Lipiec, 2020
Dystans całkowity: | 998.00 km (w terenie 187.00 km; 18.74%) |
Czas w ruchu: | 52:33 |
Średnia prędkość: | 18.99 km/h |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 38.38 km i 2h 01m |
Więcej statystyk |
DPD
-
DST
40.00km
-
Czas
01:52
-
VAVG
21.43km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start 6:15. Warunki rześkie. Nad polami mgły, odczuwalnie tak z +13 stopni. Nie rejestruję wiatru. Słonecznie.
Trasa przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Wrażenie z jazdy takie, że szło lekko opornie. Chyba przez to stanie na światłach i na szlabanie przejazdu kolejowego.
Na mecie obsuwa 9 min.
Powrót początkowo spokojny jak zwykle rozkręca się w okolicach bieżni P3 i P4. Ale nim tam dotarłem to standardowo Mortimer, Reden, Łęknice. Między Pogoriami przejazdem i potem znów jak zwykle przez Preczów i Sarnów do mojej wioski. Tam odbijam przy remizie do DINO i finisz rozkopaną "913". Wyciągam przesyłkę z paczkomatu i prosto do domu.
Przelot spokojny i przyjemny. Jedynie na początku, nim się rozkręciłem i rozgrzałem, wiatr zdawał się nieco za chłodny. Potem było już ok. Słoneczko takie nie za ostre ale obecne.
Możliwe, wg ICM-u, burze nie wystąpiły.
Coś jakby mi na tyle Mamuta powietrze powoli uciekało. Albo źle poklejona dętka, którą ostatnio zakładałem, albo znów w coś wjechałem. Na razie nie mam weny do sprawdzenia tych wariantów. Szybciej jest dopompować i na 2 dni wystarcza.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
37.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
01:52
-
VAVG
19.82km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Już, już miałem nadzieję, że wytoczę się z zapasem czasu i nie będę musiał gonić... Ale nie. Nic z tego. Ruszam dopiero o 6:14.
Warunki są takie jak obiecywał ICM, czyli do bani. Kapało mniej więcej od 5:00 z różną intensywnością i jak się wytaczam, to kapie dalej. Na jezdniach potoki. Trudno. Czasem się jedzie i takie warunki.
Trasa do centrum Dąbrowy Górniczej zwykła przez Sarnów i Preczów. Na rondzie w centrum odbijam do Parku Hallera i dalej kręcę na ścieżkę przy Alei Róż. Od Mortimeru już zwykła trasa.
Spokojnie. Nie za spiesznie. Szerokie opony Mamuta przy mokrej jezdni stawiają jakby większy opór. Pewnie też odczuwalnych chłód nie służył podawaniu nóg. Do tego woda zebrana w kapciach wychładzała stopy, co też nie zachęcało do intensywnej walki. W efekcie na mecie mam stratę 6 min.
Ale i tak przyjemny dojazd do pracy.
W ciągu dnia kilka razy kapało ale na wylocie już jezdnie suche. Jest słoneczko przesłaniane czasem chmurami, jest wiaterek. Widzę też chmury jakby deszczowe tak mniej więcej w stronę pojezierza i Gołonoga. Żeby się pod nie nie wrąbać to lecę przez Mortimer i Reden pod Most Ucieczki i dalej przez Zieloną na czarny szlak, którym ciągnę aż pod Park Żurawiniec. Stąd finisz asfaltem prosto do domu.
Tym razem powrót na sucho. Całkiem przyjemny i bardzo spokojny.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
41.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
22.78km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Odrobinę lepszy start niż wczoraj. Ruszam o 6:13. Jest na tyle ciepło, że decyduję się na krótkie spodenki. Nogi, co prawda, nie są zachwycone, ale podają nawet nieźle. Nie opierniczam się na dojeździe.
Trasa zwykła przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górnicza. Sprawnie, bez ekscesów.
Na mecie jestem równo o 7:00.
Powrót dziś na kierunku Czeladzi i Wojkowic. Zaczynam od wspinaczki w stronę Mecu by odbić na ścieżkę przy Blachnickiego i pociągnąć ścieżkami przez Środulę do Plejady. Stamtąd na Pogoń i do Czeladzi zwykłą trasą. Potem testuję ścieżkę pod czeladzki cmentarz na granicy z Wojkowicami. Przydałyby się jeszcze oznaczone przejazdy ale ogólnie fajnie zrobione.
W Wojkowicach wbijam na prostą spod Orlenu i kręcę prosto do paczkomatu. Zgarniam przesyłki i bez udziwnień dotaczam się do domu.
Przyjemny, spokojny powrót.
Pogoda iście letnia. Jedynie na kawałkach gdzie prędkość przebijała 35km/h odnosiłem wrażenie, że powietrze nie jest za ciepłe. Poza tym bardzo przyjemnie.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
40.00km
-
Czas
01:43
-
VAVG
23.30km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Chciało się dziś spać, oj, chciało! Przez to wytaczam się dopiero o 6:17. Zmieniam dziś rumaka licząc na to, że dzięki węższym oponkom uda się nadrobić obsuwę.
Warunki zbliżone do wczorajszych jeśli chodzi o temperaturę ale jest więcej słońca i prawie wcale chmur. W Preczowie dodatkowo lekka mgła.
Trasa zwykła przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Zaskakuje mnie lekki zawał na światłach w Sarnowie. Dwie kolejki przychodzi odstać. Reszta drogi płynnie i bez sensacji.
Na mecie ze stratą 2 min. Gdybym bardziej się postarał i pocisnął mocniej, to i te dwie minuty mogłem nadrobić. Może bym się skusił, gdyby było cieplej.
Powrót równie dynamiczny jak dojazd. Tak jakoś poszło, choć na początku zamulałem straszliwie. Warunki zrobiły się znacznie przyjemniejsze od porannych. Dużo słońca, lekki wiaterek, ciepło.
Trasa zbliżona do wczorajszej. Jedyna różnica taka, że odpuszczam sobie zagięcie przez Park Żurawiniec. Lecę prosto przez wioskę asfaltem.
W domu chwila przerwy, zostawiam jeden plecak, biorę drugi (pusty) i jeszcze bez gięcia skok do najbliższej piekarni. Takiż powrót.
Przyjemny powrót z pracy. Korciło na więcej ale trzeba to i owo zrobić a czas nie jest z gumy i nie stoi w miejscu. Ale urlop od poniedziałku to coś więcej w końcu zawalczę.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
40.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
20.34km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kiepsko ze startem - 6:16. Przy panujących warunkach - chłodno, bez wiatru, słońce za chmurami - raczej będzie obsuwa. Nogi mówią, że nie ma pociskania mimo tego, że wdzianko cieplejsze.
Trasa zwykła przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Bez sensacji.
Na mecie obsuwa na 6 min.
Powrót w warunkach ciut przyjemniejszych. Da się jechać we wdzianku "na krótko" choć szału nie ma. Słońca niewiele, wieje trochę.
Trasa bez większych odchyłek. Mortimer, Reden, Łęknice, przejazd między Pogoriami, Preczów, Sarnów. Kawałek za światłami uciekam w teren i przez Park Żurawiniec przetaczam się na terenowy skrót do Strzyżowic. Stamtąd prosto do domu.
Spokojnie, w miarę przyjemnie.
Gdzie to lato?
Kategoria Praca
Powybiórcze kółeczko
-
DST
33.00km
-
Czas
01:34
-
VAVG
21.06km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kilka minut przed 10:00 zbieram się "dać głos".
A potem już tylko kręcenie. Trasa asfaltowa bo po wczorajszym mokrym dniu spodziewałem się nieciekawych warunków w terenie. Nie miałem ochoty taplać się w błocie. Swoją drogą ciekawe jak poszedł maraton :-) Musiało być ciężko.
Trasa: Sarnów, Łagisza, Będzin, Czeladź (Piaski i Józefów), Przełajka, Wojkowice, Strzyżowice.
Tempo takie, żeby się jechało dobrze bez podnoszenia sobie ciśnienia i walki o oddech. Ale też i bez zbytniego zamulania, bez postojów innych niż wymuszone sytuacją na drodze.
Pogoda optycznie ładna, widowiskowe chmurki, sporo słońca, lekki wiaterek. Odczuwalnie jednak nieciepło. W cieniu drzew nawet prawie chłodno. Dlatego też nie zatrzymywałem się by być cały czas rozgrzanym.
Na więcej jakoś mnie nie ciągnęło.
Kategoria Inne
Z
-
DST
3.00km
-
Czas
00:15
-
VAVG
12.00km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś tylko zaopatrzenie i to w wariancie dość krótkim. Najpierw zwykłe zagięcie do wsiowego Lewiatana zakończone zjazdem w deszczu chwilowo słabnącym. Potem przyszło mi odczekać wzmożony opad i zupełnie bez zaginania szybki kurs, ciągle w deszczu, do najbliższej piekarni. Powrót również w deszczu.
Jak zaczęło, to kapało już cały czas aż do nocy.
Kategoria Inne
DPOD
-
DST
46.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
02:29
-
VAVG
18.52km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start minimalnie lepszy od wczorajszego - 6:12. Jednak czasu na marudzenie nie ma.
Trasa zwykła przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie, bez sensacji.
Warunki o poranku iście letnie. Lekki wiaterek, dużo słońca, ciepło.
Na mecie równo o 7:00.
Powrót początkowo spacerowy, tzn. gdzie było z górki, to rower sam leciał, gdzie płasko albo pod górkę to kręciłem delikatnie. Ale był też kawałek żwawszy.
Trasa trochę gięta bo przy weekendzie trzeba sobie coś tam pozwolić czasem.
Początek terenem przez las zagórski na Reden, potem Łęknice i bieżnią P3 do przejazdu na P4 i dalej bieżnią do Kamienia Ornitologa. Tu tempo równe ale bez szaleństw, tak 26-27km/h.
W Kuźnicy Piaskowej zbiera mi się na eksploracje. GPS twierdził, że gruntowe drogi z tamtego miejsca kończą się ślepo. No to pojechałem sprawdzić. Faktycznie, jedna kończy się na bagienku. Druga, której na mapie nie było ale oznaczona była do jutrzejszego biegu, też docierała do tego samego cieku wodnego (Pogor) i ciągnęła się dalej ale nie widziałem żadnego użytecznego przejścia na drugą stronę. Ciekawe jak to rozwiążą zawodnicy. Woda raczej nie zachęcała do brodzenia. Na oko powyżej 0,5 metra żuru. Tak więc dla mnie dwa ślepe zaułki.
Wracam na znany teren i asfaltem ciągnę do Dąbia-Chrobakowego a potem do Malinowic. Tu mały wqrw na kierownika, który zabrał się do wyprzedzania pod górkę i przed zakrętem czyli bez dostatecznej widoczności. Oczywiście z przeciwka nadjechał samochód ale ten musiał koniecznie zmieścić się między nim a mną. Chyba mi się nagrał na kamerze więc całkiem możliwe, że poślę filmik na Policję niech go przeszkolą odpłatnie z zasad bezpieczeństwa na drodze.
Finisz terenem do Strzyżowic i końcówka asfaltem do domu.
Na powrocie przyjemna lampa. W końcu nogi przy tych 26-27km/h nawet znaku nie dawały, że coś jest nie tak. To lubię. I nawet nie przeszkadzał zauważalny wiatr choć w wielu miejscach był przeciwny.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
39.00km
-
Czas
01:39
-
VAVG
23.64km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
6:17. Start o tej godzinie to przymusowa gonitwa na trasie. No nie szło mi dziś wygrzebywanie się do pracy.
Warunki za oknem optycznie takie sobie. Szaro, nie pada, lekko mokro miejscami. Chyba też nie wieje. Termicznie tak, że zastanawiałem się nad lekką warstwą z długim rękawem ale ostatecznie zrezygnowałem. Przy podkręconym tempie potrzebne będzie dobre chłodzenie więc wdzianko "na krótko". Jedynie na łapy rękawiczki.
Trasa zwykła przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Udało się powstrzelać płynnie w światła i pewnie dzięki temu obsuwa była tylko na 3 min.
W sumie przyjemny dojazd do pracy. Bez sensacji.
Powrót ostatecznie wyszedł dość żwawy.
Warunki na wylocie całkiem przyjemne, trochę słoneczka, ciepło, lekki wiaterek. Tylko też sporo chmur. Zdecydowałem nie ryzykować objazdów i do domu bez specjalnego gięcia.
Trasa: Mortimer, Reden, Łęknice, przejazd między Pogoriami, Preczów i Sarnów.
Na wjeździe do mojej wioski pojawiły się pojedyncze krople i do końca jazdy spadały po kilka to tu, to tam. Ostatecznie się nie rozpadało ale dzięki tym pogróżkom tempo na finiszu uczciwe.
Przelot przyjemny i prawie bez sensacji. Jedynie jeden cham w taryfie z głupim tekstem się trafił. Bywa.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:44
-
VAVG
20.77km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
O dziwo, dziś udało mi się pozbierać całkiem sprawnie i ruszyć o 6:06. Skoro w zapasie jest czas, to mogłem sobie pozwolić na bardziej delikatne kręcenie.
Warunki zbliżone do wczorajszych, może tylko odczuwalnie jakby chłodniej.
Trasa zwykła przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą.
Spokojnie, bez sensacji. Jedyne co mnie wkurzało, to problem z łańcuchem. Znów straciła się obrączka w ogniwie. Jakim cudem? Nie wiem.
Objaw przy takim przypadku jest taki, że czuć przez pedały jakby coś gdzieś przez moment łapało łańcuch. Irytujące.
Przed powrotem udaje mi się sprawnie wykuć ogniwo, założyć pierścień i założyć spinkę. Z tego też powodu, jak i za sprawą pogody, powrót na kierunku do Będzina. Chcę zdążyć przed ewentualnymi opadami, które ICM określa na wykresach jako dość prawdopodobne, chcę też zahaczyć o serwis i zrobić sobie zapas spinek. Tak na zaś.
Trasa przez Mec i Środulę do Starego Będzina i dalej do serwisu. Niestety ostatnio wybrałem wszystkie spinki "9" i zapas jeszcze nieuzupełniony. Zmusza mnie to do kursu do konkurencji. Na szczęście blisko. Potem bez gięcia przez Fabrykę Domów, światła na "86" i przez las gródkowski kręcę prosto do domu. Nie wyszło prosto bo koparka zastawiała najkrótszą drogę. Doginam jeszcze do DINO i wsiowego Lewiatana by dopiero stamtąd polecieć prosto do domu.
Całą drogę towarzyszyło mi kapanie. Pierwsze, symboliczne, krople pojawiły się tuż po wyjściu z pracy ale zauważalniej pokapało gdzieś od Mecu. I potem praktycznie do końca nie przestawało. Może tylko momentami słabło. Na szczęście nie był to jednak opad na tyle silny, by się zawijać w przeciwdeszcze.
W sumie przyjemny i spokojny powrót do domu.
Kategoria Praca, Serwis