limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPODZD

Piątek, 19 maja 2017 | dodano: 19.05.2017

Poprawiam godzinę startu i na kołach jestem o 6:07. Słonecznie ale rześko, choć jakby jednak cieplej niż wczoraj. Kręcę spokojnie, bez ciśnienia. Punkty przelotowe pozaliczane w dobrym czasie. Przejazd spokojny i bez sensacji. Na miejsce zataczam się z zapasem kilku minut.

Po pracy ruszam nieco objazdem do domu. Kręcę przez Pogoń do Czeladzi i stamtąd chcę sprawdzić jeden singielek jak teraz wygląda. Początek fajny ale mi końcówkę przysypali. Miał być w jutrzejszym objeździe ale nie będzie. Może jak go ludzie rozjeżdżą i rozdeptają znowu to nada się do użycia. Modyfikuję plan na jutro. Sprawdzam jeszcze jeden z wjazdów na Dorotkę. Tu też mała modyfikacja planu na jutro. Potem już bez zagięć wracam do domu. Chwila przerwy i wrzucam Błękitnemu sakwy. Robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjazd do domu.
Spoglądnąłem na prognozę pogody i potężne rozczarowanie. Dwa dni słońca i znów kiszka. Cieszę się, że choć dziś sobie w słoneczku poeksplorowałem. Gdybym wiedział, że się posypie to bym jeszcze coś zakręcił.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!