limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

  • DST 34.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 19.81km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 października 2017 | dodano: 17.10.2017

Start straszliwie grzebany i wyjazd dość późny - 6:18. Na dworze sporo mgieł, które towarzyszą mi przez pierwsze 4,5km. W Łagiszy gdzieś znikają. Potem jeszcze ze 2x na chwilę mam je po drodze ale już nie tak gęste. Temperatura odczuwalna poniżej +10 i wdzianko "na długo" zdecydowanie jest na czasie. Krótkie spodenki jadą w plecaku na popołudniowe ciepełka. W Łagiszy też ktoś chyba na mnie trąbi i potem miga awaryjnymi ale nie rozpoznaję pojazdu zatopiony we własnym wszechświecie ;-p Tak mi przychodzą do głowy Mariusz i Damian. Ostatnio się skarżyli, że nie odmachuję jak migają czy coś tam innego z samochodami robią, żeby zwrócić na siebie uwagę. A tłumaczę, że po primo, jestem deczko ślepawy, po secundo pojazdy zwane samochodowymi interesują mnie tylko wtedy, kiedy wchodzą w mój tor jazdy, ewentualnie nie próbują wziąć mnie na maskę. W Dąbrowie Górniczej jestem na przejeździe przy "dworcu kolejowym" już po KŚ do Gliwic więc bez stania. Na zjeździe od świateł na Alei Róż jakieś bezmózgie stworzenie za kierownicą podjeżdża do mnie tak blisko, że bez problemu mógłbym urwać lusterko. A drugi pas był cały wolny. Eh... Reszta drogi spokojna. Na miejscu jestem z 3 min. obsuwy. Przyjemny dojazd do pracy. Przetrzebiło straszliwie rowerzystów. Widzę tylko tych, którzy jeżdżą cały rok.

Po południu przepiękna pogoda. Znów wracam "na krótko". Dziś nie muszę się spieszyć więc tempo zgodne z rytmem terenu: gdzie było z górki to rowerek leciał sam, gdzie pod górkę, wjeżdżałem delikatnie na młynkach i bez pośpiechu. Wracam dość zbliżoną drogą co dojazd. Mała różnica, że tym razem dotaczam się do centrum nie przez park tylko przez Aleję Kościuszki. Potem na Zieloną i czarny szlak do Łagiszy. Tam dalej w teren i wracam na czarny szlak. Niespodzianką jest to, że rozjeżdżony przez ciężki sprzęt. Teraz coś robią po zachodniej stronie szlaku. Wielkie wyrobisko, spychacze, koparki, wywrotki. Jak popada to chyba będzie lepiej ten kawałek terenu omijać. Szlakiem dotaczam się do asfaltu i skręcam na prostą do domu.

W domu zdecydowałem się obejrzeć klocki tylnego hamulca. Niby trzyma jeszcze ale coś tam już trze i klamka wpada dalej niż uznaję za właściwe. Zdejmuję koło, wyciągam zawleczkę i klocki mam w ręce. Nie są zdarte do blachy ale wiele nie zostało. Zakładam nowe. Jak już miałem rowerek rozkraczony to zabrałem się za jego czyszczenie. Przy tej okazji odkrywam urwaną szprychę w tylnym kole :-/ Cóż było robić? Zabieram się za wymianę. Trochę zabawy z centrowaniem i potem testy. Potem jeszcze smarowanie i na dziś koniec z rowerkiem.


Kategoria Praca, Serwis, Szprycha, KlockiT


komentarze
limit
| 16:46 wtorek, 17 października 2017 | linkuj Czytałem, czytałem. Wiesz, to się podciąga pod złą edukację skrzyżowaną z niewłaściwymi osobami za kółkiem. Kiedyś, kiedy w Polsce jeździło się furmankami, to przynajmniej koń miał jakiś tam mózg i pewnych głupot nie pozwalał zrobić bo się po prostu bał o swoje życie. Teraz konia już nie ma więc czasem jedzie pojazd sterowany próżnią intelektualną. Czego można od takiego zestawu oczekiwać poza durnymi zachowaniami?
amiga
| 11:56 wtorek, 17 października 2017 | linkuj Oj nie tylko odczuwalna ta temperatura, spoglądałem na licznik, o ile w domu termometr pokazywał mi 10 stopni, to w trakcie jazdy spadł oto do 8.... Nie lubię gdy ktoś tak blisko przejeżdża... Dzisiaj też miałem idiotę, może nie był niebezpieczny dla mnie bo wyprzedzał z dużym marginesem, ale miejsce które do tego wybrał... masakra... szkoda, że nie było policji... Myślę, że słono by go to kosztowało... a wystarczyło przejechać się za mną może 100m...
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!