limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Po Sosnowcu

  • DST 56.00km
  • Czas 04:02
  • VAVG 13.88km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 listopada 2016 | dodano: 26.11.2016
Uczestnicy

Dziś ostatnia wycieczka z cyklu Poznaj Swoje Miasto prowadzona przez naszego klubowego kolegę, Grzegorza Onyszko.

Wstaję rano i za oknem widzę tą samą paskudną mgłę co wczoraj wieczorem. Niechęć do wyjścia na zewnątrz jest potężna ale mimo wszystko się zbieram i wyjeżdżam tylko odrobinę później niż planowałem. Pierwsze 3km to nieustanne przecieranie okularów. W Wojkowicach opar wisi trochę wyżej i jazda nie jest już tak uciążliwa. Przez Czeladź i Milowice dotaczam się na miejsce zbiórki nie zaliczając tym razem spóźnienia.

Zaskakuje mnie bardzo liczne zgromadzenie przy fontannie. Spodziewałem się, że przy takiej pogodzie mało komu będzie chciało się ruszyć i objazd zrobimy w kameralnym gronie. Tymczasem na miejscu jest chyba ze 20 osób i po mnie przyjeżdżają jeszcze następne. Pogaduchy trwają prawie do 10:20 kiedy to zaczyna swoje dowodzenie Grzesiek. Chwilę potem robimy serię pamiątkowych zdjęć z niezłą kolekcją flag i w końcu ruszamy.

Tempo nie jest jakieś drastycznie duże ale chyba nikomu to nie przeszkadza. Jest okazja porozmawiać w przerwach między opowiadaniami naszego przewodnika. Zatrzymujemy się w miejscach, przez które nie jeden raz przejeżdżałem i jakoś nigdy nie wydawały mi się specjalnie interesujące. Tymczasem okazuje się, że były to np. punkty graniczne z czasów zaborów. Obecnie nie ma już po nich śladu albo trzeba bardzo dobrze wiedzieć na co patrzeć lub gdzie szukać, by je odnaleźć.

Sporo czasu spędzamy na wielowyznaniowym cmentarzu w Starym Sosnowcu zwiedzając między innymi Mauzoleum Rodziny Dietlów. Nasz przewodnik opowiada o kilku znamienitych mieszkańcach Sosnowca, którzy zostali pochowani na tym cmentarzu a przyczynili się do powstania i rozbudowy miasta.

Jak się okazało już nie raz, z opowiadań Grzegorza, Sosnowiec w dużej mierze zawdzięcza rozwój również Żydom zamieszkującym te tereny. Ślady ich wpływów na miasto rozsiane są po wszystkich dzielnicach. Tym razem przekonujemy się o tym podjeżdżając pod szpital żydowski powstały 1912 roku, co upamiętnia tablica umieszczona na budynku.

Mieliśmy zwiedzać dziś cerkiew prawosławną przy dworcu PKP w centrum ale nie wyrobiliśmy się z czasem i niestety trzeba było zrezygnować z tego punktu programu. Wcześniej jednak podjeżdżamy od tylnej strony dworca, gdzie ustawiona jest zabytkowa lokomotywa oraz wycofany z użytku samolot MIG-21. Tu również trochę opowieści o historii Sosnowca (szturm kosynierów na dworzec w roku 1863 i inne).

Niestety zaczyna nas powoli wykańczać pogoda. Jest listopad, temperatura tylko kilka stopni powyżej zera i sporo wilgoci w powietrzu. Przy trybie zwiedzania, czyli częste postoje i krótkie odcinki do przejechania, zaczynamy w końcu marznąć. Dwa ostatnie punkty programu zaliczamy, można by powiedzieć, po łebkach. Najpierw przejeżdżamy pod bazylikę w centrum gdzie niektórzy zwiedzają ile się da, a da się nie za wiele bo ciągle jeszcze trwają prace renowacyjne po pożarze sprzed 2 lat. Potem jedziemy pod pomnik Jana Kiepury naprzeciw dworca PKP. Tutaj kończymy oficjalnie wycieczkę kilkoma zdjęciami.

Część uczestników żegna się i rozjeżdża. Całkiem spora grupka idzie razem z nami do pobliskiego baru na ciepły posiłek. Z klubu zostaje nas czterech: dwóch Marcinów, Grzesiek i jak. Zjadamy obiadek rozgrzewając się w ciepełku a potem ruszamy na niespieszne zagięcie mniej więcej w stronę domu.

Trochę bocznymi uliczkami, trochę terenowymi skrótami docieramy pod dom, w którym urodził się Jan Kiepura. Stamtąd dalej korzystając z bocznych dróg i terenowych skrótów przebijamy się w stronę Mydlic i dalej pod Makro. Tu się dzielimy. Prezes jedzie mnie odprowadzić kawałek w moją stronę a Grzesiek i drugi Marcin kręcą mniej więcej w stronę Zagórza.

My we dwóch jedziemy ponownie przez Mydlice ale inną trasą i bokami w stronę świateł na Koszelewie i dalej przez Ksawerę w stronę Czarnej Przemszy. Tu uskuteczniamy sprawdzenie przejezdności terenowego skrótu do Łagiszy. Jest przejezdny. Z Łagiszy już asfaltami jedziemy do Sarnowa. Na skrzyżowaniu, gdzie mnie droga wypada w stronę Psar, a Prezesowi w stronę Pogorii 4 chwilę zatrzymujemy się na moment uspokojenia oddechu rozmową a potem, nim wystygniemy, żegnamy się i każdy z nas rusza w swoją stronę.

Mam jeszcze króciutki podjazd do świateł, długą łagodną prostą opadającą lekko do zakrętów przed gimnazjum, gdzie krótki podjazd i znów lekko opadająca prosta do skrzyżowania z moją ulicą. W domu jestem nieco przed 17:00 nawet niewyziębiony.

W sumie wyszła fajna sobota rowerowa. Dystans nie powala na kolana ale nie to było akurat głównym celem dzisiejszego jeżdżenia. Za to udało się nieco pofocić, zobaczyć coś nowego starego w mieście i, najważniejsze, spotkać się z w większym gronie klubowiczów i innych rowerowych znajomych. W sumie cieszę się, że nie dałem się pokonać porannej niechęci do wybycia na dwór :-)


Link do pełnej galerii














Kategoria Jednodniowe


komentarze
limit
| 10:36 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj Cykl po Sosnowcu już zakończony. W planach było jeżdżenie po sąsiadach ale ostatnio słyszałem, że zmieniła się koncepcja na "Po Zagłębiu" więc i w przyszłym roku też coś będzie tylko w innej formule.
amiga
| 10:27 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj Czytam i czytam :) jest co. :)

Historia tych ziem, tzn Górnego Śląska i Zagłębia jest mocno związana z kilkoma rodami w tym rodzinami żydowskimi. Ja o Katowicach czasami dowiaduję się takich rzeczy że oj... Mieliśmy m.in. 2 synagogi, pierwszą małą rozebrano po wybudowaniu dużej w 1901 roku, wiem gdzie była ;) a Dużą załatwili Niemcy po zajęciu miasta. Niemniej zostały inne budynki... m.in. przychodnia na Mikołowskiej to pierwotnie żydowski dom modlitewny. A potem powiedz jakiemuś debilowi że np Jan Brzechwa, czy Julian Tuwim był żydem... oj... Ale... niektórym się wydaje że Jezus był Polakiem. A że był nieco bardziej śniady, miał brodę i tak naprawdę bardziej przypominał Taliba to inna sprawa. Wracając jedna do wycieczki... to takie smaczki... gdzie ktoś opisuje miejsca które wyglądają w tej chwili nijako. Okazuje się, że tutaj coś było, coś się wydarzyło, że postanie styczniowe to nie tylko "bajka" ale to także przewaliło się przez miejsce żyjemy.... Więcej takich... może w końcu znajdę czas i znowu was nawiedzę w Sosnowcu :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!