Kurozwęki - trasa sandomierska
-
DST
132.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
06:59
-
VAVG
18.90km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś najdłuższa z planowanych tras zlotowych do Sandomierza.
Po
wczorajszej pogoni z Pawłem i dzisiejszym wcześniejszym wstawaniu mówimy
sobie, że dziś jedziemy spokojnie z grupą. Niestety jechało mi się
fatalnie w takim tempie i już do Bogorii podkręcam sobie tempo do
takiego, żeby pasowała mi i kadencja i obciążenie. Dość szybko trzon
grupy zostaje daleko w tyle a po drodze wyprzedzam tych, co wyruszyli
przede mną.
W Bogorii chwilę czekam aż dojedzie grupa z
przewodnikami ale po kilku minutach daję za wygraną i ruszam dalej. W
międzyczasie wyprzedziło mnie trochę szosowców więc mam za kim ganiać.
Do
Klimontowa lecę na swoim maksimum pozwalającym utrzymać oddech i
obciążenie nóg na stałym poziomie. Kilka osób wyprzedzam ale niewiele.
Na rynku w Klimontowie zasiadam na ławeczce rozmawiając z jednym z
uczestników zlotu z Zamościa. Powoli docierają kolejni uczestnicy
wycieczki i w końcu pojawiają się najpierw moi klubowi koledzy a potem i
przewodnicy.
Ruszam z nimi ale tempo i jazda w tłumie mnie
dobija. Znów wrzucam swoje optymalne tempo i lecę solo w kierunku
Koprzywnicy i potem dalej do Sandomierza. Jedzie się rewelacyjnie. Mało
kto wyprzedza mnie, czyli prędkość mam fajną. Czasem też mnie udaje się
kogoś wyprzedzić. Od Koprzywnicy droga wzdłuż Wisły płaskim, krętym
asfaltem między sadami. Leci się wręcz bosko. Cały czas mam na
horyzoncie stadko króliczków na szosach więc jest kogo gonić.
Gdzieś
po drodze zaczynam czuć ssanie i wypatruję wjazdu na wały. Jeden, który
się pojawił pomijam, bo uznałem, że jeszcze chwilę pociągnę. Potem nie
było już okazji wjechać na wały. Dodatkowo ktoś mi wsiadł na koło. Długo
się trzymał a potem wyprzedził. Francuz na szosówce. Teraz ja się
złapałem jego koła i tak już jakoś poleciało, że nim doszedłem do
wniosku, że czas na przerwę i jedzenie, byłem już w Sandomierzu.
Foto,
wjazd na rynek i zasiadam w restauracji „30” na wczesny obiadek. Jest
12:00. Konsumpcja zajmuje chwilę ale zasadniczej grupy jeszcze nie ma.
Kręcę się trochę wokół wzgórza zjeżdżając i wjeżdżając na rynek z
różnych stron.
W końcu przyuważają mnie kompani z Cyklozy. Idą
pieszo z przewodnikiem. Kawałek im towarzyszę ale to chyba była końcówka
wycieczki bo szybko się grupa rozmywa. Część chłopaków idzie jeść.
Generalnie powrót miał startować chyba o 15:00. Szkoda mi tak siedzieć i
czekać bezczynnie.
W międzyczasie spotykam Pawła (ale nie tego, z
którym wczoraj goniłem grupę). On też po obiedzie i też nie bardzo
zachwyca go myśl o czekaniu na godzinę powrotu. Decydujemy się kręcić
trasę powrotną we dwóch.
Do Koprzywnicy lecimy tą samą drogą,
którą dojeżdżaliśmy do Sandomierza. Okazuje się, że już nie jest tak
różowo. Teren nieznacznie się podnosi a do tego wieje dość zauważalny
wiatr z kierunku mniej więcej zachodniego. Czeka nas walka.
Nie
ciśniemy z tempem tyle tylko by nie mieć wrażenia, że stoimy w miejscu.
Dopiero jak zaczynają się pagórki udaje się podkręcić tempo mimo
przeciwnego wiatru. Na podjeździe wzniesienia zasłaniają nieco przed
opornym powietrzem a na zjazdach przy niewielkich dokrętkach nie są w
stanie spowolnić. Kiedy docieramy do pałacu Kołłątajów w Wiśniowej
robimy ostatnią przerwę przed skokiem do bazy. Kończymy jazdę kilka
minut po 18:00.
Pierwszy zjawia się Paweł (ten, z którym goniłem
wczoraj grupę). Ma do nas ponad 1,5h straty a i tak jest to mniej niż
będą mieli pozostali bo kiedy tworzę wpis, to zdążyło zjawić się tylko
kilku. Paweł doleciał szybko bo powrót robił ściganiowy z dwoma
zlotowiczami z Katowic. Przy zmianach udało im się utrzymać ładne tempo
mimo wiatru.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Kurozwęki - trasa świętokrzyska
-
DST
120.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
05:58
-
VAVG
20.11km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś wybieramy się na trasę świętokrzyską. Najpierw jednak z Pawłem jadę do serwisu w Staszowie. Padł mu tylny hamulec i coś trzeba z tym zrobić bo brakuje go przy niektórych manewrach.
Serwisant staje na wysokości zadania choć zabawa zajmuje prawie godzinę. Podjeżdżamy jeszcze na rynek do piekarni. Wciągam spory kawałek serniczka a Paweł „drożdża” i zaczynamy pogoń za grupą. Na początek wojewódzką prosto do Rakowa. Jedzie się dobrze i sprawnie ale już grupa opuściła Raków kiedy my jeszcze byliśmy w drodze.
Gonimy dalej trasą przez Korzenno, Makoszyn i Bieliny. Tu się zdzwaniamy i mamy info, że ekipa stacza się z Łysej Góry. Na wjeździe spotykamy naszych jak zjeżdżają. Ma górze tylko kilka foto i potwierdzenie i zjeżdżamy na obiad do karczmy poniżej parkingu przed Parkiem Narodowym.
Schodzi blisko godzinka kiedy podejmujemy pogoń. Grupa opuściła już Łagów. Kiedy tam docieramy nie ma już śladu po punkcie karmieniowym. Foto na rynku i naginamy dalej.
Na horyzoncie widzimy w różnych kierunkach solidne opady. W okolicach Dziewiątli dopada i nas. Chowamy się pod gęstymi drzewami i dzięki temu tylko lekko nas okapuje. Zresztą kiedy tylko opad ustaje i zaczynamy kręcić szybko wydostajemy się ze strefy mokrych dróg i przychodzi nam pochować elementy przeciwdeszczowe.
Kontynuujemy dalej szlakiem ale ostatecznie nie udaje nam się dogonić grupy. Chłopaki są przed nami jakieś 50 min. wcześniej. Ale i tak jazda była zacna. Znów równym tempem udało nam się sprawnie przecisnąć całą trasę.
Po drodze trafiło mi się małe auć. Złapałem w gębę jakiegoś latającego potwora, który nim zdążyłem go wypluć dziabnął mnie centralnie w czubek języka. Przez kawałek czasu ból. Potem wrażenie jakbym miał przez godzinę przytkniętą baterię 9V. Potem już tylko wrażenie jakbym sobie język oparzył. Qrka wodna, nie sądziłem, że mi się może taka jazda trafić.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Kurozwęki - trasa opatowska
-
DST
108.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
05:29
-
VAVG
19.70km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od samego rana czuję dobrą dyspozycję. Startuję z wszystkimi spod pałacu
ale zaczynam szybko podkręcać tempo i jadę swoim rytmem wyprzedzając
większość tych co startowali zemną i niemało z tych, co ruszyli
wcześniej. Chłopaki po wczorajszym świętowaniu na razie dochodzą do
siebie więc lecę solo.
W Bogorii kawałek jadę wspólnie z Pawłem
niehanysem ;-p ale jakoś tak znów wrzucam duże tempo i w Ujeździe znów
jestem bez klubowiczów. Paweł jednak szybko dojeżdża. Wchodzimy zwiedzić
ruiny zamku. Trochę fotek. Zamek robi wrażenie jako ruina. W czasach
świetności musiał oszałamiać. Z Ujazdu jadę razem z Krzyśkiem trasą do
Opatowa gdzie zasiadamy do obiadku. Tu nas dogania Paweł i reszta
klubowiczów. Też obiadują.
Troszkę nam schodzi na jedzeniu i
grupa rusza przed nami. Gonimy ją. Przez nasze grzebanie odpuszczamy
podjazd do źródła i podłączamy się do grupy, która stamtąd jedzie. Tempo
mają nienajgorsze ale jak pada hasło, że na podsumowanie dnia nie
zdążymy decydujemy się z Pawłem na podkręcenie tempa.
Trzymamy
się trasy ale jedziemy swoje czyli dla większości ze zlotowiczów deczko
za mocno. Dzięki temu doganiamy kilka grup i wyprzedzamy je. Na ostatnim
terenowym odcinku już nikt nas nie goni. Docieramy na kwaterę przed
18:00. Kolejni klubowicze ściągają jakieś 25 min. później. Ostatni 35
min.
Trochę się udało dziś poganiać. Coś niecoś zobaczyć.
Ogólnie bardzo przyjemne kręcenie. Tereny są pagórkowate więc wymagają
zróżnicowanego systemu kręcenia. Pozwalają poćwiczyć zarówno gęste
młynkowanie jak i siłowe dokręcanie na zjazdach. Dziś udało się wykręcić
rekord prędkości tego wyjazdu - 66,4km/h bez dokręcania. Miodzio.
Asfalty w sam raz dla szosowców. Gładkie jak stół i mały ruch
samochodowy. No i te widoki. Czasem aż szkoda zdjęć robić bo i tak nie
oddadzą tego, co oczy widzą.
Link do pełnej galerii
I znów się BS biesi i nie pozwala wkleić więcej zdjęć :-/
Kategoria Kilkudniowe
Kurozwęki - trasa wiślana
-
DST
104.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
05:34
-
VAVG
18.68km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś trasa wiślana. Wybieramy wariant max czyli 100km. Jednak nie startuję z grupą. Z Tadkiem jedziemy do Staszowa pozałatwiać sprawy ważne. Tadek pobrać gotowiznę a ja zakupić pedałki. Podejrzewam, że moje mogą padnąć w najmniej oczekiwanym momencie więc chcę mieć jakieś w zapasie. Udaje nam się załatwić jedno i drugie. Nawet w bonusie kupuję sobie jeszcze trąbkę na kierownicę więc jestem już teraz 100% zgodny z przepisami bo mam nieprzeraźliwy sygnał dźwiękowy na rowerze.
Zaczynamy pogoń za grupą. Jedzie nam się bardzo dobrze i szybko. Kiedy lądujemy w Połańcu na rynku okazuje się, że grupa jeszcze jedzie. Zjawiają się kilkanaście minut później. Jedziemy już spokojnie z nimi. Wspólny popas i dalej kręcimy do Baranowa Sandomierskiego. Tempo umiarkowane. Pod pałacem ma być dłuższy popas. My decydujemy się nie czekać i ruszamy w klubowym gronie, pozostawiając jedynie Darka do pilnowania głównej grupy, dalej.
Przeprawa promem przebiega sprawnie i szybko jesteśmy po drugiej stronie Wisły. Kręci nam się bardzo dobrze realizując program trasy. Osiągamy Osiek tuż przed opadem. Część grupy zajada ciepły posiłek i kiedy przestaje kapać ruszamy dalej. Jedzie nam się bardzo dobrze. Po drodze co jakiś czas wyprzedzamy się z różnymi grupami rowerzystów. Czasem wielokrotnie.
Kwaterę udaje nam się znów osiągnąć przed deszczem po ładnym sprincie pod górkę.
Dzionek przebiegł bardzo ładnie i pozytywnie.
Link do pełnej galerii
EDIT (2018.07.18):
Po sprawdzeniu zapisków wychodzi, że pedałki mają przekręcone ponad 17k km. Lepiej niż poprzednio bo wtedy było coś koło 14k km. Ich czas może nastąpić w nieodległej przyszłości.
Kategoria Kilkudniowe
Kurozwęki - oficjalne otwarcie zlotu i klubowa samowolka
-
DST
70.00km
-
Czas
04:55
-
VAVG
14.24km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień zaczyna się niezbyt optymistycznie ołowianymi chmurkami. Staczamy się pod pałac i wspólnie jedziemy peletonem do Staszowa eskortowani przez Policję. Nim docieramy nad zalew już równo acz niezbyt mocno pada. Niektórzy chowają się pod parasole, większość owija się w przeciwdeszczowe zbroje i otwarcie toczy się dalej. Hymny, przemówienia, zagajenia itp. trwają tyle, że przestaje padać, wychodzi słoneczko i robi się całkiem ciepło.
Jako, że otwarcie się przeciąga i wspólny przejazd ma wystartować dopiero w południe to decydujemy się na kręcenie we własnym gronie. Darek jedynie zostaje pilnować żeby zlot się nie rozpadł a my wracamy do Kurozwęk, zgarniamy Krzysia, który nie wziął poprawki na pogodę i wrócił się po coś z długim rękawem, i ruszamy w stronę Rakowa. Tam dotarliśmy akurat w porze obiadowej. Nie omieszkujemy wykorzystać tej okoliczności zasiadamy do obiadu. Mniej więcej w tym czasie przelatuje nad nami ulewa. Potem znów robi się ładnie.
Jedziemy do ruin zamku w Rembowie. Gdyby nie oznaczenia to ów obiekt należałby do całkowicie zapomnianych bo jest kompletnie skryty wśród drzew i z dala od dróg. Wdzieramy się tam z Tadkiem i focimy.
Nieco inną trasą wracamy do Rakowa i stamtąd wracamy już do bazy ale objeżdżając zbiornik Chańcza od drugiej strony i wracamy na trasę na kwatery. Im bliżej bazy zlotu tym więcej wymijamy rowerzystów.
Miało być spokojnie i delikatnie a wyszło jak zawsze. Pogoda ostatecznie okazała się nie taka tragiczna i udało się ładnie pokręcić mimo tego, że w planie nie było żadnej trasy.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Kurozwęki - trasa klasztorna
-
DST
80.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
04:41
-
VAVG
17.08km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po wczorajszym dojeździe dziś wybieramy trasę regeneracyjną na jakieś 70 km. Dokładnie trasa na śladzie. Jako, że wpis uzupełniam po wprowadzeniu nieco napojów chmielowych to detale ciężko z pamięci wydobyć. Na pewno był po drodze klasztor i pustelnia. Potem postój przy szkole gdzie uraczono nas ciepłą fasolówką i innymi artykułami wspierającymi. Potem lekkim zakolem docieramy do Szydłowa, gdzie chwilę czasu spędzamy na zamku stemplując się i focąc. Na koniec wracamy do Kurozwęk na obiadek. Wrażenia z tego takie sobie i decydujemy, że następny obiadek zdecydowanie w innym miejscu.
Ogólnie dzień przyjemny. Słoneczko ładnie przyświecało ale obyło się bez przygniatających upałów. Trochę miejscami przyszło powalczyć z wiaterkiem. Nie przeszkadzał jednak jakoś szczególnie. Najbardziej męczące było tempo. Jednak duża grupa porusza się zdecydowanie wolniej. W którymś momencie zaczęliśmy z Krzysiem specjalnie zostawać w tyle. Kiedy grupa osiągała horyzont ruszaliśmy w pogoń by jechać za nimi swoim tempem. Po dogonieniu grupy i dogonieniu prowadzących znów zjeżdżaliśmy na pobocze i czekaliśmy aż zostaniemy wyprzedzeni. Dzięki temu dało się jakoś wspólną jazdę przecierpieć. Przed Szydłowem jednak jedziemy już we własnym, klubowym składzie.
Od wczoraj też miałem w rowerku obecne jakoweś stukanie. Dziś nasiliło się zauważalnie i w końcu na jednym z postojów zalewam suport, pedały i łańcuch smarem. Odgłosy znikają co bardzo mnie cieszy bo działały zdecydowanie denerwująco. Mam nadzieję, że nie wystąpi żadna awaria. Jednak myślę o tym, że jak będzie okazja to kupię sobie zapasowe pedały. Właśnie je podejrzewam o owe stukanie. Mają swoje wykręcone i mogą być na granicy czasu życia.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Dojazd na zlot w Kurozwękach
-
DST
182.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
08:43
-
VAVG
20.88km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś dzień dojazdowy na zlot PTTK w Kurozwękach. Zbieram się na koła prawie planowo ale po 1km zapominam, że nie zrobiłem sobie foto polisy OC i tym sposobem wychodzą mi extra 2 km. Ostatecznie ruszam w drogę o 6:15. Cel pierwszy: Wolbrom. Tam mam spotkać się z Pawłem i Tadkiem.
Kolejny cel to Miechów. Droga krajowa dość ruchliwa między Wolbromiem a Miechowem ale za to bardzo dobrej jakości. Gnamy dość sprawnie mimo niezłych hopek po drodze. Na tym odcinku gonią nas też kropelki ale na tyle niegroźne, że nie zwracamy na nie większej uwagi.
W Miechowie na chwilę przystajemy pofocić i zjeść i kropelki nas znów doganiają. Tym ustawiamy jako kolejny punkt na trasie Wiślicę. Teraz drogi przebiegają przez wsie i pola. Jest spokojnie, ruch niewielki. Dalej hopki różnej wielkości. Na horyzoncie czasem widać opady ale nas one nie dotyczą. Docieramy do Wiślicy w dobrym czasie. W sam raz na obiad. W centrum wybór między kebabem a zapiekanką więc słaby Ale jest jeszcze zajazd na kierunku naszej jazdy i tam się lokujemy. Zjadamy obiadek przeczekując nieco upał. Robi się też leniwie i ciężko ruszyć dalej. Z Wiślicy mamy do celu, czyli do Kurozwęk około 50km.
Ruszamy kawałek wojewódzką ale szybko możemy zjechać na boczne i znów jazda robi się spokojna. Hopki dalej nam towarzyszą. Zmęczenie daje o sobie znać i tempo już słabsze choć czas na razie wciąż dobry. Początkowo kierujemy się do Staszowa ale po drodze zmieniamy kierunek prosto na Kurozwęki i dzięki temu udaje nam się uniknąć głównych dróg. Dotaczamy się do tablicy oznaczającej miejscowość około 18:00. Robimy utrwalenie poprzez foto tego faktu. Potem już zjazd do centrum miejscowości. Od razu dostrzegamy banner klubowy rozpięty na balkonie i już wiemy, że jesteśmy u celu. Zakupy i pakujemy się na kwaterę. Potem już integracja.
Przejazd poszedł sprawnie i bardzo szybko. Udało się uniknąć deszczu. Jedyny moment kiedy deszcze poważnie nam zagroził przytrafił się w chwili, kiedy obok zauważyliśmy altanę przy jeziorze. Pół godzinki odpoczynku w czasie opadu było jak znalazł. Sprawności dojazdu posłużyło również to, że jechaliśmy równym tempem, nikt na nikogo nie musiał czekać. Po prostu wszystko dograne jak trzeba.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
DPD
-
DST
36.00km
-
Czas
01:44
-
VAVG
20.77km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Startuję minimalnie wcześniej niż wczoraj - 6:12. Mam wrażenie, że jest jakby odrobinkę chłodniej niż wczoraj choć widzę różnicę między godziną 5:00 a 6:10. Skok temperatury jest zauważalny. O 5:00 wyjeżdżałbym w kurtce. O 6:10 zastanawiałem się jedynie czy by nie skorzystać z rękawiczek ale ostatecznie i je odpuściłem. I w sumie nie było powodu by żałować. Kręcę dojazd przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Tempo przeciętnie intensywne. Po drodze spokojnie. Na miejscu jestem z zapasem około 5 min. Przyjemny dojazd do pracy.
Na powrocie piękne lato. Ciepły wiaterek, dużo słońca. Kręcę niespiesznie przez Mortimer do centrum D. G. Pobranie gotowizny na wyjazd i przebijam się w stronę Koszelewa. Zamiarowuję przejechać kawałkiem wałów na Czarnej Przemszy i oglądnąć plażę miejską. Wcześniej jednak muszę trochę odstać na przejeździe kolejowym. Na plaży dalej pustawo. Trochę ludzi pluska się przy jazie i tyle. Szału nie ma. Przetaczam się w stronę Targu i odbijam w Namiarkowe z zamiarem przejechania przez las grodziecki. Potem światła na "86" i od Lidla terenem w stronę podstawówki w Gródkowie. Wracam na "913" ale za przejazdem kolejowym znów uciekam na bok zahaczając o okolice remizy strażackiej w Psarach. Potem już prosto do domu. Przyjemnie i spokojne kręcenie powrotne. Tak, żeby się nie przemęczyć przed dniem jutrzejszym :-)
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:46
-
VAVG
20.38km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start o 6:10. Jak wstawałem kontrola termiki wykazała, że zimno. Jednak na wyjściu było na tyle przyjemnie, że zrezygnowałem z kurtki. Kręcę dojazd przez Będzin. Co prawda dziś dzień targowy ale jest jeszcze na tyle wcześnie, że w jego okolicach młynu nie ma i da się przejechać całkiem sprawnie. Kręcę niezbyt intensywnie. Na podjazdach jedyneczką z przodu. Ostatecznie na miejsce zataczam się z pięcioma minutami rezerwy. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Na powrocie w końcu lato. Cieplutko, słonecznie, trochę dmucha chyba z zachodu. Wracam tempem niespiesznym przez Mortimer i Reden w stronę Mostu Ucieczki z opcją decyzji którędy dalej jak zobaczę co się przy P3 dzieje. Sytuacja wygląda zachęcająco. Na bieżni nie ma tłumów. Możliwe, że plaża miejska w Będzinie zatrzymała nieco ludzi i stąd niejaki luz na P3. Wybieram więc bieżnię i przetaczam się pod Świątynię Grillowania i dalej na P4. Potem standard przez Preczów do Sarnowa. Za światłami od razu dobijam w prawo i boczną, nieasfaltową drogą między nowymi domkami przemykam się do lasu psarskiego. Na jego wylocie dowiaduję się, że teraz nosi nazwę Park Żurawiniec. Dowiaduję się też, że przy ośrodku zdrowia na trawiastym boisku, na którym grywałem w podstawówce, teraz powstaje przedszkole i żłobek w Psarach. Zmiany, zmiany, zmiany... Aby dalej zaznawać spokoju w drodze powrotnej wbijam w teren między polami a osiedlem w Malinowicach i kręcę do Strzyżowic. Potem już tylko niecały kilometr asfaltem i jestem w domu. Przyjemny i spokojny powrót.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
18.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wytaczam się na koła o 6:13. Generalnie pogoda, jak na lipiec to słaba. Jest zdecydowanie chłodno. Wysoko dywan chmur i zero słoneczka. Wiatru nie zauważyłem albo był korzystny. Pogoda jednak nie zachwyca. Kręcę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dziś bez sensacji, spokojnie. Na miejscu jestem z zapasem 2 min. Założona wczoraj przerzutka działa bezbłędnie. Na powrocie zrobię jej test na zjeździe terenowym. Co do siodełka to może jeszcze się zastanowię nad jakimiś regulacjami ale to też już na powrocie.
Popołudnie termicznie o wiele przyjemniejsze. Co prawda wieje ale słoneczko ładnie daje i po prostu jest ok. Wracam na kierunku do Będzina czyli po drodze Mec i Środula. Przy dworcu Stary Będzin odbijam na ścieżkę przy Małachowskiego i ciągnę nią aż do stadionu. Tu trochę zygzakowania w stronę Biedronki i ścianek z graffiti. Objechałem, obejrzałem. Słabo. Nie wszystkie ścianki wykorzystane. Malunki zdecydowanie słabsze niż poprzednie jako ogół, a pojedyncze szczególnie. Może następnym razem będzie lepiej. Przez Zamkowe przebijam się do lasu grodzieckiego i przecinam go w stronę świateł na "86". Przy Lidlu zjeżdżam w teren i las gródkowski. Dotaczam się do podstawówki i kręcę w stronę żółtego szlaku, którym przecinam ul. Wiejską w Psarach i zajeżdżam do domu częściowo terenem od strony Strzyżowic. Na powrocie raczej tempo spacerowe. Jakieś takie zmęczenie-znużenie mnie dopadło i brakło weny do intensywnej jazdy. Za to przynajmniej było spokojnie więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :-)
Kategoria Praca





















