Czerwiec, 2012
Dystans całkowity: | 1497.00 km (w terenie 275.00 km; 18.37%) |
Czas w ruchu: | 81:32 |
Średnia prędkość: | 18.36 km/h |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 62.38 km i 3h 23m |
Więcej statystyk |
No więc żem se miał wypadek
-
DST
7.00km
-
Czas
00:16
-
VAVG
26.25km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyglądało tak.
Start standardowo 6:10 do pracy. Tak sobie pomykam bez ciśnienia między 25 a 30 km/h jak teren pozwala.
Na wysokości targu w Będzinie zrównuję się z jakąś osobówką (głowy nie dam ale chyba to był srebrny opel) i chwilę jadę z nią równo. Gość zwalnia i skręca w prawo w zjazd na parking czy jakąś boczną uliczkę. Widzę co się dzieje ale czasu na reakcję praktycznie zero. Dostaję zderzakiem z mojej lewej strony w tylne koło. Momentalnie tracę równowagę i próbuję się wybronić od wykładki ale mając tak na oko ze 25 km/h mi się to nie udaje i zaczyna się lot, który kończę przydzwaniając w zderzak zaparkowanego na poboczu samochodu (coś niebieskiego kombi o ile dobrze pamiętam ale za to głowy też nie dam). Wstaję. Odstawiam na bok rower, zdejmuję kask. Pamiętam jeszcze, że zacząłem sobie czoło chusteczkami higienicznymi wycierać i od jakiejś kobiety dostałem gazę jałową. A potem 15 min. przerwy i jest policja, pogotowie i podobno jacyś świadkowie choć jakoś nie bardzo wiem skąd się wzięli (ale w takich sytuacjach zawsze są jacyś niekoniecznie tacy co widzieli).
Dostaję mandat za 220zetów za cytuję: "wyprzedzanie z prawej strony". Przyjmuję ale po mojemu to policja była trochę nie w porządku bo gdyby chcieli to załatwić jak trzeba to by przyjechali na spokojnie ze mną pogadać w szpitalu jak już będę w miarę on-line. A tu mnie dorwali chwilę po tym jak już zacząłem pamiętać i kojarzyć. Podobno przez te 15 min. co mi z pamięci wyparowały 2x dzwoniłem do przełożonego, że się spóźnię a tego w ogóle nie pamiętam. Nie pamiętam momentu zjawienia się policji i pogotowia. Nie mam bladego pojęcia co im mówiłem. Chyba nie straciłem przytomności tyle, że totalny black-out. Po prostu zależało im szybko kogoś uwalić i mieć sprawę odfajkowaną a nie dojść do tego jak to było naprawdę. Jakoś nie potrafię sobie przypomnieć żeby ze mną rozmawiali na temat tego jak wyglądała sprawa z mojego punktu widzenia. Chyba, że w czasie tych 15 min., które mi wyparowały. Trochę szkoda tej kasy ale wolę już tego gnoja, co mnie trafił na oczy nie oglądać do czego by mogło dojść jakby doszło do jakiegoś ciągania się po sądach na czym też mi nie zależy. Może się tymi zetami udławią na szczęście innych.
Co do stał kierowca to nie wiem. Nie miałem okazji zapytać bo mnie zaraz zgarnęło pogotowie i zawiozło do szpitala w Czeladzi, gdzie dostałem full serwis: tomografia komputerowa, szczepienie przeciwtężcowe, EKG i kilka innych standardowych procedur przeglądowych. Lekarz zalecił 24h na obserwacji. Niby mogłem odmówić ale doszedłem do wniosku, że lepiej jednak posłuchać.
Nocka w szpitalu i następnego dnia wybyłem.
Tu chciałem podziękować Panu Kamilowi Kowalowi, o ile dobrze zrozumiałem, Kierownikowi Targowiska w Będzinie (przepraszam jeśli pomyliłem rangę ale moje kumanie dopiero startowało na nowo), za przechowanie rowerka do czasu jego odbioru przez mojego brata. Jeden z fajnych gestów w tej sytuacji.
A teraz trochę fot:
Kask pęknięty z przodu, nad czołem.
Lewa strona kasku od zewnątrz.
Lewa strona kasku od wewnątrz.
Przód kasku od zewnątrz.
"Sweet focia" już w szpitalu po wstępnym przeglądzie.
I to, co zostało z okularów, które najprawdopodobniej rozorały mi łeb.
W sumie to chyba mi ten kask zaoszczędził dużo poważniejszych problemów. W każdym bądź razie szycie nie było konieczne. Skończyło się na rozoranym czole, lekko obtartej lewej ręce i ogólnych potłuczeniach. Dodatkowo stwierdzili wstrząs mózgu ale podobno z nim powinno być ok - tak z TK wynika. Od czasu kiedy zacząłem pamiętać wszystko było ok.
Kategoria Praca
DP - niespodzianki - OSD
-
DST
39.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
20.35km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano niestandardowe 17km. Zamknęli skrzyżowanie koło stadionu w Będzinie. Da się jechać tylko z kierunku Sosnowca do Dąbrowy Górniczej. Z Syberki do centrum nie da się przejechać. Coś przy torach grzebią. A podobno jeszcze mają też przebudowywać "nerkę" w Będzinie. Z rozpędu musiałem pojechać prosto i nawrócić.
Wcześniej, na światłach w Gródkowie, dwóch "miszczów" kierownicy. Jeden w rowie, drugi na środku skrzyżowania (czarna beemka) ze skasowanym prawym przodem.
Kolejny "miszcz" tradycyjnie na Mecu - wyprzedzanie autobusu przy podwójnej ciągłej.
Poza tym zwykły dojazd do pracy.
I jeszcze na 11-go Listopada położyli asfalt. Tzn. jak jechałem jeszcze walcowali ale dało się już jechać.
Po pracy przez Dąbrowę Górniczą, Mydlice, Warpie, do serwisu rowerowego. Stałem się posiadaczem klucza do zdejmowania kaset, zapasu szprych i wersji podróżnej Brunoxa do amorków. Z serwisu pojechałem w stronę skrzyżowania obok stadionu sprawdzić czy dalej zamknięte. Przelatując obok Lidla przyuważyłem Ryśka. Okazało się, że z kuzynem wracają z Pogorii. Chwila gadki. Rzut okiem na nowe obuwie Ryśkowego rowerka (wyglądają ładnie) i jadę dalej. Przez Zamkowe, Lasek Grodziecki na wertepki co to one wychodzą w Gródkowie obok "Pod Lwem", dalej prosto pod las i w stronę podstawówki w Gródkowie. Tam w prawo i do końca asfaltu w teren a potem skręt w lewo i dojeżdżam do ul. Łącznej (klinkierek). Tam tajnym shortcut-em podjeżdżam pod dawne kółko rolnicze i szybki wjazd do Lewiatana. Potem prosto do domu.
W domu PIT-STOP. Zakładam szprychy. Czyszczę z grubszego syfu kasetę i takoż zakładam. Potem zdejmuję bo mi się zapomniało osłonkę założyć. Zakładam kasetę znowu. Tarczę hamulca. Wkładam koło na miejsce i wygląda na to, że Nowy Rumak ma się ok. Wyprowadzam go na dwór, poprawiam jeszcze koło i rundka próbna. Nieco dupą rzuca. Koło ździebko zdecentrowane. Przez pół godziny bawię się centrowaniem "na oko" by nieco zminimalizować w końcu "jajcowanie". Jeszcze odrobina dłubania przy duperelach i pojazd gotowy na jutro do pracy. Potem łatanie zapasu i zasiadam w końcu do uzupełnienia wpisu.
Kategoria Praca, Serwis
DP - po tłuczonym szkle - OZD
-
DST
42.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
21.36km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start: 6:10. +16. Na skrzyżowaniu widzę, że od strony Strzyżowic ciśnie rowerkowiec. Wbijam przed niego i zaczynam ucieczkę. Dzięki temu do Będzina średnia mi wyszła 29,5 km/h (gdyby nie światła i nawalony tuptuś na pasach to by było ponad 30). Od Będzina już dużo spokojniej. Teren dziś objawił się na 11-go Listopada (dawniej Szolca) - zdarli asfalt.
A szkła było w Będzinie dziś wszędzie pełno. Bydło po przegranym meczu musiało narozpirzać wszędzie butelek. Czasem myślę, że ten naród to strasznie pasiaste buraki. Zwłaszcza jak się nawalą.
Po pracy, w zupełnie innych warunkach termicznych, asfaltem do Dąbrowy Górniczej, pod molo na P3, na Zieloną, wzdłuż wałów Czarnej Przemszy do Będzina. Wpadłem do serwisu, zostawiłem szprychę na miarę i pojechałem do Kaufa po wsad do lodówki. Z zapakowanymi sakwami powrót przez Łagiszę i Sarnów. Na wjeździe do Psar poczułem deficyt energetyczny. Momentalnie poczułem jak mięśnie zaczynają słabnąć. Na szczęście napatoczył się sklep i po zapodaniu zimnego 0,5 C-C resztę drogi już bez problemów i całkiem żwawym tempem pokonałem.
Kategoria Praca
Tanki
-
DST
46.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:25
-
VAVG
19.03km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś u mnie "ściganty" śmigają na szosach i co trochę wyje syrena, że jadą. Skrzyżowania pozamykane. Ale udało się wbić między ich przeloty i wyruszyć.
Na początek do Decathlonu w Sosnowcu, gdzie umówiłem się z Marcinem. Trochę połaziliśmy po części z gratami rowerowymi. Moje zakupy skończyły się na dwóch koszulkach, pompce (bo ta co ją mam to ujowa jest) i baciku do zdejmowania kasety. Kluczy nie było. Jak nie dostanę jutro w serwisie to będzie trzeba na necie szukać :-/
Przed wyjazdem zdążyłem jeszcze pożyczonymi narzędziami rozbroić koło i wydłubać uszkodzoną szprychę.
Spod Decathlonu jedziemy pod Real w Dąbrowie Górniczej na "tanki". Niestety jesteśmy już jak wszystko się rozchodzi ale trafiamy za to na załadunek jednego z pojazdów do transportu.
Widowisko szybko się kończy i mykamy przez lasek na Zagórzu do centrum Zagórza. Żegnam się z Marcinem i lekkimi zakosami jadę przez Wawel, Grota-Roweckiego do Czeladzi i dalej obok szpitala do Wojkowic a stamtąd prosto do domu.
Pod koniec trasy cosik lewe kolano daje znaki, że coś nie halo ale dojechać trzeba i zmuszony jestem to nie-halo zignorować w nadziei, że przejdzie w końcu.
Dzionek wyjątkowo ciepły choć popołudniem ruszył się już wiaterek z zachodu.
Kategoria Inne
Pierwszy Będziński Rajd Rowerowy - Dni Będzina
-
DST
71.00km
-
Teren
25.00km
-
Czas
04:20
-
VAVG
16.38km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś dzień wybitnie rowerowy. Dystans nie powala na kolana ale za to towarzysze dzisiejszego rowerowania sprawili, że te kilometry uznaję za bardzo mile spędzone :-)
Rano pomknąłem pod Dyskobola, gdzie miał się rozpocząć start Rajdu, do którego trasę jakiś czas temu objeżdżaliśmy. Ze względu na dzień targowy i fakt, że niedawna pogoda zostawiła ślady w lasach, ociupinkę trasa została zmodyfikowana w locie. Ale nieznacznie.
Na starcie stawiło się ponad 50 osób. Sporo znajomych twarzy m. in. z bikestats. Był Rysiek, Rafał, olo81, liczna grupa Ghostbikers-ów, kilka osób z Cyklozy oraz wiele innych osób.
Zdjęcia na starcie i ruszamy. Tym razem wypadło na to, że sporą część drogi robiłem za przewodnika. Zupełnie nie wiem jak to się stało. Że niby drogę znam.
Miejscami grupa wyrywna nieco rozciągała stawkę ale generalnie jechaliśmy dość zwartym peletonem i w newralgicznych punktach (przejazdy przez ruchliwe miejsca) Ghosty obstawiały a peleton sprawnie przelatywał. Kilka krótszych postojów po drodze na skompresowanie kolumny i danie drugiego oddechu. Trasa liczyła około 22km i właściwie dotarliśmy w komplecie ponownie pod Dyskobola, gdzie czekały na nas gorące kiełbaski i woda mineralna. Pogoda dopisała rewelacyjnie. Ciepło, wiaterek momentami i nie za mocny.
Po zakończeniu rajdu, w znacznie uszczuplonym gronie "niedojeżdżonych" rozpoczęła się druga część dnia rowerowego. Niedojeżdżeni to głównie Ghosty oraz znajomi z bs. Pognaliśmy znów wzdłuż Czarnej Przemszy na Zieloną, gdzie wypadł pierwszy postój z dawkowaniem dopingu, żartami, fotami i w ogóle fajnie spędzony. Dalej objeżdżając Pogorię III przeskakujemy na Pogorię IV i jedziemy do Ostatniej Na Trasie Stacji Serwującej Doping. Tam też wciągamy kolejną porcję okraszoną kolejną dawką fot i żartów. Dalej objazd całej Pogorii IV.
Jeszcze na kawałku asfaltowym jakoś udawało mi się Części Wyrywnej czyli Ghostom i Ryśkowi prawie dotrzymać tempa. Niestety w terenie szybko się mi urwali i resztę aż do asfaltu jechałem solo sporo wolniej. Na szczęście nie jako ostatni :-)
Zbieramy się przy szlabanie i jedziemy do sklepu za torami. Tam znów wciąganie dopingu, lodów, żarty, foty, zaopatrzenie i jedziemy na Pogorię III. Niedaleko od mola rozbijamy się nad brzegiem i tam kolejna runda aplikowania dopingu, futrunku, fot, żartów, dodatkowo taplania w wodzie. I tak sobie spory kawał dzionka upłynął. W końcu Ghosty zbierają się do domu przygotować się na mecz.
Gurpa się rozpada. Pożegnania. Kawałek jadę jeszcze z wszystkimi na Zieloną ale po drodze odbijam do siebie. Przez Preczów (gdzie napotykam parę prowadzącą rowery, oferuję pomoc w łataniu ale dziękują i mówią, że do Sarnowa idą i dadzą sobie radę), Sarnów prosto do domu.
Dzięki wszystkim za fajnie spędzony dzień. Dobrze jest widzieć tak liczne grono jeżdżących.
Ślad znowu wygląda jakby pijany zając prowadził ale za to było wesoło.
Pod Dyskobolem przed startem.
Kompresowanie peletonu za singielkiem na wałach Czarnej Przemszy.
Kolejne kompresowanie peletonu tym razem w Gródkowie obok restauracji "Pod Lwem".
Część peletonu na dojeździe do Grodźca.
Kolejna kompresja peletonu już niemal tuż przed metą w Będzinie.
I peleton u celu.
A potem było już tylko wesoło :-)
Rysiek robi odcisk dłoni w "Ogródku Gwiazd".
Żeby nie było, że nie było, bo było. Tylko podpis nieco koślawy.
Zabawy w małpim gaju.
Kompresja "niedojeżdżonych" po objechaniu P4.
Ostatni popas nad P3 przed pożegnaniami.
Link do pełnej galerii
DPO - koło mi się sp...suło -D
-
DST
82.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
04:00
-
VAVG
20.50km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+11. 16km. Niemal na starcie już "mistrzowie" kierownicy pokazali co potrafią (tradycyjnie wyprzedzanie autobusu na podwójnej ciągłej i przejściu dla pieszych + do tego na trzeciego). Pogoda zupełnie jak nie wczoraj.
Po pracy umówiłem się z Marcinem na pojeżdżenie. Już w pracy uknułem plana jak pojadę do domu bo 2 dni niejeżdżenia wymagały odreagowania. Marcin chciał trochę inaczej ale w końcu stanęło na moim.
Po kolei wyglądało to tak:
Najpierw do Dąbrowy Górniczej. Marcin chciał do rowerowego zorientować się co kupić.
Potem przez Ksawerę, wzdłuż Czarnej Przemszy na Zieloną. Dalej terenem wzdłuż Przemszy na Pogorię IV.
Asfaltem do Wojkowic Kościelnych, dalej do Podwarpia, przez Hektary, wzdłuż tamy na Przecyczach i mostek obok stawów rybnych do Przeczyc.
Asfaltem na Sadowie I i dalej aż do Zawady. Potem Twardowice. Postój przy sklepie ABC - zaopatrzenie w doping i dalej przez Siemonię w stronę Rogoźnika, do którego docieramy piaszczystymi wertepkami.
Przy wodzie chwila postoju, konsumpcja dopingu i dalej wertepkami prawie pod Urząd Gminy w Bobrownikach. Przed urzędem skręt w lewo na Wojkowice.
Wyjeżdżamy obok dawnej pętli tramwajowej linii 25 gdzie obecnie będzie market NETTO. Skręcamy w stronę Będzina i zaraz potem w prawo na klinkierek.
Tu nam się szwędacz włącza. Macin pyta po zjeździe z górki czy prosto czy w lewo.
Mówię, że do cywilizacji bo tam na prosto to nie wiem gdzie się jedzie. Chyba, że to sprawdzimy. Sprawdzamy. Wertepkami dojeżdżamy niedaleko mostu na Przełajce.
Stamtąd asfaltem do Grodźca. Terenem objeżdżamy Rozkówkę i dalej terenem jedziemy do drogi Czeladź-Grodziec (klinkierki). Przejeżdżamy na drugą stronę i wzdłuż torów jedziemy w stronę Będzina. Po drodze skręcamy w lewo na Grodziec.
Przejeżdżamy rozebrane tory (znak STOP straszy teraz w szczerym polu) i dojeżdżamy do asfaltu.
I tu się okazuje, że po 75km:
a) mam coś "za miętko w tyle";
b) w tyle znowu poszła szprycha :-/
Się okazuje, że w oponie jest wbity kawałek szkła. Wydłubanie ujstwa i założenie nowej dętki chwilę zajmuje. Niestety ze szprychą w warunkach bojowych wiele nie da się zrobić ale jazda jest możliwa. Wspinamy się pod górę i udowadniam Marcinowi, że jednak jest tam klinkierek. Mało, bo mało ale jest. Musiał wtedy jakeśmy z Domu Złego Ghostów po pijaku wracali przymknąć na chwilę oko i mu fakt istnienia klinkieru umknął z pamięci ;-)
Dalej jedziemy w stronę Grodźca i dalej Gródkowa. Skręcamy na Psary i za przejazdem kolejowym wbijamy na klinkierek. Wypadamy obok OSP w Psarach i tam się żegnamy. Marcin uderza w stronę Sarnowa a ja do domu.
W sumie fajnie się dziś udało pojeździć tylko mogło się bez tej szprychy obyć. Jutro na Dni Będzina będzie trzeba Strzałą polecieć a koło w poniedziałek do serwisu :-/
I się mi jeszcze przypomniało, Marcin świadek, "mistrzowie" kierownicy znowu błysnęli. Jedziemy sobie kulturalnie jeden za drugim od szkoły w Gródkowie w stronę Tartaku a tu nas wyprzedza samochód. Normalka. Tylko tego co nas wyprzedzał, wyprzedzał jeszcze jeden samochód. Gdzie tym ludziom się tak spieszy to ja nie potrafię zrozumieć.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
34.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
01:36
-
VAVG
21.25km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+12. Mgła jak 100 bandziorów aż do Będzina. Jechało się jakoś tak opornie.
Na Mecu znowu "mistrzowie" kierownicy pokazali co potrafią (wyprzedzanie autobusu na podwójnej ciągłej i przejściu dla pieszych). Poza tym zwykły dojazd do pracy.
Powrót wertepkami do D. G. Dalej asfaltami pod molo na P3. Na Zieloną i do Preczowa. W Preczowie znowu w teren i wertepkami do Sarnowa. Dalej już asfaltem do domu. Po drodze zawijka do weterynarza i sklepu. Zupełnie inna jazda niż rano.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
12.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
20.57km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+13 na termometrze. Mokro. Jakoweś zaczątki mżaweczki ale w sumie udało się dojechać na sucho. Dwa dni niejeżdżenia wlały powera w napęd :-) Teraz żeby jeszcze tylko udało się na sucho wrócić...
Powrót w sporej części wertepkowy. Do Dąbrowy Górniczej, obok mola na P3, Zieloną, Preczów, Łagiszę do Sarnowa. Chwila wjazdu do weterynarza ale będzie wjazd trzeba powtórzyć bo sporo ludzi i nie czekałem na załatwienie sprawy. Dalej przez las pod Urząd Gminy w Psarach i wertepkami do Strzyżowic i prosto do domu.
Chmura wisiała tak jakoś złowieszczo ale udało się wrócić na sucho. Jednak prognoza się sprawdziła.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na starcie jakoś tak mokro za oknem ale nie padało. +15C. Wyjechałem tak spóźniony, że nawet nie próbowałem nadrobić po drodze. Łącznie obsuwa 10 min.
Gdyby dało się chodzić bez używania stóp... Jak stanę "na dwa nogi" to wiem, że wczoraj trochę pochodziłem. Ale jeździ się bez problemu.
Owa poranna mokrość sięgała tylko do Będzina. Już na Środuli i dalej na Zagórzu sucho. Musi, ten deszcz co to go Olo wczoraj zapowiadał w końcu się zdecydował i spadł.
Powrót bez udziwnień prosto do domu przez centrum Dąbrowy, obok mola na P3, Zieloną, Preczów i Sarnów. Fajnie ciepło, wiaterek. Jechało się bardzo przyjemnie.
Dopiero jak mi przyszło zsiąść z rowerka to się schody zaczęły. Tak jak myślałem, teraz mi chodzenie po górach bokiem wychodzi :-) Ale i tak nie żałuję wczorajszego wyjazdu.
Kategoria Praca
Alkoturystyka
-
DST
19.00km
-
Czas
01:00
-
VAVG
19.00km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień... bogaty.
Zaczęło się od tego, że Kosma100 ogłosiła na BS, że wybiera się rowerowo w czwartek w góry (pociągiem do Wisły-Głębce, rowerkiem na Kubalonkę i szlakiem do Goleszowa, pociągiem powrót). Po drodze plany zmutowały i zrobiła się z tego wycieczka piesza.
Zgłosiłem chęć udziału, dostałem namiary (o niektóre namolnie się dopytywałem :-] ), i dziś odbyła się realizacja.
Najpierw rano rowerkiem do qmpla, do Będzina. Tam zakwaterowawszy mu rowerek i chwilę pogadawszy udałem się na dworzec kolejowy Będzin Miasto i nabyłem bilet na wskazany pociąg. W onym pociągu, który to był się zjawił bez czasowej obsuwy, spotkałem Prowodyrkę dzisiejszego dnia :-)
Dwie stacje dalej do składu dołączyli jeszcze t0mas82 (w onej sławetnej ortezie, co to ją na BS już trochę widać było) oraz olo81. Skład w komplecie.
Droga do Wisły upłynęła szybko i wesoło ale detali nie przytoczę bo ponieważ:
- jak to piszę to jest 23:25;
- wesołych momentów było tak wiele, że niemożliwym było je spamiętać;
- wesołość wynikała z kontekstu więc urwane zdania (których i tak nie pamiętam) nic by nie powiedziały o klimacie podróży.
Dalej zresztą też było wesoło.
Od razu wbiliśmy na niebieski szlak i od samego początku zaczęliśmy robić dublowanie grupek, które przybyły tym samym pociągiem i wyruszyły wcześniej. Odpadli wszyscy, łącznie z "kijankami". Żywię podejrzenie, iż odpadli nawet tacy, co przyjechali pociągiem wcześniej. Niestety twardych dowodów na to brak.
Szło się rewelacyjnie (po drodze chytrze zmieniamy szlak na czerwony) aż do pierwszego schroniska, w którym to turystyka przerodziła się w alkoturystykę. Sprzyjające okoliczności natury sprawiły, że odbyła się konsumpcja w dwóch kolejkach. Połączona z futrunkiem i kolejnymi żartami. I tak jakoś ponad godzinka poleciała.
Ruszamy dalej czerwonym szlakiem i po czasie niespecjalnie długim natykamy się na zdradziecko ulokowane kolejne schronisko. Ponieważ okoliczności przyrody są nadal zadziwiająco sprzyjające, aplikujemy sobie powtórkę z konsumpcji. Tu jakoś odnosimy jeszcze większe straty na czasie i okazuje się, że jeden pociąg już jest nie do osiągnięcia.
Czas ruszać. Schodzimy początkowo niebieskim szlakiem w stronę Jawornika generalnie ale po drodze jakoś tak wychodzi, że robimy sobie skrót stokiem narciarskim i zamiast zejść do Jawornika niebieskim szlakiem schodzimy drogą po przeciwnej stronie potoku. Tam już prosto asfaltem deptamy do centrum Wisły na dworzec.
Powrót w pociągu to misz-masz drzemek i dalszych pogaduch. Docieramy do Katowic, gdzie czeka nas przesiadka więc pogaduchy ciągle w toku.
Przyjeżdża pociąg, wsiadamy i powoli grupa się rozpada. Olo wysiada w Sosnowcu. Ja w Będzinie. Jak dalej skład się podzielił to nie wiem :-)
Dzień spędzony bardzo fajnie. I nie zepsuły go blazy od chodzenia, którego na taką skalę nie uprawiałem już kilka ładnych lat. Ale i tak było warto. Kondycja zdobyta na rowerku znakomicie się sprawdzała w górach.
Pomiar prędkości pociągu. GPS stwierdził, że max tu gdzieś było 92km/h.
Dzisiejsze dojazdy na i z dworca.
Piesza część dzisiejszego dnia.
Dzięki, Monika, za zaproszenie do wypadu a wszystkim: Monice, Grzegorzowi i Tomkowi za wspaniale spędzony dzień.
I zdjęcia:
Dojeżdżamy do celu. Przygotowania przedstartowe.
Gdzieś na szlaku. Aparaty dobywane były ze zręcznością zawstydzającą rewolwerowców.
Oprzeć się nie dało temu odruchowi no bo jak można na taki widok...
Wyskoczyliśmy też na chwilę za granicę.
Kosma przygotowuje włochatego robala do sesji makro.
Hasło jak najbardziej korespondujące z alkoturystyką. W tym miejscu utknęliśmy na dość długo.
A potem trzeba było sobie już skracać żeby zdążyć na jakikolwiek pociąg do domu.
Udało się nawet na chwilę przysiąść...
... nim ten pociąg zabrał nas do Katowic.
A potem jeszcze po drodze do domu temu jeżu pomogłem się wspiąć na krawężnik :-]
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne