastrofą co pozwoliło nam się dobrze bawić i sporo najeździć :-] Było sporo długich odcinków terenowych. Niektóre tablice miejscowości pojawiały się zadziwiająco często. Podobnie z drogowskazami. Ile zbędnych kółek udało nam się zrobić, to nie wiem bo nie oglądałem jeszcze śladu, ale na pewno niejedno. Generalnie jednak cel osiągamy. Może nie tą drogą, co sobie wyobrażaliśmy ale jednak. Zasiadamy w pizzerii, którą kiedyś sprzedał Dominowi i mnie Rysiek. Tym razem próbuję inną potrawę i jestem bardzo zadowolony z wyboru. Do tego jeszcze pszeniczny izotonik. Pstrykamy kilka foto upamiętniających nasz pobyt w tymże mieście i ruszamy w drogę powrotną. Trochę na GPS-a, trochę z pamięci udaje mi się dociągnąć nas do Tychów w miarę bez kluczenia. Potem jednak się motam i robimy nieco extra objazdów. Mysłowice trochę nam się ciągną i podobno jechaliśmy autostradą. Jakoś przeoczyłem oznaczenia oznajmiające ten fakt. Jak na autostradę to ruch tam był nędzny i po mojemu to nie była autostrada ;-) A nawet jeśli była, to trudno. Już i tak jest po fakcie.
Mysłowice są chyba najbardziej pagórkowatym odcinkiem naszej dzisiejszej wycieczki. Kiedy dobijamy do Sosnowca jesteśmy już praktycznie w domu. Pierwsza opuszcza nas Ewa. Na Ludwiku odbija do siebie. Z Robertem eskortujemy Marlenę do Będzina. Opuszcza nas na światłach przy stadionie skręcając na Syberkę.
 Z Robredem jadę do Dąbrowy Górniczej. Na Mydlicach robimy jeszcze kółeczko podjazdowe i w końcu żegnamy się. Robert jest już w domu. Ja mam jeszcze nieco do ukręcenia. Jadę w stronę Górniczej i zjeżdżam do ronda w centrum miasta skąd chcę dotrzeć pod molo na Pogorii 3. Udaje się to choć próbował mnie przyblokować pociąg wywołując opuszczenie szlabanu. Objeżdżam bokiem pod Mostem Ucieczki.
Nad plażą jestem już po zachodzie słońca. Dojadam ostatniego batona i z tym zapasem sił ruszam wzdłuż Pogorii 3 na Pogorię 4 i dalej przez Preczów i Sarnów do domu.
Po drodze chyba znów mieliśmy okazję pojeździć po krawędzi burzy. Ciemne chmury dość często pojawiały się na horyzoncie ale ewentualne deszcze nie trafiy w nas. Mieliśmy bardzo fajną pogodę.
Nie obyło się też bez awarii. Poza moim przedstartowym kapciem, tegoż złapał Robredo. Dziura konkretna bo widać było ją gołym okiem a syk ulatującego powietrza był bardzo dobrze słyszalny. Robert robi szybką wymianę. Potem jeszcze było wjechanie w kufer. Dość z uczuciem zatrzymałem się na skrzyżowaniu bo był ustąp a z niezbyt dużej odległości nadjeżdzał samochód. Marlena akurat odwróćiła głowę sprawdzić czy jest wolne i wjechała w mój bagażnik. Nieco sobie kolano stłukła i do końca przejazdu już je odczuwała ale dała radę.
 W ogóle to było dużo fajnego jeżdżenia. Sporo wesołości. Ogólnie super spędzona sobota. Jak to Ewa mówiła a Robredo potem powtarzał: "Jest rower, jest zabawa". Było jej sporo.
 Foto i mapka jak tylko będzie chwila. Dziś jeszcze tylko mycie i spać by spróbować zdążyć jutro pod Molo na Pogorii 3. Podobno będzie tam ekipa, która jedzie z Okusza do Tarnowskich Gór. Mam nadzieję, że uda się wypocząć i zdążyć na oznaczoną godzinę.


Link do pełnej galerii


Się jedzie :-)


Się serwisuje :-|


Się foci widoki.


Dalej się foci widoki.



Się nabiera wyglądu "pro".


Się foci prawie u celu.


Się foci u celu.


Się foci w nieśmiertelnym miejscu u celu.


Się kończy dzień przy takim wyniku.


Kategoria Jednodniowe


komentarze
djk71
| 04:14 wtorek, 12 sierpnia 2014 | linkuj Do Pszczyny też zawsze docierałem "na czuja"...
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!