Inne
Dystans całkowity: | 18043.00 km (w terenie 3205.00 km; 17.76%) |
Czas w ruchu: | 1010:44 |
Średnia prędkość: | 17.85 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.00 km/h |
Liczba aktywności: | 568 |
Średnio na aktywność: | 31.77 km i 1h 46m |
Więcej statystyk |
Do Tychów +Z
-
DST
106.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:56
-
VAVG
17.87km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mieliśmy z Michałem plany wyjazdowe na weekend ale nam je pogoda rozłożyła choć urlop wzięty. Skoro nie da się pojechać tego, co miało być, to choć pokręcimy się po okolicy.
Miało być dziś nie za daleko więc rzuciłem propozycję Paprocan. Przyjęła się. Umawiamy się na 8:00 na BP. Niestety startuję z poślizgiem około 15 min. i mniej więcej z takim jestem na miejscu przedzierając się przez Będzin i Sosnowiec. Jest nas trzech. Nowa dla mnie twarz, to też Michał.
Pogoda jak ruszałem była zupełnie niezachęcająca. Pochmurno, widać było w powietrzu wodę, jezdnie powoli schły. Naubierałem się dość konkretnie ale już w drodze doszedłem do wniosku, że jest nawet całkiem przyjemnie i w Mysłowicach chowam kurtkę i zakładam koszulkę. Od razu lepiej.
Przewodzenie obejmuje Michał i ruszamy, podobno, niespiesznie w stronę lasów murckowskich. Trasa na mapce więc nie będę opisywał. Jak można było się spodziewać, w lasach bagienko. Miejscami spore bo tu i tam jeździ ciężki sprzęt (wycinki, budowy). Wybór na dziś Mamuta okazał się bardzo trafny. Nie miałem najmniejszych problemów z przedarciem się po różnych przeszkodach. Chłopaki też dawali radę ale czasem trochę im się odrywałem przy tych okazjach. Generalnie jednak jechaliśmy równo i bez ciśnienia.
Dotaczamy się do Paprocan nieco później niż plan zakładał. Mamy też lekkie ssanie. Zamiast robić objazd, jedziemy coś zjeść. Trochę schodzi z czekaniem na posiłek. W międzyczasie konferujemy z tyskimi rowerzystami. W efekcie kończy się czas i nie robimy objazdu zbiornika.
Jedziemy w stronę fabryki Fiata gdzie z Michałem, z którym miałem jechać w góry, żegnamy się. On ma jeszcze do załatwienia coś w Tychach. Z drugim Michałem kręcę powrót do Mysłowic. Na 14:00 raczej się nie wyrobimy ale wiele spóźnieni nie będziemy. Droga przelatuje szybko i bez problemów. Żegnamy się kawałek przed dworcem i solo kręcę powrót do domu wybierając nieco inny wariant powrotny.
W międzyczasie zrobiła się nawet przyjemna pogoda. Pojawiło się słoneczko. Na niebie zawisły ładne chmurki-baranki. Delikatnie dmuchało. Przyjemnie się kręciło.
Do domu docieram z lekkim napierniczaniem lewej nogi. Zaczęła po 80km i tak mnie resztę trasy męczyła. Robię więc chwilę przerwy by się porozciągać w pozycji poziomej i kiedy nieco ból łagodnieje zabieram sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Na powrocie za plecami miałem ołowianą chmurkę. Ostatecznie jednak nie spadł z niej żaden istotny opad. Potem rozmawiałem jeszcze z Michałem, który miał to szczęście, że przeczekał w Tychach opad pod dachem.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
DODZD
-
DST
44.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:09
-
VAVG
20.47km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Obowiązkowy urlop dwutygodniowy zaczął się słabą pogodą. Budząc się w zwykłych, dla wstawania do pracy, ramach czasowych słyszę za oknem szum deszczu. Czyli można spać dalej. Niestety wyspać zdążyłem się nim przestało padać. Potem jeszcze dłuższe zamulanie w oczekiwaniu na przeschnięcie dróg i dopiero wtedy zbieram się do startu. Jest prawie południe.
Wyprowadziłem Błękitnego i od razu zauważyłem, że zdecydowanie za lekko się ubrałem. Zmieniam bluzę klubową na cieplejszą kurtkę. Potem jeszcze bandankę na czapkę. I w takim zestawie przekręciłem całą trasę. Przez odcinki pod wiatr wcale mi nie było ciepło.
Generalnie plan miałem pojechać do sosnowieckiego Decathlonu ale prostą drogą byłoby za krótko więc sobie trochę dołożyłem. Przez Dąbie i Toporowice do Przeczyc i dalej do Wojkowic Kościelnych. Potem wzdłuż Pogorii 4 na dziki przejazd na Pogorię 3 i bieżnią do Parku Zielona. Stamtąd przez centrum Dąbrowy Górniczej w stronę Makro i zjazd do celu.
Realizuję zaplanowane zakupy i ruszam w drogę powrotną przez Będzin. Zaczynają się popołudniowe powroty z pracy i na drogach robi się gęściej. Udaje mi się wydostać żywym z miasta ale dalej ryzykuję życiem kierując się na światła na "86" i dalej na "913", którą to ciągnę do domu.
Tu chwila przerwy. Zostawiam plecak, zakładam sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu.
Kategoria Inne
Żabie Stawy. Na zimno.
-
DST
84.00km
-
Teren
25.00km
-
Czas
04:53
-
VAVG
17.20km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj była masa bo pogoda nie dopisała i wypadły z planu góry. Była opcja, że może dziś te góry ale ostatecznie okazało się, że jednak nie. Mieliśmy jednak z Michałem ciśnienie coś pojechać a przy okazji szukania drogi do Żabich Dołów Michałowi wpadły na listę też Żabie Stawy w Tarnowskich Górach. Pojechaliśmy sprawdzić co to za pozycja.
Umawiamy się w Czeladzi na rynku mniej więcej w południe. Ruszam z domu i tak podejrzewam, ze krótkie spodenki to może być dziś błąd jednak już nie wracam. Docieram do Czeladzi na chwilę przed południem. Zakładam rękawiczki. Niby jest trochę słońca ale ciepło nie jest. Jeszcze jak się jedzie to nawet, nawet ale stać dłużej raczej żadna przyjemność. Michał zjawia się chwilę później i bez marudzenia ruszamy.
Prowadzę przez Czeladź Wojkowice, Rogoźnik i Dobieszowice w stronę Radzionkowa. Stąd terenem (gdzie po drodze trzeba powiedzieć "Proszę otworzyć") docieramy do Tarnowskich Gór. Chwila motania się i jesteśmy przy Żabich Stawach. Ogrodzone betonowym ogrodzeniem. Właściwie to staw hodowlany dla wędkarzy. Są też chyba jakieś noclegi dostępne. Generalnie jednak dla rowerzystów żaden cel wart kręcenia. No chyba, że ktoś jest też wędkarzem. Chwilę kręcimy się wokół i ruszamy na rynek zaparkować w sprawdzonej knajpce na obiad. Solidny talerz rosołu, placki z gulaszem, herbatka i browarek doskonale zapełniają magazynek na paliwo. Aż się chce gdzieś zalegnąć na zawiązanie sadełka.
Nie ma jednak tego dobrego. Zaczynamy powrót bo w prognozie było, że po 17:00 mogą pojawić się kropelki. Niezbyt spiesznie przetaczamy się nad Chechło i stamtąd szlakiem LR do Świerklańca. Wałem Kozłowej Góry i tamą do Wymysłowa a potem lasem do Rogoźnika. Stamtąd do Wojkowic i dalej do Czeladzi. Kawałek za szpitalem żegnam się z Michałem. Jednak krótkie spodnie nie były dobrym pomysłem. Chęć by odprowadzić jeszcze kawałek kompana były ale nogi mówiły, żebym nie przeginał. Zwłaszcza lewe kolano. Więc nie przeginałem.
Solo kręcę w stronę drogi do Grodźca po drodze odbijając w teren na singielek, z którego mogłem wydostać się na granicy Wojkowic i Grodźca. Tam przeskok asfaltu na drugą stronę i jeszcze kawałek wertepkami by w końcu wybyć na asfalt prowadzący prosto do domu. Metę osiągam kiedy pojawiają się pierwsze drobne kropelki. Nim zacząłem załączać zdjęcia rozpadało się na dobre czyli wszyła jazda tak w sam raz :-)
Link do pełnej galerii
W drodze do Tarnowski Gór.
Żabie Stawy zza płotu.
Gdyby ktoś namiarów potrzebował.
Kontrolne na rynku w Tarnowskich Górach. Przed konsumpcją.
Na powrocie przy Rogoźniku.
Wynik za dzień.
Kategoria Inne
ZMK nr 12
-
DST
43.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:31
-
VAVG
17.09km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Za oknem było na tyle niewyraźnie, że jakoś nie miałem pomysłu na wytoczenie się na rower. ICM mówił o możliwości nieznacznych kropelek, co dodatkowo zniechęcało. Dwunasta Zagłębiowska Masa Krytyczna wydała się w związku z tym opcją, którą można załatać dziurę w pomysłach na kręcenie.
Zbieram się lekko po 14:00. Od razu pojawiają się drobne kropelki. Niegroźne ale niezbyt zachęcające. Temperatura też nie powala na kolana. Ubrałem się, wydawało mi się, że za ciepło ale po 2km stwierdziłem, że wcale tak nie jest. Mało tego, bandankę zastępuję czapką bo uszy po prostu zaczęły mi zamarzać.
Do Sosnowca toczę się przez Wojkowice i Czeladź ale innym wariantem niż zwykle. Dziś przed cmentarzem w Czeladzi odbijam na szlak w prawo i kieruję się w stronę "94". Potem za cmentarzem w centrum odbijam na Piaski i przez Grota-Roweckiego dotaczam się do ślimaka.
Masa już jedzie. Wypatruję klubowiczów, co nie jest proste bo kolory giną w odblaskowej barwie kamizelek masowych. Udaje mi się jednak wypatrzeć Maćka. Wokół niego jedzie też kilka innych osób z klubu. Jest Marcin, Ania, Paweł, Grzesiek, Ela, Jarek, Marek. Gdzieś mi też mignął chyba Tomek. Są Rowerowe Mysłowice.
Trasa Masy w tym roku wiedzie przez Zagórze i Mortimer do centrum Dąbrowy Górniczej i potem przez Koszelew do będzińskiej Nerki z metą na Syberce. Tu spotykam kolegę z pracy. Chwilę dłuższą rozmawiamy nim się rozjeżdżamy. Przez czas losowania wesoło konferujemy w Cyklozowym gronie. Kiedy jednak jest po losowaniu szybko się rozjeżdżamy. Jest po prostu nieprzyjemnie zimno. Wątpię żeby było więcej jak +10. Czasem też podwiewa zimnym powietrzem.
Solo kręcę przez Zamkowe do lasu grodzieckiego i dalej przez światła na "86" do lasu gródkowskiego. Żółtym szlakiem toczę się pod podstawówkę w Psarach. Asfaltem lecę w stronę domu pozwalając sobie jeszcze na małe ucho ul. Kasztanową.
W czasie jazdy było nawet przyjemnie ale stanie w bezruchu było dziś mocno niewskazane. Dobrze było się ruszyć choćby tylko po to, żeby się zobaczyć ze znajomymi.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
Piknik Europejski
-
DST
63.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:24
-
VAVG
14.32km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś jeżdżenie klubowe. Obstawiamy rowerowy rajd na Piknik Europejski w Sosnowcu.
Zbieram się na koła bez większych problemów i ruszam o 11:04. Zahaczam o otwartą, ku mojemu zdziwieniu i niewielkiej wcześniejszej nadziei, piekarnię. Potem sprawnie przetaczam się przez Będzin do Sosnowca pod Urząd Miejski. Tam już spory tłumek i wciąż przybywają kolejne osoby. Są również dwa oddziały żołnierzy w polskich mundurach z okresu obronnego II Wojny Światowej, samochód terenowy z armatą, orkiestra. Kolejno odśpiewane zostają hymny Polski i UE. Potem przemarsz pod dworzec PKP i tu następuje podział na grupy. Pieszą prowadzi Grzegorz Onyszko. Naszą Prowadzi Prezes a my pomagamy przy obstawie. Ktoś liczył uczestników i wyszło, że było nas rowerzystów w szczycie 69 osób.
Sprawnie i bez problemów przemieszczamy się bocznymi dróżkami w stronę czeladzkich Piasków skąd płynnie przenosimy się pod Halę Sportową na Milowicach gdzie wkraczamy na czerwony szlak pogranicza. Nim mamy dotrzeć do Trójkąta Trzech Cesarzy. Po drodze mały postój na zbiorowe foto pod stadionem Zagłębia na Stawikach.
Pogoda dopisała. Jest słonecznie, niegroźnie wieje, temperatura w okolicach +20. Jedzie się przyjemnie. Momentami nawet jest jakby upalnie. Osiągamy cel w przewidywanym czasie. Na miejscu jest już orkiestra, grupy rekonstrukcyjne prezentują swoje wyposażenie, serwowane są gorące posiłki. Miło i przyjemnie. Czas szybko leci. Po 16:00 powoli piknik się kończy. Odjeżdżają zarówno kolejni rowerzyści jak i inni przybyli. W końcu ruszam i ja. Razem z Krzysiem kręcimy razem do Dańdówki. Tam mój kompan odbija do centrum Sosnowca ja w stronę wertepkowego szlaku w stronę PKM-u i dalej do lasu zagórskiego.
Trasa spokojna, przyjemna. Dotaczam się ostatecznie przez Reden na bieżnię przy Pogorii 3 ale korzystam z niej tylko na krótkim odcinku. Szybko uciekam do Parku Zielona i dalej na czarny szlak do Łagiszy. Za dużo było ludzi wokół P3 by tam jechać. Jakie jest moje zaskoczenie, kiedy na wylocie szlaku w Łagiszy wyjeżdżam wprost na Anię i Marcina. Dłuższą chwilę rozmawiamy. Oboje wracają z małego objazdu, przy okazji którego odkryli ciekawą miejscówkę zdatną przyjąć nasz wyjazd integracyjny. Z ich opowieści wynika, że nawet lepsza dla naszych potrzeb niż Fort Olszanica. Mam nadzieję, że pozostali klubowicze również będą jej tak ciekawi jak ja i zapadnie decyzja o jej najechaniu. Ania robi przy okazji małe kółeczko na Mamucie i wydaje dyspozycję Marcinowi, że takiego ma jej kupić. Nie ona jedna dziś próbowała kręcenia na Mamucie i zawsze było zaskoczenie, że tak dobrze się nim jedzie. Przez grube koła sprawia wrażenie ciężkiego i trudnego w jeździe. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. W końcu żegnam Anię i Marcina. Oni dalej lecą na Będzin a ja kontynuuję terenem w stronę Stachowego i dalej polami do żółtego szlaku. Porzucam ostatecznie wertepki niedaleko podstawówki w Psarach i finisz robię po asfaltach.
Przyjemnie spędzony dzionek w towarzystwie klubowiczów na spokojnym kręceniu.
Link do pełnej galerii
Się znalazłem na kilku foto w galerii sosnowiec.naszemiasto.pl.
Kategoria Inne
Żabie Doły. Lekko namaczane.
-
DST
74.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
04:19
-
VAVG
17.14km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakoś tak na początku tygodnia umówiliśmy się z Michałem na wspólne zakręcenie na Żabie Doły. Miejsce zbiórki: Pomnik Powstańców Śląskich w Katowicach. Godzina: 11:30.
Kiedy odemknąłem oka zaatakowany zostałem faktem, że kapie. Ale ICM uprzedzał i obiecywał, że później będzie lepiej. Nie zrażony tym jeszcze chwilę przysypiam. Potem śniadanko, pakowanie i inne formy marnotrawienia czasu nim nastaje godzina startu. Wcześniej jeszcze kontaktujemy się czy jedziemy, czy odpuszczamy. U mnie znośnie, u Michała też. Jedziemy.
Startuję 11:34. Kręcę trasę przez Wojkowice, Przełajkę, Bańgów do Siemianowic Śląskich. Tu widzę całkiem sporo Policji, Straży Miejskiej, Strażaków, gdzieniegdzie pogotowie. Tak wykombinowałem, że jakieś zawody. Im bliżej jestem Placu Alfreda tym wszystko w większym pogotowiu bojowym. Ruch już wstrzymany. Do Katowic pozwalają mi jechać tylko chodnikiem. Mnie pasuje.
Gdzieś na Wełnowcu jest pierwszy biegacz. Sporo odsadził stawkę. Na kilkaset metrów przynajmniej. Potem biegną pojedyncze osoby. Potem coraz więcej. Kiedy zjeżdżam w stronę Spodka drogą wali już cały tłum. Kiedy dotaczam się do pomnika i parkuję pod jego skrzydłami widzę jeszcze koniec peletonu. Zaczyna mżyć.
Myślałem, że to Michał będzie na mnie czekał. Tymczasem to ja czekam na niego. Ale niezbyt długo. Teraz prowadzi Michał. Przetaczamy się ścieżką do Parku w Chorzowie i jego alejkami, miejscami też odgrodzonymi dla kijkarzy, przebijamy się w stronę Starego Chorzowa i ostatecznie do Żabich Dołów.
Jeszcze mnie tu nie było. Niestety pogoda nam spłatała psikusa i z pewnością nie robi to miejsce takiego wrażenia jak przy słoneczku ale i tak postanawiamy coś niecoś pokręcić wokół zbiorników. Alejkami robimy objazd wykonując przy okazji nieco szagi. Zatoczywszy koło jedziemy dalej w stronę Bytomia. Cały ten czas mży prawie nieprzerwanie. Nieustannie muszę ścierać wodę z okularów.
W Bytomiu Michał stwierdza, że kończy mu się już czas i chce uderzać na Katowice. Mnie bardziej pasowało na Piekary Śląskie. Szkoda było się jednak już rozjeżdżać więc zaciągnąłem Michała na mój wariant dojazdowy do Bytomia i trochę piracąc po drodze wydostajemy się na czerwony szlak przez Brzeziny Śląskie do Dąbrówki Wielkiej i dalej terenem do Przełajki. Stamtąd przez Brynicę do Czeladzi i dalej do Sosnowca. Rozjeżdżamy się na Grota-Roweckiego chwilę wcześniej jeszcze pogadawszy.
Solo kręcę w stronę ścieżki rowerowej startującej przy Klubie Kiepury i przetaczam się nią aż do ul. Słowańskiej. Potem testuję drugą stronę do świateł na Stadionie. Reszta drogi już raczej opornie szła. Zaczęło mi się we znaki dawać lewe kolano więc nieustannie zmieniałem rytm kręcenia żeby znaleźć ten najmniej dokuczliwy. Przetaczam się niespiesznie przez Łagiszę do Sarnowa i dalej prosto do domu. Choć chodziły mi po głowie wygięcia to jednak szarpanie w nodze zniechęciło mnie skutecznie. Poza tym trochę też mi nasiąknęły wodą ciuchy i już miałem bardzo dużą ochotę zdjąć je z siebie. W domu od razu wszystko do prania a ja pod prysznic.
W sumie dobrze, że się umówiliśmy na kręcenie bo solo chyba bym sobie odpuści. A tak to była motywacja żeby nie być tym co się łamie :-) W efekcie wyszło całkiem fajne kręcenie mimo opornej pogody. Traska na Mamucie z dobitymi do dwóch atmosfer balonami. Trochę jak jazda na piłce plażowej ale za to miejscami całkiem dynamicznie. Dziś wykręciłem mój rekord prędkości na FatBike-u - 52km/h. I był jeszcze potencjał do podniesienia wartości.
Foty były ale nie za wiele, nie za efektowne więc odpuszczam wrzucanie.
EDIT (2019.05.01): Przy okazji wrzucania fot z Pikniku Europejskiego w Sosnowcu zmobilizowałem się i wrzuciłem też te kilka fot z Żabich Dołów.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
SOD
-
DST
20.00km
-
Czas
01:00
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z pracy do serwisu zbiorkomem. Odbieram Błękitnego po przeszczepie napędu. Lekka zmiana. Na tył poleciała kaseta dziewiątka zamiast do tej pory stosowanej ósemki. Korba z octalinka awansowała do hollowtecha. Co prawda raczej niższa półka ale widzę różnicę w tym jak pracuje podczas jazdy. No chyba, że to jeszcze nowość takie wrażenie daje.
Od razu objazd testowy. Na razie asfalty. Kręcę z Będzina do Łagiszy i dalej do Sarnowa. W Psarach odbijam do Malinowic i ciągnę do Dąbia. Potem odbijam na Brzękowice-Wał i przetaczam się grzbietem wzgórza do Góry Siewierskiej. Zjeżdżam stamtąd do "913" i skręcam już w stronę domu. Robię jeszcze małe ucho w Strzyżowicach by mieć pewność, że jest 20km i potem już prosto do domu.
Jechało się bardzo przyjemnie zarówno ze względu na warunki (słonecznie, trochę wiało, nie za ciepło ale ogólnie przyjemnie) i na nowy napęd. Jest małe ale. Zostawiłem manetki ósemki ale generalnie działają z kasetą dziewiątką. Jedynie przy biegach w zakresie 2/4-2/2 i 1/4-1/3 czasem łańcuch skacze. Pojeżdżę trochę i zobaczę jak bardzo mnie to wkurza. Jak za bardzo, to jeszcze będą manetki do wymiany. Chyba, że uda mi się to podregulować. Ale na razie jest super. Rowerek idzie gładko, cichutko. Przełożenia zrobiły się bardziej miękkie. Prawie jak w Rzeźniku.
Kategoria Inne, Kaseta, Korba, Łańcuch, Serwis
Pokopać trochę w piasku
-
DST
42.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:22
-
VAVG
17.75km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sprawdziły się prognozy ICM-u i sobota okazała się całkiem całkiem. Na koła zbieram się jednak dość późno ze względu na czynności inne. W planie mam dziś pojeżdżenie Mamutem po piasku w okolicach Pogorii 4 i pojeździć w terenie w ogóle.
Wytaczam się po 15:00 i kręcę na terenowy skrót w stronę Urzędu Gminy i dalej do świateł na "86". Asfaltem przetaczam się do Pogorii 4 i jadę w stronę Piekła. Jak tylko się da zjeżdżam na quadowe ślady od wschodniej strony zbiornika i zaczynam kopanie w piasku. Jedzie się wolniej ale za to nie mam żadnej konkurencji i przeszkód. Tabuny rowerzystów, rolkarzy, kijanek i innych przeszkadzaczy trzymają się od mojego toru jazdy z daleka.
Od piekła robię terenowy objazd w stronę Podlesia. Szlakiem dojeżdżam do Wojkowic Kościelnych i zjeżdżam na piaszczysty, wschodni brzeg Pogorii 4. Robię coś jak powrót do Podlesia tylko tym razem piaskami. Jedzie się wolniej ale przyjemnie. Zastanawia mnie tylko czemu stary Garmin pokazuje, że jadę środkiem zbiornika. Czyżby mapa aż tak nieaktualna?
Wracam na szlak w Podlesiu i jeszcze raz zrobię terenowy kawałek do Wojkowic Kościelnych. Potem wpadam na asfaltową część i z animuszem kręcę w stronę Marianek. Całkiem fajnie i sprawnie się jechało. Oponki Mamuta śpiewały głośno ale jak już się rozpędził, to nawet ładnie szedł.
Sprawnie docieram do Marianek ale nie odbijam do siebie. Jeszcze raz jadę na tamę na Pogorii 4 i odbijam w stronę Pogorii 3. Tu jeszcze więcej piechoty, rowerzystów, rolkarzy i przeszkód ogólnie. Trochę mi sytuację ratuje wydeptana ścieżka obok bieżni bo dzięki niej mogę sprawniej wyprzedzać maruderów.
Przy molo skręcam na Zieloną i jadę na czarny szlak do Łagiszy. Potem terenem do Stachowego i dalej do żółtego szlaku, który porzucam niedaleko podstawówki w Psarach. Stamtąd już grzecznie, prosto do domu.
Odważyłem się pojechać we wdzianku "na krótko". Na początku wydawało mi się, że jednak za odważnie ale jak już się rozgrzałem to było ok. Dopiero nieco przed zachodem słońca, kiedy zaczęła spadać temperatura znów poczułem chłód. Ogólnie przyjemny dzionek do kręcenia.
Kategoria Inne
Na pohybel pogodzie vol. 2
-
DST
18.00km
-
Teren
14.00km
-
Czas
01:38
-
VAVG
11.02km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Okno czasowe wąskie zarówno z powodu obowiązków jak i prognozy pogody. Traska na mapce poniżej, więc nie będę opisywał w detalach.
Pogoda na starcie omalże słoneczna. Potem już przeważnie chmury. Wiało. Z tego też powodu sporo terenu w nadziei ukrycia się w lesie bądź za wzniesieniami. Wyszło tak pół na pół. Czasem wiatr pchał, czasem hamował. Kręciło się jednak przyjemnie i spokojnie. Tempo spacerowe. Jedynie jak teren pozwalał, to było "puść te klamki".
Dziś znów Mamutem i powiem, że w terenie ładnie idzie. Jak będę miał więcej czasu to sobie zrobię tą samą trasę, tego samego dnia 2x. Raz Mamutem, raz Rzeźnikiem i porównam wrażenia.
Do domu ściągam przy pierwszych kropelkach. Zgodnie z prognozą ICM, zresztą. Dystansowo wiele nie pojeździłem ale trochę się zmachałem. Pewnie swoje też dołożyła kiepsko przespana nocka. Wiatr tak hałasował, że co chwilę się budziłem.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
Na pohybel pogodzie
-
DST
35.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:05
-
VAVG
16.80km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od wczoraj wiało. Dziś chyba nawet bardziej niż wczoraj. Wydumałem, że za szybko się nie uda pojeździć więc równie dobrze można wytoczyć się Mamutem. Bo wytoczyć się chciałem. Choć na trochę.
Na początek zajeżdżam sprawdzić czy pobliscy stomatolodzy dziś pracują. Nie pracują. Trudno. Robię więc zakładany plan. Zaginając przez Strzyżowice kręcę w stronę terenu wiodącego w stronę ośrodka zdrowia w Psarach i dalej przez las ku światłom na "86". Asfaltem przetaczam się przez Sarnów i Preczów na bieżnię Pogorii 4 i potem przeskakuję na bieżnię Pogorii 3. Robię jakieś 5/4 - 7/5 okrążenia i kieruję się do parku Zielona.
Po drodze dwie irytacje. Na biegacza zasuwającego po części dla rowerów i na piechura, który nagle zdecydował się przeciąć drogę dla rowerów nawet nie racząc sprawdzić, czy coś nie nadjeżdża. Pierwszy uciekł na trawę, drugi podskoczył jak oparzony, kiedy mu prawie za uchem wrzasnąłem "Ej!".
W parku pokręciłem się trochę po ścieżkach. Strzeliłem kilka fot kaczkom i zabrałem się do powrotu, kiedy usłyszałem trzask. Na moich oczach zwaliło się jedno z drzew miotanych silnym wiatrem. Podjechałem je sfocić. Obok leżało inne, możliwe że również niedawno padłe. W ogóle po drodze w lasach widziałem całkiem sporo połamanych bądź powalonych drzew.
Wracam czarnym szlakiem do Łagiszy i dalej terenem w stronę Stachowego. Widzę, że kolejna hala już prawie gotowa. Potem objeżdżam od wschodu i południa las gródkowski i wbijam na pobocze "913". A tu korek. Podjeżdżam dalej i widzę przyczynę. Przewrócone na jezdnię drzewo. Właśnie je uprzątali. Chwilę potem przejechała Straż na sygnale. Cały poranek było słychać syreny gdzieś w okolicy. A zaczęli już wczoraj. Jakiś idiota podpalił trawy przy ul. Kasztanowej w Psarach. Przy tym wietrze ogień błyskawicznie się rozkręcił. Na szczęście reakcja Strażaków była szybka i spacyfikowali zagrożenie.
Już bez przeszkód, choć nieco okapany deszczem, który zaczął się jeszcze na Zielonej, dociągam do domu. Tu pół godzinki przerwy na podeschnięcie i kawę a potem standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Zjazd niemal bez gięcia.
Link do pełnej galerii
Takie akcje pewnie dziś w całej Polsce.
Niedawno odmalowany przejazd kolejowy pod "86" długo nie pozostał czysty.
Wyciachane z drzew pobocza torowiska w Łagiszy.
Padłe drzewo na Zielonej.
Alternatywa? Kacki...
Kategoria Inne