DPOND
-
DST
50.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
03:10
-
VAVG
15.79km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch całkiem sprawny. Chwilę jeszcze tracę na przesmarowanie łańcucha i ruszam dopiero o 5:57. Jest przyjemnie, nawet powiedziałbym, że ciepło ale zaskakuje oblodzona trwa. Jakby coś padało i zamarzło. Na jezdniach jest jednak czysto i przyczepnie.
Trasę kręcę, jak ostatnimi czasy, przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie, niespiesznie i przyjemnie. W centrum D. G. na rondzie chwila niepewności czy dostawczak zatrzyma się przed rondem. Zatrzymał się. Nie było groźnie.
Na miejsce zataczam się równo o 7:00.
Na powrocie ładne słoneczko aż do zachodu i całkiem ciepło. Nic tylko pozaginać. Kręcę początek dość oklepany przez Mortimer i Reden w stronę Łęknic. Potem bieżnią Pogorii 3 na Piekło i bieżnią Pogorii 4 aż do Wojkowic Kościelnych. Od Ratanic ładnie ośnieżone więc była okazja uczciwie pochrupać po śniegu. Wcześniej też ale nie tak fajnie :-)
W Wojkowicach wracam na asfalty i kręcę na drugą stronę "86" a potem wbijam na niebieski szlak do Warężyna. Tu jeszcze okazja trochę pochrupać po śniegu. Potem już tylko asfalty. Przez Dąbie-Chrobakowe do Malinowic i do mojej wioski. Na finiszu zahaczam o wsiowego Lewiatana i doginam obok Dino by wyrobić dzisiejszy dystans. Finisz o pełnych ciemnościach.
Bardzo przyjemnie i spokojnie się jechało. Na P4 kilku rowerzystów. Nawet jeden szosowiec się trafił. Potem po drodze spotykam jeszcze dwóch kolejnych na światłach w Wojkowicach Kościelnych i już z okna w domu widzę najpierw dwóch szosowców a potem jadące z przeciwka dwa światełka kolejnej pary (może to ci z Wojkowic).
Generalnie towarzystwo trochę odmarzło i wyposzczeni "szoszoni" będą teraz nabijać kaemy.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
33.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
02:12
-
VAVG
15.00km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Im bliżej weekendu tym zamulanie przedstartowe większe. Dziś przez to, że uległem nałogowi i przy śniadaniu zdecydowałem się przeczytać jeden rozdział więcej. I potem już poleciało. Ostatecznie wytaczam się na koła o 6:01. Termorurka zeznała -6. Raczej bezwietrznie. Jezdnie generalnie suche. Bardzo niewiele miejsc ze śladami lodu.
Kręcę trasę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie, przyjemnie, równym tempem. Coraz wcześniej robi się jasno. Na miejsce zataczam się ze stratą 3 min. czyli nie tak tragicznie, jak myślałem, że może być.
Dziś nie planowałem objazdów więc ruszam w stronę centrum Zagórza i dalej do lasu mydlickiego. Przy Makro czuję, jak mnie odcina. Na oparach dobijam do lasu i od tego miejsca kręcę bardzo spacerowo. Przez Warpie, Nerkę, Zamkowe, las grodziecki i gródkowski spokojnie przetaczam się do domu. Zero zaginania.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
39.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
02:40
-
VAVG
14.62km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start nieco dziś obsunięty na 5:58 więc znów bez dziczenia. Na jezdniach warunki dobre. Minimalny ruch powietrza z kierunku bliżej nieokreślonego.
Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą raczej spokojna. Po drodze spotykam dwóch rowerzystów.
Na miejsce zajeżdżam z rezerwą 1 minuty. Przyjemnie się kręciło. Trochę szkoda, że znów zacznie wszystko płynąć. O 12:00 już +4.
Na powrocie chciałem trochę pochrupać po śniegu ale okazji do tego było znacznie mniej niż zakładałem. Chodnik na Lenartowicza tak obsypany solą, że śladu śniegu nie było a kupki tej soli dalej dumnie sterczały. Na ścieżce na Blachnickiego też częściowo odgarnięte a częściowo posolone. Dopiero na górce środulskiej uczciwy śnieg. Zjazd w stronę Plejady i dalej na Pogoń.
Ścieżka do będzińskiej Nerki w części sosnowieckiej niemalże czysta. Na będzińskiej tak na przemian śnieg, lód, czysto. Zamkowe odśnieżone więc tu też zero zabawy. Dopiero las grodziecki pozwala znów chwilkę pocieszyć się śniegiem. Widać jednak, że to już długo nie potrwa. W wielu miejscach zlodowaciały. Przeskakuję na światłach "86" i uciekam w pola i las gródkowski. Chrupiąco.
Od podstawówki w Gródkowie jadę wzdłuż "913" poboczem. Trochę chrupie ale widać że odśnieżali i sypali więc tu też lada moment będzie czysto. Na jezdnię wracam przy tartaku i za torami uciekam w prawo trochę pozaginać . Zakos koło Dino, zakos koło Lewiatana i na wykończenie zagięcie przez Kasztanową.
Powrót spokojny i przyjemny przy czym miałem wrażenie, że dziś jakoś nogi słabiej podają. Zaczynają się też problemy z ciuchami. Rano wdzianko jest w sam raz ale przy lekkich, popołudniowych plusach miejscami zaczynałem się gotować. I teraz albo rano odziać się lżej i trochę mocniej jechać by się rozgrzać, albo ślimaczyć po południu żeby się nie przegrzać. Jak ja bym chciał stabilnych warunków... Pocieszające to, że powroty już bez wsparcia czołówki.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
40.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
02:35
-
VAVG
15.48km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczorajszy zamiar dzisiejszego dojazdu przez pojezierze dąbrowskie legł w gruzach kiedy to na koła wytoczyłem się o 5:52. Za mało czasu na zabawy terenowo-śniegowe i trzeba mi grzecznie jechać asfaltami.
Warunki dziwne. Termorurka zeznała coś między -1 a 0. Za oknem dość konkretne mgły. Kiedy wyprowadzam rowerek widzę jednak, że przy gruncie musi być uczciwy minus bo wszystko zlodzone. Jezdnie dobrze posolone więc asfalt mokry i czarny. Mgły znikają po jakichś 300m ale potem mam je jeszcze kilka razy na trasie. Najgęstsze były między zajazdem "Pod Lwem" w Gródkowie a światłami na "86". Temperatura w kilku miejscach musiała być znacząco niższa bo oddech zamieniał się w kłęby pary.
Trasę kręcę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. W Łagiszy jezdnie z podłużnymi garbami lodu albo pokryte nierozjeżdżonym jeszcze błotem śniegowym. Miejscami lśniące połacie. Tu jadę dużo wolniej. Po drodze wyprzedzam rowerzystę, który na wąskich oponkach nie odważył się pokonać tego odcinka i prowadził swoje 2 koła. Mnie Mamut pozwala na więcej, więc jadę bez problemu choć wolniej.
W Dąbrowie Górniczej na rondzie w centrum znów chwila niepewności czy mi kierownik od strony Będzina ustąpi. Ustąpił ale tak ledwo ledwo. Gotów byłem w każdej chwili się zatrzymać i go puścić gdyby szarżował mimo tego, że to ja miałem pierwszeństwo.
Reszta drogi spokojna i bez sensacji. Jedyna okazja pochrupania po śniegu była na odcinku od stacji paliw na Mortimerze do zjazdu w ul. Szymanowskiego w centrum Zagórza. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy. Na mecie jestem równo o 7:00.
Link do galerii z powrotnego focenia.
Powrót częściowo po swoich śladach. Kręcę na początek do centrum Zagórza i stamtąd ścieżką na Mortimer. Dalej chodnikami wzdłuż Starocmentarnej gdzie chwilowo przerywam chrupanie po śniegu. Asfaltami przebijam się w stronę Łęknic. Tam wbijam na bieżnię przy Pogorii 3 i kręcę w stronę Piekła. Pochrupując. Od czasu do czasu przystaję też na moment cyknąć foto. Przetaczam się na Piekle na bieżnię wzdłuż Pogorii 4 i kręcę nią, dalej pochrupując i czasem focąc, do Preczowa. Tu znów wracam na asfalty, którymi ciągnę aż do mojej wioski. Niedaleko domu wyginam jeszcze lekko ul. Kasztanową i tym sposobem dobijam do dzisiejszego przebiegu.
Bardzo przyjemnie i spokojnie mi się jechało na powrocie. Miło było cieszyć się słoneczkiem i czystym niebem. Troszkę momentami dmuchało ale nie było to groźne. W momencie, kiedy słońce zajęło pozycję w okolicy horyzontu zauważalnie spadła temperatura. Od razu zrobiło się bardziej ślisko. Raz mi nawet koło zabuksowało. W domu jestem ciut przed 17:00 i jeszcze nie jest ciemno.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
37.00km
-
Teren
24.00km
-
Czas
03:10
-
VAVG
11.68km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakiego dziś miałem banana na twarzy jak zobaczyłem co za oknem, to trudno opisać. Zbieram się całkiem sprawnie zakładając, że na zmagania ze świeżo spadłym śniegiem będzie mi potrzeba trochę więcej czasu niż na dojazdy w minionym tygodniu. Warstewka białego jest całkiem konkretna. Na ulicy biało choć już są wyjeżdżone koleiny. Lekko dmucha z zachodu i czasem pojawiają się drobne płatki śniegu.
Ruszam o 5:38. Początkowo ostrożnie. Potem, kiedy jestem na płaskim albo mam lekko pod górkę to kręcę z uczuciem. Na zjazdach pilnuję prędkości żeby w razie przyziemienia mieć mniej niż 20km/h. Jedzie się całkiem dobrze choć pod kołami ciągle zmienia się podłoże. A to jest ubity biały śnieg, a to chlapa, a to zlodzony śnieg przykryty chlapą. Czarnego asfaltu praktycznie nie mam przez całą drogę.
Kręcę przez Sarnów i Preczów na Pogorię 4. Tu kawałek jadę po dziewiczym śniegu. Potem przeskok na Pogorię 3. Podjazd z buta bo jak utknąłem w przysypanej koleinie tak już nie mogłem złapać przyczepności. Na bieżni P3 nie byłem pierwszy. Deptała tu jakaś kijanka ale i tak jedzie się cudnie. Warstwa śniegu sprawia, że otacza mnie całkowita cisza. Czasem tylko gdzieś trzaśnie gałąź pod ciężarem śniegu.
Niedaleko mola widzę rowerzystę, który próbuje walczyć w śniegu ale opony dużo węższe od moich mu tego nie ułatwiają. Ja jadę bez problemu. Chciałem zwykłą trasą dotrzeć do Mostu Ucieczki ale przysypane koleiny i rozlewisko skłaniają mnie do małego odwrotu i przejazdu kawałek pod prąd. Jest już 6:40 i nie mam czasu na zabawy terenowe i objazdy. I tak zakładam, że się spóźnię. Nie wiem tylko jeszcze o ile.
Przez Reden przejeżdżam bez problemu. Drogi mokre od błota śniegowego ale dające dobrą przyczepność. Na Starocmentarnej jadę chodnikiem przykrytym prawie nieprzedeptanym śniegiem. Potem chodnikiem wzdłuż Braci Mieroszewskich do centrum Zagórza i finisz "asfaltem" Szymanowskiego.
Na metę zataczam się ze stratą 20 minut. Jeszcze chwilę muszę poświęcić na oskrobanie z grubsza śniegu z roweru. Dojazd bajkowo spokojny i przyjemny. Powrót obowiązkowo przez las zagórski :-)
Więcej sobie po powrocie obiecywałem zawalił jednak wszystko brak minusa. Spadły śnieg zamienił się na jezdniach w błoto i chlapę. W terenie, którym to zacząłem powrót, niby było lepiej ale jechało się raczej słabo. Świeży opad nie związał się ze zlodzeniami z poprzedniego i kółka często mi uciekały nie tam, gdzie chciałem jechać. Wybijało to z rytmu i nieustannie stopowało.
Przez Reden przebijam się pod Most Ucieczki i jadę pod molo na Pogorii 3. Miałem strzelić tylko kilka foto i jechać na Zieloną i czarny szlak, ale tam często są wyjeżdżone koleiny i pewnie by mi się jechało równie chusteczkowo jak przez las zagórski. Tymczasem na bieżni P3 warunki były prawie tak dobre jak rano. Co prawda śnieg stratowany przez piechotę i narciarzy ale jeszcze całkiem sporo zostało nieruszonego i dało się spokojnie jechać. Tak też i zdecydowałem się z tego wariantu skorzystać.
Potem przeskok na P4 i dalej do Preczowa i Sarnowa. Tu już drogi w dość dobrym stanie. Niewiele błota i umiarkowanie wody. Niespiesznie przetaczam się do domu z małym haczeniem o piekarnię. Finisz już o szarówce. Dużo czasu zajęło mi przebijanie się przez las na Zagórzu. Na razie go sobie chyba odpuszczę i przerzucę się na ścieżki. Jak już pogoda się ustabilizuje, nieco zmrozi to pokręcę tam znowu. Mimo wszystko przyjemny i spokojny powrót z pracy.
I jeszcze taka myśl mnie naszła, że chyba jednak rozmiar ma znaczenie. Zastanawiające były reakcje kobiet na mój widok. Znaczy się rowerka i jego oponek. Bardzo zastanawiające...
Kategoria Praca
O
-
DST
37.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
20.18km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sumie, to nie planowałem jeżdżenia w sobotę ale warunki jednak mnie do tego zachęciły. Termorurka zeznała, że +11. Troszkę wiało ale jak na halny, to jakby wcale. Jezdnie przeważnie mokre z licznymi potokami. Głównie płynęły wzdłuż.
Pretekst znalazłem sobie do wyjazdu taki, że trzeba mi było kabelka HDMI-DisplayPort. W warzywniaku przy domu nie kupię, więc trzeba się ruszyć gdzieś dalej. Wybór pada na MediaMarkt w czeladzkim M1. Leciutko wyginam drogę do celu przez Strzyżowice i Wojkowice oraz centrum Czeladzi. Tym sposobem nawijam 14km.
Kabelka nie dostałem ale za to były przejściówki więc chyba temat załatwiony. Wracam do domu ale z zagięciami. Kręcę zobaczyć rondko na Syberce, o którym mi jakiś czas temu mówili. Podobno w godzinach szczytu bywa kłopotliwe. Dla mnie i o tej porze bez sensacji. Przez rondo Unii Europejskiej kręcę w stronę Alei Kołłątaja i nią przez Koszelew do centrum Dąbrowy Górniczej i dalej przez rondo na Alei Róż na Reden. Tu odbijam w boczne uliczki i przeciskam się do przejazdu kolejowego. Chwila stania aż przeleci cargo i dalej asfaltami na Zieloną.
Przelatując przez park zapuszczam żurawia czy by nie wjechać na czarny szlak ale oblodzenia zniechęcają mnie. Na wąskich oponkach nie będę ryzykował. Ze 2x mi już dziś koło na zlodzonym śniegu chciało uciekać. Jadę dalej asfaltem do Marianek i skręcam na Preczów. Stąd już standardowa droga przez Sarnów do domu.
Przyjemnie się kręciło. Miło było znowu zobaczyć na liczniku prędkości powyżej 30km/h i dobić do średniej rzędu 20km/h. Mimo niezłej pogody nie spotkałem zbyt wielu rowerzystów.
Kategoria Inne
DPDZND
-
DST
41.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
02:35
-
VAVG
15.87km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch fatalny zakończony startem o 6:07. W warunkach letnich to aż nadto czasu ale w styczniu, kiedy podczas jazdy muszę pilnować oddechu, to murowane spóźnienie.
Kręcę trasę jak ostatnimi czasy rano, przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą z haczeniem po podjazd pod muzeum. Dziś, dla odmiany, kierownik mało co by skosił przy mnie słupek na wysepce przy przejściu dla pieszych na skrzyżowaniu Legionów Polskich i Alei Kościuszki. Zjeżdżałem od strony muzeum do tych świateł, minąłem je i już zbliżałem się do przejścia, kiedy wyprzedziła mnie jedna osobówka wciskając się przede mnie. Następny jechał chyba dość blisko za nim i chciał ten sam manewr zrobić, kiedy zorientował się, że się nie zmieści i dał po hamulcach. Zatrzymał się na centymetry przed słupkiem. Tyle kątem oka zdążyłem zauważyć. Nie słyszałem żadnego "bum" więc chyba nikt mu w kufer nie wjechał.
Na ścieżce przy Braci Mieroszewskich coraz mniej śniegu i lodu ale jeszcze ten kawałek zaliczam jako terenowy. Poza tym drogi suche środkiem i lekko oblodzone lub, rzadziej, mokre po brzegach.
Finisz ze stratą 6 min. W sumie przyjemny dojazd do pracy.
Na powrocie postanowiłem skorzystać jeszcze z okazji pochrupania po resztkach śniegu, które jutro mogą zniknąć po tym, jak halny podgrzeje atmosferę do, podobno, nawet +10 stopni. W tym celu wspinam się Lenartowicza do początku ścieżki na Blachnickiego i toczę się w stronę górki środulskiej.
Śniegu na trasie nieco ubyło ale udało się pochrupać. Również zjazd na szagę poszedł ładnie. Potem przebijam się na ścieżkę z Pogoni do Nerki. Tu też już więcej czystych odcinków ale udało się też trochę pochrupać. Dalej przebijam się przez Zamkowe na ścieżkę do Grodźca. Chrupania ciąg dalszy. Z Grodźca zjeżdżam do Gródkowa i korzystam z ostatniej okazji dzisiaj do pochrupania, z pobocza "913" od podstawówki do tartaku. Za torami odbijam w bok by uciec z ruchliwej drogi i lekko wyginając zataczam się do domu.
Tu tyko chwila przerwy na odłożenie plecaka i założenie sakw. Potem standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Zjazd z balastem już za ciemności. Przyjemne i spokojne kręcenie powrotne.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
34.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
02:10
-
VAVG
15.69km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch dziś całkiem sprawny zakończony startem o 5:47. Termorurka zeznała zero ale na dworze przy gruncie wszystko zamarznięte. Możliwe, że trochę podwiewało.
Trasę kręcę jak wczoraj. Jedzie się dobrze. Główne drogi niemokre, niesuche, nieoblodzone. Jedzie się dobrze. Pierwszy raz od dość dawna przychodzi mi postać na przejściu przy "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej. Ciśnie pociąg do Gliwic.
Również w Dąbrowie, na rondzie w centrum, podnosi mi ciśnienie jakiś burak jadący od strony Będzina. Ostatecznie wyhamował ale dopiero jak miałem go już na wysokości mojego tylnego koła. Powinni zamontować tam jakieś spowalniacze z tego kierunku bo to już nie pierwszy raz taka akcja mi się trafia.
Przez chwilę jadę w lekkim dygocie. Na szczęście reszta drogi spokojna. Na miejscu jestem z zapasem 6 min.
Na wylocie z pracy zauważalnie cieplej niż rano. Jest trochę słoneczka. Kręcę w stronę centrum Zagórza chwilę pogadać z Prezesem. Schodzi z kwadrans nim ruszam w dalszą drogę.
Przez las mydlicki kręcę w stronę Warpia i dalej ku Nerce i na Zamkowe. Stąd do lasu grodzieckiego, światła na "86", las gródkowski, chrupiące pobocze "913" do tartaku i finisz asfaltem do domu bez gięcia.
Przyjemnie i spokojnie się wracało.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
38.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
02:28
-
VAVG
15.41km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch przeciętnie sprawny zakończony startem o 6:00. Warunki w miarę niezłe. Zmiana w stosunku do wczoraj to lekki podmuch ze wschodu. Nie uprzykrzał jednak jakoś bardzo jazdy. Poza tym standard: część dróg mokra, część ze zlodzonym śniegiem, ścieżki oblodzone lub pokryte zmrożonym śniegiem.
Kręcę trasę dokładnie taką jak wczoraj. Sprawdziła się więc na razie taka będzie w użyciu. Przejazd w miarę spokojny. Czasem tylko irytowali mnie kierownicy wyprzedzający ciut za blisko, jak na mój gust. Zwłaszcza, że mieli zwykle cały drugi pas wolny.
Na mecie jestem z zapasem 60 sekund. Przyjemny dojazd do pracy.
Na powrocie ładne słoneczko. Jest też chyba na plusie bo raczej mokrawo. Odrobinkę dmucha z kierunku niedookreślonego czyli niezbyt przeszkadzająco.
Od samego rana planowałem powrót przez Będzin ale poszło trochę inaczej niż myślałem. Na duży plus.
Zaczynam wjazd chodnikiem na Lenartowicza i ciągnę prawie do pierwszych świateł. Tak coś mnie tknęło by skręcić na ścieżkę przy Blachnickiego i to był strzał w dziesiątkę. Pokryta śniegiem miło chrzęściła pod kapciami Mamuta. Jeszcze widać było mój poniedziałkowy ślad. Przetaczam się ścieżką do świateł i dalej prosto w stronę górki na Środuli. Trochę mi się nie skojarzyło, że przy śniegu będzie czynny wyciąg i ludzie na nartach będą zjeżdżać, i wybrałem się zwykłą ścieżką, która przecina stok. Dopiero jak ujrzałem siatkę to zatrybiłem.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :-) Nawrót i objeżdżam dookoła górkę zaliczając piękne ścieżki z chrupiącym, białym i niezlodzonym śniegiem. Jechało się miodzio. Potem jeszcze zjazd na szagę po stoku w dziewiczym śniegu. Przez parking Plejady i bocznymi ulicami przebijam się w stronę Pogoni i zaczynającej się tam ścieżki rowerowej. Ta również w sporej części oblodzona lub zaśnieżona. Miłego chrupania pod kołami ciąg dalszy aż do będzińskiej Nerki.
Szybko przemykam się przez Zamkowe i do lasu grodzieckiego na leśną autostradę w stronę ul. Odkrywkowej. Przeskakuję światła na "86" i przy Lidlu uciekam w pola i do lasu gródkowskiego. Nim pod podstawówkę a potem wzdłuż "913" dalej chrupię sobie poboczem. Dopiero przy tartaku wracam na asfalt. Finiszując robię jeszcze małe wygięcie przy Dino w stronę Lewiatana i dopiero stamtąd zjazd do domu.
Na mecie jestem już dłuższą chwilę po zachodzie słońca ale jeszcze coś tam widać bez czołówki. Wyraźnie spadła temperatura bo wilgoć na asfalcie zaczęła się ścinać. Bardzo przyjemnie mi się kręciło do domu. Sam sobie nie mogę się nadziwić, że tak mi się podoba jeżdżenie na grubasku skoro nie lubię zimy. Teraz już jakby trochę mniej jej nie lubię. Może nawet by mi się spodobała, gdyby była bardziej stabilna, w sensie równy minus zamiast tego cyklicznego odmarzania i zamarzania.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
14.00km
-
Czas
02:30
-
VAVG
14.40km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start lekko obsunięty przez operację smarowania łańcucha. Ruszam o 6:00. Na mojej ulicy trochę zlodzonego śniegu ale widziałem już dwie solniczki więc pewnie szybko to spłynie. Zaskakuje mnie wiatr z południa. Dość zauważalny. Na "913" mokro więc jedzie mi się dobrze.
Dziś od razu zakładam trasę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Jest kilka odcinków, gdzie na jezdniach leży zlodzony śnieg. Głównie na tych o mniejszym ruchu. W Dąbrowie Górniczej lekko wyginam by nie stać na światłach na Al. Kościuszki. Zajeżdżam na Legionów Polskich od strony muzeum i dzięki temu mogę kolejne światła przejechać bez stania.
Ścieżka przy Braci Mieroszewskich też nie jest czysta ale przejechać to na Mamucie to nie problem. Na metę zataczam się równo o 7:00. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy. Po drodze widziałem dwóch rowerzystów.
Powrót bez większego gięcia za to z dużym udziałem terenu. Od razu zaczynam od przejazdu przez las zagórski w stronę Redenu. Kawałek asfaltami przez miasto do Mostu Ucieczki i potem bieżnią w stronę Świątyni Grillowania. Przeskok na P4 i znów asfaltami przez Preczów i Sarnów do "86". Przekroczywszy ją zaraz uciekam w teren. Brzegiem Parku Żurawiniec w stronę terenowego łącznika do Strzyżowic i finisz asfaltem do domu.
Przyjemny, spokojny i niespieszny powrót do domu. Docieram już po zachodzie słońca ale jeszcze za względnej jasności.
Kategoria Praca





















