limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPODZD

Czwartek, 2 maja 2019 | dodano: 02.05.2019

Rozruch mocno grzebany zakończony startem o 6:14. Z tego też powodu trasa krótka przez Będzin, Środulę i Mec. Słonecznie ale niezbyt ciepło. Wieje z zachodu. Odczuwalna temperatura obniżona przez wilgoć z nocnych opadów. Wdzianko na długo wcale nie było przesadą. Dopiero na finiszu, przy ostatnim podjeździe, czułem, że robi się cieplej. Asekuracyjnie lżejsze ciuchy na popołudnie jechały w plecaku. Przejazd spokojny i przyjemny. Na drogach pustki zarówno jeśli chodzi o samochody jak i rowerzystów. Ewidentnie długi weekend. Na mecie jestem równo o 7:00.


Popołudnie o wiele przyjemniejsze termicznie niż poranek. Da się jechać we wdzianku "na krótko" choć przy zwrocie na zachód wiaterek daje się trochę we znaki i jakoś super ciepły nie jest. Powrót robię niespieszny, zaginany i w kilku miejscach terenowy. Początek od lasu zagórskiego, potem przez Reden na bieżnię P3 i dalej na terenowy objazd P4 do Wojkowic Kościelnych. Stąd asfaltami przez Podwarpie do Tuliszowa. Skrótem do Przeczyc i wjazd pod górkę w Targoszycach gdzie robię zwrot na zjazd do Dąbia. Przy okazji udaje mi się podkręcić rekord prędkości na Mamucie do 54km/h. Może gdyby nie boczny wiatr byłoby więcej. Z Dąbia kręcę do Strzyżowic i stamtąd zjeżdżam do domu. Tu chwila na zamianę plecaka na sakwy i jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Z ładunkiem powrót do domu.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!