limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Kolejna epicka ustawka Oli

  • DST 170.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 08:00
  • VAVG 21.25km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 lipca 2013 | dodano: 21.07.2013

Temat pojawił się w piątek po południu choć zanosiło się na to, że w tym tygodniu Ola ustawki żadnej nie zwoła.
Start z górki środulskiej o 10:00. Cel: w temacie pisało "nie wiem gdzie" :-)
Ze względu na fakt, że GPS już mocno niedomaga poprzez nieustanne wyłączanie się czasem nawet na całkiem prostej drodze zniżam się do zamontowania licznika. Nówka nieśmigana kupiona ze 3-4 lata temu. Jedyny mankament, to wyżarta od leżenia bateria a zapasu brak.
Sobotę zaczynam więc od wcześniejszego startu w stronę Kauflanda w Będzinie w celu nabycia zasilania do tegoż licznika. Do tego miejsca 9km. Potem już licznik zabiera się do pracy i odmierza kolejno kilometry do górki środulskiej, gdzie już czeka Ola, Robredo i Adrian. Po mnie zjawia się jeszcze Domino. Czekamy do kwadransa ale chętnych więcej brak. Pewnie wystraszyły niektórych uwagi moje i Domina w temacie zabrania czołówek (bo po 22:00 jest już ciemno) i ciuchów (bo jest już chłodno). Ruszamy.
Na początek Nikiszowiec. Kilka fotek. Zakup napojów i jedziemy dalej w stronę lasów murckowskich. Tempo cały czas wysokie. Na asfaltach utrzymuje się w okolicach 30km/h. Kiedy zaczynają się odcinki terenowe jest nieco wolniej ale poniżej 20 km/h spada tylko na bardzo krótkich odcinkach. Tak to przeciętnie 24-27.
Tak sobie kręcimy, pędzimy i w końcu lądujemy na Paprocanach. Co niektórzy z nas robią się powoli głodni i trzeba by w końcu pomyśleć o miejscu tankowania paszy. Pszczyna wydaje się być całkiem w porządku miejscem do tego celu. Jedziemy. Dojeżdżamy. Zasiadamy. Zajadamy. Niestety porcje nie te co w Bidzie i zmuszony zostaję do zamówienia drugiego dania. Dopiero kiedy kończę ruszamy dalej.
Rozpoczyna się jazda obowiązkowa "na czuja". Tzn. niby mapa jest ale generalnie to jedziemy na północ. Kończy się to w jednym miejscu przedzieraniem się przez chaszcze i niestety odwrót po swoich śladach. Potem okazało się, że i tak byśmy "na krechę" nie przeszli bo po drodze była jakaś rzeczka.
Rzeźbiąc lasami dojeżdżamy w końcu do Katowic. Przebijamy się do centrum i tam potem na Dąbrówkę. Plan był taki by na Stawikach wylecieć ale mi się droga pomerdała i w efekcie do Sosnowca wjeżdżamy przy Realu. Przed Egzotarium żegnamy się z Adrianem, który uderza do siebie a my przez centrum Sosnowca jedziemy w stronę Makro odprowadzić Olę. Potem we trzech jedziemy do centrum Dąbrowy Górniczej. Robredo narzeka, że mu brakuje jeszcze 7 km do 150 i będzie chyba musiał do Będzina skoczyć żeby dokręcić. Nieśmiało rzucam propozycję by na Pogorię 3 podjechać na jeszcze jeden napój. Domino stwierdza, że ich namówiłem i turlamy się tamże. Zasiadamy na chwilę przy zimnych butelkach napoju chmielowo-lemoniadowego. Chwila rozmów i opróżniwszy pojemniki żegnamy się. Chłopaki wracają do D. G. a ja wzdłuż Pogorii 3 w stronę Pogorii 4. Stamtąd przez Preczów i Sarnów do domu.
Jeszcze jeden bardzo udany dzień na rowerku w ekstra ekipie. Tradycyjnie się działo: terapie pokrzywami, błotne spa, kopanie w piasku, jazda "na czuja", niezłe żarełko i wszystko to w doborowym towarzystwie czyli tak, jak na ustawce być powinno :-)

Link do pełnej galerii


Dziś kameralnie.


Docieramy do Nikiszowca.


Zaczynają się lasy murckowskie. I tak szybko się nie chcą skończyć ;-)


Moment, którego powinien obawiać się każdy, kto bierze udział w ustawce z Olą. Ola wyjmuje mapę ;-p


Robredo przymierza się do tego by zmienić środek transportu. Tylko gabaryty jak na niego trochę nie te.


Mykamy sobie gdzieś po Tychach.


By dotrzeć w końcu do Paprocan.


Gdzie namawiamy Olę by pozowała "na Titanica" :-)


Po drodze do Pszczyny trzeba pokonać różne przeszkody.




Osiągamy Pszczynę. Głodni.


Nfutrowani najeżdżamy zaporę w Goczałkowicach i rozpoczynamy powrót.


Powrót przebiegał raczej w ekspresowym tempie i focenia po drodze za wiele nie było. Tu jedno z ostatnich foto przy Pogorii 4. Coś koło 22:00.


Stan licznika od Kauflanda w Będzinie do powrotu do domu. Do tego jeszcze +9km, których licznik nie zarejestrował bo był bez baterii. Łącznie 170km przejechane za dzień.


Kategoria Jednodniowe


komentarze
limit
| 09:10 poniedziałek, 22 lipca 2013 | linkuj W sobotę się kręciło. Niedzielę leżałem odłogiem :-) Zajęty innym nałogiem.
amiga
| 08:53 poniedziałek, 22 lipca 2013 | linkuj Widzę, że nie próżnujesz :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!