limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

  • DST 37.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 24.13km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 15 września 2016 | dodano: 15.09.2016

Przedstartowe grzebanie przeciągnęło mi się straszliwie. Jeszcze po wczorajszym śmiganiu w terenie musiałem kapnąć coś na łańcuch i w efekcie ruszam solidnie obsunięty - 6:19. Na wyjściu czuję, że jest chłodniej niż wczoraj ale jeszcze da się jechać "na krótko". Kręcę intensywnie nastawiając się na to, że po drodze żadnego focenia, ekstra przerw itp. W Łagiszy trafiam na pierwszą strefę chłodniejszego powietrza. Potem jeszcze kilka takich miejsc spotkałem i nogi to poczuły. Dłonie zresztą też. Nie mam jednak czasu na przebieranki bo muszę dogonić harmonogram przejazdu. Na Zielonej jestem 6:37 czyli tak na krawędzi. Przebiwszy się przez światła na Alei Róż i Mortimerze jestem obok DorJan-a o 6:49. To już bezpieczne ramy czasowe i mogę sobie znów pozwolić na męczarnie jazdy "ścieżką". Ostatecznie ląduję na mecie z 3 minutami zapasu. Jechało się całkiem dobrze tylko mogłoby być nieco cieplej.

Po pracy wciąż lato :-) Miały też być objazdy terenowe ale telefon z domu, że jest robota i plany się zmieniają. Bez ociągania kręcę powrót przez Mec, Środulę, Stary Będzin, ścieżkę wzdłuż Małobądzkiej aż do nerki i potem przez Zamkowe na ścieżkę do Grodźca. Porzucam ją kawałek za wiaduktem nad "86" i skręcam w lewo, w teren dociągając nim aż do cmentarza w Czeladzi. Potem już asfaltem pod Orlen w Wojkowicach i wjazd na prostą do domu. Przyjemne wybujanie powrotne :-)


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 57.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:03
  • VAVG 18.69km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 września 2016 | dodano: 14.09.2016

Poranek bardzo przyjemny. Startuję o 6:08. Przed drzwiami miłe ciepełko. Dopiero po drodze trafiam na strefy z chłodniejszym powietrzem. Jest jeszcze przed wschodem słońca ale całkiem już widno bo na niebie tylko jakieś drobne, zanikające strzępy chmurek. Mając rezerwę czasu kręcę niespecjalnie intensywnie. Mimo tego na Zielonej mam bardzo dobry czas więc decyduję się jeszcze w Dąbrowie zahaczyć o ścianę płaczu. Po drodze kilka postojów na focenie wschodzącego słońca. Pierwszy na "dworcu kolejowym", drugi na Henryka Dąbrowskiego i trzeci na Legionów Polskich. Coś tam wyszło ale znów nie tak jak oko widziało. A widoczki coś w sobie miały choć to tylko w terenie miasta. Postojami nieco obsuwam się w czasie ale nie na tyle by zarobić spóźnienie. Obok DorJan-a jestem 6:48 więc nie muszę nadrabiać asfaltem i męczę się "ścieżką" rowerową. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut. Bardzo przyjemny i spokojny dojazd do pracy.

Po pracy bez ociągania kręcę przez Kombajnistów, Wawel i centrum Sosnowca na Milowice. Tam powtarzam eksplorację w upatrzonym kierunku i tym razem z sukcesem. Potem przez resztę Czeladzi jadę jak zamierzałem. W Wojkowicach eksploracje. Nowe ścieżki i skróty do wykorzystania w przyszłości. Potem badam przejazd do Rogoźnika. Tu mi trochę schodzi bo teren, na który wjechałem, pełen jest ścieżek zrobionych chyba przez quadowców i crossowców. Strome zjazdy, strome podjazdy. Tylko niektóre nadają się na rower i to tylko do zjazdu. Rowerem zupełnie nie do podjechania. Ale odkrywam też na własne potrzeby kolejne wertepkowe rozwiązanie. W końcu dopada mnie zmęczenie i wybywszy w Rogoźniku na asfalt już bez kombinowania kręcę do Strzyżowic i stamtąd prosto do domu. Bardzo udany powrót do domu. Ładnie się wybujałem na full-u :-) Jutro eksploracje trasy od Rogoźnika, o ile nic nie wyskoczy nagle.


Kategoria Praca

DPZDZD

  • DST 39.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 września 2016 | dodano: 13.09.2016

Dziś jadę Srebrnym bo po pracy mam w planach rundę zakupową. W związku z tym, że dziś w użyciu wolniejszy rowerek zaplanowałem wcześniejsze wyruszenie. Prawie się udało - 6:13. I nawet sprawnie szło kręcenie bo warunki wciąż rewelacyjne: bez wiatru, bez chmur, przyjemna temperatura. Nawet światła na "86" współpracowały wzorcowo. Niestety całą rezerwę czasu zeżarło podziwianie wschodu słońca w Łagiszy. Trochę pofociłem ale na monitorze już tak dobrze to nie wyglądało jak na miniaturze w aparacie. Za to oko miało miłe wrażenia. Potem nie pozostało nic innego jak naginać. Na Zielonej jestem 6:39. Późno. "Dworzec" w D. G. udaje się przejechać płynnie ale potem 2x stanie na światłach na Alei Róż i  1x na Mortimerze. Przy DorJan-ie jestem 6:52 więc rezygnuję ze ścieżki i ciągnę asfaltem dzięki czemu udaje się skręcić w Szymanowskiego o 6:55. Stąd 5 min. już w zupełności wystarczy. Zataczam się na metę równo o 7:00. W sumie przyjemny dojazd do pracy. Bez ekscesów.

Po pracy na początek kręcę przez centrum Zagórza do Decathlonu. Tu zaplanowane wcześniej zakupy. Z lekkim ale obszernym balastem kręcę do Będzina. Tu jeszcze jedne drobne zakupy i potem kieruję się na ścieżkę rowerową do Grodźca. Tamże wpadam na pomysł by wjechać na zbocze Dorotki i sfocić z wysoka postępy budowy centrum logistycznego Lidl-a (podobno) przy "86" w Gródkowie. Objeżdżam górkę dookoła ale bez wjazdu pod kościół i zjeżdżam do skrzyżowania, z którego mogę pociągnąć albo na Wojkowice albo na Gródków. Wybieram to drugie bo na dziś jeszcze nie koniec planów pozbywania się gotówki. Staczam się do Gródkowa i potem prosto "913" dociągam do domu. Tu chwila przerwy na karmienie domowego tygrysa i wlanie radlerka. Potem z sakwami robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z dość obciążonymi sakwami wracam prosto do domu kończąc na dzień dzisiejszy rowerowanie. Jutro powtórka eksploracji na odcinku z Milowic do Czeladzi i dzień dziecka w postaci jazdy Rzeźnikiem :-)


Link do pełnej galerii



Po południu zahaczam o galerię graffiti w przejściu podziemnym pod Aleją Kołłątaja w Będzinie.


A o poranku było m. in. tak.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 50.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 września 2016 | dodano: 12.09.2016

Plan był taki by wyjechać o 6:00 i kręcić spokojnie by jeszcze być z zapasem w pracy. Zależało mi na tym zapasie. I tyle z planów. Grzebanie przedstartowe znów się rozciągnęło i ostatecznie ruszam 6:12. Przykro spotkać się przy tej okazji ze świadomością, że ruszam już przed wschodem słońca :-( Jest raczej rześko ale przyjemnie. Bezchmurne niebo, minimalny podmuch, na polach ślady mgieł. Kręcę od początku dość intensywnie żeby nieco podgonić. Udaje się dogonić harmonogram przejazdu na Zielonej. Potem już tylko praca nad poprawieniem wyniku, której nie wspomagają niestety światła. Ostatecznie jestem na miejscu z zapasem 10 min. przy nienajgorszym czasie dojazdu. Choć dałoby się jeszcze to poprawić.

Po pracy, jak już od kilku dni, po południu pełnia lata. Dziś mam plan taki by na powrocie poczynić nieco eksploracji i inwentaryzacji gdyby miało dojść do kolejnego wałęsania się po terenie grupą. Mam niejaki zarys pętelki w głowie ale kilka miejsc muszę sprawdzić lub zbadać by mieć pewność, że przebijemy się bez problemów w większej masie. Na początek kręcę przez Kukułek i Wawel w stronę centrum a potem dalej do Milowic. Tu pierwszy większy kawałek eksploracyjno-inwentaryzacyjny w stronę Czeladzi. Powodzenie połowiczne. Nie znajduję ścieżki, która jest na mapce GPS-a, za to odkrywam dzikie siedzisko jakiegoś bezdomnego. Mówi, że ścieżka dalej nie prowadzi, że tam tylko las i nie ma sensu brnąć dalej. Wracam na poprzedni kurs i przebijam się przez Czeladź w stronę M1. Stamtąd badam teren do Grodźca. Skutecznie. Przez Grodziec również udaje mi się przejechać tak jak planowałem. Na granicy z Wojkowicami wbijam znów w teren kierując się na moją wioskę. Potem już ostatnie 2km asfaltem prosto do domu na aplikację zimnego izotonika. W sumie przyjemne powrotne kręcenie z mini atrakcjami. Do powtórzenia odcinek przez Czeladź. Bujanie na full-u na wertepkach bardzo dobrze wpływa na nastrój :-)


Kategoria Praca

Terenowo

  • DST 77.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 15.25km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 września 2016 | dodano: 11.09.2016
Uczestnicy

Sobota była nierowerowa ale przyjemnie spędzona. Na niedzielę miałem propozycję wyrypy na Rysiankę ale odpuściłem bo w poniedziałek byłbym całkiem nieżywy. Nie mówiąc już o tym, że diabli wiedzą o której bym wrócił. Umówiłem się z Mariuszem na spokojne kręcenie po zagłębiowskich terenach. Z tego co zrozumiałem, to miał być on i jego syn, Oskar. Ruszam nieco przed 9:00 zahaczając o piekarnię by nabyć trochę paliwa na zapas. Lekko wyginając i zaliczając pierwsze odcinki terenu dotaczam się ostatecznie na miejsce zbiórki. Tzn. wg mnie. Mariusz trochę inny mostek miał na myśli ale jeden telefon i minutę później już się witamy. Zaskakuje mnie mile nieco liczebność grupy. Są dawno niewidziany znajomi: Magda, Robredo, Wojtek. Zaczynamy się toczyć w niezbyt spiesznym ale też i niezbyt spacerowym tempie trasą jaka mi się umyśliła. Całej nie będę opisywał bo jest na kresce. Generalnie chodziło o to by unikać na ile to możliwe asfaltów i jechać leśnymi i polnymi drogami. Było po drodze trochę podjazdów i zjazdów. Magda sklęła mnie pod koniec trasy za górki ale uśmiech jakoś jej z twarzy nie schodził. Robredo sklął mnie jak zjazd spod cmentarza w Strzyżowicach zrobiłem terenowy a nie asfaltowy :-) Generalnie ujeździliśmy się trochę. Pogoda była mocno lampowata i słabowietrzna. Stanie na otwartym terenie było złym pomysłem. Na szczęście co jakiś czas trafiał się odcinek zacieniony. Było po drodze kilka krótkich postojów głównie na pojenie. Dłużej przystanęliśmy na górce paralotniarskiej w Górze Siewierskiej: karmienie, pojenie, focenie paralotniarzy. W końcu zgonił nas stamtąd upał. Gnąc terenem ostatecznie wylądowaliśmy na Zielonej. Tu mały postój pod parasolem, coś na uspokojenie nerwów i w końcu pożegnanie. Solo wróciłem w połowie terenem zahaczając na finiszu o wsiowego Lewiatana by uzupełnić zapas izotoników. Wczoraj wykończyłem zawartość lodówki a przy tych temperaturach to duży błąd. Z zaopatrzeniem już prosto do domu. Bardzo fajnie zużyta niedziela :-)




Link do pełnej galerii



Przekraczamy granicę na Brynicy by kawałek pojechać po hanysowie.


Fot nie za wiele bo w terenie ręce dosyć często były potrzebne obydwie. Widać, zresztą, że cisną.


Już przed tym podjazdem dostałem opr-a :-)


Prosta na Zieloną. Jakby skrzydeł dostali :-)


Cyferki opisujące dzisiejszy dzień.


Kategoria Inne

DPD

  • DST 36.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 21.60km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 września 2016 | dodano: 09.09.2016

Mały sukces. Udało się wystartować całe 6 min. wcześniej niż wczoraj. W związku z tym kręcę delikatniej i pozwalam sobie na postój w Gródkowie by uczynić foto wschodzącego słońca i jednocześnie budowanej hali przy "86". Mgiełki dziś tylko na polach. Wiaterku nie stwierdziłem. Jakby odrobinę chłodniej niż wczoraj. Kręci mi się całkiem dobrze i punkty kontrolne zaliczone prawie o czasie. Chwilę muszę odstać na przejściu przez tory na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej bo akurat przelatuje IC. Potem jeszcze 2x światła. Ostatecznie na mecie mam 5 min. zapasu. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.

Zgodnie z zapowiedziami ICM-u po południu lato. Powrót kręcę spacerowo i ile się da terenowo. Początek przez lasek zagórski do Redenu. Tu trochę asfaltu by przebić się pod ścieżkę między Pogorią 3 a Zieloną i niąże do parku i dalej na czarny szlak do Łagiszy. Tam przedłużeniem do przejazdu pod "86" i dalej znów czarnym szlakiem do lasku psarskiego i potem w teren do Strzyżowic. Końcówka asfaltem do domu. Trochę myślałem o wygięciu powrotu ale jakoś tak grawitacja wytwarzana przez izotoniki w lodówce ściągnęła mnie do domu. Przyjemny, spokojny powrót.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 46.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 21.40km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 września 2016 | dodano: 08.09.2016

Zamiar wcześniejszego startu spalił całkowicie na panewce. Nie dość, że nie przestawiłem sobie budzenia na wcześniejszą godzinę, to jeszcze jak się odezwało o zwykłej porze to włączyłem drzemkę na 30 min. A potem już minutki poleciały na przedstartowych przygotowaniach błyskawicznie. Ostatecznie ruszam minutę później - 6:17. Ale za to dziś dzień dziecka i do pracy jadę Rzeźnikiem :-) Od razu wykorzystuję jego możliwości i ścinam sobie skrzyżowanie u siebie po chodnikach by nie stać i nie czekać na włączenie się do ruchu. Zyskuję tym kilkanaście sekund przynajmniej. A czas się dziś liczy bo na dworze dosyć gęsta mgła, która może mnie tu i tam spowolnić. Termicznie jest całkiem przyjemnie i jazda "na krótko" nie stanowi żadnego problemu. Jedynie przeszkadza mi osiadająca na okularach wilgoć, która bardzo pogarsza mi widoczność. Mimo tego jedzie mi się całkiem dobrze i sprawnie. Kontrolując czas na zwykłych punktach widzę, że jestem dziś szybszy niż wczoraj. Światła na "86" osiągnąłem w niecałe 8 min. czyli około 3 min. szybciej. Na Zielonej jestem po 17 minutach od startu czyli też około 3 min. szybciej. Mając już wypracowaną lekką rezerwę odrobinkę popuszczam z tempa. Zresztą w mieście i tak już nie da się kręcić równo bo ciągle ronda, skrzyżowania, światła, "ścieżki" rowerowe i inne przeszkody. Ostatecznie na mecie ląduję z 6 minutami zapasu. Czas przejazdu krótszy o 2 min. niż wczoraj i jeszcze był zapas by tempo podkręcić gdyby była taka konieczność.

Po pracy, zgodnie z zapowiedziami ICM, środek lata. Super pogoda do kręcenia. Od samego rana zamiarowałem przemycić się w drodze powrotnej terenami ile tylko się da. Od razu zaczynam przy zagórskich działkach i ciągnę aż do Dańdówki. Tu nieco asfaltu by wbić na czerwony szlak do Milowic. W Milowicach obieram kierunek Czeladź wykorzystując ścieżkę wzdłuż Brynicy. Robię trochę eksploracji przy okazji focąc murala poświęconego Żołnierzom Wyklętym. Chyba gozdi89 go ma też gdzieś na wpisie. Przy Strusiach przebijam się na drugą stronę "94" i kręcę w stronę czerwonego szlaku, na którym znajduje się mostek na Brynicy. Trochę musiała tu woda działać na zjeździe do tego mostku bo strasznie zryty. Przebiwszy się na hanyską stronę jadę przez Przełajkę by w Wojkowicach ponownie przekroczyć granicę i wrócić na stronę gorolską. Potem już pod wojkowicki Orlen i standardową, terenowo-asfaltową prostą do domu. Całkiem fajnie się jechało ale już na więcej zaginania nie miałem jakoś ochoty. Chyba ten browarek z lodówki tak na mnie działał bo po wprowadzeniu pierwszego od razu jakoś samopoczucie się poprawiło :-)


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 24.71km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 września 2016 | dodano: 07.09.2016

Dziś start szedł mi jeszcze bardziej opornie niż wczoraj. Ruszam później - 6:16. Na szczęście warunki są o wiele lepsze niż wczoraj. Jest cieplej, sucho, trochę chmur ale niegroźnych i widać przebijające się słońce. Widoczność nieznacznie pogorszona przez śladową mgiełkę. Od samego początku staram się jechać z uczuciem. Jednak na punkcie kontrolnym na Zielonej jestem jeszcze spóźniony. Na DorJan-ie jeszcze też późno ale już lepiej niż wczoraj o całą minutę. Ostatecznie o tyle udaje mi się powiększyć wczorajszą rezerwę lądując na mecie. Jechało mi się dziś bardzo dobrze pomimo tego, że w tle był pośpiech.

Po pracy całkiem przyjemne, letnie warunki. Słoneczko, wietrzyk, ciepło. Przyjemnie się jedzie. Dziś jednak powrót bez zaginania przez Mec i Środulę do serwisu w Będzinie. Nabywam nowe kółeczko do Rzeźnika razem z taśmą, dętką i oponą. Od razu wszystko założone, nadmuchane. W domu tylko przełożyć kasetę i tarczę, i można hulać :-) Z nowym nabytkiem toczę się w stronę Łagiszy. Gdzieś na wysokości przychodni przy elektrowni wyprzedza mnie szoska. Wiadomo, że na Srebrnym nie mam z nim szans ale kręcę i tak nieco intensywniej. Szoszon jedzie spacerowo więc udaje mi się trzymać mniej więcej w stałej odległości od niego, tak ze 100-150m. Czasem na zjazdach nieco skracając. Tak się bujam za nim przez całą Łagiszę i dalej do Sarnowa. Urywa mi się dopiero na światłach na "86". Ja już musiałem odstać. Dzięki temu króliczkowi udało mi się jednak utrzymać całkiem niezłą średnią dzienną. Od świateł już spokojniej ale w żadnym wypadku nie spacerowo. W domu zrzucam plecak i zabieram się za przekładkę tarczy i kasety na nowe koło. Potem kilka śmignięć wzdłuż ulicy na sprawdzenie jak wszystko pracuje. Nieco slalomu zjazdowo-wjazdowego po krawężniku. No bajka! Nowe kółeczko pracuje idealnie. Stare dam do przeplatania jak pojadę odbierać Błękitnego. Tam też kazałem tylne kółko przepleść bo mam z nim takie same historie jak z full-owym. Regularna wymiana szprych będzie chyba jedną z kolejnych regularnych operacji na moich rowerkach obok wymiany napędu bo raczej nie przewiduję, żebym miał stracić na wadze ;-p To byłoby już straszliwe marnotrawstwo zasobów.


Kategoria Praca, Koło, Serwis

DPD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 21.43km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 6 września 2016 | dodano: 06.09.2016

Budzę się i słyszę za oknem szum deszczu. Tego się nie spodziewałem ale trudno. Trzeba to trzeba. Zbieram się do startu jednak z mniejszym entuzjazmem co przekłada się na nieco późniejszy czas odjazdu. Opłaciło się jednak to zamulanie bo dzięki temu deszcz ustał. Chociaż tyle. Poza tym jest tak sobie: pochmurno, wieje wiatr, nie za ciepło, mokre jezdnie. Tak jak wczoraj zakładam pokrowiec na plecak i kapcie do chodzenia w wodzie i ruszam. Jest 6:14. Kręcę bez większego ciśnienia mimo wszystko jednak licząc, że uda się zmieścić w czasie i być punktualnie. Na Zielonej pomiar jest taki na krawędzi. "Dworzec kolejowy" w Dąbrowie Górniczej udaje się przeskoczyć tuż przed pociągiem KŚ więc bez stania na szlabanie. Potem chwila niepewności na rondzie w centrum bo "kierownik" jadący od strony Będzina zachowywał się tak, jakby nie zamierzał w ogóle mi ustąpić pierwszeństwa na rondzie. Kiedy jednak niepewny jego zamiarów przyhamowałem, on również i bezpiecznie udało mi się ten moment drogi przebyć. Nie lubię tego ronda. Już niejedną akcję tu widziałem i niejedną sam miałem. Powinno to miejsce być inaczej zaprojektowane. Rondo, owszem, ale o innym układzie. Reszta drogi już spokojna choć nie obyło się bez stania na światłach na Alei Róż i na Mortimerze. Przy DorJan-ie jestem 6:50. Ostatecznie na mecie mam minutę zapasu. W sumie przyjemny, mimo raczej jesiennej pogody, dojazd do pracy. Pogoda przetrzebiła rowerzystów.

Po pracy warunki o tyle lepsze, że jest sucho ale dalej trochę wieje i jest pochmurno. Kręcę bez zaginania i większego pośpiechu przez Mec i Środulę do Będzina. Staram się jechać raczej bokami bo jakieś takie zmęczenie czuję. Przejeżdżając przejściem podziemnym pod Al. Kołłątaja widzę, że na wymalowanych do czysta ścianach nanoszone są teraz czarne obramówki. Czyżby miał się niedługo odbyć jakiś konkurs grafficiarski? Na wylocie z nerki w stronę Łagiszy chyba chwilę przed moim przejazdem stuknęły się dwie osobówki i robi się trochę ciasno. Na szczęście mnie to nie dotyczy. Kręcę sobie dalej spokojnie chodnikiem i na jezdnię włączam się dopiero przy fabryce domów. Potem już standard przez Łagiszę i Sarnów. Przeskok "86" na światłach i długa, spokojna prosta do domu z małym postojem we wsiowym Lewiatanie. Zaskoczył mnie nieco niezły czas przejazdu. Spodziewałem się o wiele dłuższego powrotu.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 36.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 20.57km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 września 2016 | dodano: 05.09.2016

Dziś mi ICM wieszczył pogodowy armageddon. Na wstawaniu sprawdzam od razu czy się sprawdziło bo już wczoraj wieczorem była niezła burza z "pieronami". Za oknem pochmurno, lekki wiaterek ale sucho. Pakując się trzymam kciuki żeby wytrzymało. Wyłażę spod prysznica, rzucam okiem za okno... nie wytrzymało. Kapie. Ale na razie niegroźnie. Kurtka zostaje w plecaku. Jedynie sam plecak owijam pokrowcem. Buty lądują w plecaku a na nogi zakładam kapcie do chodzenia w wodzie. I ruszam. 6:05. Mając zapas kręcę niespecjalnie spiesznie. Nawet przyjemna temperatura. Jezdnie umiarkowanie mokre. Przejazd spokojny, bez sensacji z zaliczanie punktów pośrednich w bardzo dobrym czasie. Na miejscu jestem z zapasem 7 min.

Po pracy zrobiło się o wiele przyjemniej. Temperatura jakoś drastycznie nie podskoczyła ale dało się spokojnie jechać "na krótko". Trochę wiało. Na niebie sporo chmur ale takich, przez które regularnie przebijało się słoneczko. Jezdnie zdążyły wyschnąć. Całkiem niezłe warunki do jeżdżenia. Kręcę na początek pod ścianę płaczu na Redenie. Potem na molo przy Pogorii 3. Tak podejrzewałem, że będzie raczej pustawo i to się sprawdziło. Decyduję się więc skorzystać z bieżni i ciągnę nią aż do Świątyni Grillowania gdzie dzikim przejściem przemycam się na Pogorię 4 i kręcę dalej do Preczowa. Potem podjazd do Sarnowa i przez całą moją wioskę aż do wsiowego Lewiatana. Tu skręcam w stronę piekarni z zamiarem wbicia na "913" i zahaczenia po drodze o sklep z narzędziami. Udaje mi się dostać co chciałem więc z ekstra balastem staczam się już bez gięcia do domu. Przyjemny, spokojny powrót do domu.


Kategoria Praca