limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w kategorii

Inne

Dystans całkowity:18056.00 km (w terenie 3205.00 km; 17.75%)
Czas w ruchu:1011:28
Średnia prędkość:17.85 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Liczba aktywności:569
Średnio na aktywność:31.73 km i 1h 46m
Więcej statystyk

Ładunek wrażliwy

  • DST 39.00km
  • Teren 9.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 19.50km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 lipca 2012 | dodano: 06.07.2012

U mnie w okolicy cały dzień pewnie był taki sam jak w reszcie kraju czyli lampa okrutna. Tak też i cały dzień z domu się nie ruszałem. Wieczorkiem dmuchnęło, jakoweś chmury się pojawiły ale tak na moje oko to deszczu raczej nie zapowiadały.
Około 19:00 tel do Marcina, że jak coś to o 20:00 na tamie na P4. Zbieram się i ruszam. Na miejscu o czasie ale Marcina nie będzie - zatrzymały go sprawy różne.
Tak więc robię solo objazd P4. Miał być asfaltowy ale jakoś mnie tak ściągnęło w teren i tak już poleciało. Objazd zajął mi jakieś 40 min. Zadziwiająco pusto jak na taką pogodę. Pewnie postraszyła wszystkich ta "burzowa chmura". Tak sobie pomyślałem, że może jeszcze zdążę do Lidla w Będzinie więc ruszam na Zieloną i wbijam na ścieżkę wzdłuż wałów Czarnej Przemszy. Na singielku wsiada mi ktoś na koło więc nieco podkręcam tempo i w miarę sprawnie dobijam do Będzina. Niestety Lidl tylko do 21:00 a trafiłem równo o tej godzinie więc jadę do Kauflanda.
Tam zakupy różne, w tym zaopatrzenie na jutrzejszy ochlej.
Powrót niemal najkrótszą drogą w tempie mocno asekuracyjnym. Sami rozumiecie, litr Żytniej to ładunek wart poświęcenia odrobiny uwagi. Wolę się powolutku zatoczyć niż ryzykować, że po ciemku na jakiejś dziurze %%% mi się rozleją.

Przed startem nieco podłubałem przy przerzutkach i wreszcie wczorajsze dzwonienie ustało. Jeszcze nie ideał ale ujdzie.


Kategoria Inne

Uderzenie BS na Starganiec

  • DST 80.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:47
  • VAVG 21.15km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 5 lipca 2012 | dodano: 05.07.2012

Dziś impreza wywołana przez Amigę a z czyjego ewentualnego innego podburzenia, to już On sam zezna :-)
Jakoś tak w ciągu dnia dzwonię jeszcze do Edyty z info o tym wydarzeniu oraz wysyłam esa do Joanny.
A potem szorowanie rowerka (zupełnie jak nie ja), pakowanie i start na spotkanie. Miałem lecieć prosto do Katowic ale w końcu zawinąłem do Sosnowca pod PTTK ale już spóźniony i grupę ścigałem aż do samych Katowic. Dogoniłem skład tuż przed teatrem.
Tam czekał na nas Rysiek, który był naszym przewodnikiem na Starganiec. Tempem zmiennym, zahaczając tu i tam o punkty o charakterze działalności handlowej, docieramy do celu, gdzie zastajemy Amigę. Podprowadza nas na miejsce zbiórki i sam jedzie szukać Tomka i Moniki, którzy gdzieś tam po drodze się zamotali. A tu zaczyna przybywać powoli BS-owych i nie tylko znajomych aż robi się całkiem spora gromadka.
Zostaje odpalone ognisko. Focenie. Opowieści i żarty. Czas szybko i miło leci.
W międzyczasie Kysu, Krzychu22, gozdi89 i avacs wyruszają po ciąg dalszy zaopatrzenia. Przy powrocie Rysiek zalicza wypadek. Z opowieści wynika, że efektowny. Ale z kondycji i wyglądu wychodzi na to, że może brać udział w kolejnych takich zdarzeniach. Straty ponosi tylko w pewnym napoju gazowanym i skórze zdartej tu i tam na nodze.
Kiedy robi się ciemno a komary zaczynają ucztować na nas ze zdwojoną energią, ruszamy w drogę powrotną. Do ławeczek na Ochojcu prowadzi nas Amiga. Nie mam pojęcia którędy jechaliśmy bo chyba tam nigdy nie byłem, a jeśli nawet tak, to za dnia, raz i też bym nic nie kojarzył z tych miejsc.
Na Ochojcu żegnamy się z Dariuszem i jedziemy już znaną drogą w stronę Janiny. Potem dalej do Mysłowic, gdzie robimy wjazd do Żabki a potem żegnamy się z Kysu, który jest już prawie w domu.
Dalej w składzie: Edyta, Monika, Tomek, Krzysiek, Marcin i ja gnamy razem aż do Niwki. Tu znów się dzielimy. Monika z Tomkiem, Krzyskiem i Marcinem jadą w swoją stronę a Edyta i ja skręcamy w stronę Pogoni. Szybko i sprawnie docieramy do celu. Żegnam się z Edytą i gnam do siebie w nadziei, że zdążę jeszcze dzisiaj. Niestety nie udaje się. W domu jestem 0:05 a wracałem i tak najkrótszą drogą przez Będzin i Gródków.
W domu wszystko woła jeść: kot, telefon, GPS, ja...

Najazd uzależnionych od BS na Starganiec udał się rewelacyjnie. Ja lekko w główkę trzaśnięty po wypadku ale coś mi się tak majaczy, że padła propozycja o uczynienia tego zjazdu cyklicznym. Zobaczymy jak to się w praniu ułoży.
W każdym bądź razie fajnie było się zjechać i spotkać. Atrakcje niby we własnym zakresie ale to chyba najlepsza forma, bo każdy dostaje co chce.


Zdjęcie "zlecianych" na Starganiec autorstwa Amigi.


Kategoria Inne

Z Edytą do Lublińca - wytyczanie trasy

  • DST 174.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 10:09
  • VAVG 17.14km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 lipca 2012 | dodano: 04.07.2012

Plan na dziś: przejechać z Czeladzi do Lublińca i powrócić trasą na wycieczkę PTTK 14 lipca. Trasa tam inna iż powrotna. Jak najbardziej bocznymi drogami albo wręcz terenowo.
Umówiłem się z Edytą na wczorajszej ustawce, że jedziemy razem.
Start z kwadransem akademickim z rynku w Czeladzi. Nieco się grzebałem ze startem z domu i tak jakoś wyszło.
Pogoda rewelacyjna. Trochę tylko popadało jak byliśmy w Miasteczku Śląskim ale niegroźnie. Tam też zaliczyłem glebę na śliskim błocie. Na szczęście bezstratną i bezobrażeniową. W onym Miateczku też trochę pokręciliśmy się koło huty (zapoznaliśmy 3 bramy wjazdowe do tejże) próbując znaleźć jakiś maksymalnie terenowy objazd tej działalności gospodarczej. Przy okazji dziebko poszorowaliśmy po błocie i wertepkach.
Droga do Lublińca w większej części lasami. Kilometrami tylko leśne dukty, szum drzew i inne odgłosy różne lasu. Żywego ducha. Teren różny: sporo kałuż, trochę błota, miejscami piasek ale generalnie wszystko do przejechania.
Po drodze kilka króciutkich postojów na pojenie i karmienie. Docieramy do Lublińca trochę po 15:00. W Chacie Wuja Toma wprowadzamy sobie obiadek + herbatki/kawki/napoje. Na miłej rozmowie czas płynie i robi się prawie 17:00, kiedy wyruszamy w drogę powrotną. Inny wariant. Początek przez las dłuuuuuugą prostą. Potem na zmianę asfalty i las. Dłuższa chwila postoju w Świerklańcu i potem już bez marudzenia prosto do celu. Odprowadzam Edytę pod dom (jest po 22:00). Chwila rozmowy, poznaję męża Edyty, Wojtka. W końcu się żegnam i ruszam prosto do siebie przez Będzin i Gródków.

Naprawdę udany rowerowo dzień. Jechało mi się z Edytą bardzo dobrze. Podobne, równe tempo. Wesołe rozmowy. I sporadyczne foto. Cieszę się, że razem odbyliśmy tę drogę.

A trasa wyglądała tak:



Chwila oddechu gdzieś w lublinieckich lasach.


Rezerwat Jeleniak Mikuliny.


Edyta forsuje n-tą kałużę w drodze do Lublińca.


Lubliniec osiągnięty.


Chrzest nowych sakw MSX-a i to, co się przylepiło do rowerka po drodze do Lublińca a nie odpadło na wertepach :-)


W oczekiwaniu na obiadek - obraz ufajdania w mojej wersji.


Najazd w drodze powrotnej.


Pojedynek na aparaty niemal w domu - Świerklaniec.

Link do pełnej galerii


Kategoria Inne

Szpital->Praca->DG->Serwis(Będzin)->Dom->Ustawka w Będzinie itd.

  • DST 91.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 20.22km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 lipca 2012 | dodano: 03.07.2012

Rano do przychodni w szpitalu w Czeladzi na kontrolę. Wolne do końca tygodnia. Jeszcze. Potem z ZLA do pracy. Z Czeladzi wyjeżdżałem tuż po burzy. Mokro jeszcze było w Będzinie ale w Sosnowcu już sucho. Dziś pewnie cały dzień taki będzie.

Powrót z pracy na Dąbrowę Górniczą. Coś po drodze zaczęło dziwnie w kole jęczeć więc zrobiłem zwrot na serwis w Będzinie. Po drodze przestało w kole jęczeć ale byłem już pod serwisem więc wszedłem i zapytałem o sytuację Nowego Rumaka. A sytuacja jest taka, że obręcz koła zadniego do wymiany. Czy coś jeszcze to się okaże.

Dotarł też niedawno wyszukany w sieci i zamówiony zaczep do Garmina (wziąłem 1 na zapas). Będę go mógł teraz znowu mocować na kierownicy. Bardzo to ułatwia obsługę.

Na 17:00 pognałem do Będzina na ustawkę. Spotkanie pod Zamkiem. Grupa zmyślnie schowana w murach przed słońcem. Tym razem 10 osób łącznie ze mną. Na początek lot wzdłuż Czarnej Przemszy na Zieloną i dalej na P3. Tam robimy kółeczko i się zakotwiczamy na moment w jednej z knajp. Jak się okazuje, moment nieco się przeciąga przez burzę. Jest mokro, jest wesoło. Po burzy lecimy na Zieloną pod parasole przy fontannie i tam znów chwila na zacieśnianie znajomości. Czas leci i w końcu zapada decyzja, że wracamy. Różniastymi wertepkami i asfaltami lądujemy w Będzinie. Tam część osób uderza do siebie. Z Prezesem Ghostbikersów lecimy w pobliże ich DOMU ZŁEGO, gdzie się żegnamy. Marcin i ja odprowadzamy Edytę pod drzwi. Pożegnanie i lecimy dalej bo tak cośik ciągle mryga.
Marcin jedzie do siebie, ja do siebie.
Moja droga wiedzie przez Czeladź, Grodziec i Gródków. Przez całą Czeladź deszczyk tak sobie pokapuje ale w sumie niegroźnie. Gdyby się taki całą drogę utrzymał, to by było całkiem ok. Ale nie. W Grodźcu, na drodze do Gródkowa, dopada mnie ulewa więc jak dojeżdżam do Gródkowa to już mi się nie spieszy bo i tak względnie suchy nie dojadę.
Po drodze ciągłe flesze. Nie wiem, czy przekroczona prędkość ale jeśli tak, to jestem już bankrutem, czy żem taki piękny ;-) Chociaż po zdjęciach Nekora z Ustronia to raczej w to wątpię.


Dzisiejszy skład - foto autorstwa Nekora.


Kategoria Inne

Piekary Śląskie -> Kozłowa Góra -> Niezdara -> Sączów

  • DST 45.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 lipca 2012 | dodano: 02.07.2012

Miał być dziś test trasy do Lublińca ale jakoś tak się nie pozbierałem i w końcu nie pojechałem.
Potem jeszcze próba ustawki na trasie Będzin <-> Góra Siewierska ale okazuje się, że chętni owszem są, ale na jutro. Tak więc z tego wszystkiego wsiadłem na Srebrną Strzałę i pognałem gdzie oczy poniosą.
Najpierw do Wojkowic. Tam trochę pobrykałem po wertepkach za kopalnią Jowisz. Potem przerzuciłem się na kawałek wertepków do Piekar Śląskich i dalej asfaltami oraz ścieżką rowerową dokulałem się na wał zbiornika Kozłowa Góra, którym to wydostałem się na drogę Tarnowskie Góry - Siewierz. Pognałem nią do Niezdary gdzie wbiłem na asfalcik, który kończy się terenem i tak głównie terenowo dotarłem do Sączowa. Tam asfaltem prosto przez Siemonię do Strzyżowic i zjazd do Psar. Jeszcze szybki wjazd do Lewiatana i powrót do domu.
Wczoraj dzień przerwy od rowerka więc dziś nogi podawały jak się patrzy choć jechałem raczej bez ciśnień. Solo, własnym tempem też dobrze jest czasem się przejechać.


Kategoria Inne

To, co tygrysy lubią najbardziej

  • DST 79.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:36
  • VAVG 14.11km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano: 30.06.2012

Dzisiejszy dzień to efekt spisków Rafała i jego kolegi z pracy, Adama.
Spisek polegał na tym, żeby odstawić Adam do Wisły bądź Ustronia na urlop i spędzić z nim dzień na jeździe.
W tym celu stawiam się w Będzinie i razem z naszymi "dwukołami" podróżujemy do Ustronia. Tam Adam znajduje sobie kwaterę po normalnych pieniądzach i zostawiwszy większość gratów, ruszamy najpierw na małe, śniadaniowe zakupy, które konsumujemy nad rzeką. A potem uderzenie na Równicę. Niestety cosik mi się droga merda i zamiast piąć się na Równicę asfaltem, objeżdżamy Równicę bokiem ale też asfaltem w sporej części. Bunkrów nie ma ale jak jest, to każdy wie. Trochę zjazdów i podjazdów a na koniec pierwsza okazja do rozgrzania tarcz i V-ków. W końcu wbijamy na drogę ze Skoczowa do Brennej i jedziemy do centrum.
Tam postój na moczenie końcówek podających i uzupełnianie płynów.
Jedziemy przez Brenną aż do samego końca i wbijamy na żółty szlak. Początek asfaltowy więc jedzie się powoli ale spokojnie. Kiedy docieramy do części nieasfaltowej chłopaki dość dosadnie określają dalszą drogę jak i moje podejście do wjechania go. Rok wcześniej byłem tu po deszczu i wjazd był absolutnie nierealny. Ślisko, potoki wody. Masakra. Dziś warunki o niebo lepsze i też było widać to po tym, że jednak spore fragmenty udało mi się wjechać. Niestety na samą przełęcz Karkoszczonkę wprowadzam tak jak i Adam z Rafałem. Tam focimy na pamiątkę i zjazd dalej żółtym szlakiem do Szczyrku. Szlak biegnie zjazdem wyłożonym betonowymi płytami, stromo. Zjeżdżam ale zaczynam się obawiać o stan klocków a rezerwowych nie wziąłem. Ale po dotarciu do asfaltu sprawa staje się łatwiejsza choć stromo jest dalej. Za to bezpiecznie jest utrzymać większą prędkość, z czego też korzystamy. Kiedy lądujemy w Szczyrku chłopaki mają banany na twarzy i nie mogą uwierzyć, że to już Szczyrk właśnie :-)
Zakotwiczamy się na chwilę w knajpce. Ja wciągam obiad a chłopaki zadowalają się tylko płynami. Potem przenosimy się trochę dalej nad rzekę i przez jakiś czas moczymy końcówki zapodające. Bajka. Mało brakło a byśmy się po czubek głowy walnęli pod wodospadzik. Niestety trzeba było naginać dalej.
Kolejne tankowanie i atak na Salmopol. Zaczyna się niewinnie lekko pod górę ale potem trzeba zacząć coraz mocniej rzeźbić. Odrywam się od Rafała i Adama i zaczynam solowy wjazd. Po drodze tylko mała przerwa na regulację ciśnień. Poza tym bez postojów ale też i bez specjalnego naginania. Wdrapuję się na przełęcz i zakotwiczam w Białym Krzyżu. Wciągam gorącą herbatkę - nie mieli nic z lodówki :-/ - i czekam na chłopaków. Mieli trochę przygód po drodze ale o nich sami opowiedzą, jeśli zechcą. W końcu zdobywają też przełęcz i zakotwiczają obok mnie na wyrównanie oddechu i tankowanie. W międzyczasie zapodaję sobie drugą herbatę z kawałkiem pysznego tortu.
Tak sobie myślałem, że po drodze na górę to mi niezłą litanię wyrecytowali za ten pomysł więc zanim doszli do siebie, to szybka focia pod tablicą "Szczyrk żegna" (albo może to było "Wisła wita") i zjazd. I to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Ponad 10km zjazdu do Wisły. No tu im się mordy uśmiechnęły tak za uszy, że myślałem, że im czubki głów poodpadają. Prędkość, wiraże i ten zjazd.
Docieramy do centrum Wisły, gdzie następuje futrowanie kebabami oraz dotankowanie.
Wzdłuż Wisły pędzimy ścieżką rowerową do Ustronia, gdzie odstawiamy Adama po kolei do sklepu po zakupy, do bankomatu i na koniec na kwaterę.
My mozolnie i nierowerowo wracamy z Wisły do Będzina. Tu żegnam się z Rafałem i solo, przez las grodziecki i Gródków jadę do domu.

Wyjazd może nie powala dystansowo ale co się trzeba było urobić na podjazdach to nasze. Dzień pogodowo dla mnie idealny choć tankowałem płyny jak smok. Na oko 6-7 litrów napojów wciągnąłem. Bardzo udany ten dzionek. Cały spędzony na rowerowaniu w fantastycznym towarzystwie. Dzięki, Rafał, że mogłem się dołączyć. Naprawdę warto było.

Link do pełnej galerii


Pomykamy sobie wokół Równicy.


Widoczki... ehhh...


Po pierwszym poważnym grzaniu tarcz.


Dychnięcie w Brennej.


Deptanie pod Karkoszczonkę.


I onaż Karkoszczonka.


Drugie poważne grzanie tarcz i V-ków oraz banany na twarzach :-)


Zdobywcy Salmopolu.


I w końcu Wisła.


Kategoria Inne

Eskorta do Tych

  • DST 113.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 18.83km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 29 czerwca 2012 | dodano: 29.06.2012

Dzisiejszy dzień rowerowy sprowokowany przez Tomka. Zaproponował udział w eskorcie Moniki do Tych(ów).
W opcji była jeszcze Masa Krytyczna w Katowicach ale Tychy wydały się bardziej ambitne dystansowo i terenowo. I najważniejsze: pierwsza okazja pojeździć znowu z Tomkiem. Bodajże jego trzeci czy czwarty dzień na rowerze po dość długiej, przymusowej przerwie.
Wykonanie wyglądało tak:
Gdzieś koło 14:30 startuję od siebie do Katowic. Przy Spodku odbieram telefon od Moniki, która nakierowuje mnie na miejsce, w którym mamy się spotkać. Zaprzęgam Garmina do roboty i trafiam bezbłędnie. Chwilę po 16:00 rozpoczynamy jazdę we dwójkę na spotkanie z Tomkiem. Znajdujemy go rozłożonego w słońcu na ławeczce na Ochojcu. Powitania i Tomek mówi, że przyjadą jeszcze Krzyśki to jest: Kysu i Krzychu22. Ale to za chwilę więc mamy czas pokręcić do sklepu po małe zaopatrzenie i wrócić na ławeczkę.
Przyjeżdżają Krzyśki. Znów powitania. Konsumpcja i w końcu ruszamy do celu czyli odeskortować Monikę do Tych(ów).
Droga głównie lasami częściowo już mi znanymi ale i tak dobrze, że chłopaki prowadzą. Krzyśki na swoich full-ach niemal cały czas w przedzie ciągną nas równym tempem. Mam wrażenie, że w tym kierunku deczko nas oszczędzali.
Docieramy na miejsce po 19:00 i zostawiamy Monikę u Ewy a my wracamy. Na początek zahaczając o Tesco (futrunek i pojenie) i udajemy się w poszukiwaniu miejsca zdatnego do konsumpcji. Znajdujemy takie niedaleko fontanny. Tam nam schodzi do 20:00.
Ruszamy trasą niemal taką samą jak przyjechaliśmy do Tych(ów). Początkowo jedzie się całkiem ok ale kiedy zaczyna się ściemniać, zaczynam robić za kotwice.
Chłopaki na full-ach po dziurach lecą bez problemu, Tomek ma amorek z przodu więc też specjalnie się nie oszczędza. Ja niestety muszę wybierać wszystkie dziury łapami bo Srebrna Strzała to pełny "sztywniak" a co za tym idzie, muszę sporo wolniej jechać. Poza tym chłopaki przyciskają nieźle pod górki i tu im co trochę odpadam. Maję przeze mnie kilka okazji na postój.
Po drodze obskakujemy jakąś hałdę. Wracamy przez Janinę. W Mysłowicach, po tradycyjnych już pogaduchach okołorowerowych, żegnamy się z Krzyśkiem i we trzech uderzamy na Niwkę gdzie Krzysiek straszy szosowca wsiadając mu na koło i lecąc ze 40km/h albo i lepiej. W każdym razie zniknęli mi z oczu błyskawicznie. Tomek poleciał za nimi. Spotykam się z nimi dopiero za jakiś kawałek. Ciśniemy dalej na Klimontów. Po drodze znowu odpadam od chłopaków. Po Tomku jakoś nie widać, że miał przerwę w jeżdżeniu. Włącza młynki i ciśnie jak zwykle. A Krzysiek z nim.
Pod komendą na Klimontowie żegnamy się z Krzyśkiem (po pogaduchach oczywiście), który uderza już do domu a ja z Tomkiem jadę pod Plac Papieski. Żegnamy się wykonawszy kilka telefonów przed tym. Jadę na Stary Będzin, obok Zamku i przed Łagiszą skręcam na Gródków. Bez kombinowania, najszybciej jak tylko daję radę, ciągnę do domu. Po drodze dzień przeskakuje na sobotę, 30 czerwca. Czyli już dziś z Nekorem do Wisły lub Ustronia. Okaże się w praniu.

Monika, Tomek, Krzysiek i Krzysiek: dzięki za wspólne kręcenie. Żeście mnie dziś chłopaki przeciorali po terenie koncertowo.


Spotkanie na Ochojcu.


W drodze do Tychów.


Szamanko przy fontannie w Tychach.




Jedno nocne na szybko.


Kategoria Inne

DS - testy napędu - Rogoźnik - D

  • DST 69.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:40
  • VAVG 18.82km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 czerwca 2012 | dodano: 28.06.2012

Srebrną Strzałą do serwisu na wymianę napędu i supportu. Po drodze tylko drobna odchyłka do bankomatu. Rowerek do odbioru około 16:00 i potem w planach rundka testowa w towarzystwie :-) Start z Będzina o 17:00 spod Dyskobola. Każde 2 koła mile widziane :-)

Rower odebrałem z serwisu jakoś tak po 16:00. Jak się okazało, wymiana supportu była konieczna nie tylko ze względu na to, że "jedyneczka" z przodu nie wchodziła ale i dlatego, że się był po prostu rozsypał. Tykanie, które strasznie mnie irytowało, a którego źródła nie mogłem wytropić pochodziło właśnie z rozsypanego supportu. Teraz słychać tylko równo pracujący łańcuch bez żadnych zbędnych hałasów.
Mając jeszcze trochę czasu do spotkania pod Dyskobolem wybrałem się na Syberkę na 12%. Potem dalej przez Zamkowe do lasku grodzieckiego i wybywszy z niego obok wiaduktu na wylocie z Będzina do Łagiszy pokręciłem pod Dyskobola. Zastałem tam już Edytę, Damiana i Rafała. W chwilę po mnie zjawił się jeszcze Paweł. W piątkę pojechaliśmy pod Zamek, gdzie formowała się grupa wyjazdowa skrzyknięta na forum Ghostbikers, a o której info wytropiła Edyta. W sumie było nas kilkanaście osób.
Tradycyjne pytanie: gdzie jedziemy otrzymało dwie odpowiedzi. Jedna to Rogoźnik. Druga Przeczyce. Stanęło na Rogoźniku. A mnie się trafiła rola wodzącego peleton :-)
Tak też i wodziłem. Do Rogoźnika jechaliśmy dość podobnie jak wcześniej z Edytą, Joanną i Marcinem. Powrót wyrzeźbiłem trochę inaczej a potem jeszcze dołożyliśmy sobie trochę off-road. Wspólny objazd zakończyliśmy przy światłach obok M1 w Czeladzi. Osoby z Sosnowca odbiły w tamtą stronę a ja z ludźmi z Będzina przez kładkę na Syberkę, gdzie ostatecznie grupa się rozjechała.

Dzięki wszystkim z wspólne jeżdżenie. Jak na spontaniczne rowerowanie to całkiem sporo nas było i całkiem sprawnie kulaliśmy się z miejsca na miejsce. Tuszę, iże to nie ostatni raz :-)


I jeszcze pozwolę sobie podlinkować foto (chyba z aparatu Kariny) dzisiejszej grupy. Zrobione w Rogoźniku.

I jeszcze mapka wydobyta z Garmina.

To cały mój rowerowy dzień. Część wspólna to ta największa pętla.


Kategoria Serwis, Inne

Reklama cd. :-)

  • DST 78.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:35
  • VAVG 17.02km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 czerwca 2012 | dodano: 26.06.2012

Dzisiejszy dzień, jeśli chodzi o aurę, nie rozpieszczał. Dość silny wiatr, nie za ciepły. Na szczęście ze śmigających chmur nie spadł deszcz a i słoneczko przebijało się nawet na czasem dość długo.
Jeśli chodzi o rowerowanie, to dzień spędzony baaaardzo fajnie :-)
Na wycieczce do Ogrodzieńca wstępnie umówiliśmy się z Edytą i Joanną oraz Marcinem na wtorek, na trasę po moich okolicach. Dziś tylko pozostało dograć godzinę i miejsce startu. Wypadło na Rynek w Czeladzi i 16:00. Trochę potem godzina uległa przesunięciu z różnych względów ale udało nam się zjechać i pojechać.
Kręciliśmy się bezdrożami, asfaltami i klinkierkami po Czeladzi, Grodźcu, Wojkowicach, Przełajce, Rogoźniku, Górze Siewierskiej, Brzękowicach, Psarach, Sarnowie i Łagiszy. W parku w Rogoźniku zrobiliśmy chwilę postoju w restauracji na coś ciepłego do picia. Drugą przerwę zrobiliśmy na startowisku paralotniarzy w Górze Siewierskiej by podziwiać rozciągający się stamtąd widok na Zagłębie i nie tylko.
Po ogrodzieńcowej "wyrypie" lokalne wertepki zdawały się nie robić wielkiego problemu ani Joannie ani Edycie. Jechaliśmy fajnym, równym tempem w grupie. Nikt na nikogo nie musiał czekać. Gdzie się dało, to była gonitwa ale były też kawałki gdzie jechaliśmy spokojnie i był czas porozmawiać.
Wspólna pętelka to około 50km przy czym sporo w terenie. Zakończyliśmy wspólny objazd w Sosnowcu gdzie najpierw odprowadziliśmy Edytę do domu, potem Joannę a na końcu ja odprowadziłem Marcina. Z Zagórza już solo przez Dąbrowę Górniczą, obok molo na P3, Zieloną, Preczów i Sarnów pognałem do domu.
Bardzo miło spędzony czas. Gdyby jeszcze tylko pogoda była nieco bardziej sprzyjająca to nic właściwe od dnia by nie trzeba było wymagać.

Rano, po wizycie rzeczoznawcy z PZU, odstawiłem Nowego Rumaka do serwisu.
Zakupiłem też wolnobieg i łańcuch do Srebrnej Strzały. Dziś już kilka razy mało zębów sobie nie wybiłem jak łańcuch przeskoczył. Obawiam się tylko, żeby po wymianie wolnobiegu i łańcucha nie okazało się, że jeszcze trzeba korbę też zmienić. Ale to już jutro po zmianie zrobię trochę testów i się przekonam.


Kategoria Inne, Serwis

Dziś tylko żeby nie zapomnieć jak się kręci

  • DST 38.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 16.29km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 czerwca 2012 | dodano: 25.06.2012

Na początek potoczyłem się do pracy załatwić to i owo. Potem do Marcina i razem pojechaliśmy na Mydlice. Potem przez Warpie do serwisu rowerowego obok szpitala w Będzinie gdzie nabyłem smar i zaklepałem sobie wizytę serwisową Nowego Rumaka. Podjeżdżamy jeszcze razem do optyka, gdzie żegnam się z Marcinem. Zamawiam 2 pary okularów i ruszam do domu. Za Lidlem czuję, jak opadam z sił więc zawracam do Lidla na szybkie mini zakupy a w szczególności za czymś kalorycznym. Wtrzącham Big Milka w czekoladzie i jest odrobinę lepiej ale do domu i tak toczę się tempem spacerowym i najkrótszą drogą.
Jest trochę słoneczka ale wieje z zachodu chłodny wiatr. Pogoda diametralnie odmienna niż wczorajsza. Jeszcze o północy było naprawdę bardzo przyjemnie i ciepło. Dziś to niemal szok termiczny.
Dziś dzień na futrunek i regenerację sił. Zarazem jest to lekcja, jaką dobrze wziąć do serca przed podróżą nad morze tzn. "nie przeginać". Da się na emtebeku przejechać te 170-200 km dziennie. Nawet 2 dni pod rząd ale zapłata za to w końcu musi nastąpić i siły odpływają. Trzeba będzie się pilnować by za bardzo nie przekraczać zakładanych 120km dziennie i dać sobie czas na odpoczynek, a w szczególności na sen.


Kategoria Inne