DPDNZ
-
DST
40.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Prognozy ICM-u dawały nadzieję na dojazdowe warunki o poranku. Rzut oka za okno potwierdza wróżby. Wytaczam się o 6:07. Wiatr z zachodu jest dość mocny ale jeśli faktycznie wszystko ICM-owi na dziś wyjdzie to będzie jeszcze mocniejszy. Na razie mi nie przeszkadza. Większość drogi mam go w plecy lub z prawej strony. Kręcę przez Sarnów i Preczów na Zieloną i dalej do Dąbrowy Górniczej. Po drodze ruch raczej niewielki. Rowerzystę widziałem dziś tylko jednego. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut. Całkiem przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Prognozy sprawdziły się co do joty. Około 14:30 nadciągnęła w okolice Zagórza ołowiana chmura, z której poleciało wszystko, co z chmury mogło polecieć. Chwilę przed 15:00 było już całkiem nieźle. Wracam na kierunek Dąbrowy Górniczej tylko tym razem zaginając przez Starocmentarną i dalej w stronę Mostu Ucieczki. Potem już spokojnie na bieżnię przy P3, Świątynię Grillowania, kawałek wzdłuż P4 i wracam na poranny kurs przez Preczów i Sarnów. Do domu zataczam się już po zachodzie słońca ale jeszcze nie za całkowitych ciemności. Większość drogi to walka z orkanem "Barbara". Szczęśliwie na naszej szerokości geograficznej wiatr nie był już tak dokuczliwy i na młynkach spokojnie dało się jechać blisko 20km/h. Może szału nie ma ale jechało się nieźle. Przez moment tylko naprzykrzały się kropelki.
W domu odstawiam Rzeźnika, wytaczam Błękitnego i zarzucam na niego sakwy. Standardowym dojazdem dotaczam się do wsiowego Lewiatana. Z zaopatrzeniem prosto do domu znów w kropelkach. Plus taki, że obładowany tył świetnie trzyma kierunek na wiatr. Niestety dało się na finiszu odczuć znaczny spadek temperatury. Jeśli wiatr nie przesuszy jezdni to rano będzie zdradziecka szklanka. Na chwilę obecną zakładam dojazd zbiorkomem po cichu licząc jednak na to, że uda się go uniknąć.
Kategoria Praca
Wykorzystać okienko
-
DST
60.00km
-
Czas
02:43
-
VAVG
22.09km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
... pogodowe.
Niechęć do jeżdżenia po ciemku i po śliskim sprawiła, że zacząłem korzystać na dojazdach do pracy ze zbiorkomu. Jedynie jak mam dzień wolny i są warunki, które uważam za dobre, to się wytaczam na koła. Dzisiejszy dzień uznałem za całkiem niezły do kręcenia i postanowiłem uskutecznić objazd lotniska od północy.
Ruszam nieco po 12:00 i kręcę w stronę Góry Siewierskiej. Oj! Ciężko szły te pierwsze kilometry. Ale już tak gdzieś w Twardowicach kręcenie weszło w normalny tryb i jechało mi się już całkiem nieźle. Pochmurno, jezdnie mokre, wiatr głównie z zachodu. Zauważalny ale do przewalczenia. Zresztą po tym jak w Sączowie skręciłem na w stronę Ożarowic nawet chyba pomagał. Potem tylko kawałek przy objeździe lotniska od zachodu chwilę się z nim szarpałem ale już od Zendka zdecydowanie pomagał.
Dawno mnie w tych okolicach nie było więc zmiany widzę od razu. Przekopany kawałek pasa startowego. Chyba będzie tak, jak widziałem gdzieś na planach, że autostrada A1 będzie przebiegała bezpośrednio pod pasem startowym. Od strony Zadzienia lotnisko zajęło dodatkowe tereny dochodząc miejscami do głównej drogi. Na wiosnę będzie trzeba poszukać nowych ścieżek na objazd tego terenu. Teraz za mokro by się pchać do lasu. Zresztą całą dzisiejszą traskę zrobiłem asfaltem.
Za Niwiskami wjeżdżam na "78" do Siewierza. Po drodze ze 3-4 narwańców wyprzedzających zdecydowanie ryzykownie zarówno dla mnie jak i nadjeżdżających z przeciwka. Udaje mi się jednak przeżyć ich manewry i spokojnie dojechać do Siewierza. Całe kółeczko robię prawie bez postojów (jedynie ze 3 na przedmuchanie nosa i 1 na zdjęcia ale tylko tak po 2-3 min max.).
Z Siewierza dalej asfaltami kręcę do Podwarpia i stamtąd do Wojkowic Kościelnych by wbić na bieżnią wzdłuż P4. Tam mi do koła przyczepia się jedyny rowerzysta, którego spotkałem na tym odcinku. "Pod Dębami" skręcam do Preczowa i standardem przez Sarnów kręcę do swojej wioski. Przy gimnazjum wiem, że braknie mi trochę do 60km więc zaginam jeszcze lekko po wiosce osiągając założony dystans.
Przyjemnie się kręciło i ewidentnie mi tego brakowało bo nogi podawały znakomicie. Po drodze spotkałem w sumie kilkunastu rowerzystów ale mniej niż się spodziewałem. Poza "78" to wszędzie znikoma aktywność przeciwnika dzięki czemu droga była bardzo spokojna.
Kategoria Inne
Po okolicy
-
DST
31.00km
-
Czas
01:25
-
VAVG
21.88km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plan był ambitniejszy ale pokrzyżowała mi go pogoda. Choć w sumie to się liczyłem z tym, że tak może być bo ICM nie pozostawiał złudzeń.
Kręcę samymi asfaltami bo po wczorajszych krótki starciach z terenem stwierdziłem, że to byłaby bezsensowna walka.
Na początek wspinaczka do Góry Siewierskiej. Stamtąd kieruję się do Nowej Wsi i przecinam "78". W planie miałem objechać lotnisko od zachodu i przejechać przez Zendek i Zadzień ale już przy osiedlu dawnej jednostki wojskowej pojawiły się pierwsze krople więc od razu skracam skręcając w stronę Niwisk.
Długą prostą z wiatrem w plecy szybko docieram do Przeczyc. Tu mam wiatr cały czas z prawej strony. Momentami nieźle mną miota. Zresztą na zjazdach z Góry Siewierskiej i w Nowej Wsi też były momenty kiedy nieźle szarpało. W Przeczycach opad zaczyna nabierać tempa. Utrzymuję kurs mniej więcej na południe aż do Warężyna gdzie skręcam centralnie na wiatr jadąc w stronę Dąbia. Potem jeszcze Dąbie-Chrobakowe, Malinowice i wpadam do swojej wioski. Ostatnie 3km i jestem w domu.
Po drodze nie spotkałem ani jednego rowerzysty, co mnie bardzo zdziwiło, bo to tereny lubiane przez "szoszonów". Jedynego rowerzystę widziałem jak dotarłem do domu i wyjrzałem za okno. Wyglądało jakby się spieszył zakończyć objazd.
Mimo tego, że pogoda mi się rozsypała, wiało i na końcu padało, to jechało się całkiem przyjemnie. Gdybym wystartował ze 2 godziny wcześniej to plan zrobiłbym bez problemu ale oddziaływanie grawitacyjne łóżka było trudne do przezwyciężenia ;-)
Kategoria Inne
Po OC, zobaczyć czarownicę i sfocić centrum Lidla
-
DST
32.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
16.00km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj rozmawiałem z Marcinem (nieprezesem) na temat pokręcenia w sobotę. Niestety nam się nie zgadzały kierunki. Nie miałem nic sprecyzowanego ale myślałem mniej więcej o kierunku Tarnowskich Gór. Z kolei Marcin bardziej o Jaworznie. Nijak nie dało się z tego średniej wyciągnąć i albo on, albo ja musielibyśmy dokręcić na dojazdach tak z 15km w jedną stronę. Skończyła się rozmowa na tym, że pożyczyliśmy sobie dobrego kręcenia.
A ja dalej bez planu byłem. Rano się jednak wykrystalizował bo dostałem telefon z centrum ubezpieczeniowego odnośnie OC. Okazało się, że mogę dziś odebrać więc nie odkładałem sprawy (ICM wieszczył, że jutro popada a w poniedziałek spadnie gwałtownie temperatura) i pokręciłem załatwić sprawę.
Najkrótszą drogą do Będzina czyli przez wąskie gardło przy wyjeździe z budowanego centrum logistycznego Lidl-a i kociokwik przy targu w Będzinie. Udaje mi się przebyć te miejsca bez ekscesów. Niestety OC na rowerek też poszło do góry, tzn. składka większa za niższe wartości ewentualnego odszkodowania :-/ Ale trudno. Za dużo na rowerku jeżdżę by OC nie mieć.
Do tego momentu nieco się spieszyłem. Potem mogłem sobie już spacerowo pojechać. Ruszam na 12% na Syberkę i dalej wokół M1 w stronę GLS-u i dalej do Czeladzi. Tu zawijam na rynek sfocić pomnik czeladzkiej czarownicy.
Stamtąd obieram kierunek na Grodziec. Kolejne miejsce, które chcę dziś zaliczyć to Dorotka. Wdrapuję się na jej zbocza ale na sam czubek nie wjeżdżam. Dziś interesuje mnie miejsce, z którego mogę sfocić budujące się jeszcze centrum logistyczne Lidl-a. Powietrze nie jest zbyt przejrzyste ale po podrasowaniu programowym widać nawet nieźle. Zewnętrzne prace już na ukończeniu.
Zataczam pełne kółko wokół czubka Dorotki (miejscami prowadząc po oblodzonych połaciach) i zjeżdżam do grodzieckiej Biedronki. Tu wbijam na ścieżkę do Wojkowic. Tąże podążam aż do skrętu na Strzyżowice. Kilka pagórków i wjeżdżam na "913". Wykorzystuję ją na odcinku do DINO, gdzie skręcam by zahaczyć o wsiowego Lewiatana. Potem już prosto do domu.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
DPND
-
DST
36.00km
-
Czas
02:12
-
VAVG
16.36km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszy dojazd rowerem do pracy w grudniu. Straszna porażka ten miesiąc. Miało być dziś powyżej zera czyli znośne warunki rano. Teoretycznie było ale jezdnie nie do końca były tylko mokre. Miejscami asfalt odbijał światło latarni jak od powierzchni zmrożonej. Z tego też powodu wyjazd o 6:08 okazał się przyczyną nielichej obsuwy na mecie. Kręciłem standardowo przez Sarnów i Preczów bardzo zachowawczo. Punkty pośrednie zaliczane po czasie. Dodatkowo zatrzymuje mnie jeszcze pociąg KŚ na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej. Ostatecznie na miejscu mam stratę 13 min. Mam nadzieję, że przez dzień trochę się ociepli i powrót będzie się lepiej kręciło.
Z pracy zbieram się dziś dość szybko i jadę bez gięcia przez Mec i Środulę do Będzina, do centrum ubezpieczeniowego. Czas przedłużyć OC na rowerek. Niestety dziś nie załatwię sprawy bo coś się pozmieniało w oprogramowaniu PZU. Czeka mnie jeszcze jedna wizyta jak zadzwonią, że już polisa gotowa. Wychodząc z ubezpieczalni nadziewam się na drobny deszczyk. Towarzyszy mi przez kilkaset metrów i znika. Dalej kręcę przez Zamkowe na ścieżkę do Grodźca. Miejscami przez chwilę pojawia się drobny opad. Na szczęście jest powyżej zera i nie zamarza. Trochę zawiewa z południowego zachodu i czasem muszę z tym wiaterkiem nieco powalczyć. Tempo mam raczej spacerowe. Jakoś źle mi się jedzie w tych ciemnościach. Do domu zataczam się bez większych sensacji. Dobrze było znów zakręcić ale chyba zmienię tryb rowerowania na weekendowy. Do pracy zbiorkomem a w sobotę i niedzielę, jeżeli pozwoli tylko pogoda, coś po okolicy, może w terenie. No chyba, że zrobi się ładnie sucho na jezdniach.
Kategoria Praca
Kategoria: Erzac
-
Czas
02:40
-
Aktywność Chodzenie
No nie da się. Po prostu się nie da nic nie robić. Skoro jeżdżenie na razie jest nieco problematyczne to trzeba jakoś inaczej zużyć energię. Wymyśliło mi się, że najprościej będzie trochę pochodzić. Do pracy zbiorkomem. Potem jeszcze zbiorkomem z pracy do centrum Dąbrowy Górniczej i stamtąd z buta do domu. Trasa przez "dworzec kolejowy" na Zieloną. Stamtąd na czarny szlak rowerowy i nim do Łagiszy. Potem chodnikami do Sarnowa na światła na "86" i dalej prosto do domu. GoogleMaps twierdzą, że to jakieś 12,9km ale skoro trzymam się tego, że wpisuję pełne zaliczone km-y, to końcówka leci do śmieci. Tempo zbliżone do przewidywanego przez Google ale mogłoby być lepiej gdyby nie opad śniegu lekko zacinający pół drogi w gębę. W sumie szło się dobrze, nie było ani za zimno, ani za ciepło. Mankament tej aktywności jest taki, że zabiera pieruńsko dużo czasu i albo się z tym pogodzę albo skrócę dystans. Na razie wszystko wskazuje na to drugie, bo okazuje się, że nogi wprawione w rowerowaniu z chodzeniem mają niejaki opór. Ponieważ to nie to co lubię najbardziej więc aktywność trafia do nowej kategorii: erzac. Po drodze nawet trafił się pieszy króliczek ale to już było jak miałem jakieś 9km w nogach i jego tempo było deczko za mocne.
Kategoria Praca, Erzac
DPN PTTK D
-
DST
42.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:49
-
VAVG
14.91km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie było tak tragicznie jak ICM wieszczył. Miało być poniżej zera, ze śniegiem, wiatr dość silny z północnego zachodu. Sprawdził się tylko wiatr. Biorąc poprawkę na zapowiedziane tragiczne warunki zbieram się wcześniej na koła i ruszam o 5:55, choć w planach miałem start 10 min. wcześniej. Jezdnie przed domem suche. Dalej były miejscami mokre ale nigdzie nie trafiłem na oblodzone. Widocznie wczorajsze opady zdążyło wysuszyć nim spadła temperatura. Odczuwalnie było coś około zera. Mimo niezłego stanu dróg jadę jednak delikatnie i asekuracyjnie. Zresztą za bardzo pocisnąć się nie da bo nogi mówią, że się zemszczą za takie usiłowania. Płuca też nie wykazują chęci do przechłodzenia. Tak więc toczę się spokojnie, niemal spacerowo. Prędkości nabieram jedynie na zjazdach. Ze względu na wcześniejszy start początkowe punkty kontrolne zaliczam w bardzo dobrym czasie. Jednak im bliżej mety tym czasy bardziej zbliżone do tych ze standardowego przejazdu w lepszych warunkach. Wniosek z tego taki, że jak się na jezdni zrobi bagienko albo ślisko to będę potrzebował więcej czasu w zapasie i nawet start o 5:45 może być zbyt późny. Ostatecznie jednak na mecie jestem z zapasem 5 min. Po drodze tylko jedno łykanie serca w Preczowie jak mi prawie przed nosem człowiek z posesji chciał wyjechać. Na szczęście się zreflektował w ostatniej chwili. Poza tym raczej spokojnie. Tylko jakby większy ruch na drogach. Rowerzystów spotkałem dziś 1 i 1/2.Z
Z pracy wychodzę dziś później bo po 16:00. Powód jest taki, że dziś spotkanie Cyklozy i to ważne, bo wyborcze więc trzeba się stawić. Przez dzień trochę podsypywało i miejscami widać tego efekty. Jezdnie są przeważnie mokre albo z cieniutką warstewką śniegowego błota. Gdzie się da jadę chodnikami ale są też odcinki, gdzie muszę jezdnią. Kręcę obok parku na Środuli i dalej w stronę Kombajnistów. Samochody jadą ślimaczym tempem, nawet rowerem ich wyprzedzam. Przy rondkach widzę czemu. Jedni mają problem z hamowaniem, inni z ruszeniem. Słychać jak piłują. Przejazd do centrum Sosnowca zajmuje mi około 40 min. Asekuracyjnie jechałem spacerowym tempem i udało się dotrzeć do celu bez ekscesów.
Spotkanie rozkręcało się powoli i dziś głównie formalności wyborcze nowego zarządu klubu. Niestety tym razem nie udało mi się wymigać i zostałem wkręcony do zarządu. Na szczęście tylko jak wypełniacz a nie funkcyjny więc może jakoś to przeżyję ;-p Prezesem dalej jest Prezes czyli tu po staremu. Waldek awansował ze Skarbnika na Zastępcę Prezesa, Strażnikiem Mamony został Krzysiek. Piątym członkiem zarządu został Andrzej. W sumie można było to załatwić w 5 min. ale formalności papierowe rzecz święta i zeżarły sporo czasu. Kończymy o 19:30. Nim się pozbierałem było 10 min. później.
Początkowo myślałem przebijać się chodnikami przez Sosnowiec i Będzin do Łagiszy i stamtąd dopiero asfaltami ale jak zobaczyłem, że kierunek na Milowice jest mokry to wyskoczyłem na asfalt i pociągnąłem w tamtą stronę. Aż pod Kamień było ok. W parku przy Kamieniu nieco chrzęściło pod kołami ale najgorzej było jak przecinałem osiedle - ślisko i z górki. Potem wracam na bardziej wyjeżdżony asfalt i aż do świateł na "94" jest ok. Potem znów zaczyna być ślisko. Na światłach przed szpitalem widzę, że z prawej wyjeżdża osobówka. Nie byłem pewien czy mnie widzi i czy się zatrzyma więc lekko ściągnąłem hamulce... i ktoś mi wyrwał asfalt spod kół. Glebka. Na szczęście niegroźna, bo przy małej prędkości i z lądowaniem na lewym pośladku i plecach, chronionych plecakiem. Rzucam "urwą jego macią" dla zasady. Zbieram się sprawnie ale muszę kawałek podejść do krawężnika bo z oblodzonej jezdni nie mam szans ruszyć. Muszę się od czegoś odepchnąć. Ten drobny incydent ostatecznie utwierdza mnie w przekonaniu, że jutro lepiej jechać zbiorkomem. Dopóki jezdnie nie wyschną dam sobie spokój z dojazdami do pracy. Może tylko coś po okolicy. Resztę drogi kręcę jeszcze wolniej, o ile to w ogóle możliwe. Do domu dotaczam się już bez niespodzianek nawet niezmarznięty ale za to głodny. Chłód i młynkowanie wyżarły mi rezerwy. Zerkam jeszcze na prognozy ICM-u i pojawia się nadzieja w czwartek. Ma sypać a potem padać i temperatura idzie na plus. Jest więc promyk nadziei, że w piątek będzie dało się pojechać. A tymczasem 3 dni przerwy :-(
Kategoria Praca
Po Sosnowcu
-
DST
56.00km
-
Czas
04:02
-
VAVG
13.88km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś ostatnia wycieczka z cyklu Poznaj Swoje Miasto prowadzona przez naszego klubowego kolegę, Grzegorza Onyszko.
Wstaję rano i za oknem widzę tą samą paskudną mgłę co wczoraj wieczorem. Niechęć do wyjścia na zewnątrz jest potężna ale mimo wszystko się zbieram i wyjeżdżam tylko odrobinę później niż planowałem. Pierwsze 3km to nieustanne przecieranie okularów. W Wojkowicach opar wisi trochę wyżej i jazda nie jest już tak uciążliwa. Przez Czeladź i Milowice dotaczam się na miejsce zbiórki nie zaliczając tym razem spóźnienia.
Zaskakuje mnie bardzo liczne zgromadzenie przy fontannie. Spodziewałem się, że przy takiej pogodzie mało komu będzie chciało się ruszyć i objazd zrobimy w kameralnym gronie. Tymczasem na miejscu jest chyba ze 20 osób i po mnie przyjeżdżają jeszcze następne. Pogaduchy trwają prawie do 10:20 kiedy to zaczyna swoje dowodzenie Grzesiek. Chwilę potem robimy serię pamiątkowych zdjęć z niezłą kolekcją flag i w końcu ruszamy.
Tempo nie jest jakieś drastycznie duże ale chyba nikomu to nie przeszkadza. Jest okazja porozmawiać w przerwach między opowiadaniami naszego przewodnika. Zatrzymujemy się w miejscach, przez które nie jeden raz przejeżdżałem i jakoś nigdy nie wydawały mi się specjalnie interesujące. Tymczasem okazuje się, że były to np. punkty graniczne z czasów zaborów. Obecnie nie ma już po nich śladu albo trzeba bardzo dobrze wiedzieć na co patrzeć lub gdzie szukać, by je odnaleźć.
Sporo czasu spędzamy na wielowyznaniowym cmentarzu w Starym Sosnowcu zwiedzając między innymi Mauzoleum Rodziny Dietlów. Nasz przewodnik opowiada o kilku znamienitych mieszkańcach Sosnowca, którzy zostali pochowani na tym cmentarzu a przyczynili się do powstania i rozbudowy miasta.
Jak się okazało już nie raz, z opowiadań Grzegorza, Sosnowiec w dużej mierze zawdzięcza rozwój również Żydom zamieszkującym te tereny. Ślady ich wpływów na miasto rozsiane są po wszystkich dzielnicach. Tym razem przekonujemy się o tym podjeżdżając pod szpital żydowski powstały 1912 roku, co upamiętnia tablica umieszczona na budynku.
Mieliśmy zwiedzać dziś cerkiew prawosławną przy dworcu PKP w centrum ale nie wyrobiliśmy się z czasem i niestety trzeba było zrezygnować z tego punktu programu. Wcześniej jednak podjeżdżamy od tylnej strony dworca, gdzie ustawiona jest zabytkowa lokomotywa oraz wycofany z użytku samolot MIG-21. Tu również trochę opowieści o historii Sosnowca (szturm kosynierów na dworzec w roku 1863 i inne).
Niestety zaczyna nas powoli wykańczać pogoda. Jest listopad, temperatura tylko kilka stopni powyżej zera i sporo wilgoci w powietrzu. Przy trybie zwiedzania, czyli częste postoje i krótkie odcinki do przejechania, zaczynamy w końcu marznąć. Dwa ostatnie punkty programu zaliczamy, można by powiedzieć, po łebkach. Najpierw przejeżdżamy pod bazylikę w centrum gdzie niektórzy zwiedzają ile się da, a da się nie za wiele bo ciągle jeszcze trwają prace renowacyjne po pożarze sprzed 2 lat. Potem jedziemy pod pomnik Jana Kiepury naprzeciw dworca PKP. Tutaj kończymy oficjalnie wycieczkę kilkoma zdjęciami.
Część uczestników żegna się i rozjeżdża. Całkiem spora grupka idzie razem z nami do pobliskiego baru na ciepły posiłek. Z klubu zostaje nas czterech: dwóch Marcinów, Grzesiek i jak. Zjadamy obiadek rozgrzewając się w ciepełku a potem ruszamy na niespieszne zagięcie mniej więcej w stronę domu.
Trochę bocznymi uliczkami, trochę terenowymi skrótami docieramy pod dom, w którym urodził się Jan Kiepura. Stamtąd dalej korzystając z bocznych dróg i terenowych skrótów przebijamy się w stronę Mydlic i dalej pod Makro. Tu się dzielimy. Prezes jedzie mnie odprowadzić kawałek w moją stronę a Grzesiek i drugi Marcin kręcą mniej więcej w stronę Zagórza.
My we dwóch jedziemy ponownie przez Mydlice ale inną trasą i bokami w stronę świateł na Koszelewie i dalej przez Ksawerę w stronę Czarnej Przemszy. Tu uskuteczniamy sprawdzenie przejezdności terenowego skrótu do Łagiszy. Jest przejezdny. Z Łagiszy już asfaltami jedziemy do Sarnowa. Na skrzyżowaniu, gdzie mnie droga wypada w stronę Psar, a Prezesowi w stronę Pogorii 4 chwilę zatrzymujemy się na moment uspokojenia oddechu rozmową a potem, nim wystygniemy, żegnamy się i każdy z nas rusza w swoją stronę.
Mam jeszcze króciutki podjazd do świateł, długą łagodną prostą opadającą lekko do zakrętów przed gimnazjum, gdzie krótki podjazd i znów lekko opadająca prosta do skrzyżowania z moją ulicą. W domu jestem nieco przed 17:00 nawet niewyziębiony.
W sumie wyszła fajna sobota rowerowa. Dystans nie powala na kolana ale nie to było akurat głównym celem dzisiejszego jeżdżenia. Za to udało się nieco pofocić, zobaczyć coś nowego starego w mieście i, najważniejsze, spotkać się z w większym gronie klubowiczów i innych rowerowych znajomych. W sumie cieszę się, że nie dałem się pokonać porannej niechęci do wybycia na dwór :-)
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
DPOND
-
DST
44.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
22.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zastanawiałem się wczoraj co oznaczają na wykresach ICM-u drobne, zielone kreseczki w tabelce opadów o wartości poniżej 1mm. Myślałem, że będzie mgła. Na żywo okazało się jednak, że to nie mgła, ale też i nie mżawka. Po prostu drobne kropelki w powietrzu delikatnie osiadające na wszystkim. W sumie nieistotne dla przebiegu akcji. Ruszam o 6:06. Minimalnie chłodniej niż wczoraj i chyba odrobinkę podwiewało ze wschodu. Kręcę standard przez Sarnów i Preczów. Punkty kontrolne zaliczam w niezłym czasie i na wysokości Zielonej przestaję cisnąć. Po drodze bez ekscesów i sensacji. Ląduję na mecie z zapasem 5 min. Całkiem przyjemny dojazd do pracy.
Na wyjściu jezdnie suche, bez słoneczka ale też i nie jakoś specjalnie mroczno. Za to zauważalnie chłodniej niż rano. Dziś nie muszę się spieszyć z powrotem więc wracam z prędkościami zgodnymi z rytmem terenu. Kręcę na Reden i dalej na bieżnię przy Pogorii 3. Niąże dotaczam się się do Świątyni Grillowania i (jeszcze) dzikim przejazdem przez tory przeskakuję na Pogorię 4. Tym wariantem bieżni przetaczam się przez Marianki i Ratanice aż do Kamienia Ornitologa gdzie obieram kierunek do Kuźnicy Piaskowej. Jest już od kilkunastu minut po zachodzie słońca ale widoczność jest jeszcze całkiem dobra i lampki na razie są odpalone tylko dla zasady. Stąd też już jadę prosto do domu przez Dąbie i Brzękowice. Zjazd do Strzyżowic już w mocnym mroku. Ostatnie 2km są też odcinkiem, na którym najbardziej zmarzłem. Gdyby było tak z 5 stopni cieplej może bym się pokusił o większe zagięcie a tak to chciało mi się tylko tle. Ale i tak przyjemny i bardzo spokojny powrót z pracy.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
38.00km
-
Czas
01:39
-
VAVG
23.03km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niestety wróżby ICM-u sprawdzają się. Zgodnie z nimi pojawiły się chmurki, co przekłada się na dłuższe ciemności na dojeździe. Na szczęście pozostałe warunki jeszcze są takie jak wczoraj czyli około +5, prawie stojące powietrze, suche jezdnie. Zamiarowałem dziś zebrać się sprawniej by mieć rezerwę czasu na haczenie o ścianę płaczu w centrum Dąbrowy Górniczej i jakimś cudem to się udało. Ruszam o 6:02. Jedzie się bardzo dobrze. Na punkcie kontrolnym na Zielonej jestem o 6:27. Rewelacyjny czas. Za "dworcem" o 6:32. Nieco spuszczam z tempa. Robię zagięcie pod ścianę i potem wjeżdżam pod szkołę górniczą i skręcam w stronę świateł na Alei Róż skąd kontynuuję standardem. Na rondzie w centrum Zagórza chwila nerwów bo ja wjeżdżam na nie pełną prędkością a jakaś księżniczka próbuje przede mną zdążyć ruszyć. Na szczęście reflektuje się w porę, że nie da rady i mnie przepuszcza. Ale gotów już byłem złapać się mocno za klamki. Na ul. Szymanowskiego już położony chyba na gotowo asfalt na odcinku od kościoła do ul. Lenartowicza. Dzięki temu da się pocisnąć nawet pod górkę. Na miejscu jestem z zapasem 7 min. Brakło niecałe 300m do 19km na dojeździe więc do statystyk na razie idzie o 1km mniej. Wyrówna się na powrocie :-) Przyjemny dojazd do pracy.
Dziś również wychodzę wcześniej z pracy. Tym razem muszę się sprężyć by zdążyć na wizytę u stomatologa. Kręcę jednak w kierunku Dąbrowy Górniczej a nie jak wczoraj, na Będzin. To po temu, że chcę zahaczyć jeszcze o targ na Redenie. Warunki są właściwie takie same jak rano. Jedyna różnica taka, że jest jasno choć pochmurno. Kręcę żwawo przez Starocmentarną i załatwiam co potrzebuję. Potem Most Ucieczki, bieżnia na P3, przeskok na P4 i przez Preczów i Sarnów prosta do domu. Cały czas na obciążeniu. Dojeżdżam ze sporą rezerwą czasu. Nawet przyjemnie się goniło powrót :-)
Kategoria Praca





















