limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w kategorii

Inne

Dystans całkowity:18056.00 km (w terenie 3205.00 km; 17.75%)
Czas w ruchu:1011:28
Średnia prędkość:17.85 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Liczba aktywności:569
Średnio na aktywność:31.73 km i 1h 46m
Więcej statystyk

Reklama dzwignią wszystkiego - Ogrodzieniec

  • DST 174.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 10:25
  • VAVG 16.70km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 czerwca 2012 | dodano: 24.06.2012

Dla odmiany na początek mapka.


A to co na mapce tylko jest kreską to w rzeczywistości zapis bardzo barwnego dnia.
Zaczęło się u mnie spóźnionym o 15 min. startem. Miałem dostać się do Sosnowca pod fontannę na start wycieczki współorganizowanej przez nasz klub. Przez Wojkowice, Czeladź i Milowice docieram na czas. Okazuje się, że będzie lekka obsuwa bo jeszcze nie wszyscy dotarli a było już około 20 osób. Kiedy wreszcie są wszyscy ruszamy do Będzina pod Zamek na spotkanie ze współorganizaotorami i wiodącymi dzisiejszy wyjazd Ghostbikersami. Na miejscu czeka już grupa i to sporo liczniejsza niż ta z Sosnowca. Tradycyjne focenie i ruszamy.
Po drodze mniejsze lub większe przerwy dla zbicia grupy w bardziej zwartą kolumnę, a później również na sprawy techniczne (głównie kapcie ale były też sprawy z linką od przerzutek i sztycą, która zmusiła Olka z Ghostów do zakończenia jazdy - szkoda) i uzupełnianie zarówno płynów jak i kalorii. Wypadły one m. in. na Zielonej, w Wojkowicach Kościelnych, przy OSP w Tucznawie, w Ogrodzieńcu przy Biedronce i potem na Podzamczu. Dalej była ferma strusi jeszcze - tym razem bez kosztowania ale za to z krótką opowieścią o strusiach wygłoszoną przez właściciela fermy.
Od fermy Ghostbikers prowadzą większą część grupy na powrót w nasze okolice.
Natomiast my, czyli grupa wędrowna w składzie: Edyta, Joanna, Pan Rysiek, Paweł, Rysiek, Marcin i ja, wyruszamy na początek do Pilicy gdzie focimy przy ruinach zamku a potem objadamy się Giga pizzami. Dalej kierujemy się na zamek w Smoleniu gdzie znów focimy. Kolejny punkt na trasie to Bydlin i stamtąd już powrót do Dąbrowy Górniczej. Zanim jednak udało się wrócić to było jeżdżenie po szlakach pieszych i rowerowych (czerwony, czarny, niebieski). Była moja nie-gleba. Było źródełko. PIT-STOP na smarowanie łańcuchów. Mnóstwo rozmów i jeszcze więcej jazdy.
Koleżanki Edyta i Joanna bez problemów radziły sobie w naprawdę momentami ciężkim terenie. Jechaliśmy zwartą grupą i tylko czasem na zjazdach pozwalaliśmy sobie na rozpasanie i rozciągnięcie naszego minipeletonu.
Wszystkiego nawet nie jestem sobie w stanie poukładać po kolei co się działo, bo działo się bardzo dużo a dzień rowerowy zakończyłem praktycznie dopiero po północy - ślad na mapce urywa się przed Łagiszą czyli tam musiałem dotrzeć nim wybiła północ. Pozostały do domu dystans odbyłem już formalnie dnia następnego.
Nasze odłączenie od grupy było po części spowodowane tym, że w planach mieliśmy pojeździć cały dzień a po części tym, by dać odczuć koleżankom jak często wyglądają nasze klubowe wycieczki tzn. kończy się niezłymi objazdami, po nocy, na obcym terenie i przy dobrej zabawie. Mam wrażenie, że chyba taka forma wędrowania znalazła ich uznanie choć trzeba przyznać, że może nieco przegięliśmy z dystansem i czasem - w końcu to niedziela i trzeba dnia następnego uruchomić się do pracy.
Niemniej dziękuję wszystkim, z którymi była dziś okazja pojeździć. Fajnie się ten czas z Wami spędzało i mam nadzieję, że będą okazje to powtarzać.


Grupa startująca z Sosnowca.


Zdjęcie przy Zamku w Będzinie. To już większość składu wyjazdu.


A za Tucznawą się zaczęła czarna seria kapciowa.


Oberwało się też "ostrzakowi" i to nie raz.


Padła sztyca u Olka :-/


Ale pod zamek na Podzamczu dotarła całkiem liczna grupa.


A tu straszymy strusie.


Nasz najazd wystraszył panią struś i składanie jaja jej się zatrzymało ;-)


Właściciel fermy opowiedział nam trochę o swoich podopiecznych.


A potem już grupa wędrowna zaczęła przebijać się do Pilicy.


Podjazd do ruin zamku w Pilicy zrobiliśmy czerwonym szlakiem.


Wędrówka szlakami pieszymi i rowerowymi wyglądała m. in. tak.


W ruinach zamku Smoleń.


Chwila zadumy nad dalszą trasą.


Jeszcze jedne ruiny ale wyleciało mi z pamięci jak to miejsce się nazywa.


A potem długa przerwa w foceniu i ostatnia fotka wspólna w Dąbrowie Górniczej.

Potem jeszcze odprowadzanie koleżanek bezpiecznie pod drzwi. Rysiek leci do siebie do Katowic - trzeba dodać, że w expresowym tempie. Pan Rysiek z Dąbrowy jedzie już prosto na Zagórze. Marcin, Paweł i ja odprowadzamy Edytę na Pogoń gdzie żegnamy się też z Pawłem i we trójkę jedziemy do centrum Sosnowca, gdzie eskortujemy Joannę pod drzwi i się z nią żegnamy. Potem we dwóch jedziemy w stronę Zagórza. Marcin naprowadza mnie na hutę Buczek i się żegnamy. A ja już potem drę prosto do domu przez Pogoń, nerkę w Będzinie, w Łagiszy skręcam na Gródków. Koło przejazdu kolejowego w Gródkowie coś tam kapnęło więc 3-7 i w ekspresowym tempie jestem w domu. Wpis, mapka, wszamać coś i spać.

I jeszcze link do pełnej galerii


Kategoria Inne

Goczałkowice z Marcinem

  • DST 172.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 09:15
  • VAVG 18.59km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 czerwca 2012 | dodano: 23.06.2012

Organizatorem mojego dzisiejszego dnia rowerowego i nie tylko był Marcin.
Jechał ze swoim tatą w odwiedziny do braci w Goczałkowicach do sanatorium.
Tak więc początek to jazda do Sosnowca na umówione spotkanie. Dojechane o czasie bez napinek. Na miejscu jest już Pan Rysiek a w chwilę później jest i Tata Marcina i on sam. Ruszamy do Szopienic, gdzie mamy się jeszcze spotkać z ostatnim uczestnikiem wyjazdu, Darkiem z Mysłowic.
Dalej trasy nie będę opisywał bo na mapce jest wszystko.
Podróż z różnymi przygodami. Niedaleko Janiny w rowerze Taty Marcina strzela oś z tyłu. Marcin i Pan Rysiek zabierają uszkodzone koło i ganiają w poszukiwaniu czynnego serwisu, który by naprawił usterkę na poczekaniu. Udaje się choć obsuwa w czasie to 1,5h.
Po drodze już większych problemów nie było (poza komarami). Docieramy na miejsce.
Tutaj szamamy bardzo smaczny obiad (lokal zarekomendowany przez Marcina staje na wysokości zadania) a potem wybieramy się z jednym z braci Marcina na mały objazd po Goczałkowicach. Głównie wertepkowo. Wpadamy na Zaporę, tam mały sprint, i wracamy asfaltem do startu.
Żegnamy się z chłopakami i rozpoczynamy powrót. "Na Garmina". Czyli jest wesoło bo urządzonko dodaje do prostej trasy pogięte pętelki. Dodatkowo uwalony zaczep nie pozwala mi zamocować go na kierownicy i tak mi dynda przytroczony do plecaka. Jazda i ciągłe zerkanie nie bardzo działają i trochę odbijamy od trasy. Wkurzony robię prowizorkę na paski samozaciskowe i jedziemy dalej. Nie jest idealnie ale musi być. Generalnie do Imielina to jedziemy na GPS-a. Potem Prowadzi Darek. W końcu to jego tereny.
Już po zachodzie słońca dojeżdżamy do Mysłowiec, gdzie żegna się z nami Darek. We czterech jedziemy do Sosnowca. Po drodze jakaś młoda para odpalała lampiony więc chwilę stanęliśmy pogapić się. I tu się żegnam z Panem Ryśkiem i Tatą Marcina. Oni uderzają na Zagórze a Marcin i ja jedziemy do Będzina.
Żegnamy się na moście nad Czarną Przemszą i Marcin zawija do Dąbrowy Górniczej i dalej do siebie a ja przez Gródków, najkrótszą drogą, do siebie.
Obaj docieramy niemal o tej samej godzinie

Dzień fantastycznie spędzony. Zgrana grupa, świetna pogoda, nienajgorszy kilometraż, trochę przygód, kupa śmiechu. Mam nadzieję, że jutro na Ogrodzieńcu wyrobię.




Dostawa naprawionego koła.


Foto po objeździe na zaporze.


Obowiązkowe foto w Pszczynie.

Link do pełnej galerii


Kategoria Inne

Polisa, Optyk, PTTK i gdzieśmy to nie byli

  • DST 61.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:35
  • VAVG 17.02km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 czerwca 2012 | dodano: 22.06.2012

Na razie wpis bezkilometrażowy bo jeszcze nie wyruszyłem z domu ale sprawa rowerka się nieco wyklarowała.
Po oględzinach wygląda to tak, że koło nieźle zjajcowane - bez centrownicy nie da rady a może nawet skończy się na wymianie koła. Pogięty lekko bagażnik z lewej strony. I, co mnie bardzo zdziwiło, pogięty wózek przedniej przerzutki. Lekko otarte siodełko do kompletu.
Zgłosiłem szkodę do PZU z Casco roweru przy polisie "Bezpieczny Rowerzysta". We wtorek spotkanie z rzeczoznawcą i rowerek do serwisu. Czyli przynajmniej to mnie nie szarpnie.

Teraz część wybitnie rowerowa.

Wybywam z domu po 15:00. Pierwszy cel: optyk. Chciałem sobie zamówić nowe okulary ale tu czegoś nie ma, tam coś zepsute i jeszcze raz w poniedziałek będę musiał jechać. Ale za to w poniedziałek jakieś promocje ruszają więc może i dobrze się poskładało.
Po drodze spotykam kolegę z pracy, tego co sobie nogę był uszkodził na siatce. Odprowadzam go pod Dworzec Kolejowy i dalej uderzam w stronę siedziby PTTK w Sosnowcu. Na miejscu jestem kilka minut przed 16:30. Już mnie chyba zdążyli obgadać bo na wejściu padło coś "o wilku mowa" :-p
1,5h minęło błyskawicznie na sprawach klubowych. Po spotkaniu objazd. Trochę dla własnej potrzeby a trochę dla zareklamowania klubu przyszłej, mamy taką nadzieję, klubowiczce Edycie.
Wyruszamy w piątkę: Edyta, Paweł, Marcin (Prezes), Marcin i ja. Prowadzi Prezes i Paweł. Do Czeladzi różnymi zawijasami, fajnymi zawijasami, zawijasami, którymi jeszcze nie jechałem. W Czeladzi żegnamy się z Pawłem i jedziemy dalej w czwórkę do M1, przez Syberkę i wzdłuż wałów Czarnej Przemszy na Zieloną i pod molo. Tam spotykamy Damiana. Jest już po czterdziestokilometrowym objeździe. Chwilę potem dołącza do nas kolejny klubowicz z Cyklozy, Pan Rysiek. Potem do konwersującej grupki dołącza jeszcze Piotr na szosie i Dawid na ostrzaku. Jest wesoło. Czas jednak się rozjechać i grupy się przeformowują. Piotr z Dawidem chyba dalej poszli robić kółeczka. Marcin z Damianem odbijają na Sosnowiec a my: Edyta, Pan Rysiek, Marcin i ja jedziemy pobłąkać się jeszcze po okolicznych wertepkach.
Na Zieloną, przez mostek na Przemszy, do Preczowa. Za torami wbijamy w singielek i lasem jedziemy do Sarnowa. Tam przeskakujemy trasę Częstochowa-Katowice (albo na odwrót jak kto woli) i jedziemy do Psar. Na wysokości pizzerii wbijamy w lewo na teren i zjeżdżamy aż pod las w Gródkowie. Jego brzegiem wyjeżdżamy "Pod Lwem" i dalej obok restauracji terenem do Grodźca. Skręcamy na Mickiewicza i zaraz potem w prawo, lewo, prawo obok śmietnika na czerwony szlak i wypadamy obok leśniczówki w Lasku Grodzieckim. Przez lasek jedziemy pod Wiadukt przy Zamkowym. Tam dłuższa, kolejna chwila pogaduch (jakby mało było tych w czasie jazdy) :-) i w końcu żegnam się z sympatycznymi towarzyszami dzisiejszego rowerowania. Oni jadą w kierunku targu a ja do Grodźca i dalej do Gródkowa. Obok szkoły w Gródkowie mykam w Leśną, za torami w lewo. Znowu przejeżdżam te same tory, skręt w prawo. Stop na przejeździe na tych samych torach i w klinkierek by zaraz zrobić zwrot w lewo. Na końcu zwrot w prawo (obok piekarni) i wypadam przy Lewiatanie w Psarach. Stamtąd prosto do domu.

Dystans mniejszy niż wczoraj ale fajnie pojeżdżony. Mam wrażenie, że przyszłej klubowiczce Edycie odpowiadają takie wertepki jakimi ją prowadziliśmy. Bez problemu utrzymywała tempo, które miejscami nie było wcale takie spacerowe. Wstępnie, na razie bez detali, ustaliliśmy, że jeśli sobie zażyczy to oprowadzę ją po dalszych i bliższych okolicach. Może też uda się sklecić większą grupę i pośmigać w tłumie. Detale ustalimy na niedzielnym wyjeździe do Ogrodzieńca.

I jeszcze co GPS zeznaje:


Kategoria Inne

Żem się jednak w ten baniak mocno tyrpnął

  • DST 112.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:45
  • VAVG 19.48km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 czerwca 2012 | dodano: 21.06.2012

Rano lekarz stwierdza, że skoro nic mi się nie działo przez dzień i noc to mogę wybyć do domu. Zmiana opatrunku i wychodzę.
Odbiera mnie brat i zawozi od razu do serwisu rowerowego, gdzie kupuję nowy kask.
Taki, o:


Podobno "miszcze" jeżdżą w takich ;-P

Brat odwozi mnie do domu i tu przebiórka w obciski i w drogę. Rowerem, żeby nie było. Najpierw do pracy po RMUA. Stamtąd do szpitala po ZLA. Ze szpitala ze ZLA do pracy oddać ono. Tak więc pierwsze 45 km tego dnia przez ZUS. Jechało się fajnie. W pracy jeszcze załatwiam trochę papierków związanych z dokumentacją Wypadku W Drodze Do Pracy i na wylocie dzwonię do Marcina, czy ma luzy. Mówi, że ma i spotykamy się u niego pod domem. Przybywa tam też Piotr. Chwila rozmowy i ruszamy. Ponieważ po szpitalnym wikcie miałem straszną ochotę zjeść coś niekoniecznie zdrowego ale zdecydowanie kalorycznego i chodziła mi pizza po głowie więc powiedziałem, że mają mnie podprowadzić do jakiegoś lokalu, gdzie można wbić z rowerem i zjeść takie cuś. Lądujemy w pizzerii przy rondzie Aleja Róż. Wszamaliśmy co nam podali i w końcu przestałem być głodny :-) Jedziemy pod antykwariat i tam spotykamy Dawida (o ile nie przekręciłem imienia, mam z tym problemy od baaaardzo dawna) na ostrzaku. Jedziemy razem na P3 i objeżdżamy zbiornik od zachodu i północy w kierunku przystani. Tam się z chłopakami żegnamy i we dwóch z Marcinem jedziemy dalej. A dalej to mnie wodził Marcin. Gdzie, to na śladzie widać. W każdym bądź razie jechało się fajnie. Po drodze przelecieliśmy obok Kwatery Głównej Moniki i przez kilka innych miejsc, których już nie mam siły wymieniać.


Gdzieś w polach panorama na Hutę Katowice.


Tankowanie i futrunek naprzeciw straży pożarnej w Tucznawie.


Po drodze trochę pokapało ale niegroźnie. Za to objawiła się tęcza.


Wiatrak na Zawarpiu. Tam zawitaliśmy po tym, jak nam się szwędacze odpaliły.


A żeby nie było, że piszę brednie o "miszczach" to obrazek z dziś z Dąbia.


Kategoria Inne, Praca

Tanki

  • DST 46.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 19.03km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 czerwca 2012 | dodano: 17.06.2012

Dziś u mnie "ściganty" śmigają na szosach i co trochę wyje syrena, że jadą. Skrzyżowania pozamykane. Ale udało się wbić między ich przeloty i wyruszyć.
Na początek do Decathlonu w Sosnowcu, gdzie umówiłem się z Marcinem. Trochę połaziliśmy po części z gratami rowerowymi. Moje zakupy skończyły się na dwóch koszulkach, pompce (bo ta co ją mam to ujowa jest) i baciku do zdejmowania kasety. Kluczy nie było. Jak nie dostanę jutro w serwisie to będzie trzeba na necie szukać :-/
Przed wyjazdem zdążyłem jeszcze pożyczonymi narzędziami rozbroić koło i wydłubać uszkodzoną szprychę.
Spod Decathlonu jedziemy pod Real w Dąbrowie Górniczej na "tanki". Niestety jesteśmy już jak wszystko się rozchodzi ale trafiamy za to na załadunek jednego z pojazdów do transportu.
Widowisko szybko się kończy i mykamy przez lasek na Zagórzu do centrum Zagórza. Żegnam się z Marcinem i lekkimi zakosami jadę przez Wawel, Grota-Roweckiego do Czeladzi i dalej obok szpitala do Wojkowic a stamtąd prosto do domu.
Pod koniec trasy cosik lewe kolano daje znaki, że coś nie halo ale dojechać trzeba i zmuszony jestem to nie-halo zignorować w nadziei, że przejdzie w końcu.
Dzionek wyjątkowo ciepły choć popołudniem ruszył się już wiaterek z zachodu.








Kategoria Inne

Alkoturystyka

  • DST 19.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 19.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 czerwca 2012 | dodano: 07.06.2012

Dzień... bogaty.

Zaczęło się od tego, że Kosma100 ogłosiła na BS, że wybiera się rowerowo w czwartek w góry (pociągiem do Wisły-Głębce, rowerkiem na Kubalonkę i szlakiem do Goleszowa, pociągiem powrót). Po drodze plany zmutowały i zrobiła się z tego wycieczka piesza.
Zgłosiłem chęć udziału, dostałem namiary (o niektóre namolnie się dopytywałem :-] ), i dziś odbyła się realizacja.

Najpierw rano rowerkiem do qmpla, do Będzina. Tam zakwaterowawszy mu rowerek i chwilę pogadawszy udałem się na dworzec kolejowy Będzin Miasto i nabyłem bilet na wskazany pociąg. W onym pociągu, który to był się zjawił bez czasowej obsuwy, spotkałem Prowodyrkę dzisiejszego dnia :-)
Dwie stacje dalej do składu dołączyli jeszcze t0mas82 (w onej sławetnej ortezie, co to ją na BS już trochę widać było) oraz olo81. Skład w komplecie.

Droga do Wisły upłynęła szybko i wesoło ale detali nie przytoczę bo ponieważ:
- jak to piszę to jest 23:25;
- wesołych momentów było tak wiele, że niemożliwym było je spamiętać;
- wesołość wynikała z kontekstu więc urwane zdania (których i tak nie pamiętam) nic by nie powiedziały o klimacie podróży.
Dalej zresztą też było wesoło.
Od razu wbiliśmy na niebieski szlak i od samego początku zaczęliśmy robić dublowanie grupek, które przybyły tym samym pociągiem i wyruszyły wcześniej. Odpadli wszyscy, łącznie z "kijankami". Żywię podejrzenie, iż odpadli nawet tacy, co przyjechali pociągiem wcześniej. Niestety twardych dowodów na to brak.

Szło się rewelacyjnie (po drodze chytrze zmieniamy szlak na czerwony) aż do pierwszego schroniska, w którym to turystyka przerodziła się w alkoturystykę. Sprzyjające okoliczności natury sprawiły, że odbyła się konsumpcja w dwóch kolejkach. Połączona z futrunkiem i kolejnymi żartami. I tak jakoś ponad godzinka poleciała.
Ruszamy dalej czerwonym szlakiem i po czasie niespecjalnie długim natykamy się na zdradziecko ulokowane kolejne schronisko. Ponieważ okoliczności przyrody są nadal zadziwiająco sprzyjające, aplikujemy sobie powtórkę z konsumpcji. Tu jakoś odnosimy jeszcze większe straty na czasie i okazuje się, że jeden pociąg już jest nie do osiągnięcia.
Czas ruszać. Schodzimy początkowo niebieskim szlakiem w stronę Jawornika generalnie ale po drodze jakoś tak wychodzi, że robimy sobie skrót stokiem narciarskim i zamiast zejść do Jawornika niebieskim szlakiem schodzimy drogą po przeciwnej stronie potoku. Tam już prosto asfaltem deptamy do centrum Wisły na dworzec.

Powrót w pociągu to misz-masz drzemek i dalszych pogaduch. Docieramy do Katowic, gdzie czeka nas przesiadka więc pogaduchy ciągle w toku.
Przyjeżdża pociąg, wsiadamy i powoli grupa się rozpada. Olo wysiada w Sosnowcu. Ja w Będzinie. Jak dalej skład się podzielił to nie wiem :-)

Dzień spędzony bardzo fajnie. I nie zepsuły go blazy od chodzenia, którego na taką skalę nie uprawiałem już kilka ładnych lat. Ale i tak było warto. Kondycja zdobyta na rowerku znakomicie się sprawdzała w górach.


Pomiar prędkości pociągu. GPS stwierdził, że max tu gdzieś było 92km/h.


Dzisiejsze dojazdy na i z dworca.


Piesza część dzisiejszego dnia.

Dzięki, Monika, za zaproszenie do wypadu a wszystkim: Monice, Grzegorzowi i Tomkowi za wspaniale spędzony dzień.

I zdjęcia:


Dojeżdżamy do celu. Przygotowania przedstartowe.


Gdzieś na szlaku. Aparaty dobywane były ze zręcznością zawstydzającą rewolwerowców.


Oprzeć się nie dało temu odruchowi no bo jak można na taki widok...


Wyskoczyliśmy też na chwilę za granicę.


Kosma przygotowuje włochatego robala do sesji makro.


Hasło jak najbardziej korespondujące z alkoturystyką. W tym miejscu utknęliśmy na dość długo.


A potem trzeba było sobie już skracać żeby zdążyć na jakikolwiek pociąg do domu.


Udało się nawet na chwilę przysiąść...


... nim ten pociąg zabrał nas do Katowic.


A potem jeszcze po drodze do domu temu jeżu pomogłem się wspiąć na krawężnik :-]

Link do pełnej galerii


Kategoria Inne

Rundka na Targ

  • DST 39.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 21.27km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 czerwca 2012 | dodano: 02.06.2012

Się na targ do Będzina dziś wybrałem.
Jak to u człeka z cyklozą podróż nie mogła się odbyć najkrótszą drogą. Poleciałem przez Dąbie, Twardowice, Przeczyce, Wojkowice Kościelne, wzdłuż Pogorii 4, na Zieloną i wałem Czarnej Przemszy do Będzina. Kilka zawijasów po targu i powrót do domu przez Zamkowe, lasek grodziecki, Grodziec, Gródków (obok "Pod Lwem" i koło szkoły) i dalej do Psar.
Przed wyjściem zerknąłem na termometr. Nieźle. +22. No to krótkie spodenki, koszulka. Wychodzę a tu jak nie dymnie z zachodu. Obrót na pięcie do domu i przebiórka w dłuższe ciuchy i pełne rękawiczki. Na wschód jechało się rewelacyjnie ale byle zwrot na południe lub północ to już spora strata na prędkości. Nawrót prosto pod wiatr to jakby trafić w ścianę. Do tego wiaterek raczej zimny. Ale w sumie jechało się nieźle.
Po drodze rozmowa z Marcinem. Okazuje się, że nie chcą mu uznać reklamacji ramy. W karcie miał 12 m-cy gwarancji na ramę a te upłynęły 2 m-ce temu. Kurde. Chusteczkowa wiadomość. Kross właśnie stracił sporo punktów.


Kategoria Inne

Rundka z Nekorem

  • DST 62.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 20.11km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 maja 2012 | dodano: 27.05.2012

Na wczorajszym wyjeździe do Siewierza umówiliśmy się z Rafałem na poranny niedzielny objazd. Wtedy jeszcze nie było w planach wizyty u Ghostów, która to wizyta zakończyła się jeżdżeniem po nocy i po pijaku. Rano, o dziwo, wstałem bez problemów choć jakiś taki słaby, głodny i z ćmiącą dyńką. Ale ochota na jeżdżenie była całkiem na miejscu i całkiem w porządku więc pozbierałem się i wyjechałem na umówione spotkanie na 8:00 pod będziński Zamek. Dotarłem równo o wyznaczonej godzinie gdzie czekał już Rafał. Powitanie i chwila na obgadanie początku trasy.
Przejechaliśmy przez Stary Będzin gdzie pokazałem Rafałowi lokalizację DOMU ZŁEGO GHOSTBIKERSÓW, w którym to wczoraj doprawiłem się całkiem nieźle. Dalej do Sosnowca i na światłach za "Żyletą" odbiliśmy do Czeladzi. Z Czeladzi dalej do Wojkowic i w stronę Przełajki a potem dalej do KWK Jowisz. Rafał uświadomił mnie, że przez teren kopalni da się przejechać, co też uczyniliśmy. Dalej pojechaliśmy kawałek wzdłuż dawnych torów tramwajowych linii 25. Potem ja z kolei pokazałem Rafałowi jak objechać górkę z więzieniem w Wojkowicach.
I tak całą drogę to Rafał mi pokazał jakiś skrót, to ja jemu. I tak nam te kilometry leciały jeden za drugim.
Kolejno przejechaliśmy pod Urząd Gminy Bobrowniki, do Dobieszowic, na wał wzdłuż Kozłowej Góry, do parku w Świerklańcu i stamtąd powrót w nasze strony.
Na śladzie z GPS-a szczegóły trasy.
Pogoda całkiem udana do jazdy. Nie za gorąco, nie za zimno. Wiaterek do przyjęcia. A co najważniejsze, kompan do jazdy sympatyczny i o podobnych możliwościach i osiągach :-)
Dzięki, Rafał, za wspólny poranek rowerowy. Jakoś lepiej się czuję po tym kółeczku.



EDIT: Dosłownie z 5 min. po tym jak dodałem wpis, spadł deszcz. Mam nadzieję, Rafał, że udało Ci się przed nim zdążyć.


Kategoria Inne

Siewierz - będę się w piekle poniewierał

  • DST 117.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:51
  • VAVG 17.08km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 maja 2012 | dodano: 26.05.2012

Dziś dzień pod znakiem wypadu na zamek w Siewierzu pod przewodnictwem Ghostbikersów.
Wystartowałem mocno spóźniony o 8:45 a spotkanie pod Zamkiem w Będzinie było o 9:00.
Darłem ile się dało ale trochę światła w Gródkowie i tłumy przy targu nie współpracowały nieco mnie spowalniając. Dopadłem grupę ustawioną już do zdjęcia na 2-3 min. po 9:00.
Teraz już można było spokojnie się ustawić i jechać. Generalnie większość czasu robiłem za zamykającego peleton żeby było wiadomo, że dotarliśmy w komplecie.
Tempo było spokojne i nawet osoby, które zarzekały się, że one na najbliższym zakręcie zawracają, w końcu się przełamywały i jechały dalej. Dotarliśmy na miejsce, czyli do Siewierza, w komplecie. Powrót na Zieloną również odbył się w komplecie.
A po drodze było trochę atrakcji. Na Zamku w Sieiwerzu Ghosty załatwiły podnoszenie mostu zwodzonego :-)
Po najeździe na sklepy w Siewierzu udaliśmy się na Przeczycie, gdzie nad ogniskiem odbył się rytuał przypalania kiełbasek oraz ogólne bratanie się w rozmowie.
Powrót na Zieloną poszedł zadziwiająco sprawnie. Tam też pierwszy raz tego dnia zgrzeszyłem czyli wciągnąłem 0,5 żwawca. Zdążył ony żwiawiee nieco wyparować bo wybrałem się na objazd trasy dla Ghostów na odcinku Zielona-Lasek Grodziecki w wersji jak najbardziej pobocznej (foto i ślad z tego kawałka już jutro).
Udało mi się do złego namówić Ryśka, który pierwotnie w planach miał powrót do domu, oraz Marcina. Przejechali ze mną ten etap służąc jednocześnie za kierunkowskazy na zdjęciach.
Jako, że kręciliśmy się w okolicach Grodźca a Rysiek wspomniał, że jeszcze nie miał okazji być na Dorotce, to z Marcinem go tam wyprowadziliśmy. Foto, pogaduchy i dalej w drogę.
Różnymi zakosami, przez Park Rozkówka w Grodźcu, wertepami w Czeladzi dojechaliśmy do Strusi przy "94" gdzie ustrzelilim foto.
Dalej Marcin pociągnął naszą trójkę do Będzina, przez Syberkę do Wisienki - MIEJSCA ZŁEGO GHOSTBIKERSÓW. Tam też zgrzeszyłem 0,5 Rybnicki Full x4.
Na wesołych rozmowach czas szybko zleciał i zaczęło się robić ciemno. Czas było się w końcu zwijać. Pożegnaliśmy wesołe zgromadzenie Ghostbikersów i rozpoczęliśmy eskortę Ryśka do Bańgowa. Eskorta początkowo przebiegała wertepkami i bocznymi drogami przez Będzin i Grodziec do Czeladzi. Z Czeladzi asfaltem pojechaliśmy do Wojkowic i na Przełajkę. Dalej prosto do "94". W Bańgowie pożegnaliśmy Marcina, który uderzył na Czeladź i dalej do siebie. W chwilę potem Rysiek skręcił na Siemianowice Śląskie a ja pojechałem na Bytom by po drodze odbić do Michałkowic i dalej przez Wojkowice do siebie.
Dzień rowerowo rewelacyjny. Grupa zdobywająca Siewierz dosyć liczna. Fajnie było jechać w takim składzie.

Dziś tylko slad z GPS-a. Jutro pzrygotuje ślad z objazdu i inne detale.


I zdjęcia: Link do pełnej galerii


Na szuterku pod Siewierzem wszyscy rozpuścili konie ile mogli :-)


U celu.


Zwodzony most w górze.


Pierwsza akcja serwisowa.


Hasło: "ognisko" wywołało zadziwiający zastrzyk sił :-)


Z perspektywy kija ognisko wygląda tak...


Druga akcja serwisowa.


Tu pierwsze pożegnania.


Po zakończeniu na Zielonej wyciągamy Ryśka na Dorotkę.


I do Czeladzi.


Kategoria Inne

wikizaglebie.pl

  • DST 50.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 16.67km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 maja 2012 | dodano: 20.05.2012

Po wczorajszych objazdach dziś w planach miałem spokojnie sobie pokręcić po okolicy. A pomysł na kręcenie wziął się z piątkowego spotkania klubu Cykloza w PTTK. Jeden z przewodników dał nam informację, że zapaleńcy tworzą encyklopedię Zagłębia i chętnie skorzystają m. in. z naszych, klubowych zasobów zdjęć. Zaoferowałem się, że pojeżdżę po swojej gminie i popstrykam co charakterystyczniejsze miejsca a potem zostawię płytkę ze zdjęciami w PTTK do ewentualnego wykorzystania.
Tak też i się wybrałem. Myślałem, że tak ze 30 km max i będzie wszystko. Jadę tu, jadę tam, jadę jeszcze dalej i ciągle jeszcze coś jest do zrobienia. Patrzę na licznik a tam kaemów przybywa, dnia ubywa i ciągle do kompletu daleko.
Skracam sobie polami, lasami ale nic to nie daje. Kończę wreszcie objazd po 20:00.
Samej jazdy wyszło 3 godziny ale w sumie wyjazd zajął mi chyba gdzieś 4-4,5 godziny. Tu stanąć na foto, tam na kolejne i tak się czas tracił.
Ale wyszła w sumie z tego fajna jazda. Przy okazji wynalazłem sobie kilka ścieżek, którymi jeszcze nie jechałem i kilka nowych, którymi będzie trzeba pojechać. Jeszcze to i owo do cyknięcia też zostało.

Ślad z GPS-a wygląda jakbym się szaleju nażarł, potem ochlał a na koniec zgubił drogę :-]


Kategoria Inne