limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Po Sosnowcu

  • DST 57.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:23
  • VAVG 16.85km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 września 2016 | dodano: 04.09.2016
Uczestnicy

Dziś dzień jeżdżenia klubowego w ramach cyklu Poznaj Swoje Miasto prowadzonego przez naszego klubowego kolegę, przewodnika Grzegorza Onyszko. Ruszam na spotkanie pod fontanną przy siedzibie PTTK w Sosnowcu o 9:10. Kręcę bez ociągania ale też i bez ciśnienia przez Wojkowice, Czeladź i Milowcie. Jestem na miejscu z rezerwą kilku minut. Zastaję całkiem spore zgromadzenie. Witam się ze znajomymi. Przedstartowe foto i ruszamy. Okazało się, że trasa w ostatnim momencie została nieco zmodyfikowana i niedawny objazd pokrywa się tylko co do miejsc ale nie co do kolejności. Na szczęście klubowiczów jest kilku i nie ma problemu z obstawianiem trasy. Mogę spokojnie pełnić obowiązki zamykającego i fotografa. Dość liczna grupa przybyłych przemieszcza się pod naszym kierownictwem dość sprawnie pomiędzy poszczególnymi punktami miasta. Są po drodze Biały i Czerwony Dom, Magazyn Solny na Niwce, Cmentarz Żydowski i kilka innych miejsc. Grzesiek zdradza nam różne ciekawostki związane z historią odwiedzanych okolic. Ostatecznie kończymy nasz wspólny przejazd na Trójkącie Trzech Cesarzy, gdzie czeka na nas Swietłana z zapasami na grill-a. W międzyczasie jeszcze pojawiają się nieoczekiwani goście w postaci grupy spływającej Białą Przemszą z Jaworzna na pontonach. Dostają zaproszenie na kiełbaskę z ogniska i opowiadają jak im droga do TTC dosłownie upłynęła. Jest kilka filmików z komórki i zdjęć. Dzień w sumie bardzo fajnie spędzony. Uczestnicy powoli rozjeżdżają się w swoje strony i zostaje nas tylko kilka osób z Cyklozy. Gdzieś około 16:00 żegnamy się i ruszamy w drogę powrotną. Prezes odbija na rondzie obok kościoła na Niwce w stronę Mysłowic i dalej do Katowic. Ja za naszym przewodnikiem Grześkiem jadę na Zagórze gdzie się żegnamy i dalej sam przez Dąbrowę Górniczą na Zieloną i dalej czarnym szlakiem do Łagiszy. Potem już asfaltem przez Sarnów do mojej wioski. W Psarach na stadionie chyba dożynki bo pełno samochodów na ulicy i stadion pełen ludzi. Jednak nie zatrzymuję się i jadę aż do wsiowego Lewiatana. Tam szybkie zakupy zapasu izotoników i zjazd do domu. Przyjemnie dziś niedziela upłynęła. Pogoda dopisała. Ładne słoneczko, przyjemny wiaterek. Tylko na powrocie nieco kropelek niegroźnych między Zieloną a Łagiszą. Była okazja spotkać się ze znajomymi, których jakiś czas nie widziałem.

Link do pełnej galerii





Biały Dom.


Magazyn solny. Drugi z najstarszych budynku w Sosnowcu przerobiony na mieszkania. Aż trudno uwierzyć.


Cmentarz żydowski na Niwce.


Finiszowe grillowanie na TTC.


Kategoria Jednodniowe

DPD

  • DST 38.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 20.18km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 września 2016 | dodano: 02.09.2016

Dziś udaje mi się wygrzebać znacznie wcześniej niż wczoraj bo aż o 1/160. Na niebie całkiem niemało niegroźnych chmur, które jednak zasłaniają wschodzące słoneczko. Dla odmiany jest sporo cieplej niż wczoraj. Jadę "na krótko". Niestety zyskany czas wcina wizyta w pobliskiej piekarni, do której zmusiły mnie błędy logistyczne. Aby nie paść z głodu w pracy musiałem przed nią podjechać na małe zakupy. Ostatecznie jednak i tak mam nieco do przodu z czasem. Kręci się bardzo dobrze. Na drogach widać większy ruch. Przynajmniej na "913". Potem aż do D. G. spokojniej. Dziś dojazd bez incydentów. Całkiem przyjemny dojazd. Jeden postój na foto w Gródkowie. Powoli rośnie hala przy "86" naprzeciw restauracji "Pod Lwem". Pewnie do zimy postawią całość bo tempo mają imponujące. Na mecie jestem z zapasem 180 sekund.

Dziś kółka do full-a nie będzie więc wracam do domu z zagięciem innym niż planowałem. Na początek bez kombinowania do Będzina przez Mec i Środulę. Potem do Grodźca i przez Wojkowice robię zagięcie do Strzyżowic. Wszystko niespecjalnie spiesznie, zgodnie z rytmem terenu. Przyjemne i spokojne powrotne kręcenie.



DPOD

  • DST 63.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 03:25
  • VAVG 18.44km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 1 września 2016 | dodano: 01.09.2016

Dziś znów problem z wygrzebaniem się o czasie. Ruszam o 1/1440 później niż wczoraj więc gdzie tylko się da to podganiam. Mozolnie udaje mi się ostatecznie wbić w ramy czasowe przelotu ale następuje to dopiero na wysokości DorJan-a czyli bardzo daleko od startu. Warunki podobne jak wczoraj. Dalej rześko, na tyle, że znów jadę w bluzie i pełnych rękawiczkach i wcale nie jest mi za ciepło. Nogi nawet trochę wychłodzone. Niebo czyściutkie, bez jednej chmurki. Wschodzące słoneczko robiło ładny spektakl zwłaszcza tam, gdzie było trochę drzew i mgieł. Niestety presja czasu powstrzymała mnie od focenia a szkoda, bo ze 2-3 fajne zdjęcia by były. Między innymi i dlatego muszę popracować nieco nad czasem rozruchu. Przejazd dość spokojny i całkiem przyjemny. Ostatecznie na mecie ląduję z zapasem 60 sekund.

Zanim wyszedłem z pracy zadzwonił Prezes, że trzeba by z Grześkiem objechać trasę niedzielnej wycieczki z cyklu Poznaj Swoje Miasto. Prezesa ma nie być bo będzie w pracy i ktoś by musiał być świadom tego, jak pojedziemy. Podzwoniłem trochę po chłopakach z klubu ale jedynym czasowym okazał się być Maciek, który jednak w niedzielę nie będzie mógł wziąć udziału. Tak więc chcąc, nie chcąc, objazd trzeba było uczynić. Umówiłem się z Grześkiem pod fontanną przed PTTK. Jak zajechałem już czekał. Chwilę po mnie zjawił się Maciek i ruszyliśmy na objazd. Znów się okazało, że do znanych miejsc podjechałem z zupełnie nieznanych kierunków. Były też miejsca zupełnie nieznane. Ogólnie może niezbyt daleko ale za to odkrywczo. W niedzielę na dodatek będą jeszcze opowieści Grześka więc zapowiada się ciekawie. Wyszło z Garmina jakieś 16km samej wycieczki. Grzesiek wraca do siebie więc przyszło nam się pożegnać na Niwce. Za przewodnictwem Maćka jadę w stronę Milowic. Żegnamy się przy światłach koło dawnego Geant-a. Solo kręcę do Czeladzi i dalej przez Wojkowice do domu. Wyszło całkiem fajnie, nieplanowane jeżdżenie. Pogoda bardzo przyjemna. W trakcie jazdy w sam raz. Słoneczko, minimalne podmuchy.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 38.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 20.92km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 31 sierpnia 2016 | dodano: 31.08.2016

Wczoraj bawiłem się w wymianę urwanej szprychy. Przy tej okazji urwała się druga. Coś z tym kółkiem mam mocno nie tak. Udało mi się w końcu doprowadzić je do jakiego takiego stanu i na dziś mogłem wystartować Rzeźnikiem. Trochę mi się obsunęło przy rozruchu i ostatecznie ruszam o 47/180. Kręcę dość intensywnie żeby nadrobić nieco opóźnienie i przy okazji rozgrzać się. Poranek zimny. Może z +10. Para leci z ust. Poza tym dość dobre warunki. Słoneczko, szczątkowe chmurki, bez wiatru. W Łagiszy przyhamowuję przed skrzyżowaniem przy Biedronce i słyszę jak coś szczęknęło. Od razu podejrzewam, że padła kolejna szprycha. Za skrzyżowaniem zjeżdżam na chodnik i robię przegląd. Niestety jest. Po stronie napędu :-/ Nie mam czasu rozczulać się nad problemem bo czas goni. Kręcę dalej choć już z nieco mniejszą werwą. Punkty kontrolne pozaliczane po czasie ale im bliżej mety tym jestem bardziej pewien, że będę na czas. Ostatecznie ląduję z zapasem 60 sekund. Spokojny dojazd do pracy. Byłyby przyjemny, gdyby nie usterka. Jadę dziś do serwisu i jak tylko będzie, to biorę nowe kółko a to każę sobie zapleść całkiem od nowa na jakichś wzmocnionych szprychach i będzie na rezerwie.

W ciągu dnia zadzwoniłem do serwisu i okazało się, że pod ręką nowych kółek 27,5' nie ma. Mają przyjechać pod koniec tygodnia. W związku z tym modyfikuję plan powrotny i by nie czuć bijącego koła wracam ile się da terenem. Spod pracy przez lasek zagórski do Dąbrowy Górniczej. Tam asfaltami pod molo na Pogorii 3. Tu widzę słup czarnego dymu gdzieś w okolicach na wschód od Wojkowic Kościelnych. Zastanawia mnie co to ale nie zbaczam w tamtym kierunku. Jadę na Zieloną i dalej na czarny szlak do Łagiszy a potem jego przedłużeniem pod przejazd na "86". Słup dymu dalej bije w niebo i rozwiewa go nieco na zachód. Focę i znów modyfikuję kierunek ciągnąc czarnym szlakiem w stronę Psar. Na asfalcie skręcam do Sarnowa i przed samymi światłami w wąską uliczkę równoległą do "86" by wyjechać na wzniesienie, które powinno dać lepszy widok. Z tego miejsca jednak nie widać co się pali. Robię serię foto na zoom-ie optycznym i cyfrowym ale dale nie za dużo widać. Jadę do domu. Przez lasek psarski wybijam się na teren do Strzyżowic i asfaltem zjazd do domu. Na gładkim czuć jak dupą zarzuca. Jutro Strzałą do pracy a full wejdzie do użycia jak dostanę nowe kółko. Na powrocie przyjemna pogoda, słoneczko, wiaterek ale w cieniu już nie czuć ciepła. W domu sprawdzam czy są jakieś newsy na temat tego dymu. Okazuje się, że to płonie fabryka wyrobów plastikowych (doniczek itp.) gdzieś w okolicach Trzebiesławic.


Kategoria Praca, Szprycha

DPOD

  • DST 45.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 21.43km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 30 sierpnia 2016 | dodano: 30.08.2016

Dziś nie udało się wyruszyć na tyle wcześnie by zrobić objazdy. Startuję o (pierwsza liczba pierwsza * druga liczba pierwsza):(szósta liczba pierwsza). Na niebie dziurawy dywan chmur, przez który prześwituje słońce. Raczej bezwietrznie. Temperatura całkiem przyjemna do jazdy. Kręcę standardem przez Łagiszę, Zieloną i Dąbrowę Górniczą. Krótsze podjazdy robię "na stojąco". Jakoś tak Srebrna Strzała skłania mnie do jazdy siłowej. Niezbyt to dobre dla kolan ale trudno się powstrzymać czasem :-) Jednym takim zrywem udaje mi się przeskoczyć ostatnie światła na trasie bez stania. Przyjemny i prawie spokojny dojazd do pracy. Na miejscu z zapasem kilku minut.

Tak przyjemnie się zrobiło po południu, że nie mogłem sobie odmówić lekkiego zagięcia powrotnego. Kręcę spod Firmy w stronę Kazimierza i dalej do Gołonoga. Spod zajezdni w Dąbrowie Górniczej kieruję się na Ząbkowice by za drugimi torami wbić w teren i dociągnąć nim do Piekła. Potem asfalt dookoła Pogorii 4 w drodze do Preczowa i dalej do Sarnowa. W mojej wiosce zaginam jeszcze do sklepu z narzędziami i potem już prosto do domu. Jechało się bardzo przyjemnie. Gdzie się dało to pokręciłem intensywniej, gdzie wiatr nie pomagał to na młynkach.


Kategoria Praca

DPDZD

  • DST 40.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 20.17km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 sierpnia 2016 | dodano: 29.08.2016

Wczoraj przerwa w jeżdżeniu. Jednak trochę sobie zadek po lewej stronie potłukłem fikając przed dworcem bo rano trochę sztywne mięśnie w tamtej okolicy miałem. Zresztą dziś też jeszcze czuję. Na szczęście w jeździe to nie przeszkadza. Udaje mi się dziś pozbierać wyjątkowo sprawnie więc z tej okazji robię sobie nieco dłuższy dojazd. Startuję 6 minut po oficjalnym wschodzie słońca. Kręcę przez Sarnów i Preczów na Pogorię 4. Stamtąd przez tory na bieżnię przy Pogorii 3 i dalej przez Reden na ul. Starocmentarną, którą dociągam do standardowej trasy czyli Braci Mieroszewskich i Szymanowskiego. Różnica tylko taka, że dziś jadę chodnikiem zamiast ścieżką. Na miejsce zataczam się z zapasem 7 min. Przejazd bardzo spokojny i przyjemny. Dodatkowo ładne kolorki wydobywane przez wstające słońce cieszą oko większość drogi. Temperatura w sam raz do kręcenia.

Po pracy trochę korciło mnie by pozaginać ale jakoś tak niewyraźnie zrobiło się z pogodą. ICM też coś o burzach wspominał i ostatecznie odpuściłem. Poza tym miałem w programie dwie pozycje obowiązkowe. Pierwsza to wizyta w serwisie po szprychy do full-a. Tak więc kręcę bez gięcia przez Mec i Środulę do Będzina. Tu szybko załatwiam sprawę. Potem kręcę przez Grodziec i Gródków do domu. Zostawiam plecak, zapinam sakwy i kręcę zwykłym objazdem do wsiowego Lewiatana rozprawić się z punktem drugim. Z balastem zjazd do domu. Niebo wyraźnie się zaciągnęło i jest tak trochę w stronę burzy. Choć podejrzewam, że raczej przejdzie bokiem.


Kategoria Praca

Katastrofy Wszelakie

  • DST 142.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:35
  • VAVG 21.57km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 sierpnia 2016 | dodano: 28.08.2016
Uczestnicy

Plan na dziś był taki, że robimy 50-60km po górach. Rypnął się z hukiem i błyskiem. Aby mieć więcej czasu i sił na kręcenie plan zakładał, że jedziemy w góry pociągiem. Jakkolwiek nie lubię tego sposobu dostarczania się z rowerkiem na górskie wyrypy to tym razem trzeba było iść na kompromis: pospać trochę i odbyć część drogi żelaznym koniem ale mieć siły na jeżdżenie lub też niedospać i natyrać się na dojeździe i powrocie. Złamałem się. Jeśli mnie pamięć nie myli, to z rowerkiem w pociągu ostatni raz jechałem na start szlaku Odry. Skończyło się tak, że nie dojechaliśmy pociągiem bo ktoś zginął na torach i cały ruch był odwołany. Nim wsiadłem do pociągu to się zastanawialiśmy, czy coś może pójść źle. Przed opisem katastrofy głównej zacznę od mniejszej, personalnej. Ruszam z domu o dzikiej porze - 4:19. Ciemno, temperatura nawet niezła, bezwietrznie. Kręci mi się całkiem nieźle bo drogi puste a część świateł wyłączona. Pod dworzec dojeżdżam po około 44 min. jazdy. Widzę już Maćka i pcham się do drzwi by szybko się przywitać. I tu gleba. Nie zauważyłem, że przed wejściem jest stopień. Na szczęście obyło się bez strat. Było raczej śmiesznie jak groźnie. Witam się z Maćkiem. Wkrótce potem nadciągają jeszcze Filip, Marcin i razem Paweł z Michałem. Skład jest pełny zgodnie z deklaracjami. Chwilę stoimy jeszcze na dworcu by przenieść się potem na peron. Pociąg stoi. Ładujemy się do przedziału, gdzie są wieszaki na rowery. Za mało. Są tylko trzy a nas jest sześciu. Wieszamy 3 rowerku, a resztę ustawiamy jak się da by nie zatarasować przejścia. Rozsiadamy się i punktualnie pociąg rusza. Gdzieś za Tychami wydarza się główna katastrofa dnia, która rozpirzyła nam plan dokumentnie. Na tor upada drzewo. Maszynista hamuje awaryjnie ale dystans dzielący przeszkodę od składu jest dość mały i pociąg uderza w konar. Hurgot miażdżonego drzewa, fruwające liście, błysk zwarcia gdzieś z trakcji a potem pociąg staje. Nikt nie wie co się stało ale kierownik pociągu szybko wyjaśnia sprawę. Idziemy zrobić zdjęcie rozwalonej szyby. Nie ma szans by pociąg pojechał. Procedury uruchomione. Komisja w drodze. Siedzimy i czekamy. Robi się 7:00. Potem 8:00. Przed dziewiątą wiemy już, że ściągną cały skład do Tychów i tam albo kontynuujemy podróż koleją po opóźnieniach albo rezygnujemy. "Spalinówka" ściąga nas powoli. Słychać, że niektóre koła pracują jakby były kwadratowe. Odbieramy zwrot kasy za nieodbytą podróż i raczymy się drożdżówkami. W góry już nie ma sensu jechać bo na samo jeżdżenie zostałyby ledwo 4 godziny dnia. Maciek rzuca pomysł Pszczyny lasami. Nie napotyka oporu. Wbijam Garminowi opcję nawigowania MTB i paluchem wskazuję gdzieś w środku lasu. "Jedź". Kreska się rysuje. Ruszamy. Zaginając po lasach dotaczamy się do Paprocan. Zasiadamy na izotonika z tanka. Potem znów Garmin dostaje wskazówkę paluchem i znów jedziemy za kreską. Tak kręcąc po leśnych duktach docieramy do Pszczyny. Tu zasiadamy w sprawdzonej mecie na obiadek i kolejnego izotonika. Potem przenosimy się na rynek, na lody. Zatankowani po korek ponownie ruszamy prowadzeni kreską Garmina po lasach. Jedziemy na Wyry. Kawałek za bunkrem kolejne mini katastrofa. Marcin łapie kapcia. My się rozkładamy (drugi już dziś raz), do wygodnego zalegania w cieniu na trawce a on walczy z defektem. Drzemka jest krótka i toczymy się dalej. Przez Mikołów przelatujemy bez zatrzymywania kierując się do Katowic i dalej nad staw Janina. Tu zasiadamy ponownie do iztotonika lanego. Słońce jest już blisko zajścia kiedy się żegnamy. Paweł i Michał mają najbliżej do domu i tu ich żegnamy. We czterech jedziemy na Trzy Stawy. Tu odbija Filip. Ja szarpię się z urwaną szprychą w tylnym kole (moja druga dziś minikatastrofa). Komary nas mocno poganiają i wkrótce znów kręcimy. Tym razem lasami w stronę Szybu Wilson i potem pod kwadrat Maćka. Tu żegnamy Marcina, który odbija na centrum i Kazimierz. Mnie Maciek odprowadza kawałek w stronę ul. Grota-Roweckiego gdzie się żegnamy. Solo kręcę bez kombinowania, głównymi drogami, przez Pogoń do Będzina i dalej na "913" i do domu. W sumie dzień całkiem udany choć plany poległy całkowicie. Pogoda dopisała. Wszyscy żyją. Pojeździć się udało całkiem sporo. Góry zrobimy innym razem.




Link do pełnej galerii










Obrazy katastrof wszelakich.


Kategoria Jednodniowe, Szprycha

DPDZ

  • DST 38.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 21.71km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 sierpnia 2016 | dodano: 26.08.2016

Od samego rana piękny dzień. Jako, że wczoraj udało mi się wykręcić niezły czas dojazdu i miałem spory zapas na mecie to dziś ruszając tylko o 1/368 później niż wczoraj pokusiłem się o lekki objazd i nieco terenu. Kręcę w stronę Strzyżowic i wbijam w polną drogę w stronę Malinowic. Urzekły mnie widoki generowane przez otoczenie i wschodzące słońce. Kilka razy zatrzymałem się na uczynienie foto ale niestety nie udało mi się uchwycić moją pstrykawką tego, co widziało oko. Na asfalt wracam w okolicach Urzędu Gminy w Psarach i kręcę przez Sarnów do Preczowa. Stamtąd kieruję się na Zieloną, gdzie również zatrzymuję się na foto. Ładne kolorki słoneczko wywołało padając na ocienione drzewa. Znów jednak aparat tego nie uchwycił tak jak widziałem na żywo. Reszta drogi już bez zatrzymywania bo zaczynał mi się kończyć czas. Trochę spowolnił mnie szlaban na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej i potem 2x światła oraz rozgrzebana ścieżka za stadionem. Mimo tych przeszkód udaje mi się dociągnąć na miejsce z zapasem 2 min.

Popołudnie ciepłe, słoneczne i z lekkim wiaterkiem. Wracam stosując max terenu. Na początek przez lasek zagórski do Dąbrowy Górniczej. Potem przez Reden pod molo na Pogorii 3 i dalej na Zieloną. Po przekroczeniu Czarnej Przemszy jadę na czarny szlak do Łagiszy i jego przedłużeniem pod przejazd pod "86". Potem terenem w stronę Psar i remontowanej ul. Łącznej. Tam jeszcze niewykończoną Boczną dociągam pod DINO i wbijam na "913". Finisz asfaltem do domu. Nieco czyszczę i smaruję Rzeźnika na jutro. Potem wyciągam Srebrną Strzałę i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu. Korciło pozaginać ale jutro muszę wstać o nieludzkiej porze na pociąg z Katowic więc sobie darowałem.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 34.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 23.18km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 25 sierpnia 2016 | dodano: 25.08.2016

Dziś startuję o x:y (2x-4y=-20; 3x+6y=66). Ziemia pozbawiona w nocy kołderki chmurek oddała sporo ciepła w kosmos i to jest rano odczuwalne. Na wstawaniu ciemno. Na starcie wschód słońca. Kręci mi się bardzo dobrze i dynamicznie. Sama radość z jazdy. Na drogach dość pusto. Za to sporo rowerzystów w Dąbrowie Górniczej i Sosnowcu. Zatrzymuję się na foto hotelu bo widzę, że logo Holiday Inn odsłonięte. Zniknęła też "tojka" i przyczepa kempingowa. Czyżby już otwarte? Wczoraj jeszcze nie było. Na razie nie widać jakiegoś większego ruchu. Światła dziś mało współpracowały. Mimo tego na miejscu jestem z zapasem 12 min. i niezłym czasem przelotu.

Droga do domu zleciała nawet nie wiem kiedy. Co prawda nie giąłem jakoś specjalnie na dystans ale wydawało mi się, że będzie więcej niż wyszło w sumie. Może jutro sobie odbiję. Dziś przez Mec, Środulę, Zamkowe, Grodziec i Wojkowice przetoczyłem się szybciutko i sprawnie zażywając nieco bocznych ścieżynek i skrótów. Przy okazji odkryłem miejsce, gdzie chyba będzie nowa droga. Poza tym przyjemny i spokojny powrót.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 21.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 sierpnia 2016 | dodano: 24.08.2016

Grzebanie przedstartowe dziś szło tak sobie i znów nie udaje się ruszyć wcześniej. Tym razem zaczynam o F moon abeceda.png:Moon Letter A.svgMoon Letter B.svg. Jest nawet dość przyjemnie. Minimalny podmuch, temperatura w sam raz na występ "na krótko". Jedynie brakuje trochę słoneczka skrytego za dywanem chmur. Sucho. Kręcę raczej z uczuciem. Krótkie podjazdy na stojąco. Dzięki temu udaje się skrócić nieco czas przejazdu choć na mecie mam tylko 2 min. zapasu. Przejazd spokojny i przyjemny. Dziś mniej rowerzystów po drodze.

Po pracy bez gięcia kręcę niespiesznie przez Mec i Środulę do Będzina. Pod Media Expert robię mały stop zakupowy i potem dalej przez Łagiszę i Sarnów staczam się do domu. Miał być jeszcze po drodze sosnowiecki Decathlon ale przez sieć dało się sprawdzić, że to co mnie interesuje w tym sklepie akurat jest niedostępne. Może innym razem. Po południu ładny i ciepły dzień z lekkim wiaterkiem i niegroźnymi chmurkami. Przyjemnie. Jakieś ludowe przysłowie mówi, że jesień będzie taka, jak dzisiejszy dzień czyli zapowiada się super.


Kategoria Praca