DPDNZD
-
DST
38.00km
-
Czas
01:52
-
VAVG
20.36km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, zgodnie z wróżbami ICM-u, była do kitu i nie jeździłem. Niedziela, zgodnie z wróżbami ICM-u, była całkiem niezła ale miałem napad lenia i też nie jeździłem. Poniedziałek, również zgodnie z wróżbami ICM-u, całkiem ciepły, jak na listopad. Szczątki chmur, lekki podmuch z południowego wschodu, co odczułem momentami, i całkiem ciepło. Ruszam 6:08. Jezdnie mokre, czego się nie spodziewałem bo wróżby ICM-u nic o tym nie mówiły. Kręcę standard przez Sarnów i Preczów. Przed oczami spektakl świetlny w wykonaniu chmur, nieba i schowanego jeszcze za horyzontem Słoneczka. Trochę spowolniło mnie to gapienie się na kolorki i punkty pośrednie zaliczam w raczej słabym czasie. Cały czas trzymam się na krawędzi okna przelotowego. Po drodze ze 2-3 razy miałem wrażenie, że mi "kierownicy" wyjadą, ale na szczęście obeszło się bez drastycznych akcji. Ul. Szymanowskiego przypomina na razie przechylony do poziomu tor zjazdowy do slalomu giganta. Na każdej studzience, a jest ich od dzwona na tej ulicy, słupek. Rowerem jedzie się między tym bez problemów ale samochodami muszą uważać. Na mecie jestem równo o 7:00 nieco zagotowany.
Warunki powrotne bardzo przyjemne. Wiało chyba sprzyjająco przez większość drogi. Niezbyt mocno. Niebo tylko ze strzępami chmur. Powrót jak na westernie, prawie w stronę zachodzącego słońca. Ładne kolorki były ale nawet nie przymierzałem się do focenia. Trochę mi na czasie zależało. Dlatego też i wariant krótszy przez Mec, Środulę, Zamkowe, Grodziec i Gródków. Nim osiągnąłem dom jeszcze zahaczyłem o stomatologów umówić się na wizytę. Potem w domu chwila przerwy i po zapadnięciu całkowitych ciemności standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Potem zjazd z balastem do domu. Wciąż całkiem ciepło. Na jutro chyba będę musiał wdrożyć lżejszy zestaw bo dziś na powrocie dość konkretnie się zagotowałem.
Kategoria Praca