limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Bieszczady 2017 - dojazdu dzień drugi

  • DST 169.00km
  • Czas 10:08
  • VAVG 16.68km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017

Drugi dzień dojazdu rozpoczynamy nieco później niż pierwszy. Zmęczenie materiału. Jeden z Tomków oznajmia nam, że jednak zrezygnuje z jazdy w Bieszczady. Nie czuje się na siłach. Ma opcję dotarcia do rodziny kilkadziesiąt kilometrów od naszego noclegu. Przykro nam ale za trzeźwe ocenienie własnych sił należy się szacunek. Lepiej odpuścić za wcześnie niż za późno. Kawałek jedziemy jeszcze razem. Żegnamy się dopiero w Gromniku. Dalej kręcimy w szóstkę.

Trasa jest mało finezyjna. Wybieramy asfalt i główne drogi by szybko dotrzeć do celu. Łatwo nie jest. Po drodze jest całkiem sporo podjazdów i ciągle wzrasta wysokość.

Za Krosnem robi się zator ale poboczem można rowerkami śmignąć. Na zjeździe jakaś ślepawa "kierowniczka" bezrefleksyjnie skręca w prawo potrącając Witka. Dojeżdżam na miejsce jak już się pozbierał. Na szczęście bez złamań i otarć ale przednie koło ma zdeformowane. Ludzie okazali się nie na poziomie i nawet nie zaoferowali jakiejś rekompensaty, nie mówiąc już o pomocy. Zmyli się tak szybko jak tylko mogli. Gdybyśmy wezwali Policję to by się nam plan podróży posypał kompletnie. Zabieram się za centrowanie koła za pomocą ołówka. Idzie mozolnie ale udaje się doprowadzić koło do stanu używalności i jedziemy dalej.

Jedziemy w parach. Tomek poleciał przodem bo nas nieco wyprzedzał i nie wiedział o kolizji. Podczas serwisu goni go Maciek. Kilka minut później ruszają za nimi Monika i Dominik. Nie ma sensu by stali bezproduktywnie. My ruszamy zaraz po tym, jak udało się okiełznać problem.

Górki, pagórki, ścianki i spory ruch. Dzień ucieka. Gdzieś między Zagórzem i Leskiem zachodzi słońce. W Hoczwi jest już całkiem ciemno a my mamy przed sobą najgorsze podjazdy w liczbie bardzo mnogiej. Zmęczenie sprawia, że wleczemy się niemiłosiernie. Po zachodzie słońca jest dość zimno.

Meldujemy się na noclegu nieco przed północą. Reszta dojechała niewiele wcześniej od nas czyli można powiedzieć, że podgoniliśmy nieco. Właściwie, to nawet udało nam się jakoś Monikę i Dominika wyprzedzić w którymś momencie ale odeszli mnie i Witkowi jak bawiłem się z wymianą baterii w latarce.




Link do pełnej galerii








Kategoria Kilkudniowe, Z trzecim kołem


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!