limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPDZD

  • DST 42.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 19.69km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 października 2016 | dodano: 06.10.2016

Przedstartowe przepakowanie z sakw do plecaka i odstawienie zestawu gumowego sprawiły, że mi się start obsunął na 6:14. Jezdnie mokre, wieje chyba z północnego wschodu, pochmurno, nie za ciepło. Ruch też jakby nieco większy. Kręcenie intensywne już nie idzie tak dobrze. Niska temperatura sprawia, że zalewa mi układ napowietrzania. Punkty kontrolne zaliczam w słabym czasie i zaczynam w okolicach "dworca kolejowego" w Dąbrowie Górniczej podejrzewać, że się lekko spóźnię. Utwierdza mnie w tym przekonaniu przerwa na światła na Alei Róż. Znów dwie zmiany. Dziura na ścieżce rowerowej przez noc rozrosła się i teraz zajmuje już jeden pas jezdni w kierunku na Mec. Zjeżdżając w ul. Szymanowskiego GPS zeznaje, że jest 6:56. Ostatecznie na mecie jestem 7:02. Jechało się przyjemnie ale zupełnie nie miałem ochoty na podkręcanie tempa by nadrobić późny wyjazd.

Po pracy zrobił się całkiem pogodny dzień. Wiatr wysuszył jezdnie i większość drogi powrotnej pomagał. Powrót dziś przez Środulę, Pogoń, Czeladź i Wojkowice. Spokojne, acz nie zawsze spacerowe, kręcenie. W domu zostawiam plecak, zakładam sakwy i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana.


Kategoria Praca

DPD

Środa, 5 października 2016 | dodano: 05.10.2016

Sezon na zmarznięte stopy uważam za otwarty. Poza tym poszło całkiem nieźle. Na starcie wietrznie, sucho, prawie chłodno, pochmurno. Ruszam o 6:10. Wiatr na szczęście mimo tego, że zauważalny, jest nieprzeszkadzający. Przynajmniej przez większość drogi. Dzięki temu zaliczam punkty pośrednie w dobrym czasie i nie muszę się spieszyć. Lekka obsuwa robi mi się dopiero na Alei Róż bo muszę odstać dwie zmiany świateł. Na wjeździe do Sosnowca dopada mnie jakiś drobny, przelotny deszczyk. Jadę z pominięciem ścieżki i tak będzie aż nie zobaczę na własne oczy, że zasypali ten dół na ścieżce. Na razie obstawiony barierkami i znakami, że przejścia nie ma. Na metę zataczam się z minutą zapasu. Nawet przyjemny dojazd do pracy. Niestety poza tym, że marzną stopy zaczyna się też sezon na zalewanie układu napowietrzania :-/

Owe poranne krople na dojeździe okazały się wstępem do całodniowego kapania. Zgodnie, zresztą, z prognozą ICM-u. Warunki niezachęcające do wyginania powrotu. Kręcę asfaltami przez Mortimer i Reden na bieżnię wokół Pogorii 3, którą to przemycam się w stronę Świątyni Grillowania i dalej przez tory na Pogorię 4. Tam tylko kawałek ścieżką i odbijam do Preczowa. Potem już prosta przez Sarnów do domu. Tempo spacerowe bo całą drogę wiało i kapało.


Kategoria Praca

DPD

Wtorek, 4 października 2016 | dodano: 04.10.2016

I tyle jeśli chodzi o zbiorkom. Chyba sam do końca nie wierzyłem, że się na niego wybiorę. Nie pasuje mi ten reżim czasowy jaki jest z nim związany. A na rowerku? Mogę się spóźniać ile tylko dusza zapragnie. Dziś zaliczyłem obsuwę o wartości 7 min. ale też i start był dość późny - 6:17. Wszystko przez to, że w ostatniej chwili zmieniły się warunki na dworze. Jeszcze jak się przygotowywałem było tylko mokro i nieznacznie wiało. Przed samym wyjściem zrobił się nagle konkretny deszcz i zmuszony zostałem do przepakowania się do sakw i uruchomienia zestawu gumowego. Ale potem już jazda szła całkiem sprawnie bo nie musiałem się przejmować tym, że na jezdni gdzieś jest woda. Jak tylko nie była po kolana to była przejezdna. W sumie nie było źle bo nawet na Zielonej, gdzie zwykle są rozlewiska, kałuże dopiero się formowały. Padało też tak zmiennie ale całą drogę. Spóźnienie było dziś murowane mimo tego sprawdzałem czasy na punktach kontrolnych by choć trochę obsuwę mieć w ryzach. Odpuszczam dziś ścieżkę przy Braci Mieroszewskich zarówno ze względu na czas jaki fakt, że wczoraj przekopali ją na całej szerokości razem z chodnikiem od jezdni do skarpy. Ciekawe kiedy to zasypią i jak będzie wyglądało miejsce po zakończeniu prac. Obstawiam wielkie zapadlisko wkrótce potem. Na miejscu jestem na chwilę przed autobusem, którym bym dotarł w przypadku wybrania zbiorkomu trochę tylko wyziębiony i prawie suchy.

W ciągu dnia głównie wiało i efekt był taki, że nieźle wszystko podsuszyło i przewiało chmury. Ruszam w drogę powrotną przy ładnym słoneczku. Trochę mnie ono zmyliło bo jadę bez kurtki jednak po kilkudziesięciu metrach dochodzę do wniosku, że wieje zbyt mocno i może mnie to załatwić. Wdziewam kurtkę. Na szczęście gumiaki i spodnie przeciwdeszczowe nie są konieczne. Niespiesznie, by się nie szarpać z wiatrem, który jest poza tym, że silny, to jeszcze z kierunku zdecydowanie niepomagającego i wg ICM-u uderza z północy, kręcę przez Mec i Środulę do Będzina. Tym razem nie jadę na ścieżkę. Z sakwami jedzie się po niej tragicznie. Kieruję się na Łagiszę z zamiarem powrotu przez Sarnów ale przy dawnej fabryce domów, czyli przed Łagiszą jeszcze, skręcam w stronę świateł do Gródkowa. Skłania mnie do tego wiatr. Na obranym kierunku mam go z prawej strony i jestem trochę osłonięty domami i drzewami. Za światłami jednak uderza mnie z boku tak silnie, że rower miota mocno na boki. Na "913" duży ruch i boję się trochę, że mnie wyrzuci komuś pod koła więc zjeżdżam w stronę lasu gródkowskiego przez chwilę walcząc czołowo z wiatrem. Potem jednak pod osłoną drzew udaje mi się spokojnie dojechać do szkoły w Gródkowie i znów pod osłoną lasu dotrzeć do przejazdu kolejowego. Końcówka już na spokojnie. Jedynie ostatnie 300m od skrzyżowania to znów walka z wiatrem na twarzy. Ogólnie powrót przyjemny choć niespieszny. Miło było zobaczyć słoneczko. Po walce z porannym deszczem zero chęci na popołudniowe objazdy.


Kategoria Praca

DPO PTTK D

Poniedziałek, 3 października 2016 | dodano: 03.10.2016

Prognoza ICM-u na dziś niezbyt pozytywna. Do 4mm na metr kwadratowy. Opady ciągłe. Jednak rano na wstawaniu wychylam się na dwór i jest ok. Mokro ale nie pada. Zbieram się jak na rower ostatecznie porzucając pomysł wykorzystania zbiorkomu. Wyprowadzam rowerek, odpalam lampki i GPS-a i idę zamknąć garaż. Wychodzę przed dom... a tu mżawka. Na szybko wciągam przeciwdeszczówkę i pokrowiec na plecak i ruszam. Trochę wodną mgłą zacina ale jak obieram właściwy kierunek wszystko mam w plecy i jedzie się nawet nieźle. Nie spieszę się z wielu powodów: morko, ciemno, mam zapas czasu. Punkty kontrolne na początku pozaliczane w czasie rewelacyjnym ale im bliżej celu tym bliżej krawędzi bezpiecznego czasu przelotu. Ostatecznie na mecie jestem równo o 7:00. Było po drodze kilka odcinków gęsto pokrytych mokrymi liśćmi i wolałem tam pojechać delikatnie by nie fiknąć. Zupełnie nie miałem ochoty na takie wydarzenia. Po drodze spotykam kilku zwykle dojeżdżających rowerzystów więc nie byłem jedyny, który nie dał się spłoszyć pogodzie. Mimo lekkiego opadu w butach nawet nieźle. Poza tym raczej sucho. Trochę chłodno było po nogach od wilgoci ale ogólnie jeszcze ciepło. Jak na tą porę roku, oczywiście.

Cały dzień w pracy kapało mocniej lub słabiej. Na wyjściu nieco się uspokoiło. Niestety niebo dalej było zaciągnięte chmurami, wiało i zauważalnie spadła temperatura. A tu jak na złość musiałem nieco pojeździć. Na początek kręcę przez Mortimer do centrum Dąbrowy Górniczej popłakać pod ścianą i pozbyć się zaraz części tego co wypłakałem. Potem ruszam przez Mydlice i Środulę w stronę centrum Sosnowca na spotkanie w klubie. Mierzymy dziś bluzy. Na schodach spotykam pierwszą grupę, która zdążyła już się określić. Ja otwieram drugą, która zbiera się w kilkanaście minut po moim przybyciu. W międzyczasie nieco suszę się z opadu, który towarzyszył mi przez połowę drogi z Dąbrowy. Wdzianka całkiem wygodne. Aż korciło mnie by zostawić kasę i zawinąć jedną rozmiarówkę. Po 17:00 zbieram się do powrotu. Niestety dalej kapie. Kręcę niezbyt spiesznie by się nie przegrzać, nie zmarznąć, nie uflejać i w ogóle "nie". Celuję by dotrzeć do ścieżki z Pogoni do będzińskiej nerki. Jest na niej nieco bardziej sucho niż na jezdni ale za to ślisko od opadłych liści. Powrót dalej też bez finezji. Przez z Zamkowe na ścieżkę do Grodźca i potem zjazd do Gródkowa. Na "913" ruch jak zwykle koszmarny i po przejechaniu kawałka zjeżdżam jednak na bok robiąc przy okazji dogięcie do 50km. Może jakoś straszliwie nie przemokłem ale nogi wychłodziło mi porządnie. Jeśli jutro rano będzie kapać zdecydowanie wybiorę zbiorkoma.


Kategoria Praca

Powrót na czas

  • DST 101.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:32
  • VAVG 22.28km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 października 2016 | dodano: 02.10.2016

Dziś już bez śmigania w górach tylko powrót do domu. Planowaliśmy ruszyć o 9:00 i prawie się udało. Wyciągamy rowerki do smarowania tego i owego kiedy to odkrywam, że mam miękko w przodzie :-/ Rozbieram kółko i okazuje się, że w oponie utkwiła drobna drzazga. W sumie grzebanie serwisowe obsunęło nam start o jakieś 40 min.

Janusz żegna się z nami jeszcze przy kwaterze i realizuje swój plan. My we czterech staczamy się do ścieżki wzdłuż Wisły i kręcimy nią do Skoczowa. Reszta powrotu nudna jak flaki z olejem bo jedziemy poboczem (gdzie było) "81". Początek nawet spokojny ale im bliżej 14:00 tym więcej samochodów jechało w tą samą stronę co my.

Za Żorami robimy mały postój karmieniowy by podładować nieco akumulatory. Nawet sprawnie nam jazda szła ale też i o to się staraliśmy świadomi tego, że w prognozach są jakoweś deszcz w okolicach godziny 17:00. Bez przygód docieramy do Katowic. Jedziemy na Trzy Stawy gdzie do siebie odbija Michał.

We trzech kręcimy na Roździeń i na sosnowieckie Stawiki. Tam przy stadionie żegnam się z Przemkiem i Krzyśkiem i solo kręcę czerwonym szlakiem do Milowic i dalej standardowo przez Czeladź i Wojkowice do domu. Udaje się bez gięcia przekroczyć "stówkę". Na finiszu dogoniło mnie kilka niegroźnych kropelek. Potem troszkę kropiło ale jakichś wielkich ulew nie było. Niestety prognoza zapowiada mokrą nocy i możliwe, że mokry poniedziałek. Nieco liczę się z tym, że jutro może wejść w użycie zbiorkom :-(


Z powrotu dziś tylko 2 zdjęcia bo cała droga wyglądała jak ta na pierwszym.


Drugie to podsumowanie dnia.


Kategoria Kilkudniowe

Coś skromnie

  • DST 58.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 05:04
  • VAVG 11.45km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 października 2016 | dodano: 02.10.2016
Uczestnicy

Poranek ciężki po wieczornych bojach. Wstaję mocno struty ale rozruch udaje się zrobić na czas. Jedziemy do centrum Ustronia spotkać się z resztą ekipy, która miała się doturlać pociągiem na górskie kręcenie. Ostatecznie przytoczyło się czterech sprawdzonych wyrypowiczów: Paweł, Marek, Janusz i Krzysiek. Szybkie zakupy prowiantu i napojów a potem zaczynamy asfaltowy wjazd na Równicę by szybko znaleźć się wyżej.

Startowałem z poważnym bólem głowy ale wysiłek kręcenia podjazdu skutecznie wyleczył mnie z osłabienia. Wciągam trochę kalorii i ruszamy już terenowo czyli na początek szlakiem niebieskim. Trochę nam się potem po drodze pogubił i by go ponownie złapać robimy ostry wypych. Szlak jest nawet całkiem niezły do jazdy. Niewiele miejsc jest na tyle trudnych by trzeba było prowadzić czy pchać.

Czas jednak ucieka i kiedy docieramy do Telesforówki jest dość późno. Robimy przerwę na załadowanie sobie trochę ciepłych kalorii w postaci żurków, pierogów, łazanek i różnych innych dobroci. Posileni kręcimy żółtym szlakiem w stronę Salmopolu. Tu już było sporo miejsc nie do pojechania. Nie dość, że stromo to korzenie, luźne kamienie. Nawet pchać było ciężko.

Regularnie wyprzedzali nas piesi kijkarze, którzy to mieli tu jakieś zawody na całkiem kozackich dystansach. Kiedy w końcu wydostajemy się na asfalt Janusz decyduje się na zjazd do Wisły a my zataczamy się pod Biały Krzyż by chwilę dychnąć i podjąć próbę walki z czerwonym szlakiem by potem przerzucić się na żółty do Cienkowa.

Jednak kiedy tylko podjechaliśmy do początku czerwonego rezygnujemy. Nie ma szans by zrobić plan przed zachodem słońca bo na pieszo to jest 4 godziny. Licząc wypychy to by nam zajęło przynajmniej 2 a do zachodu było gdzieś około 1,5h. Zjeżdżamy też do Wisły korzystając z dobrodziejstwa nowego asfaltu przy rozpuszczonych klamkach :-)

W Wiśle Marek z Pawłem żegnają się i jadą na pociąg do Goleszowa. Krzysiek miał w planie zostać z nami i wracać rowerem dnia następnego a Janusz, który w ogóle zjawił się zupełnie spontanicznie, postanawia również zostać. Wracamy ścieżką do Ustronia, zakupy i już nieco delikatniejsza integracja.


Link do pełnej galerii



Widoczki z Równicy cudne ale czasu na kontemplację wiele nie było.


Wypychamy się w poszukiwaniu niebieskiego szlaku.


Mimo, że dnia wiele nie zostało jednak czasem przystajemy podziwiać widoki. W końcu po to góry są.


Przy Telesforówce ćma dzieciaków (zuchy) i ludzi w ogóle. Ale zjeść się udaje.




Tu niełatwo było się wygrzebać z żółtego szlaku.


Dystansowo szału nie ma ale zmęczenie materiału konkretne i całkiem zadowalające.


Kategoria Kilkudniowe

Dojazd i (dez)integracja

  • DST 102.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:21
  • VAVG 19.07km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 września 2016 | dodano: 02.10.2016

W piątek wziąłem urlop by spokojnie dojechać do Ustronia razem z Michałem i Przemkiem na weekend w górach. Spotykamy się pod fontanną przy PTTK-u o 12:00 i od razu ruszamy w drogę bo nikt się nie zapowiadał, że chce jechać z nami. Kręcimy trasę przez Tychy, Goczałkowice i Skoczów. Trochę nam trasę pokrzyżowały przebudowy torów, które wiązały się z przekopaniem kilku leśnych duktów głębokimi rowami w miejscach, gdzie były wcześniej wygodne przejazdy. Było całkiem sporo terenu włącznie z eksploracjami o różnym stopniu sukcesu. Pogoda dopisywała cały dzień. Było cieplutko, słonecznie. Cały dzień jazdy "na krótko". Dotaczamy się do Ustronia w całkiem niezłym czasie. Jesteśmy w centrum kilka minut po 17:00. Jedziemy się zakwaterować, potem na zakupy i potem zaczęła się (dez)integracja.


Link do pełnej galerii



Tu był fajny przejazd przez tory. Teraz jest głęboki rów :-(


W Goczałkowicach pierwszy dobry widok na góry :-)


Ścieżka wzdłuż Wisły. Trochę nudna trasa ale przynajmniej prosta i szybka do celu.



Kategoria Kilkudniowe

DPD

  • DST 37.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 21.35km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 września 2016 | dodano: 29.09.2016

Nie do końca dowierzałem prognozom ICM-u ale jednak się sprawdziły i rano było przyjemnie ciepło. Był też dywan wysokich chmur, które sprawiły, że ciemności i szarówka utrzymywały się dłużej. Jadę w krótkich spodenkach i lekkiej bluzie z długim rękawem i nawet trochę się podgotowałem na finiszu. Ruszam o 6:12. Kręcę równo ale bez ciśnienia. Czasy na punktach kontrolnych niezłe. Przy DorJan-ie jestem o 6:46 więc jeszcze nieco z tempa odpuszczam. Ostatecznie na mecie ląduję z zapasem 5 min. Bardzo przyjemny dojazd do pracy.

Powrót w bardzo przyjemnych warunkach termicznych "na krótko". Słoneczko ładnie podawało. Nawet w cieniu było komfortowo. Wracam niespiesznie przez Mortimer, Reden i Zieloną gdzie wbijam na czarny szlak do Łagiszy. Ciągnę nim aż do lasku obok Urzędu Gminy w Psarach i tam przerzucam się na teren do Strzyżowic. Potem już prosta do domu. Trochę korciło zagiąć ale dałem sobie ostatecznie na luz. Jutro jedziemy do Ustronia więc będzie czas się wyszaleć.


Kategoria Praca

DPDZD

  • DST 38.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 19.83km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 września 2016 | dodano: 28.09.2016

Pomimo powtórzenia kolejności procedury przedstartowej z wczoraj wyjeżdżam jednak minimalnie później - 6:09. Na dworze nie dość, że już ciemno, to jeszcze do tego mgły i to dość gęste. Robię stopa przy pobliskiej piekarni. Zajmuje mi to 3 min. a GPS dolicza po utracie sygnału około 1km, co na finiszu dostrzegam sprawdzając przejechany dystans. Na dobre ruszam w drogę o 6:12. Jedzie się nawet nieźle pomimo mgieł i konieczności ciągłego przecierania okularów. Czasy na punktach pośrednich są umiarkowanie dobre z tendencją do zbliżania się do granic bezpieczeństwa. Ostatecznie przy DorJan-ie jestem 6:49 czyli szału nie ma ale zdążę na czas. Na finiszu jestem z zapasem niecałej minuty. Po drodze trochę irytowali mnie "kierownicy", którzy przy tak kiepskiej widoczności jechali tylko na nędznych ledach z przodu i zupełnie nieoświetleni z tyłu. Tym by się rozmowa edukacyjna z policjantem przydała.

Powrót pod wysokimi chmurami, między którymi usiłowało przebić się słoneczko. Temperatura neutralna. Do tego wiatr z południowego zachodu. Dość zauważalny. Wracam przez Mec, Środulę, Stary Będzin, nerkę, Zamkowe, Grodziec i Wojkowice. W domu chwila przerwy na drzemkę i potem standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Na powrocie z zaopatrzeniem wyprzedziła mnie króliczka. Ładnie, równo jechała ale potem ona w lewo, ja w prawo i tyle z pogoni było. W ogóle w czasie jazdy całkiem przyjemnie ale dzień ogólnie jakiś taki ciężki. Chyba organizm zaczyna reagować na jesienną zmianę natężenia światła i temperatury.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 38.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 19.83km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 września 2016 | dodano: 27.09.2016

Poprzestawiałem kolejność czynności przedstartowych i zwalczyłem grawitację poduszki uzyskując dzięki temu bardo dobry czas startu. Na jezdni jestem już o 6:01. Zahaczam o pobliską piekarnię i ruszam niespiesznie w drogę. Jest chłodno ale nie jakoś tak tragicznie. Niebo z wysokimi, niegroźnymi chmurami, chyba lekko podwiewa. Kręcę bez ciśnienia bo rezerwa czasowa jest ogromna. Punkty kontrolne zaliczam w rewelacyjnym czasie. Na miejscu jestem z zapasem 10 min. Bardzo przyjemny dojazd do pracy. Pasuje mi ten brak presji czasu.

Powrót w ładnym słoneczku. Przyjemnie. W cieniu jednak już nie. Ale i tak się fajnie kręciło. Wracam przez Mec, Środulę i Stary Będzin. Na ścieżce małobądzkiej spotykam Mariusza jadącego do domu dokładnie w przeciwną stronę. Pogaduchy. Dość długie. Kończymy jak na pobliskim budynku zaczyna wyć alarm. Kręcę dalej przez nerkę na Zamkowe i stamtąd na ścieżkę do Grodźca. Po drodze robię wjazd na Dorotkę ale nie pod sam kościół na szczycie tylko ścieżką dookoła by zrobić foto budowy centrum logistycznego Lidl-a przy "86", które rośnie wręcz w oczach. Potem zjeżdżam do Grodźca aż pod Biedronkę i wbijam na ścieżkę w stronę Wojkowic. Tak się czasem zastanawiam czy kiedyś te porozrzucane odcinki połączą się w jeden ciąg rowerowy... Na razie trzeba wiedzieć jak się z jednego na drugi przemieścić. Kręcę do wojkowickiego Orlenu i odbijam w teren na prostą do domu. Powrót przyjemny i spokojny. Żeby tak jeszcze z 5 stopni na plus więcej było to pogoda byłaby idealna jak na tą porę roku.


Kategoria Praca