limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Pławniowice

  • DST 142.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 08:56
  • VAVG 15.90km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 września 2019 | dodano: 01.09.2019

Sprawcą dzisiejszego jeżdżenia był Michał. Rzucił pomysł by jechać do Pławniowic. Skład miał być liczniejszy ale ostatecznie pojechaliśmy we trójkę: Agata, Michał i ja. Prowadził Michał, no bo skoro to jego pomysł, to... :-) W efekcie wyszło fajnie.

Zbieram się umiarkowanie sprawnie i ruszam spod domu około 7:40. Jeszcze po drodze zahaczam o piekarnię by mieć trochę paszy na czarną godzinę. Potem kręcę bez kombinacji na spotkanie na BP w Mysłowicach. Bez kombinowania jednak się nie obeszło bo się okazało, że Ostrogórska w Sosnowcu rozkopana i dość dobrze ogrodzona na tym odcinku. Rowerkiem jednak da się to sprawnie objechać. Samochody mają dużo gorzej. Udaje mi się dotrzeć na miejsce spotkania z minutą rezerwy. Przed startem jednak trochę marudzimy. Ja kicham, Michał wtrzącha co na kształt śniadania, obaj czkamy na Agatę, a potem we trójkę czekamy aż Garminy policzą trasę. Ruszamy po 9:00.

Trasa na mapce więc nie będę w detalach opisywał. Generalnie nieźle nas Garmin Michała przegonił. Trochę drogami, które w normalny dzień roboczy byłyby mocno niewskazane do jazdy rowerem. Jednak przy niedzieli, o poranku jakoś się udało.

Szybko zaczęło nam dopiekać. Picie ciągle się kończyło i postoje przy sklepach były dość częste. Może dzięki temu udało się nie odwodnić i nie przegrzać.

Tempo mieliśmy raczej wycieczkowe niż wyścigowe i bardzo dobrze, bo dzięki temu nie wystąpił dziś u mnie ból kolana, który na takich dystansach, i przy intensywniejszym kręceniu, zwykle się pojawiał. Chociaż ból i tak był. Kilka razy, na odcinkach leśnych i terenowych, trafiło mi się zahaczyć nogami lub rękami o jakieś parzące zielska. I chyba nie wszystko to było pokrzywy. Na prawej ręce wręcz wyskoczyły solidne bąble, które rozeszły się dopiero po kilku godzinach.

Do Pławniowic, nad jezioro, trafiamy około 14:00. Zasiadamy tam na obiad i chwilę nam schodzi. Ale trzeba było, a rybka była warta zachodu. Potem podjeżdżamy pod pałac zrobić foto przy bramie i zaczynamy odwrót. Objeżdżamy jezioro Pławniowickie od północy i dalej za przewodnictwem Michałowego Garmina kierujemy się w stronę Bytomia. Ustawienia nawigacji to kolarstwo górskie więc jest ciekawie. Sporo terenu momentami ocierającego się o bezdroża.

Czas jednak ucieka i kiedy jesteśmy już w Bytomiu odpuszczamy zawijasy. W Bytomiu też Agata postanawia resztę drogi odbyć pociągiem. Widać po Niej, że jest zmęczona. My z Michałem wierzymy, że dałaby radę ale ona nie jest do tego przekonana. Nie namawiamy i nie zmuszamy. Grzecznie odprowadzamy ją na dworzec. Okazuje się jednak, że Agata ma przeciwko sobie całe PKP (czy też KŚ). W niedzielę pociąg o 19:08 nie kursuje. Następny jest o 20:52. A my mamy na chronometrach gdzieś około 19:20. Wybór taki, że albo czekać w pip czasu na pociąg, albo jechać w jakimkolwiek tempie dalej. Agata jedzie z nami.

Wbijamy na "94" i ciągniemy przez Piekary Śląskie do Siemianowic. Tempo jakby ciut żwawsze. Przy odbiciu na Przełajkę żegnam się z moimi towarzyszami z Mysłowic. Oni lecą dalej na Czeladź a ja w stronę Wojkowic. Swoim tempem dość szybko docieram do domu. Tu sesja foto pająka na bramie, smarowanie amorków Rzeźnika, potem zimny browarek, wpis, prysznic i spać.

Bardzo przyjemnie spędzona niedziela.



Link do pełnej galerii




Cośmy się dziś na światłach nastali, to nasze.


Nawet nie wiem czyśmy tam na legalu jechali. Nie spodobał mi się ten odcinek ale udało się go przeżyć.


Nastrzelałem dziś trochę foto kościołów po drodze bo to jakieś charakterystyczne punkty.


Trafiały się też murale.


Niektóre foto krzywe, bo strzelane w locie, z ręki.


Na niektórych widać, że jakiś tam speed był w trakcie jazdy :-)


Po drodze było całkiem sporo rowerzystów.


Kontrolne przy pałacu w Pławniowicach.


A potem to już różne przypadkowo kontrolne foto na powrocie.


Tu Garmin twierdził, że jest dobrze przejezdna droga. Dobrze, że zebrali kukurydzę. Inaczej jazda byłaby... interesująca...


Chwilę po niezłym chaszczowaniu.


Losowe przed Bytomiem.


Potem już nie było weny i nastały ciemności więc darowałem sobie foto. Aż nie dotarłem do domu, gdzie taką oto piękność przyuważyłem w świetle czołówki na bramie. Nie mogłem się oprzeć pokusie i strzeliłem kilka foto. Mam nadzieję, że pajączek nie oślepł, bo kilka było z lampą ;-p


Wynik za dzień. Nie jest może jakiś super hiper wielki, ale uczciwy jak na temperaturę i weretepowanie.


Kategoria Jednodniowe


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!