limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPN PTTK D

  • DST 42.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 14.91km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 listopada 2016 | dodano: 28.11.2016

Nie było tak tragicznie jak ICM wieszczył. Miało być poniżej zera, ze śniegiem, wiatr dość silny z północnego zachodu. Sprawdził się tylko wiatr. Biorąc poprawkę na zapowiedziane tragiczne warunki zbieram się wcześniej na koła i ruszam o 5:55, choć w planach miałem start 10 min. wcześniej. Jezdnie przed domem suche. Dalej były miejscami mokre ale nigdzie nie trafiłem na oblodzone. Widocznie wczorajsze opady zdążyło wysuszyć nim spadła temperatura. Odczuwalnie było coś około zera. Mimo niezłego stanu dróg jadę jednak delikatnie i asekuracyjnie. Zresztą za bardzo pocisnąć się nie da bo nogi mówią, że się zemszczą za takie usiłowania. Płuca też nie wykazują chęci do przechłodzenia. Tak więc toczę się spokojnie, niemal spacerowo. Prędkości nabieram jedynie na zjazdach. Ze względu na wcześniejszy start początkowe punkty kontrolne zaliczam w bardzo dobrym czasie. Jednak im bliżej mety tym czasy bardziej zbliżone do tych ze standardowego przejazdu w lepszych warunkach. Wniosek z tego taki, że jak się na jezdni zrobi bagienko albo ślisko to będę potrzebował więcej czasu w zapasie i nawet start o 5:45 może być zbyt późny. Ostatecznie jednak na mecie jestem z zapasem 5 min. Po drodze tylko jedno łykanie serca w Preczowie jak mi prawie przed nosem człowiek z posesji chciał wyjechać. Na szczęście się zreflektował w ostatniej chwili. Poza tym raczej spokojnie. Tylko jakby większy ruch na drogach. Rowerzystów spotkałem dziś 1 i 1/2.Z

Z pracy wychodzę dziś później bo po 16:00. Powód jest taki, że dziś spotkanie Cyklozy i to ważne, bo wyborcze więc trzeba się stawić. Przez dzień trochę podsypywało i miejscami widać tego efekty. Jezdnie są przeważnie mokre albo z cieniutką warstewką śniegowego błota. Gdzie się da jadę chodnikami ale są też odcinki, gdzie muszę jezdnią. Kręcę obok parku na Środuli i dalej w stronę Kombajnistów. Samochody jadą ślimaczym tempem, nawet rowerem ich wyprzedzam. Przy rondkach widzę czemu. Jedni mają problem z hamowaniem, inni z ruszeniem. Słychać jak piłują. Przejazd do centrum Sosnowca zajmuje mi około 40 min. Asekuracyjnie jechałem spacerowym tempem i udało się dotrzeć do celu bez ekscesów.

Spotkanie rozkręcało się powoli i dziś głównie formalności wyborcze nowego zarządu klubu. Niestety tym razem nie udało mi się wymigać i zostałem wkręcony do zarządu. Na szczęście tylko jak wypełniacz a nie funkcyjny więc może jakoś to przeżyję ;-p Prezesem dalej jest Prezes czyli tu po staremu. Waldek awansował ze Skarbnika na Zastępcę Prezesa, Strażnikiem Mamony został Krzysiek. Piątym członkiem zarządu został Andrzej. W sumie można było to załatwić w 5 min. ale formalności papierowe rzecz święta i zeżarły sporo czasu. Kończymy o 19:30. Nim się pozbierałem było 10 min. później.

Początkowo myślałem przebijać się chodnikami przez Sosnowiec i Będzin do Łagiszy i stamtąd dopiero asfaltami ale jak zobaczyłem, że kierunek na Milowice jest mokry to wyskoczyłem na asfalt i pociągnąłem w tamtą stronę. Aż pod Kamień było ok. W parku przy Kamieniu nieco chrzęściło pod kołami ale najgorzej było jak przecinałem osiedle - ślisko i z górki. Potem wracam na bardziej wyjeżdżony asfalt i aż do świateł na "94" jest ok. Potem znów zaczyna być ślisko. Na światłach przed szpitalem widzę, że z prawej wyjeżdża osobówka. Nie byłem pewien czy mnie widzi i czy się zatrzyma więc lekko ściągnąłem hamulce... i ktoś mi wyrwał asfalt spod kół. Glebka. Na szczęście niegroźna, bo przy małej prędkości i z lądowaniem na lewym pośladku i plecach, chronionych plecakiem. Rzucam "urwą jego macią" dla zasady. Zbieram się sprawnie ale muszę kawałek podejść do krawężnika bo z oblodzonej jezdni nie mam szans ruszyć. Muszę się od czegoś odepchnąć. Ten drobny incydent ostatecznie utwierdza mnie w przekonaniu, że jutro lepiej jechać zbiorkomem. Dopóki jezdnie nie wyschną dam sobie spokój z dojazdami do pracy. Może tylko coś po okolicy. Resztę drogi kręcę jeszcze wolniej, o ile to w ogóle możliwe.  Do domu dotaczam się już bez niespodzianek nawet niezmarznięty ale za to głodny. Chłód i młynkowanie wyżarły mi rezerwy. Zerkam jeszcze na prognozy ICM-u i pojawia się nadzieja w czwartek. Ma sypać a potem padać i temperatura idzie na plus. Jest więc promyk nadziei, że w piątek będzie dało się pojechać. A tymczasem 3 dni przerwy :-(


Kategoria Praca


komentarze
amiga
| 12:08 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj Ja już wczoraj odpuściłem prognozy pokazywały że wieczorem może być paskudnie... Wczoraj jakiś Armageddon był na DTŚcie, nie tylko tam,. gdy szedłem z dworca PKP sprawdzałem drogi którymi jeżdżę zwykle... nawet pieszo było nieciekawie... Dobrze, że gleba była w "bezpiecznym" miejscu i przy niewielkiej prędkości...
limit
| 10:39 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj Obawiam się, że się nie uda. Dziś wychodzę później z pracy bo wieczorem spotkanie w klubie. Wracać będę pewnie gdzieś około 19:00 i spodziewam się, że na drogach będzie już regularna rzeźnia. Teraz na razie prószy ale około 16:00 ma się nieźle rozkręcić więc ogólnie nieciekawie. Na razie jeszcze walczę.
amiga
| 10:29 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj Dzisiaj dałem sobie spokój z rowerem, o poranku poza zimnym wiatrem warunki znośne, to na powrocie szykują mi się zawieje i zamiecie... średnio mam ochotę na jazdę w tym czymś, mam nadzieję, ze uda ci się przed tym zdążyć do domu. Wczoraj przerzuciłem się na nielubiany rower stacjonarny
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!