limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:1686.00 km (w terenie 271.00 km; 16.07%)
Czas w ruchu:89:29
Średnia prędkość:18.84 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:62.44 km i 3h 18m
Więcej statystyk

Kolejna epicka ustawka Oli

  • DST 170.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 08:00
  • VAVG 21.25km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 lipca 2013 | dodano: 21.07.2013

Temat pojawił się w piątek po południu choć zanosiło się na to, że w tym tygodniu Ola ustawki żadnej nie zwoła.
Start z górki środulskiej o 10:00. Cel: w temacie pisało "nie wiem gdzie" :-)
Ze względu na fakt, że GPS już mocno niedomaga poprzez nieustanne wyłączanie się czasem nawet na całkiem prostej drodze zniżam się do zamontowania licznika. Nówka nieśmigana kupiona ze 3-4 lata temu. Jedyny mankament, to wyżarta od leżenia bateria a zapasu brak.
Sobotę zaczynam więc od wcześniejszego startu w stronę Kauflanda w Będzinie w celu nabycia zasilania do tegoż licznika. Do tego miejsca 9km. Potem już licznik zabiera się do pracy i odmierza kolejno kilometry do górki środulskiej, gdzie już czeka Ola, Robredo i Adrian. Po mnie zjawia się jeszcze Domino. Czekamy do kwadransa ale chętnych więcej brak. Pewnie wystraszyły niektórych uwagi moje i Domina w temacie zabrania czołówek (bo po 22:00 jest już ciemno) i ciuchów (bo jest już chłodno). Ruszamy.
Na początek Nikiszowiec. Kilka fotek. Zakup napojów i jedziemy dalej w stronę lasów murckowskich. Tempo cały czas wysokie. Na asfaltach utrzymuje się w okolicach 30km/h. Kiedy zaczynają się odcinki terenowe jest nieco wolniej ale poniżej 20 km/h spada tylko na bardzo krótkich odcinkach. Tak to przeciętnie 24-27.
Tak sobie kręcimy, pędzimy i w końcu lądujemy na Paprocanach. Co niektórzy z nas robią się powoli głodni i trzeba by w końcu pomyśleć o miejscu tankowania paszy. Pszczyna wydaje się być całkiem w porządku miejscem do tego celu. Jedziemy. Dojeżdżamy. Zasiadamy. Zajadamy. Niestety porcje nie te co w Bidzie i zmuszony zostaję do zamówienia drugiego dania. Dopiero kiedy kończę ruszamy dalej.
Rozpoczyna się jazda obowiązkowa "na czuja". Tzn. niby mapa jest ale generalnie to jedziemy na północ. Kończy się to w jednym miejscu przedzieraniem się przez chaszcze i niestety odwrót po swoich śladach. Potem okazało się, że i tak byśmy "na krechę" nie przeszli bo po drodze była jakaś rzeczka.
Rzeźbiąc lasami dojeżdżamy w końcu do Katowic. Przebijamy się do centrum i tam potem na Dąbrówkę. Plan był taki by na Stawikach wylecieć ale mi się droga pomerdała i w efekcie do Sosnowca wjeżdżamy przy Realu. Przed Egzotarium żegnamy się z Adrianem, który uderza do siebie a my przez centrum Sosnowca jedziemy w stronę Makro odprowadzić Olę. Potem we trzech jedziemy do centrum Dąbrowy Górniczej. Robredo narzeka, że mu brakuje jeszcze 7 km do 150 i będzie chyba musiał do Będzina skoczyć żeby dokręcić. Nieśmiało rzucam propozycję by na Pogorię 3 podjechać na jeszcze jeden napój. Domino stwierdza, że ich namówiłem i turlamy się tamże. Zasiadamy na chwilę przy zimnych butelkach napoju chmielowo-lemoniadowego. Chwila rozmów i opróżniwszy pojemniki żegnamy się. Chłopaki wracają do D. G. a ja wzdłuż Pogorii 3 w stronę Pogorii 4. Stamtąd przez Preczów i Sarnów do domu.
Jeszcze jeden bardzo udany dzień na rowerku w ekstra ekipie. Tradycyjnie się działo: terapie pokrzywami, błotne spa, kopanie w piasku, jazda "na czuja", niezłe żarełko i wszystko to w doborowym towarzystwie czyli tak, jak na ustawce być powinno :-)

Link do pełnej galerii


Dziś kameralnie.


Docieramy do Nikiszowca.


Zaczynają się lasy murckowskie. I tak szybko się nie chcą skończyć ;-)


Moment, którego powinien obawiać się każdy, kto bierze udział w ustawce z Olą. Ola wyjmuje mapę ;-p


Robredo przymierza się do tego by zmienić środek transportu. Tylko gabaryty jak na niego trochę nie te.


Mykamy sobie gdzieś po Tychach.


By dotrzeć w końcu do Paprocan.


Gdzie namawiamy Olę by pozowała "na Titanica" :-)


Po drodze do Pszczyny trzeba pokonać różne przeszkody.




Osiągamy Pszczynę. Głodni.


Nfutrowani najeżdżamy zaporę w Goczałkowicach i rozpoczynamy powrót.


Powrót przebiegał raczej w ekspresowym tempie i focenia po drodze za wiele nie było. Tu jedno z ostatnich foto przy Pogorii 4. Coś koło 22:00.


Stan licznika od Kauflanda w Będzinie do powrotu do domu. Do tego jeszcze +9km, których licznik nie zarejestrował bo był bez baterii. Łącznie 170km przejechane za dzień.


Kategoria Jednodniowe

DPZD

  • DST 36.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 19 lipca 2013 | dodano: 19.07.2013

+13 na starcie. Wyjeżdżam z opóźnieniem i wiem, że lekkiego spóźnienia nie uniknę.
W Będzinie przy skręcie na przejście przez tory jakiś baran w żółtym czymś podobnym do Berlingo wyprzedza mnie pomimo tego, że sygnalizowałem skręt w lewo a z przeciwka jechał samochód. Gdybym wcześniej się nie obejrzał i nie wiedział, że jedzie to by mnie na masce miał.
Potem już bezproblemowy dojazd do celu. O ile nie liczyć GPS-a. Tym razem -7. 1,2km mi uciekło z pomiaru. Chyba będę musiał się z licznikiem przeprosić a Garmina wysłać na leczenie do serwisu. Wyłącza się nawet na prostym, gładkim odcinku. To ewidentnie nie styki. Coś mu się od telepania w środku spsuło. Ale czemu tu się dziwić. Odmierzył już jakieś 30 tys. km czasem w bardzo niesprzyjających warunkach.

Powrót przez Dąbrowę Górniczą Mydlice, Będzin Warpie, Kauflanda, serwis rowerowy, Łagiszę i Sarnów. W "Kaufie" zaopatrzenie różne, w serwisie dalsza część zakupów doposażających przed Wilkasami (dętka x2). Powrót w tempie spacerowym. Było kilka króliczków po drodze ale dziś zero chęci do ścigania. Pewnie dziś Amidze będzie się dobrze wracało bo u mnie był wmordewind.
GPS wyłączył się 3 lub 4 razy :-/ Pewnikiem w przyszłym tygodniu pojedzie na kurację.


Kategoria Praca

DPD + Gastro-Czwartek -> BIDA one more time :-)

  • DST 110.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:20
  • VAVG 20.62km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 18 lipca 2013 | dodano: 18.07.2013

+12 na starcie czyli rześko. Na światłach w Gródkowie usiadł mi na kole jakiś biker i ciągnął się za mną do nerki w Będzinie. Potem on prawym pasem, ja lewym. Mnie przystopował tramwaj i nie zauważyłem czy pojechał na Sosnowiec czy na Czeladź. W każdym razie i tak bym w tempie 35km/h dłużej nie pociągnął bo mi się już głód tlenowy zrobił. Trochę za chłodno na dłuższe ściganie. Jakby tak było +18 stopni, to kto wie... Potem już spokojna jazda standardową trasą.
GPS -3 :-(

Po pracy szybki powrót przez Chemiczną, Czeladź i Wojkowice do domu. Zostawiam część balastu i tylko z plecaczkiem gnam przez Gródków, Łagiszę, Zieloną, centrum Dąbrowy Górniczej pod Expo Silesia w Sosnowcu. Wpadam lekko po czasie ale jeszcze w ramach kwadransa. Ekipa już zebrana macha końcówkami górnymi na powitanie. Chwila oczekiwania na ewentualnych innych spóźnialskich i ruszamy. Na Strzemieszyce i dalej prosto do Bolesławia do Bidy. Droga prosta jak drut więc idzie sprawnie. Docieramy na miejsce po 18:00. Nauczony doświadczenie i oszacowawszy precyzyjnie głód dziś zamawiam placek po zbójnicku. Porcja szczodra choć mam wrażenie, że u Jarka ostatnio wyglądało to jakby na większe. Ale to pewnie tylko moje złudzenia optyczne ;-) Potwierdza to końcówka spożycia, kiedy to czuję, że jest w sam raz czyli najedzony ale jeszcze nie przejedzony. Inni też walczą z zamówionymi potrawami i niektórym jednak nie udaje się wygrać.
Powrót zaczyna się gdzieś koło 19:00. Realizując zamysł Domina (pomysłodawca gastro-czwartków), rzeźbimy trochę asfaltem, trochę terenem w stronę Tucznawy i dalej w stronę Wojkowic Kościelnych. Tam wbijamy na ścieżkę wzdłuż Pogorii 4 i jedziemy do pierwszej knajpy. Część ekipy żegna się i uderza do domów a my w piątkę zasiadamy uzupełnić nieco poziom płynów. Czas biegnie szybko na wesołych rozmowach i konsupcji. W międzyczasie robi się całkiem ciemno. Po 22:00 decydujemy się ruszyć już do domów. W ruch idą diodówki. Dojeżdżamy pod RZGW i tam żegnam się odbijając na Preczów. Dalej przez Sarnów prosto do domu.
Wyszła piękna ustaweczka. I pojeździliśmy. I pogadaliśmy. I pośmialiśmy się. I pojedliśmy. Full komplet. Pogoda dopisała - ani za zimno, ani za ciepło, bez deszczu, nieco wiaterku.
Niestety GPS dalej robi numery. Już nawet go zdjąłem z kierownicy i tylko na smyczy przy plecaku umocowany jedzie a i tak robi numery i się wyłącza. Tym razem 4-5 razy przynajmniej więc odczyt nieco stratny ale.

Link do pełnej galerii


W drodze do Bidy.


Co by tu wybrać... :-)


I już po obiadku :-)


Domino nawet "zastawę" wszamał.


Chwilka na foto w drodze powrotnej.


Tu już komary żarły na całego.


Ciekawe jak ten zachód słońca wyszedł...


Dobra mina do jeszcze lepszej gry :-)


Uzupełnianie izotoników na Pogorii 4.


I podsumowanie dnia = dojazdy + ustawka. Tak szacuję, że ze 3km, a może i więcej, się nie zliczyło bo GPS często się wyłączał.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 38.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 23.27km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 17 lipca 2013 | dodano: 17.07.2013

+13 na starcie. Do Będzina standardowo. Od Ronda Unii Europejskiej odbijam tym razem w lewo i przez Koszelew, centrum Dąbrowy Górniczej, obok Silesia Expo i Zagórze do pracy. GPS -1.

Po pracy na początek do Decathlonu. Czas zacząć zakupy przygotowawcze do wyjazdu na zlot w Wilkasach :-) Potem do serwisu rowerowego po dętki. Ostatnio nieco kapci było i zapasy mocno połatane. Niestety okazuje się, że nie tylko u mnie takie przygody i będę się musiał jeszcze raz pofatygować w piątek bo akurat takie, jakich mi potrzeba wyszły. Po drodze do serwisu spotykam Jagęrybę. Właściwie to ona mnie zauważa bo ja ją zacząłem dopiero odbierać jak zamachała :-) Normalnie to cywilów rozważam tylko pod kątem tego, czy mi wejdą w tor jazdy, czy nie, zupełnie ignorując detale osobnicze :-p Tak więc jak mnie widzisz to daj znak jak chcesz bym Cię rozpoznał :-) Bom ja do tego jeszcze deczko ślepawy ;-) Chwilkę rozmawiamy o Gastro-Czwartku czyli pomyśle ustawek cyklicznych autorstwa Domina. Jutro uderzamy ponownie na BIDĘ |-] Detale na forum GHOSTBIKERS.
Nie załatwiwszy nic w serwisie ruszam do domu przez Łagiszę i Sarnów. Ładnie równo się jechało choć dziś jakoś nie mam natchnienia do większego zaginania powrotu.
GPS na powrocie -2 :-/ Odp. z serwisu, że na razie nieczynny bo się reorganizują. Czyli pozostaje się trochę pomęczyć. Poupycham coś jeszcze pod te baterie, jakieś pianki albo gumki i zobaczymy czy to coś da.


Kategoria Praca

DPDZ

  • DST 35.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 21.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 lipca 2013 | dodano: 16.07.2013

+14 na starcie ale odczucie jakby było bardziej "rześko". Lekki wiaterek, ładne słoneczko. W sumie jechało się całkiem przyjemnie. Jakoś bez specjalnego ciśnienia. GPS -3 :-/ Chyba nie tylko styki. Przy prędkości 25km/h+ i jakimś wyboju wyłącza się. Strasznie dołujące. Na 16,4 km dojazdu na przerwach ubyło 1,2 km.

Powrót nieco później niż zwykle ze względu na pewne zadanie w pracy, które wymagało nieobecności userów. Z tego też względu raczej bez objazdów. Do Dąbrowy Górniczej, przez "dworzec" kolejowy na Zieloną i dalej przez Łagiszę i Gródków do domu. Zrzut balastu i jeszcze kółeczko do wsiowego Lewiatana. Tam zaopatruję się w zwykłe baterie alkaliczne i zapodaję je GPS-owi. Zobaczymy czy jutro na dojeździe też będzie się wyłączał bo na powrocie kilka razy mu się to zdarzyło.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 46.00km
  • Czas 02:29
  • VAVG 18.52km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 15 lipca 2013 | dodano: 15.07.2013

Na termometr dziś nie patrzyłem nawet. Bardziej interesowało mnie to, czy będzie lać bo na wstawaniu i padało a chwilę później nawet lało. Już prawie gotów byłem do użycia zbiorkomu ale się uspokoiło i jednak rowerek wszedł w użycie.
Choć nie bezboleśnie. Łapię się za Błękitnego Rumaka a tu flap na tyle :-( Pewnie po wczorajszym kapciu na ustawce coś jednak jeszcze zostało i do rana sprawę załatwiło. Czyli dziś po południu dokładniejsze oględziny. Jest jednak w odwodzie Srebrna Strzała. Przerzutka światełka i GPS-u i w drogę.
Drogi mokre. Miejscami coś tam nawet kapnęło ale generalnie nie było tragicznie. Tempo dziś spacerowe coby za bardzo się nie uflogać. GPS znów kilka razy się wyłączył :-/ Chyba jednak nie chodzi o baterie tylko o wstrząsy czyli coś w środku jest nie tak.
Na wjeździe do Będzina misie. Pewnie kazali ludziom dmuchać. Mną się nie zainteresowali.

Na wyjściu z pracy ulewa. Jestem tak zmarnowany dziś, że mi to zwisa i jakoś nie rusza mnie, że będzie trzeba poczekać aż trochę się uspokoi. Uspokaja się po 5 min. Ruszam w stronę Dąbrowy Górniczej i dalej na molo na Pogorii 3. Wzdłuż zbiornika jadę w stronę Pogorii 4. Już miałem skręcić za Świątynią Grillowania i przebić się przez tory na P4 ale doszedłem do wniosku, że pogoda nie jest jeszcze dość podła i pozaginam nieco powrót. Jadę dalej w stronę klubu jachtowego i odbijam w stronę Piekła. Asfaltem, w towarzystwie przygodnego bikera na szosie, który jechał do nowo powstałego klubu jachtowego na Pogorii 4 na Mariankach, dojeżdżam do tychże a dalej już solo do Kuźnicy Piaskowej, Dąbia, Strzyżowic i do domu. Tempo wybitnie spacerowe ze względu m. in. na wiaterek z zachodu, chwilowe zacinanie wodą w gębę, ogólną niechęć do pośpiechu i chłód.
GPS wytrzymuje bez jednego resetu całą drogę. Wygląda na to, że diagnoza Amigi okazała się trafna.


Kategoria Praca

Do Paryża i do BIDY

  • DST 121.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:41
  • VAVG 18.10km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 lipca 2013 | dodano: 14.07.2013
Uczestnicy

Miało być, że z nocnego jeżdżenia po Katowicach od razu pojadę na kolejną ustawkę zwołaną przez Olę. Jednak sobota była tak nędzna pod względem pogody, że w efekcie nie pojechałem (choć może gdyby na forum ktoś się wcześniej zdecydował to by to inaczej wyglądało). Tak więc w niedzielę rano nie było najmniejszych przeciwwskazań by stawić się na starcie tego eventu.
Nim jednak do tego doszło zabrałem się za zmianę laćka na tyle Błękitnego Rumaka. Obecny z terenowego zamienił się w slicka, który zupełnie nie radził sobie na piasku i błocie. Tak więc na tył poszła zwijka, która w zeszłym roku tylko troszkę popracowała w drodze nad morze. Przy okazji wymieniam też kolejną pękniętą szprychę. Do kompletu jeszcze pobieżne czyszczenie i smarowanie.
Na starcie stawiam się lekko spóźniony ale jeszcze w kwadransie studenckim. Czeka już zacne grono - Ola i jej ofiary :-)
Ruszamy na początek na Sosinę. Lekko zaczynam wątpić czy dam radę po moim wczorajszym struciu bo od razu ekipa poczyna sobie bardzo śmiało i nawet pod górki ciśnie po 40km/h. "Grubo" - myślę sobie ale póki daję radę to jadę. Najwyżej odpadnę gdzieś po drodze.
Na szczęście na terenowych odcinkach tempo robi się do przyjęcia i tak już bujamy się różnymi wertepkami. Na Sosinie pierwsze przygody. Koniecznie chcemy jechać niebieskim szlakiem pieszym. Okazuje się, może kiedyś i coś takiego było ale teraz bez maczety do tego nie podchodź. Dzięki Robredo udaje się wybrnąć z krzaków na niebieski rowerowy i jakoś dalej się toczymy. Docieramy w końcu do Bukowna gdzie najeżdżamy znajomą cukiernio-lodziarnię. Tam dla każdego coś miłego.
Dalej niebieskim szlakiem przebijamy się w stronę naszego celu czyli do Paryża. Po drodze różności terenowe typu piaski, bajora, błota i wszelakie inne wertepki. Zabawa przednia. Gratuluję sobie decyzji zmiany laćka na tyle bo bez niego jazda byłaby przechlapana.
Osiągnięcie Paryża zostaje uczczone wesołą sesją foto. Jednakże poza samym faktem istnienia Paryża wiele tam nie ma. Zakosami wracamy znów do Bukowna (częściowo po sowich, rozjeżdżonych przez quady, śladach) i dalej jedziemy do Bolesławia i do BIDY.
BIDA w Bolesławiu to jedna z karczm o tej samej nazwie. Taki kombajn żywieniowy przy drodze. Wszyscy, co mieli okazję tam jeść, straszyli mnie, że porcje nie do przeżarcia. Postanowiłem legendę sprawdzić. Zamawiam żurek i ziemniaczki zasmażane na boczku ze zsiadłym mlekiem. Powiem tak: porcje szczodre, jedzonko dobre. Po wciągnięciu jednego i drugiego czuję się pełny na full. Jednakże mnie lepiej ubierać jak żywić i po prostu jestem zadowolony, że udało mi się najeść :-)
Jako, że robi się już pora raczej późna bez kombinowania wracamy w nasze strony. Na początek serwisówką wzdłuż drogi "94", potem przez Strzemieszyce do Dąbrowy Górniczej. Tempo zacne i zawiązuje się ładnie spalanie wciągniętego obiadku.
W grupie dojeżdżamy pod Silesia Expo w Sosnowcu i tu się żegnamy rozjeżdżając w różnych kierunkach. Toczę się przez Zieloną, Preczów i Sarnów do domu.
Po drodze cały dzień wkurzał mnie nieco GPS. Wyłączył się co najmniej kilkanaście razy. Pewnie jakiś 2-3 km może nawet uciekły z pomiaru ale akurat nad tym specjalnie jakoś nie boleję tylko nad tym, że coś jest nie tak. Na początek założę nowe akumulatory bo obecne już trochę mają i może być tak, że urządzenie stwierdza za niskie napięcie (choć przy ładowaniu niby wszystko ok). Jak to nie będzie to, to czarny scenariusz jest taki, że GPS siada :-(
Poza tym super dzień na rowerze.

Link do pełnej galerii


Ola i jej ofiary :-)


Pierwsze starcie z terenem.


Starcie pierwsze trwa. Szlak niebieski pieszy na Sosinie. Ten pod maczetę.


Potem długo za dużo się działo by focić aż do cukierni w Bukownie. Chwila zadumy nad lodami i kawą. Jakieś 40 min. wystarczyło ;-)


Potem były elementy pustynne czyli "z buta" i wypych.


Było przekraczanie akwenów wodnych o zerowym znaczeniu strategicznym.


I inne przeszkody terenowe, które jednak nie powstrzymały nas przed osiągnięciem Paryża.


Potem długo nic i wreszcie BIDA.


I "bidne" porcje.


Potem znowu długo nic i pożegnania w Sosnowcu.


I zeznanie padającego GPS-a na temat niedzieli.


Kategoria Jednodniowe

DPOD

Piątek, 12 lipca 2013 | dodano: 12.07.2013

+13 na starcie. Asfalty mokre. Jak wstawałem to dość przyzwoicie padało. Całą drogę jednak ani kropli deszczu choć na wschodzie wisiały ołowiane chmurki. Dla odmiany na zachodzie przebijało się słoneczko. W sumie jakby pogoda utrzymała się taka, jak miałem podczas dojazdu do pracy, to może być. Nie rewelka ale ujdzie.
Start mi się zrobił opóźniony ale udało się do Będzina podgonić i wbić w bezpieczne ramy czasowe. Niestety w sklepie, gdzie robiłem upgrade śniadania do pracy, zrobił się zator i znowu wszedłem na krawędź czasu czyli znów przyszło gonić. W efekcie wyszedł jeden z szybszych dojazdów do pracy.

W ciągu dnia kilka razy padało. Raz dłużej, raz mocniej, różnie. Na wyjściu ładne słoneczko i wiaterek. Naszła mnie ochota terenem wracać ale jak dotarłem do miejsca, gdzie były wysokie trawy to mi ochota przeszła i wróciłem na asfalty. Po drodze jeszcze mnie zdążył deszczyk zmoczyć. Słoneczko wysuszyć. A to wszystko zanim udało mi się wyjechać z Sosnowca. W Dąbrowie Górniczej asfalt pozdzierany i jakoś tak niemrawo ruch samochodowy się odbywa. Sprawnie przebijam się pod molo na Pogorii 3. Stamtąd ścieżką jadę na Piekło i asfaltem wokół Pogorii 4 do Kuźnicy Piaskowej. Po drodze wkurza mnie łańcuch. Wczoraj smarowany dziś już piszczy jak potępiony. Pewnie wczorajszy deszczyk i dzisiejsze mokre drogi w drodze do pracy zmyły cały smar. W Kuźnicy smaruję łańcuch i nastaje błoga cisza podczas kręcenia. Dalej przez Dąbie-Chrobakowe i Malinowice do mojej wiochy. Powrót raczej w tempie spokojnym zwłaszcza, że trochę wiaterek hamował zapędy na nabieranie prędkości. W sumie jednak fajny dzień. Aż dziw, że obydwie Pogorie przy tej pogodzie prawie puste.
I jeszcze się mi przypomniało, że znowu nie rozpoznałem znajomego rowerzysty. Ale jestem usprawiedliwiony. Domino czaił się na chodniku pod płotem w cywilu. Jakby nie zamachał końcówką górną i nie dał głosu to bym go potraktował jak element tła niezagrażający bezpośrednią interakcją i całkowicie zignorował :-)


Kategoria Praca

DP - oby temu TIR-owi wszystkie koła siadły - DON - Ustawka Domino

  • DST 104.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:01
  • VAVG 20.73km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 lipca 2013 | dodano: 11.07.2013

Na starcie +16 i niemal na starcie wqrw. W Gródkowie prawie mnie zepchnął z drogi TIR. Minąłem szkołę, przejechałem skrzyżowanie i wychodzę na prostą w stronę Będzina. Widać od razu, że w przeciwnym kierunku jedzie sporo osobówek. Nie jednym ciągiem ale tak po 2-3 ale przerwy między tymi grupkami nieduże. Za sobą słyszę, że coś dużego jedzie. Myślałem, że jakiś normalny kierowca. Ale nie tym razem. Jak tylko 2 osobówki mnie wyminęły tamten zaczął się pchać choć nie miał na tyle miejsca, żeby się rozpędzić. Kiedy następne 3 osobówki były już blisko zaczął zjeżdżać na mnie. Gdybym nie przyhamował, to bym mnie tyłem naczepy trafił. Mam nadzieję, że mu się ten TIR cały będzie sypał do końca trasy. Tak w ramach pokuty za drogowe grzechy.
Poza tym całkiem przyjemny dojazd do pracy. Wyjechałem kilka minut wcześniej by sobie na spokojnie pojechać ale jakoś tak wyszło, że "się pocisło". Na zjeździe z Lenartowicza 56km/h. Jak mi się Strzałą uda 60 przekroczyć, to zacznę się bać :-] W sumie, wiele już nie brakuje.

W ciągu dnia sprawdzam jak się zapowiada pogoda na weekend. Nędznie w piątek i sobotę :-/ W związku z tym tak sobie wykombinowałem, że skoro dziś jest jeszcze nieźle to może by pohasać jakby miało się nie dać w sobotę. Zerknąłem na forum Ghostbikers i tada! Domino zaproponował rundkę na lody do Siewierza. Start z molo przy Pogorii 3 o 17:00. Szybkie rachuby i wyszło mi, że powinienem dać radę.
Powrót chciałem uskutecznić szybki przez Dąbrowę Górniczą ale nie wyszło do końca idealnie bo przy Alei Róż drogowcy rozpoczęli swoje zabawy i centrum miasta zakorkowane. Tu rowerek pokazuje swoją przewagę i jednak udaje mi się przebić na Pogorię 3. Tu pustawo. Lekki spadek temperatury skutecznie przepłoszył tłumy. Po drodze widzę jak rowerowy patrol Policji robi nalot na wędkarzy.
Z Pogorii 3 przedostaję się obok Świątyni Grillowania na Pogorię 4 i przez Preczów i Sarnów sprawnie docieram do domu. Strzała zostaje zaparkowana w garażu a w użycie wchodzi (po uprzednim czyszczeniu napędu i przerzutek) Niebieski Rumak. Strzała ma dziś na liczniku 35km.
Startuję na miejsce zbiórki z małą obsuwą i przychodzi mi naginać by się nie spóźnić za bardzo (tzn. zmieścić się w kwadransie akademickim). Niebieski Rumak idzie jak burza. Jeszcze nigdy mi się tak szybko nie udało na molo dojechać. Raptem jakieś 23 minuty. Na miejscu są już: Edytek, Domino i Włodek. Czekamy jeszcze na Jagęrybę. Szósty uczestnik też się pojawił ale jakoś tak w ferworze walki nie pojechał.
Zabawa była przednia. Mnóstwo śmiechu, wesołych rozmów, docinków i żartów. W takiej atmosferze docieramy do Siewierza standardową drogą. Tam pochłaniamy po duży lodzie włoskim. Robi się nieco chłodniej i decydujemy się wrócić. Ale tak do końca ten powrót prosty nie był. Zahaczamy o hotel. Potem o Boguchwałowice (gdzie nie udaje nam się obiado-kolacjać). Dalej przez Przeczyce i Warężyn jedziemy do Kuźnicy Piaskowej (gdzie Domino omal nie parkuje na Jadzerybie w wyniku niespodziewanego skrętu w prawo). Wracamy na Pogorię 4 i jedziemy do najbliższej knajpy. Tam zasiadamy na chwilę dłużej. Grzeszę dużym Tyskim. Do tego zapiekanka i paczka HIT-ów orzechowych. Może nie jest to modelowy obiad ale jakoś tam energii jednak dostarcza. Kiedy zaczyna się robić szaro a komary wzmagają szturm zwijamy się do domu. W drodze na Zieloną Władek rozpoznaje w spacerującej parze jej połowę czyli Olę. W oparach sensacji (no bo jak to? Ola bez kasku? I nie na rowerze?!) zawracamy się przywitać. Kilka słów i znów zaatakowani przez komary jedziemy dalej. Przy mostku na Czarnej Przemszy Domino oficjalnie zamyka ustawkę. Żegnamy się z nim. Jedzie do Dąbrowy. My w czwórkę wzdłuż Przemszy do Będzina.
Obok nerki Włodek z Edytą odbijają w swoją stronę a ja z JagąR na Zamkowe. Tam się żegnamy i już solo przez Grodziec i Gródków jadę do domu. W domu przed 22:00.
Niby powinienem się zajmować czymś zupełnie innym popołudniami ale zew rowerka... zresztą sami wiecie.
A za tydzień na ustawce: BIDA! Upadnie legenda :-]

Link do galerii


Cel ustawki osiągnięty (zarówno geograficzny jak i kulinarny).


Na powrocie robimy inspekcję hotelu.


Nie wiadomo czemu magnesik Edyty od licznika podróżował na rowerku Domina. Tu zajmuje należne mu miejsce ;-)


Potem trochę padało.


A padało po to, byśmy mogli zrobić foto na tle tęczy. Niestety mój aparat nie oddaje tego tak, jak "okami" to w realu widać.


Potem chwila na grzeszenie, wejście na nielegal, wesołe gadki (pozdrawiamy Pana od sportów ekstremalnych).


Wynik za dzień.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:39
  • VAVG 21.21km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 lipca 2013 | dodano: 10.07.2013

Nie spojrzałem dziś na termometr ale na dworze całkiem przyjemnie. W ogóle jakiś dobry dzień dziś do jazdy bo przelot poszedł błyskawicznie. Może częściowo dlatego, że odrobinę na krawędzi czasu wyjechałem i po drodze jeszcze trafił się króliczek (w Gródkowie), którego wyprzedziłem w pośpiechu :-) Do Będzina średnia 29. Potem kilka górek i świateł więc średnia spadła. Ale wrażenie z jazdy bardzo pozytywne. Na zjeździe z Lenartowicza ponad 50km/h czyli na pewno nie wmordewind.

Powrót kombinowany. Na Braci Mieroszewskich mija mnie króliczek :-D. Stałem na poboczu bo mi się na jakimś wyboju GPS znowu wyłączył. Ale za króliczkiem się goni więc ruszam w pogoń. Na podjeździe przy DorJan-ie wyprzedzam klienta ale zawzięty był i na światła za Expo Silesia cisnął za mną pod górkę 40km/h. Niestety przy rondzie Aleja Róż odbija na lewy pas w stronę Pogorii a ja do bankomatu. Trochę na skrzyżowaniu na światłach zamarudziłem. Ale znowu króliczka doganiam. Tym razem za mostem ucieczki. Wcale szybko już nie jadę bo jakieś 30km/h. Nie wiem, czy mu po drodze w stronę mola nie było czy spuchł w każdym razie jak na Zieloną odbiłem, to już go nie było.
Jako, że nie było się już kim dopingować to spacerowym tempem przez mostek na Czarnej Przemszy i potem jadę wzdłuż torów wertepkami do Łagiszy. Przeskakuję na drugą stronę drogi z Sarnowa do Łagiszy i dalej wertepkami przez Gródków do mojej wiochy. Strzałą na teren jakoś teraz mi tak nie za bardzo się jeździ. Jednak człowiek przywyka do luksusu i amorek na przodzie, to amorek na przodzie. Jedzie się łatwiej i szybciej.


Kategoria Praca