Styczeń, 2014
Dystans całkowity: | 1064.00 km (w terenie 31.00 km; 2.91%) |
Czas w ruchu: | 57:57 |
Średnia prędkość: | 18.36 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.90 km/h |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 34.32 km i 1h 52m |
Więcej statystyk |
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
17.50km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsza rzecz po przebudzeniu to kontrola warunków za oknem. Termometr zeznaje -2. Wieje. Pada. Na parapecie lód. Otwieram okno by posłuchać odgłosów jakie wydają opony samochodów na jezdni i... jest dobrze. Mokro. Czyli nie ma szklanki, czyli da się jechać. Zbieram się ciut wcześniej by mieć zapas czasu. Ruszam 5:56. Odczuwalnie tak +2. Dziś przez Będzin. Droga bardziej ruchliwa ale nawet jakby gdzieś poprzymarzało to samochody to rozjadą i będzie dało się jechać w miarę bezpiecznie. W drodze okazuje się, że lodu nie ma nigdzie. Drobny deszczyk zapewnia całkiem niezłą przyczepność. Tempo raczej spacerowe głównie ze względu na to by się nie uflejać po same oczy. Ale i tak na kamizelce robi się wzorek maskujący. Przed wyjazdem potraktowałem buty impregnatem. Zadziałał rewelacyjnie. Na mecie w butach sucho. Generalnie spokojny dojazd do pracy choć trochę się napatrzyłem na różne dzikie akcje. Np. w Gródkowie wyprzedza mnie osobówka. Niemal na jej zderzaku siedzi tir z wanną i jeszcze wyprzedza tą osobówkę. Prawie gościa zepchnął z jezdni. Potem po drodze też jeszcze kilku takich co im się spieszyło. Na szczęście mnie omijali szerokim łukiem. Na miejscu okazuje się, że rower oblodzony, licznik oblodzony, kask oblodzony czyli jednak nie jest za ciepło ale jakoś tego nie dało się odczuć.
Powrót przez Dąbrowę Górniczą jakbym wiózł rodowe kryształy czyli powolutku i delikatnie. Padało i wiało co razem dawało rosnące pokłady lodu. Po tym, jak skasowałem kask na lodzie pod koniec 2012 roku mam teraz chyba coś na kształt fobii i w takich warunkach jeżdżę jak emeryt. Drogi w większości były jeszcze mokre. Już pierwszą solarkę widziałem więc możliwe, że ich mokrość wynikała z faktu uruchomienia tegoż sprzętu. Mimo tego miejscami pod kołami rozlegało się niepokojące chrupanie. Zwłaszcza na kawałku bieżni od mola do Świątyni Grillowania, gdzie to dzikim przejściem przeniosłem się na Pogorię 4 i dalej przez Preczów i Sarnów do domu.
Na finiszu stwierdzam, że mi się kamizelka łamie razem z kurtką. I jedno i drugie zamarznięte. Potem odkrywam też skorupę lodu na butach i stuptutach. Przymarzła też gdzieś linka od przedniej przerzutki szczęśliwie na "dwójeczce" więc jest jeszcze jakieś pole manewru. Tylna przerzutka pracowała już z oporami. Trochę na zakończenie rowerek poumywałem coby z napędu spłynęła ewentualna solanka i przy tej okazji obserwowałem jak wszystko co do tej pory spadło ślicznie zamarza. Odgłosy z posesji sąsiada świadczyły, że on te drzwi od samochodu otworzy ale walka będzie ciężka. Jutro chyba sobie rowerek daruję jeśli chodzi o dojazd do pracy i może tylko po południu jakaś rundka. Albo w ogóle przerwa do czasu aż to porządnie nie zamarznie albo nie wyschnie. Właśnie sobie zaczynam przypominać dlaczego zimy nie lubię. Dlatego właśnie, że ślisko. A taki ładny ten styczeń był. Nie mógł taki do końca zostać?
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Czas
01:56
-
VAVG
18.62km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie oszukujmy się, dziś warunki do jazdy wredne. Silny wiatr ze wschodu. Do kompletu deszcz. Wskazań termometru nie pamiętam nawet jeśli oglądałem. Na oko tak +3, +5 max. Ludzie na przystankach trochę dziwnie się patrzyli jak przejeżdżałem w zacinającym deszczyku ale co tam. Komplet deszczowy generalnie się sprawdził czyli tak jak podejrzewałem, byłem mokry tyle, że nie od deszczu. Niestety w butach też się trochę mokro zrobiło i pod koniec jazdy stopy marzły. Ogólnie całkiem przyjemnie się kręciło. Pewnie po pracy powtórka. Różnica tylko taka, że wiaterek powinien pomagać.
Powrót bajka. Drogi mokre, kałuże, wiatr ale jechało się dużo przyjemniej niż rano. Przede wszystkim nie padało i watr był głównie sprzyjający. Powrót przez Środulę, Stary Będzin, Ścieżką wzdłuż Małobądzkiej aż do Nerki w Będzinie. Dalej przez Zamkowe do Grodźca (również ścieżką) i stamtąd już tylko zjazd do Gródkowa, mały zawijas do wsiowego Lewiatana i do domu. Buty generalnie mokre ale w środku sucho czyli jest ok. Ciekawi mnie jak to jutro będzie bo nie dość, że ma padać, to jeszcze temperatura spadnie poniżej zera. Dwie paczki trytytek przygotowane na okazję "śliskości".
Kategoria Praca
Regeneracyjnie
-
DST
32.00km
-
Czas
01:36
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś tylko małe kółeczko regeneracyjne. Po wczorajszych Starych Tarnowicach dziś przechłodzone mięśnie nieco dawały się we znaki. Aby je nieco rozruszać popołudniem ruszam na mały objazd. Kolejno: Goląsza Dolna, Dąbie, Warężyn, Kuźnica Piaskowa, Pogoria 4, Marianki, Zielona, Łagisza, Będzin, Grodziec, Gródków. Po drodze wkurzał mnie nieco przedni hamulec. Jeden z tłoczków nie odbijał i tarcza zaczynała w czasie jazdy "śpiewać". Na Pogorii zatrzymuję, się odwracam rowerek, wyjmuję koło i przy tej okazji dopada mnie Feru z towarzystwem. Chwilę rozmawiamy. Oni jadą do Siewierza czyli nie w moją stronę i jak na dziś dla mnie za duży dystans. Że pizga dosyć konkretnie to nie stoimy długo. Pożegnanie i jedziemy kręcić swoje.
Wiadukt nad wyjazdem z Będzina w stronę Grodźca już rozebrany. Trzeba się będzie przyzwyczaić do tego miejsca. Podobnie do wyjazdu w stronę Łagiszy. Łyso to jakoś wygląda.
Warunki do jazdy były nienajgorsze. Dodatnia temperatura, drogi częściowo suche. Jedynie wiatr ze wschodu trochę przeszkadzał.
Kategoria Inne
Ustawka do Starych Tarnowic
-
DST
89.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
04:26
-
VAVG
20.08km/h
-
VMAX
61.90km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj wieczorem z Wojtkiem zarys ustawki. Wojtek wybrał cel, uzgodniliśmy miejsce zbiórki oraz godzinę. Rozesłaliśmy też wici do ewentualnych zainteresowanych z różnym skutkiem. I tak oto w sobotę o 9:00 w Grodźcu zjawiło się nas czterech jeźdźców.
W składzie: Wojtek, Dominik (vel wudz) i Dominik (vel Domino) ruszamy na początek w stronę Wojkowic. Robimy małą odchyłkę pod wieżę ciśnień, której kiedyś na ustawce Ola nie udało się już zaliczyć. Potem jedziemy w stronę dawnej Kopalni Jowisz. Stamtąd do Bobrownik i przez Dobieszowice do Kozłowej Góry. Tu żegnamy się z Dominikiem (vel wudz), który niestety miał na dziś ograniczony przedział czasu na rowerowanie. My zaś odbijamy do Radzionkowa i dalej obok Kopalni Srebra i Ołowiu do Zamku w Starych Tarnowicach. Zdarzało mi się tam przejeżdżać ale jakoś nie skojarzyłem miejsca z nazwą. Cel osiągamy około 11:30. Kilka foto i jedziemy do centrum Tarnowskich Gór wszamać obiadek w sprawdzonej już mecie. Schodzi nam tam chyba z godzinę. Obiadek jest pyszny i bardzo się przydał potem jako zapas energii na powrót. A wracamy kolejno przez Nakło Śląskie, gdzie robimy kilka zdjęć remontowanego pałacu, potem przez Świerklaniec, Niezdarę, Sączów, Twardowice, Sadowie 2, Przeczyce i Wojkowice Kościelne wpadamy na asfalcik wzdłuż Pogorii 4. Nim dobijamy do Marianek gdzie żegnam się z chłopakami. Oni jadą razem jeszcze w stronę mola na P3 a ja już solo przez Preczów i Sarnów do domu z małym zawijasem do cukierni, którą mi jakiś czas temu otworzyli blisko domu, po uczciwy kawał sernika coby podreperować nadwyrężony bilans energetyczny ;-)
Pogoda była dziś taka sobie. Do samych Tarnowskich Gór we mgle i to dość gęstej. Okulary przecierałem nieustannie. Za to pomagał w tamtą stronę wiatr ze wschodu. Powrót niestety odbył się pod tenże wiatr. Za to mgły nieco opadły w okolicach 14:40-15:00 (czyli na trochę dłużej niż prognozowane przez Domina 15 min.) świat ogrzewało słoneczko.
Link do galerii.
Wieża w Grodźcu.
Zamek w Starych Tarnowicach
Pałac w Nakle Śląskim.
Jeźdźcy Apokalipsy. Ewentualnie apokalipsa jeźdźców ;-)
Podsumowanie dnia.
DPOND a w ogóle to ale-kot
-
DST
66.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
03:32
-
VAVG
18.68km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Warunki bardzo podobne jak wczoraj: +1, suche jezdnie, lekki wiaterek. Dziś start z opóźnieniem: 6:10. Z tego też względu tempo nieco żwawsze niż wczoraj. Udaje się nadrobić poślizg i dojechać punktualnie. Po drodze tylko raz mnie "kierownik" konserwy zirytował. Wyjeżdżał człowiek z posesji i na pewno mnie widział bo na moment się zatrzymał ale potem ruszył zmuszając mnie do hamowania. Chamskie zachowanie.
Druga część dzisiejszego jeżdżenia, czyli powrót z pracy, zupełnie niestandardowy i nieplanowany. "Czysty żywioł" ;-)
Klubowa koleżanka, Monika (szefowa Rowerowej Norki) zorganizowała w dniu dzisiejszym w Dąbrowie Górniczej mini zawody w formule Alleycat. Zapraszała ona, zapraszał Tomek i jak zadzwonił jeszcze Rysiek, to się złamałem. Jednak jako, że zawody były o 18:00, coś trzeba było z czasem zrobić. Tak więc poturlałem się na Pogorię 3 z myślą zrobienia 4 kółeczek po bieżni. Jednak jak tam dotarłem to tak mi jakoś ochota przeszła na kręcenie się w kółko jak jakaś pierdoła i obok przystani odbiłem w stronę Piekła i zrobiłem objazd Pogorii 4 zaczynając od kawałka terenowego a asfaltowym kończąc. Potem z Piekła dogiąłem jeszcze kółeczko na bieżni i pojechałem na spotkanie pod Jimmiego. Zjawiam się pierwszy. Zaraz po mnie podjeżdża Rysiek a potem nagle jest czarno od rowerzystów. No może nie czarno, ale ze 30 osób w sumie się zjawiło. Nie wszyscy startowali (ja na przykład) ale dla towarzystwa ludzie się zjawili.
Ruszyły zapisy, rozdawanie map, omawianie itd. Potem hasło do startu i zostajemy w gronie niejeżdżących i tych bardziej doświadczonych czyli planujących. Ze starych znajomych jest jeszcze Krzysiek, który ostatnio więcej jeździ po terenach Krakowa. Schodzi nam na gadkach o różnych rowerowych sprawach. Nagle telefon od Rysika. Wysiadł mu przedni hamulec - zakleszczony. Zbieramy się we trzech z pomocą (ja narzędzia, Krzysiek robocizna, i jeszcze jeden kolega, którego imię wyleciało mi z głowy - przepraszam ale skleroza) z lekkim falstartem. Znów wpada mi łańcuch między szprychy a wolnobieg (podobnie jak wczoraj). Czas najwyższy poczyścić Strzałę i wyregulować przerzutki. Zresztą dziś napęd dostał w zadek na odcinku terenowym przy P4. Pieruński piasek rozjeżdżony przez quady albo ewentualnie sprzęt używany przy wycince (tam też tną podobnie jak na P3). Dobijamy pod molo i uzdatniamy rower do jazdy - głównie Krzysiek, reszta stara się mu nie przeszkadzać za bardzo ;-)
Potem znów porcja pogaduszek i w końcu ruszamy. Krzysiek z kolegą do domu. Rysiek do mety niestety raczej z marnymi szansami na dobry wynik a ja przez Zieloną, Preczów i Sarnów do domu.
Około osiemnastej zaczęło lekko kapać. Nic poważnego ale zrobiło się tak średnio. Na powrocie miejscami lekkie zamglenia widoczne zwłaszcza w świetle czołówki. Powrót spacerowy.
Link do zdjątek, z których kilka poniżej.
"Dżimmi" pilnuje rowerków.
Monika instruuje zawodników.
Tak zaczynają doświadczeni ujeżdżacze na orientację. Amatorów już dawno nie było widać.
Mój rowerowy dzień w liczbach
Kategoria Praca
DPOND
-
DST
43.00km
-
Czas
02:10
-
VAVG
19.85km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+1. Jezdnie suche. Chyba jakieś podmuchy mniej więcej z południa ale tylko przez krótki odcinek. 18km czyli dziś przez Dąbrowę Górniczą. Tym razem zupełnie bezproblemowy dojazd jeśli nie liczyć stania na kilku światłach. Wczoraj podniosłem sobie na Strzale siodełko o niecały centymetr i lewa strona dużo lepiej przyjęła dzisiejsze kręcenie. Ciut za ciepło się ubrałem bo momentami miałem wrażenie, że jestem o włos od zagotowania się.
Po pracy na początek przez Mortimer do Dąbrowy Górniczej pod ścianę płaczu. Dalej pod molo na Pogorii 3. Tam 5/4 bieżni i dzikim przejściem przez tory obok Świątyni Grillowania przedostaję się na Pogorię 4 skąd dalej przez Preczów i Sarnów do domu. W Sarnowie mały defekt. Przy przerzucaniu z tyłu z 2 na 1 łańcuch wpada między największą tarczę a szprychy. Na podjeździe. Bardzo niezabawne. Zatrzymuję się na chodniku, wyciągam robocze rękawiczki i szarpię się ze złośliwym ustrojstwem. Trochę może była to wina tego, że łańcuch suchy choć akurat nie rozumiem dlaczego, skoro wczoraj go pryskałem smarem. Dziś łańcuch pracował jakby mi go ktoś w nocy ze smaru oblizał. Nim schowałem rowerek znów spryskałem go smarem (tym razem dużo obficiej) i zobaczę jak to będzie jutro. Jak znowu to samo tzn., że smar jakiś do kitu.
EDIT:
O! Tak mi wpadł łańcuch :-/
Kategoria Praca
DPZND
-
DST
34.00km
-
Czas
01:51
-
VAVG
18.38km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+3. Drogi mokre. Miejscami drobny, nieszkodliwy deszczyk. Lekkie podmuchy z południowego zachodu czasem nieco spowalniające. Dziś przez Dąbrowę. Już miałem nadzieję, że będzie bezproblemowo ale okazało się, że jednak nie. Jakiś ćwok w srebrnym kombiaku wymusza mi pierwszeństwo na Robotniczej. Tak czułem, że będzie akcja bo się idiota nawet nie obejrzał w lewo. Reszta drogi już bezproblemowo.
Po pracy najkrótszą drogą (Zuzanny, obok izby wytrzeźwień i Starego Będzina) do Kauflanda. Z zaopatrzeniem przez Łagiszę i Gródków do domu. Kręcenie delikatne i młynkowe ze względów różnorakich. Po pierwsze sporo pod wiaterek. Temperatura zauważalnie spadła więc to też nie pomaga. Ponadto extra balast. I do kompletu niepodająca lewa noga. Jakiejś kontuzji musiałem się nabawić bo przy próbie deptania lewą stroną odczuwam niejaki dyskomfort w okolicach kolana i przyczepów mięśni lub ścięgien w tamtym rejonie. Młynkami jakoś idzie ale szarpnięcia z miejsca lewą nogą staram się unikać co nie zawsze jest łatwe bo mamy ruch prawostronny i przy zatrzymaniu krawężnik do podpierania jest z reguły pod prawą nogą. No ale cóż... Nikt nie powiedział, że życie rowerzysty będzie lekkie, łatwe i bez kontuzji. Generalnie powrót niespieszny ale też i raczej bezproblemowy. Jazdę raczej można zaliczyć do przyjemnych.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
37.00km
-
Czas
01:59
-
VAVG
18.66km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
-2. Bez "ściemy". Na szczęście wiaterek jeśli nawet to niezauważalny i drogi suche. Start z lekką obsuwą 6:08. Wynikły z przekładania kokpitu na drugi rowerek i wyprowadzania tegoż. Jechało się jednak całkiem dobrze. Dziś w cieplejszej kurtce dzięki temu chłód właściwie odczuły pod koniec jazdy tylko stopy i twarz. Do przemarznięcia jeszcze jednak było daleko. Dziś znów przez Dąbrowę Górniczą. Tym razem bez "eventów".
Na wyjściu okazało się, że prognoza pogody się sprawdziła. Pada. Na szczęście nic wielkiego ale chęć do objazdów od razu zniknęła. Wracam przez Dąbrowę Górniczą czyli kolejno Expo (Mortimer), Targ, Urząd Miasta, molo na Pogorii 3, kawałek bieżnią do przeskoku przez tory na Pogorię 4, Preczów i Sarnów. Całą drogę pokapuje. Spodnie nasiąkają nieco wodą i wychładzają mięśnie nóg, które z tego powodu podają nędznie. Tempo spacerowe. Do domu docieram nieco mokry ale na szczęście tylko kurtka wymaga suszenia a spodnie prania. W butach sucho. Mogło być gorzej. Niestety prognoza wieszczy deszcz rano. Tak więc do pracy będzie opornie.
Kategoria Praca
DPDZ
-
DST
38.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
19.32km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Termometr zeznawał, że "zero dodatnie". W terenie okazało się, że miejscami było "zero ujemne". Generalnie jakoś zimno nie dawało się we znaki. W porównaniu do wczoraj wiaterek zauważalnie zelżał. Drogi suche. W sumie spokojny dojazd do pracy. W Preczowie mało co a dwie terenówki zrobiłyby sobie dziś "trzynastego".
Powrót przez Środulę, Będzin, Grodziec i Gródków. Na wylocie w stronę Grodźca jeszcze rozbierają wiadukt więc jak komuś się konserwą do Będzina spieszy to nie tędy - ruch wahadłowy. Oczywiście rowerkiem zawsze się można jakoś przecisnąć :-)
Trochę dalej jakiś "ętelygent" ustawia się konserwą w poprzek ścieżki rowerowej. Nijak przejechać bokiem jeno trzeba pod prąd asfaltem. Eh... Bajka o parapetach. Reszta drogi spokojna. Jakby chłodniej się robi. Wygląda na to, że prognoza się sprawdzi i jutro rano tak w okolicach -2, -4.
Dobiwszy do domu zrzucam nieco balastu i jeszcze małe kółeczko do wsiowego Lewiatana. O ile do domu jeszcze dojechałem za względnej jasności to już kółeczko o poważnej szarówce. Ale i tak się fajnie kręciło.
Kategoria Praca
N
-
DST
21.00km
-
Czas
01:07
-
VAVG
18.81km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wrednego weekendu ciąg dalszy. Dziś przytomność dopadła mnie na dobre jeszcze później bo coś około 13:00 ale w równie fatalnej kondycji. Nie do końca jestem w stanie się zdecydować czy to pogoda mnie zamula, czy śmietnik postanowił się zbuntować. Faktem jest, że jaką taką formę osiągam dopiero wieczorem i wtedy też startuję na mały objazd. Dziś o 20:24. +2 na termometrze i wiatr, że łeb urywa. Kółeczko dziś w drugą stronę. Kolejno: Góra Siewierska, Twardowice, Siemonia (do granicy z Sączowem), Dobieszowice, Rogoźnik i Strzyżowice. W sumie fajnie się kręciło choć kawałki pod wiatr przywiewały głupie pomysły, żeby już jeżdżenie skończyć. Za to z wiatrem było całkiem fajnie i nawet wydawało się, że jest ciepło. Na drogach pustawo.
Kategoria Inne