Do Paryża i do BIDY
-
DST
121.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
06:41
-
VAVG
18.10km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miało być, że z nocnego jeżdżenia po Katowicach od razu pojadę na kolejną ustawkę zwołaną przez Olę. Jednak sobota była tak nędzna pod względem pogody, że w efekcie nie pojechałem (choć może gdyby na forum ktoś się wcześniej zdecydował to by to inaczej wyglądało). Tak więc w niedzielę rano nie było najmniejszych przeciwwskazań by stawić się na starcie tego eventu.
Nim jednak do tego doszło zabrałem się za zmianę laćka na tyle Błękitnego Rumaka. Obecny z terenowego zamienił się w slicka, który zupełnie nie radził sobie na piasku i błocie. Tak więc na tył poszła zwijka, która w zeszłym roku tylko troszkę popracowała w drodze nad morze. Przy okazji wymieniam też kolejną pękniętą szprychę. Do kompletu jeszcze pobieżne czyszczenie i smarowanie.
Na starcie stawiam się lekko spóźniony ale jeszcze w kwadransie studenckim. Czeka już zacne grono - Ola i jej ofiary :-)
Ruszamy na początek na Sosinę. Lekko zaczynam wątpić czy dam radę po moim wczorajszym struciu bo od razu ekipa poczyna sobie bardzo śmiało i nawet pod górki ciśnie po 40km/h. "Grubo" - myślę sobie ale póki daję radę to jadę. Najwyżej odpadnę gdzieś po drodze.
Na szczęście na terenowych odcinkach tempo robi się do przyjęcia i tak już bujamy się różnymi wertepkami. Na Sosinie pierwsze przygody. Koniecznie chcemy jechać niebieskim szlakiem pieszym. Okazuje się, może kiedyś i coś takiego było ale teraz bez maczety do tego nie podchodź. Dzięki Robredo udaje się wybrnąć z krzaków na niebieski rowerowy i jakoś dalej się toczymy. Docieramy w końcu do Bukowna gdzie najeżdżamy znajomą cukiernio-lodziarnię. Tam dla każdego coś miłego.
Dalej niebieskim szlakiem przebijamy się w stronę naszego celu czyli do Paryża. Po drodze różności terenowe typu piaski, bajora, błota i wszelakie inne wertepki. Zabawa przednia. Gratuluję sobie decyzji zmiany laćka na tyle bo bez niego jazda byłaby przechlapana.
Osiągnięcie Paryża zostaje uczczone wesołą sesją foto. Jednakże poza samym faktem istnienia Paryża wiele tam nie ma. Zakosami wracamy znów do Bukowna (częściowo po sowich, rozjeżdżonych przez quady, śladach) i dalej jedziemy do Bolesławia i do BIDY.
BIDA w Bolesławiu to jedna z karczm o tej samej nazwie. Taki kombajn żywieniowy przy drodze. Wszyscy, co mieli okazję tam jeść, straszyli mnie, że porcje nie do przeżarcia. Postanowiłem legendę sprawdzić. Zamawiam żurek i ziemniaczki zasmażane na boczku ze zsiadłym mlekiem. Powiem tak: porcje szczodre, jedzonko dobre. Po wciągnięciu jednego i drugiego czuję się pełny na full. Jednakże mnie lepiej ubierać jak żywić i po prostu jestem zadowolony, że udało mi się najeść :-)
Jako, że robi się już pora raczej późna bez kombinowania wracamy w nasze strony. Na początek serwisówką wzdłuż drogi "94", potem przez Strzemieszyce do Dąbrowy Górniczej. Tempo zacne i zawiązuje się ładnie spalanie wciągniętego obiadku.
W grupie dojeżdżamy pod Silesia Expo w Sosnowcu i tu się żegnamy rozjeżdżając w różnych kierunkach. Toczę się przez Zieloną, Preczów i Sarnów do domu.
Po drodze cały dzień wkurzał mnie nieco GPS. Wyłączył się co najmniej kilkanaście razy. Pewnie jakiś 2-3 km może nawet uciekły z pomiaru ale akurat nad tym specjalnie jakoś nie boleję tylko nad tym, że coś jest nie tak. Na początek założę nowe akumulatory bo obecne już trochę mają i może być tak, że urządzenie stwierdza za niskie napięcie (choć przy ładowaniu niby wszystko ok). Jak to nie będzie to, to czarny scenariusz jest taki, że GPS siada :-(
Poza tym super dzień na rowerze.
Link do pełnej galerii
Ola i jej ofiary :-)
Pierwsze starcie z terenem.
Starcie pierwsze trwa. Szlak niebieski pieszy na Sosinie. Ten pod maczetę.
Potem długo za dużo się działo by focić aż do cukierni w Bukownie. Chwila zadumy nad lodami i kawą. Jakieś 40 min. wystarczyło ;-)
Potem były elementy pustynne czyli "z buta" i wypych.
Było przekraczanie akwenów wodnych o zerowym znaczeniu strategicznym.
I inne przeszkody terenowe, które jednak nie powstrzymały nas przed osiągnięciem Paryża.
Potem długo nic i wreszcie BIDA.
I "bidne" porcje.
Potem znowu długo nic i pożegnania w Sosnowcu.
I zeznanie padającego GPS-a na temat niedzieli.
Kategoria Jednodniowe
komentarze
Ech... gdyby chociaż nie lało...